Coś było nie tak, ale w żaden
sposób nie potrafiła stwierdzić, w czym tak naprawdę leżał problem. Jasne,
zdążyła zorientować się, że Charon miał w sobie coś, co wzbudzało we
wszystkich niepokój, ale reakcja wszystkich wokół na to imię jednoznacznie dała
Layli do zrozumienia, że chodzi o coś więcej. Świetnie, jak zwykle o czymś nie wiem, pomyślała, ale wcale
nie była pewna, czy to aż takie złe. O niektórych rzeczach lepiej było nie
mieć pojęcia, tym bardziej, że prawda nie zawsze niosła ze sobą ukojenie.
Cisza,
która nagle zapadła, miała w sobie coś przenikliwego. Nie poczuła się
pewniej z tym, że Rufus wciąż trzymał dłonie na jej ramionach, już nie
tyle próbując ją uspokoić, co powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego. „Co
się znowu dzieje?” – cisnęło się dziewczynie na usta, ale tym razem nie
odezwała się nawet słowem, cierpliwie czekając na rozwód wypadków. Jakaś jej
cząstka pragnęła zbliżyć się do Alessi i sprawdzić, czy z nią również
wszystko było w porządku, ale nie zdobyła się na to, podświadomie czując,
że to nienajlepszy pomysł. Ariel może i wyglądał na spiętego, ale na pewno
był w stanie dziewczynę ochronić, a przynajmniej Layla chciała w to
wierzyć.
– Ach… To
chyba bardziej mi odpowiada. Ta cisza jest dość wymowna – odezwał się ponownie
Charon. Jego głos zabrzmiał dziwnie, tym bardziej, że po tonie mężczyzny dało
się wywnioskować, że był aż nadto usatysfakcjonowany sytuacją. – Więc dalej się
tu mnie pamięta… To teraz powiesz mi, z kim mogę rozmawiać? – zwrócił się
ponownie do Ariela, a chłopak skrzywił się, wyraźnie zaniepokojony.
– Victor
jest w środku – wyrzucił z siebie w końcu. – On i Bella.
Kilka lat temu tylko oni przeżyli.
– Mnie to
wystarczy – stwierdził niemalże pogodnym tonem nieśmiertelny, uśmiechając się
drapieżnie. – Tak, chętnie wejdę. Twoja słodka wampirzyca wchodzi z nami
do środka? – dodał, spoglądając w niemalże prowokujący sposób na Alessię.
Layla drgnęła,
mając wielką ochotę porządnie mu przyłożyć. Podejrzewała, że to nie jest
najlepszy pomysł, ale nie mogła się powstrzymać, zwłaszcza kiedy ten raz po raz
wyrażał chęć skrzywdzenia jej bratanicy.
– Nie –
niemalże warknął Ariel.
Dawno nie
brzmiał w aż tak poważny, zdecydowany sposób, a przynajmniej Layla
zawsze miała go raczej za miłego dzieciaka, który próbował odnaleźć się w roli,
którą sprawował jego ojciec. To nie było tak, że uważała Ariela za słabego,
myśląc o chłopaku raczej jak o dowodzie, że wilkołaki tez mogły być
normalne, a dowodzenie nimi wcale nie musiało opierać się na krzyku i wzajemnej
krzywdzie. Z drugiej strony, kiedy obserwowała tego z synów księżyca
teraz… Kiedy chodziło o Alessię, najwyraźniej wszystko ulegało zmianie – z tym,
że sama zainteresowana niekoniecznie wyglądała na chętną, żeby to zaakceptować.
W
odpowiedzi na to jedno słowo, dziewczyna wyprostowała się niczym struna, po
czym mocniej uczepiła się ramienia swojego partnera. Spojrzał na nią w nieco
roztargniony sposób, unosząc brwi, kiedy Ali zaczęła energicznie potrząsać
głową.
– Co ty
mówisz? – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Jeśli ty tam wchodzisz, ja też
– oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. Layla aż nazbyt dobrze zdawała sobie
zdawała sobie sprawę z tego, jaka ta dziewczyna potrafiła być uparta.
– Ali… –
Ariel jęknął i chciał dodać coś jeszcze, ale wtedy ponownie odezwał się
Charon:
– Jaki
charakterek… Idziemy czy nie? – zniecierpliwił się, przy okazji jasno dając
całemu towarzystwu do zrozumienia, że nie zamierza cierpliwie czekać na dalszy
rozwój dyskusji.
– Tak… Tak,
jasne – zreflektował się pośpiesznie Ariel. – Oni ci pokażą – oznajmił,
znacząco kiwając głową na swoich towarzyszy.
Wraz z tymi
słowami, bezceremonialnie chwycił Alessię za rękę i nie czekając na
czyjąkolwiek reakcję, pociągnął dziewczynę za sobą. Layla napięła mięśnie,
wciąż uważnie obserwując Charona i szykując się do tego, żeby zaatakować, gdyby
jednak zrobił coś głupiego. Nic podobnego nie miało miejsca, bo mężczyzna
jedynie uśmiechnął się w nieco gorzki, pozbawiony wesołości sposób,
milcząc i sprawiając wrażenie kogoś, kto – w przeciwieństwie do reszt
towarzystwa – doskonale się bawi cudzym kosztem. To wydawało się jak
najbardziej w jego stylu, a przynajmniej Layla zdążyła już dojść do
wniosku, że mieli do czynienia ni mniej, ni więcej, ale z niebezpiecznym
dupkiem.
Wypuściła
powietrze ze świstem, bez trudu orientując się, że ona i Rufus również powinni
się wycofać. Bez słowa ruszyła za Arielem i bratanicą, chcąc jak
najszybciej się z nimi zrównać. Ruszyli w stronę lasu, ona
bezskutecznie próbując powstrzymać się przed oglądaniem za siebie. Czuła, że
wszystko jest nie tak i to jedynie podsycało pragnienie, żeby porządnie
komuś przyłożyć. Cholera, to nie powinno być tak! Cokolwiek się działo, zdecydowanie
nie było dobre, a Layla sama nie była pewna, co o zaistniałej
sytuacji myśleć.
– Co jest,
do cholery?! – wyrwało się Alessi, ledwo tylko znaleźli się na tyle daleko od
twierdzy, żeby poczuć się względnie bezpiecznie. Stanowczo szarpnęła się,
oswabadzając ramię z uścisku wciąż trzymającego ją, ciągnącego za sobą
chłopaka. – Ariel, patrz na mnie! – ponagliła, zmuszając swojego towarzysza,
żeby się zatrzymał.
–
Komplikacje – oznajmił takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na
świecie. Zaraz po tym jęknął i z niedowierzaniem potrząsnął głową. –
Sam nie wiem, co… Potrzebuję trochę czasu, żeby zorientować się, co tutaj się
dzieje, tak? Ali, proszę… Jeśli to faktycznie jest Charon, to mamy kłopoty –
stwierdził, na powrót poważniejąc.
Layla
zawahała się, ledwo powstrzymując przed wtrąceniem do dyskusji. Niczego nie
rozumiała, co samo w sobie okazało się aż nadto irytujące, choć starała
się tego nie okazywać. Nigdy nie była cierpliwa, a tym razem dodatkowo
wiedziała, że wszyscy wokół zdawali sobie sprawę z czegoś, czego ona mogła
co najwyżej się domyślać. Co prawda wszystko wskazywało na to, że Ali również
nie zdawała sobie sprawy, co takiego działo się wokół niej, ale to wydawało się
dość marnym pocieszeniem. Nie, skoro po raz kolejny Layla miała poczucie, że
musieli uciekać – i to może nawet w większym pośpiechu, niż kiedy z winy
Claudii ewakuowali się z Miasta Nocy.
– To
znaczy? – odezwała się ponownie Alessia, energicznie potrząsając energicznie
głową. – Jak ty to sobie wyobrażasz, co? Ja nie…
–
Zaprosiłem cię, ponieważ byłaś tu bezpieczna – przerwał jej pośpiesznie Ariel,
starannie dobierając słowa. – Teraz już niczego ci nie zagwarantuje, skoro nie
wiem na czym stoję. To zły pomysł, żeby jakikolwiek wampir kręcił się w okolicy,
dlatego wybaczcie, ale…
– Chcesz,
żebym wyjechała?! – wyrzuciła z siebie na wydechu, w ułamku sekundy
tracąc nad sobą panowanie.
Dziewczyna
przesunęła się bliżej, wyraźnie rozeźlona. Ariel westchnął, przez dłuższą
chwilę uparcie milcząc, choć to w najmniejszym nawet stopniu nie czyniło
sytuacji najlepszej. Gdyby Layla miała zgadywać, powiedziałaby, że Alessia była
bliska płaczu, chociaż wyraźnie próbowała nad sobą panować. Jasne, nie tak
dawno temu same rozmawiały o wyjeździe – na krótko, tylko po to, żeby
mogła odetchnąć i zobaczyć się z bliskimi – ale to było zupełne coś
innego.
– Nie
wyganiam cię… O bogini, nie ujmuj tego w taki sposób, jakbym chciał
cię odesłać! – obruszył się Ariel, wyraźnie zaskoczony jej reakcją. – Mówię, że
teraz nie jest tutaj bezpiecznie. Jeśli to Charon, to…
– Charon to
taka druga Lilia, jeśli cokolwiek rozjaśnię ci w ten sposób w głowie
– wtrącił Rufus, jak gdyby nigdy nic decydując się przerwać ich kłótnię.
Brzmiał obojętnie, niemalże w ten sam sposób, co i wtedy, kiedy
fundował im jakikolwiek wykład, dotyczący oczywistych dla niego spraw. –
Kolejny pierwotny… Dość okrutny, ale może lepiej nie wnikać teraz w szczegóły.
Tak czy inaczej, Lilia była trudna, ale on… Cóż, o ile mi wiadomo, ma na
sumieniu całkiem sporo istnień, zwłaszcza jeśli chodzi o hybrydy. Wiesz, w przeszłości
ludzi traktowano na równi z rzeczami. Wilkołaki do tej pory nie zawsze
uznają na wpół ludzkie dzieci, bo te z założenia nie powinny istnieć –
dodał, a ona mimowolnie zadrżała, przypominając sobie ich dopiero co
odbytą rozmowę o zamierzchłych czasach i tym, co działo się pod
rządami Isobel.
– I co
z tego? – zapytała niemalże obojętnym tonem Alessia, uparcie odsuwając od
siebie płynące z rozmowy wnioski.
– Chociażby
tyle, że jeśli będzie chciał cię zabić, zrobi to, a twój chłopaczek nie
będzie miał niczego do powiedzenia – oznajmił beznamiętnie Rufus, jak zwykle
okazując delikatność papieru ściernego.
Ali
zapowietrzyła się, wyraźnie wytrącona z równowagi. Layla zauważyła, że
dziewczyna drży, choć nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, co było
tego przyczyną – złość czy może to, że wciąż chciało jej się płakać. W tamtej
chwili zapragnęła bratanicę przytulić, ale nie zrobiła tego, tym bardziej, że
Alessia jak na zawołanie zwróciła się ku Arielowi, spoglądając na chłopaka w niemalże
błagalny, przenikliwy sposób.
– Ufam ci –
oznajmiła z naciskiem. – Słyszysz? Poradzę sobie, jeśli zajdzie taka
potrzeba. Teraz mnie zaskoczył, ale…
– Alessia,
nie! – przerwał jej stanowczym tonem Ariel. – Słuchasz, co się do ciebie mówi?
Cudownie, że mu ufasz, ale ja sobie w tym momencie nie, więc… – Urwał, po
czym energicznie potrząsnął głową. – Skoro już mówimy o zaufaniu, to
dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać?
Ostatnim
pytaniem musiał trafić w sedno, bo wyraźnie zawahała się, w nerwowym
odruchu uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Była blada i niespokojna, co
również nie wydało się Layli dziwne, bo była w stanie wyobrazić sobie, co
takiego dziewczyna w tamtej chwili czuła. Miłość ogłupiała, o czym
bardzo łatwo można było się przekonać.
– Więc jedź
z nami – powiedziała w końcu. – Wiesz, że jestem tutaj dla ciebie,
tak? Skoro jest niebezpiecznie, też wracaj do Miasta Nocy – dodała, w pośpiechu
wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Vick sobie radzi, tak? Jest więcej
tych dzieciaków, a przecież o to chodziło. Lille już nie narzeka na
liczebność, więc naprawdę nie rozumiem, dlaczego miałbyś się wahać.
Brzmiała na
zdesperowaną – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Mówiła, chwytając się
kolejnych argumentów, niezależnie od ich moc, znaczenia i tego, czy miały
szansę zrobić na Arielu jakiekolwiek wrażenie. Co więcej, obserwując twarz
chłopaka, Layla była gotowa stwierdzić, że w pewnym momencie jednak się
zawahał – tylko na chwilę, ale jednak. Wpatrywał się w stojącą przed nim
pół-wampirzycę i wszystko wskazywało na to, że gdyby tylko mógł, bez
chwili wahania by jej uległ – tak po prostu, tym samym zgadzając się na wszystko,
czego Alessia mogłaby oczekiwać.
Cóż, nie
zrobił tego.
– Nie mogę.
Ali
otworzyła i raz zamknęła usta. Jeśli dotychczas była po prostu zła, teraz
do tego wszystkiego doszło również rozgoryczenie.
– Dlaczego?
– zapytała tak cicho, że nawet obdarzona wyostrzonymi zmysłami istota
nieśmiertelna musiała się postarać, żeby mieć szansę ją zrozumieć.
– Przecież
wiesz – przypomniał jej niemalże łagodnym tonem Arie. – Katherine…
– Do diabła
z Katherine i jakaś obietnicą sprzed lat! – nie wytrzymała, w ułamku
sekundy tracąc panowanie nad sobą i brzmieniem głosu. – Teraz ja cię o coś
proszę, tak? Poleciałeś za wierszem, tylko dlatego, że Claire napisała o jakiejś
obietnicy, a ty połączyłeś to z Katherine, ale… Cholera, skąd wiesz?
Skąd wiesz, kiedy ona będzie zadowolona, a twój obowiązek spełniony, co?!
– Ali…
Potrząsnęła
głową.
– Nie
zaczynaj ze mną rozmawiać tak, jakbym była dzieckiem, dobra? I nie udawaj,
że jesteś w stanie mi odpowiedzieć, bo oboje wiemy, że nie masz pojęcia…
Nie możesz mieć, bo Katherine nie żyje, więc nie mogła ci nawet powiedzieć, czego
od ciebie oczekuje! – wyrzuciła z siebie na wydechu Alessia. Layla nie
przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej widziała dziewczynę aż do tego
stopnia złą i rozżaloną. – Wyjechałeś i nie odezwałam się nawet
słowem, bo ci ufałam… Powiedziałam już to: ufam ci – powtórzyła z naciskiem
– ale to też ma swoje granice. Ja mam swoją cierpliwość, Arielu.
– Gdyby nie
Katherine, byłabyś martwa. Jeśli ktoś ma prawo czegoś ode mnie oczekiwać, to na
pewno ona… I to nawet jeśli jest martwa. – Chłopak urwał, po czym z wahaniem
spojrzał na swoją partnerkę. – Wiem, że to nie miało być tak, ale… Wydawało mi
się, że już dawno ustaliliśmy, że bycie razem to poświęcenie, tak? Robiłem, co
tylko mogłem, żeby sprowadzić cię do siebie, ale teraz sytuacja się zmieniła…
Nie na zawsze, ale tymczasowo nie mam pojęcia, co robić, a chcę, żebyś
była bezpieczna. – Zamilkł, po czym z uwagą zmierzył dziewczynę wzrokiem.
– Raz prawie umarłaś i to z mojej winy. Nie zamierzam czekać aż
Charon dokończy to, co zaczął mój ojciec i cię zabije.
Jeszcze
kiedy mówił, przesunął się bliżej, chcąc ją objąć, ale odsunęła się w popłochu,
tym samym dając mu do zrozumienia, żeby trzymał się z daleka. Uciekała
wzrokiem gdzieś w bok, tak, żeby żadne z nich nie było w stanie
zobaczyć jej twarzy, co jasno uświadomiło Layli, że Alessia najpewniej się
popłakała. Gdyby sytuacja była inna, bez chwili wahania potrząsnęłaby każdym
facetem, który doprowadziłby dziewczynę do płaczu, ale z Arielem było
inaczej. Różnica polegała na tym, że aż nazbyt dobrze rozumiała jego argumenty
– i do tego wszystkiego popierała je, choć wolała się do tego nie
przyznawać, żeby dodatkowo nie pogorszyć sytuacji. Musieli załatwić to między
sobą.
– Tak… Tak,
uratowałeś mnie – przyznała z wyraźną niechęcią Alessią. Jej głos wciąż
brzmiał względnie normalnie, ale dalej z uporem nie patrzyła ani na
swojego rozmówcę, ani nikogo innego. – Tak tylko się zastanawiam… Po co to
wszystko było, co Ariel? Co tak naprawdę nam to dało? – dodała, a jej
pytania wyraźnie chłopaka zaskoczyły, bo w pierwszym odruchu spojrzał na
dziewczynę z niedowierzaniem.
– Ja… Że
co, proszę?
Uniosła
głowę, jednak decydując się przenieść na niego wzrok. Nie płakała, co trochę
zaskoczyło Laylę, ale i tak miała wrażenie, że dziewczyna jest tego
bliska.
– Co to za
ratunek, skoro Katherine niejako zablokowała nam wszystkie alternatywy? Możesz
być ze mną, ale tylko tutaj… A teraz znowu dzieje się coś, przez co nie
mogę z tobą zostać – zauważyła cicho, starannie dobierając słowa. – Jak
nie miasto, twoja wataha i ludzie, którzy nie rozumieli, że chcemy być
razem, to znów Isobel. A kiedy na chwilę cię odzyskałam, wróciliśmy tutaj…
I cholera, ja czekałam. Tyle czasu czekałam, żebyś mnie zabrał, a teraz
znowu mam pozwolić sobie na wyjazd? Ile jeszcze, co Ariel?
– Nie wiem
– przyznał z wahaniem. Najwyraźniej na nic więcej nie było go wstać.
– Ja tym
bardziej – przypomniała mu cicho.
Oboje
milczeli przez dłuższą chwilę, znów dziwnie zmieszani i unikający swojego
wzroku.
– Więc
czego teraz chcesz, Ali? – odezwał się w końcu Ariel. Niespokojnie
rozejrzał się dookoła, jakby spodziewając się, że za moment pojawi się ktoś,
kto spróbuje ich ponaglić, przypominając mu o tym, że powinien wracać do
twierdzy. – Zrobię, co będę w stanie, ale do tego potrzebuję czasu. Ale to
oznacza, że znowu musisz czekać… Bycie razem już chyba zawsze będzie tak
wyglądało – dodał po chwili zastanowienia. – Pytanie, czego tak naprawdę
chcesz. Ja cię kocham, Ali… Od zawsze. I właśnie z tego powodu nie
pozwolę ci zginąć, a przy Charonie może czekać cię właśnie to.
Mniej
więcej w tamtej chwili Layla poczuła się prawie jak intruz, przez krótką
chwilę mając ochotę chwycić Rufusa za ramię i zmusić do tego, żeby „poszli
na spacer” – cokolwiek, żeby dać tej dwójce choć trochę swobody. Już nawet
otworzyła usta, gotowa to zaproponować, by mogli jak najszybciej się ewakuować,
nim jednak zdecydowała się powiedzieć cokolwiek, Alessia postanowiła ją ubiec.
– Idź już.
– Krótkie, proste słowa bez modulacji. Znów uciekła wzrokiem gdzieś w bok,
po czym w pośpiechu odwróciła się, odsuwając się, by jeszcze bardziej
zwiększyć dzielącą ich odległość. – Katherine nie chciałaby, żebyś kazał im
czekać, prawda? Cholerna twierdza zawali się, jeśli zaraz do niej nie wrócisz –
mruknęła, nie szczędząc sobie złośliwości.
Ariel
wyglądał na chętnego, żeby zaprotestować, ale ostatecznie tego nie zrobił.
Layla nieznacznie potrząsnęła głową, utwierdzając chłopaka w przekonaniu,
że powinien sobie odpuścić – przynajmniej tymczasowo, bo rozmowa w takiej
sytuacji i tak nie miała racji bytu. Znała Alessię i jej upór
wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że kiedy dziewczyna się na coś
zdecydowała, wpłynięcie na nią nie miało racji bytu. Wręcz przeciwnie – teraz
trzeba było dać jej czas, żeby się uspokoiła, tym bardziej, że oboje byli
podenerwowani, co mogło najwyżej pogorszyć już i tak napiętą sytuację.
Nie miała
pewności, co takiego chodziło chłopakowi po głowie, ale najwyraźniej zrozumiał
aluzję. Wciąż uważnie obserwowała zarówno jego, jak i bratanicę, kiedy
Ariel zaczął się wycofywać – tak po prostu, bez choćby słowa pożegnania. Layla
wypuściła powietrze ze świstem, ledwo tylko zniknął pomiędzy drzewami,
pozostawiając po sobie charakterystyczny dla wilkołaków, zdecydowany zapach
oraz wciąż roztrzęsioną, wyraźnie zranioną dziewczynę. Alessia wciąż milczała,
zwrócona do nich plecami i na pierwszy rzut oka obojętna, ale Layla czuła,
że to tylko i wyłącznie pozory. Co jak co, ale pod wieloma względami Ali była
podobna do Gabriela, a ten też lubił tłumić wszystko w sobie.
– Oj,
księżniczko… – wyrwało jej się. Zaraz po tym w końcu ruszyła się z miejsca,
by móc w ułamku sekundy znaleźć się przy dziewczynie, zdecydowanym ruchem
otaczając ją ramionami. Ali drgnęła, zupełnie jakby zamierzała się wyrwać, ale
ostatecznie z jakiegoś powodu tego nie zrobiła, pozwalając Layli się
obejmować. – Hej…
– Pożałuję
tego, prawda? – zapytała zdławionym tonem. Parsknęła nerwowym, pozbawionym
wesołości śmiechem. W tamtej chwili zachowywała się naprawdę niepokojąco, przynajmniej
z perspektywy Layli. – Pożałuje tego ja nic – dodała, tym razem już nawet
nie próbując pytać. Cóż, sama wydawała się dobrze znać odpowiedź.
Nie
odpowiedziała, sama niepewna, jakie słowa byłyby najodpowiedniejsze. Wiedziała,
co to znaczyło rzucić o kilka nieprzemyślanych słów za dużo, tym bardziej,
że Alessia nie zachowała się nawet po części tak okrutnie jak ona sama, kiedy
straciła dziecko. Sądząc po tym, że Ariel wycofał się z wyraźną niechęcią,
była pewna, że wszystko i tak sprowadzało się do kolejnej rozmowy, ale
przynajmniej tymczasowo zdecydowała się na milczenie. Oboje musieli ochłonąć,
poza tym wolała założyć, że chłopakowi naprawdę uda się coś ustalić, dzięki
czemu będzie w stanie podjąć konkretne działania. Alessia potrzebowała
chwili spokoju, poza tym powrót do Miasta Nocy zdecydowanie miał wyjść jej na
dobre, tak jak ustaliły już wcześniej.
– Nie żeby
coś, bo te wasze miłosne dramaty są naprawdę fascynujące – rzucił
zniecierpliwionym tonem Rufus, a Layla poczuła, że ma wielką ochotę zrobić
mu krzywdę – ale czy możemy w końcu iść? Nie zamierzam tkwić w lesie
do rana – zauważył zniecierpliwionym tonem.
– Co…? Och,
jasne – zreflektowała się pośpiesznie Ali. Layla nie zaprotestowała, kiedy
dziewczyna oswobodziła się z jej objęć, decydując ruszyć się z miejsca.
– Chodźmy. Tędy – dodała nieco zdławionym głosem, dyskretnie próbując otrzeć
oczy.
Obie
wyraźnie usłyszały przeciągłe, nieco rozdrażnione westchnienie Rufusa. Kiedy obejrzała
się przez ramię, przekonała się, że wampir uśmiechał się w nieco złośliwy,
pozbawiony wesołości sposób.
– Do miasta
w drugą stronę – wyjaśnił usłużnie, a Ali zastygła wpół kroku,
wyraźnie zażenowana. – Wiem to, a jestem tu krócej od ciebie.
–
Faktycznie – wymamrotała nerwowo Alessia. Zarumieniła się, a przynajmniej
takie wrażenie odniosła Layla, choć w ciemnościach trudno było jej cokolwiek
stwierdzić. – Tylko… Nie mam żadnych dokumentów. Wszystkie moje rzeczy zostały w twierdzy
– dodała po chwili wahania.
– Och…
Lotnisko to najmniejszy problem – stwierdził beztroskim tonem Rufus. – Zrób mi
przysługę i tym razem nie zmuszaj mnie do tego, żebym za tobą biegał. I tak
zawsze postawię na swoim – dodał, a dziewczyna prychnęła.
– Już i tak
nie zamierzam tutaj zostawać.
Mogła
mówić, co tylko chciała, ale Layla i tak wiedziała, że to jedno, wielkie
kłamstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz