26 grudnia 2016

Czterdzieści dziewięć

Elena
– Świat, który, jest mi znany, wygląda inaczej… – Rafael zawahał się, po czym obrzucił ją wymownym, przenikliwym spojrzeniem. – Wszystko, co wiąże się z moim ojcem, jest inne.
– Toś mnie uświadomił, nie ma co! – zadrwiła, nie mogąc się powstrzymać.
Demon gniewnie zmrużył oczy, wyraźnie poirytowany. Mogła co najwyżej zgadywać, co takiego chodziło mu w tamtej chwili po głowie. W gruncie rzeczy sama nie była pewna, co i dlaczego chciała wiedzieć, tym bardziej, że coś w zachowaniu Rafy jasno dało jej do zrozumienia, że mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Czuła, że chodzi o coś ważnego i to sprawiało, że była podenerwowana w stopniu wystarczającym, by prowadzenie rozmowy okazało się problematyczne.
Miała wątpliwości, tym bardziej, że demon zabrał ją prosto do sypialni, jednoznacznie dając Elenie do zrozumienia, że zamierza mówić tylko z nią. W zasadzie nawet nie pytał o zdanie – i to ani jej, ani któregokolwiek z mieszkańców, a już zwłaszcza wyraźnie zaniepokojonego sytuacją Carlisle’a. Nie tak buduje się relacje z teściem, pomyślała mimochodem, ale powstrzymała się od jakichkolwiek komentarzy, mimo wszystko zachowaniem serafina nie zaskoczona. Wiedziała, że przyzwyczaił się do czegoś zupełnie innego, a przebywanie w tym domu go męczyło. Co więcej, ona również chwilami przyłapywała się na toku rozumowania, który oboje wypracowali, musząc się ukrywać. Ukrywanie niektórych faktów przychodziło jej naturalnie, nawet pomimo świadomości, że teraz swobodne mogła o wszystkim rodzinie powiedzieć.
– Nie bądź głupsza niż musisz być, co Eleno? – mruknął Rafa, potrząsając z niedowierzaniem głową. – I nie przerywaj mi, bo to ważne, a przynajmniej tak mi się wydaje – dodał, kolejny raz wprawiając ją w konsternację.
– Wiesz co? Wolałam, kiedy tam na zewnątrz bredziłeś o aniołach – uświadomiła go, a kąciki ust demona drgnęły. Ostatecznie powstrzymał się od uśmiechu, ale sama nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Nie sądzę, żeby „brednia” była tu odpowiednim określeniem – obruszył się. – Próbuję nazywać rzeczy po imieniu, choć to dość problematyczne, a ty mi nie pomagasz… Z kolei ja wolałbym się w niektórych kwestiach mylić – stwierdził, mówiąc o tym już niejako po raz drugi.
Wypuściła powietrze ze świstem, bardziej niż wcześniej świadoma tego, że mówił jak najbardziej poważnie, a przy tym bez dwóch zdań był zaniepokojony. To jedynie utwierdziło Elenę w przekonaniu, że coś jest nie tak, choć w ostatnim czasie wszystko wydawało się w równym stopniu podejrzane. Trudno, żeby oczekiwali czegoś innego ze świadomością, że Isobel mogła być dosłownie wszędzie, ale mimo wszystko…
– Co masz na myśli?
Z niejakim opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wypowiedziała to jedno pytanie na głos. Rafael nie odpowiedział od razu, po prostu się w nią wpatrując i wydając nad czymś intensywnie myśleć. Mimowolnie zadrżała, po czym spuściła wzrok, przy okazji przypominając sobie o stanie bluzki, którą miała na sobie. Choć próbowała nie okazywać zażenowania, uświadomiła sobie, że się rumieni, tym bardziej, że wciąż miała wrażenie, że podarty materiał odsłania o wiele więcej, aniżeli mogłaby sobie życzyć. Wciąż niespokojna, w pośpiechu zaczęła krążyć po pokoju, ostatecznie zatrzymując się przy komodzie i dla zajęcia czymś rąk zaczynając przeglądać zawartość szuflad.
– Ojciec nie mówi nam o bardzo wielu rzeczach… Również mnie, choć mogę cieszyć się przywilejami, o których niektórzy z mojego rodzeństwa mogą co najwyżej pomarzyć – usłyszała spokojny głos swojego towarzysza. Coś w sposobie, w jaki wypowiedział te słowa, z miejsca przyprawiło Elenę o dreszcze. – Pamiętasz, prawda? Wykonujemy rozkazy bez pytania o przyczynę.
– Chyba teraz rozumiem to lepiej, niż mogłabym sobie tego życzyć – przyznała z rezerwą.
Choć na niego nie patrzyła, wyczuła, że skinął głową. Nie miała pojęcia, co w tamtej chwili sobie milczał, a tym bardziej jak powinna rozumieć jego zachowanie, ale to na dłuższą metę wydawało się pozbawione większego znaczenia. Wiedziała jedynie, że doświadczyła czegoś podobnego z chwilą, w której wróciła – epizodu, podczas którego jak urzeczona spoglądała na Isobel, gotowa spełnić każdą jej zachciankę. Pamiętała to aż nazbyt dobrze, dodatkowo porażona świadomością, że tak naprawdę wciąż pozostawała świadoma swoich czynów. Miała wolną wolę i to się liczyło, a fakt, że z jakiegoś powodu jednak zdecydowała się służyć…
– Tak czy inaczej, wielokrotnie widziałem rzeczy, które wzbudzały moje wątpliwości, ale nie zmieniało niczego w moich relacjach z ojcem. Ma swoje tajemnice i nic nam do tego – podjął, a Elena westchnęła.
– Dlaczego mówisz mi o tym akurat teraz? – zaniepokoiła się.
Nie myślała o tym wcześniej, ale nie mogła zaprzeczyć, że niektóre zasady, którymi kierował się Rafael, były niepokojące. Aż nazbyt dobrze pamiętała zwłaszcza to, co powiedział jej na początku ich znajomości, kiedy poznała jego prawdziwą tożsamość. Mówił, że chronił ją tak długo, jak tego wymagały rozkazy. Z czasem to uległo zmianie, a przynajmniej ona nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że wszystkie słowa, które padły z ust demona, a tym bardziej fakt, że wziął ją sobie za żonę, ale nie mogła tak po prostu zapomnieć jednego, jedynego stwierdzenia, które kiedyś padło z jego ust.
Powiedział, że żyła dlatego, iż takie było życzenie Ciemności – a to w każdej chwili mogło się zmienić, więc…
– Już od dłuższego czasu zastanawiam się nad pewnymi kwestiami – odezwał się ponownie Rafa, starannie dobierając słowa. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem rozmawiał z nią w tak przemyślany, niemalże łagodny sposób. – Zanim wróciłaś… Przyszła do mnie twoja kuzynka. Mała wieszczka miała mi coś do pokazania – dodał, a Elena zamrugała nieco nieprzytomnie.
Mała wieszczka…?
– Claire? – upewniła się, bo to wydawało się jedynym sensownym rozwiązaniem. Chyba popłakałaby się ze śmiechu, gdyby okazało się, że Rafael w tak uroczy sposób wyrażał się o Isabeau.
– Masz więcej kuzynek, które okazyjnie piszą proroctwa? – mruknął, bynajmniej nie czekając na odpowiedź. Demon wywrócił oczami, po czym jak gdyby nigdy nic zmienił temat: – Nigdy nie rozumiałem wszystkich dziwactw ojca. W zasadzie nie chciałem ich pojąć, bo zadawanie pytań nie leży w naszej gestii, co już ustaliliśmy. Poniekąd chodzi o pozycję, zresztą sprzeciwienie się Ciemności wydaje się czystym szaleństwem… Cóż, sama przyznaj, że zwłaszcza z mojego miejsca to nie miało sensu. Trudno narzekać na bycie pierwszym.
– Wygoda nade wszystko – rzuciła zaczepnym tonem.
– Ta wygoda dość sporo mnie kosztuje, odkąd spotkałem ciebie – stwierdził, ale nie zabrzmiało to jak zarzut. – Tyle czasu zastanawiałem się nad tym, co w tobie wyjątkowego… – dodał, a ona wydęła usta. – Nie patrz tak na mnie. Pomijając upór i to, że masz wyjątkowo wysokie mniemanie o sobie, wciąż pozostajesz po prostu kobietą.
– Dlaczego w twoich ustach „kobieta” brzmi jak obraza? – nie wytrzymała, ale Rafael puścił jej pytanie mimo uszu.
– Musiało być coś więcej, bo inaczej ojciec nie traciłby czasu ani swojego, ani mojego, żeby utrzymać cię przy życiu… Od wieków nie ingerował w to, jakie były plany Isobel. To, że królowej zebrało się na zabicie dziecka, nie interesowałoby go, gdyby nie miał w tym interesu. – Rafael zawahał się na moment. – Isobel też mogła znaleźć sobie lepszy sposób na odegranie się na wrogach. W zasadzie więcej sensu widziałbym w próbie dorwania małej Licavoli albo Prime, przynajmniej rozważając to pod kątem zemsty… A i to byłoby dość nieprzemyślaną decyzją, której ktoś doświadczony na pewno by nie podjął. Nie tak po prostu, bo taka zemsta mogłaby ją dość sporo kosztować, tym bardziej, że przez Huntera dość szybko się ujawniliśmy… Wiesz, ja i Miriam – dodał, a Elena z wolna skinęła głową.
Rozumiała, co takiego miał na myśli, a przynajmniej czuła, że jego rozumowanie było sensowne. Mogła się irytować na dobór słów i to, że Rafa z takim uporem podkreślał jej „normalność”, ale to nie zmieniało faktu, że pod wieloma względami miał rację. Ona również tego nie rozumiała, jeszcze przed balem wielokrotnie zastanawiając się nad tym, co kierowało Isobel. Dlaczego na tyle sposobów próbowała ją zabić, ryzykując przy tym, że ktoś przedwcześnie dowie się o jej obecności w Volterze? Już i tak wystarczająco alarmujące było pojawienie się demonów w Seattle. Takie ryzyko miałoby sens, gdyby bardziej ryzykowała pozostawiając potencjalnego wroga przy życiu, ale w jej przypadku… Czym niby zawiniła, że sama królowa wampirów wydawała się popełniać głupstwa, byleby osiągnąć cel?
Spojrzała na Rafaela, podświadomie czując, że jemu właśnie udało się poskładać poszczególne elementy układanki tak, by miały sens. Problem polegał na tym, że wcale nie była pewna, czy chciała poznać ostateczny efekt jego rozważań.
– Rafa…
Demon nieznacznie pokręcił głową.
– Znasz historie Upadku i przepowiednię… Podejrzewam, że tak jest, bo to cześć waszych wierzeń, a ty jednak dorastałaś w Mieście Nocy – zauważył przytomnie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia materializując się u jej boku. Aż wzdrygnęła się, kiedy dłonie serafina bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wylądowały na jej ramionach. – Mnie również są znajome, nie tylko dlatego, że w znamienitej większości tych wydarzeń brałem udział. W takim razie oboje wiemy również, że krąży bardzo wiele historii… W tym przepowiednia, która miała zwiastować powrót i ostateczny upadek Isobel – dodał, a Elena zesztywniała.
– Nie rozumiem…
Wyczuła, że się uśmiechnął.
– Och, ależ tak… Wiesz, o której historii mówię, Eleno – oznajmił z naciskiem, nawet nie dając jej szansy na zastanowienie się i ewentualne protesty. – Wzmianki o Świetle i Ciemności pojawiają się od tysiącleci. Tak swoją drogą… Elena po grecku oznacza właśnie światłość – dodał, tym samym sprawiając, że przez chwilę poczuła się tak, jakby ktoś ją uderzy.
– Isobel chciała mnie zabić, bo nagle zabrało jej się na sprawdzanie imion ze słownikiem i doszła do wniosku, że mogę jej zagrażać? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
To nie miało sensu i Rafael musiał zdawać sobie z tego sprawę. Przynajmniej ona chciała, żeby tak właśnie było, mając wrażenie, że rozmawiając o czymś absolutnie abstrakcyjnym, co nie miało racji bytu. Cholera, skoro miała do czynienia z odwieczną istotą, która przeżywał więcej niż którekolwiek z nich, jak miała uwierzyć, że chodzi po prostu o imię i…?
– Tak też pomyślałem, kiedy pierwszy raz próbowałem łączyć fakty – przyznał cicho Rafa. – Ale żadne z nas tak naprawdę nie wie, ile wniosków zdążyła wyciągnąć Isobel. Nie dzieliła się ze mną wszystkim… Zresztą tak jak i mój ojciec – dodał i zawahał się na moment. – Abstrahując od przepowiedni o Isobel i jej upadku, wróćmy na chwilę do twojej kuzynki… Claire przyszła do mnie z pieśnią, która w różnych wersjach krążyła w… hm, że tak się wyrażę: mimom świecie.
– O czym teraz mówisz? – zniecierpliwiła się, czując, że powoli zaczyna ją od tego wszystkiego boleć głowa. Nadmiar informacji nigdy nie był dobry, o czym miała okazję przekonać się już wielokrotnie.
Rafael zdecydowanym ruchem odwrócił ją w swoją stronę. Coś w jego dotyku z miejsca przyprawiło dziewczynę o szybce bicie serca, kiedy zaś do tego wszystkiego ujął jej twarz w dłonie, przez chwilę wyglądając na chętnego, żeby ją pocałować, przez krótką chwilę była gotowa przysiąc, że nieszczęsny narząd za moment spróbuje wyrwać się na zewnątrz.
– Mówi się, że Ciemność zakochała się raz… Dawno, dawno temu. W bardzo pięknej dziewczynie, której urody nie była w stanie domówić. – Rafa w zamyśleniu pogładził ją po policzku. – Ale kobieta nie podzieliła uczuć mojego ojca. Trudno, żeby oczekiwać czegoś innego, chociaż… Cóż, niektóre panny mają to do siebie, że pójdą tam, gdzie nie powinny, niezależnie od tego, jak głupie by się to nie wydawało – dodał, a Elena wywróciła oczami, aż nazbyt świadoma tego, że mówił o niej.
– Może, chociaż nie zauważyłam, żeby było ci z tego powodu przykro.
Na ustach demona pojawił się nikły uśmiech.
– Bo nie jest – oznajmił ze spokojem. – Wracając do tematu, Ciemność nie przyjmuje odmowy. Kiedy dziewczyna jej się sprzeciwiła… W pieśni, której mówię, jest między innymi taki fragment:
Światło w Ciemności – to rozwiązanie
Pokocha mnie lub znienawidzi
Polegnie lub zdoła zniszczyć
Lecz jeśli posiąść ją zdołam, będzie moja
Ona i każda z jej córek
Mimowolnie zadrżała, nagle zaniepokojona. W przytoczonych słowach było coś, co z miejsca przyprawiło ją o dreszcze, tym bardziej, że kolejne linijki wydały jej się dziwnie znajome. Słyszała je już? Być może, choć w żaden sposób nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy konkretnie miało to miejsce. Z jakiegoś powodu pomyślała o Halloween i imprezie w domu Jessiki, tym bardziej, że Aldero udało się nakłonić Claire do zaśpiewania jakiejś piosenki, ale mimo wszystko…
Nawet jeśli, jakie tak naprawdę miało to znaczenie? Próbowała przekonać samą siebie, że żadne, ale im dłużej o tym myślała, tym więcej wydawała się rozumieć. Czuła, gdzie zmierzał Rafael, choć zarazem nie potrafiła zmusić się do poskładania faktów w sposób wystarczająco jasny, by jednoznacznie określić, co właśnie się działo. Być może to było oznaką tchórzostwa z jej strony, ale niby co innego, jeśli nie strach, miałaby w obecnej sytuacji czuć?
Ona i każda z jej córek… – powtórzyła bezwiednie.
Rafa wciąż się w nią wpatrywał, być może czekając na ciąg dalszy i nagłe olśnienie z jej strony, ale nic podobnego nie miało miejsca. Elena zacisnęła usta, po czym przemknęła z trudem, z wszelką cenę usiłując zapanować nad wstrząsającymi jej ciałem dreszczami i narastającym z każdą kolejną sekundą niepokojem.
– Mój ojciec kolekcjonuje dusze – usłyszała i w tamtej chwili z wrażenia omal się nie przewróciła. – Wiem o tym, choć nigdy nie powiedział mi tego wprost. Jest takie miejsce… Robi to od wieków, ale nigdy nie próbowałem doszukiwać się w tym prawidłowości. Mam tylko pewność, że zawsze wybierał sobie kobiety… Podejrzewam, że musi mieć przy tym jakieś zasady, ale nie mam pojęcia, dlaczego to robi. Chociaż kiedy myślę o tym teraz… – Urwał, po czym wzruszył ramionami. – O ile się orientuję, ostatnią sprowadził sobie kilka wieków temu. Nigdy żadnej nie widziałem, bo nie wnikam w sprawy Ciemności bez wyraźnego rozkazu, dlatego nie pytaj mnie o szczegóły. Tak się zastanawiam, czy ty…
– Że miałam być następna? – zapytała tak cicho, że ledwo była w stanie zrozumieć samą siebie.
Coś ścisnęło ją w gardle do tego stopnia, że zwątpiła w to, czy będzie zdolna powiedzieć cokolwiek więcej. Bezwiednie przesunęła się bliżej, pozwalając żeby wziął ją w ramiona, choć to wydawało się co najmniej szalone. Jeśli to jakieś polowanie… to chyba właśnie tulę się do syna potencjalnego łowcy, pomyślała bezwiednie, coraz bardziej zaniepokojona. Zabawne, ale chyba z Rafą namieszaliśmy o wiele bardziej, niż do tej pory się nam wydawało…
Zaraz po tym pomyślała o tym, czego doświadczyła… po swojej śmierci. Wspomnienia sprzed przebudzenia wydawały się zamazane i tak odległe, jak powoli zanikający w pamięci sen, ale nie na tyle, by nie była w stanie w ogóle ich przywołać. Już wcześniej miała wrażenie, że coś jej umykało, kiedy rozważała okres pomiędzy balem o przebudzeniem, ale w tamtej chwili zaczęła być tego pewna. Co prawda to równie dobrze mogło okazać się wytworem jej wyobraźni, ale była gotowa przysiąc, że zanim wróciła, znajdowała się w dziwnym, niepokojącym miejscu – i że nie była sama, prowadzona przez kogoś, kto bardzo się o nią troszczył, raz po raz powtarzając, że ktoś nie powinien do niej dotrzeć… że nie mógł jej zobaczyć i…
A potem pomyślała o swoich licznych snach i wielokrotnie widzianej sali z lustrami. Dlaczego miała wrażenie, że powinna powiedzieć Rafaelowi o tym dziwnym miejscu, towarzyszących jej wtedy uczuciach i…?
– To nie ma sensu – odezwała się ponownie. Nie rozpoznawała własnego głosu, drżącego i zachrypniętego przez nadmiar emocji. Z zaskoczeniem przekonała się, że jest bliska płaczu, choć za wszelką cenę usiłowała nad sobą zapanować. – Umarłam, prawda? Nawet jeśli wróciłam dzięki twojej krwi, to twój ojciec musiał mieć w tym jakiś udział. Znaczy… Sam to powiedziałeś – dodała, próbując sensownie połączyć poszczególne fakty. – Dlaczego kazał ci mnie chronić, a teraz odesłał, skoro mnie miał? Chyba powinno być mu na rękę to, że ona chciała mnie… no, zabić?
Mówiła szybko, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa, jakby dzięki temu mogła łatwiej w nie uwierzyć. Problem w tym, że choć czuła, że jej własne stwierdzenia mają bardzo wiele sensu, łącząc się w logiczną całość, wciąż nie dostrzegała wszystkiego. Czegoś brakowało, ale…
– Tak… Patrząc na to w ten sposób, wtedy faktycznie można założyć, że jest w ten sposób – przyznał z rezerwą Rafael, a ona cicho jęknęła.
– Ale?
Bo przecież zawsze musi być jakieś „ale”…
– Załóżmy, że w tym chodzi o twoją rodzinę… Przynajmniej z jednej strony, choć trudno mi stwierdzić, w którym z rodziców teraz powinnaś doszukiwać się winy. – Rafael obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem. – Ale powiedzmy, że chodzi o twojego ojca. Ja stawiałbym na niego, bo w innym wypadku nie sądzę, by twoja mama kiedykolwiek stała się wampirem… Nie, jeśli w którymś momencie mogła umrzeć. Ale Ciemność się nią nie interesowała – stwierdził niemalże beznamiętnym tonem, nie po raz pierwszy przyprawiając żonę o dreszcze. – Więc rodzina twojego ojca. Załóżmy – powtórzył że coś stało się bardzo dawno temu – podjął ze spokojem – i ciągnie się za wami aż do dziś. Powiedzmy, że mój ojciec od pokoleń kolekcjonuje sobie kobiety, jedną za drugą, tak długo, aż ród nie wygaśnie… Teoretycznie powinien, bo twoje istnienie to prawdziwy cud, jeśli dobrze się nad tym zastanowić – zauważył, tym samym trafiając w sedno. Gdyby nie przypadek, mama nigdy nie miałaby szansy na to, żeby zajść w ciążę. – Może mieć kolejną. Może mieć po prostu ciebie, jednak… co tak naprawdę mu to da?
Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. To wszystko brzmiało jak abstrakcja, więc jak miałaby do tego doszukiwać się w wypowiedzianych słowach głębszego sensu? Jak miałaby analizować, szukając w czymś takim korzyści dla istoty, która coraz bardziej zaczynała ją przerażać.
– Czyli co? Czeka aż zajdę w ciążę i pociągnę klątwę dalej? – zapytała pod wpływem impulsu, ledwo powstrzymując się przed wybuchem niemalże histerycznego śmiechu. No… Jeśli liczyłeś na wnuka, trzeba było najpierw wytłumaczyć synom, co robi się z kobietą! – O bogini, o czym my w ogóle rozmawiamy?!
– Co…? Och, skądże! Nie wiem, czy to dla ciebie dobra wiadomość, ale obawiam się, że nie masz co liczyć na potomstwo – oznajmił ze stoickim spokojem. – Tacy jak my stracili możliwość prokreacji.
Przy twoim podejściu najpewniej nigdy nie będzie okazji, żeby tę teorię potwierdzić…
– Cudownie! – Była zbyt podenerwowana, by zwrócić należytą uwagę na jego słowa. W gruncie rzeczy nigdy nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby być matką. – Więc o co chodzi? Co, do cholery…?
– Wciąż nie rozumiesz? – zapytał niemalże rozczarowanym tonem Rafael. – Pozwolił ci wrócić, ponieważ do tej pory nie miałaś dla niego żadnej wartości, Eleno. Nie mam wątpliwości, że doskonale wie, co takiego zrobiliśmy… I być może jest mu to na rękę – dodał, po czym zawahała się na dłuższą chwilę. – Po co mu kolejna duszyczka, skoro ma ich już tak wiele? W końcu kolekcjonuje je od pokoleń, a gdyby zabrał ciebie, nic by się nie zmieniło… Po prostu miałby was wszystkie – zauważył przytomnie. – Chyba że…
– Co?! – nie wytrzymała.
Spojrzał jej w oczy, tym samym utwierdzając Elenę, że jednak mogło być gorzej.
Trzymam w ramionach anioła… – oznajmił, raz jeszcze przytaczając słowa, które usłyszała od niego, kiedy byli na zewnątrz. – Po co mu kolejna, zwykła dusza? Zanim umarłaś, byłaś po prostu elementem do kolekcji… Z kolei teraz możesz być prawdziwą perłą. Dlaczego miałby wysilać się do nic nieznaczącej duszy, skoro teraz może posiąść samo Światło?
W tamtej chwili zrozumiała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa