1 grudnia 2016

Dwadzieścia cztery

Elena
Wyczuła go na krótko przed tym, jak się pojawił. Dotychczas koncentrowała się na instynkcie, próbując zmusić ciało do współpracy i właściwie zająć się swoimi przeciwnikami, ale w chwili, w której w całym tym zamieszaniu pojawił się właśnie On, wszystko momentalnie uległo zmianie. W jednej chwili szykowała się do ataku, gotowa zrobić dosłownie wszystko, byleby spełnić wydany przez Isobel rozkaz, a w następnej tkwiła w bezruchu, rozszerzonymi do granic możliwości oczami wpatrując się w niebo. Wiedziała, że właśnie działo się coś, co wzbudzało w niej niepokój i co sprawiało, że w ułamku sekundy zapragnęła się wycofać, ale mimo wszystko…
Uciekać… Powinnam uciekać, pomyślała gorączkowo, nerwowo napinając mięśnie. Wyprostowała się niczym struna, nagle drżąca i tak niepewna jak nieposłuszne dziecko, które już wie, że wpakowało się w kłopoty, ale nie ma pojęcia czego tak naprawdę powinno spodziewać się po swoim opiekunie. W tym przypadku problem polegał również na tym, że nawet samej sobie nie potrafiła wytłumaczyć mieszaniny lęku i podekscytowania, która towarzyszyła jej w tamtej chwili.
Tak, zdecydowanie powinna przed nim uciec, ale…
Ale właściwie dlaczego?
Miała mętlik w głowie, nad którym pomimo usilnych starań nie potrafiła zapanować. Dotychczas z łatwością powstrzymała niechciane emocje, ale teraz to wszystko ostatecznie zaczęło wymykać się Elenie spod kontroli. Strach nie był jej obcy, chociaż również to uczucie traktowała jak największą słabość. Czuła, że powinna spróbować nad sobą zapanować, by podjąć sensowną decyzję, ale była jak sparaliżowana, w równym stopniu podekscytowana, co wręcz przerażona perspektywą spotkania ze zbliżającą się istotą. W efekcie nie ruszyła się nawet o milimetr, tkwiąc w miejscu i bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń, kiedy nieśmiertelny zmaterializował się przed nią, dosłownie spadając z nieba.
Rafael był spokojny, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Od pierwszej chwili oszołomił ją samym tylko spojrzeniem, nie tylko dlatego, że coś w parze lśniących, intensywnie niebieskich oczu wydawało się ją hipnotyzować. Zmarła, wpatrując się w jego twarz i próbując zrozumieć, dlaczego w tamtej chwili poczuła się niemalże osaczona. Nie pojmowała, co takiego było w tym demonie, że wzbudzał w niej aż tak silne emocje – zwłaszcza lęk, choć ten wydawał się pozbawiony sensu. To Isobel wydawała rozkazy, więc to pierwotnej Elena była winna posłuszeństwa. Nie miała powodów, żeby obawiać się serafina, tym bardziej, że wiedziała o nim dość, by założyć, że i jego powinna się pozbyć – skoro sprzeciwił się matce wampirów, to oczywiste, że powinien zginąć. Tak przynajmniej wyglądało to z logicznego punktu widzenia, bowiem rozsądek jednoznacznie dawał Elenie do zrozumienia, że powinna trzymać się na dystans – i to nie tylko dlatego, że miała dużo mniejsze doświadczenie niż stojący przed nią demon.
Milczenie przeciągało się, ale prawie nie zwróciła na to uwagi. Zdążyła niemalże całkowicie zapomnieć o Carlisle’u i Lawrence’ie, już nawet niepewna tego, gdzie się znajdowali i czy wciąż byli gdzieś w pobliżu. Podejrzewała, że Isobel nie byłaby zadowolona z takiego obrotu spraw, tym bardziej, że właśnie znalazła się na dobrej drodze do tego, żeby zawieść, ale pośpiesznie odrzuciła od siebie jakiegokolwiek związane z tym myśli. To nie ma znaczenia, powiedziała sobie z naciskiem. Powtarzała to niczym mantrę, próbując odnaleźć w sobie choćby cień dotychczasowej pewności siebie albo jakąkolwiek wskazówkę co do tego, co powinna zrobić, ale…
– Wszystko ci się miesza, prawda? – usłyszała niemalże łagodny, głęboki głos demona.
Spojrzała na Rafaela rozszerzonymi oczami, po czym w nerwowym odruchu cofnęła się o krok. Bezwiednie przybrała pozycję obronną, licząc się z tym, że ktoś taki tym bardziej spróbuje ją zaatakować, ale żaden z tych gestów nie zrobił na serafinie najmniejszego nawet wrażenia. On po prostu patrzył – spokojny i obojętny, panując nad sobą o wiele lepiej, aniżeli Elena kiedykolwiek miała być w stanie. W tamtej chwili przypominał jej Isobel, niemniej wyrachowany i najpewniej równie niebezpieczny.
Mimowolnie zadrżała, chociaż nade wszystko próbowała nad sobą zapanować. Czekała, chociaż nie miała pojęcia na co, tym bardziej, że zdrowy rozsądek nakazywałby wykorzystać okazję do ucieczki. Powinna biec – czuła to – a jednak z uporem tkwiła w dokładnie tym samym miejscu, aż prosząc się o to, żeby spotkało ją coś niedobrego. Jakby tego było mało, w pewnym momencie przyłapała się na tym, że mimowolnie analizowała pytanie, które jej zadał, zastanawiając się nad udzieleniem odpowiedzi. Chciała powiedzieć cokolwiek, co zabrzmiałoby sensownie, ale nie miała pojęcia od czego zacząć. Chyba miał rację – jak najbardziej wszystko zaczynało mieszać się ze sobą, jedynie potęgując odczuwany mętlik – ale mimo wszystko…
Nie, to nie miało znaczenia. Nie mogło mieć, a przynajmniej to próbowała sobie wmówić. Do tej pory nie widziała powodu, żeby zastanawiać się nad tym, co i dlaczego działo się wokół niej. Od chwili przebudzenia nie zadawała pytań, z góry zakładając, że to zbędne. Wiedziała, że ma na imię Elena, poza tym czuła, że teraz wszystko zależało od Isobel – a więc jedynej osoby, która była przy niej, kiedy ponownie otworzyła oczy. To wystarczyło, z kolei przeszłość nie miała znaczenia, przynajmniej tak długo, jak trzymała na dystans emocje. Były zbędne, więc i to, czego dotyczyło, jawiło się w taki sposób. Takie myślenie wydało się dziewczynie najbardziej logiczne, chociaż Rafael najwyraźniej planował to zniszczyć. Robił to specjalnie, chcąc doprowadzić ją do szału i namieszać w głowie, żeby straciła czujność, bo w ten sposób szybciej mógłby ją dopaść. To dlatego się go bała, musząc z czystym sumieniem przyznać, że nad nią dominował – o wiele silniejszy, bardziej doświadczony i świadom tego, co powinien zrobić, żeby mieć na nią jak największy wpływ. Niczego więcej nie potrzebowała, by pojąć, że najrozsądniej będzie trzymać się jak najdalej.
Musiała się wycofać. Teraz, zaraz, zanim on ostatecznie spróbuje przejąć nad nią kontrolę. Nie mogła mu na to pozwolić, a skoro najrozsądniejszym wyjściem wydawała się ucieczka, mogła pokusić się o to, żeby jednak się w ten sposób upokorzyć. Wycofanie się, kiedy miało się do czynienia z silniejszym od siebie, nie było tchórzostwem, ale rozsądnym posunięciem – ktoś ją kiedyś tego uczył, chociaż w tamtej chwili nie potrafiła przypomnieć sobie tego, kto i dlaczego.
– Ja, Eleno – podsunął jej niemalże pogodnym tonem demon. – To, o czym teraz myślisz, to jedna z wielu rzeczy, którą próbowałem ci wpić.
– Mieszasz mi w głowie?! – naskoczyła na niego, co najmniej oszołomiona tym, co próbował jej powiedzieć.
– Sama mnie przyzywasz. Przywołałaś mnie do tego miejsca. – Lekko przekrzywił głowę, wciąż uważnie ją obserwując. – Może nie świadomie, ale jednak. Jakaś cząstka ciebie mnie potrzebuje… Jak inaczej bym cię znalazł, co lilan?
Cofnęła się o krok, z wrażenia omal nie potykając się o własne nogi. Miała ochotę na niego warknąć albo zarzucić kłamstwo, ale nie zrobiła tego, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie chociażby słowa. Bezwiednie zacisnęła dłonie w pieści, dopiero po chwili będąc w stanie poluzować uścisk. W zamian wplotła palce we włosy, przez ułamek sekundy mając ochotę chwycić się za głowę, jakby w ten sposób mogła ograniczyć mu dostęp do swojego umysłu. Odejdź!, pomyślała w niemalże agresywny sposób, ale to, czego od niego oczekiwała, najwyraźniej go bawiło, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Wciąż ją obserwował, niezmiennie dręcząc i najpewniej doskonale bawiąc się jej kosztem. To również nie przypadło jej do gustu, stopniowo doprowadzając do szału i sprawiając, że zapragnęła go uderzyć – tak po prostu, tylko po to, żeby przestał zachowywać się w tak bezczelny sposób.
Nie miała pojęcia co czuje, ale przecież to nie miało znaczenia. Nie mogło mieć, bo… Po prostu nie mogło! Równie niedorzeczne pozostawało stwierdzenie, że to właśnie ona miałaby go do siebie przywołać. Nie istniał żaden sensowny powód, dla którego musiałaby tego dokonać. Wręcz przeciwnie – była w stanie wskazać przynajmniej kilka powodów, żeby postąpić inaczej – wciąż trzymać go na dystans, nie marząc o niczym innym prócz tego, by zniknął jej z oczu. Nie powinno go tutaj być, bowiem nie tylko stanowił dla niej zagrożenie, ale również skutecznie rozpraszał, odciągając od pierwotnie założonego celu. Miała coś do zrobienia, ale przez niego nie była w stanie tego dokonać. Stanowił przeszkodę, a więc jego również powinna usunąć, jednak… jak niby miała to zrobić, skoro z taką łatwością był w stanie ją roznieść? To nie powinno mieć miejsca i jakoś nie miała co do tego wątpliwości.
Wypuściła powietrze ze świstem, próbując się uspokoić – bezskutecznie, chociaż tego jednego nie zamierzała przed samą sobą przyznać. Cholera, to nie miało sensu, a przynajmniej tak jej się wydawało. Próbowała zrozumieć, ale również to okazało się zbyt trudne, stopniowo doprowadzając dziewczynę do szału – i to zwłaszcza z chwilą, w której całą sobą poczuła, że coś ją do Rafaela przyciąga.
Coś…
Jego krew.
To nie miało sensu, ale ostatecznie zmusiła się, by przestać o tym myśleć. Była pewna, że to również musiało mieć związek z tym, że próbował mieszać jej w głowie – nic innego nie wchodziło w grę. Chciał ją rozproszyć; przekonać do czegoś, co nie miało związku z rzeczywistością, ale jemu mogło być na rękę, bo dzięki temu miałby jak nad nią zapanować. A skoro tak…
 Ale to słowo… Lilan.
Wiedziała, co oznaczała, ale nie to stanowiło dla niej choćby po części istotnej kwestii. Bardziej przejmowała się tym, co mogłoby oznaczać – że wzbudzało w niej emocje, których wcale nie chciała doświadczać. Nie powinno, bo…
Po prostu nie.
– Przestań – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Rafael spojrzał na nią z uprzejmym zainteresowaniem.
– Co takiego? – zapytał, wciąż siląc się na spokój. Nie pasowało jej to do niego, zresztą jak i to, jak ją traktował. Przecież zakładała, że powinien chcieć ją skrzywdzić, więc tym bardziej nie rozumiała na co czekał… I na co ona czekała. – Co masz w planach zrobić, Eleno?
Drgnęła, po czym zrobiła taki ruch, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Znów okazywała przed nim słabość, ale to powoli przestawało mieć dla niej znaczenie.
– Ja muszę… – zaczęła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Niby dlaczego miałaby się przed nim tłumaczyć?
– Elena?
Poderwała głowę, dziwnie oszołomiona tym, że do rozumowy mógłby włączyć się jeszcze jeden głos. Prawie zdążyła zapomnieć o Carlisle’u i Lawrence’ie, więc tym bardziej zaskoczyło ją to, że ten pierwszy mógł spróbować się zbliżyć. Natychmiast przeniosła na niego wzrok, nim jednak zdążyła zadecydować, co powinna w związku z obecnością wampira zrobić, Rafael przemieścił się, gestem ręki dając jej ojcu do zrozumienia, że ma się odsunąć.
– Ja z nią teraz rozmawiam – oznajmił niemalże szorstkim tonem. – Na was się rzuci, przynajmniej na razie. Mnie nie tknie – stwierdził z przekonaniem tak silnym, że aż spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Skąd wiesz? – niemalże warknęła, wręcz porażona bijącą od serafina pewnością siebie.
– Ponieważ tylko ja mam prawo w tej sytuacji wydawać polecenia – oznajmił z rozbrajającą wręcz szczerością. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, coraz bardziej oszołomiona sytuacją i jego zachowaniem. – Przecież to czujesz… Do kogo należysz, lilan?
– Moja pani jest… – zaczęła, ale nie pozwolił jej dokończyć.
Serce Eleny zabiło szybciej, kiedy twarz serafina wykrzywił grymas. Mimo wszystko nie chciała go zdenerwować, podświadomie zdając sobie sprawę z tego, że byłby zdolny do tego, żeby ją skrzywdzić.
– Zła odpowiedź – oznajmił z powagą. – To cząstkę mojej duszy nosisz w sobie… A to oznacza, że należysz tylko i wyłącznie do mnie.
Jeszcze kiedy mówił, ponownie rozłożył skrzydła. Z pewnym opóźnieniem zareagowała na moment, w którym demon bezceremonialnie poderwał się ku górze, zamierzając się do niej zbliżyć. Natychmiast odskoczyła, w pierwszym odruchu mając ochotę rzucić się do ucieczki, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. W zamian warknęła i w przypływie desperacji spróbowała się na niego rzucić, z braku lepszych pomysłów woląc przystąpić do ataku. Powstrzymał ją z dziecinną wręcz łatwością, bez większego wysiłku chwytając za oba nadgarstki i zdecydowanym ruchem unieruchamiając obie ręce Eleny nad głową. Zesztywniała, podświadomie wyczekując momentu, w którym nieśmiertelny spróbuje ją skrzywdzić, ale on po prostu ją trzymał, wciąż uważnie obserwując i wydając się co najwyżej czekać. W tamtej chwili poczuła się niemalże jak skarcone dziecko, które drażniło go koniecznością działania – tym, że w ogóle musiał poświęcać czas na uspokojenie jej, skoro nie była w stanie go pokonać. Sama myśl o tym zaczęła doprowadzać Elenę do szału, choć to wydawało się niczym w porównaniu ze świadomością tego, że wpadła w kłopoty – czegokolwiek Rafael od niej chciał, nie zamierzał pozwolić na to, żeby uciekła.
To oraz słowa, które padły z jego ust, a które przecież nie mogły być prawdziwe, sprawiły, że zaczęła wpadać w panikę. Szarpnęła się, ale z równym powodzeniem mogłaby siłować się ze ścianą, w efekcie mogąc co najwyżej dorobić się pokaźnej liczby siniaków, o ile w przypadku jej ciała to miało być możliwe. Kiedy do tego wszystkiego zauważyła, że Rafael wzdycha i wywraca oczami, doszła do wniosku, że niewiele brakuje, żeby jednak dostała czasu. Nie miała już pewności, które z tych uczuć dominowało – strach czy gniew – ale niezależnie od tego, ostateczny efekt zdecydowanie nie przypadł dziewczynie do gustu. Cokolwiek czuła, chciała przestać.
– Och, Eleno… – Szarpnęła się raz jeszcze, słysząc w jaki sposób wypowiedział jej imię. Nie rozumiała, dlaczego brzmiał tak, jakby w całym tym szaleństwem mógł doszukać się powodów do zadowolenia. Co więcej, coś w jego spojrzeniu uległo zmianie, a ona zdołała dostrzec w jego oczach coś, czego nie potrafiła jednoznacznie określić słowami, a co z miejsca wzbudziło w niej niepokój. Te uczucia były takie… dziwne… – Eleno…
Co takiego było w jego głosie, że nagle poczuła się nieswojo? Kiedy się nad tym zastanowiła, doszła do wniosku, że zna właściwe określenie – czułość – to jednak było tylko i wyłącznie słowo, które nie miało żadnego konkretnego znaczenia. Nic nieznaczące stwierdzenie, którego nie rozumiała, przynajmniej na razie, mogąc co najwyżej dopasować nazwę i nic ponadto. Chyba nawet wolała nie przekonać się z czym się to wiązało…
Mniej więcej w tamtej chwili utwierdziła się w przekonaniu, że Rafael musiał mieć w planach skrzywdzenie jej. Jak inaczej miałaby wytłumaczyć emocje, które w niej wzbudzał i to, jak bardzo czuła się zaniepokojona?
Jęknęła, chociaż wiedziała, że w ten sposób tym bardziej nie zrobi na nim wrażenia. Ledwo powstrzymała cisnące jej się na usta przekleństwo, aż nazbyt świadoma, że serafinowi mogłoby to nie przypaść do gustu. Łatwiejsze wydawało jej się milczenie, chociaż zarazem nie potrafiła sobie tego wyobrazić – trzymania języka za zębami w sytuacji, w której miała ochotę rozerwać go na kawałeczki tylko i wyłącznie po to, żeby dał jej spokój. Skoro zamierzał ją zabić, mógł przystąpić do rzeczy, zamiast z takim uporem ją dręczyć i…
– Puść! – naskoczyła na niego, kiedy jego dłonie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przeniosły się na jej ramiona.
Skorzystała z tego, że poluzował uścisk wokół nadgarstków, by wyrwać rękę i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przyłożyć mu w twarz. Uderzyła wystarczająco mocno, by siłę ciosu poczuć całą sobą, wystarczająco intensywnie, by doszła do wniosku, że naprawdę niewiele brakowało, by z tego wszystkiego zatoczyła się do tyłu. W zasadzie miała wrażenie, że gdyby demon wciąż jej nie przytrzymywał, w tamtej chwili by upadła, choć to mogło okazać się jej najmniejszym problemem. Uderzyła go – a więc zaatakowała w sytuacji, w której miał nad nią wyraźną przewagę. To było niczym prośba o szybką śmierć albo o to, żeby jednak zaczął się nad nią pastwić – bez wątpienia miał okazać się do tego zdolny, choć wolała nie zastanawiać się nad tym, jak daleko mógł się posunąć.
Sama myśl o tym wystarczyło, żeby tym bardziej skoncentrowała się na niemalże rozpaczliwych próbach ucieczki. Do cholery, musiał istnieć sposób na to, żeby ją puścił, ale przynajmniej na tę chwilę nic sensownego nie przychodziło jej do głowy, a skoro tak…
– Eleno – usłyszała i aż wzdrygnęła się, tym bardziej, że nie takiego tonu głosu się spodziewała. Jakkolwiek by nie było, nawet jeśli Rafael był wściekły, nie okazywał tego. Wręcz przeciwnie – jakimś cudem wciąż panował nad tonem głosu, nieznośnym spokojem coraz bardziej zaczynając doprowadzać dziewczynę do szału. – Zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiłaś?
W tamtej chwili zapragnęła roześmiać się w co najmniej histeryczny sposób, choć nie sądziła, że w ogóle będzie do tego zdolna. Z drugiej strony, skoro w głowie miała mętlik i już i tak czuła się do tego stopnia zagubiona, by niemalże na każdym kroku popełniała głupstwa, mogła chyba założyć, że…
A potem demon znowu się przesunął, robiąc taki ruch, jakby chciał otoczyć ją ramionami i – bo po cóż innego? – najpewniej zmiażdżyć żebra i wtedy ostatecznie spanikowała. Odskoczyła od niego tak gwałtownie, że w pierwszym odruchu zaskoczyła również samą siebie, zwłaszcza kiedy jak długa poleciała do tyłu. Byłaby upadła, gdyby znowu jej nie pochwycił, biorąc w ramiona dosłownie na ułamek sekundy przed tym, jak zdążyłaby wylądować na ziemi. Jęknęła, tym bardziej, że to nie miało sensu, nie wspominając o tym, że jego twarz znalazła się niepokojąco blisko jej własnej, w tym również odsłoniętej szyi. Puls dziewczyny momentalnie przyśpieszył, zdradzając wszystko to, co w panice tak bardzo usiłowała ukryć. Obnażała się przed nim w stopniu, którego zdecydowanie nie miała być w stanie zaakceptować, a jakby tego było mało, nie potrafiła zrobić niczego, żeby choć spróbować nad tym stanem rzeczy zapanować.
Zamarła w bezruchu, gorączkowo szukając sposobu na to, żeby jednak zawalczyć o wolność. Chciała mu się wyrwać, uciec gdzieś daleko – zrobić cokolwiek, byleby przestał na nią patrzeć i zachowywać w ten niezrozumiały dla niej sposób – ale to również prowadziło donikąd. Walczyła, chociaż czuła, że jest z góry skazana na niepowodzenie – tak po prostu, choć nawet ta świadomość nie potrafiła dziewczynie określić, czego tak naprawdę powinna spodziewać się po swoim przeciwników. Czegokolwiek od niej chciał, z uporem zwlekał, być może mając nadzieję na to, że w ten sposób jednak doprowadzi ją do szału. Może chciał, żeby oszalała, nie tylko nie będąc w stanie wykonać powierzonego jej rozkazu, ale teraz również uciec, poczuć się bezpieczniej i…
– Czego ty chcesz? – zapytała, sama niepewna tego, dlaczego pragnęła poznać odpowiedź. Jakie znaczenie miało to z jakiego powodu demon planował ją zabić?
– Ja? – Rafael spojrzał na nią z mieszanką pobłażliwości i rozbawienia. To po raz kolejny wystawiło nerwy Eleny na próbę, bo choć czuła strach, jednocześnie niezmiennie dostawała szału za każdy razem, kiedy gest czy spojrzenie serafina sprawiały, że czuła się jak niedoświadczone dziecko. Do diabła, dlaczego za każdym razem musiał jej to robić?! – Tylko i wyłącznie ciebie, lilan.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, coraz bardziej oszołomiona. Była jak w potrzasku, unieruchomiona w jego ramionach i tak bardzo bezradna – bez szans na ucieczkę, chociaż naiwnie wciąż liczyła na to, że w ostatniej chwili zdoła znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znalazła. Gdyby to faktycznie miało okazać się takie proste, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w ogóle nie rozumiała, czego chciał od niej ten mężczyzna i…
Z tym, że to wciąż nie był koniec – z kolei Rafael zamierzał posunąć się jeszcze dalej.
Z chwilą, w której nachylił się ku niej, a Elena zrozumiała, że miał w planach musnąć wargami jej usta, wpadła w szał.

1 komentarz:

  1. Czy to źle, że uważam te scenę za uroczą? To chyba mój poziom emocjonalnych oczekiwań wobec Rafy :D

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa