6 grudnia 2016

Dwadzieścia dziewięć

Elena
Chwilami wciąż nie była pewna tego, co działo się wokół niej. To było prawie jak sen – nierealne i dziwne, zupełnie jakby nie miało żadnego związku z nią. Przynajmniej na pierwszy rzut oka Elenie towarzyszyło takie właśnie wrażenie – to, że śni, bo niemożliwym wydawało się, by krótko po tym, jak czuła się do tego stopnia zagubiona, a tym bardziej miała świadomość tego, że umarła, mogła tak po prostu siedzieć w towarzystwie najbliższych i…
Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem miała aż tak wiele problemów z panowaniem nad emocjami. Drżała na całym ciele, początkowo mając problem z tym, żeby zadecydować o wyślizgnięciu się z uścisku Rosalie. Dopiero po dłuższej chwili pokusiła się o rozejrzenie się dookoła, zwłaszcza kiedy doszedł ją aż nazbyt znajomy głos.
– Ojej, jakie to słodkie…
W innym wypadku jak nic by się w niej zagotowało, ale tym razem nic podobnego nie miało miejsca. Z zaciekawieniem spojrzała na Lawrence’a, woląc nie zastanawiać się nad tym, skąd wziął się w Mieście Nocy. Wiedziała jedynie, że zachowywał się niewiele lepiej od Rafaela, również wydając się za wszelką cenę próbować pozostać poza zasięgiem wzroku zebranych. Problem polegał na tym, że w przypadku tego wampira, zignorowanie go wydawało się niemożliwe.
– Tak samo jak wszystko to, co mówiłeś na mój temat – stwierdziła ze spokojem. Przez jego twarz przemknął cień, co jasno dało Elenie do zrozumienia, że dobrze wiedział, co takiego miała na myśli – i że najpewniej trafiła w sedno. – O, tak… Słyszałam – dodała ze słodkim uśmiechem.
– Oczywiście… Zakładamy, że nic nie słyszałaś – oznajmił z naciskiem – a nawet jeśli, to radzę ci szybko zapomnieć, bo i tak będę udawał, że nie mam o niczym pojęcia.
Zamrugała, co najmniej oszołomiona jego słowami. Chociaż wspomnienia z lasu były zawiłe i tak zamazane, że ledwo była w stanie się na nich skoncentrować, pamiętała, co takiego mówił na jej temat L. podczas rozmowy z Carlisle’m. Biorąc pod uwagę to, że wcześniej Sage zdradził jej to i owo, wnioski, które mogła wyciągnąć, były dość jednoznaczne, ale mimo wszystko…
Przestała o tym myśleć, poniekąd dlatego, że przypominanie sobie godzin po przebudzeniu wciąż wzbudzało w niej czyste przerażenie. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zapanować nad sobą w stopniu wystarczającym, by w końcu skoncentrować się na milczącym Carlisle’u. Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy do głosu na powrót doszły wyrzuty sumienia. Pomyślała, że to dobrze, bo przecież powinna je czuć – po tym, co miało miejsce nic innego nie wchodziło w grę, poza tym wszystko było lepsze od towarzyszącej jej dotychczas pustki – ale to i tak nie pozwoliło jej się uspokoić. Chciała coś powiedzieć, ale nie po raz pierwszy w ostatnim czasie zabrakło jej słów, tym bardziej, że nigdy wcześniej nie znalazła się w takiej sytuacji. Gdyby Rafael nie pojawił się na czas, wtedy…
– Chodź tutaj do mnie – usłyszała i to wystarczyło.
Przemieściła się błyskawicznie, wpadając ojcu w ramiona równie gwałtownie, co wcześniej mamie czy siostrze. Od dawna do tego stopnia nie pragnęła bliskości z rodziną, mając wrażenie, że w ciągu zaledwie kilkunastu minut okazała im więcej ciepła niż przez całe lata. Co więcej, potrzebowała wzajemności – dowodu na to, że wciąż tu pasowała, chociaż zdaniem Rafaela była kimś zupełnie innym. Potrzebowała pewności, że to wciąż był jej dom, a ona…
Cóż, w zasadzie nie była pewna czego tak naprawdę chciała. Wiedziała jedynie, że kiedy tata jak gdyby nigdy nic ją przytulił, nie okazują choćby cienia nieufności, której mogłaby się spodziewać po tym, jak potraktowała go ostatnim razem, poczuła się dużo lepiej – i to pomimo tego, że całą sobą czuła, że na to nie zasłużyła.
– Już jest w porządku. – Carlisle przeczesał jej włosy palcami, sprawiając, że przez krótką chwilę znowu poczuła się tak, jakby była małą dziewczynką. – Jest…
– Już nie zamierzam zrobić nic głupiego – zapewniła w pośpiechu, nawet nie zastanawiając się nad doborem słów. Na dłuższą chwilę zabrakło jej tchu, przez co musiała niemalże zmusić się do tego, żeby nad sobą zapanować. Nie chciała znowu się popłakać, ale z drugiej strony… – Sama nie wiem, co takiego właściwie sobie myślałam, kiedy… Ale wtedy wszystko było inne. Przez moment ja taka byłam – stwierdziła, sama niepewna tego, czy jej tłumaczenia miały sens.
– Elena…
Coś w sposobie, w jaki wypowiedziano jej imię – z czułością, niezwykle łagodnie – jeszcze bardziej ją rozbroiło, sprawiając, że na powrót zamilkła, już tylko siedząc i pozwalając na to, żeby Carlisle ją obejmował. W pewnym momencie podchwyciła spojrzenie Rafaela, ale po wyrazie twarzy demona trudno było jej stwierdzić, co takiego serafin musiał sobie myśleć. Odniosła wrażenie, że był zniecierpliwiony, a przynajmniej zaczynał czuć się niezręcznie w towarzystwie, gdzie nie był mile widziany – nie w takim stopniu, w jakim oboje mogliby tego oczekiwać.
– Rafa mnie uratował – powiedziała pod wpływem impulsu, decydując się postawić sprawę jasno. – On i ja…
– Tłumaczył nam – zapewnił pośpieszne tata, ale po jego tonie poznała, że wciąż nie do końca w to wierzył. – Zresztą to teraz nie ma znaczenia. Nie wiem jak, ale… Jak na razie nie rozumiem tego, jakim cudem żadne z nas niczego nie zauważyło – przyznał, a ona westchnęła.
– Nie mogłam… – Urwała, po czym spojrzała na Rafę. – Zresztą to nie jest coś, co byście zrozumieli, przynajmniej początkowo.
Wymowne milczenie jasno dało jej do zrozumienia, że dokładnie tak by było. Do tej pory pamiętała moment, w którym opowiadali o demonach, a już zwłaszcza o Rafaelu. Pamiętała również swój gniew, kiedy trwała w przekonaniu, że próbował zabić jej matkę. Gdyby już wtedy dowiedzieli się o tym, że regularnie chodziła do rannego demona, byłoby źle. W zasadzie szczerze wątpiła w to, żeby istniał odpowiedni moment na omawianie takich rzeczy. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego powinna się spodziewać…
Teraz nic nie było prostsze, chociaż starała się nie zwracać na to uwagi. Wróciła i tego zamierzała się trzymać, raz po raz powtarzając sobie, że wszystko będzie w porządku – w końcu musiało być. Potrzebowała czasu, żeby oswoić się z sytuacją, nie jako jedyna zresztą, a skoro zarówno rodzina, jak i Rafael zamierzali jej w tym pomóc, tym bardziej nie widziała powodów do niepokoju – przynajmniej teoretycznie.
– Dobrze się czujesz? – usłyszała i to wystarczyło, żeby sprowadzić ją na ziemię. W nieco nieprzytomny sposób spojrzała na wciąż obejmującego ją Carlisle’a, początkowo nie była pewna, czego tak naprawdę dotyczyło jego pytanie. – Wyglądasz na zmęczoną – wyjaśnił, a ona westchnęła.
– Która godzina? – zapytała jakby od niechcenia.
– Niedługo świt – uświadomił ją usłużnie Rafael, jednak decydując się odezwać. – Dla mnie to bez różnicy, ale ty możesz być wrażliwa.
– A co to niby miało znaczyć? – zapytała natychmiast Rosalie.
Elena momentalnie się spięła, podświadomie czując dokąd zmierzała ta rozmowa. Wiedziała, że będą musieli omówić najważniejszą kwestię, dotyczącą tego, kim się stała i co powinni w związku z tym zrobić, ale… Cóż, zdecydowanie nie była na to gotowa – i najpewniej nie miała być.
– Demony mają to do siebie, że nie przepadają za światłem dnia – wyjaśnił Rafa, obojętny na to, że jego słowa mogą zabrzmieć w co najmniej szokujący sposób. Słuchając go, nie po raz pierwszy zapragnęła porządnie mu przyłożyć. – Zgaduję, że to moja krew, chociaż wciąż trudno mi powiedzieć, jaki miała wpływ na Elenę. Może po prostu mieliśmy szczęście – dodał, a ona z zaskoczeniem zrozumiała, że w wyjaśnieniach dla jej rodziny znacznie uprościł sprawę.
– Ona piła twoją… – Carlisle urwał, w ostatniej chwili decydując się nie kończyć. – Nieważne. Mam przez to rozumieć, że Elena jest teraz… kimś innym?
– Rozpracowujemy to – stwierdził niemalże pogodnym tonem Rafa, chociaż zdecydowanie nie miał być w stanie kogokolwiek tym stwierdzeniem pocieszyć.
– Innymi słowy, nie macie pojęcia – wtrącił Edward, wręcz porażając ją tym z jaką łatwością przyszło mu trafienie w sedno.
Nikt mu nie odpowiedział, to zresztą wydawało się zbędne. Chciała zrzucić wszystko na szok, tym bardziej, że sama wciąż miała poczucie tego, że w nim trwa – ledwo nadążała za wszystkim, co działo się wokół niej, nie do końca pojmując, co takiego mówił jej Rafael. Nie była w stanie stwierdzić, czy tłumaczenia serafina miały jakikolwiek sens, nie wspominając o tym, że wciąż towarzyszyła jej wszechogarniająca pustka, której w żaden sposób nie potrafiła zwalczyć. Nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy, a już zwłaszcza rozważanie tego, kim była i jakie to mogło nieść ze sobą skutki. Chciała odpocząć, chociaż zarazem nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby tak po prostu zamknąć oczy.
– Ja… Chyba nie miałabym nic przeciwko, gdybyście pozwolili mi iść na górę – powiedziała pod wpływem impulsu. – Muszę doprowadzić się do porządku, poza tym…
– Fakt – podchwyciła natychmiast Alice, błyskawicznie podrywając się na równe nogi. – Znaleźć ci jakieś rzeczy? Trochę szkoda tej sukienki, ale… No, sam wiesz – dodała, a Elena chcąc nie chcąc zdecydowała się sobie przyjrzeć.
Wciąż miała na sobie skrawek czarnego materiału, poszarpany po tym, jak zdecydowała się oderwać tren sukienki, żeby nie plątał jej się pod nogami. Do tej pory nie zastanawiała się nad tym, że najpewniej wygląda jak siódme nieszczęście, tym bardziej, że bardziej przejmowała się ostatnimi wydarzeniami, ale po uwagach Rafaela na temat Ravena, gniazda i stanie jej włosów…
– Świetnie.
Była gotowa przysiąc, że w tamtej chwili nie tylko Rafa wywrócił oczami. Pośpiesznie podniosła się i – wcześniej odrzuciwszy długie włosy na plecy – szybkim krokiem ruszyła w stronę schodów, bez zbędnych wyjaśnień decydując się zostawić wciąż zszokowane towarzystwo. Czuła, że tego potrzebowali, zresztą tak jak i ona, nie marząc o niczym innym, prócz przynajmniej chwili na to, żeby doprowadzić się do porządku i zebrać myśli.
Może gdyby po spojrzeniu w lustro dostrzegła znajomą twarz, wtedy wszystko stałoby się prostsze.

Nie miała pewności, jak długo tkwiła pod prysznicem, pozwalając żeby gorąca woda spływała po całym jej ciele. Miała przynajmniej wrażenie, że temperatura jest wystarczająco wysoka, by drażnić skórę, bo to dziwnie obce, nowe ciało wydawało się inaczej reagować na jakiekolwiek bodźce. Nie miała pojęcia czy to normalne, czy może coś jednak było z nią nie tak, ale to odczucie i tak ją zaniepokoiło. Wiedziała, że teraz będzie musiała przyzwyczaić się zarówno do świadomości tego, że stała się kimś innym – obcym, choć Rafael wydawał się sugerować coś innego – ale szczerze wątpiła w to, żeby to okazało się tak proste jak mogłaby tego oczekiwać.
Zmusiła się do ruchu, kiedy wyraźnie zniecierpliwiona Alice zaczęła dobijać się do łazienki. Nie miała pewności, co tak naprawdę kierowało jej siostrą, skoro zachowywała się w niemalże swobodny sposób, ale ostatecznie doszła do wniosku, że to nie ma znaczenia – jeśli to był sposób wampirzycy na zapanowanie nad szokiem, była gotowa to zaakceptować. Chyba nawet jej zazdrościła, tym bardziej, że czasami umiejętność przejścia z pewnymi rzeczami do normy pozostawała najlepszym rozwiązaniem. Wszystko wydawało się lepsze od biczowania się za coś na co tak naprawdę nie miało się wpływu.
Wciąż o tym myślał, metodycznie susząc, a później rozczesując włosy. Pomimo zmęczenia, usiłowała przeciągnąć kolejne czynności w czasie, poświęcając im o wiele więcej uwagi, niż byłoby to wskazane. Próbowała się rozluźnić i utwierdzić w przekonaniu, że wszystko nareszcie było takie, jak być powinno, a ona przez ostatnie dni pozostawała co najwyżej… niedysponowana, ale to również wydawało się prowadzić donikąd. Nie potrafiła tak po prostu wyrzucić z pamięci ostatnich wydarzeń, zaś nadmiar wrażeń i informacji w coraz większym stopniu dawał się dziewczynie we znaki, stopniowo doprowadzając ją do szału. Chciała nad sobą zapanować i nareszcie poczuć się sobą, ale ciężko było tego dokonać ze świadomością, że tak naprawdę zmieniło się wszystko.
Ona również.
Zrozumiała to zwłaszcza w chwili, w której nareszcie spojrzała w lustro. W salonie nie zwróciła uwagi na to, czy bliscy spoglądają na nią w jakiś szczególny sposób, tym bardziej, że wszyscy w naturalny sposób trwali w szoku – w końcu na środku ich salonu jak gdyby nigdy nic stała sobie dotychczas martwa dziewczyna, a to zdecydowanie nie było normalne. Tak czy inaczej, ani bliscy, ani nawet Rafael nie dali jej do zrozumienia, że poza samym faktem powrotu coś jeszcze mogłoby być nie tak, przez co tym bardziej zaskoczyła ją świadomość tego, że jednak się zmieniła.
Dziewczyna, którą mogła obserwować w lustrze, mimo wszystko wyglądała inaczej. Może i dostrzegała znajome rysy twarzy i sylwetkę, ale to nie zmieniało faktu, że w tamtej chwili czuła się tak, jakby spoglądała na kogoś innego. Była szczuplejsza, bardziej delikatna, ale zarazem… drapieżna, jakkolwiek powinna to rozumieć. W demonach od zawsze dostrzegała coś, co niezmiennie wprawiało ją w konsternację i czego do tej pory nie potrafiła sprecyzować. Ciemność, pomyślała mimochodem, chociaż to wydawało się pozbawione sensu, a przynajmniej Elena nie potrafiła wytłumaczyć samej sobie, co takiego miała w tamtej chwili na myśli. Teraz widziała to również w sobie, co jasno uświadomiło jej, że gdyby zechciała, mogłaby stać się niebezpieczna – być może w stopniu porównywalnym do tego, co udowodniła w lesie, przez moment będąc niczym niebezpieczny drapieżnik, który w każdej chwili mógł dać się na polowanie.
Zadrżała, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok, próbując skoncentrować się na czymkolwiek innym. Bezwiednie uniosła dłoń do wciąż wilgotnych włosów, przesuwając kosmyk pomiędzy palcami i mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy dobrze widziała i czy jej loki faktycznie były jaśniejsze niż do tej pory – niemalże srebrne, co mogłoby nawet przypaść dziewczynie do gustu, gdyby nie czuła się aż do tego stopnia przerażona zmianami, które dostrzegała. Fakt, że miała wrażenie, iż zwykle błękitne tęczówki jarzą się w niepokojący, subtelny sposób, również nie poprawił Elenie nastroju.
Musiała porozmawiać z Rafaelem i to tak szybko, jak tylko miało się to okazać możliwe. Bała się tego, ale co innego jej pozostało, jeśli nie próba zrozumienia tego, co ziało się z nią i wokół niej. Potrzebowała odpowiedzi, chociaż zarazem się ich obawiała. W gruncie rzeczy zaczynała czuć się tak, jak jedna wielka sprzeczność – rozdarta i tak pełna wątpliwości, że sama już nie była pewna, co w pierwszej kolejności powinna zrobić. Fakt, że musiała w jakiś względnie sensowny sposób przyzwyczaić do siebie i Rafaela również innych, zdecydowanie nie ułatwiał sprawy.
– Elena… – Głos Alice doszedł do niej jakby z oddali, częściowo przytłumiony przez drzwi. – Elena, wszystko w porządku?
Zamrugała nieco nieprzytomnie, sama niepewna tego, ile czasu spędziła na bezmyślnym staniu w miejscu i wpatrywaniu się w przestrzeń.
– T-tak. – Przełknęła z trudem, po czym w pośpiechu odrzuciła ręcznik na bok i chwyciła za czystą koszulę nocną, którą wybrała dla niej siostra, ledwo powstrzymując się przed wywróceniem oczami na widok ładnych koronkowych wykończeni. Gdyby to faktycznie miało na Rafaela zadziałać, już dawno mieliby pierwszy raz za sobą. – Już wychodzę – zapewniła.
W korytarzu omal nie wpadła na wampirzycę, wzdrygając się, kiedy ta bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmaterializowała się u jej boku. Zanim zdążyła się zastanowić, Alice bezceremonialnie wzięła ją w ramiona, po czym cicho jęknęła, zupełnie jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niej wszystko, co miało miejsce w ostatnim czasie.
– Nawet nie wesz, jak dobrze cię widzieć – wyrzuciła z siebie na wydechu, skutecznie Elenę dezorientując.
– Wierz mi, że ciebie też – odpowiedziała z opóźnieniem. Dlaczego wszyscy wokół musieli stawiać ją w aż tak niezręcznych sytuacjach. – Alice…
– Ostatnie dni to jakieś piekło, a do tego wszystkiego ten demon… Nie zrozum mnie źle, ale ciężko jest zaufać komuś, kto chwilę wcześniej na twoich oczach wymordował pół Volterry – stwierdziła, a Elena poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
– Ja… Co takiego?
Wampirzyca z niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Nie moglibyśmy nie uwierzyć w to, co mówił Rafael… Bo wiesz, kiedy ty… – Urwała, najwyraźniej nie będąc w stanie wypowiedzieć tych kilku, pozornie prostych słów. …zostałaś zabita, dopowiedziała w myślach Elena, ale zdecydowała się zostawić tę kwestię dla siebie. – On wpadł w jakiś szał. Nie raz widziałam zdenerwowanych nieśmiertelnych, zwłaszcza kiedy tracili drugie połówki, ale… to było coś innego. Wtedy wszystko było inne.
Spuściła wzrok, sama niepewna tego, jak powinna rozumieć wypowiedziane przez Alice słowa. Przez krótką chwilę pragnęła zapytać siostrę o to, co tak naprawdę zrobił Rafa, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Nie, tak naprawdę nie chciała wiedzieć. Wiedziała, że był niebezpieczny, poza tym nie miała wątpliwości, że mógłby wymordować wszystkich wokół, gdyby uznał to za stosowne. I choć w jakimś stopniu ta jego cząstka ją przerażała, teraz aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jakie to było proste – to, żeby stracić kontrolę, a później zabić, zwłaszcza jeśli trwałoby się w przeświadczeniu, że nie ma innego wyjścia.
W przypadku Rafy w grę wchodził również gniew. To, że na dodatek rozbudziła w nim tę najbardziej wrażliwą, ludzką cząstkę jego duszy, o którą dotychczas nawet się nie podejrzewał, wszystko komplikowało, a Elena mogła tylko zgadywać, co takiego poczuł z chwilą jej śmierci.
– A Lawrence? – zapytała, chcąc jak najszybciej zmienić temat. – Co on tutaj robi?
Alice westchnęła cicho, po czym wzruszyła ramionami.
– On i Carlisle przyszli chwilę po tym, jak Rafa przyniósł cię do domu. Tak więc nie pytałam… Przyszedł i jest – stwierdziła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Och, to zdecydowanie było w stylu L. – jak gdyby nigdy nic pojawić się i zostać na dłużej, nie przejmując się ewentualną reakcją pełnej uprzedzeń rodziny. Podejrzewała, że nawet gdyby kiedyś spróbowała tego wampira zrozumieć, nie miałaby szans.
Zawahała się, wciąż pełna wątpliwości. W kwestii Lawrence’a też musiała coś zrobić, tym bardziej po tym, co usłyszała w lesie. Z zaskoczeniem przekonała się, że chciała, żeby został, niezależnie od tego, co pomyślałaby reszta. W którymś momencie stał się po prostu kolejną bliską osobą na którą mogła liczyć, nawet jeśli wzajemnie działali sobie na nerwy. To z kolei sprawiało, że wciąż chciała mieć go przy sobie, tym bardziej wdzięczna za to, że przyszedł, niezależnie od powodów, które kierowały nim, kiedy zdecydował się wrócić do Miasta Nocy.
Zrobił to dla niej. Nie wiedziała, skąd to wie, ale nie miała co do tego najmniejszych nawet wątpliwości.
– Hm… Rafa? – rzuciła z opóźnieniem, wymownie unosząc brwi ku górze.
– Nazywasz go tak, prawda? Podoba mi się – stwierdziła Alice, a Elena przez krótką chwilę zapragnęła się roześmiać.
– Nie sądzę, żeby ci na to pozwolił – oznajmiła zgodnie z prawdą. – Ja mam przywileje, bo… No, sama wiesz – mruknęła i jakby od niechcenia potarła okalającą jej palec obrączkę.
– Nie zamierzam pytać. – Alice posłała jej blady, ale olśniewający uśmiech. Zaraz po tym jak gdyby nigdy nic ujęła siostrę za rękę, by móc przyjrzeć się pierścionkowi. – Wciąż nie wierzę, że ty… Chociaż w zasadzie nie wierzę w bardzo wiele rzeczy – przyznała, raptownie poważniejąc. – Nie zobaczyłam, co stanie się na tym balu, choć to zwłaszcza ja powinnam móc w porę zareagować. Co mi po darze, skoro nie jestem w stanie ochronić rodziny?
Elena zesztywniała, aż nazbyt świadoma niewłaściwego toru, na który weszła ta rozmowa. Bardziej stanowczo pochwyciła Alice za rękę, gotowa zrobić wszystko, byleby jakoś wampirzycę pocieszyć.
– Wróciłam – oznajmiła z naciskiem. – A teraz jestem tutaj, dokładnie taka sama… I wierz mi, że nigdzie się nie wybieram.
Z chwilą, w której wypowiedziała te słowa, z zaskoczeniem odkryła, że jest w stanie w nie uwierzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa