Alessia
Poczuła niewysłowioną ulgę,
kiedy znalazła się poza biblioteką, mając pewność, że ani Layla, ani Rufus nie
są w stanie jej zobaczyć. Na krótką chwilę przystanęła, tkwiąc w miejscu
i mrugając pośpiesznie, by opanować cisnące się do oczu łzy. Wszystko jest nie tak, pomyślała,
niemalże gniewnym ruchem ocierając twarz. Kiedy nie myślała o Nattie,
miała wrażenie, że jest w porządku i tak naprawdę nie ma powodów do
niepokoju, ale to było aż nadto naciąganą teorią. W rzeczywistości wciąż
robiło jej się słabo na samo wspomnienie, a po tym, co powiedział wujek,
czuła się jeszcze bardziej rozbita.
Prawda była
taka, że wciąż nie mieli pojęcia, czy ktoś kręcił się w pobliżu twierdzy.
Mogła założyć, że Victor kłamał, a tamta dziewczyna była jakimś jego
nieudanym podejściem, ale zarazem nie potrafiła w to uwierzyć. Nie miała
pewności, co o całej tej sytuacji myśleć, a tym bardziej jak powinna
podchodzić do tego konkretnego wilkołaka, ale jeśli miała być ze sobą szczera,
to mu wierzyła. Czegokolwiek nie myślałaby o metodach, którymi próbował
podtrzymać rasę i zwiększyć liczebność, coś w wyjaśnieniach, które
jej udzielił, nie pozwalało Alessi uwierzyć, że odpowiadał za Nattie. Był w końcu
stary i doświadczony, a więc wiedział jak dopierać potencjalnych
kandydatów tak, żeby nie dochodziło do takich scen. I choć wciąż dręczyło
ją, że jako jedyna przejmowała się odrzucającą przemianę dziewczyną, nie mogła
zaprzeczyć, że Vick najpewniej wziąłby za nią odpowiedzialność, gdyby umierała z jego
winy.
To było
trudne, zresztą jak i próba odnalezienia się w tym miejscu. Przy
Arielu czuła się bezpieczna, poza tym całkiem dobrze dogadywała się z mieszkańcami,
ale to nie zmieniało faktu, że tutaj nie pasowała – nie w takim stopniu,
jak mogłaby tego oczekiwać. W Mieście Nocy wszystko wydawało się prostsze,
bo wraz z chłopakiem żyła własnym życiem – każde ze swoimi, oddając się
obowiązkom i czując swobodnie zarówno kiedy przebywali razem, jak i osobno.
Tutaj było inaczej, bo choć nikt nie traktował ją jak wroga, podświadomie
wiedziała, że jej obecność w tym miejscu jest na swój sposób sprzeczna z naturą.
Całe Lille to w sobie miało, być może zakodowane w historii, skoro od
zawsze należało do dzieci księżyca. Ona stanowiła ich przeciwieństwo, poza tym
instynkt nie raz podsuwał jej sprzeczne myśli na temat tego, że powinna
uciekać, choć naturalnie nie miała takiego zamiaru.
Od samego
początku wiedziała, że przebywanie w twierdzy nie będzie łatwe, choć dla
Ariela wciąż czuła gotowość, żeby się poświęcić. Starała się zrobić wszystko,
byleby to nabrało sensu, a bliskość chłopaka z łatwością jej to
wynagradzała. Problem polegał tylko i wyłącznie na ostatnich wydarzeniach
oraz tym, jak bardzo te dawały się Alessi we znaki, stopniowo doprowadzając
dziewczynę do szału. Chciała działać i zrozumieć, ale skoro nawet Victor i pozostali
nie mieli pewności, co takiego działo się wokół nich, jakie szanse na poznanie
odpowiedzi miała ona?
Teraz miała
jeszcze więcej wątpliwości, dzięki Layli i Rufusowi bardziej niż wcześniej
świadoma tego, co działo się z jej bliskimi. Co prawda informacje
otrzymywała na bieżąco, regularnie rozmawiając z rodzicami i bratem,
ale to nie było to samo. Długo martwiła się o Isabeau i choć
wiedziała, że z ciotką już wszystko było w porządku, wcale nie czuła
się dzięki temu lepiej. Nie, skoro nawet nie mogła Beau przytulić i upewnić
się, że tak było naprawdę – w końcu znała ją wystarczająco dobrze, by mieć
szansę zorientować się, gdyby coś jednak było na rzeczy. Nawet jeśli nie,
rozmowa z ciotką – taka prawdziwa, w cztery oczy – mogłaby okazać się
zbawienna, tym bardzie, że Alessia czuła się zagubiona. Długo starała się
zostać kapłanką, od dziecka żyjąc myślą o tym, że pójść śladami Isabeau,
ale kiedy przyszło co do tego, nie miała pojęcia, czy postąpiła słusznie.
Chciała zachowywać tak, jak powinna – okazać choć trochę pewności siebie, którą
od zawsze dostrzegała w przypadku wampirzycy – ale to wydawało się ją
przerastać, a Ali miała poczucie, że pomimo licznych rad ciotki i tego,
jak długo przygotowywała się do roli, którą ostatecznie przyszło jej pełnić,
radziła sobie z wykonywaniem obowiązków w co najmniej beznadziejny
sposób.
Nigdy
wcześniej aż do tego stopnia nie tęskniła za rozmową z Isabeau. Pomyślała,
że będzie musiała wykorzystać okazję i choć na trochę wrócić do Miasta
Nocy, ale nie była pewna, czy to najlepszy pomysł. Nie chodziło o Ariela,
bo wiedziała, że on nie miałby nic przeciwko. Problem leżał w niej samej i tym,
że obawiała się, co takiego mogłoby się wydarzyć pod jej nieobecność – i to
zwłaszcza teraz, kiedy zaczęła na poważnie brać pod uwagę to, że Lille mogłoby
być na celowniku Isobel.
– Alessia?
Aż wzdrygnęła
się, kiedy z ciemności dobiegł ją znajomy głos. Poderwała głowę, nie po
raz pierwszy mając do siebie pretensje o to, że nie słyszała nadejścia
kogokolwiek, a już zwłaszcza Ariela. Wyrwało jej się przeciągłe
westchnienie, kiedy chłopak znalazł się tuż obok niej, jak gdyby nigdy nic
biorąc ją w ramiona. Już po tym geście poznała, że najwyraźniej do tej
pory z łatwością dało się zauważyć, że była podminowana, ale próbowała o tym
nie myśleć. Samą siebie usiłowała przekonać, że wszystko jest w porządku –
albo będzie, jeśli dopisze jej odrobina szczęścia.
– Hej –
rzuciła, siląc się na pogodny ton głosu. – Byłam z Laylą i Rufusem.
Pokazałam im książki – dodała, chociaż podejrzewała, że wszyscy w twierdzy
już wiedzieli, że tymczasowo populacja wampirów w twierdzy zwiększyła się z znaczącym
stopniu.
– I dlatego
jesteś przygnębiona? – Ariel przyjrzał jej się uważniej. Pomyślała, że samo
tylko spojrzenie jego wiecznie smutnych oczu wyglądało dość ironicznie ze
słowami, które wypowiedział. – Coś jest nie tak, czy może…?
– Po prostu
trochę tęsknię – wyjaśniła lakonicznie. To nie była do końca prawda, ale wolała
zostawić tę rozmowę na później, poniekąd w nadziei na to, że Rufus będzie w stanie
powiedzieć jej coś więcej. – Jak tam sytuacja? Wszyscy żyją? – zapytała,
decydując się zmienić temat. Miała wrażenie, że efekt był wyjątkowo marny.
– Jak na
razie nikt nie próbował nikogo zabić – zapewnił pośpiesznie chłopak. – Jest
spokojnie. Co prawda wampiry i wilkołaki pod jednym dachem to zwykle marne
połączenie, ale damy sobie radę… W końcu skoro ty tutaj mieszkasz,
wytrzymanie z twoją rodziną nie powinno być trudne – stwierdził, a Alessia
zapragnęła roześmiać się w nieco nerwowy sposób.
O, tak – na
pewno! Zwłaszcza Rufus należał do osób tak wyjątkowo pokojowych i pozytywnych,
że nie mieli powodów do niepokoju.
Odrzuciła
od siebie niechciane myśli, w zamian koncentrując się na Arielu. Chciała
wierzyć w to, że przynajmniej tymczasowo są sami, dlatego nie zawahała się
przed zarzuceniem chłopakowi obu rąk na szyję i przysunięcie się w taki
sposób, by móc się w niego wtulić. Spojrzał na nią z zaciekawieniem,
pozwalając żeby go pocałowała i prawie natychmiast odwzajemniając
pieszczotę. Nie wydawał się spięty, czego jednak nie dało się powiedzieć o niej,
bo Alessia poczuła się gotowa wręcz przysiąc, że w jej ruchach i zachowaniu
dało się wyszukać czegoś co najmniej niepokojącego – rodzaju nerwowości, której
nie chciała okazywać, a która oczywiście nie uszła uwadze Ariela.
– Hej, co
jest? – Zadrżała, kiedy przesunął dłonie wzdłuż jej kręgosłupa. – Widzę, że coś
jest na rzeczy. Znowu coś w domu? – zaniepokoił się, bo nie tak dawno temu
musiał ją uspokajać, kiedy chodziła cała roztrzęsiona wiadomością o śmierci
i późniejszym zmartwychwstaniu Eleny.
– Nie, nie…
Tam jest w porządku, a przynajmniej tak twierdzi Layla – zapewniła
pośpiesznie. Komu jak komu, ale ciotce ufała, tym bardziej, że ta nigdy nie
próbowała traktować jej jak małą dziewczynkę, którą należało przed wszystkim
chronić. – Ja po prostu… Dalej znajdujecie te niepokojące ślady w pobliżu
twierdzy? – zaryzykowała, jednak decydując się przejść do rzeczy.
Sądziła, że
go zaskoczy, ale nic podobnego nie miało miejsca. W zamian Ariel przeniósł
dłonie na jej ramiona, po czym delikatnym acz stanowczym ruchem odsunął na
tyle, by swobodnie móc zajrzeć Alessi w oczy.
– Czasami –
przyznał i zawahał się na moment. – Wkurza mnie to, wiesz? To jakby ktoś
się z nami bawił, bo przecież wiemy, że w pobliżu jest intruz, ale
nie mamy co z tym zrobić. Ale tutaj jesteśmy bezpieczni – zapewnił
pośpiesznie, źle interpretując jej minę.
– Rufus
powiedział mi, że to może mieć związek z Isobel – wypaliła, zanim zdążyła
ugryźć się w język.
Była gotowa
przysiąc, że chłopak nieznacznie pobladł. Widziała to nawet w ciemnościach,
zresztą wyczuła, że na ułamek sekundy zacieśnił uścisk, którym ją otaczał.
– Z królową?
– powtórzył zaskoczony. Nie była zdziwiona niespokojną nutą, która wkradła się
do jego tonu, tym bardziej, że blisko wiek spędził pod postacią wilka i to
właśnie przez działania Isobel. Więziła go, a tego zdecydowanie nie dało
się ot tak zapomnieć. – Ale… No, wiemy, że pokazała się w Volterze –
powiedział w końcu, próbując nad sobą zapanować. – I namieszała w Mieście
Nocy, ale…
– Lilia
tutaj mieszkała – przypomniała mu cicho.
Chcąc nie
chcąc skinął głową.
– Fakt –
przyznał niechętnie. – Ale to wciąż mi nie pasuje. Co tak naprawdę powiedział
ci Rufus?
– Gdybym
rozumiała wszystko to, co mówi Rufus, to albo bym oszalała, albo świat stałby
się prostszy – zauważyła przytomnie. – Powiedział mi jedynie, że Lille jest
dość ważnym miejscem, a w ostatnim czasie działo się zbyt wiele
rzeczy, które ostatecznie okazały się nieprzypadkowe. Może faktycznie coś w tym
jest, ale nie wiem co o tym myśleć. Może… po prostu panikuję. Albo wciąż zadręczam
się Nattie – przyznała, a w oczach Ariela jak na zawołanie pojawiło
się zrozumienie.
– Co nie
zmienia faktu, że masz intuicję. Ja ci ufam, Ali – oznajmił z przekonaniem
i choć były to słowa, które każda dziewczyna mogłaby usłyszeć od swojego
partnera, mimo wszystko poczuła się pewniej. – Nie uważam, że jesteś
przewrażliwiona… Poza tym mnie też się to nie podoba – dodał, raptownie
poważniejąc. – Najwyżej jeszcze raz porozmawiam z Vickiem. Więcej
ostrożności nie zaszkodzi, ale jak długo nic się nie dzieje… Może po prostu
powinniśmy poszukać intruza i sprawdzić, co takiego się dzieje.
Mimowolnie
napięła mięśnie, zaniepokojona samą tylko perspektywą tego, że on i reszta
watahy mieliby uganiać się po lesie za kimś, kogo nawet nie znali, a więc
naturalnie nie byli w stanie określić jego intencji. Nie chciała nawet zastanawiać
się nad tym, że komukolwiek mogłoby się coś stać – a już zwłaszcza Arielowi,
bo to o niego martwiła się najbardziej, gotowa zrobić wszystko, byleby nie
dopuścić do kolejnego rozdzielenia. Zbyt długo musieli na siebie czekać, by
teraz mogła przyjąć ryzyko w jakiejkolwiek formie.
– Nie
podoba mi się to – powiedziała cichym, nieco zdławionym głosem. – Zresztą to
może poczekać. Przejdziemy się? Wolę nie czekać aż wujek Rufus uzna, że
potrzebuje pomocy w bibliotece – dodała z bladym uśmiechem, tym razem
w końcu będąc w stanie go rozbawić.
– Grunt to
dyskretnie się wycofać.
Gdyby do
tego wszystkiego znalezienie odpowiedzi na dręczące ją pytania okazało się
takie proste, wtedy może zdołałaby się rozluźnić.
Rufus
To miejsce było fascynujące. Rzadko kiedy coś robiło na
nim wrażenie, zwłaszcza książki, ale to, co kryło się w Lille, bez
wątpienia mógł uznać za co najmniej ciekawe. Jeśli miał być ze sobą szczery,
początkowo wątpił w to, czy dzieciaki faktycznie były w stanie
rozpoznać rejestry, zresztą perspektywa przerzucania starych zapisów bez
gwarancji powodzenia zdecydowanie nie była szczytem jego marzeń. Wciąż
nieszczególnie się do tego palił, bardziej zainteresowany innymi pozycjami, o których
wspomniała Alessia, o ile w tym przypadku czegoś nie pomieszała.
Layla
znalazła sobie fotel, na którym rozsiadła się, by móc swobodnie przeglądać
część ksiąg, które zgarnęła z półki. Poszczególnie części rejestrów
okazały się wymieszane, ale Rufus nie sądził, żeby to było problemem, skoro tak
naprawdę nie widzieli o Claudii niczego. Początkowo pomagał dziewczynie
przeglądać kolejne części, wodząc wzrokiem po pożółkłych, kruchych stronach i wyblakłym
już, ręcznym piśmie, ale z czasem monotonność tego zajęcia zaczęła go
irytować. W efekcie w którymś momencie zostawił Laylę w otoczeniu
książek, obojętny na jej urażone spojrzenia; zdążył do tego przywyknąć, poza
tym zachowanie wampirzycy kojarzyło mu się z tymi długimi godzinami, które
krótko po poznaniu spędzili w laboratorium, kiedy zmuszał ją do czytania
własnych notatek, by mogła choć częściowo pojąć to nad czym pracował.
Podejrzewał, że przerzucanie stron rejestrów było z jej perspektywy równie
nurzące, co i czytanie o czymś, o czym nie miało się pojęcia.
– Komu chciało
się coś takiego prowadzić? – odezwała się w pewnym momencie. Uniósł brwi,
kiedy przekonał się, że w którymś momencie właściwie położyła się na
fotelu, na dodatek w dość dziwnej pozycji, jak gdyby nigdy nic zwisając
głową w dół. Końcówki jasnych włosów omiotły zakurzoną podłogę, ale Layli
najwyraźniej to nie przeszkadzało.
– Z perspektywy
Isobel, to bez wątpienia było przydatne – stwierdził z przekonaniem. –
Warto wiedzieć, kogo lepiej zachować przy życiu… I z jakich zdolności
czerpać – dodał, a dziewczyna jęknęła.
– Wciąż
może to robić. Nie próbuje z nami, ale pewnie może. – Wyczuł, że taka
perspektywa ją martwiła. Jego również, chociaż wolał założyć, że Isobel
przynajmniej tymczasowo nie zamierzała wychylać się na tyle, by znów uczepić
się telepatów, którzy poznali jej sztuczki, a lata wcześniej tak po prostu
wyrwali się pod wpływu. – Hm… W tej nie ma dat – dodała po chwili, unosząc
przeglądany aktualnie rejestr. – Większość ich nie ma, poza tym mam wrażenie,
jakby zaraz miały rozpaść mi się w rękach.
– Są stare,
a to miejsce niekoniecznie nadaje się do konserwowania książek. – Wywrócił
oczami. – Kiedy Isobel żyła, nikt nie przejmował się kalendarzem. Po prostu
spisywali nazwiska i oznaczali tych, którzy mogli okazać się przydatni.
Layla w zamyśleniu
skinęła głową, po czym na powrót skupiła się na liście. Przez dłuższą chwilę
obserwował ją, mimochodem zauważając, że wyglądała wyjątkowo spokojnie. Lubił,
kiedy mu pomagała, bo choć nie przejawiała choćby połowy fascynacji Claire,
potrafiła być wyjątkowo zawzięta, jeśli jej na czymś zależało. W tym
wypadku tak było, o czym świadczył chociażby sam fakt tego, że to z inicjatywy
Lay w ogóle pojawili się w tym miejscu. Gdyby nie chciała dowiedzieć
się czegoś o Claudii, nie poświęcałaby się aż do tego stopnia.
Jeśli
chodziło o Claire, podejrzewał, że byłaby zaciekawiona tym, co
przyciągnęło również jego uwagę. Był tego pewien, tym bardziej, że wielokrotnie
pokazywał jej książki, których początkowo nie rozumiała, póki nie wytłumaczył
jej, jak powinna je czytać. Tak bez wątpienia byłoby z tymi, które sam
zdecydował się przejrzeć, chociaż zdecydowanie nie były rejestrami. Miał rację,
kiedy wspominał Alessi o dialekcie, co mimo wszystko go zaskoczyło, bo
widok aż tak starych pozycji i niemalże czystego, pozbawionego udziwnień
języka pierwotnych nie należał do codzienności. Początkowo sam miał problem,
żeby oswoić się z pismem, którego nie widział ot tak dawna, ale problem
okazał się zaledwie chwilowy – i choć tymczasowo treści, które udało mu
się odczytać, nie były szczególnie fascynujące, mimo wszystko poczuł
satysfakcję.
– Nie
pomyliło ci się coś przypadkiem? Rejestry są tam! – obruszyła się nie po raz
pierwszy Layla, zdecydowanie niedelikatnym ruchem odrzucając kolejną pozycję na
bok. Sięgnęła po kolejną, chociaż wątpił, żeby miała na to ochotę. – Co
przeglądasz? – dodała już spokojniej, kiedy jakby od niechcenia przeniósł na
nią wzrok.
– Mogłabyś
być delikatniejsza – stwierdził, a Layla spojrzała na niego z niedowierzaniem.
Wyprostował się, odsuwając od wąskiego blatu ustawionego pomiędzy regałami
stołu, gdzie rozłożył jedną ze znalezionych w ogólnym chaosie książek. –
Sama wspominałaś, że się rozpadają. Szkoda byłoby zniszczyć coś, co przetrwało
tyle lat.
– Dobrze
wiedzieć, że jednak o coś się troszczysz – mruknęła, a Rufus wywrócił
oczami, decydując się puścić jej słowa mimo uszu.
– Wychodzi
na to, że wilkołaki całkiem starannie dokumentowały swoją historie – powiedział
w zamian, decydując się odpowiedzieć na jej wcześniejsze pytanie. –
Przejrzałem już kilka. Piszą dużo na temat twierdzy, chociaż mnie na tę chwilę
wygląda to na jakiś romans… Najwyraźniej twoja siostrzenica nie była pierwszą
nieśmiertelną, która próbowała związać się z wilkołakiem. Coś w stylu
listów Jocelyne Castiel, jeśli wiesz, co takiego mam na myśli – wyjaśnił, po
czym zawahał się na moment. Myślenie o kimś, kto przypominał mu o Rosie,
nie było najlepszym pomysłem. – Ta jest dużo ciekawsza – podjął pośpiesznie,
stukając palcem w zapisane strony. – Nie tylko my mamy swoje wierzenia, co
zresztą naturalne. Dzielimy wspomnienia z okres Upadku, ale dzieci
księżyca i wampiry mimo wszystko bardzo wiele od siebie różni… Niektóre
wzmianki są interesujące – dodał, a Layla uśmiechnęła się blado.
– Dla
ciebie wszystko, co ma związek z rzeczywistością, jest fascynujące –
zauważyła przytomnie. – Szkoda, że kiedy przyszło co do czego, to właśnie ja
muszę szukać tego, po co tutaj przyjechaliśmy.
– Idzie ci
świetnie.
Wydęła
usta, najwyraźniej nie do końca taką odpowiedzią usatysfakcjonowana, ale nie
próbowała protestować. Na dłuższą chwilę na powrót pogrążyli się w ciszy, ale
to nie wydało mu się niepokojące. Wręcz przeciwnie – milczenie mu odpowiadało,
tym bardziej, że przy Layli nigdy nie wydawało mu się to uciążliwe.
Nie był
pewien, ile czasu tak naprawdę spędzili, każde zajęte swoimi sprawami. W którymś
momencie znowu zaczął obserwować skupioną na rejestrach wampirzycę, na tyle
niedyskretnie, że nie był zdziwiony, kiedy ta nagle spojrzała wprost na niego.
Ich spojrzenia się spotkały, a Layla uśmiechnęła się olśniewająco, po czym
jednak zdecydowała się odezwać:
– Też tutaj
jesteś? – zapytała jak gdyby nigdy nic.
Bez
pośpiechu podszedł bliżej, jednak decydując się do niej dołączyć. Wciąż ją
obserwował, kiedy z pewnym wysiłkiem wstała, by móc znaleźć sobie inną,
wygodniejszą pozycję.
– W rejestrach
sprzed Upadku? – Uśmiechnął się w nieco wymuszony sposób. – Może…
– „Może”,
bo nie wiesz, czy właśnie się ze mną drażnisz? – Rzuciła mu rozdrażnione spojrzenie.
– Tylko pytam.
– Zawsze
możesz poszukać – stwierdził, kucając przy fotelu, by ich twarze znalazły się
na jednym poziomie. – Nigdy nie ukrywałem przed tobą, że trochę widziałem.
– Trochę –
mruknęła z przekąsem. Na powrót przeniosła wzrok na rejestry, po czym
wyraźnie się zawahała. – W pewnym momencie zaczęło pojawiać się bardzo
dużo pół-wampirów… – dodała mimochodem.
Westchnął,
po czym z wolna skinął głową.
– Był taki
okres, kiedy Isobel zaczęła sobie tego życzyć… Dość przykry rozdział –
wyjaśnił, a Layla rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie.
– Jak
bardzo?
Tym razem
się spiął, nie do końca usatysfakcjonowany kierunkiem, który przybrała rozmowa.
Już raz musiał o tym opowiadać – kilka lat wcześniej podczas rozmowy z Nessie
– ale wtedy sytuacja była inna. Co więcej, ciągnięcie akurat tego tematu
mogłoby wymagać kilku dodatkowych wyjaśnień, a to zdecydowanie nie było mu
na rękę. Co prawda już kilka razy brał pod uwagę to, że powinien powiedzieć
Layli o wszystkim, tym bardziej, że była jego żoną, ale… jakoś nie miał po
temu okazji.
– Naprawdę
chcesz o tym słuchać? – zapytał w końcu, ostrożnie dobierając słowa. –
To nie jest okres, który warto wspominać. Poza tym wampiry zachowywały się
wtedy w dość brutalny sposób i…
–
Zrozumiałam. – Layla wyprostowała się, po czym spojrzała na niego w niemalże
łagodny sposób. W tamtej chwili zorientował się, że coś musiało ją dręczyć
i to już od dłuższego czasu. – Mogę cię o coś zapytać? Tylko się nie
denerwuj… – dodała, a Rufus spiął się, bo zwykle kiedy zaczytała rozmowę w ten
sposób, jak najbardziej miał powody do niepokoju. – Zastanawiałam się nad tym
już kilka lat temu, ale… Jak dobrze znasz Isobel?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Tylko się nie denerwuj" powiedziane do Rufusa to żart tak uroczy, że aż nie wiem, czy bardziej ciekawi mnie odpowiedź na pytanie Layli czy relacja z męża.
Usuń