Nie potrafił opisać tego, co
działo się w jego wnętrzu. Nie po raz pierwszy wpadł w gniew, ale to
było coś więcej, aniżeli irytacja czy rozczarowanie z powodu tego, że
cokolwiek poszło nie po jego myśli. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś
podobnego, wręcz oszołomiony tym, jak skomplikowane było to, że w ogóle
potrafił czuć. Od początku wiedział, że ludzkie emocje, których wystrzegał się
tak długi i z takim uporem, mogą okazać się problematyczne, ale nie
sądził, że to sięgało aż tak daleko.
Mniej więcej w chwili, w której zobaczył upadającą,
pozbawioną życia Elenę, w pełni dotarło do niego, czym tak naprawdę był
ten szczególny rodzaj bólu – cierpienia, które w najmniejszym nawet
stopniu nie wiązało się z fizycznością. Poszczególne emocje mieszały się
ze sobą, tworząc śmiercionośną mieszankę i sprawiając, że Rafael w krótkim
czasie znalazł się na granicy wytrzymałości. Zawiódł i już samo to
wystarczyło, żeby dodatkowo napędzać odczuwaną przez demona frustrację – gniew,
który uosabiał i z którego został stworzony tak dawno temu, że już
sam nie potrafił określić, jak długo miał okazję chodzić po świecie. To było
coś o wiele bardziej złożonego niż to, co przywykł czuć. Wydawało się
wyniszczać go od środka, stopniowo rozprzestrzeniając się i sprawiając, że
sam już nie był pewien, co i dlaczego chciał zrobić. Kiedy zabijał,
wydawało mu się, że czuje przynajmniej częściową ulgę, mogąc zemścić się na
tych, którzy służyli Isobel, a więc w choć niewielkim stopniu
odpowiadali za Jej śmierć, ale to było wyłącznie złudzenie, o czym
przekonał się o wiele szybciej, niż mógłby sobie tego życzyć.
W tym wszystkim już od dawna nie chodziło o rozkazy i Rafael
doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Oboje doszli do takiego wniosku już
dawno – i on, i Elena, zaś obrączka na palcu dziewczyny stanowiła
tego idealny dowód. Przez ten krótki okres, kiedy był pewien, że należała do
niego i wierzył w to, że pomimo wizji kapłanki będzie w stanie
zapewnić jej bezpieczeństwo, wszystko wydawało się być w porządku. Składał
kolejne obietnice, odrzucając od siebie możliwość tego, że nie będzie zdolny
się z nich wywiązać. Taka możliwość najzwyczajniej w świecie nie
wchodziła w grę, a przynajmniej tak wydawało mu się do chwili, w której
doszło do tego szaleństwa. Teraz widział więcej słabych punktów planu, który
opracowali i okoliczności, których odpowiednio wcześnie nie wzięli pod
uwagę – z tym, że było za późno, żeby cokolwiek zmienić.
Sama myśl o tym podsycała gniew, sprawiając, że coraz
bardziej się w nim zatracał, marząc o zrobieniu czegoś, co pozwoliłoby
mu odrzucić wszystko to, co zaczynało go przytłaczać – zwłaszcza emocje. Złość
– wręcz zimna furia, pochłaniające kolejne istnienia – była znajoma, czego
jednak nie dało powiedzieć się powiedzieć o tym szczególnym rodzaju
cierpienia, przed którym próbował uciec. On i Elena połączyli się w sposób,
którego wciąż nie rozumiał, a który zaczynał czynić go bezbronnym. Zdawał
sobie sprawę z tego, że tak będzie, chociaż wtedy nie przypuszczał, że
sprawy przybiorą taki obrót, a ostateczny efekt okaże się aż do tego
stopnia intensywny. Najbardziej szalone w tym wszystkim pozostawało to, że
wbrew wszystkiemu nie żałował – ani tego, jak ich losy splotły się ze sobą, ani
tamtego pocałunku, który zapoczątkował jakże krótki, ale najbardziej znaczący
etap w jego całej egzystencji.
Tym bardziej łaknął zemsty i to tak bardzo, że
pragnienie okazało się niemalże bolesne. Nie docierało do niego, że Isobel
mogła tak po prostu uciec – że jej na to pozwolił, wcześniej dopuszczając do
tego, żeby Elena…
Nie chciał o tym myśleć. Nie teraz, kiedy okazanie
słabości było bardziej niepożądane, aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Nie przy
tych wszystkich istotach, w większości szokowanych i wciąż
nieświadomych tego, co tak naprawdę miało miejsce. Był w stanie wyczuć ich
strach, ból i konsternację, zupełnie jakby te należały do niego. W innym
wypadku dodałyby mu siły, będąc niczym najbardziej pożądane źródło mocy, ale
tym razem nic podobnego nie miało miejsca. Odczuwał to i miał wrażenie, że
z każdą kolejną sekundą jest coraz bliższy tego, żeby zrobić coś, czego
później mogło przyjść mu pożałował albo czego sama Elena by mu nie wybaczyła.
Pozostawała jeszcze kwestia obietnicy, którą jej złożył, aż
nazbyt świadom tego, jak bardzo przerażona nadchodzącym balem była. Powiedział
wtedy, że jeśli będzie musiał, zstąpi po nią do piekła, bo to on decyduje o jej
losie…
I, cholera, zamierzał to uczynić.
Jego uwaga wciąż koncentrowała się na Miriam, chociaż czuł,
że to błąd. Już wystarczająco idiotyczne ze strony jego siostry było to, że w ogóle
próbowała się do niego odzywać. Wciąż nie miał pewności, jakim cudem udało mu
się powstrzymać przed skrzywdzeniem jej, kiedy już znalazła się w zasięgu
jego ramion. Słuchał kolejnych błagań, widział strach w jej oczach, ale to
dodatkowo wzmagało irytację, niezmiennie przypominając mu o tym, kto
dopuścił do tego, żeby dziewczyna jednak pojawiła się na balu. To Miriam ją
przyprowadziła – a więc z równym powodzeniem sama mogła przebić pierś
Eleny, sięgając serca. Już sama ta myśl powinna wystarczyć, żeby zechciał ją
zabić, traktując bardziej brutalnie niż w gruncie rzeczy niewinnych
strażników, a jednak…
Nie potrafił stwierdzić, dlaczego się powstrzymywał. Przecież
w gruncie rzeczy bez znaczenia pozostawał dla niego, czy Mira żałowała.
Nie chciał słuchać jej jęków, zastanawiać się nad znaczeniem wypowiedzianych
słów, a tym bardziej reagować na sposób, w jaki zwracała się do niego
– to jakże uległe „bracie” czy łagodność z którą wypowiadała jego imię.
Nigdy wcześniej nie zwracał uwagi na takie szczegóły, a tym bardziej na
samą Miriam i to, jakie siostra mogłaby mieć dla niego znaczenie… Aż do
tej pory, a zwłaszcza momentu, w którym uprzytomnił sobie, że mimo
wszystko nie potrafiłby jej tak po prostu zabić.
Myślał, że dostanie szału, kiedy usłyszał znajomy głos syna
kapłanki. Ku własnej irytacji, jednocześnie poczuł ulgę, znajdując powód, żeby
jednak zatracić zainteresowanie kajającą się przed nim siostrą, tym samym nie
ryzykując, że pod wpływem impulsu zrobić Mirze coś, czego później mógłby
żałował. Słyszał, że oddychała w niemalże spazmatyczny sposób, kuląc się
na posadzce gdzieś za jego plecami, ale zignorował ten stan rzeczy, w zamian
koncentrując wzrok na Aldero. Z jakiegoś powodu nawet cierpienie, które
biło od tego chłopaka, nie sprawiło mu przyjemności, choć w każdej innej
sytuacji poczułby się co najmniej dobrze, mogąc zadać ból temu z kuzynów
Eleny. Sęk w tym, że po tym, co się wydarzyło, nawet to przestało mieć dla
Rafaela większe znaczenie.
Kiedy do tego wszystkiego doszedł do niego pełen sens
wypowiedzianych przez chłopaka słów – oskarżeń, które okazały się gorsze niż
sama świadomość tego, że nie zdołał dziewczyny ochronić – po raz kolejny
puściły mu nerwy.
Skoczył do przodu, zanim zdążył zastanowić się nad tym, co i dlaczego
robi. Gdyby Elena to widziała, najpewniej dostałaby szału, kolejny raz
spróbowałaby nad nimi zapanować, a finalnie najpewniej po prostu się
obraziła, ale tym razem nie istniał żadne powód, dla którego Rafael miałby się
powstrzymywać. Chłopak był szybki, poza tym na pewno podejrzewał, jak mogłaby
zakończyć się próba reakcji z jego strony, ale to nie wystarczyło – nie do
tego, żeby obronić się przed rozżalonym, bliskim obłędu demonem, który od
chwili pierwszego spotkania miał ochotę rozszarpać go na kawałeczki.
Cóż, na dobry początek równie dobra okazała się możliwość
wymierzenia wampirowi silnego, zdecydowanego ciosu w twarz – wystarczająco
celnego, by ten zatoczył się do tyłu, chociaż na moment milknąc i plując
krwią. Rafael mógł tylko zgadywać, jak wyglądał i jaką aurę roztaczał
wokół siebie przez ostatnie minuty, ale już sam fakt tego, że żaden z jego
pozbawionych cielesnej powłoki braci nie pokusił się o skosztowanie osoki,
okazał się dość wymowny.
– Aldero! – doszedł go kobiecy głos, ale nawet nie poświęcił
czasu na to, żeby sprawdzić, kto z obecnych na sali zareagował – matka,
ciotka, czy może ktokolwiek inny.
Bez pośpiechu podszedł bliżej, poruszając się trochę jak w transie.
Nie śpieszył się, skupiony na chłopaku – zwykłym dzieciaku, którego były w stanie
pozbyć się w kilka zaledwie sekund. Nie zrobił tego tylko i wyłącznie
przez wzgląd na Elenę, ale teraz…
Nie, zabicie go wciąż byłoby zbyt proste.
– Uważasz, że cokolwiek wiesz? Że możesz oceniać mnie albo
to, co zrobiłem z myślą o niej? – zapytał i uśmiechnął się w cierpki,
pozbawiony jakichkolwiek oznak wesołości sposób. – A gdzie w tym
wszystkim byłeś, co? Chronienie jej przyszło ci równie nieudolnie, co i mnie
– oznajmił, chociaż sens płynący z wypowiedzianych słów był dla niego w równym
stopniu raniący, co i ta sytuacja.
To nie ma znaczenia, pomyślał prawie natychmiast,
próbując nad sobą zapanować. Obiecałem jej…
Wciąż mam tutaj coś do powiedzenia.
Aldero nerwowym gestem otarł usta. Wciąż dało się zauważyć
ślady krwi, ale Rafael był skłonny założy się, że wampir już dawno zdołał
zaleczyć wszelakie obrażenia.
– Gdyby nie ty, nigdy by tutaj nie przyszła… – powiedział w końcu.
Mówił tak cicho, że ktoś o przytępionych, ludzkich zmysłach nie miałby
okazji go zrozumieć. – Gdyby nie ty… Od początku byłeś jej przekleństwem –
stwierdził, ale na demonie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
– Mówisz tak, bo wybrała mnie – oznajmił lodowatym tonem. To
nie miało znaczenia, ale chciał wykorzystać okazję, by móc chłopaka dodatkowo
zranić.
Przez twarz Aldero przemknął cień, ale – o dziwo – udało
mu się zachować względny spokój.
– Gdybym miał więcej czasu, pomógłbym jej przejrzeć na oczy.
Prędzej czy później… – zaczął, ale Rafael nie zamierzał dać mu skończyć:
– Należy do mnie, tak jak i ja do niej – oświadczył z powagą.
– Od chwili, w której za mnie wyszła, wszystko się zmieniło.
Nawet nie zastanawiał się nad kolejnymi słowami – przyszły
naturalnie, a Rafael już nie widział powodu, dla którego miałby udawać, że
pomiędzy nim a Eleną nie było niczego. Teraz to, czy rodzina dziewczyny
pozna prawdę, nie miało dla niego znaczenia. Wręcz przeciwnie – miał ochotę
wykrzyczeć im, że Elena była tylko i wyłącznie jego, i że to od niego
będzie zależało, co takiego stanie się z… jej ciałem. To
wciąż do niego nie docierało, zresztą nie potrafił myśleć o niej tak,
jakby była martwa, wciąż miotając się, plątając we własnych odczuciach i wciąż
gorączkowo szukając sposobu na to, żeby wszystko odkręcić. Chyba nigdy nie był
aż do tego stopnia zdeterminowany i bezradny, nie wspominając o tym,
że zwłaszcza to drugie doprowadzało go do szaleństwa.
Widział, jak Aldero zamiera i jakimś cudem jeszcze
bardziej blednie. Nie zareagował od razu, przez kilka sekund po prostu tępo
wpatrując się w Rafaela i najpewniej nie dopuszczając do siebie myśli
o tym, że słowa demona mogłyby być prawdziwe. Demon nie musiał ani znać
jego myśli, ani szczególnie skupiać się na odbieranych emocjach, żeby
zorientować się, że wampir był w jeszcze większym szoku niż do tej pory – a to
wciąż nie opisywało jego stanu w pełni.
– Wy… Co takiego? – zapytał w końcu chłopak. Jego głos
zabrzmiał dziwnie, niemalże piskliwie, co mogłoby być nawet zabawne, gdyby
któremukolwiek z nich akurat było do śmiechu. – Kłamiesz – usłyszał i ledwo
powstrzymał się przed wywróceniem oczami. – Do cholery, kłamiesz! – powtórzył i spróbował
się przemieścić, ale tym razem Rafael był na taką reakcję przygotowany.
Jakby od niechcenia rozłożył skrzydła, w zaledwie ułamek
sekundy wzbijając się wystarczająco wysoko, by znaleźć się poza zasięgiem rąk
wampira. Było coś zachęcającego w widoku wysuniętych kłów oraz czerwonym
blasku oczu, co podsyciło już i tak odczuwane od dłuższego czasu
pragnienie, żeby Aldero zabić, ale ostatecznie się przed tym powstrzymał. Wbrew
wszystkiemu czuł się spokojniejszy, przynajmniej tymczasowo panując nad
emocjami i koncentrując się wyłącznie na myśli o Elenie – i to
nawet pomimo tego, że w ten sposób co najwyżej przypominał sobie o tym,
jak bezradny się czuł.
Jego uwaga
jak na zawołanie skoncentrowała się na miejscu, gdzie nie tak dawno temu stała
królowa. Nie potrafił darować sobie tego, że pozwolił wampirzycy uciec, ale z łatwością
przyszło mu zignorowanie kwestii, która w jakikolwiek sposób wydała się
demonowi problematyczna. Jednym, czego na pewno nauczył się przez całe wieki
wykonywania rozkazów, które wiązały się z zajmowaną przez niego pozycja,
bez wątpienia pozostawała umiejętność dobierania priorytetów. Chociaż wciąż aż
go nosiło, a gniew sprawiał, że miał ochotę skrócić jeszcze kilka losowych
istnień, zdołał powstrzymać się przed tym, w zamian w końcu
podejmując decyzję o zmierzeniu się z czymś, co na pierwszy rzut oka
mogłoby go przerosnąć.
Z chwilą, w której
jednak odważył się spojrzeć na Elenę, zmieniło się wszystko. Wszelakie emocje –
zwłaszcza te złe, towarzyszące mu przez tak długi czas – po prostu zniknęły,
pozostawiając po sobie ni mniej, ni więcej, ale pustkę. Jeszcze jakiś czas temu
oddałby wszystko, byleby móc tego doświadczyć, tym samym odcinając się od jakże
niepożądanych emocji, ale nie w tym wypadku. Zamarł w bezruchu, wciąż
trwając w powietrzu, ale prawie nie był tego świadom, całą uwagę
poświęcając drobnej postaci, którą nie tak dawno temu swobodnie mógł trzymać w ramionach,
piekląc się za to, że pokusiła się o coś aż do tego stopnia szalonego, jak
przyjazd tutaj. Wtedy niemalże promieniała, wydając się go kusić nawet pomimo
lęku, który odczuwała w związku z nadchodzącą uroczystością. Bała się
przez tyle czasu, jak na ironię o niego i najbliższych, podczas gdy
największe niebezpieczeństwo groziło właśnie jej.
Zaczynał
dochodzić do wniosku, że to, co dotychczas nazywali przeznaczeniem, w rzeczywistości
pozostawało jakimś cholernym fatum – i że nie było w tym niczego
dobrego dla żadnego z nich.
Bezwiednie
przeniósł się niżej, pewnie stając na nogi i przesuwając bliżej Eleny. Na
dłuższą chwilę wszystko inne przestało mieć znaczenie, łącznie z panującym
dookoła chaosem i tym, że w sali znajdowało się więcej osób, które
byłyby skłonne go zabić, aniżeli takich, dla których cokolwiek znaczył. Nie
dbał o to, wręcz przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy, tym bardziej, że
przed tą dziewczyną nie było tak naprawdę nikogo, kto miałby znaczenie. No,
może Mira, ale tej przez długie lata nie dostrzegał i nawet nie próbował
zrozumieć, traktując siostrę i to, jak się względem niego zachowywała,
raczej jako przejaw chęci przetrwania albo własnej wygody, aniżeli cokolwiek
więcej. Teraz również łatwiej było mu postrzegać to, jak się kajała, właśnie w ten
sposób – jak narzędzie do osiągnięcia celu, bo wtedy był w stanie z łatwością
uwierzyć w to, że postępował słusznie, obwiniając ją o wszystko.
Sama Elena
wyglądała tak, jakby spała, a przynajmniej to przyszło mu do głowy w pierwszym
odruchu, ledwo tylko zmierzył wzrokiem jej bladą twarz. Wciąż płynąca krew,
która zbierała się wokół dziewczyny, zalegając na dotychczas idealnej posadzce,
zmieniała wszystko, ale Rafael starał się nie zwracać uwagi na osokę. Przez
kilka następnych sekund widział wyłącznie drobną dziewczynę – jakże spokojną,
co w jej przypadku pozostawało prawdziwą rzadkością. Nawet śniąc nie
wydawała mu się aż tak krucha i bezbronna, chociaż wtedy najbardziej lubił
ją obserwować, mając przy tym pewność, że żadne z nich nie powie
przypadkiem czegoś, co rozjuszy drugie. Chyba nigdy nie miał pojąć sensu tego,
jak się względem siebie zachowywali – że potrafili ot tak pokusić się o rzucenie
sobie nawzajem do gardeł, by w następnej chwili znowu szukać pocieszenia w swoich
objęciach, pocałunkach i…
Bezwiednie
przesunął się bliżej, nade wszystko pragnąc porwać ją na ręce. Chciał ją stąd
zabrać, tym bardziej, że nikt nie powinien oglądać jej… w takim stanie –
zakrwawioną, bladą i pozbawioną życia. Co więcej, zdecydowanie nie powinna
leżeć na samym środku sali tronowej, porzucona przez Isobel prawie jak nic
nieznacząca zabawka. Dobrze wiedział, jak ta wampirzyca traktowała swoje
ofiary, niejednokrotnie czerpiąc przyjemność z tego, że nawet po śmierci
była w stanie je upokorzyć. Zdecydowanie nie zamierzał pozwolić na to w tym
wypadku, nade wszystko chcąc odciąć ją od tego wszystkiego, nawet jeśli na
pierwszy rzut oka to wydawało się pozbawione sensu. Jakie znaczenie miało to,
jak wyglądała, skoro…?
Nie.
Zdecydowanie nie chciał, a tym bardziej nie potrafił tak po prostu dokończyć
tej jednej myśli.
Z pewnym
opóźnieniem zwrócił uwagę na to, że nie był jedyną osobą, która zdecydowała się
zbliżyć do Eleny. Jego uwagę zwróciła przede wszystkim matka dziewczyny –
ciemnowłosa, drobna wampirzyca, którą pamiętał sprzed tych kilku lat, kiedy
razem ze swoim rodzeństwem bez chwili wahania towarzyszył Isobel przy czynieniu
z Miasta Nocy piekła na ziemi. Ją również niekoniecznie świadomie obronił
przed Hunterem, tym samym niejako pieczętując los swój i Eleny, kiedy
pozwolił na to, żeby dać zranić się aż do tego stopnia, by regeneracja okazała
się niemożliwa.
To
zadziwiające, jak jedno, pozornie nic nieznaczące wydarzenie, mogło pociągnąć
za sobą całą serię innych. Efekt motyla – chyba tak się to nazywało.
Efekt motyla doprowadził nas aż tutaj.
W gruncie
rzeczy Esme nie miała dla niego najmniejszego nawet znaczenia…A przynajmniej do
tego próbował się przekonać, udając, że nie wcale nie dostrzega, że kobieta się
trzęsie, kurczowo tuląc do siebie córkę. Miała jasną sukienkę, przez co plamy
krwi okazały się tym wyraźniejsze, jakby mało groteskowym widokiem nie była tak
szybko powiększająca się kałuża osoki, która otaczała dziewczynę. Widział, że
wampirzyca próbowała przyciskać drżące dłonie do rany, chociaż to już od dłuższego
czasu nie miało sensu – krew i tak wypływała, przynajmniej do pewnego
momentu, bo Rafa nagle zwątpił w to, czy zostało jej choć trochę w bezwładnym
ciele. Z drugiej strony, obserwując tę kobietę i mimowolnie
analizując bijące od niej emocje, ostatecznie doszedł do wniosku, że wcale nie
zdziwiłoby go to, gdyby chciała reanimować trupa.
Gdyby przy
Elenie klęczał ktokolwiek inny, pewnie nawet by się nie zawahał. Nie sądził, że
cokolwiek skłoni go do tego, żeby jednak to zrobił, bezmyślnie tkwiąc z boku,
zamiast podejść i choćby siłą wyrwać dziewczynę, żeby samemu móc wziąć ją w ramiona,
ale coś w widoku jej matki…
To była
kolejna rzecz, której nie rozumiał, ale chyba zaczynał powoli do tego
przywykać, wciąż musząc mierzyć się z nie do końca dla niego zrozumiałymi
ludzkimi odczuciami.
Był jeszcze
ojciec dziewczyny, również trzymający się blisko córki i raz po raz
próbujący mówić coś do żony, ale ta nie wyglądała tak, jakby była w stanie
kogokolwiek posłuchać. Rafael zdążył już zorientować się, że pomijając kilka
cech wyglądu, Carlisle i Lawrence nie byli do siebie podobni pod żadnym
względem. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak dobry którykolwiek z nich
mógł okazać się w walce, przynajmniej do momentu, w którym po
zrobieniu kilku kolejnych kroków, wampir nagle nie odwrócił się w jego
stronę. Trudno było jednoznacznie stwierdzić, co tak naprawdę wyrażała para
pociemniałych za sprawą bólu tęczówek, ale jakiekolwiek emocje nie wchodziłyby w grę,
nie powstrzymało to Carlisle’a przed natychmiastowym poderwaniem się na równe
nogi. Zmaterializował się pomiędzy Rafa a wciąż tulącą do siebie Elenę
żoną, najpewniej gotów bronić obu, nawet jeśli w przypadku tej drugiej to
już i tak nie miało znaczenia.
Chwilę mierzyli
się wzrokiem, a serafin mimowolnie pomyślał o tym, że ojciec Eleny
najpewniej nie zamierzał go przepuścić – nie tak po prostu. Mimowolnie napiął
mięśnie, gotowy zapewnić sobie przejście choćby siłą, nim jednak zdobył się na
podjęcie jakiejkolwiek decyzji, doszedł go cichy, kobiecy szept:
– To
prawda, Rafaelu?
Hej. :3 Dobra, nadrabiam komentarze. Naprawdę nie wiesz jak bardzo dziś byłam rano przerażona myślą, że skomentowałam ten rozdział, a komentarz się usunął/nie dodał. Bo dobrze wiemy jak ten blogger działa. :3
OdpowiedzUsuńWłączyłam sobie tą perełkę, którą masz zamieszczoną w rozdziale i mogę pisać.^^ Aldero sam się prosi o to, żeby w końcu mu ktoś spuścił porządny łomot. No i w końcu dostał, chociaż jak podejrzewam Rafael z chęcią o wiele mocniej skrzywdziłby chłopaka. Ale też pewnie, gdyby zaczął się nad nim znęcać reszta rodzinki stanęłaby w jego obronie, więc... Kurczę, nawet nie wiesz jak dziwnie się czyta bez Eleny. Wiadomo ona wciąż tam jest, co z tego, że nie żyje, ale bez tych uszczypliwych komentarzy, dogryzania czy strzelania fochów to już nie to samo. Ciekawie będzie jak dziewczyna wróci, rodzinka wreszcie dowiedziała się o fantastycznych wydarzeniach z ostatnich dni życia córki. Z całą pewnością przyszłego męża dziewczyny wyobrażali sobie inaczej, bo nikt nie byłby zadowolony z tego, że mężem córki jest demon. Ale pamiętajmy Linie lotnicze Rafael, rodzina ma pewnie zniżkę, więc może przyjmą go ciepło do rodziny. Strasznie długo czekałam na to, aż w końcu się dowiedzą wszyscy o tym, że Elena związała się z Rafaelem i szczerze mówiąc teraz nie wyobrażam sobie, aby w jakiejkolwiek innej sytuacji mogliby się o tym dowiedzieć. Nie widzę tego, że przychodzi z nim do domu, trzymają się za rękę i im wszystkim oznajmia, że są razem. To dobre dla ludzi, ale nie takich istot jak oni. Nieśmiertelni... Wolą bardziej spektakularne wyznania, nie? xD W końcu czy jest lepszy moment, aby powiedzieć, że Elena ma męża niż chwilę po jej śmierci? c:
Wspomniałam Ci już w trakcie naszej rozmowy, że jestem zachwycona rozdziałem (jak i następnym c:), ale w razie czego powtórzę to jeszcze raz – jestem naprawdę nim zachwycona i postaram się jeszcze dziś skomentować dwa następne. ^o^
Ściskam,
Gabi.