9 listopada 2016

Dwa

Nie potrafił opisać tego, co działo się w jego wnętrzu. Nie po raz pierwszy wpadł w gniew, ale to było coś więcej, aniżeli irytacja czy rozczarowanie z powodu tego, że cokolwiek poszło nie po jego myśli. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś podobnego, wręcz oszołomiony tym, jak skomplikowane było to, że w ogóle potrafił czuć. Od początku wiedział, że ludzkie emocje, których wystrzegał się tak długi i z takim uporem, mogą okazać się problematyczne, ale nie sądził, że to sięgało aż tak daleko.
Mniej więcej w chwili, w której zobaczył upadającą, pozbawioną życia Elenę, w pełni dotarło do niego, czym tak naprawdę był ten szczególny rodzaj bólu – cierpienia, które w najmniejszym nawet stopniu nie wiązało się z fizycznością. Poszczególne emocje mieszały się ze sobą, tworząc śmiercionośną mieszankę i sprawiając, że Rafael w krótkim czasie znalazł się na granicy wytrzymałości. Zawiódł i już samo to wystarczyło, żeby dodatkowo napędzać odczuwaną przez demona frustrację – gniew, który uosabiał i z którego został stworzony tak dawno temu, że już sam nie potrafił określić, jak długo miał okazję chodzić po świecie. To było coś o wiele bardziej złożonego niż to, co przywykł czuć. Wydawało się wyniszczać go od środka, stopniowo rozprzestrzeniając się i sprawiając, że sam już nie był pewien, co i dlaczego chciał zrobić. Kiedy zabijał, wydawało mu się, że czuje przynajmniej częściową ulgę, mogąc zemścić się na tych, którzy służyli Isobel, a więc w choć niewielkim stopniu odpowiadali za Jej śmierć, ale to było wyłącznie złudzenie, o czym przekonał się o wiele szybciej, niż mógłby sobie tego życzyć.
W tym wszystkim już od dawna nie chodziło o rozkazy i Rafael doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Oboje doszli do takiego wniosku już dawno – i on, i Elena, zaś obrączka na palcu dziewczyny stanowiła tego idealny dowód. Przez ten krótki okres, kiedy był pewien, że należała do niego i wierzył w to, że pomimo wizji kapłanki będzie w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo, wszystko wydawało się być w porządku. Składał kolejne obietnice, odrzucając od siebie możliwość tego, że nie będzie zdolny się z nich wywiązać. Taka możliwość najzwyczajniej w świecie nie wchodziła w grę, a przynajmniej tak wydawało mu się do chwili, w której doszło do tego szaleństwa. Teraz widział więcej słabych punktów planu, który opracowali i okoliczności, których odpowiednio wcześnie nie wzięli pod uwagę – z tym, że było za późno, żeby cokolwiek zmienić.
Sama myśl o tym podsycała gniew, sprawiając, że coraz bardziej się w nim zatracał, marząc o zrobieniu czegoś, co pozwoliłoby mu odrzucić wszystko to, co zaczynało go przytłaczać – zwłaszcza emocje. Złość – wręcz zimna furia, pochłaniające kolejne istnienia – była znajoma, czego jednak nie dało powiedzieć się powiedzieć o tym szczególnym rodzaju cierpienia, przed którym próbował uciec. On i Elena połączyli się w sposób, którego wciąż nie rozumiał, a który zaczynał czynić go bezbronnym. Zdawał sobie sprawę z tego, że tak będzie, chociaż wtedy nie przypuszczał, że sprawy przybiorą taki obrót, a ostateczny efekt okaże się aż do tego stopnia intensywny. Najbardziej szalone w tym wszystkim pozostawało to, że wbrew wszystkiemu nie żałował – ani tego, jak ich losy splotły się ze sobą, ani tamtego pocałunku, który zapoczątkował jakże krótki, ale najbardziej znaczący etap w jego całej egzystencji.
Tym bardziej łaknął zemsty i to tak bardzo, że pragnienie okazało się niemalże bolesne. Nie docierało do niego, że Isobel mogła tak po prostu uciec – że jej na to pozwolił, wcześniej dopuszczając do tego, żeby Elena…
Nie chciał o tym myśleć. Nie teraz, kiedy okazanie słabości było bardziej niepożądane, aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Nie przy tych wszystkich istotach, w większości szokowanych i wciąż nieświadomych tego, co tak naprawdę miało miejsce. Był w stanie wyczuć ich strach, ból i konsternację, zupełnie jakby te należały do niego. W innym wypadku dodałyby mu siły, będąc niczym najbardziej pożądane źródło mocy, ale tym razem nic podobnego nie miało miejsca. Odczuwał to i miał wrażenie, że z każdą kolejną sekundą jest coraz bliższy tego, żeby zrobić coś, czego później mogło przyjść mu pożałował albo czego sama Elena by mu nie wybaczyła.
Pozostawała jeszcze kwestia obietnicy, którą jej złożył, aż nazbyt świadom tego, jak bardzo przerażona nadchodzącym balem była. Powiedział wtedy, że jeśli będzie musiał, zstąpi po nią do piekła, bo to on decyduje o jej losie…
I, cholera, zamierzał to uczynić.
Jego uwaga wciąż koncentrowała się na Miriam, chociaż czuł, że to błąd. Już wystarczająco idiotyczne ze strony jego siostry było to, że w ogóle próbowała się do niego odzywać. Wciąż nie miał pewności, jakim cudem udało mu się powstrzymać przed skrzywdzeniem jej, kiedy już znalazła się w zasięgu jego ramion. Słuchał kolejnych błagań, widział strach w jej oczach, ale to dodatkowo wzmagało irytację, niezmiennie przypominając mu o tym, kto dopuścił do tego, żeby dziewczyna jednak pojawiła się na balu. To Miriam ją przyprowadziła – a więc z równym powodzeniem sama mogła przebić pierś Eleny, sięgając serca. Już sama ta myśl powinna wystarczyć, żeby zechciał ją zabić, traktując bardziej brutalnie niż w gruncie rzeczy niewinnych strażników, a jednak…
Nie potrafił stwierdzić, dlaczego się powstrzymywał. Przecież w gruncie rzeczy bez znaczenia pozostawał dla niego, czy Mira żałowała. Nie chciał słuchać jej jęków, zastanawiać się nad znaczeniem wypowiedzianych słów, a tym bardziej reagować na sposób, w jaki zwracała się do niego – to jakże uległe „bracie” czy łagodność z którą wypowiadała jego imię. Nigdy wcześniej nie zwracał uwagi na takie szczegóły, a tym bardziej na samą Miriam i to, jakie siostra mogłaby mieć dla niego znaczenie… Aż do tej pory, a zwłaszcza momentu, w którym uprzytomnił sobie, że mimo wszystko nie potrafiłby jej tak po prostu zabić.
Myślał, że dostanie szału, kiedy usłyszał znajomy głos syna kapłanki. Ku własnej irytacji, jednocześnie poczuł ulgę, znajdując powód, żeby jednak zatracić zainteresowanie kajającą się przed nim siostrą, tym samym nie ryzykując, że pod wpływem impulsu zrobić Mirze coś, czego później mógłby żałował. Słyszał, że oddychała w niemalże spazmatyczny sposób, kuląc się na posadzce gdzieś za jego plecami, ale zignorował ten stan rzeczy, w zamian koncentrując wzrok na Aldero. Z jakiegoś powodu nawet cierpienie, które biło od tego chłopaka, nie sprawiło mu przyjemności, choć w każdej innej sytuacji poczułby się co najmniej dobrze, mogąc zadać ból temu z kuzynów Eleny. Sęk w tym, że po tym, co się wydarzyło, nawet to przestało mieć dla Rafaela większe znaczenie.
Kiedy do tego wszystkiego doszedł do niego pełen sens wypowiedzianych przez chłopaka słów – oskarżeń, które okazały się gorsze niż sama świadomość tego, że nie zdołał dziewczyny ochronić – po raz kolejny puściły mu nerwy.
Skoczył do przodu, zanim zdążył zastanowić się nad tym, co i dlaczego robi. Gdyby Elena to widziała, najpewniej dostałaby szału, kolejny raz spróbowałaby nad nimi zapanować, a finalnie najpewniej po prostu się obraziła, ale tym razem nie istniał żadne powód, dla którego Rafael miałby się powstrzymywać. Chłopak był szybki, poza tym na pewno podejrzewał, jak mogłaby zakończyć się próba reakcji z jego strony, ale to nie wystarczyło – nie do tego, żeby obronić się przed rozżalonym, bliskim obłędu demonem, który od chwili pierwszego spotkania miał ochotę rozszarpać go na kawałeczki.
Cóż, na dobry początek równie dobra okazała się możliwość wymierzenia wampirowi silnego, zdecydowanego ciosu w twarz – wystarczająco celnego, by ten zatoczył się do tyłu, chociaż na moment milknąc i plując krwią. Rafael mógł tylko zgadywać, jak wyglądał i jaką aurę roztaczał wokół siebie przez ostatnie minuty, ale już sam fakt tego, że żaden z jego pozbawionych cielesnej powłoki braci nie pokusił się o skosztowanie osoki, okazał się dość wymowny.
– Aldero! – doszedł go kobiecy głos, ale nawet nie poświęcił czasu na to, żeby sprawdzić, kto z obecnych na sali zareagował – matka, ciotka, czy może ktokolwiek inny.
Bez pośpiechu podszedł bliżej, poruszając się trochę jak w transie. Nie śpieszył się, skupiony na chłopaku – zwykłym dzieciaku, którego były w stanie pozbyć się w kilka zaledwie sekund. Nie zrobił tego tylko i wyłącznie przez wzgląd na Elenę, ale teraz…
Nie, zabicie go wciąż byłoby zbyt proste.
– Uważasz, że cokolwiek wiesz? Że możesz oceniać mnie albo to, co zrobiłem z myślą o niej? – zapytał i uśmiechnął się w cierpki, pozbawiony jakichkolwiek oznak wesołości sposób. – A gdzie w tym wszystkim byłeś, co? Chronienie jej przyszło ci równie nieudolnie, co i mnie – oznajmił, chociaż sens płynący z wypowiedzianych słów był dla niego w równym stopniu raniący, co i ta sytuacja.
To nie ma znaczenia, pomyślał prawie natychmiast, próbując nad sobą zapanować. Obiecałem jej… Wciąż mam tutaj coś do powiedzenia.
Aldero nerwowym gestem otarł usta. Wciąż dało się zauważyć ślady krwi, ale Rafael był skłonny założy się, że wampir już dawno zdołał zaleczyć wszelakie obrażenia.
– Gdyby nie ty, nigdy by tutaj nie przyszła… – powiedział w końcu. Mówił tak cicho, że ktoś o przytępionych, ludzkich zmysłach nie miałby okazji go zrozumieć. – Gdyby nie ty… Od początku byłeś jej przekleństwem – stwierdził, ale na demonie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
– Mówisz tak, bo wybrała mnie – oznajmił lodowatym tonem. To nie miało znaczenia, ale chciał wykorzystać okazję, by móc chłopaka dodatkowo zranić.
Przez twarz Aldero przemknął cień, ale – o dziwo – udało mu się zachować względny spokój.
– Gdybym miał więcej czasu, pomógłbym jej przejrzeć na oczy. Prędzej czy później… – zaczął, ale Rafael nie zamierzał dać mu skończyć:
– Należy do mnie, tak jak i ja do niej – oświadczył z powagą. – Od chwili, w której za mnie wyszła, wszystko się zmieniło.
Nawet nie zastanawiał się nad kolejnymi słowami – przyszły naturalnie, a Rafael już nie widział powodu, dla którego miałby udawać, że pomiędzy nim a Eleną nie było niczego. Teraz to, czy rodzina dziewczyny pozna prawdę, nie miało dla niego znaczenia. Wręcz przeciwnie – miał ochotę wykrzyczeć im, że Elena była tylko i wyłącznie jego, i że to od niego będzie zależało, co takiego stanie się z… jej ciałem. To wciąż do niego nie docierało, zresztą nie potrafił myśleć o niej tak, jakby była martwa, wciąż miotając się, plątając we własnych odczuciach i wciąż gorączkowo szukając sposobu na to, żeby wszystko odkręcić. Chyba nigdy nie był aż do tego stopnia zdeterminowany i bezradny, nie wspominając o tym, że zwłaszcza to drugie doprowadzało go do szaleństwa.
Widział, jak Aldero zamiera i jakimś cudem jeszcze bardziej blednie. Nie zareagował od razu, przez kilka sekund po prostu tępo wpatrując się w Rafaela i najpewniej nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że słowa demona mogłyby być prawdziwe. Demon nie musiał ani znać jego myśli, ani szczególnie skupiać się na odbieranych emocjach, żeby zorientować się, że wampir był w jeszcze większym szoku niż do tej pory – a to wciąż nie opisywało jego stanu w pełni.
– Wy… Co takiego? – zapytał w końcu chłopak. Jego głos zabrzmiał dziwnie, niemalże piskliwie, co mogłoby być nawet zabawne, gdyby któremukolwiek z nich akurat było do śmiechu. – Kłamiesz – usłyszał i ledwo powstrzymał się przed wywróceniem oczami. – Do cholery, kłamiesz! – powtórzył i spróbował się przemieścić, ale tym razem Rafael był na taką reakcję przygotowany.
Jakby od niechcenia rozłożył skrzydła, w zaledwie ułamek sekundy wzbijając się wystarczająco wysoko, by znaleźć się poza zasięgiem rąk wampira. Było coś zachęcającego w widoku wysuniętych kłów oraz czerwonym blasku oczu, co podsyciło już i tak odczuwane od dłuższego czasu pragnienie, żeby Aldero zabić, ale ostatecznie się przed tym powstrzymał. Wbrew wszystkiemu czuł się spokojniejszy, przynajmniej tymczasowo panując nad emocjami i koncentrując się wyłącznie na myśli o Elenie – i to nawet pomimo tego, że w ten sposób co najwyżej przypominał sobie o tym, jak bezradny się czuł.
Jego uwaga jak na zawołanie skoncentrowała się na miejscu, gdzie nie tak dawno temu stała królowa. Nie potrafił darować sobie tego, że pozwolił wampirzycy uciec, ale z łatwością przyszło mu zignorowanie kwestii, która w jakikolwiek sposób wydała się demonowi problematyczna. Jednym, czego na pewno nauczył się przez całe wieki wykonywania rozkazów, które wiązały się z zajmowaną przez niego pozycja, bez wątpienia pozostawała umiejętność dobierania priorytetów. Chociaż wciąż aż go nosiło, a gniew sprawiał, że miał ochotę skrócić jeszcze kilka losowych istnień, zdołał powstrzymać się przed tym, w zamian w końcu podejmując decyzję o zmierzeniu się z czymś, co na pierwszy rzut oka mogłoby go przerosnąć.
Z chwilą, w której jednak odważył się spojrzeć na Elenę, zmieniło się wszystko. Wszelakie emocje – zwłaszcza te złe, towarzyszące mu przez tak długi czas – po prostu zniknęły, pozostawiając po sobie ni mniej, ni więcej, ale pustkę. Jeszcze jakiś czas temu oddałby wszystko, byleby móc tego doświadczyć, tym samym odcinając się od jakże niepożądanych emocji, ale nie w tym wypadku. Zamarł w bezruchu, wciąż trwając w powietrzu, ale prawie nie był tego świadom, całą uwagę poświęcając drobnej postaci, którą nie tak dawno temu swobodnie mógł trzymać w ramionach, piekląc się za to, że pokusiła się o coś aż do tego stopnia szalonego, jak przyjazd tutaj. Wtedy niemalże promieniała, wydając się go kusić nawet pomimo lęku, który odczuwała w związku z nadchodzącą uroczystością. Bała się przez tyle czasu, jak na ironię o niego i najbliższych, podczas gdy największe niebezpieczeństwo groziło właśnie jej.
Zaczynał dochodzić do wniosku, że to, co dotychczas nazywali przeznaczeniem, w rzeczywistości pozostawało jakimś cholernym fatum – i że nie było w tym niczego dobrego dla żadnego z nich.
Bezwiednie przeniósł się niżej, pewnie stając na nogi i przesuwając bliżej Eleny. Na dłuższą chwilę wszystko inne przestało mieć znaczenie, łącznie z panującym dookoła chaosem i tym, że w sali znajdowało się więcej osób, które byłyby skłonne go zabić, aniżeli takich, dla których cokolwiek znaczył. Nie dbał o to, wręcz przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy, tym bardziej, że przed tą dziewczyną nie było tak naprawdę nikogo, kto miałby znaczenie. No, może Mira, ale tej przez długie lata nie dostrzegał i nawet nie próbował zrozumieć, traktując siostrę i to, jak się względem niego zachowywała, raczej jako przejaw chęci przetrwania albo własnej wygody, aniżeli cokolwiek więcej. Teraz również łatwiej było mu postrzegać to, jak się kajała, właśnie w ten sposób – jak narzędzie do osiągnięcia celu, bo wtedy był w stanie z łatwością uwierzyć w to, że postępował słusznie, obwiniając ją o wszystko.
Sama Elena wyglądała tak, jakby spała, a przynajmniej to przyszło mu do głowy w pierwszym odruchu, ledwo tylko zmierzył wzrokiem jej bladą twarz. Wciąż płynąca krew, która zbierała się wokół dziewczyny, zalegając na dotychczas idealnej posadzce, zmieniała wszystko, ale Rafael starał się nie zwracać uwagi na osokę. Przez kilka następnych sekund widział wyłącznie drobną dziewczynę – jakże spokojną, co w jej przypadku pozostawało prawdziwą rzadkością. Nawet śniąc nie wydawała mu się aż tak krucha i bezbronna, chociaż wtedy najbardziej lubił ją obserwować, mając przy tym pewność, że żadne z nich nie powie przypadkiem czegoś, co rozjuszy drugie. Chyba nigdy nie miał pojąć sensu tego, jak się względem siebie zachowywali – że potrafili ot tak pokusić się o rzucenie sobie nawzajem do gardeł, by w następnej chwili znowu szukać pocieszenia w swoich objęciach, pocałunkach i…
Bezwiednie przesunął się bliżej, nade wszystko pragnąc porwać ją na ręce. Chciał ją stąd zabrać, tym bardziej, że nikt nie powinien oglądać jej… w takim stanie – zakrwawioną, bladą i pozbawioną życia. Co więcej, zdecydowanie nie powinna leżeć na samym środku sali tronowej, porzucona przez Isobel prawie jak nic nieznacząca zabawka. Dobrze wiedział, jak ta wampirzyca traktowała swoje ofiary, niejednokrotnie czerpiąc przyjemność z tego, że nawet po śmierci była w stanie je upokorzyć. Zdecydowanie nie zamierzał pozwolić na to w tym wypadku, nade wszystko chcąc odciąć ją od tego wszystkiego, nawet jeśli na pierwszy rzut oka to wydawało się pozbawione sensu. Jakie znaczenie miało to, jak wyglądała, skoro…?
Nie. Zdecydowanie nie chciał, a tym bardziej nie potrafił tak po prostu dokończyć tej jednej myśli.
Z pewnym opóźnieniem zwrócił uwagę na to, że nie był jedyną osobą, która zdecydowała się zbliżyć do Eleny. Jego uwagę zwróciła przede wszystkim matka dziewczyny – ciemnowłosa, drobna wampirzyca, którą pamiętał sprzed tych kilku lat, kiedy razem ze swoim rodzeństwem bez chwili wahania towarzyszył Isobel przy czynieniu z Miasta Nocy piekła na ziemi. Ją również niekoniecznie świadomie obronił przed Hunterem, tym samym niejako pieczętując los swój i Eleny, kiedy pozwolił na to, żeby dać zranić się aż do tego stopnia, by regeneracja okazała się niemożliwa.
To zadziwiające, jak jedno, pozornie nic nieznaczące wydarzenie, mogło pociągnąć za sobą całą serię innych. Efekt motyla – chyba tak się to nazywało.
Efekt motyla doprowadził nas aż tutaj.
W gruncie rzeczy Esme nie miała dla niego najmniejszego nawet znaczenia…A przynajmniej do tego próbował się przekonać, udając, że nie wcale nie dostrzega, że kobieta się trzęsie, kurczowo tuląc do siebie córkę. Miała jasną sukienkę, przez co plamy krwi okazały się tym wyraźniejsze, jakby mało groteskowym widokiem nie była tak szybko powiększająca się kałuża osoki, która otaczała dziewczynę. Widział, że wampirzyca próbowała przyciskać drżące dłonie do rany, chociaż to już od dłuższego czasu nie miało sensu – krew i tak wypływała, przynajmniej do pewnego momentu, bo Rafa nagle zwątpił w to, czy zostało jej choć trochę w bezwładnym ciele. Z drugiej strony, obserwując tę kobietę i mimowolnie analizując bijące od niej emocje, ostatecznie doszedł do wniosku, że wcale nie zdziwiłoby go to, gdyby chciała reanimować trupa.
Gdyby przy Elenie klęczał ktokolwiek inny, pewnie nawet by się nie zawahał. Nie sądził, że cokolwiek skłoni go do tego, żeby jednak to zrobił, bezmyślnie tkwiąc z boku, zamiast podejść i choćby siłą wyrwać dziewczynę, żeby samemu móc wziąć ją w ramiona, ale coś w widoku jej matki…
To była kolejna rzecz, której nie rozumiał, ale chyba zaczynał powoli do tego przywykać, wciąż musząc mierzyć się z nie do końca dla niego zrozumiałymi ludzkimi odczuciami.
Był jeszcze ojciec dziewczyny, również trzymający się blisko córki i raz po raz próbujący mówić coś do żony, ale ta nie wyglądała tak, jakby była w stanie kogokolwiek posłuchać. Rafael zdążył już zorientować się, że pomijając kilka cech wyglądu, Carlisle i Lawrence nie byli do siebie podobni pod żadnym względem. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak dobry którykolwiek z nich mógł okazać się w walce, przynajmniej do momentu, w którym po zrobieniu kilku kolejnych kroków, wampir nagle nie odwrócił się w jego stronę. Trudno było jednoznacznie stwierdzić, co tak naprawdę wyrażała para pociemniałych za sprawą bólu tęczówek, ale jakiekolwiek emocje nie wchodziłyby w grę, nie powstrzymało to Carlisle’a przed natychmiastowym poderwaniem się na równe nogi. Zmaterializował się pomiędzy Rafa a wciąż tulącą do siebie Elenę żoną, najpewniej gotów bronić obu, nawet jeśli w przypadku tej drugiej to już i tak nie miało znaczenia.
Chwilę mierzyli się wzrokiem, a serafin mimowolnie pomyślał o tym, że ojciec Eleny najpewniej nie zamierzał go przepuścić – nie tak po prostu. Mimowolnie napiął mięśnie, gotowy zapewnić sobie przejście choćby siłą, nim jednak zdobył się na podjęcie jakiejkolwiek decyzji, doszedł go cichy, kobiecy szept:
– To prawda, Rafaelu?

1 komentarz:

  1. Hej. :3 Dobra, nadrabiam komentarze. Naprawdę nie wiesz jak bardzo dziś byłam rano przerażona myślą, że skomentowałam ten rozdział, a komentarz się usunął/nie dodał. Bo dobrze wiemy jak ten blogger działa. :3
    Włączyłam sobie tą perełkę, którą masz zamieszczoną w rozdziale i mogę pisać.^^ Aldero sam się prosi o to, żeby w końcu mu ktoś spuścił porządny łomot. No i w końcu dostał, chociaż jak podejrzewam Rafael z chęcią o wiele mocniej skrzywdziłby chłopaka. Ale też pewnie, gdyby zaczął się nad nim znęcać reszta rodzinki stanęłaby w jego obronie, więc... Kurczę, nawet nie wiesz jak dziwnie się czyta bez Eleny. Wiadomo ona wciąż tam jest, co z tego, że nie żyje, ale bez tych uszczypliwych komentarzy, dogryzania czy strzelania fochów to już nie to samo. Ciekawie będzie jak dziewczyna wróci, rodzinka wreszcie dowiedziała się o fantastycznych wydarzeniach z ostatnich dni życia córki. Z całą pewnością przyszłego męża dziewczyny wyobrażali sobie inaczej, bo nikt nie byłby zadowolony z tego, że mężem córki jest demon. Ale pamiętajmy Linie lotnicze Rafael, rodzina ma pewnie zniżkę, więc może przyjmą go ciepło do rodziny. Strasznie długo czekałam na to, aż w końcu się dowiedzą wszyscy o tym, że Elena związała się z Rafaelem i szczerze mówiąc teraz nie wyobrażam sobie, aby w jakiejkolwiek innej sytuacji mogliby się o tym dowiedzieć. Nie widzę tego, że przychodzi z nim do domu, trzymają się za rękę i im wszystkim oznajmia, że są razem. To dobre dla ludzi, ale nie takich istot jak oni. Nieśmiertelni... Wolą bardziej spektakularne wyznania, nie? xD W końcu czy jest lepszy moment, aby powiedzieć, że Elena ma męża niż chwilę po jej śmierci? c:
    Wspomniałam Ci już w trakcie naszej rozmowy, że jestem zachwycona rozdziałem (jak i następnym c:), ale w razie czego powtórzę to jeszcze raz – jestem naprawdę nim zachwycona i postaram się jeszcze dziś skomentować dwa następne. ^o^
    Ściskam,

    Gabi.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa