Elena
Wyczuła go na krótko przed
tym, jak się pojawił. Dotychczas koncentrowała się na instynkcie, próbując
zmusić ciało do współpracy i właściwie zająć się swoimi przeciwnikami, ale
w chwili, w której w całym tym zamieszaniu pojawił się właśnie On, wszystko momentalnie uległo zmianie.
W jednej chwili szykowała się do ataku, gotowa zrobić dosłownie wszystko,
byleby spełnić wydany przez Isobel rozkaz, a w następnej tkwiła w bezruchu,
rozszerzonymi do granic możliwości oczami wpatrując się w niebo.
Wiedziała, że właśnie działo się coś, co wzbudzało w niej niepokój i co
sprawiało, że w ułamku sekundy zapragnęła się wycofać, ale mimo wszystko…
Uciekać… Powinnam uciekać, pomyślała
gorączkowo, nerwowo napinając mięśnie. Wyprostowała się niczym struna, nagle
drżąca i tak niepewna jak nieposłuszne dziecko, które już wie, że
wpakowało się w kłopoty, ale nie ma pojęcia czego tak naprawdę powinno
spodziewać się po swoim opiekunie. W tym przypadku problem polegał również
na tym, że nawet samej sobie nie potrafiła wytłumaczyć mieszaniny lęku i podekscytowania,
która towarzyszyła jej w tamtej chwili.
Tak,
zdecydowanie powinna przed nim uciec, ale…
Ale właściwie dlaczego?
Miała
mętlik w głowie, nad którym pomimo usilnych starań nie potrafiła
zapanować. Dotychczas z łatwością powstrzymała niechciane emocje, ale
teraz to wszystko ostatecznie zaczęło wymykać się Elenie spod kontroli. Strach
nie był jej obcy, chociaż również to uczucie traktowała jak największą słabość.
Czuła, że powinna spróbować nad sobą zapanować, by podjąć sensowną decyzję, ale
była jak sparaliżowana, w równym stopniu podekscytowana, co wręcz
przerażona perspektywą spotkania ze zbliżającą się istotą. W efekcie nie
ruszyła się nawet o milimetr, tkwiąc w miejscu i bezmyślnie
wpatrując się w przestrzeń, kiedy nieśmiertelny zmaterializował się przed
nią, dosłownie spadając z nieba.
Rafael był
spokojny, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Od pierwszej chwili oszołomił ją
samym tylko spojrzeniem, nie tylko dlatego, że coś w parze lśniących,
intensywnie niebieskich oczu wydawało się ją hipnotyzować. Zmarła, wpatrując
się w jego twarz i próbując zrozumieć, dlaczego w tamtej chwili
poczuła się niemalże osaczona. Nie pojmowała, co takiego było w tym
demonie, że wzbudzał w niej aż tak silne emocje – zwłaszcza lęk, choć ten
wydawał się pozbawiony sensu. To Isobel wydawała rozkazy, więc to pierwotnej
Elena była winna posłuszeństwa. Nie miała powodów, żeby obawiać się serafina,
tym bardziej, że wiedziała o nim dość, by założyć, że i jego powinna
się pozbyć – skoro sprzeciwił się matce wampirów, to oczywiste, że powinien
zginąć. Tak przynajmniej wyglądało to z logicznego punktu widzenia, bowiem
rozsądek jednoznacznie dawał Elenie do zrozumienia, że powinna trzymać się na
dystans – i to nie tylko dlatego, że miała dużo mniejsze doświadczenie niż
stojący przed nią demon.
Milczenie
przeciągało się, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Zdążyła niemalże
całkowicie zapomnieć o Carlisle’u i Lawrence’ie, już nawet niepewna
tego, gdzie się znajdowali i czy wciąż byli gdzieś w pobliżu. Podejrzewała,
że Isobel nie byłaby zadowolona z takiego obrotu spraw, tym bardziej, że
właśnie znalazła się na dobrej drodze do tego, żeby zawieść, ale pośpiesznie
odrzuciła od siebie jakiegokolwiek związane z tym myśli. To nie ma znaczenia, powiedziała sobie z naciskiem.
Powtarzała to niczym mantrę, próbując odnaleźć w sobie choćby cień
dotychczasowej pewności siebie albo jakąkolwiek wskazówkę co do tego, co
powinna zrobić, ale…
– Wszystko
ci się miesza, prawda? – usłyszała niemalże łagodny, głęboki głos demona.
Spojrzała
na Rafaela rozszerzonymi oczami, po czym w nerwowym odruchu cofnęła się o krok.
Bezwiednie przybrała pozycję obronną, licząc się z tym, że ktoś taki tym
bardziej spróbuje ją zaatakować, ale żaden z tych gestów nie zrobił na
serafinie najmniejszego nawet wrażenia. On po prostu patrzył – spokojny i obojętny,
panując nad sobą o wiele lepiej, aniżeli Elena kiedykolwiek miała być w stanie.
W tamtej chwili przypominał jej Isobel, niemniej wyrachowany i najpewniej
równie niebezpieczny.
Mimowolnie
zadrżała, chociaż nade wszystko próbowała nad sobą zapanować. Czekała, chociaż
nie miała pojęcia na co, tym bardziej, że zdrowy rozsądek nakazywałby
wykorzystać okazję do ucieczki. Powinna biec – czuła to – a jednak z uporem
tkwiła w dokładnie tym samym miejscu, aż prosząc się o to, żeby
spotkało ją coś niedobrego. Jakby tego było mało, w pewnym momencie
przyłapała się na tym, że mimowolnie analizowała pytanie, które jej zadał,
zastanawiając się nad udzieleniem odpowiedzi. Chciała powiedzieć cokolwiek, co
zabrzmiałoby sensownie, ale nie miała pojęcia od czego zacząć. Chyba miał rację
– jak najbardziej wszystko zaczynało mieszać się ze sobą, jedynie potęgując
odczuwany mętlik – ale mimo wszystko…
Nie, to nie
miało znaczenia. Nie mogło mieć, a przynajmniej to próbowała sobie wmówić.
Do tej pory nie widziała powodu, żeby zastanawiać się nad tym, co i dlaczego
działo się wokół niej. Od chwili przebudzenia nie zadawała pytań, z góry
zakładając, że to zbędne. Wiedziała, że ma na imię Elena, poza tym czuła, że
teraz wszystko zależało od Isobel – a więc jedynej osoby, która była przy
niej, kiedy ponownie otworzyła oczy. To wystarczyło, z kolei przeszłość
nie miała znaczenia, przynajmniej tak długo, jak trzymała na dystans emocje.
Były zbędne, więc i to, czego dotyczyło, jawiło się w taki sposób.
Takie myślenie wydało się dziewczynie najbardziej logiczne, chociaż Rafael
najwyraźniej planował to zniszczyć. Robił to specjalnie, chcąc doprowadzić ją
do szału i namieszać w głowie, żeby straciła czujność, bo w ten
sposób szybciej mógłby ją dopaść. To dlatego się go bała, musząc z czystym
sumieniem przyznać, że nad nią dominował – o wiele silniejszy, bardziej
doświadczony i świadom tego, co powinien zrobić, żeby mieć na nią jak
największy wpływ. Niczego więcej nie potrzebowała, by pojąć, że najrozsądniej
będzie trzymać się jak najdalej.
Musiała się
wycofać. Teraz, zaraz, zanim on ostatecznie spróbuje przejąć nad nią kontrolę.
Nie mogła mu na to pozwolić, a skoro najrozsądniejszym wyjściem wydawała
się ucieczka, mogła pokusić się o to, żeby jednak się w ten sposób
upokorzyć. Wycofanie się, kiedy miało się do czynienia z silniejszym od
siebie, nie było tchórzostwem, ale rozsądnym posunięciem – ktoś ją kiedyś tego
uczył, chociaż w tamtej chwili nie potrafiła przypomnieć sobie tego, kto i dlaczego.
– Ja, Eleno
– podsunął jej niemalże pogodnym tonem demon. – To, o czym teraz myślisz,
to jedna z wielu rzeczy, którą próbowałem ci wpić.
– Mieszasz
mi w głowie?! – naskoczyła na niego, co najmniej oszołomiona tym, co
próbował jej powiedzieć.
– Sama mnie
przyzywasz. Przywołałaś mnie do tego miejsca. – Lekko przekrzywił głowę, wciąż
uważnie ją obserwując. – Może nie świadomie, ale jednak. Jakaś cząstka ciebie
mnie potrzebuje… Jak inaczej bym cię znalazł, co lilan?
Cofnęła się
o krok, z wrażenia omal nie potykając się o własne nogi. Miała
ochotę na niego warknąć albo zarzucić kłamstwo, ale nie zrobiła tego, nie będąc
w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa. Bezwiednie zacisnęła
dłonie w pieści, dopiero po chwili będąc w stanie poluzować uścisk. W zamian
wplotła palce we włosy, przez ułamek sekundy mając ochotę chwycić się za głowę,
jakby w ten sposób mogła ograniczyć mu dostęp do swojego umysłu. Odejdź!, pomyślała w niemalże
agresywny sposób, ale to, czego od niego oczekiwała, najwyraźniej go bawiło, a przynajmniej
takie odniosła wrażenie. Wciąż ją obserwował, niezmiennie dręcząc i najpewniej
doskonale bawiąc się jej kosztem. To również nie przypadło jej do gustu,
stopniowo doprowadzając do szału i sprawiając, że zapragnęła go uderzyć –
tak po prostu, tylko po to, żeby przestał zachowywać się w tak bezczelny
sposób.
Nie miała
pojęcia co czuje, ale przecież to nie miało znaczenia. Nie mogło mieć, bo… Po
prostu nie mogło! Równie niedorzeczne pozostawało stwierdzenie, że to właśnie
ona miałaby go do siebie przywołać. Nie istniał żaden sensowny powód, dla
którego musiałaby tego dokonać. Wręcz przeciwnie – była w stanie wskazać
przynajmniej kilka powodów, żeby postąpić inaczej – wciąż trzymać go na
dystans, nie marząc o niczym innym prócz tego, by zniknął jej z oczu.
Nie powinno go tutaj być, bowiem nie tylko stanowił dla niej zagrożenie, ale
również skutecznie rozpraszał, odciągając od pierwotnie założonego celu. Miała
coś do zrobienia, ale przez niego nie była w stanie tego dokonać. Stanowił
przeszkodę, a więc jego również powinna usunąć, jednak… jak niby miała to
zrobić, skoro z taką łatwością był w stanie ją roznieść? To nie
powinno mieć miejsca i jakoś nie miała co do tego wątpliwości.
Wypuściła
powietrze ze świstem, próbując się uspokoić – bezskutecznie, chociaż tego
jednego nie zamierzała przed samą sobą przyznać. Cholera, to nie miało sensu, a przynajmniej
tak jej się wydawało. Próbowała zrozumieć, ale również to okazało się zbyt
trudne, stopniowo doprowadzając dziewczynę do szału – i to zwłaszcza z chwilą,
w której całą sobą poczuła, że coś ją do Rafaela przyciąga.
Coś…
Jego krew.
To nie
miało sensu, ale ostatecznie zmusiła się, by przestać o tym myśleć. Była
pewna, że to również musiało mieć związek z tym, że próbował mieszać jej w głowie
– nic innego nie wchodziło w grę. Chciał ją rozproszyć; przekonać do
czegoś, co nie miało związku z rzeczywistością, ale jemu mogło być na
rękę, bo dzięki temu miałby jak nad nią zapanować. A skoro tak…
Ale to słowo… Lilan.
Wiedziała,
co oznaczała, ale nie to stanowiło dla niej choćby po części istotnej kwestii.
Bardziej przejmowała się tym, co mogłoby
oznaczać – że wzbudzało w niej emocje, których wcale nie chciała
doświadczać. Nie powinno, bo…
Po prostu nie.
– Przestań
– wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Rafael
spojrzał na nią z uprzejmym zainteresowaniem.
– Co
takiego? – zapytał, wciąż siląc się na spokój. Nie pasowało jej to do niego,
zresztą jak i to, jak ją traktował. Przecież zakładała, że powinien chcieć
ją skrzywdzić, więc tym bardziej nie rozumiała na co czekał… I na co ona
czekała. – Co masz w planach zrobić, Eleno?
Drgnęła, po
czym zrobiła taki ruch, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Znów okazywała przed
nim słabość, ale to powoli przestawało mieć dla niej znaczenie.
– Ja muszę…
– zaczęła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Niby dlaczego miałaby się
przed nim tłumaczyć?
– Elena?
Poderwała
głowę, dziwnie oszołomiona tym, że do rozumowy mógłby włączyć się jeszcze jeden
głos. Prawie zdążyła zapomnieć o Carlisle’u i Lawrence’ie, więc tym
bardziej zaskoczyło ją to, że ten pierwszy mógł spróbować się zbliżyć.
Natychmiast przeniosła na niego wzrok, nim jednak zdążyła zadecydować, co
powinna w związku z obecnością wampira zrobić, Rafael przemieścił
się, gestem ręki dając jej ojcu do zrozumienia, że ma się odsunąć.
– Ja z nią
teraz rozmawiam – oznajmił niemalże szorstkim tonem. – Na was się rzuci,
przynajmniej na razie. Mnie nie tknie – stwierdził z przekonaniem tak
silnym, że aż spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Skąd
wiesz? – niemalże warknęła, wręcz porażona bijącą od serafina pewnością siebie.
– Ponieważ
tylko ja mam prawo w tej sytuacji wydawać polecenia – oznajmił z rozbrajającą
wręcz szczerością. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, coraz bardziej
oszołomiona sytuacją i jego zachowaniem. – Przecież to czujesz… Do kogo
należysz, lilan?
– Moja pani
jest… – zaczęła, ale nie pozwolił jej dokończyć.
Serce Eleny
zabiło szybciej, kiedy twarz serafina wykrzywił grymas. Mimo wszystko nie
chciała go zdenerwować, podświadomie zdając sobie sprawę z tego, że byłby
zdolny do tego, żeby ją skrzywdzić.
– Zła
odpowiedź – oznajmił z powagą. – To cząstkę mojej duszy nosisz w sobie…
A to oznacza, że należysz tylko i wyłącznie do mnie.
Jeszcze
kiedy mówił, ponownie rozłożył skrzydła. Z pewnym opóźnieniem zareagowała
na moment, w którym demon bezceremonialnie poderwał się ku górze,
zamierzając się do niej zbliżyć. Natychmiast odskoczyła, w pierwszym
odruchu mając ochotę rzucić się do ucieczki, ale w ostatniej chwili
zmieniła zdanie. W zamian warknęła i w przypływie desperacji
spróbowała się na niego rzucić, z braku lepszych pomysłów woląc przystąpić
do ataku. Powstrzymał ją z dziecinną wręcz łatwością, bez większego wysiłku
chwytając za oba nadgarstki i zdecydowanym ruchem unieruchamiając obie
ręce Eleny nad głową. Zesztywniała, podświadomie wyczekując momentu, w którym
nieśmiertelny spróbuje ją skrzywdzić, ale on po prostu ją trzymał, wciąż
uważnie obserwując i wydając się co najwyżej czekać. W tamtej chwili
poczuła się niemalże jak skarcone dziecko, które drażniło go koniecznością
działania – tym, że w ogóle musiał poświęcać czas na uspokojenie jej,
skoro nie była w stanie go pokonać. Sama myśl o tym zaczęła
doprowadzać Elenę do szału, choć to wydawało się niczym w porównaniu ze
świadomością tego, że wpadła w kłopoty – czegokolwiek Rafael od niej
chciał, nie zamierzał pozwolić na to, żeby uciekła.
To oraz
słowa, które padły z jego ust, a które przecież nie mogły być
prawdziwe, sprawiły, że zaczęła wpadać w panikę. Szarpnęła się, ale z równym
powodzeniem mogłaby siłować się ze ścianą, w efekcie mogąc co najwyżej
dorobić się pokaźnej liczby siniaków, o ile w przypadku jej ciała to
miało być możliwe. Kiedy do tego wszystkiego zauważyła, że Rafael wzdycha i wywraca
oczami, doszła do wniosku, że niewiele brakuje, żeby jednak dostała czasu. Nie
miała już pewności, które z tych uczuć dominowało – strach czy gniew – ale
niezależnie od tego, ostateczny efekt zdecydowanie nie przypadł dziewczynie do
gustu. Cokolwiek czuła, chciała przestać.
– Och,
Eleno… – Szarpnęła się raz jeszcze, słysząc w jaki sposób wypowiedział jej
imię. Nie rozumiała, dlaczego brzmiał tak, jakby w całym tym szaleństwem
mógł doszukać się powodów do zadowolenia. Co więcej, coś w jego spojrzeniu
uległo zmianie, a ona zdołała dostrzec w jego oczach coś, czego nie
potrafiła jednoznacznie określić słowami, a co z miejsca wzbudziło w niej
niepokój. Te uczucia były takie… dziwne… – Eleno…
Co takiego
było w jego głosie, że nagle poczuła się nieswojo? Kiedy się nad tym
zastanowiła, doszła do wniosku, że zna właściwe określenie – czułość – to jednak było tylko i wyłącznie
słowo, które nie miało żadnego konkretnego znaczenia. Nic nieznaczące
stwierdzenie, którego nie rozumiała, przynajmniej na razie, mogąc co najwyżej
dopasować nazwę i nic ponadto. Chyba nawet wolała nie przekonać się z czym
się to wiązało…
Mniej
więcej w tamtej chwili utwierdziła się w przekonaniu, że Rafael
musiał mieć w planach skrzywdzenie jej. Jak inaczej miałaby wytłumaczyć
emocje, które w niej wzbudzał i to, jak bardzo czuła się zaniepokojona?
Jęknęła,
chociaż wiedziała, że w ten sposób tym bardziej nie zrobi na nim wrażenia.
Ledwo powstrzymała cisnące jej się na usta przekleństwo, aż nazbyt świadoma, że
serafinowi mogłoby to nie przypaść do gustu. Łatwiejsze wydawało jej się milczenie,
chociaż zarazem nie potrafiła sobie tego wyobrazić – trzymania języka za zębami
w sytuacji, w której miała ochotę rozerwać go na kawałeczki tylko i wyłącznie
po to, żeby dał jej spokój. Skoro zamierzał ją zabić, mógł przystąpić do
rzeczy, zamiast z takim uporem ją dręczyć i…
– Puść! –
naskoczyła na niego, kiedy jego dłonie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia
przeniosły się na jej ramiona.
Skorzystała
z tego, że poluzował uścisk wokół nadgarstków, by wyrwać rękę i bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia przyłożyć mu w twarz. Uderzyła wystarczająco
mocno, by siłę ciosu poczuć całą sobą, wystarczająco intensywnie, by doszła do
wniosku, że naprawdę niewiele brakowało, by z tego wszystkiego zatoczyła
się do tyłu. W zasadzie miała wrażenie, że gdyby demon wciąż jej nie przytrzymywał,
w tamtej chwili by upadła, choć to mogło okazać się jej najmniejszym
problemem. Uderzyła go – a więc zaatakowała w sytuacji, w której
miał nad nią wyraźną przewagę. To było niczym prośba o szybką śmierć albo o to,
żeby jednak zaczął się nad nią pastwić – bez wątpienia miał okazać się do tego
zdolny, choć wolała nie zastanawiać się nad tym, jak daleko mógł się posunąć.
Sama myśl o tym
wystarczyło, żeby tym bardziej skoncentrowała się na niemalże rozpaczliwych
próbach ucieczki. Do cholery, musiał istnieć sposób na to, żeby ją puścił, ale
przynajmniej na tę chwilę nic sensownego nie przychodziło jej do głowy, a skoro
tak…
– Eleno –
usłyszała i aż wzdrygnęła się, tym bardziej, że nie takiego tonu głosu się
spodziewała. Jakkolwiek by nie było, nawet jeśli Rafael był wściekły, nie
okazywał tego. Wręcz przeciwnie – jakimś cudem wciąż panował nad tonem głosu,
nieznośnym spokojem coraz bardziej zaczynając doprowadzać dziewczynę do szału.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiłaś?
W tamtej
chwili zapragnęła roześmiać się w co najmniej histeryczny sposób, choć nie
sądziła, że w ogóle będzie do tego zdolna. Z drugiej strony, skoro w głowie
miała mętlik i już i tak czuła się do tego stopnia zagubiona, by
niemalże na każdym kroku popełniała głupstwa, mogła chyba założyć, że…
A potem
demon znowu się przesunął, robiąc taki ruch, jakby chciał otoczyć ją ramionami i –
bo po cóż innego? – najpewniej zmiażdżyć żebra i wtedy ostatecznie
spanikowała. Odskoczyła od niego tak gwałtownie, że w pierwszym odruchu
zaskoczyła również samą siebie, zwłaszcza kiedy jak długa poleciała do tyłu.
Byłaby upadła, gdyby znowu jej nie pochwycił, biorąc w ramiona dosłownie
na ułamek sekundy przed tym, jak zdążyłaby wylądować na ziemi. Jęknęła, tym
bardziej, że to nie miało sensu, nie wspominając o tym, że jego twarz
znalazła się niepokojąco blisko jej własnej, w tym również odsłoniętej szyi.
Puls dziewczyny momentalnie przyśpieszył, zdradzając wszystko to, co w panice
tak bardzo usiłowała ukryć. Obnażała się przed nim w stopniu, którego
zdecydowanie nie miała być w stanie zaakceptować, a jakby tego było
mało, nie potrafiła zrobić niczego, żeby choć spróbować nad tym stanem rzeczy
zapanować.
Zamarła w bezruchu,
gorączkowo szukając sposobu na to, żeby jednak zawalczyć o wolność.
Chciała mu się wyrwać, uciec gdzieś daleko – zrobić cokolwiek, byleby przestał
na nią patrzeć i zachowywać w ten niezrozumiały dla niej sposób – ale
to również prowadziło donikąd. Walczyła, chociaż czuła, że jest z góry
skazana na niepowodzenie – tak po prostu, choć nawet ta świadomość nie
potrafiła dziewczynie określić, czego tak naprawdę powinna spodziewać się po
swoim przeciwników. Czegokolwiek od niej chciał, z uporem zwlekał, być
może mając nadzieję na to, że w ten sposób jednak doprowadzi ją do szału.
Może chciał, żeby oszalała, nie tylko nie będąc w stanie wykonać
powierzonego jej rozkazu, ale teraz również uciec, poczuć się bezpieczniej i…
– Czego ty
chcesz? – zapytała, sama niepewna tego, dlaczego pragnęła poznać odpowiedź.
Jakie znaczenie miało to z jakiego powodu demon planował ją zabić?
– Ja? –
Rafael spojrzał na nią z mieszanką pobłażliwości i rozbawienia. To po
raz kolejny wystawiło nerwy Eleny na próbę, bo choć czuła strach, jednocześnie
niezmiennie dostawała szału za każdy razem, kiedy gest czy spojrzenie serafina
sprawiały, że czuła się jak niedoświadczone dziecko. Do diabła, dlaczego za
każdym razem musiał jej to robić?! – Tylko i wyłącznie ciebie, lilan.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, coraz bardziej oszołomiona. Była jak w potrzasku,
unieruchomiona w jego ramionach i tak bardzo bezradna – bez szans na
ucieczkę, chociaż naiwnie wciąż liczyła na to, że w ostatniej chwili zdoła
znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie, biorąc pod uwagę sytuację, w której
się znalazła. Gdyby to faktycznie miało okazać się takie proste, zwłaszcza
biorąc pod uwagę fakt, że w ogóle nie rozumiała, czego chciał od niej ten
mężczyzna i…
Z tym, że
to wciąż nie był koniec – z kolei Rafael zamierzał posunąć się jeszcze
dalej.
Z chwilą, w której
nachylił się ku niej, a Elena zrozumiała, że miał w planach musnąć
wargami jej usta, wpadła w szał.
Czy to źle, że uważam te scenę za uroczą? To chyba mój poziom emocjonalnych oczekiwań wobec Rafy :D
OdpowiedzUsuń