9 grudnia 2016

Trzydzieści dwa

Alessia
Poczuła niewysłowioną ulgę, kiedy znalazła się poza biblioteką, mając pewność, że ani Layla, ani Rufus nie są w stanie jej zobaczyć. Na krótką chwilę przystanęła, tkwiąc w miejscu i mrugając pośpiesznie, by opanować cisnące się do oczu łzy. Wszystko jest nie tak, pomyślała, niemalże gniewnym ruchem ocierając twarz. Kiedy nie myślała o Nattie, miała wrażenie, że jest w porządku i tak naprawdę nie ma powodów do niepokoju, ale to było aż nadto naciąganą teorią. W rzeczywistości wciąż robiło jej się słabo na samo wspomnienie, a po tym, co powiedział wujek, czuła się jeszcze bardziej rozbita.
Prawda była taka, że wciąż nie mieli pojęcia, czy ktoś kręcił się w pobliżu twierdzy. Mogła założyć, że Victor kłamał, a tamta dziewczyna była jakimś jego nieudanym podejściem, ale zarazem nie potrafiła w to uwierzyć. Nie miała pewności, co o całej tej sytuacji myśleć, a tym bardziej jak powinna podchodzić do tego konkretnego wilkołaka, ale jeśli miała być ze sobą szczera, to mu wierzyła. Czegokolwiek nie myślałaby o metodach, którymi próbował podtrzymać rasę i zwiększyć liczebność, coś w wyjaśnieniach, które jej udzielił, nie pozwalało Alessi uwierzyć, że odpowiadał za Nattie. Był w końcu stary i doświadczony, a więc wiedział jak dopierać potencjalnych kandydatów tak, żeby nie dochodziło do takich scen. I choć wciąż dręczyło ją, że jako jedyna przejmowała się odrzucającą przemianę dziewczyną, nie mogła zaprzeczyć, że Vick najpewniej wziąłby za nią odpowiedzialność, gdyby umierała z jego winy.
To było trudne, zresztą jak i próba odnalezienia się w tym miejscu. Przy Arielu czuła się bezpieczna, poza tym całkiem dobrze dogadywała się z mieszkańcami, ale to nie zmieniało faktu, że tutaj nie pasowała – nie w takim stopniu, jak mogłaby tego oczekiwać. W Mieście Nocy wszystko wydawało się prostsze, bo wraz z chłopakiem żyła własnym życiem – każde ze swoimi, oddając się obowiązkom i czując swobodnie zarówno kiedy przebywali razem, jak i osobno. Tutaj było inaczej, bo choć nikt nie traktował ją jak wroga, podświadomie wiedziała, że jej obecność w tym miejscu jest na swój sposób sprzeczna z naturą. Całe Lille to w sobie miało, być może zakodowane w historii, skoro od zawsze należało do dzieci księżyca. Ona stanowiła ich przeciwieństwo, poza tym instynkt nie raz podsuwał jej sprzeczne myśli na temat tego, że powinna uciekać, choć naturalnie nie miała takiego zamiaru.
Od samego początku wiedziała, że przebywanie w twierdzy nie będzie łatwe, choć dla Ariela wciąż czuła gotowość, żeby się poświęcić. Starała się zrobić wszystko, byleby to nabrało sensu, a bliskość chłopaka z łatwością jej to wynagradzała. Problem polegał tylko i wyłącznie na ostatnich wydarzeniach oraz tym, jak bardzo te dawały się Alessi we znaki, stopniowo doprowadzając dziewczynę do szału. Chciała działać i zrozumieć, ale skoro nawet Victor i pozostali nie mieli pewności, co takiego działo się wokół nich, jakie szanse na poznanie odpowiedzi miała ona?
Teraz miała jeszcze więcej wątpliwości, dzięki Layli i Rufusowi bardziej niż wcześniej świadoma tego, co działo się z jej bliskimi. Co prawda informacje otrzymywała na bieżąco, regularnie rozmawiając z rodzicami i bratem, ale to nie było to samo. Długo martwiła się o Isabeau i choć wiedziała, że z ciotką już wszystko było w porządku, wcale nie czuła się dzięki temu lepiej. Nie, skoro nawet nie mogła Beau przytulić i upewnić się, że tak było naprawdę – w końcu znała ją wystarczająco dobrze, by mieć szansę zorientować się, gdyby coś jednak było na rzeczy. Nawet jeśli nie, rozmowa z ciotką – taka prawdziwa, w cztery oczy – mogłaby okazać się zbawienna, tym bardzie, że Alessia czuła się zagubiona. Długo starała się zostać kapłanką, od dziecka żyjąc myślą o tym, że pójść śladami Isabeau, ale kiedy przyszło co do tego, nie miała pojęcia, czy postąpiła słusznie. Chciała zachowywać tak, jak powinna – okazać choć trochę pewności siebie, którą od zawsze dostrzegała w przypadku wampirzycy – ale to wydawało się ją przerastać, a Ali miała poczucie, że pomimo licznych rad ciotki i tego, jak długo przygotowywała się do roli, którą ostatecznie przyszło jej pełnić, radziła sobie z wykonywaniem obowiązków w co najmniej beznadziejny sposób.
Nigdy wcześniej aż do tego stopnia nie tęskniła za rozmową z Isabeau. Pomyślała, że będzie musiała wykorzystać okazję i choć na trochę wrócić do Miasta Nocy, ale nie była pewna, czy to najlepszy pomysł. Nie chodziło o Ariela, bo wiedziała, że on nie miałby nic przeciwko. Problem leżał w niej samej i tym, że obawiała się, co takiego mogłoby się wydarzyć pod jej nieobecność – i to zwłaszcza teraz, kiedy zaczęła na poważnie brać pod uwagę to, że Lille mogłoby być na celowniku Isobel.
– Alessia?
Aż wzdrygnęła się, kiedy z ciemności dobiegł ją znajomy głos. Poderwała głowę, nie po raz pierwszy mając do siebie pretensje o to, że nie słyszała nadejścia kogokolwiek, a już zwłaszcza Ariela. Wyrwało jej się przeciągłe westchnienie, kiedy chłopak znalazł się tuż obok niej, jak gdyby nigdy nic biorąc ją w ramiona. Już po tym geście poznała, że najwyraźniej do tej pory z łatwością dało się zauważyć, że była podminowana, ale próbowała o tym nie myśleć. Samą siebie usiłowała przekonać, że wszystko jest w porządku – albo będzie, jeśli dopisze jej odrobina szczęścia.
– Hej – rzuciła, siląc się na pogodny ton głosu. – Byłam z Laylą i Rufusem. Pokazałam im książki – dodała, chociaż podejrzewała, że wszyscy w twierdzy już wiedzieli, że tymczasowo populacja wampirów w twierdzy zwiększyła się z znaczącym stopniu.
– I dlatego jesteś przygnębiona? – Ariel przyjrzał jej się uważniej. Pomyślała, że samo tylko spojrzenie jego wiecznie smutnych oczu wyglądało dość ironicznie ze słowami, które wypowiedział. – Coś jest nie tak, czy może…?
– Po prostu trochę tęsknię – wyjaśniła lakonicznie. To nie była do końca prawda, ale wolała zostawić tę rozmowę na później, poniekąd w nadziei na to, że Rufus będzie w stanie powiedzieć jej coś więcej. – Jak tam sytuacja? Wszyscy żyją? – zapytała, decydując się zmienić temat. Miała wrażenie, że efekt był wyjątkowo marny.
– Jak na razie nikt nie próbował nikogo zabić – zapewnił pośpiesznie chłopak. – Jest spokojnie. Co prawda wampiry i wilkołaki pod jednym dachem to zwykle marne połączenie, ale damy sobie radę… W końcu skoro ty tutaj mieszkasz, wytrzymanie z twoją rodziną nie powinno być trudne – stwierdził, a Alessia zapragnęła roześmiać się w nieco nerwowy sposób.
O, tak – na pewno! Zwłaszcza Rufus należał do osób tak wyjątkowo pokojowych i pozytywnych, że nie mieli powodów do niepokoju.
Odrzuciła od siebie niechciane myśli, w zamian koncentrując się na Arielu. Chciała wierzyć w to, że przynajmniej tymczasowo są sami, dlatego nie zawahała się przed zarzuceniem chłopakowi obu rąk na szyję i przysunięcie się w taki sposób, by móc się w niego wtulić. Spojrzał na nią z zaciekawieniem, pozwalając żeby go pocałowała i prawie natychmiast odwzajemniając pieszczotę. Nie wydawał się spięty, czego jednak nie dało się powiedzieć o niej, bo Alessia poczuła się gotowa wręcz przysiąc, że w jej ruchach i zachowaniu dało się wyszukać czegoś co najmniej niepokojącego – rodzaju nerwowości, której nie chciała okazywać, a która oczywiście nie uszła uwadze Ariela.
– Hej, co jest? – Zadrżała, kiedy przesunął dłonie wzdłuż jej kręgosłupa. – Widzę, że coś jest na rzeczy. Znowu coś w domu? – zaniepokoił się, bo nie tak dawno temu musiał ją uspokajać, kiedy chodziła cała roztrzęsiona wiadomością o śmierci i późniejszym zmartwychwstaniu Eleny.
– Nie, nie… Tam jest w porządku, a przynajmniej tak twierdzi Layla – zapewniła pośpiesznie. Komu jak komu, ale ciotce ufała, tym bardziej, że ta nigdy nie próbowała traktować jej jak małą dziewczynkę, którą należało przed wszystkim chronić. – Ja po prostu… Dalej znajdujecie te niepokojące ślady w pobliżu twierdzy? – zaryzykowała, jednak decydując się przejść do rzeczy.
Sądziła, że go zaskoczy, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zamian Ariel przeniósł dłonie na jej ramiona, po czym delikatnym acz stanowczym ruchem odsunął na tyle, by swobodnie móc zajrzeć Alessi w oczy.
– Czasami – przyznał i zawahał się na moment. – Wkurza mnie to, wiesz? To jakby ktoś się z nami bawił, bo przecież wiemy, że w pobliżu jest intruz, ale nie mamy co z tym zrobić. Ale tutaj jesteśmy bezpieczni – zapewnił pośpiesznie, źle interpretując jej minę.
– Rufus powiedział mi, że to może mieć związek z Isobel – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Była gotowa przysiąc, że chłopak nieznacznie pobladł. Widziała to nawet w ciemnościach, zresztą wyczuła, że na ułamek sekundy zacieśnił uścisk, którym ją otaczał.
– Z królową? – powtórzył zaskoczony. Nie była zdziwiona niespokojną nutą, która wkradła się do jego tonu, tym bardziej, że blisko wiek spędził pod postacią wilka i to właśnie przez działania Isobel. Więziła go, a tego zdecydowanie nie dało się ot tak zapomnieć. – Ale… No, wiemy, że pokazała się w Volterze – powiedział w końcu, próbując nad sobą zapanować. – I namieszała w Mieście Nocy, ale…
– Lilia tutaj mieszkała – przypomniała mu cicho.
Chcąc nie chcąc skinął głową.
– Fakt – przyznał niechętnie. – Ale to wciąż mi nie pasuje. Co tak naprawdę powiedział ci Rufus?
– Gdybym rozumiała wszystko to, co mówi Rufus, to albo bym oszalała, albo świat stałby się prostszy – zauważyła przytomnie. – Powiedział mi jedynie, że Lille jest dość ważnym miejscem, a w ostatnim czasie działo się zbyt wiele rzeczy, które ostatecznie okazały się nieprzypadkowe. Może faktycznie coś w tym jest, ale nie wiem co o tym myśleć. Może… po prostu panikuję. Albo wciąż zadręczam się Nattie – przyznała, a w oczach Ariela jak na zawołanie pojawiło się zrozumienie.
– Co nie zmienia faktu, że masz intuicję. Ja ci ufam, Ali – oznajmił z przekonaniem i choć były to słowa, które każda dziewczyna mogłaby usłyszeć od swojego partnera, mimo wszystko poczuła się pewniej. – Nie uważam, że jesteś przewrażliwiona… Poza tym mnie też się to nie podoba – dodał, raptownie poważniejąc. – Najwyżej jeszcze raz porozmawiam z Vickiem. Więcej ostrożności nie zaszkodzi, ale jak długo nic się nie dzieje… Może po prostu powinniśmy poszukać intruza i sprawdzić, co takiego się dzieje.
Mimowolnie napięła mięśnie, zaniepokojona samą tylko perspektywą tego, że on i reszta watahy mieliby uganiać się po lesie za kimś, kogo nawet nie znali, a więc naturalnie nie byli w stanie określić jego intencji. Nie chciała nawet zastanawiać się nad tym, że komukolwiek mogłoby się coś stać – a już zwłaszcza Arielowi, bo to o niego martwiła się najbardziej, gotowa zrobić wszystko, byleby nie dopuścić do kolejnego rozdzielenia. Zbyt długo musieli na siebie czekać, by teraz mogła przyjąć ryzyko w jakiejkolwiek formie.
– Nie podoba mi się to – powiedziała cichym, nieco zdławionym głosem. – Zresztą to może poczekać. Przejdziemy się? Wolę nie czekać aż wujek Rufus uzna, że potrzebuje pomocy w bibliotece – dodała z bladym uśmiechem, tym razem w końcu będąc w stanie go rozbawić.
– Grunt to dyskretnie się wycofać.
Gdyby do tego wszystkiego znalezienie odpowiedzi na dręczące ją pytania okazało się takie proste, wtedy może zdołałaby się rozluźnić.
Rufus
To miejsce było fascynujące. Rzadko kiedy coś robiło na nim wrażenie, zwłaszcza książki, ale to, co kryło się w Lille, bez wątpienia mógł uznać za co najmniej ciekawe. Jeśli miał być ze sobą szczery, początkowo wątpił w to, czy dzieciaki faktycznie były w stanie rozpoznać rejestry, zresztą perspektywa przerzucania starych zapisów bez gwarancji powodzenia zdecydowanie nie była szczytem jego marzeń. Wciąż nieszczególnie się do tego palił, bardziej zainteresowany innymi pozycjami, o których wspomniała Alessia, o ile w tym przypadku czegoś nie pomieszała.
Layla znalazła sobie fotel, na którym rozsiadła się, by móc swobodnie przeglądać część ksiąg, które zgarnęła z półki. Poszczególnie części rejestrów okazały się wymieszane, ale Rufus nie sądził, żeby to było problemem, skoro tak naprawdę nie widzieli o Claudii niczego. Początkowo pomagał dziewczynie przeglądać kolejne części, wodząc wzrokiem po pożółkłych, kruchych stronach i wyblakłym już, ręcznym piśmie, ale z czasem monotonność tego zajęcia zaczęła go irytować. W efekcie w którymś momencie zostawił Laylę w otoczeniu książek, obojętny na jej urażone spojrzenia; zdążył do tego przywyknąć, poza tym zachowanie wampirzycy kojarzyło mu się z tymi długimi godzinami, które krótko po poznaniu spędzili w laboratorium, kiedy zmuszał ją do czytania własnych notatek, by mogła choć częściowo pojąć to nad czym pracował. Podejrzewał, że przerzucanie stron rejestrów było z jej perspektywy równie nurzące, co i czytanie o czymś, o czym nie miało się pojęcia.
– Komu chciało się coś takiego prowadzić? – odezwała się w pewnym momencie. Uniósł brwi, kiedy przekonał się, że w którymś momencie właściwie położyła się na fotelu, na dodatek w dość dziwnej pozycji, jak gdyby nigdy nic zwisając głową w dół. Końcówki jasnych włosów omiotły zakurzoną podłogę, ale Layli najwyraźniej to nie przeszkadzało.
– Z perspektywy Isobel, to bez wątpienia było przydatne – stwierdził z przekonaniem. – Warto wiedzieć, kogo lepiej zachować przy życiu… I z jakich zdolności czerpać – dodał, a dziewczyna jęknęła.
– Wciąż może to robić. Nie próbuje z nami, ale pewnie może. – Wyczuł, że taka perspektywa ją martwiła. Jego również, chociaż wolał założyć, że Isobel przynajmniej tymczasowo nie zamierzała wychylać się na tyle, by znów uczepić się telepatów, którzy poznali jej sztuczki, a lata wcześniej tak po prostu wyrwali się pod wpływu. – Hm… W tej nie ma dat – dodała po chwili, unosząc przeglądany aktualnie rejestr. – Większość ich nie ma, poza tym mam wrażenie, jakby zaraz miały rozpaść mi się w rękach.
– Są stare, a to miejsce niekoniecznie nadaje się do konserwowania książek. – Wywrócił oczami. – Kiedy Isobel żyła, nikt nie przejmował się kalendarzem. Po prostu spisywali nazwiska i oznaczali tych, którzy mogli okazać się przydatni.
Layla w zamyśleniu skinęła głową, po czym na powrót skupiła się na liście. Przez dłuższą chwilę obserwował ją, mimochodem zauważając, że wyglądała wyjątkowo spokojnie. Lubił, kiedy mu pomagała, bo choć nie przejawiała choćby połowy fascynacji Claire, potrafiła być wyjątkowo zawzięta, jeśli jej na czymś zależało. W tym wypadku tak było, o czym świadczył chociażby sam fakt tego, że to z inicjatywy Lay w ogóle pojawili się w tym miejscu. Gdyby nie chciała dowiedzieć się czegoś o Claudii, nie poświęcałaby się aż do tego stopnia.
Jeśli chodziło o Claire, podejrzewał, że byłaby zaciekawiona tym, co przyciągnęło również jego uwagę. Był tego pewien, tym bardziej, że wielokrotnie pokazywał jej książki, których początkowo nie rozumiała, póki nie wytłumaczył jej, jak powinna je czytać. Tak bez wątpienia byłoby z tymi, które sam zdecydował się przejrzeć, chociaż zdecydowanie nie były rejestrami. Miał rację, kiedy wspominał Alessi o dialekcie, co mimo wszystko go zaskoczyło, bo widok aż tak starych pozycji i niemalże czystego, pozbawionego udziwnień języka pierwotnych nie należał do codzienności. Początkowo sam miał problem, żeby oswoić się z pismem, którego nie widział ot tak dawna, ale problem okazał się zaledwie chwilowy – i choć tymczasowo treści, które udało mu się odczytać, nie były szczególnie fascynujące, mimo wszystko poczuł satysfakcję.
– Nie pomyliło ci się coś przypadkiem? Rejestry są tam! – obruszyła się nie po raz pierwszy Layla, zdecydowanie niedelikatnym ruchem odrzucając kolejną pozycję na bok. Sięgnęła po kolejną, chociaż wątpił, żeby miała na to ochotę. – Co przeglądasz? – dodała już spokojniej, kiedy jakby od niechcenia przeniósł na nią wzrok.
– Mogłabyś być delikatniejsza – stwierdził, a Layla spojrzała na niego z niedowierzaniem. Wyprostował się, odsuwając od wąskiego blatu ustawionego pomiędzy regałami stołu, gdzie rozłożył jedną ze znalezionych w ogólnym chaosie książek. – Sama wspominałaś, że się rozpadają. Szkoda byłoby zniszczyć coś, co przetrwało tyle lat.
– Dobrze wiedzieć, że jednak o coś się troszczysz – mruknęła, a Rufus wywrócił oczami, decydując się puścić jej słowa mimo uszu.
– Wychodzi na to, że wilkołaki całkiem starannie dokumentowały swoją historie – powiedział w zamian, decydując się odpowiedzieć na jej wcześniejsze pytanie. – Przejrzałem już kilka. Piszą dużo na temat twierdzy, chociaż mnie na tę chwilę wygląda to na jakiś romans… Najwyraźniej twoja siostrzenica nie była pierwszą nieśmiertelną, która próbowała związać się z wilkołakiem. Coś w stylu listów Jocelyne Castiel, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli – wyjaśnił, po czym zawahał się na moment. Myślenie o kimś, kto przypominał mu o Rosie, nie było najlepszym pomysłem. – Ta jest dużo ciekawsza – podjął pośpiesznie, stukając palcem w zapisane strony. – Nie tylko my mamy swoje wierzenia, co zresztą naturalne. Dzielimy wspomnienia z okres Upadku, ale dzieci księżyca i wampiry mimo wszystko bardzo wiele od siebie różni… Niektóre wzmianki są interesujące – dodał, a Layla uśmiechnęła się blado.
– Dla ciebie wszystko, co ma związek z rzeczywistością, jest fascynujące – zauważyła przytomnie. – Szkoda, że kiedy przyszło co do czego, to właśnie ja muszę szukać tego, po co tutaj przyjechaliśmy.
– Idzie ci świetnie.
Wydęła usta, najwyraźniej nie do końca taką odpowiedzią usatysfakcjonowana, ale nie próbowała protestować. Na dłuższą chwilę na powrót pogrążyli się w ciszy, ale to nie wydało mu się niepokojące. Wręcz przeciwnie – milczenie mu odpowiadało, tym bardziej, że przy Layli nigdy nie wydawało mu się to uciążliwe.
Nie był pewien, ile czasu tak naprawdę spędzili, każde zajęte swoimi sprawami. W którymś momencie znowu zaczął obserwować skupioną na rejestrach wampirzycę, na tyle niedyskretnie, że nie był zdziwiony, kiedy ta nagle spojrzała wprost na niego. Ich spojrzenia się spotkały, a Layla uśmiechnęła się olśniewająco, po czym jednak zdecydowała się odezwać:
– Też tutaj jesteś? – zapytała jak gdyby nigdy nic.
Bez pośpiechu podszedł bliżej, jednak decydując się do niej dołączyć. Wciąż ją obserwował, kiedy z pewnym wysiłkiem wstała, by móc znaleźć sobie inną, wygodniejszą pozycję.
– W rejestrach sprzed Upadku? – Uśmiechnął się w nieco wymuszony sposób. – Może…
– „Może”, bo nie wiesz, czy właśnie się ze mną drażnisz? – Rzuciła mu rozdrażnione spojrzenie. – Tylko pytam.
– Zawsze możesz poszukać – stwierdził, kucając przy fotelu, by ich twarze znalazły się na jednym poziomie. – Nigdy nie ukrywałem przed tobą, że trochę widziałem.
– Trochę – mruknęła z przekąsem. Na powrót przeniosła wzrok na rejestry, po czym wyraźnie się zawahała. – W pewnym momencie zaczęło pojawiać się bardzo dużo pół-wampirów… – dodała mimochodem.
Westchnął, po czym z wolna skinął głową.
– Był taki okres, kiedy Isobel zaczęła sobie tego życzyć… Dość przykry rozdział – wyjaśnił, a Layla rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie.
– Jak bardzo?
Tym razem się spiął, nie do końca usatysfakcjonowany kierunkiem, który przybrała rozmowa. Już raz musiał o tym opowiadać – kilka lat wcześniej podczas rozmowy z Nessie – ale wtedy sytuacja była inna. Co więcej, ciągnięcie akurat tego tematu mogłoby wymagać kilku dodatkowych wyjaśnień, a to zdecydowanie nie było mu na rękę. Co prawda już kilka razy brał pod uwagę to, że powinien powiedzieć Layli o wszystkim, tym bardziej, że była jego żoną, ale… jakoś nie miał po temu okazji.
– Naprawdę chcesz o tym słuchać? – zapytał w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – To nie jest okres, który warto wspominać. Poza tym wampiry zachowywały się wtedy w dość brutalny sposób i…
– Zrozumiałam. – Layla wyprostowała się, po czym spojrzała na niego w niemalże łagodny sposób. W tamtej chwili zorientował się, że coś musiało ją dręczyć i to już od dłuższego czasu. – Mogę cię o coś zapytać? Tylko się nie denerwuj… – dodała, a Rufus spiął się, bo zwykle kiedy zaczytała rozmowę w ten sposób, jak najbardziej miał powody do niepokoju. – Zastanawiałam się nad tym już kilka lat temu, ale… Jak dobrze znasz Isobel?

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tylko się nie denerwuj" powiedziane do Rufusa to żart tak uroczy, że aż nie wiem, czy bardziej ciekawi mnie odpowiedź na pytanie Layli czy relacja z męża.

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa