5 grudnia 2016

Dwadzieścia osiem

Elena
Początkowo nie zrozumiała, zdolna co najwyżej wpatrywać się w Rafaela, czekając na jakąkolwiek dalszą część jego wypowiedzi. Dopiero kiedy pochwyciła jego znaczące spojrzenie, wszystko z wolna zaczęło układać się jej w głowie, chociaż to nadal nie tłumaczyło niczego, a już zwłaszcza tego, co próbował zasugerować.
– Ja… Co takiego? – wrzuciła z siebie na wydechu.
Demon z wolna podszedł bliżej, nawet na krótką chwilę nie odrywając od niej wzroku. Cokolwiek w tamtej chwili myślał, pozostawało dla niej zagadką.
– Nie jestem pewien, ale najpewniej… Zmarli nie wracają, Eleno – zauważył niemalże łagodnym tonem. – Nie w naturalny sposób, jeśli wiesz, co mam na myśli – dodał, a ona z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Więc nie jestem sobą… No, nie do końca – dopowiedziała, starannie dobierając słowa. – Mówisz, że jesteśmy teraz, podobni, ale… – Urwała, sama niepewna tego, czy w ogóle chciała dokończyć tę myśli.
– Moja krew, moja dusza… A w twój powrót wtrąciła się sama Ciemność. Interpretuj to jak chcesz – zaproponował, ale i tak omal się nie zakrztusiła.
– To znaczy, że… – Otworzyła i zaraz zamknęła usta, coraz bardziej oszołomiona. Wiedziała, że wszystko jest inne, ale kiedy mówił teraz… – Jasna cholera, zrobiłeś ze mnie demona czy jak?! – naskoczyła na niego, zrywając się tak gwałtownie, że dotychczas obejmująca ją Esme musiała w popłochu się odsunąć, żeby przypadkiem nie oberwać.
Rzuciła mamie przepraszające spojrzenie, ale prawie natychmiast cała jej uwaga skoncentrowała się na Rafaelu. Bez trudu przemieściła się wystarczająco szybko, by dosłownie zmaterializować się przed nieśmiertelnym, przez krótką chwilę mając ochotę rzucić się na niego z pięściami, chociaż to zdecydowanie nie byłoby dobrym pomysłem. Czuła, że się trzęsie, wytrącona z równowagi w stopniu niemniejszym, co i z chwilą, w której uprzytomniła sobie, że Isobel rozkazała jej zabicie osób, które pozostawały dla niej ważne. Rafa westchnął, spoglądając na nią w sposób co najmniej pobłażliwy, co pewnie znaczyło, że spodziewał się takiej reakcji, nie wspominając o tym, że z jego perspektywy nie stanowiła najmniejszego nawet zagrożenia. No cóż, oczywiście – w końcu pozostawała niedoświadczonym, drażniącym go demonem, który…
Nie, to zdecydowanie nie brzmiało dobrze. Co więcej, przecież nie mogło być prawdziwe, a przynajmniej ona nie potrafiła sobie tego wyobrazić.
– Żartujesz sobie ze mnie? – wycedziła przez zaciśnięte zęby, cudem zmuszając się do w miarę spokojnego stania w miejscu.
– Chciałbym – stwierdził i, cholera raz jeszcze, zabrzmiało to wyjątkowo szczerze. – Zdarza mi się, ale nie tym razem… I nie patrz tak na mnie! Powiedziałem, że cię odzyskam i to zrobiłem. To tylko… skutek uboczny – dodał po chwili zastanowienia.
Roześmiała się w niemalże histeryczny sposób, niedowierzając temu, co właśnie próbował do niej mówić. Brzmienie własnego głosu wydało się dziewczynie nienaturalne, ale nie na tyle, by poczuła się z tego powodu zaniepokojona bardziej niż do tej pory. Przecież już i tak wszystko było całkowicie odmienne od tego, czego mogłaby oczekiwać. Nie miała pojęcia, co działo się wokół niej, a skoro tak…
Skutek uboczny! – powtórzyła z niedowierzaniem. – To jest twoim zdaniem skutek uboczny – zadrwiła, coraz bardziej podenerwowana – i… Hej, chwileczkę. – Urwała, po czym z niepokojem spojrzała najpierw na stojącego przed nią mężczyznę, a dopiero potem na siebie. – Mam… skrzydła? – zaryzykowało, chociaż pytanie samo w sobie zdawało się brzmieć niedorzecznie.
– Może – rzucił niemal beztroskim tonem, kolejny raz bliski tego, żeby wytrącić ją z równowagi. – Są metafizyczne, ale zależą od naszej woli… Pomyśl, dla mnie to równie naturalne, co dla ciebie oddychanie albo chodzenie – wyjaśnił, źle interpretując jej zszokowaną minę. – Musiałabyś sprawdzić. Wiesz, nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby… Cóż, my się rodzimy, nie przemieniamy – dodał i to bynajmniej nie poprawiło Elenie nastroju.
Wypuściła powietrze ze świstem, coraz bardziej zszokowana sytuacją. Słodka bogini, to się nie działo – absolutnie nie. Spodziewała się naprawdę wielu rzeczy, ale to zaczynało ją przytłaczać, zresztą tak jak i świadomość tego, że Rafael nie widział w takiej sytuacji najmniejszego nawet problemu. Och, wręcz przeciwnie! Była gotowa przysiąc, że na swój sposób się cieszył, jakby perspektywa tego, że od teraz mogliby być tacy sami napawała go entuzjazmem. Nie miała pewności, jak powinna rozumieć jego słowa, interpretować je, a tym bardziej ze spokojem pochodzić do informacji, które serafin serwował jej z taką swobodą. Nie rozumiała i chyba tak naprawdę nie chciała tego pojąć, chociaż z drugiej strony…
Zesztywniała, kiedy nagle znalazła się w jego ramionach. Uniosła głowę, dopiero po kilku kolejnych sekundach będąc w stanie skoncentrować się na jego twarzy, a zwłaszcza parze lśniących, intensywnie niebieskich oczu. Mimo wszystko jego uścisk sprawił, że zdołała choć trochę się rozluźnić, nie po raz pierwszy mając wrażenie, że straciła kontrolę nad własnym ciałem. Rafael od samego początku robił z nią, co tylko chciał, choć może właściwszym określeniem było to, że ten system działał w dwie strony – w końcu gdyby było inaczej, pewnie wciąż trwaliby na etapie uciekania przed uczuciami i wzajemnego robienia sobie na złość.
– To bardziej złożone, lilan, ale… bądźmy szczery, co złego jest w tym, że mogłaś wrócić? – usłyszała tuż przy uchu jego spokojny głos. Mimowolnie zadrżała, czując muśnięcie oddechu na policzku. – Jeśli to jest cena, niech i tak będzie.
– Mówisz tak, bo ta cena wcale nie dotyczy ciebie – stwierdziła, ale w jej głosie brakowało pewności siebie.
– Tak uważasz? – Rafael spojrzał na nią z powątpiewaniem. – Rozbicie duszy nie jest twoim zdaniem wystarczającym poświęceniem?
Ten argument skutecznie zamknął Elenie usta. Zamilkła, już tylko pozwalając na to, żeby ją obejmował, co samo w sobie okazało się po prostu dobre. Zamknęła oczy, koncentrując się przede wszystkim na oddychaniu oraz wzajemnej bliskości, tym bardziej, że w ramionach demona z wolna zaczęła odnajmować utraconą równowagę. Wtedy łatwiej mogła zapanować nie tylko nad mętlikiem w głowie, ale również sobą samą…
A przynajmniej tak myślała do momentu, w którym do głosu po raz kolejny doszedł głód.
Zesztywniała, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie czując narastającą potrzebę, żeby skosztować krążącej w jego żyłach krewi. Z pewnym opóźnieniem uprzytomniła sobie, że machinalnie przesunęła się bliżej, zaciskając palce na jego ramionach i chyba jedynie cudem powstrzymując się przed prośbą, by natychmiast pozwolił jej się ukąsić. Nie miała pojęcia, jak głód wyglądał w przypadku demonów, ale szybko zorientowała się, że nie przypominał palenia w gardle, które zazwyczaj czuła. To było raczej jak zew, podczas którego całe jej ciało się napinało, a ona już tylko marzyła o tym, żeby jak najszybciej pozyskać to, czego potrzebowała. Chciała się pożywić, niezależnie od możliwych konsekwencji, chociaż zarazem czuła, że nie mogła tak po prostu sobie na to pozwolić.
Rafael musnął palcami jej loki, po czym z wolna przesunął dłoń niżej, wzdłuż pleców, by ostatecznie ulokować ją na biodrze Eleny. Zrozumiała, że aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co się z nią działo, najwyraźniej nie zamierzając protestować. Mogła się tego spodziewać, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że nie tak dawno karmiła się tylko z jego pomocą, niejako na własne życzenie pogłębiając uzależnienie przed którym ostrzegała ją Miriam. Sądziła, że mieli ten etap za sobą, ale jeśli nie…
– Rafa – rzuciła ostrzegawczym tonem, ale w odpowiedzi on wyłącznie się uśmiechnął.
– Nie ma niczego złego w tym, że możesz potrzebować akurat mnie – stwierdził z przekonaniem. – Żyjesz dzięki mojej krwi. To oczywiste, że będziesz potrzebowała więcej – dodał, chociaż z jej perspektywy sprawy wyglądały trochę inaczej.
– Ale Mira mówiła, że…
Gniewnie zmrużył oczy.
– Do diabła z Mirą i jej radami – oznajmił z powagą. Nie mogła zaprzeczyć, że takie rozwiązanie wydawało się niezwykle kuszące.
Zawahała się, wciąż niepewna i pełna wątpliwości. Chciała coś powiedzieć, ale nie ufała w wystarczającym stopniu ani sobie, ani własnemu ciału. Pragnęła mu ulec, a gdyby byli sami, pewnie nie opierałaby się dłużej, aniżeli mogłoby to być konieczne, tym bardziej, że Rafael niejako sam się jej oddawał – tak po prostu, wydając się czerpać dziką przyjemność z możliwości dobrowolnego zaoferowania zawartości własnych żył. Wiedziała, że mogła czuć się wyróżniona, bo prędzej by kogoś rozszarpał, niż pozwolił intruzowi się z siebie napić, ale mimo wszystko…
Spięła się i – wcześniej jedynie cudem zmuszając się do oderwania wzroku od jego gardła – pośpiesznie obejrzała się na wciąż obecną Esme. Trudno było stwierdzić, co tak naprawdę czuła albo myślała sobie wampirzyca, ale nie wydała się Elenie ani przerażona, ani zła. Gdyby miała zgadywać, prędzej stwierdziłaby, że dla mamy wciąż liczyło się to, że mogła odzyskać córkę; patrząc na to takimi kategoriami, wszystko inne traciło na znaczeniu.
– Sprawdzę, co dzieje się na dole – odezwała się po chwili wahania wampirzyca, z wolna wycofując w stronę drzwi. – Powiem, że niedługo zejdziecie, więc…
– Tak… Tak, niedługo przyjdziemy – powiedziała pośpiesznie Elena, chcąc w ten sposób niejako narzucić sobie to, że musieli się pośpieszyć.
Gdyby to zależało tylko i wyłącznie od niej, nie ruszałaby się nigdzie, zwłaszcza kiedy została sam na sam z Rafaelem. Ledwo tylko nabrała pewności, że mama wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi, przestała się powstrzymywać. Demon nie zaprotestował, kiedy bezceremonialnie zarzuciła mu obie ręce na szyję, chcąc znaleźć się jak najbliżej odsłoniętego gardła. Wyrwał jej się cichy, nieco zdławiony jęk, kiedy Rafa jak gdyby nigdy nic wziął ją na ręce, w ułamek sekundy później materializując się przy łóżku. Poczuła się trochę jak dziecko, kiedy posadził ją sobie na kolanach, ale nie próbowała się kłócić, w zamian wykorzystując to, że dzięki takiemu rozwiązaniu miała swobodny dostęp do jego szyi.
Picie jego krwi już wcześniej sprawiało jej przyjemność – po stokroć większą niż ta, którą odczuwała, żywiąc się zwierzętami albo ludzką osoką z woreczków. Tym razem było podobnie, a Elena omal się nie zakrztusiła, kiedy przekonała się, że teraz jej zmysły były jeszcze bardziej wrażliwe. Dawno nie doświadczyła czegoś takiego – tak intensywnego i niezwykłego zarazem, przez co nawet złapanie tchu zaczęło jawić się dziewczynie jako prawdziwe wyzwanie. Jeśli do tej pory miała problem z zapanowaniem nad mętlikiem w głowie, w tamtej chwili przestała myśleć całkowicie, zdolna co najwyżej tulić się do męża i czerpać przyjemność z picia jego krwi. To było coś o wiele bardziej intensywnego, niż kiedy pozwolił jej na podobny akt przed wyjazdem, zaraz po ślubie, gdy…
Oderwała się od niego z trudem, pod wpływem impulsu decydując się posunąć o krok dalej. Rafael spojrzał na nią z powątpiewaniem, kiedy wbiła w niego wzrok, dziwnie podekscytowana. Nie widziała swojej twarzy, ale podejrzewała, że w tamtej chwili wyglądała trochę tak, jakby miała gorączkę – zwłaszcza z błyszczącymi od nadmiaru emocji oczami.
– Elena?
Jedynie potrząsnęła głową, nie zamierzając tracić czasu na wyjaśnienia. W zamian uniosła obie dłonie, odgarniając włosy, żeby odsłonić własne gardło. Rafa spojrzał na nią w sposób sugerujący, że zaczynał podejrzewać, iż jednak postradała zmysły, ale zignorowała go, skupiona przede wszystkim na myśli o tym, by odwdzięczyć mu się za wszystko, co dla niej zrobił.
– Teraz moja krew jest inna, prawda? – zapytała nieco zdławionym głosem. – Nie znasz jej smaku, więc…
Nie pozwolił na to, żeby dokończyła, podnosząc się tak gwałtownie, że chyba jedynie cudem nie wylądowała na podłodze. Spojrzała na niego w urażony sposób, kiedy wyprostowała się, by w następnej chwili rzucić jej naglące, wyraźnie zniecierpliwiony sposób.
– Miałaś pojawić się na dole – przypomniał, a ona prychnęła, zwłaszcza kiedy dostrzegła ledwo powstrzymywaną fascynację w jego oczach.
– Rafael!
Puścił jej słowa mimo uszu. Kiedy do tego wszystkiego zachęcającym ruchem wyciągnął ku niej dłoń, przez którą chwilę z czystej złośliwości miała ochotę jej nie ująć.
– Nie tym razem – powiedział tylko.
Z jakiegoś powodu do głowy przyszło jej, że za odmową serafina kryło się coś więcej.

Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem czuła się aż do tego stopnia podenerwowana. Schodząc po schodach, trzymała się blisko Rafaela, mając ochotę opóźnić konieczność opuszczenia pokoju tak długo, jak tylko miało być to możliwe. No, Elena, zawsze lubiłaś błyszczeć!, warknęła na siebie w duchu, ale nawet to nie wystarczało, żeby choć częściowo zniwelować odczuwane przez dziewczynę wątpliwości. Przy Rafie nie miała powodów, żeby obawiać się czegokolwiek, tym bardziej, że on akceptował ją całkowicie (w końcu teraz byli dokładnie tacy sami), ale jeśli chodziło o resztę rodziny…
Od samego początku wiedziała, że kiedyś nadejdzie taki moment, w którym ona i serafin będą musieli posunąć się o krok dalej. Byłaby naiwna, gdyby wierzyła, że przez resztę wieczności będzie biegać albo do kapliczki na cmentarzu, albo do apartamentowca, bo nikt nigdy nie zwróci na nią i demona uwagi. Prędzej czy później wszystko miało się wydać, chociaż zdecydowanie nie wyobrażała sobie, że sprawy przybiorą akurat taki obrót – że umrze, odrodzi się, a potem jak gdyby nigdy nic zejdzie z mężem pod rękę, żeby poinformować bliskich, iż bardzo cieszyła się, mogąc ich zobaczyć i dodać, że już nie miała w planach nikogo zamordować.
Nie, to zdecydowanie nie miało prawa zabrzmieć dobrze.
Zawahała się, przez krótką chwilę mając ochotę schować się za plecami demona i już stamtąd nie wychodzić – w końcu jego skrzydła miały szansę zakryć ją w stopniu wystarczającym, by nie miała poczucia, że ktokolwiek ją obserwuje. Nie zrobiła tego, rezygnując z chwilą, w której zauważyła spokojnie siedzącą na kanapie mamę. To wystarczyło, żeby choć na moment się rozluźniła i – starając się ignorować obecność pozostałych – oswobodziła z uścisku Rafaela, w zamian jak najszybciej podchodząc do wampirzycy. Zajęła miejsce u jej boku, wyjątkowo nie mając nic przeciwko temu, by ta otoczyła ją ramionami, traktując co najmniej jak dziecko.
Zabawne. Po wszystkim, co zrobiła i czego właśnie się dowiedziała, najbardziej potrzebowała tego, żeby przytulić się do mamy.
– Nic jej nie jest – odezwała się po chwili wahania Esme. – Dokładnie tak, jak wam powiedziałam.
Elena skrzywiła się, zwłaszcza kiedy odpowiedziała im przenikliwa cisza. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby jednak zdecydować się poderwać głowę i niespokojnie rozejrzeć po salonie. Dom Allegry zawsze wydawał jej się przestronny, ale z chwilą, w której zauważyła najbliższych, uświadamiając sobie, że spoczywa na niej kilka par aż nazbyt znajomych, złocistych oczu, momentalnie poczuła się klaustrofobicznie.
Nie potrzebowała umiejętności Jaspera, żeby zorientować się, że atmosfera w pokoju była co najmniej napięta. Cisza już i tak dzwoniła jej w uszach, kiedy zaś w pośpiechu powiodła wzrokiem po twarzach zebranych, przekonała się, że musieli być zszokowani w niemniejszym stopniu, co i ona sama. Wpatrywali się w nią w sposób, który sprawiał, że przez krótką chwilę poczuła się prawie jak duch – ktoś, kogo tak naprawę wcale nie powinno w tym miejscu być. Nie wyobrażała sobie, co sama by poczuła, gdyby najpierw stała się świadkiem śmierci kogoś, kto byłby dla niej ważny, a potem nagle przekonała się, że istnieje sposób na odzyskanie tej osoby, ale mimo wszystko…
Było inaczej, niż mogłaby się spodziewać. Wbrew wszystkiemu nie sądziła, że ktokolwiek przejmie się jej śmiercią, gdyby jednak miało do niej dość. W ostatnim czasie wręcz starała się zrobić wszystko, byleby trzymać bliskich na dystans w większym stopniu niż do tej pory – była zimna, odpychała ich i nie szczędziła sobie złośliwości, byleby tylko doprowadzić ich swoim zachowaniem do szału. W tamtej chwili sama nie była pewna, czy zrobiła to, by przynajmniej spróbować zaoszczędzić im bólu, czy może pragnąc uciszyć własne sumienie, ale teraz miała pewność, że i tak nawaliła. Miłość działała inaczej, zwłaszcza kiedy w grę wchodziła rodzina, więc niezależnie od tego, co by zrobiła, wciąż by cierpieli. Kto wie – może w ten sposób zraniła ich bardziej, chociaż odpowiedzi na to jedno pytanie zdecydowanie nie chciała poznać.
Zawahała się, stopniowo zaczynając mieć dość trwania w przeciągającej się ciszy. Zerknęła na Rafaela, ale ten zdążył zaszyć się gdzieś w cieniu, zdystansowany i obecny najpewniej tylko i wyłącznie przez wzgląd na nią. To się nazywa wsparcie, nie ma co!, pomyślała z przekąsem, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Nie miała pojęcia, czego tak naprawdę się po nim spodziewała, ale to i tak nie miało znaczenia, skoro…
– Cóż… – usłyszała i przez krótką chwilę miała wrażenie, że serce za moment wyrwie jej się z piersi. Uniosła brwi, natychmiast przenosząc wzrok na Edwarda i próbując określić co takiego chodziło jej bratu po głowie. – Nie mogę czytać ci w myślach. Nareszcie – oznajmił z rozbrajającą wręcz szczerością i coś w tym krótkim, prostym stwierdzeniu rozbroiło ją bardziej, niż gdyby od razu zaczęli rozmawiać o ostatnich wydarzeniach.
– Więc pewnie się cieszysz – stwierdziła pozornie obojętnym tonem. Wciąż się wahała, mając wrażenie, że śni, a poszczególne słowa, emocje i podsuwane przez zmysły bodźce, dochodzą do niej jakby zza grubej, zamglonej szyby.
– A ty nie? – rzucił wampir zaczepnym tonem.
Tym razem nie mogła powstrzymać się przed śmiechem. Samą siebie zaskoczyła tym, że w ogóle była do tego zdolna, ale nie zamierzała się nad tym zastanawiać, nieprzejęta również tym, że początkowo dźwięk zabrzmiał w nieco histeryczny, niepokojący sposób. Przycisnęła obie dłonie do ust, próbując nad sobą zapanować, ale to okazało się trudne, zresztą śmiech wydal jej się o wiele lepszym wyjściem niż kolejny wybuch płaczu. Musiała odreagować, a jeśli tylko w ten sposób mogła upewnić się, że przejmująca cisza nie powróci…
Poza tym to było zabawne! Jeśli w końcu mogła raz na zawsze uwolnić się od daru Edwarda, być może przemiana, którą przeszła, wcale nie była taka zła. I dopiero to jest sprzyjający skutek uboczny, pomyślała mimochodem, nim jednak zdecydowała, czy wciąganie Rafaela w jakąkolwiek rozmowę jest dobrym pomysłem, jej uwagę przykuł gwałtowny ruch, kiedy inna osoba poderwała się na równe nogi.
– Elena… – Rosalie zawahała się, sama niepewna tego, co powinna zrobić. Wyglądała bladziej i mniej porządnie niż zazwyczaj, poza tym wyraźnie drżała, a to nie zdarzało jej się często. – Ja…
– Jestem tutaj, Rose – powiedziała cicho, uświadamiając sobie, że to najbardziej łagodna, sympatyczna wypowiedź, jaka w ostatnim czasie padła z jej ust pod adresem siostry.
Chciała zabić Elizabeth… Chciała tego, ale… Teraz wszystko jest inne, prawda?
Nie otrzymała odpowiedzi, ale ta w gruncie rzeczy wydała jej się zbędna. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co i dlaczego robi, sama również się podniosła, jak gdyby nic wpadając Rosalie w ramiona – i to wystarczająco gwałtownie, by być na dobrej drodze do tego, żeby zwalić wampirzycę z nóg. Obie w ostatniej chwili uchwyciły równowagę, a Rose dodatkowo zesztywniała, wyraźnie oszołomiona taką reakcją ze strony siostry. Przez krótką chwilę trwały w bezruchu, zanim nieśmiertelna z jękiem przygarnęła Elenę do siebie, najwyraźniej uświadamiając sobie, że mimo wszystko było w porządku. Dopiero w tamtej chwili dziewczynie przyszło do głowy, że wampirzyca płakała, chociaż nie miała okazji przyjrzeć się Rosalie wystarczająco wnikliwie, by moc jednoznacznie to stwierdzić.
W milczeniu wtuliła twarz w ramię obejmującej ją kobiety, nie przypominając sobie, kiedy ostatnim razem mogły cieszyć się wzajemną bliskością. Żal, który dotychczas odczuwała, po prostu zniknął, a ona nie chciała zastanawiać się nad tym, co ostatecznie na jej uczucia wpłynęło. Czuła się dobrze, pewniejsza niż do tej pory, a skoro tak, mogła chyba założyć, że naprawę wszystko było w porządku.
Skoro niejako zaczynała od nowa, mogła przynajmniej spróbować naprawić to, co wcześniej zrobiła źle.

1 komentarz:

  1. Zdecydowanie nasze żarty idą ostatnio za daleko, bo zawyłam sobie przy naprawdę niewinnej kwestii xd

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa