8 listopada 2016

Jeden

Z wysiłkiem wtoczyła się do sali tronowej. Instynktownie chwyciła się za bok, czując coraz bardziej dający jej się we znaki ból, ale ten prawie natychmiast zszedł gdzieś na dalszy plan, wyparty przez całą mieszankę niespójnych, mieszających się ze sobą emocji. Mira wręcz nie dowierzała temu, co działo się na oczach wszystkich obecnych, również niej samej. Patrzyła, ale nie pojmowała, przez kilka pierwszych sekund bezmyślnie wpatrując się w Isobel i Elenę – aż do momentu, w którym ta druga w końcu osunęła się na ziemię.
Demonica wyraźnie wyczuła, jak aura dziewczyny gaśnie. To było tak, jakby ktoś nagle wcisnął jakiś przycisk – szybkie i na pozór niewinne, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Koniec, przeszło Miriam przez myśl, ale również wtedy w pełni nie pojęła tego, co tak naprawdę to oznaczało. Chociaż podświadomie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że może dojść do czegoś niedobrego, ani ona, ani Rafael nie wzięli pod uwagę czegoś takiego. Nie przemyśleli bardzo wielu kwestii, nawet nie biorąc pod uwagę tego, że mogłoby być aż tak źle. Kiedy słuchała planów brata, te wydawały się logiczne, zresztą przez wieki nieśmiertelnego życia nauczyła się, że demon zwykle zdawał sobie sprawę z tego, co zamierzał zrobić. Nawet pomimo złych przeczuć, nie chciała rozważać tego, co mogłoby pójść nie tak, ale teraz…
Teraz wszystko uległo zmianie.
Wkrótce po tym rozpętało się prawdziwe piekło.
Wielokrotnie widziała Rafaela, kiedy wpadał w gniew. Złość, którą czasami okazywał jej, karząc ją w nawet najbardziej spektakularny, niezasłużony sposób, była niczym w porównaniu z tym, co ten demon potrafił osiągnąć pod wpływem emocji. W gruncie rzeczy chyba powinna być wdzięczna, że nigdy dotąd nie stanęła na jego drodze, kiedy wpadał w ten najgorszy nastrój, będąc niczym jakiś cholerny bóg zniszczenia, zdolny tylko i wyłącznie do niesienia śmierci. O tak, widziała go w takim stanie wielokrotnie i wiedziała, że to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.
Nigdy jednak nie doświadczyła czegoś takiego.
Nie miała pewności, co dręczyło ją bardziej – kobiecy krzyk i rozdzierający szloch, który wyrwał się matce dziewczyny, czy może przeszywający, nieludzki wrzask jej brata. Już wtedy wiedziała, że od tej chwili będzie już tylko gorzej, ale na pewno nie wyobraziłaby sobie tego, co ostatecznie miało miejsce. Jasne, znała Rafę i wiedziała, że nie bez powodu uchodził w ich kręgach za uosobienie gniewu, ale czym innym było słuchanie znanych już na pamięć uwag, a czym zgoła odmiennym przekonanie się o ich prawdziwości.
Zesztywniała, aż nazbyt świadoma zmianom, które jak na zawołanie zaszły w panującej w sali atmosferze. Przesycone mocą i dymem powietrze już i tak wydawało się tak gęste, że Mira sama nie była pewna, jakim cudem mogła w ogóle złapać oddech. Tkwiła w bezruchu, obserwując, jak wszystko zmienia się w ciągu zaledwie kilku sekund. Wyraźnie czuła emocje brata – jakże skrajne; niebezpieczna mieszanka gniewu, szoku i rozpaczy tak głębokiej, że aż zaskoczyło ją to, że którykolwiek z jej pobratymców był w stanie doświadczyć czegoś takiego. Zwłaszcza on. Pamiętała, że Elena rozbudziła w nim tę cząstkę natury, której nigdy wcześniej nie zaznał, zresztą trudno było, żeby nie uwierzyła w oznaki człowieczeństwa, mogąc obserwować Rafę i jego wybrankę przez te wszystkie tygodnie, ale to i tak okazało się oszałamiające.
A potem wszelakie symptomy, świadczące o tym, że w choć niewielkim stopniu przypominał człowieka, tak po prostu zniknęły i był już tylko gniew.
W oszołomieniu, ogarnięta wciąż towarzyszącą jej słabością, właściwie nie zarejestrowała, kto pierwszy stał się ofiarą jej rozszalałego brata. Sporo członków straży przybocznej Volturi kręciło się po sali, chociaż większość wolała trzymać się blisko drzwi, jednak odległość i ewentualne niedogodności nie powstrzymały Rafaela przed obraniem sobie konkretnego celu. Wampir nawet nie zdążył krzyknąć albo choć spróbować się obronić – demon pochwycił go i dosłownie rozerwał na pół, w następnej sekundzie ciskając kawałkami ciała we wciąż rozświetlające salę, strzelające ku górze płomienie, kontrolowane przez panującą nad ogniem Licavoli. Już i tak ciężkie powietrze jak na zawołanie wypełniło się mdlącym, fioletowym dymem, wijącym się gdzieś po posadzce i stopniowo rozchodzącym się po całym pomieszczeniu.
To był zaledwie początek i zwłaszcza Mira zdawała sobie z tego sprawę.
Isobel stała w samym środku powstałego chaosu, umazana krwią, wyprostowana i milcząca. Twarz królowej uniemożliwiała określenie tego, jakie targały nią emocje, będąc niczym pozbawiona konkretnego wyrazu maska. Jej dłonie i suknię barwiły świeże ślady krwi, ale ani to, ani leżące u stóp ciało, nie robiły na wampirzycy najmniejszego nawet wrażenia. Kto jak kto, ale ona na pewno robiła to nie raz – przez całe tysiąclecia, wedle kaprysów i konieczności usuwając ze swojej drogi tych, którzy stanowili dla niej jakiekolwiek zagrożenie. Z jej perspektywy Elena musiała być co najwyżej środkiem, który umożliwiłby osiągnięcie wcześniej postawionego celu – czy też raczej jej śmierć, chociaż Miriam nadal nie rozumiała, dlaczego akurat na tę dziewczynę uparła się pierwotna, nie wspominając o wielokrotnie przytaczanych przez Rafaela rozkazach ojca.
Cokolwiek nie stanowiłoby przyczyny, już nie miało znaczenia. Chociaż nie potrafiła tak po prostu przyjąć tej myśli do świadomości, wszystko wskazywało na to, że zawiedli – i ona, i Rafa – pierwszy raz od dawna nie będąc w stanie wykonać powierzonego im zadania. Już samo to wydało się demonicy nienaturalne, jednak to uczucie nie miało prawa umywać się do tego, czego w tamtej chwili musiał doświadczać jej brat. Wiedziała jedynie, że nie chciałaby znaleźć się na miejscu żadnej z osób, która znajdowała się w zasięgu rąk nieśmiertelnego, a już zwłaszcza jakże nienaturalnie spokojnej królowej.
Kolejny krzyk przywołał ją do porządku, skutecznie wyrywając z zamyślenia. Przekonała się, że Rafa zdążył się przemieścić, błyskawicznie okrążając salę i najwyraźniej biorąc sobie za punkt honoru oznaczyć trasę swojego przejścia kolejnymi ofiarami. Chociaż na pierwszy rzut oka wydawało się, że atakował na oślep, jego działania okazały się aż nadto skuteczne. Mira odsunęła się od drzwi, kiedy pierwsza osoba przemknęła tuż obok niej, chociaż nie miała pewności, czy nieśmiertelna istota wyszła sama, czy może i w tym pomógł jej rozszalały demon. Chaos narastał, w miarę jak do obecnych zaczęło docierać, że są zagrożeni i że najrozsądniej będzie ratować się ucieczką. Nie dziwiła im się, zresztą wiedziała, że Rafa tak po prostu nie pozwoli im odejść – nie tym, których obwiniał za to, co chwilę wcześniej się wydarzyło.
Zapragnęła zatkać uszy, słysząc przypominający darcie metalu dźwięk. Nie zastanawiała się nad tym, kto tym razem padł ofiarą Rafaela, ledwo nadążając za ruchami brata i tym, do kogo należały kolejne kończyny i kawałki ciał, które po sobie pozostawiał. Jedno wydawało się pewne – za krzywdę Eleny świat wampirów równie dobrze mógł pożegnać się z przynajmniej połową królewskiego klanu, o ile demon zamierzał na tym poprzestać.
Chociaż wciąż osłabiona walką z Hunterem i utratą krwi, co w znacznym stopniu przytępiło jej zmysły, zdążyła zauważyć, że demon – w mniej lub bardziej świadomy sposób – nawet w takim stanie trzymał się z daleka od bliskich Eleny. Już wcześniej stanął w obronie Renesmee, ale jak wtedy była w stanie uznać to za względnie zrozumiałe, tak w tamtej chwili była świadoma tylko i wyłącznie pustki w głowie. Zdawała sobie sprawę z tego, że zmieniał się przez cały ten czas, który miał młodą Cullenównę przy sobie, ale dopiero teraz tak naprawdę zaczynała rozumieć, co to oznaczało – i jakie miały okazać się konsekwencje tego, co ostatecznie się stało. Jeśli do tej pory stanowił jedną z najbardziej niebezpiecznych istot, jakie istniały, wolała nie zastanawiać się nad tym, co będzie później.
Zauważyła, że członkowie rodziny dziewczyny trzymali się razem. Gabrielowi udało się dotrzeć do dotychczas chronionej przez Rafaela żony, a po sposobie w jaki tulił ją do siebie, Mira poznała, że sam nie był pewien, dlaczego demon w ogóle zdecydował się pozostawić ją przy życiu. Jeśli miała być ze sobą szczera, również nie miała pojęcia, jak jej bratu udawało się w choć niewielkim stopniu nad sobą zapanować, ale w gruncie rzeczy nie chciała tego wiedzieć. Jedynym, czego była pewna, pozostawała świadomość tego, że kwestią czasu pozostawał moment, w którym Rafa posunie się jeszcze dalej, chociażby postanawiając zetrzeć Volterrę z powierzchni ziemi.
Mimochodem zwróciła uwagę na rodziców Eleny, a zwłaszcza wciąż szlochającą Esme. Potrzebowała zaledwie ułamka sekundy, żeby dojść do wniosku, że kobieta wyglądała, jakby w każdej chwili mogła stracić przytomność. Zwłaszcza w przypadku wampira wydało się to co najmniej nieprawdopodobne, zresztą tak jak i to, że właśnie ta kobieta mogłaby wyglądać na chętną, żeby rzucić się do ataku. Mirę naszła niejasna myśl, że gdyby nie ramiona obejmującego ją, trzymającego stanowczo męża, wampirzyca już dawno spróbowałaby dostać się do córki, tym samym niebezpiecznie zbliżając do Isobel. Co prawda wątpiła,żeby królowa zawracała sobie głowę kimkolwiek, kto pozostawał słabszy od niej, ale z drugiej strony… W obecnej sytuacji wszystko wydawało się równie prawdopodobne.
Ludzkie uczucia…, usłyszała i mimowolnie zadrżała, słysząc ponawiające się szepty jej niematerialnego, wyraźnie zdezorientowanego rodzeństwa. Królowa zabiła. Królowa powiedziała, że…
Dość!
Mentalny głos Rafy okazał się o wiele bardziej wyrazisty, przypominając trochę uderzenie mocy, którą tak często wykorzystywali telepaci. Mirę po raz kolejny uderzył gniew brata, który – dodatkowo wytrącony z równowagi przez nawoływanie pozostałych demonów – nagle zastygł w bezruchu, choć na chwilę zaprzestając trwającej już dłuższą chwilę masakry. Nawet z odległości widziała, że się trząsł i że ustanie w miejscu musiało kosztować go mnóstwo samozaparcia.
Nie musiał dodawać niczego więcej – efekt był natychmiastowy, a dotychczas obecne w sali, posłuszne Isobel istoty, w popłochu zaczęły się wycofywać, słusznie uznając, że zejście serafinowi z oczu jest najrozsądniejszym, co mogłyby zrobić. Jeśli miała być ze sobą szczera, w tamtej chwili sama również zapragnęła uciec, woląc nie sprawdzać, co takiego mógłby zrobić jej brat, gdyby z jakiegoś powodu skupił się na niej.
Rafael drgnął, po czym błyskawicznie obejrzał się w jej stronę, jakby reagując na to, co działo się w głowie demonicy. Jego oczy błyszczały dziko, a napięte do granic możliwości ciało jednoznacznie dawało do zrozumienia, że lepiej trzymać się na dystans. Bezwiednie otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nim zdążyła zastanowić się nad zebraniem myśli, coś innego przykuło uwagę wszystkich obecnych.
Spokojna dotychczas Isobel, pierwszy raz od chwili rozpoczęcia się balu zawahała się. Do Miriam z pewnym opóźnieniem dotarło to, że królowa w pewnym sensie została sama – część strażników nie żyła, z kolei pozostali – w tym również demony, które z takim uporem próbowała nastawić przeciwko Rafie – najzwyczajniej w świecie uciekło. Co prawda twarz kobiety nadal nie wyrażała żadnych emocji, ale sama świadomość tego, że nie miała nikogo, kto stanąłby w jej obronie w razie ewentualnej walki, wydawała się szansą, o której jakiś czas temu wszyscy mogli tylko pomarzyć.
Rafael również zdawał sobie z tego sprawę, bo całkiem stracił zainteresowanie wszystkimi wokół, skupiając się tylko i wyłącznie na morderczyni.
O dziwo, pierwotna jedynie się uśmiechnęła.
– Już nie jesteś mi potrzebny – stwierdziła ze spokojem. – To miejsce również.
A potem stała się ostatnia rzecz, której wszyscy się spodziewali i wampirzyca najzwyczajniej w świecie rozpłynęła się w powietrzu.
Miriam z niedowierzaniem pokręciła głową, co najmniej oszołomiona kierunkiem, który przybrały sprawy. Potrzebowała dłuższej chwili, by uprzytomnić sobie, że jedna z nowych wampirzyc posiadała dar teleportacji. Biorąc pod uwagę to, że dziewczyna znajdowała się w bliskim kręgu znajomych Licavolich, Mira była skłonna stwierdzić, że nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że sama Isobel mogłaby z niej czerpać.
Zniknięcie królowej okazało się w równym stopniu szokiem, co i impulsem do działania. Esme w końcu wyrwała się z objęć męża i – poruszając się przy tym w pozbawiony gracji, chwiejny sposób, przez co wyglądała tak, jakby miała okazać się zdolna potknąć o własne nogi – popędziła do leżącego na posadzce ciała córki. W tamtej chwili Miriam zaczęła zastanawiać się nad tym, czy do tego wszystkiego mieli w planach reanimować trupa. Nigdy nie była matką, a już na pewno nie miała nią zostać, ale podejrzewała, że taka reakcja była normalna, przynajmniej w przypadku osób, którym chociaż trochę zależało na własnym dziecku. Cóż, najwyraźniej Elena była kochana o wiele bardziej, niż sama przypuszczała.
Kochana…
Zawahała się i bardzo powoli zwróciła twarzą ku milczącego, uważnie obserwującego tę samą scenę brata.
– Rafa…
Nie miała pojęcia, co powinna zrobić, tym bardziej, że próba udzielenia mu wsparcia wydała jej się co najmniej nienaturalna, ale czuła, że powinna przynajmniej spróbować. W głowie gorączkowo szukała odpowiednich słów, jednak zanim zdążyła się ponownie odezwać, wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Rafael poruszył się błyskawicznie, dosłownie materializując tuż przed nią i to w wystarczająco gwałtowny sposób, żeby odebrała to jak próbę ataku. Chciała się odsunąć, ale nawet gdyby była w pełni zdrowia, w porównaniu z nim okazałaby się żałośnie wolna. Krzyknęła, kiedy demon bezceremonialnie chwycił ją za włosy, szarpnięciem przyciągając do siebie i sprawiając, że przez moment poczuła się tak, jakby zamierzał ją oskalpować.
Coś w spojrzeniu, które jej rzucił, w zupełności wystarczyło, żeby zapragnęła stać się niewidziana.
– Bracie… – jęknęła w oszołomieniu, mając nadzieję na to, że w ten sposób nakłoni go do tego, żeby się opamiętał, ale w odpowiedzi na to jedno, jedyne słowo, Rafael wpadł w jeszcze silniejszy gniew.
– Co… ty… zrobiłaś?! – wycharczał, przenosząc obie dłonie na szczupłe ramiona siostry. Już i tak ledwo trzymała się na nogach, niemalże przy każdym wdechu krzywiąc, kiedy rana, którą zawdzięczała Hunterowi, ponownie dawała o sobie znać. Kiedy do tego wszystkiego doszedł demon, Mira ostatecznie stwierdziła, że serafin najpewniej właśnie złamał jej obojczyk. – Czy ty w ogóle myślisz?! Przyprowadziłaś ją tutaj i… – Urwał, nie będąc w stanie dokończyć. – Czego nie zrozumiałaś w tym, co planowaliśmy przez tyle czasu?!
Wzdrygała się niemalże przy każdym kolejnym słowie, sama niepewna czy za sprawą zarzutów, czy może jednak z bólu. Wielokrotnie była ofiarą gniewu serafina, ale przez całe tysiąclecia służby nie dopuściłaby do sytuacji, w której pałałby do niej aż tak silną nienawiścią. On mnie zabije, uświadomiła sobie i to wystarczyło, żeby całą sobą poczuła niewyobrażalny wręcz strach. Kiedy walczyła z Hunterem, czuła przede wszystkim niepokój i determinację, ale w przypadku Rafaela wszystko wydawało się inne – i to nie tylko dlatego, że tego ze swoich braci darzyła zupełne odmiennymi uczuciami. Przecież wiedziała, że w walce z serafinem nie miała najmniejszych nawet szans. W takim wypadku wszystko zależało od niego, a to… W obecnej sytuacji mogło skończyć się dla niej naprawdę różnie.
Wciąż oszołomiona, niespokojnie spojrzała bratu w oczy. Przez dłuższą chwilę nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa, chociaż nigdy nie należała do istot słabych i bojaźliwych.
– Ja wcale nie… – zaczęła, chociaż już wtedy wiedziała, że żadne jej wyjaśnienia nie okażą się dla Rafy wystarczająco satysfakcjonujące. Z dwojga złego milczenie wydawało się rozsądniejsze, choć zarazem czuła, że unikając odpowiedzi, mogła co najwyżej pogorszyć sytuację. Była jak w potrzasku. – Zrobiłam to, co uważałam za słuszne! Mogła cię skrzywdzić, a ja… Bracie, błagam… – jęknęła i w tamtej chwili głos zaczął jej się łamać.
Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem czuła się aż tak podle. Nie przywykła do tego, żeby się przed kimkolwiek płaszczyć, tym samym upokarzając się w sposób, który zdecydowani nie przystawał córce samej Ciemności. W uszach wciąż dźwięczały jej słowa, które usłyszała, kiedy jakimś sposobem uszła z życiem po walce z Hunterem – o tym, że jest cokolwiek warta. W tamtej chwili – przerażona, drżąca i sponiewierana – zdecydowanie się taka nie czuła.
– Błagasz – powtórzył chłodno Rafael. W normalnym wypadku z łatwością przyszłoby jej wyobrażenie sobie tego, że zamierzał ją wyśmiać, ale tym razem nie zdobył się nawet na to. – Ty masz czelność mnie błagać… Po tym, co się stało – dodał i wzmocnił uścisk, obojętny na to, że spróbowała mu się wyrwać.
Otworzyła usta, bezskutecznie próbując znaleźć odpowiednie słowa – cokolwiek, co mogłaby mu w obecnej sytuacji powiedzieć. Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, demon bezceremonialnie odepchnął ją do siebie, wystarczająco mocno, żeby straciła równowagę i jak długa poleciała na posadzkę. W pierwszym odruchu nie poczuła bólu, zbyt oszołomiona i spanikowana, by przyjąć do siebie jakiekolwiek oznaki słabości. Skuliła się, po czym dla pewności zdecydowała się odsunąć, w popłochu zwiększając dystans, który dzielił ją od serafina. Wolała nie sprawdzać, jak daleko byłby w stanie się posunąć, a tym bardziej próbować zastanawiać nad tym, dlaczego do tej pory nie spróbował rozerwać jej na kawałeczki. Bezpieczniej było nie doszukiwać się w jego zachowaniu przejawów litość, bo nawet jeśli jakimś cudem kierował się nią względem niej, przypomnienie mu o tym najprawdopodobniej skończyłoby się tragedią – i to naturalnie dla niej.
Spuściła wzrok, wbijając spojrzenie w posadzkę, chociaż i to nie było jej na rękę. Nie sądziła, żeby brat zwracał uwagę na to, jak się względem niego zachowywała – czy była uległa i żałowała tego, co właśnie jej zarzucał. Nie była nawet w stanie wykrztusić z siebie słowa, zbytnio oszołomiona, żeby się na to zdobyć. Gniew wydawał się przysłaniać wszystko, sprawiając, że Miriam czuła się zagrożona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a to zdecydowanie o czymś świadczyło.
I co mam teraz z tobą zrobić?, usłyszała i aż zesztywniała, słysząc mentalne pytanie Rafaela. Powiedz mi, siostro. Zastanów się nad tym i sama mi powiedz, co takiego zrobiłaś, podjął i chociaż tym razem jego głos zabrzmiał w o wiele spokojniejszy sposób, Mira wiedziała, że to wciąż zaledwie początek to niczego nie zmieniało. Wręcz przeciwnie – kiedy przemawiał w ten sposób, przerażał ją o wiele bardziej, niż gdyby wciąż krzyczał, miotając się na prawo i lewo.
Zadrżała, chociaż za wszelką cenę próbowała się powstrzymać, aż nazbyt świadoma tego, jak nierozsądnym byłoby okazanie strachu. Rafael lubił, kiedy inni byli mu ulegli, ale w tamtej chwili zachowywał się jak drapieżnik. Prowokowanie go do tego, by potraktował ją jak zwierzynę łowną, wydawało się najgłupszym, co mogłaby w obecnej sytuacji zrobić.
– Rafa… – zaczęła raz jeszcze, w głowie szukając odpowiednich słów, ale nic sensownego nie przychodziło jej na myśli. Szczerze wątpiła, żeby jakiekolwiek słowa okazały się odpowiednie, zwłaszcza z jego perspektywy.
Wyczuła ruch i przez ułamek sekundy była gotowa przysiąc, że jednak puściły mu nerwy i że niewiele brakuje, żeby spróbował ją zaatakować. Ledwo powstrzymała jęk, nie chcąc dodatkowo upokarzać się tym, że mogłaby spróbować go prosić. Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, czego tak naprawdę powinna się po nim spodziewać, wtedy…
A potem panującą ciszę przerwał nowy głos, kiedy ktoś inny postanowił narazić się Rafaelowi.
– Daj ty jej już spokój, co? – usłyszała, a kiedy instynktownie poderwała głowę, przekonała się, że w ich stronę zmierzał jeden z synów kapłanki. Aldero poruszał się błyskawicznie, blady jak papier i sprawiający wrażenie kogoś, kto w ułamku sekundy stracił wszystko. – Tak naprawdę to twoja wina – oznajmił z naciskiem. – Tylko i wyłącznie – dodał, a jego oczy na ułamek sekundy zabłysły krwistą czerwienią, zdradzając złość tak silną, że aż wydała się Mirze nieprawdopodobna.
Rafael wyprostował się, po czym z wolna zwrócił ku rywalowi.

2 komentarze:


  1. Hej :D
    Tak jak Ci pisałam prywatnie tak i teraz jestem wciąż bardzo zadowolona tego rozdziału. Szczerze mówiąc to mi coraz częściej zaczyna brakować słów, aby opisać to co czuje po przeczytaniu rozdziału. Ten był dynamiczny, pełen akcji - po tak... lekkim prologu, to aż dziwne czytać ponownie tekst pełen walki i również cierpienia, które teraz odczuwają wszyscy. Jedni w mniejszym, inni w większym stopniu. Ale jednak.
    Aldero sam się wręcz prosi o to, żeby dostać po tyłku. Oboje są silnymi nieśmiertelnymi, więc z całą pewnością wyjdzie z tego interesujący pojedynek. O ile można to w ten sposób nazywać, a teraz nie będzie przy nich Eleny, która kazałaby im przerwać. Chyba, że jakimś cudem nagle w dwójce ożyje i będzie kazała im się ogarnąć, ale bądźmy realistami. To się przecież nie stanie. ;)
    Jest mi teraz tak strasznie szkoda Esme. Wręcz potrafię sobie wyobrazić jak ta kobieta teraz wygląda - trochę "walka" z BD2 przy tym pomaga. A właściwie jej mina, bo z tego co kojarzę wcześniej nie było żadnych scen, gdzie wyglądałaby na tak przerażoną i zrozpaczoną jednocześnie.
    Ciekawa jestem reakcji pozostałych członków rodziny, bo jak mniemam właśnie tutaj się dowiedzą co takiego łączy Serafina i Elenę. Chyba, że jakimś cudem zachowają w sekretne to dlaczego Rafael tak gwałtownie zareagował na śmierć dziewczyny, której przecież "wcale nie zna". A pomyśleć, że jeszcze parę rozdziałów wcześniej byli w miarę szczęśliwi... ;3
    Czekam na dwójeczkę z niecierpliwością.^^
    Ściskam,

    Gabi.

    OdpowiedzUsuń
  2. PolonistkaRoku5 lutego 2022 22:55

    O matko! Biedna Mira, ale no... schrzaniła. Już jej współczuję. Uroczy jest udział Aldero w tej sytuacji. Rafa zareagował zupełnie inaczej niż bym się spodziewała po kimś, kto stracił żonę, ale... Ale to Rafa. Rafa to Rafa. Lecę dalej ;*

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa