Z wysiłkiem wtoczyła się do
sali tronowej. Instynktownie chwyciła się za bok, czując coraz bardziej dający
jej się we znaki ból, ale ten prawie natychmiast zszedł gdzieś na dalszy plan,
wyparty przez całą mieszankę niespójnych, mieszających się ze sobą emocji. Mira
wręcz nie dowierzała temu, co działo się na oczach wszystkich obecnych, również
niej samej. Patrzyła, ale nie pojmowała, przez kilka pierwszych sekund
bezmyślnie wpatrując się w Isobel i Elenę – aż do momentu, w którym
ta druga w końcu osunęła się na ziemię.
Demonica
wyraźnie wyczuła, jak aura dziewczyny gaśnie. To było tak, jakby ktoś nagle
wcisnął jakiś przycisk – szybkie i na pozór niewinne, przynajmniej na
pierwszy rzut oka. Koniec, przeszło Miriam przez
myśl, ale również wtedy w pełni nie pojęła tego, co tak naprawdę to
oznaczało. Chociaż podświadomie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że
może dojść do czegoś niedobrego, ani ona, ani Rafael nie wzięli pod uwagę
czegoś takiego. Nie przemyśleli bardzo wielu kwestii, nawet nie biorąc pod
uwagę tego, że mogłoby być aż tak źle. Kiedy słuchała planów brata, te wydawały
się logiczne, zresztą przez wieki nieśmiertelnego życia nauczyła się, że demon
zwykle zdawał sobie sprawę z tego, co zamierzał zrobić. Nawet pomimo złych
przeczuć, nie chciała rozważać tego, co mogłoby pójść nie tak, ale teraz…
Teraz
wszystko uległo zmianie.
Wkrótce po
tym rozpętało się prawdziwe piekło.
Wielokrotnie
widziała Rafaela, kiedy wpadał w gniew. Złość, którą czasami okazywał jej,
karząc ją w nawet najbardziej spektakularny, niezasłużony sposób, była
niczym w porównaniu z tym, co ten demon potrafił osiągnąć pod wpływem
emocji. W gruncie rzeczy chyba powinna być wdzięczna, że nigdy dotąd nie
stanęła na jego drodze, kiedy wpadał w ten najgorszy nastrój, będąc niczym
jakiś cholerny bóg zniszczenia, zdolny tylko i wyłącznie do niesienia śmierci.
O tak, widziała go w takim stanie wielokrotnie i wiedziała, że
to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.
Nigdy
jednak nie doświadczyła czegoś takiego.
Nie miała
pewności, co dręczyło ją bardziej – kobiecy krzyk i rozdzierający
szloch, który wyrwał się matce dziewczyny, czy może przeszywający, nieludzki
wrzask jej brata. Już wtedy wiedziała, że od tej chwili będzie już tylko
gorzej, ale na pewno nie wyobraziłaby sobie tego, co ostatecznie miało miejsce.
Jasne, znała Rafę i wiedziała, że nie bez powodu uchodził w ich
kręgach za uosobienie gniewu, ale czym innym było słuchanie znanych już na
pamięć uwag, a czym zgoła odmiennym przekonanie się o ich
prawdziwości.
Zesztywniała,
aż nazbyt świadoma zmianom, które jak na zawołanie zaszły w panującej w sali
atmosferze. Przesycone mocą i dymem powietrze już i tak wydawało się
tak gęste, że Mira sama nie była pewna, jakim cudem mogła w ogóle złapać
oddech. Tkwiła w bezruchu, obserwując, jak wszystko zmienia się w ciągu
zaledwie kilku sekund. Wyraźnie czuła emocje brata – jakże skrajne;
niebezpieczna mieszanka gniewu, szoku i rozpaczy tak głębokiej, że aż
zaskoczyło ją to, że którykolwiek z jej pobratymców był w stanie doświadczyć
czegoś takiego. Zwłaszcza on. Pamiętała, że Elena rozbudziła w nim tę
cząstkę natury, której nigdy wcześniej nie zaznał, zresztą trudno było, żeby
nie uwierzyła w oznaki człowieczeństwa, mogąc obserwować Rafę i jego
wybrankę przez te wszystkie tygodnie, ale to i tak okazało się
oszałamiające.
A potem
wszelakie symptomy, świadczące o tym, że w choć niewielkim stopniu
przypominał człowieka, tak po prostu zniknęły i był już tylko gniew.
W
oszołomieniu, ogarnięta wciąż towarzyszącą jej słabością, właściwie nie
zarejestrowała, kto pierwszy stał się ofiarą jej rozszalałego brata. Sporo
członków straży przybocznej Volturi kręciło się po sali, chociaż większość
wolała trzymać się blisko drzwi, jednak odległość i ewentualne
niedogodności nie powstrzymały Rafaela przed obraniem sobie konkretnego celu.
Wampir nawet nie zdążył krzyknąć albo choć spróbować się obronić – demon
pochwycił go i dosłownie rozerwał na pół, w następnej sekundzie
ciskając kawałkami ciała we wciąż rozświetlające salę, strzelające ku górze płomienie,
kontrolowane przez panującą nad ogniem Licavoli. Już i tak ciężkie
powietrze jak na zawołanie wypełniło się mdlącym, fioletowym dymem, wijącym się
gdzieś po posadzce i stopniowo rozchodzącym się po całym pomieszczeniu.
To był
zaledwie początek i zwłaszcza Mira zdawała sobie z tego sprawę.
Isobel
stała w samym środku powstałego chaosu, umazana krwią, wyprostowana i milcząca.
Twarz królowej uniemożliwiała określenie tego, jakie targały nią emocje, będąc
niczym pozbawiona konkretnego wyrazu maska. Jej dłonie i suknię barwiły
świeże ślady krwi, ale ani to, ani leżące u stóp ciało, nie robiły na
wampirzycy najmniejszego nawet wrażenia. Kto jak kto, ale ona na pewno robiła
to nie raz – przez całe tysiąclecia, wedle kaprysów i konieczności
usuwając ze swojej drogi tych, którzy stanowili dla niej jakiekolwiek
zagrożenie. Z jej perspektywy Elena musiała być co najwyżej środkiem,
który umożliwiłby osiągnięcie wcześniej postawionego celu – czy też raczej
jej śmierć, chociaż Miriam nadal nie rozumiała, dlaczego akurat na tę
dziewczynę uparła się pierwotna, nie wspominając o wielokrotnie
przytaczanych przez Rafaela rozkazach ojca.
Cokolwiek
nie stanowiłoby przyczyny, już nie miało znaczenia. Chociaż nie potrafiła tak
po prostu przyjąć tej myśli do świadomości, wszystko wskazywało na to, że
zawiedli – i ona, i Rafa – pierwszy raz od dawna nie będąc w stanie
wykonać powierzonego im zadania. Już samo to wydało się demonicy nienaturalne,
jednak to uczucie nie miało prawa umywać się do tego, czego w tamtej
chwili musiał doświadczać jej brat. Wiedziała jedynie, że nie chciałaby znaleźć
się na miejscu żadnej z osób, która znajdowała się w zasięgu rąk
nieśmiertelnego, a już zwłaszcza jakże nienaturalnie spokojnej królowej.
Kolejny
krzyk przywołał ją do porządku, skutecznie wyrywając z zamyślenia.
Przekonała się, że Rafa zdążył się przemieścić, błyskawicznie okrążając salę i najwyraźniej
biorąc sobie za punkt honoru oznaczyć trasę swojego przejścia kolejnymi
ofiarami. Chociaż na pierwszy rzut oka wydawało się, że atakował na oślep, jego
działania okazały się aż nadto skuteczne. Mira odsunęła się od drzwi, kiedy
pierwsza osoba przemknęła tuż obok niej, chociaż nie miała pewności, czy
nieśmiertelna istota wyszła sama, czy może i w tym pomógł jej
rozszalały demon. Chaos narastał, w miarę jak do obecnych zaczęło
docierać, że są zagrożeni i że najrozsądniej będzie ratować się ucieczką.
Nie dziwiła im się, zresztą wiedziała, że Rafa tak po prostu nie pozwoli im
odejść – nie tym, których obwiniał za to, co chwilę wcześniej się wydarzyło.
Zapragnęła
zatkać uszy, słysząc przypominający darcie metalu dźwięk. Nie zastanawiała się
nad tym, kto tym razem padł ofiarą Rafaela, ledwo nadążając za ruchami brata i tym,
do kogo należały kolejne kończyny i kawałki ciał, które po sobie
pozostawiał. Jedno wydawało się pewne – za krzywdę Eleny świat wampirów
równie dobrze mógł pożegnać się z przynajmniej połową królewskiego klanu, o ile
demon zamierzał na tym poprzestać.
Chociaż
wciąż osłabiona walką z Hunterem i utratą krwi, co w znacznym
stopniu przytępiło jej zmysły, zdążyła zauważyć, że demon – w mniej
lub bardziej świadomy sposób – nawet w takim stanie trzymał się z daleka
od bliskich Eleny. Już wcześniej stanął w obronie Renesmee, ale jak wtedy
była w stanie uznać to za względnie zrozumiałe, tak w tamtej chwili
była świadoma tylko i wyłącznie pustki w głowie. Zdawała sobie sprawę
z tego, że zmieniał się przez cały ten czas, który miał młodą Cullenównę
przy sobie, ale dopiero teraz tak naprawdę zaczynała rozumieć, co to
oznaczało – i jakie miały okazać się konsekwencje tego, co
ostatecznie się stało. Jeśli do tej pory stanowił jedną z najbardziej
niebezpiecznych istot, jakie istniały, wolała nie zastanawiać się nad tym, co
będzie później.
Zauważyła,
że członkowie rodziny dziewczyny trzymali się razem. Gabrielowi udało się
dotrzeć do dotychczas chronionej przez Rafaela żony, a po sposobie w jaki
tulił ją do siebie, Mira poznała, że sam nie był pewien, dlaczego demon w ogóle
zdecydował się pozostawić ją przy życiu. Jeśli miała być ze sobą szczera, również
nie miała pojęcia, jak jej bratu udawało się w choć niewielkim stopniu nad
sobą zapanować, ale w gruncie rzeczy nie chciała tego wiedzieć. Jedynym,
czego była pewna, pozostawała świadomość tego, że kwestią czasu pozostawał
moment, w którym Rafa posunie się jeszcze dalej, chociażby postanawiając
zetrzeć Volterrę z powierzchni ziemi.
Mimochodem
zwróciła uwagę na rodziców Eleny, a zwłaszcza wciąż szlochającą Esme.
Potrzebowała zaledwie ułamka sekundy, żeby dojść do wniosku, że kobieta
wyglądała, jakby w każdej chwili mogła stracić przytomność. Zwłaszcza w przypadku
wampira wydało się to co najmniej nieprawdopodobne, zresztą tak jak i to,
że właśnie ta kobieta mogłaby wyglądać na chętną, żeby rzucić się do ataku.
Mirę naszła niejasna myśl, że gdyby nie ramiona obejmującego ją, trzymającego
stanowczo męża, wampirzyca już dawno spróbowałaby dostać się do córki, tym
samym niebezpiecznie zbliżając do Isobel. Co prawda wątpiła,żeby królowa
zawracała sobie głowę kimkolwiek, kto pozostawał słabszy od niej, ale z drugiej
strony… W obecnej sytuacji wszystko wydawało się równie
prawdopodobne.
Ludzkie
uczucia…, usłyszała i mimowolnie zadrżała, słysząc ponawiające się
szepty jej niematerialnego, wyraźnie zdezorientowanego rodzeństwa. Królowa
zabiła. Królowa powiedziała, że…
Dość!
Mentalny
głos Rafy okazał się o wiele bardziej wyrazisty, przypominając trochę
uderzenie mocy, którą tak często wykorzystywali telepaci. Mirę po raz kolejny
uderzył gniew brata, który – dodatkowo wytrącony z równowagi przez
nawoływanie pozostałych demonów – nagle zastygł w bezruchu, choć na
chwilę zaprzestając trwającej już dłuższą chwilę masakry. Nawet z odległości
widziała, że się trząsł i że ustanie w miejscu musiało kosztować go
mnóstwo samozaparcia.
Nie musiał
dodawać niczego więcej – efekt był natychmiastowy, a dotychczas
obecne w sali, posłuszne Isobel istoty, w popłochu zaczęły się
wycofywać, słusznie uznając, że zejście serafinowi z oczu jest
najrozsądniejszym, co mogłyby zrobić. Jeśli miała być ze sobą szczera, w tamtej
chwili sama również zapragnęła uciec, woląc nie sprawdzać, co takiego mógłby
zrobić jej brat, gdyby z jakiegoś powodu skupił się na niej.
Rafael
drgnął, po czym błyskawicznie obejrzał się w jej stronę, jakby reagując na
to, co działo się w głowie demonicy. Jego oczy błyszczały dziko, a napięte
do granic możliwości ciało jednoznacznie dawało do zrozumienia, że lepiej
trzymać się na dystans. Bezwiednie otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale
nim zdążyła zastanowić się nad zebraniem myśli, coś innego przykuło uwagę
wszystkich obecnych.
Spokojna
dotychczas Isobel, pierwszy raz od chwili rozpoczęcia się balu zawahała się. Do
Miriam z pewnym opóźnieniem dotarło to, że królowa w pewnym sensie
została sama – część strażników nie żyła, z kolei pozostali – w tym
również demony, które z takim uporem próbowała nastawić przeciwko
Rafie – najzwyczajniej w świecie uciekło. Co prawda twarz kobiety
nadal nie wyrażała żadnych emocji, ale sama świadomość tego, że nie miała
nikogo, kto stanąłby w jej obronie w razie ewentualnej walki,
wydawała się szansą, o której jakiś czas temu wszyscy mogli tylko
pomarzyć.
Rafael
również zdawał sobie z tego sprawę, bo całkiem stracił zainteresowanie
wszystkimi wokół, skupiając się tylko i wyłącznie na morderczyni.
O dziwo,
pierwotna jedynie się uśmiechnęła.
– Już nie
jesteś mi potrzebny – stwierdziła ze spokojem. – To miejsce również.
A potem
stała się ostatnia rzecz, której wszyscy się spodziewali i wampirzyca
najzwyczajniej w świecie rozpłynęła się w powietrzu.
Miriam z niedowierzaniem
pokręciła głową, co najmniej oszołomiona kierunkiem, który przybrały sprawy.
Potrzebowała dłuższej chwili, by uprzytomnić sobie, że jedna z nowych
wampirzyc posiadała dar teleportacji. Biorąc pod uwagę to, że dziewczyna
znajdowała się w bliskim kręgu znajomych Licavolich, Mira była skłonna
stwierdzić, że nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że sama Isobel
mogłaby z niej czerpać.
Zniknięcie
królowej okazało się w równym stopniu szokiem, co i impulsem do
działania. Esme w końcu wyrwała się z objęć męża i – poruszając
się przy tym w pozbawiony gracji, chwiejny sposób, przez co wyglądała tak,
jakby miała okazać się zdolna potknąć o własne nogi – popędziła do
leżącego na posadzce ciała córki. W tamtej chwili Miriam zaczęła
zastanawiać się nad tym, czy do tego wszystkiego mieli w planach
reanimować trupa. Nigdy nie była matką, a już na pewno nie miała nią
zostać, ale podejrzewała, że taka reakcja była normalna, przynajmniej w przypadku
osób, którym chociaż trochę zależało na własnym dziecku. Cóż, najwyraźniej
Elena była kochana o wiele bardziej, niż sama przypuszczała.
Kochana…
Zawahała
się i bardzo powoli zwróciła twarzą ku milczącego, uważnie obserwującego
tę samą scenę brata.
– Rafa…
Nie miała
pojęcia, co powinna zrobić, tym bardziej, że próba udzielenia mu wsparcia
wydała jej się co najmniej nienaturalna, ale czuła, że powinna przynajmniej
spróbować. W głowie gorączkowo szukała odpowiednich słów, jednak zanim
zdążyła się ponownie odezwać, wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Rafael
poruszył się błyskawicznie, dosłownie materializując tuż przed nią i to w wystarczająco
gwałtowny sposób, żeby odebrała to jak próbę ataku. Chciała się odsunąć, ale
nawet gdyby była w pełni zdrowia, w porównaniu z nim okazałaby
się żałośnie wolna. Krzyknęła, kiedy demon bezceremonialnie chwycił ją za
włosy, szarpnięciem przyciągając do siebie i sprawiając, że przez moment
poczuła się tak, jakby zamierzał ją oskalpować.
Coś w spojrzeniu,
które jej rzucił, w zupełności wystarczyło, żeby zapragnęła stać się
niewidziana.
–
Bracie… – jęknęła w oszołomieniu, mając nadzieję na to, że w ten
sposób nakłoni go do tego, żeby się opamiętał, ale w odpowiedzi na to
jedno, jedyne słowo, Rafael wpadł w jeszcze silniejszy gniew.
– Co… ty…
zrobiłaś?! – wycharczał, przenosząc obie dłonie na szczupłe ramiona
siostry. Już i tak ledwo trzymała się na nogach, niemalże przy każdym
wdechu krzywiąc, kiedy rana, którą zawdzięczała Hunterowi, ponownie dawała o sobie
znać. Kiedy do tego wszystkiego doszedł demon, Mira ostatecznie stwierdziła, że
serafin najpewniej właśnie złamał jej obojczyk. – Czy ty w ogóle
myślisz?! Przyprowadziłaś ją tutaj i… – Urwał, nie będąc w stanie
dokończyć. – Czego nie zrozumiałaś w tym, co planowaliśmy przez tyle
czasu?!
Wzdrygała
się niemalże przy każdym kolejnym słowie, sama niepewna czy za sprawą zarzutów,
czy może jednak z bólu. Wielokrotnie była ofiarą gniewu serafina, ale
przez całe tysiąclecia służby nie dopuściłaby do sytuacji, w której
pałałby do niej aż tak silną nienawiścią. On mnie zabije,
uświadomiła sobie i to wystarczyło, żeby całą sobą poczuła niewyobrażalny
wręcz strach. Kiedy walczyła z Hunterem, czuła przede wszystkim niepokój i determinację,
ale w przypadku Rafaela wszystko wydawało się inne – i to nie
tylko dlatego, że tego ze swoich braci darzyła zupełne odmiennymi uczuciami.
Przecież wiedziała, że w walce z serafinem nie miała najmniejszych
nawet szans. W takim wypadku wszystko zależało od niego, a to… W obecnej
sytuacji mogło skończyć się dla niej naprawdę różnie.
Wciąż
oszołomiona, niespokojnie spojrzała bratu w oczy. Przez dłuższą chwilę nie
była w stanie wykrztusić z siebie słowa, chociaż nigdy nie należała
do istot słabych i bojaźliwych.
– Ja wcale
nie… – zaczęła, chociaż już wtedy wiedziała, że żadne jej wyjaśnienia nie
okażą się dla Rafy wystarczająco satysfakcjonujące. Z dwojga złego
milczenie wydawało się rozsądniejsze, choć zarazem czuła, że unikając
odpowiedzi, mogła co najwyżej pogorszyć sytuację. Była jak w potrzasku. –
Zrobiłam to, co uważałam za słuszne! Mogła cię skrzywdzić, a ja… Bracie,
błagam… – jęknęła i w tamtej chwili głos zaczął jej się łamać.
Nie
przypominała sobie, kiedy ostatnim razem czuła się aż tak podle. Nie przywykła
do tego, żeby się przed kimkolwiek płaszczyć, tym samym upokarzając się
w sposób, który zdecydowani nie przystawał córce samej Ciemności.
W uszach wciąż dźwięczały jej słowa, które usłyszała, kiedy jakimś
sposobem uszła z życiem po walce z Hunterem – o tym, że
jest cokolwiek warta. W tamtej chwili – przerażona, drżąca i sponiewierana –
zdecydowanie się taka nie czuła.
– Błagasz –
powtórzył chłodno Rafael. W normalnym wypadku z łatwością przyszłoby
jej wyobrażenie sobie tego, że zamierzał ją wyśmiać, ale tym razem nie zdobył
się nawet na to. – Ty masz czelność mnie błagać… Po tym, co się stało – dodał i wzmocnił
uścisk, obojętny na to, że spróbowała mu się wyrwać.
Otworzyła
usta, bezskutecznie próbując znaleźć odpowiednie słowa – cokolwiek, co mogłaby
mu w obecnej sytuacji powiedzieć. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić,
demon bezceremonialnie odepchnął ją do siebie, wystarczająco mocno, żeby
straciła równowagę i jak długa poleciała na posadzkę. W pierwszym
odruchu nie poczuła bólu, zbyt oszołomiona i spanikowana, by przyjąć do
siebie jakiekolwiek oznaki słabości. Skuliła się, po czym dla pewności
zdecydowała się odsunąć, w popłochu zwiększając dystans, który dzielił ją
od serafina. Wolała nie sprawdzać, jak daleko byłby w stanie się posunąć, a tym
bardziej próbować zastanawiać nad tym, dlaczego do tej pory nie spróbował
rozerwać jej na kawałeczki. Bezpieczniej było nie doszukiwać się w jego
zachowaniu przejawów litość, bo nawet jeśli jakimś cudem kierował się nią
względem niej, przypomnienie mu o tym najprawdopodobniej skończyłoby się
tragedią – i to naturalnie dla niej.
Spuściła
wzrok, wbijając spojrzenie w posadzkę, chociaż i to nie było jej na
rękę. Nie sądziła, żeby brat zwracał uwagę na to, jak się względem niego
zachowywała – czy była uległa i żałowała tego, co właśnie jej zarzucał.
Nie była nawet w stanie wykrztusić z siebie słowa, zbytnio oszołomiona,
żeby się na to zdobyć. Gniew wydawał się przysłaniać wszystko, sprawiając, że
Miriam czuła się zagrożona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a to
zdecydowanie o czymś świadczyło.
I co mam teraz z tobą zrobić?,
usłyszała i aż zesztywniała, słysząc mentalne pytanie Rafaela. Powiedz mi, siostro. Zastanów się nad tym i sama
mi powiedz, co takiego zrobiłaś, podjął i chociaż tym razem jego głos
zabrzmiał w o wiele spokojniejszy sposób, Mira wiedziała, że to wciąż
zaledwie początek to niczego nie zmieniało. Wręcz przeciwnie – kiedy przemawiał
w ten sposób, przerażał ją o wiele bardziej, niż gdyby wciąż
krzyczał, miotając się na prawo i lewo.
Zadrżała,
chociaż za wszelką cenę próbowała się powstrzymać, aż nazbyt świadoma tego, jak
nierozsądnym byłoby okazanie strachu. Rafael lubił, kiedy inni byli mu ulegli,
ale w tamtej chwili zachowywał się jak drapieżnik. Prowokowanie go do
tego, by potraktował ją jak zwierzynę łowną, wydawało się najgłupszym, co
mogłaby w obecnej sytuacji zrobić.
– Rafa… – zaczęła
raz jeszcze, w głowie szukając odpowiednich słów, ale nic sensownego nie
przychodziło jej na myśli. Szczerze wątpiła, żeby jakiekolwiek słowa okazały
się odpowiednie, zwłaszcza z jego perspektywy.
Wyczuła
ruch i przez ułamek sekundy była gotowa przysiąc, że jednak puściły mu
nerwy i że niewiele brakuje, żeby spróbował ją zaatakować. Ledwo
powstrzymała jęk, nie chcąc dodatkowo upokarzać się tym, że mogłaby spróbować
go prosić. Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, czego tak naprawdę powinna się
po nim spodziewać, wtedy…
A potem
panującą ciszę przerwał nowy głos, kiedy ktoś inny postanowił narazić się
Rafaelowi.
– Daj ty
jej już spokój, co? – usłyszała, a kiedy instynktownie poderwała głowę,
przekonała się, że w ich stronę zmierzał jeden z synów kapłanki.
Aldero poruszał się błyskawicznie, blady jak papier i sprawiający wrażenie
kogoś, kto w ułamku sekundy stracił wszystko. – Tak naprawdę to twoja wina – oznajmił z naciskiem.
– Tylko i wyłącznie – dodał, a jego oczy na ułamek sekundy zabłysły
krwistą czerwienią, zdradzając złość tak silną, że aż wydała się Mirze
nieprawdopodobna.
Rafael
wyprostował się, po czym z wolna zwrócił ku rywalowi.
OdpowiedzUsuńHej :D
Tak jak Ci pisałam prywatnie tak i teraz jestem wciąż bardzo zadowolona tego rozdziału. Szczerze mówiąc to mi coraz częściej zaczyna brakować słów, aby opisać to co czuje po przeczytaniu rozdziału. Ten był dynamiczny, pełen akcji - po tak... lekkim prologu, to aż dziwne czytać ponownie tekst pełen walki i również cierpienia, które teraz odczuwają wszyscy. Jedni w mniejszym, inni w większym stopniu. Ale jednak.
Aldero sam się wręcz prosi o to, żeby dostać po tyłku. Oboje są silnymi nieśmiertelnymi, więc z całą pewnością wyjdzie z tego interesujący pojedynek. O ile można to w ten sposób nazywać, a teraz nie będzie przy nich Eleny, która kazałaby im przerwać. Chyba, że jakimś cudem nagle w dwójce ożyje i będzie kazała im się ogarnąć, ale bądźmy realistami. To się przecież nie stanie. ;)
Jest mi teraz tak strasznie szkoda Esme. Wręcz potrafię sobie wyobrazić jak ta kobieta teraz wygląda - trochę "walka" z BD2 przy tym pomaga. A właściwie jej mina, bo z tego co kojarzę wcześniej nie było żadnych scen, gdzie wyglądałaby na tak przerażoną i zrozpaczoną jednocześnie.
Ciekawa jestem reakcji pozostałych członków rodziny, bo jak mniemam właśnie tutaj się dowiedzą co takiego łączy Serafina i Elenę. Chyba, że jakimś cudem zachowają w sekretne to dlaczego Rafael tak gwałtownie zareagował na śmierć dziewczyny, której przecież "wcale nie zna". A pomyśleć, że jeszcze parę rozdziałów wcześniej byli w miarę szczęśliwi... ;3
Czekam na dwójeczkę z niecierpliwością.^^
Ściskam,
Gabi.
O matko! Biedna Mira, ale no... schrzaniła. Już jej współczuję. Uroczy jest udział Aldero w tej sytuacji. Rafa zareagował zupełnie inaczej niż bym się spodziewała po kimś, kto stracił żonę, ale... Ale to Rafa. Rafa to Rafa. Lecę dalej ;*
OdpowiedzUsuń