25 grudnia 2016

Czterdzieści osiem

Elena
Rafael w zaledwie ułamek sekundy znalazł się przy niej. Jemu poruszanie się w powietrzu przychodziło z łatwością, z lekkością i gracją, którą nie jeden mógłby mu pozazdrościć. Elena drgnęła, kiedy demon chwycił ją za ramię, zupełnie jakby chcąc poprowadzić, choć to wydawało się bez sensu, skoro mimo wszystko opadała – łagodnie, dzięki czemu przestała obawiać się tego, że zrobi sobie krzywdę, ale jednak.
– Rafa…? – wyrzuciła z siebie na wydechu, mimo wszystko nie dowierzając temu, co działo się wokół niej.
– Nieprawdopodobne – stwierdził z namysłem demon, wciąż nie odrywając od niego wzroku. – Na wrota piekielne, spójrz tylko na siebie! – zasugerował tonem, który wystarczył, żeby zorientowała się, że dzieje się coś co najmniej nietypowego.
Nie zareagowała od razu, nie będąc w stanie zmusić się do tego, żeby tak po prostu na siebie spojrzeć. W zamian przymknęła oczy, najpierw pozwalając sobie w końcu opaść na ziemię. Wypuściła powietrze ze świstem, wciąż oszołomiona tym, czego chwilę wcześniej doświadczyła. Z opóźnieniem zorientowała się, że raz po raz wstrząsają nią dreszcze; dygotała, wtrącona z równowagi i pozbawiona jakiejkolwiek kontroli nad własnym ciałem. Czuła, że serce tłucze jej się w piersi, trzepocząc się tak gwałtownie i szybko, jakby chciało wyrwać się na zewnątrz i uciec gdzieś daleko.
Ciepłe palce musnęły policzek Eleny, odgarniając na bok włosy. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zebrać myśli i zorientować się, że klęczała na ziemi, bezpieczna i jak najbardziej w jednym kawałku. Dopiero to zachęciło dziewczynę, żeby zatrzepotała powiekami i spojrzała na kucającego tuż przed nią demona. Ich spojrzenia na ułamek sekundy się spotkały, a Elena w końcu przyjęła do świadomości to, co właśnie miało miejsce – a więc że jej własny, jakże kochany mąż znów zrzucił ją z kilkunastu ładnych metrów.
– Cholera jasna, Rafael! – wybuchła, a potem pod wpływem impulsu zrobiła pierwsze, co przyszło jej do głowy i jak gdyby nigdy nic uderzyła go otwartą dłonią w twarz.
Siła ciosu zaskoczyła nawet ją, rozchodząc się echem po całym ciele. Elena zamarła, początkowo sama niepewna tego, co właśnie zrobiła. Nie spodoba mu się to, pomyślała w oszołomieniu, przez krótką chwilę mając ochotę w popłochu się wycofać. Och, nie uderzyła go po raz pierwszy, więc miała pewne podejrzewania co do tego, jakiej reakcji mogłaby oczekiwać. To był demon, na dodatek bardzo dumny, a skoro tak…
Rafael milczał, wciąż wpatrując się w nią w niemalże przenikliwy, niepokojący sposób. To wystarczyło, żeby z miejsca poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, choć sądziła, że etap, w którym obawiałaby się tego demona, mieli już dawno za sobą.
– Elena – wycedził przez zaciśnięte zęby. Nie był zły, a przynajmniej nie brzmiał na takiego, co w przypadku demona równie dobrze mogło mijać się z prawdą. – Co ty, na wrota piekielne…?
– Serio pytasz?! – zniecierpliwiła się, spoglądając na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy. – Cisnąłeś mną o ziemię i jeszcze masz wątpliwości?!
– Złapałbym cię, gdyby to nie zadziałało! – obruszył się, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Szlag, dziewczyno! Lilan, pomyśl przez chwilę, zanim… – Bezwiednie dotknął twarzy. W tamtej chwili szczerze zwątpiła w to, czy w ogóle był świadom siły, którą włożyła w cios. – Nieważne. Przyjrzyj się sobie – ponaglił, a dziewczyna prychnęła, wciąż oszołomiona.
– Jednak mam skrzydła? – zadrwiła, nie mogąc się powstrzymać.
Nie miała pojęcia, czego tak naprawdę powinna się spodziewać, a tym bardziej czy chciała to wiedzieć. W głowie miała pustkę, co jedynie potęgowało odczuwaną przez dziewczynę dezorientację, stopniowo doprowadzając do szaleństwa. W efekcie skupiła się na złości w stopniu wystarczającym, żeby niemalże zapomnieć o sposobie, w jaki ostatecznie znalazła się na ziemi, zwracając na to uwagę z chwilą, w której Rafael zaczął ponawiać aż tak bardzo drażniące ją prośby. Cokolwiek się działo, wydawał się podekscytowany w stopniu wystarczającym, żeby nie zareagować na policzek, który mu wymierzyła. Co więcej, wciąż wpatrywał się w nią tak dziwnie, jakby z fascynacją, ale i… swego rodzaju obawą, co w jego przypadku zdecydowanie nie było normalne.
Nie, bo Rafael się nie bał, przynajmniej zazwyczaj. Co więcej, nie wyobrażała sobie, że mógłby odczuwać jakiekolwiek emocje tego typu względem niej, a jednak…
Wypuściła powietrze ze świstem, po czym instynktownie objęła się ramionami. Dopiero w tamtej chwili zorientowała się, że coś jest zdecydowanie nie tak z bluzką, którą miała na sobie. Materiał, który dotychczas ciasno przylegał do jej ciała, teraz wydawał się luźniejszy, przez co zaczęła się obawiać, że za chwile opadnie, tym samym odsłaniając o wiele więcej, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć. Poczuła, że się rumieni, nie pierwszy raz zresztą, bo choć Rafael widział ją w samej tylko bieliźnie, to jeszcze nie znaczyło, że zamierzała obnażać się tak w ogrodzie, na dodatek w samym środku zimy.
Cóż, zdecydowanie nie czuła chłodu. W zasadzie z miejsca zrobiło jej się gorąco, ledwo tylko odważyła się spełnić prośbę demona i okręciła się na tyle, by móc zmierzyć się wzrokiem. W następnej sekundzie zamarła, zdolna już tylko się sobie przypatrywać, nie dowierzając temu, co przecież podsuwały jej wyostrzone zmysły.
Niemożliwe…
Z tym, że przecież widziała, z każdą kolejna sekundą utwierdzając się w przekonaniu, że wcale nie miała do czynienia z wytworem własnej wyobraźni.
Wielokrotnie rozmawiała na swój temat z Rafaelem, zwłaszcza odkąd zasugerował, że mogliby być podobni – w końcu gdyby nie to i sugestia tego, że w takim razie powinna mieć skrzydła, teraz nie spędzaliby kolejnej godziny na zewnątrz, próbując dokonać czegoś, co z jej perspektywy wydawało się niemożliwe. Sęk w tym, że pomimo tego, co próbowała osiągnąć, podświadomie wciąż wypierała możliwość tego, by takie rozwiązanie wchodziło w grę. Słuchała, teoretycznie wiedziała, czego oczekiwać, ale tak naprawdę w to nie wierzyła, mając wrażenie, że goni za snem, a nie czymś, co powinno okazać się realne.
Aż do tej chwili.
Rafael miał rację, choć sądząc po jego reakcji, również z jego perspektywy nie wszystko było takie, jak mógłby się spodziewać. Wciąż czuła na sobie jego przenikliwe spojrzenie, ale prawie nie była tego świadoma, zbytnio skoncentrowana na dwóch, pokaźnych kształtach, które była w stanie zauważyć, bowiem od tej chwili należały do niej. W zasadzie wpatrywała się w nie tak długo, że aż obraz zaczął rozmazywać się jej przed oczami, stopniowo zanikając, choć to nie zmieniało jednego: one wciąż tam były.
Potężne, górujące nad nią i…
– Są białe – odezwał się cicho Rafael, skutecznie wyrywając Elenę z zamyślania. Zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym w pośpiechu przeniosła wzrok na serafina. – Jak to możliwe?
Ją o to pytał? Nie wiedziała i w gruncie rzeczy jej to nie interesowało, tym bardziej, że całą uwagę poświęcała kwestii, która wydawała się o wiele istotniejsza – a więc temu, że naprawdę miała skrzydła. Dwa, faktycznie białe, co już zauważył demon, a do tego całkowicie różniące się od tych, które tak często widywała u niego czy Miriam. Te, którymi dysponowały dzieci Ciemności, były zupełnie inne – potężne, wzbudzające niepokój i przypominające trochę krucze. Z tymi, które należały do niej, było inaczej i choć Elena nie miała pojęcia, jakim cudem w ogóle była w stanie dostrzec jakąkolwiek różnicę, czuła ją wyraźnie.
W zamyśleniu przyjrzała się skrzydłom, które – och, musiała to w końcu przyznać, choć ta myśl wciąż ją przerastała – wyrastały z jej pleców. Wypuściła powietrze ze świstem, wciąż oszołomiona i… na swój sposób oczarowana delikatnością muskających jej skórę piór. W zasadzie nawet nie była pewna, czy miała do czynienia z piórami, czy może czymś innym. Jej skrzydła faktycznie były białe, a przy tym bardzo kruche, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Wyglądały na tak delikatne i eteryczne, że nagle zwątpiła w to, czy w ogóle powinna się ruszać, zbytnio obawiając się tego, że jeśli to zrobi, uszkodzi delikatną strukturę. Co prawda to wydawało się niemożliwe, skoro wydawały się równie rozłożyste i okazałe, co te Rafaela, a chwilę wcześniej uniosły jej ciężar, chroniąc przed upadkiem, ale…
– Elena… Elena, widzisz? – usłyszała i w tamtej chwili mimo wszystko nie powstrzymała się przed nieco histerycznym śmiechem.
– Mam skrzydła, które dają po oczach równie mocno, co i zalegający na ziemi śnieg – wycedziła, nie szczędząc sobie złośliwości. – Rany, nie zauważyłabym ich, gdyby nie ty!
Rafael wywrócił oczami, puszczając jej złośliwości mimo uszu. Wciąż lustrował ją wzrokiem, ostatecznie decydując się ruszyć z miejsca. Wyciągnął dłoń, sprawiając chętnego, żeby spróbować dotknąć wyrastających z jej pleców skrzydeł, ale wzdrygnęła się i odsunęła, ledwo tylko spróbował. To było silniejsze od niego, tym bardziej, że wciąż czuła się tak, jakby ktoś porządnie zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Cokolwiek się działo, nie było normalne, a przynajmniej ona nie przypominała sobie, żeby na co dzień zdarzało jej się doświadczać czegoś takiego.
Przez twarz demona przemknął cień, ale nie skomentował jej zachowania nawet słowem. Myślami wydawał się przebywać gdzieś daleko, intensywnie coś analizując, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem. Wciąż drżała, aż nazbyt świadoma tego, że to nadmiar emocji, tym bardziej, że czuła się tak, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na kawałeczki. Wiedziała jedynie, że to nie powinno być możliwe, ale z drugiej strony… czy nie tego wyczekiwała przez ostatnie dni, regularnie spędzając kolejne godziny na próbie odszukania w sobie tej… mniej normalnej cząstki siebie, którą podobno zyskała wraz ze zmartwychwstaniem?
– O mój Boże…!
Aż wzdrygnęła się, kiedy doszedł ją nowy, jak najbardziej znajomy głos. Nie zwróciła wcześniej uwagi na to, że mogliby nie być z Rafaelem sami, przez co omal nie wyszła z siebie, dostrzegając wyraźnie zaskoczonych, obserwujących ich Lawrence’a i Carlisle’a. Sama nie była pewna, który z nich wzbudził w niej więcej wątpliwości, nie wspominając o tym, że zdecydowanie nie spodziewała się zobaczyć tę dwójkę razem. Jasne, L. już od dłuższego czasu kręcił się w okolicy, pojawiając się według uznania, co w jego przypadku pozostawało już chyba normą, ale mimo wszystko…
Zawahała się, sama niepewna tego, jak powinna zareagować. Chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie, tym bardziej, że sama nie rozumiała tego, co działo się wokół niej. Nie zmieniało to jednak faktu, że w ułamku sekundy poczuła się niemalże osaczona, bardziej niż wcześniej świadoma tego, że wszystko uległo zmianie – a może to ona zmieniła się w stopniu wystarczającym, by nie mieć co liczyć, że powrót do dotychczasowego życia okaże się możliwy. Już wcześniej pogodziła się z myślą, że umarła i teraz być może była kimś innym, ale dopiero teraz to stało się naprawdę rzeczywiste.
– Nic mi nie jest – powiedziała w końcu, wyrzucając z siebie pierwsze słowa, które przyszły jej do głowy.
Spojrzała na ojca, z jakiegoś powodu zmartwiona przede wszystkim jego reakcją. Z drugiej strony, to chyba było naturalne – to, że pragnęła przede wszystkim akceptacji ze strony tych, którzy byli dla niej ważni. Nie martwiła się o Rafaela, bo ten od samego początku dawał jej do zrozumienia, że zwłaszcza teraz są do siebie podobni. Może nie wszystko było zgodne z tym, czego mógł oczekiwać, kiedy mówił te słowa, ale mimo wszystko…
Wciąż o tym myślała, kiedy Carlisle znalazł się bliżej niej. Nie dowierzał, zresztą tak jak i ona, a przynajmniej tyle wywnioskowała po sposobie, w jaki jej się przypatrywał. Tym razem zmusiła się do bezruchu, pozwalając żeby wampir chwycił ją za ramiona. Prawie nie była świadoma chłodu jego skóry, a tym bardziej tego, że jej się przypatrywał – wystarczająco dokładnie, by mogła poczuć się nieswojo, choć zarazem zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma powodów do niepokoju. Kto jak kto, ale on zdecydowanie nie zamierzał zrobić jej krzywdy.
– No… – doszedł ją niemalże pogodny głos Lawrence’a. Dobrze znała ten kpiarski ton, nie tylko dlatego, że wielokrotnie sama się do niego uciekała. – Tak średnio wygląda mi na demona – rzucił mimochodem, a Elena zesztywniała, porażona beztroską, którą wyrzucił z siebie te słowa. – Nie żebym się na tym znał, ale śmiem twierdzić, że ta twoja krew wcale nie działa aż tak dobrze – dodał, zwracając się bezpośrednio do Rafaela.
– Dobrze ci radzę: zamilknij, póki jeszcze mam cierpliwość – obruszył się serafin. – Poza tym… Przyznaję, że daleko jej do demona. Raczej…
Zamilkł, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. Co ty wiesz, Rafa?, pomyślała w panice, ale nie odważyła się na niego naciskać, sama niepewna tego, czy w ogóle chciała wiedzieć. Prościej byłoby uciekać, choć zarazem wiedziała, że to na dłuższą metę prowadziło donikąd. Jasne, mogła odrzucić prawdę i jakiekolwiek oznaki tego, że coś było z nią nie tak, ale co tak naprawdę by jej to dało? Już i tak była przerażona, a niedopowiedzenia nie pomagały.
Musiała zadrżeć albo w jakikolwiek inny sposób okazać niepokój, bo wciąż kucający przy niej Carlisle bez słowa przygarnął ją do siebie. Zesztywniała w jego objęciach, zwłaszcza kiedy jego dłonie znalazły się pomiędzy jej skrzydłami, ale nie próbowała protestować, tym bardziej, że nie próbował dotykać zarazem obcych, co i już teraz ważnych dla niej kształtów. To wciąż ja… Prawda?, pomyślała mimochodem, zwracając się przede wszystkim do siebie, ale nie potrafiła udzielić odpowiedzi. Nie wiedziała niczego, do w znacznym stopniu wszystko komplikowało, sprawiając, że w ułamku sekundy poczuła się jeszcze bardziej zagubiona i niepewna tego, co chciała osiągnąć. Nic już nie wiedziała i to było przerażające.
– O co chodzi? – zapytał cicho Carlisle, jako pierwszy decydując się przejść do rzeczy. Mimo wszystko zabrzmiał na opanowanego, być może dlatego, że miał pewność, że z nią wszystko pozostawało w porządku… Przynajmniej teoretycznie. – Wiesz coś, prawda?
– Możliwe – przyznał po chwili zastanowienia Rafael. – Podejrzewam… Albo próbuje. I szczerze mówiąc, chyba wolałbym się mylić – dodał, a Elena jęknęła.
– Ty? – wyrzuciła z siebie na wydechu.
On nie popełniał błędów, co dawał jej do zrozumienia od samego początku ich znajomości. Zawsze dążył do perfekcji, zwykle mówiąc o rzeczach, których pozostawał absolutnie pewien. Cokolwiek przyszło mu do głowy w tamtej chwili, nie mogło być dobre, skoro zachowywał się w taki sposób – to jedno wydawało się oczywiste, a przynajmniej Elenie wydawało się, że zdążyła poznać go na tyle dobrze, by być w stanie to wywnioskować.
Odsunęła się od taty właściwie pod wpływem impulsu, błyskawicznie podrywając się na równe nogi. Zaraz po tym zamarła, nasłuchując i próbując stwierdzić, co tak naprawdę działo się z… Cóż, jej skrzydłami. Sama nie była pewna, jakich zmian w poruszaniu się spodziewała, ale sądziła, że dodatkowe obciążenie sprawi, że poczuje się mniej stabilna, na nowo musząc szukać środka ciężkości i jakkolwiek się do niego dostosować. To kazało się niezgodne z prawdą, a zrobienie kilku kolejnych kroków, które dzieliły ją od Rafaela, okazało się dziecinnie proste, ale prawie nie zwróciła na to uwagi.
– Coś nie tak, lilan? – zapytał z powątpiewaniem Rafael, nie protestując, kiedy przesunęła się w taki sposób, żeby móc wpaść mu w ramiona.
W jakimś stopniu wciąż była zła za to, jak ją potraktował – że mógł tak po prostu zrzucić ją z wysokości, by zmusić do wyzwolenia tej cząstki siebie, co do której nawet nie mieli pewności. Nie zmieniało to jednak faktu, że naprawdę go potrzebowała, nie tylko dlatego, że mógł być w stanie udzielić jej jakichkolwiek odpowiedzi. Chodziło o coś znacznie ważniejszego i oboje zdawali sobie z tego sprawę, a przynajmniej ona próbowała w to wierzyć. Wszystko w niej lgnęło do Rafaela, tym bardziej, że już nie była pewna niczego. Sądziła, że potwierdzenie albo odrzucenie teorii, którą wysnuł już na samym wstępie, cokolwiek rozjaśni, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – jeśli miała być ze sobą szczera, czuła się zagubiona w stopniu bardziej znaczącym, aniżeli kiedykolwiek wcześniej.
– Ty coś wiesz… – powiedziała cicho, bez choćby cienia zarzutu. To było ni mniej, ni więcej, ale stwierdzenie faktu. – Coś… w związku ze mną – dodała, zadzierając głowę na tyle, by móc spojrzeć mu w twarz.
– Obawiam się, że tak – przyznał, a ona w zamyśleniu skinęła głową. Tak, tego się spodziewała.
– Powiesz mi?
Nie odpowiedział, w zamian przesuwając palcami po jej plecach. Wzdrygnęła się, kiedy zarysował krzywiznę kręgosłupa, tym samym skutecznie przyprawiając ją o dreszcze. Jego dotyk miał w sobie coś, co skutecznie pobudzało jej serce do szybszego bicia, sprawiając, że chwilami wręcz nie była w stanie oddychać. Z drugiej strony, nie mogła zaprzeczyć, że czuła się w jego objęciach bezpieczna, choć to wydawało się przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Wszystko, co miało związek z tym, że byli razem, wydawało się takie być, ale powoli zaczynała do tego przywykać. Jeśli takie wątpliwości miały być ceną, była skłonna się z nimi mierzyć.
– Trzymam w objęciach anioła… – usłyszała tuż przy uchu i w tamtej chwili na ułamek sekundy zrobiło jej się słabo. Zbierało mu się na to, żeby być romantycznym…? Nie miała pojęcia, ale podświadomie wyczuła, że chodzi o coś więcej. – Ach… Zniknęły – dodał, a Elena wypuściła powietrze ze świstem.
Nie musiała sprawdzać, żeby zorientować się, co takiego miał na myśli, a tym bardziej, że mógłby mówić prawdę. Poczuła to wyraźnie – dosłownie całą sobą, przez krótką chwilę czując nieprzenikniony, trudny do wytłumaczenia smutek, podobny trochę do tego, którego można było doświadczyć, kiedy żegnało się przyjaciela. To nie był ten ostateczny rodzaj pożegnania, niemniej miał w sobie coś przykrego w stopniu wystarczającym, by mogła rozpoznać to uczucie.
– To dobrze? – zapytała z powątpiewaniem. – Twoje nie znikają…A ja nie zamierzam teraz za każdym razem dać sobą ciskać, żeby wróciły – zastrzegła, przy okazji nieudolnie próbując rozluźnić atmosferę.
– Nie miałem takich planów – zapewnił pośpiesznie demon, ale nie była pewna na ile może mu w tej kwestii wierzyć.
– Wciąż nie odpowiedziałeś mi na pytanie, Rafa – przypomniała mu, tym razem nie kryjąc zniecierpliwienia. – Co wiesz?
– To dłuższa historia – zapowiedział, a ona wyprostowała się, tym razem decydując się na niego spojrzeć.
– Świetnie się składa, bo ja nigdzie się nie wybieram – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Miała wrażenie, że bardzo szybko przyjdzie jej pożałować własnych słów, ale nie potrafiła się tym należycie przejąć. Potrzebowała odpowiedzi, a przynamniej do tego próbowała się przekonać. Czuła, że poznanie prawdy będzie najlepszym, czego mogłaby oczekiwać, niezależnie od tego, jak bardzo skomplikowane mogłoby się to okazać. Cóż, umarłam. I chyba mam skrzydła. Teoretycznie gorzej nie będzie, pomyślała, ale trudno jej było stwierdzić, czy to faktycznie było aż takie proste. Jakby nie patrzeć, w ostatnim czasie nie była w stanie przewidzieć niczego.
– Nie byłabyś sobą, gdybyś na mnie nie naciskała, prawda? – zapytał z powątpiewaniem, nawet nie oczekując odpowiedzi.
– Masz coś do ukrycia? – zarzuciła mu, ale tylko pokręcił głową.
Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, czego powinna się po nim spodziewać, demon bezceremonialnie porwał ją na ręce. Wyrwał jej się cichy, zdławiony oddech, którego prawie natychmiast pożałowała, rozdrażniona tym, że tak łatwo był w stanie ją przestraszyć. Instynktownie otoczyła go ramionami, zarzucając mu obie ręce na szyję, by mieć pewność, że nagle nie spróbuje jej upuścić.
– Chodź, porozmawiamy sobie. – Rafael zmrużył oczy, po czym raz jeszcze przyjrzał się twarzy dziewczyny. Sądziła, że ją pocałuje, ale nic podobnego nie miało miejsca. – Zaraz pożałujesz, że zaczęliśmy tę rozmowę – oznajmił.
Zaraz po tym, wraz z tym optymistycznym akcentem, po prostu ruszył w stronę domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa