
Elena
– Świat, który, jest mi znany,
wygląda inaczej… – Rafael zawahał się, po czym obrzucił ją wymownym,
przenikliwym spojrzeniem. – Wszystko, co wiąże się z moim ojcem, jest
inne.
– Toś mnie
uświadomił, nie ma co! – zadrwiła, nie mogąc się powstrzymać.
Demon
gniewnie zmrużył oczy, wyraźnie poirytowany. Mogła co najwyżej zgadywać, co
takiego chodziło mu w tamtej chwili po głowie. W gruncie rzeczy sama nie
była pewna, co i dlaczego chciała wiedzieć, tym bardziej, że coś w zachowaniu
Rafy jasno dało jej do zrozumienia, że mogła spodziewać się dosłownie
wszystkiego. Czuła, że chodzi o coś ważnego i to sprawiało, że była
podenerwowana w stopniu wystarczającym, by prowadzenie rozmowy okazało się
problematyczne.
Miała
wątpliwości, tym bardziej, że demon zabrał ją prosto do sypialni, jednoznacznie
dając Elenie do zrozumienia, że zamierza mówić tylko z nią. W zasadzie
nawet nie pytał o zdanie – i to ani jej, ani któregokolwiek z mieszkańców,
a już zwłaszcza wyraźnie zaniepokojonego sytuacją Carlisle’a. Nie tak
buduje się relacje z teściem, pomyślała mimochodem, ale powstrzymała się
od jakichkolwiek komentarzy, mimo wszystko zachowaniem serafina nie zaskoczona.
Wiedziała, że przyzwyczaił się do czegoś zupełnie innego, a przebywanie w tym
domu go męczyło. Co więcej, ona również chwilami przyłapywała się na toku
rozumowania, który oboje wypracowali, musząc się ukrywać. Ukrywanie niektórych
faktów przychodziło jej naturalnie, nawet pomimo świadomości, że teraz swobodne
mogła o wszystkim rodzinie powiedzieć.
– Nie bądź
głupsza niż musisz być, co Eleno? – mruknął Rafa, potrząsając z niedowierzaniem
głową. – I nie przerywaj mi, bo to ważne, a przynajmniej tak mi się
wydaje – dodał, kolejny raz wprawiając ją w konsternację.
– Wiesz co?
Wolałam, kiedy tam na zewnątrz bredziłeś o aniołach – uświadomiła go, a kąciki
ust demona drgnęły. Ostatecznie powstrzymał się od uśmiechu, ale sama nie była
pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Nie
sądzę, żeby „brednia” była tu odpowiednim określeniem – obruszył się. – Próbuję
nazywać rzeczy po imieniu, choć to dość problematyczne, a ty mi nie
pomagasz… Z kolei ja wolałbym się w niektórych kwestiach mylić –
stwierdził, mówiąc o tym już niejako po raz drugi.
Wypuściła
powietrze ze świstem, bardziej niż wcześniej świadoma tego, że mówił jak
najbardziej poważnie, a przy tym bez dwóch zdań był zaniepokojony. To
jedynie utwierdziło Elenę w przekonaniu, że coś jest nie tak, choć w ostatnim
czasie wszystko wydawało się w równym stopniu podejrzane. Trudno, żeby
oczekiwali czegoś innego ze świadomością, że Isobel mogła być dosłownie
wszędzie, ale mimo wszystko…
– Co masz
na myśli?
Z niejakim
opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wypowiedziała to jedno pytanie na głos.
Rafael nie odpowiedział od razu, po prostu się w nią wpatrując i wydając
nad czymś intensywnie myśleć. Mimowolnie zadrżała, po czym spuściła wzrok, przy
okazji przypominając sobie o stanie bluzki, którą miała na sobie. Choć
próbowała nie okazywać zażenowania, uświadomiła sobie, że się rumieni, tym bardziej,
że wciąż miała wrażenie, że podarty materiał odsłania o wiele więcej,
aniżeli mogłaby sobie życzyć. Wciąż niespokojna, w pośpiechu zaczęła
krążyć po pokoju, ostatecznie zatrzymując się przy komodzie i dla zajęcia
czymś rąk zaczynając przeglądać zawartość szuflad.
– Ojciec
nie mówi nam o bardzo wielu rzeczach… Również mnie, choć mogę cieszyć się
przywilejami, o których niektórzy z mojego rodzeństwa mogą co
najwyżej pomarzyć – usłyszała spokojny głos swojego towarzysza. Coś w sposobie,
w jaki wypowiedział te słowa, z miejsca przyprawiło Elenę o dreszcze.
– Pamiętasz, prawda? Wykonujemy rozkazy bez pytania o przyczynę.
– Chyba
teraz rozumiem to lepiej, niż mogłabym sobie tego życzyć – przyznała z rezerwą.
Choć na
niego nie patrzyła, wyczuła, że skinął głową. Nie miała pojęcia, co w tamtej
chwili sobie milczał, a tym bardziej jak powinna rozumieć jego zachowanie,
ale to na dłuższą metę wydawało się pozbawione większego znaczenia. Wiedziała
jedynie, że doświadczyła czegoś podobnego z chwilą, w której wróciła
– epizodu, podczas którego jak urzeczona spoglądała na Isobel, gotowa spełnić
każdą jej zachciankę. Pamiętała to aż nazbyt dobrze, dodatkowo porażona
świadomością, że tak naprawdę wciąż pozostawała świadoma swoich czynów. Miała
wolną wolę i to się liczyło, a fakt, że z jakiegoś powodu jednak
zdecydowała się służyć…
– Tak czy
inaczej, wielokrotnie widziałem rzeczy, które wzbudzały moje wątpliwości, ale
nie zmieniało niczego w moich relacjach z ojcem. Ma swoje tajemnice i nic
nam do tego – podjął, a Elena westchnęła.
– Dlaczego
mówisz mi o tym akurat teraz? – zaniepokoiła się.
Nie myślała
o tym wcześniej, ale nie mogła zaprzeczyć, że niektóre zasady, którymi
kierował się Rafael, były niepokojące. Aż nazbyt dobrze pamiętała zwłaszcza to,
co powiedział jej na początku ich znajomości, kiedy poznała jego prawdziwą
tożsamość. Mówił, że chronił ją tak długo, jak tego wymagały rozkazy. Z czasem
to uległo zmianie, a przynajmniej ona nie potrafiła wyobrazić sobie tego,
że wszystkie słowa, które padły z ust demona, a tym bardziej fakt, że
wziął ją sobie za żonę, ale nie mogła tak po prostu zapomnieć jednego, jedynego
stwierdzenia, które kiedyś padło z jego ust.
Powiedział,
że żyła dlatego, iż takie było życzenie Ciemności – a to w każdej
chwili mogło się zmienić, więc…
– Już od
dłuższego czasu zastanawiam się nad pewnymi kwestiami – odezwał się ponownie
Rafa, starannie dobierając słowa. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem rozmawiał
z nią w tak przemyślany, niemalże łagodny sposób. – Zanim wróciłaś…
Przyszła do mnie twoja kuzynka. Mała wieszczka miała mi coś do pokazania –
dodał, a Elena zamrugała nieco nieprzytomnie.
Mała
wieszczka…?
– Claire? –
upewniła się, bo to wydawało się jedynym sensownym rozwiązaniem. Chyba
popłakałaby się ze śmiechu, gdyby okazało się, że Rafael w tak uroczy
sposób wyrażał się o Isabeau.
– Masz
więcej kuzynek, które okazyjnie piszą proroctwa? – mruknął, bynajmniej nie
czekając na odpowiedź. Demon wywrócił oczami, po czym jak gdyby nigdy nic
zmienił temat: – Nigdy nie rozumiałem wszystkich dziwactw ojca. W zasadzie
nie chciałem ich pojąć, bo zadawanie pytań nie leży w naszej gestii, co
już ustaliliśmy. Poniekąd chodzi o pozycję, zresztą sprzeciwienie się
Ciemności wydaje się czystym szaleństwem… Cóż, sama przyznaj, że zwłaszcza z mojego
miejsca to nie miało sensu. Trudno narzekać na bycie pierwszym.
– Wygoda nade
wszystko – rzuciła zaczepnym tonem.
– Ta wygoda
dość sporo mnie kosztuje, odkąd spotkałem ciebie – stwierdził, ale nie
zabrzmiało to jak zarzut. – Tyle czasu zastanawiałem się nad tym, co w tobie
wyjątkowego… – dodał, a ona wydęła usta. – Nie patrz tak na mnie.
Pomijając upór i to, że masz wyjątkowo wysokie mniemanie o sobie,
wciąż pozostajesz po prostu kobietą.
– Dlaczego w twoich
ustach „kobieta” brzmi jak obraza? – nie wytrzymała, ale Rafael puścił jej pytanie
mimo uszu.
– Musiało
być coś więcej, bo inaczej ojciec nie traciłby czasu ani swojego, ani mojego,
żeby utrzymać cię przy życiu… Od wieków nie ingerował w to, jakie były
plany Isobel. To, że królowej zebrało się na zabicie dziecka, nie
interesowałoby go, gdyby nie miał w tym interesu. – Rafael zawahał się na
moment. – Isobel też mogła znaleźć sobie lepszy sposób na odegranie się na
wrogach. W zasadzie więcej sensu widziałbym w próbie dorwania małej
Licavoli albo Prime, przynajmniej rozważając to pod kątem zemsty… A i to
byłoby dość nieprzemyślaną decyzją, której ktoś doświadczony na pewno by nie
podjął. Nie tak po prostu, bo taka zemsta mogłaby ją dość sporo kosztować, tym bardziej,
że przez Huntera dość szybko się ujawniliśmy… Wiesz, ja i Miriam – dodał, a Elena
z wolna skinęła głową.
Rozumiała,
co takiego miał na myśli, a przynajmniej czuła, że jego rozumowanie było sensowne.
Mogła się irytować na dobór słów i to, że Rafa z takim uporem
podkreślał jej „normalność”, ale to nie zmieniało faktu, że pod wieloma
względami miał rację. Ona również tego nie rozumiała, jeszcze przed balem
wielokrotnie zastanawiając się nad tym, co kierowało Isobel. Dlaczego na tyle
sposobów próbowała ją zabić, ryzykując przy tym, że ktoś przedwcześnie dowie
się o jej obecności w Volterze? Już i tak wystarczająco
alarmujące było pojawienie się demonów w Seattle. Takie ryzyko miałoby
sens, gdyby bardziej ryzykowała pozostawiając potencjalnego wroga przy życiu,
ale w jej przypadku… Czym niby zawiniła, że sama królowa wampirów wydawała
się popełniać głupstwa, byleby osiągnąć cel?
Spojrzała
na Rafaela, podświadomie czując, że jemu właśnie udało się poskładać
poszczególne elementy układanki tak, by miały sens. Problem polegał na tym, że
wcale nie była pewna, czy chciała poznać ostateczny efekt jego rozważań.
– Rafa…
Demon
nieznacznie pokręcił głową.
– Znasz
historie Upadku i przepowiednię… Podejrzewam, że tak jest, bo to cześć
waszych wierzeń, a ty jednak dorastałaś w Mieście Nocy – zauważył
przytomnie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia materializując się u jej boku.
Aż wzdrygnęła się, kiedy dłonie serafina bez jakiegokolwiek ostrzeżenia
wylądowały na jej ramionach. – Mnie również są znajome, nie tylko dlatego, że w znamienitej
większości tych wydarzeń brałem udział. W takim razie oboje wiemy również,
że krąży bardzo wiele historii… W tym przepowiednia, która miała
zwiastować powrót i ostateczny upadek Isobel – dodał, a Elena
zesztywniała.
– Nie
rozumiem…
Wyczuła, że
się uśmiechnął.
– Och, ależ
tak… Wiesz, o której historii mówię, Eleno – oznajmił z naciskiem,
nawet nie dając jej szansy na zastanowienie się i ewentualne protesty. –
Wzmianki o Świetle i Ciemności pojawiają się od tysiącleci. Tak swoją
drogą… Elena po grecku oznacza właśnie światłość – dodał, tym samym sprawiając,
że przez chwilę poczuła się tak, jakby ktoś ją uderzy.
– Isobel chciała
mnie zabić, bo nagle zabrało jej się na sprawdzanie imion ze słownikiem i doszła
do wniosku, że mogę jej zagrażać? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
To nie
miało sensu i Rafael musiał zdawać sobie z tego sprawę. Przynajmniej
ona chciała, żeby tak właśnie było, mając wrażenie, że rozmawiając o czymś
absolutnie abstrakcyjnym, co nie miało racji bytu. Cholera, skoro miała do
czynienia z odwieczną istotą, która przeżywał więcej niż którekolwiek z nich,
jak miała uwierzyć, że chodzi po prostu o imię i…?
– Tak też
pomyślałem, kiedy pierwszy raz próbowałem łączyć fakty – przyznał cicho Rafa. –
Ale żadne z nas tak naprawdę nie wie, ile wniosków zdążyła wyciągnąć
Isobel. Nie dzieliła się ze mną wszystkim… Zresztą tak jak i mój ojciec –
dodał i zawahał się na moment. – Abstrahując od przepowiedni o Isobel
i jej upadku, wróćmy na chwilę do twojej kuzynki… Claire przyszła do mnie z pieśnią,
która w różnych wersjach krążyła w… hm, że tak się wyrażę: mimom świecie.
– O czym
teraz mówisz? – zniecierpliwiła się, czując, że powoli zaczyna ją od tego
wszystkiego boleć głowa. Nadmiar informacji nigdy nie był dobry, o czym
miała okazję przekonać się już wielokrotnie.
Rafael
zdecydowanym ruchem odwrócił ją w swoją stronę. Coś w jego dotyku z miejsca
przyprawiło dziewczynę o szybce bicie serca, kiedy zaś do tego wszystkiego
ujął jej twarz w dłonie, przez chwilę wyglądając na chętnego, żeby ją
pocałować, przez krótką chwilę była gotowa przysiąc, że nieszczęsny narząd za moment
spróbuje wyrwać się na zewnątrz.
– Mówi się,
że Ciemność zakochała się raz… Dawno, dawno temu. W bardzo pięknej
dziewczynie, której urody nie była w stanie domówić. – Rafa w zamyśleniu
pogładził ją po policzku. – Ale kobieta nie podzieliła uczuć mojego ojca.
Trudno, żeby oczekiwać czegoś innego, chociaż… Cóż, niektóre panny mają to do
siebie, że pójdą tam, gdzie nie powinny, niezależnie od tego, jak głupie by się
to nie wydawało – dodał, a Elena wywróciła oczami, aż nazbyt świadoma
tego, że mówił o niej.
– Może, chociaż
nie zauważyłam, żeby było ci z tego powodu przykro.
Na ustach
demona pojawił się nikły uśmiech.
– Bo nie
jest – oznajmił ze spokojem. – Wracając do tematu, Ciemność nie przyjmuje
odmowy. Kiedy dziewczyna jej się sprzeciwiła… W pieśni, której mówię, jest
między innymi taki fragment:
Światło
w Ciemności – to rozwiązanie
Pokocha
mnie lub znienawidzi
Polegnie
lub zdoła zniszczyć
Lecz
jeśli posiąść ją zdołam, będzie moja
Ona
i każda z jej córek
Mimowolnie
zadrżała, nagle zaniepokojona. W przytoczonych słowach było coś, co z miejsca
przyprawiło ją o dreszcze, tym bardziej, że kolejne linijki wydały jej się
dziwnie znajome. Słyszała je już? Być może, choć w żaden sposób nie
potrafiła sobie przypomnieć, kiedy konkretnie miało to miejsce. Z jakiegoś
powodu pomyślała o Halloween i imprezie w domu Jessiki, tym
bardziej, że Aldero udało się nakłonić Claire do zaśpiewania jakiejś piosenki,
ale mimo wszystko…
Nawet jeśli, jakie tak naprawdę miało
to znaczenie? Próbowała przekonać samą siebie, że żadne, ale im dłużej o tym
myślała, tym więcej wydawała się rozumieć. Czuła, gdzie zmierzał Rafael, choć
zarazem nie potrafiła zmusić się do poskładania faktów w sposób
wystarczająco jasny, by jednoznacznie określić, co właśnie się działo. Być może
to było oznaką tchórzostwa z jej strony, ale niby co innego, jeśli nie
strach, miałaby w obecnej sytuacji czuć?
– Ona
i każda z jej córek… – powtórzyła bezwiednie.
Rafa wciąż się w nią wpatrywał,
być może czekając na ciąg dalszy i nagłe olśnienie z jej strony, ale
nic podobnego nie miało miejsca. Elena zacisnęła usta, po czym przemknęła z trudem,
z wszelką cenę usiłując zapanować nad wstrząsającymi jej ciałem dreszczami
i narastającym z każdą kolejną sekundą niepokojem.
– Mój ojciec kolekcjonuje dusze –
usłyszała i w tamtej chwili z wrażenia omal się nie przewróciła.
– Wiem o tym, choć nigdy nie powiedział mi tego wprost. Jest takie
miejsce… Robi to od wieków, ale nigdy nie próbowałem doszukiwać się w tym
prawidłowości. Mam tylko pewność, że zawsze wybierał sobie kobiety…
Podejrzewam, że musi mieć przy tym jakieś zasady, ale nie mam pojęcia, dlaczego
to robi. Chociaż kiedy myślę o tym teraz… – Urwał, po czym wzruszył
ramionami. – O ile się orientuję, ostatnią sprowadził sobie kilka wieków
temu. Nigdy żadnej nie widziałem, bo nie wnikam w sprawy Ciemności bez
wyraźnego rozkazu, dlatego nie pytaj mnie o szczegóły. Tak się
zastanawiam, czy ty…
– Że miałam być następna? – zapytała
tak cicho, że ledwo była w stanie zrozumieć samą siebie.
Coś ścisnęło ją w gardle do tego
stopnia, że zwątpiła w to, czy będzie zdolna powiedzieć cokolwiek więcej. Bezwiednie
przesunęła się bliżej, pozwalając żeby wziął ją w ramiona, choć to
wydawało się co najmniej szalone. Jeśli
to jakieś polowanie… to chyba właśnie tulę się do syna potencjalnego łowcy,
pomyślała bezwiednie, coraz bardziej zaniepokojona. Zabawne, ale chyba z Rafą namieszaliśmy o wiele bardziej, niż
do tej pory się nam wydawało…
Zaraz po tym pomyślała o tym,
czego doświadczyła… po swojej śmierci. Wspomnienia sprzed przebudzenia wydawały
się zamazane i tak odległe, jak powoli zanikający w pamięci sen, ale
nie na tyle, by nie była w stanie w ogóle ich przywołać. Już
wcześniej miała wrażenie, że coś jej umykało, kiedy rozważała okres pomiędzy
balem o przebudzeniem, ale w tamtej chwili zaczęła być tego pewna. Co
prawda to równie dobrze mogło okazać się wytworem jej wyobraźni, ale była
gotowa przysiąc, że zanim wróciła, znajdowała się w dziwnym, niepokojącym
miejscu – i że nie była sama, prowadzona przez kogoś, kto bardzo się o nią
troszczył, raz po raz powtarzając, że ktoś nie powinien do niej dotrzeć… że nie
mógł jej zobaczyć i…
A potem pomyślała o swoich
licznych snach i wielokrotnie widzianej sali z lustrami. Dlaczego
miała wrażenie, że powinna powiedzieć Rafaelowi o tym dziwnym miejscu,
towarzyszących jej wtedy uczuciach i…?
– To nie ma sensu – odezwała się
ponownie. Nie rozpoznawała własnego głosu, drżącego i zachrypniętego przez
nadmiar emocji. Z zaskoczeniem przekonała się, że jest bliska płaczu, choć
za wszelką cenę usiłowała nad sobą zapanować. – Umarłam, prawda? Nawet jeśli
wróciłam dzięki twojej krwi, to twój ojciec musiał mieć w tym jakiś
udział. Znaczy… Sam to powiedziałeś – dodała, próbując sensownie połączyć
poszczególne fakty. – Dlaczego kazał ci mnie chronić, a teraz odesłał,
skoro mnie miał? Chyba powinno być mu na rękę to, że ona chciała mnie… no,
zabić?
Mówiła szybko, w pośpiechu
wyrzucając z siebie kolejne słowa, jakby dzięki temu mogła łatwiej w nie
uwierzyć. Problem w tym, że choć czuła, że jej własne stwierdzenia mają
bardzo wiele sensu, łącząc się w logiczną całość, wciąż nie dostrzegała
wszystkiego. Czegoś brakowało, ale…
– Tak… Patrząc na to w ten sposób,
wtedy faktycznie można założyć, że jest w ten sposób – przyznał z rezerwą
Rafael, a ona cicho jęknęła.
– Ale?
Bo
przecież zawsze musi być jakieś „ale”…
– Załóżmy, że w tym chodzi o twoją
rodzinę… Przynajmniej z jednej strony, choć trudno mi stwierdzić, w którym
z rodziców teraz powinnaś doszukiwać się winy. – Rafael obrzucił ją
przenikliwym spojrzeniem. – Ale powiedzmy, że chodzi o twojego ojca. Ja
stawiałbym na niego, bo w innym wypadku nie sądzę, by twoja mama
kiedykolwiek stała się wampirem… Nie, jeśli w którymś momencie mogła
umrzeć. Ale Ciemność się nią nie interesowała – stwierdził niemalże
beznamiętnym tonem, nie po raz pierwszy przyprawiając żonę o dreszcze. –
Więc rodzina twojego ojca. Załóżmy – powtórzył że coś stało się bardzo dawno
temu – podjął ze spokojem – i ciągnie się za wami aż do dziś. Powiedzmy,
że mój ojciec od pokoleń kolekcjonuje sobie kobiety, jedną za drugą, tak długo,
aż ród nie wygaśnie… Teoretycznie powinien, bo twoje istnienie to prawdziwy
cud, jeśli dobrze się nad tym zastanowić – zauważył, tym samym trafiając w sedno.
Gdyby nie przypadek, mama nigdy nie miałaby szansy na to, żeby zajść w ciążę.
– Może mieć kolejną. Może mieć po prostu ciebie, jednak… co tak naprawdę mu to
da?
Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. To
wszystko brzmiało jak abstrakcja, więc jak miałaby do tego doszukiwać się w wypowiedzianych
słowach głębszego sensu? Jak miałaby analizować, szukając w czymś takim
korzyści dla istoty, która coraz bardziej zaczynała ją przerażać.
– Czyli co? Czeka aż zajdę w ciążę
i pociągnę klątwę dalej? – zapytała pod wpływem impulsu, ledwo
powstrzymując się przed wybuchem niemalże histerycznego śmiechu. No… Jeśli liczyłeś na wnuka, trzeba było
najpierw wytłumaczyć synom, co robi się z kobietą! – O bogini, o czym
my w ogóle rozmawiamy?!
– Co…? Och, skądże! Nie wiem, czy to
dla ciebie dobra wiadomość, ale obawiam się, że nie masz co liczyć na potomstwo
– oznajmił ze stoickim spokojem. – Tacy jak my stracili możliwość prokreacji.
Przy
twoim podejściu najpewniej nigdy nie będzie okazji, żeby tę teorię potwierdzić…
– Cudownie! – Była zbyt podenerwowana,
by zwrócić należytą uwagę na jego słowa. W gruncie rzeczy nigdy nie
wyobrażała sobie tego, że mogłaby być matką. – Więc o co chodzi? Co, do
cholery…?
– Wciąż nie rozumiesz? – zapytał
niemalże rozczarowanym tonem Rafael. – Pozwolił ci wrócić, ponieważ do tej pory
nie miałaś dla niego żadnej wartości, Eleno. Nie mam wątpliwości, że doskonale
wie, co takiego zrobiliśmy… I być może jest mu to na rękę – dodał, po czym
zawahała się na dłuższą chwilę. – Po co mu kolejna duszyczka, skoro ma ich już
tak wiele? W końcu kolekcjonuje je od pokoleń, a gdyby zabrał ciebie,
nic by się nie zmieniło… Po prostu miałby was wszystkie – zauważył przytomnie.
– Chyba że…
– Co?! – nie wytrzymała.
Spojrzał jej w oczy, tym samym
utwierdzając Elenę, że jednak mogło być gorzej.
– Trzymam
w ramionach anioła… – oznajmił, raz jeszcze przytaczając słowa, które
usłyszała od niego, kiedy byli na zewnątrz. – Po co mu kolejna, zwykła dusza?
Zanim umarłaś, byłaś po prostu elementem do kolekcji… Z kolei teraz możesz
być prawdziwą perłą. Dlaczego miałby wysilać się do nic nieznaczącej duszy,
skoro teraz może posiąść samo Światło?
W tamtej chwili zrozumiała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz