Elena
Las był cichy, ale tego
właśnie oczekiwała. Poruszała się szybko i z gracją, chcąc jak najszybciej
oddalić się od domu komendanta, by znaleźć się poza kręgiem zainteresowania.
Odpowiadało jej zwłaszcza to, że cała uwaga wydawała się być skoncentrowana na
Claire, chociaż wątpiła by dziewczyna była z tego zadowolona. Elena nie do
końca wiedziała, w czym leżał problem z jej kuzynką, wilkami i –
ewentualnie – psami, ale zdawała sobie sprawę z tego, że dziewczynę
spotkało coś bardzo niedobrego. To wystarczyło, by również ona poczuła się
zmartwiona, ale to nie zmieniało faktu, że zamieszanie było dla niej zbawienne.
Nie była
pewna, gdzie powinna się udać, chociaż przed wyjściem przejrzała kilka albumów i dyskretnie
wypytała mamę o Forks. Mniej więcej wiedziała, gdzie znajdował się ich
dawny dom, jednak to wydawało się marnym pocieszeniem, skoro jej orientacja w terenie
pozostawała znikoma. Plan wydawał się dobry, kiedy go proponowała, jednak teraz
wcale już nie była pewna, czy to takie oczywiste i rozsądne. Jasne, na
pewno wzbudzało mniejsze zainteresowanie niż jej regularne zniknięcia na całe
dnie, ale co z tego, skoro nie wiedziała gdzie iść?
Ostatnia
rozmowa z Aldero była trudna, ale za to uświadomiła jej kilka istotnych
kwestii – chociażby to, że jej bliscy zauważali o wiele więcej, aniżeli
mogłaby sobie życzyć. Widzieli, że zachowywała się inaczej niż zwykle,
potrafiąc zniknąć na długie godziny, a do domu wracając tylko dlatego, że
musiała. Nie zastanawiała się nad tym, ale sam Rafael przyznał, że to może być
problematyczne. Jego słowa były niczym nieoficjalny ukłon w stronę
telefonów komórkowych, chociaż naturalnie wprost nie przyznał, że mogłaby mieć
dobry pomysł. To zresztą też okazało się na swój sposób uciążliwe, bo momentami
czuła się tak, jakby ją kontrolował – i to wręcz przesadnie, najpewniej
świetnie się przy tym bawiąc. Cóż, na pewno pisanie SMS-ów szło mu dużo lepiej
niż odczytywanie mowy ciała, chociaż kiedy po raz setny czytała złośliwe
pytanie o to, czy wciąż jest żywa, miała ochotę wyrzucić telefon przez
okno.
Bezwiednie
położyła dłoń na kieszeni spodni, stukając palcami w niewielkie
wybrzuszenie, które tworzyła komórka. Z drugiej strony, takie zachowanie
to już prawie była troska, chociaż Rafa zabiłby ją pewnie za samą sugestię. Ten
demon był trudny, absolutnie nie do zrozumienia, a przy tym całkowite
nieporadny, kiedy w grę wchodziły uczucia.
Był jeszcze
Aldero, który również ją zaskakiwał. Ich rozmowa nie dawała jej spokoju, tym
bardziej, że chyba nigdy nie wiedziała kuzyna takiego… przygnębionego? To nie
do końca było właściwe słowo, ale nic konkretniejszego nie przychodziło jej do
głowy. Nie była zdziwiona, zwłaszcza zdając sobie sprawę z tego, co działo
się z Isabeau i Dimitrem, ale i tak obserwowanie Al'a w tak
nietypowym nastroju wprawiło ją w konsternację. Jakby tego było mało,
kiedy okazało się, że chłopak wciąż sprawował pieczę nad jej myślami – i to
pomimo tego, jak go traktowała – poczuła się naprawdę winna.
Jakkolwiek
by nie było, musieli być z Rafaelem ostrożniejsi, chociaż wcale nie czuła
się z tego powodu zadowolona. Nie sądziła, że aż do tego stopnia przywykła
do ich spotkań, jednak perspektywa ich ograniczenia okazała się czymś trudnym. W efekcie
przy każdej możliwej okazji szukała powodu, by mogli się zobaczyć, nawet jeśli
to pozostawało ryzykowne. Coś niezmiennie ciągnęło ją do istoty, która z równym
powodzeniem mogłaby się okazać jej katem, gdyby tylko pojawił się odpowiedni
rozkaz. Nie myślała o tym, zresztą tak jak i Rafa, który nie
wspominał przy niej ani o ojcu, ani o Isobel. Czasami miała ochotę go
zapytać, czy kolejne dni zwłoki nie miały sprawić mu w przyszłości
kłopotów, zwłaszcza gdyby królowa dowiedziała się o zdradzie, ale tak naprawdę
nie chciała tego wiedzieć. To było naiwne, niemal dziecinne, bo ignorowanie
problemu nie sprawiało, że ten tak po prostu znikał, ale nie dbała o to.
Zawsze była egoistką, więc mogła pozwolić sobie na to również tym razem, nawet
jeśli jej zachowanie pozostawiało wiele do życzenia.
Teraz go
miała i to się liczyło. Sytuacja również uległa zmianie, a jak długo
Rafa pozostawał otwarty na ludzkie uczucia, zamierzała to wykorzystywać – z tym,
że wciąż nie miała pewności w jaki sposób.
Cisza miała
w sobie coś kojącego, ale Elena i tak czuła się spięta. Nerwowo
rozglądała się dookoła, poirytowana nadmiarem napierającej ze wszystkich stron
zieleni. Stan Waszyngton najwyraźniej miał to w standardzie, zresztą tak
jak i wiecznie zachmurzone niebo oraz padający deszcz. Wilgoć nie służyła
jej włosom, ale przynajmniej nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym
czasie miało zacząć padać, choć ze swoim szczęściem mogła spodziewać się
również tego. Przez większość czasu skupiała się na biegu, woląc nie ryzykować,
że wpadnie na Claire albo kogokolwiek innego, w gruncie rzeczy sama
niepewna tego, co byłoby gorsze – przypadkowy przechodzień czy nadgorliwi
członkowie rodziny, którym musiałaby się tłumaczyć. Zbyt długo czekała na
okazję do kolejnego spotkania, by teraz cierpliwie znosić zwłokę, chociaż jeśli
dalej tak nieporadnie miała błąkać się po lesie…
Wciąż o tym
myślała, kiedy to się stało.
Nie wyczuła
go, a tym bardziej nie podejrzewała tego, że mogłaby nie być sama. W efekcie
omal nie wyszła z siebie, kiedy tuż za plecami wychwyciła subtelny,
aczkolwiek wyraźny ruch. Zaraz po tym czyjeś ramiona bezceremonialnie owinęły
się wokół niej, zamykając w silnym, choć rozważnym uścisk. W pierwszym
odruchu spróbowała się wyszarpać, zaniepokojona, jednak ciepły oddech, który
nagle owiał jej kark, skutecznie wybił jej ten pomysł z głowy.
– Dalej
jesteś nierozważna – zarzucił jej Rafael, całkowicie obojętny na to, że nie po
raz pierwszy z jego winy omal nie zeszła na zawał serca. – Nieważne.
Zgubiłaś się, czy może podziwiasz uroki natury? – zadrwił, w zaledwie
kilka sekund skutecznie podnosząc jej ciśnienie.
– Ja cię
kiedyś zabiję…
Skwitował
jej słowa krótkim parsknięciem, bynajmniej nieprzejęty groźbą. Poluzował
uścisku, jednak nadal trzymał ją w swoich objęciach, nie okazując przy tym
nawet śladu krępacji albo niechęci. W ostatnim czasie dotykanie jej
przychodziło mu z równie wielką lekkością, co i obdarowywanie
pocałunkami, którymi najwyraźniej nadal był zafascynowany. Czasami miała
wrażenie, że traktował ją jak królika doświadczalnego, wciąż poznając tę sferę
życia, która do tej pory była mu obca i której na swój sposób nadal nie
rozumiał. Z perspektywy Rafy pocałunki bez wątpienia nie oznaczały tego,
co dla niej, chociaż jakiekolwiek pretensje z tego powodu jawiły jej się
jako czysta hipokryzja, skoro sama nie raz całowała się z mężczyznami, nie
darząc ich przy tym nawet najprostszą formą zauroczenia i miłości. Demon
nie zdawał sobie sprawy z tego, że mogłaby oczekiwać czegoś więcej, Elena
zresztą nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby mu to tłumaczyć, a tym
bardziej przyznać się do słabości.
Nie, to nie
miało znaczenia. Nie zamierzała upokarzać się przed kimś, kto spędzał z nią
czas tylko dlatego, że przypadkiem zostało mu powierzone jej życie.
Z wolna
odwróciła się w jego stronę, dochodząc do wniosku, że próba oswobodzenia
się z silnych objęć nie ma sensu. Zwykle to on decydował kiedy i dlaczego
ją puszczał, chociaż teraz przynajmniej nie praktykował tej przewagi, kiedy
akurat razem byli w powietrzu. Wciąż nie ufała mu, kiedy z jakiegoś
powodu decydował się porwać ją na ręce, ale też nie próbowała się przed takim
stanem rzeczy wzbraniać. O ile akurat nie pokusiłaby się o kolejny
pocałunek z zaskoczenia, mogła chyba założyć, że jest bezpieczna.
– To bardzo
interesujące przywitanie – stwierdził szorstko Rafael, obrzucając ją
zaciekawionym spojrzeniem. Jego dłonie zsunęły się z jej bioder, a chwilę
później demon w końcu zrobił krok do tyłu. – Obserwuję cię od dłuższego
czasu. Byłem ciekawy, czy sobie poradzisz, ale… – Urwał, po czym wzruszył
ramionami, litościwie dochodząc do wniosku, że jakiekolwiek wyjaśnienia są
zbędne.
– Mam przez
to rozumieć, że lepiej ode mnie wiesz, gdzie stoi ten cholerny dom? – nie
wytrzymała, dając upust narastającej już od dłuższego czasu frustracji.
Sama nie
była pewna, dlaczego tak bardzo uparła się na zobaczenie dawnej rezydencji
Cullenów, ale to miejsce wydało jej się najbardziej sensowne i bezpieczne.
Wiedziała, że budynek znajdował się w ustronnym miejscu, co zresztą wcale
jej nie dziwiło, bo również teraz mieszkali w znacznym oddaleniu od ludzi.
Tak było bezpieczniej, dom zresztą zawsze był dla niej i jej rodziny
miejscem, gdzie każde z nich w końcu mogło być sobą. Tam nie musieli
się ukrywać, co zwłaszcza dla kogoś, kto większość życia spędził w przychylnym
nieśmiertelnym Mieście Nocy, było istotne. Tak czy inaczej, myśląc o Forks,
rodzinne strony przyszły jej do głowy jako pierwsze, więc to właśnie tamtą
okolicę zasugerowała Rafaelowi.
Nie musiała
na niego patrzeć, by wiedzieć, jaka będzie odpowiedź. Niemalże czuła,
że się uśmiechał – w ten odrobinę cyniczny, pozbawiony prawdziwej radości
sposób. Kiedy sobie na to pozwalał, wydawał się jeszcze bardziej olśniewający,
przystojny i pociągający, chociaż naturalnie nie zamierzała go o tym
informować.
– Chodź –
zaproponował i to była jedyna forma ostrzeżenia, której mogła się po nim
spodziewać.
Machinalnie
objęła go za szyje, nie po raz pierwszy lądując w jego ramionach. Poderwał
się do góry, pewnie trzymając ją w ramionach, ale i tak spięła się,
kiedy pęd powietrza rozwiał jej włosy. Rafael nie odezwał się nawet słowem, a i ona
nie próbowała unosić głowy, woląc nie sprawdzać jak blisko ich twarze
znajdowały się tym razem. W ostatnim czasie tak często naprzemiennie
kłócili się i całowali, że perspektywa kolejnego impulsywnego poddania
emocjom była zbyt realna, by świadomie mogła sobie na to pozwolić – nie, kiedy
Rafa znajdował się kilka znaczących metrów nad ziemią.
W pierwszym
odruchu pragnęła zacisnąć powieki, jak zawsze kiedy jej położenie okazywało się
aż do tego stopnia niepewne. Nie była pewna, co tak naprawdę ją powstrzymało,
ale kiedy dyskretnie rozejrzała się dookoła, przekonała się, że widok lasu z góry
stanowił zbyt olśniewającą, zachwycającą perspektywę, by mogła dobrowolnie z niej
zrezygnować. Westchnęła cicho, wodząc wzrokiem dookoła i chłonąc całą sobą
te bodźce, które podsuwały jej wyostrzone zmysły. Chłodne powietrze wzburzyło
jej włosy, ale i to nie miało dla niej znaczenia, będąc gdzieś na drugim
planie – odległe i nieistotne. Widziała łagodnie kołyszące się czubki
drzew oraz rozciągające się nad ziemią baldachimy liści, zachwycające coraz
bogatszą gamą kolorów; w powietrzu czuć było nadchodzącą zimę, chociaż do
pojawienia się pierwszych opadów śniegu i przymrozków wciąż pozostawało
sporo czasu.
Kątem oka
wychwyciła ruch pary lśniących, czarnych skrzydeł, które raz po raz wprawiały
ją w zachwyt. Czasami sama o tym marzyła – o tym, żeby poczuć
się lekko i móc latać. Co prawda przebywanie z Rafą niejako jej to
umożliwiało, ale to wciąż nie było to samo, co perspektywa pełnej swobody i poruszania
się w pojedynkę. Nie pytała go o to, ale podejrzewała, że posiadanie
skrzydeł musiało być niezwykłe. Wystarczyło, że przypomniała sobie jak bardzo
niecierpliwił się i irytował, kiedy rana na plecach zmuszała go do
pozostania na ziemi, czyniąc niemalże całkowicie bezbronnym. Kiedy pod wpływem
impulsu pokusiła się o to, żeby zlustrować wzrokiem jego twarz, przekonała
się, że wydawał się spokojny, niemalże usatysfakcjonowany, chociaż w przypadku
tego demona nic nie było tak naprawdę pewne. Widziała,
obserwowała go i czuła, że doświadcza jednego z nielicznych momentów,
w której Rafael balansował na granicy czegoś, co w jego rozumieniu
mogło być szczęściem – nie satysfakcją, którą odczuwał z dobrze wykonanego
rozkazu, ale radością w pełnym znaczeniu tego słowa.
Czy teraz,
kiedy w końcu poznał ludzkie uczucia, był w stanie lepiej to wyczuć
albo nazwać? Nie wiedziała, jednak nie odważyła się odezwać chociaż słowem,
nawet jeśli na usta wręcz cisnęły jej się dziesiątki pytań. W zamian całą
sobą chłonęła poczucie lekkości, które towarzyszyło jej niemalże przez cały
czas. W końcu zdołała się rozluźnić, a obserwując twarz Rafaela,
powoli utwierdzała się w przekonaniu, że…
– Co?
Zamrugała
nieco nieprzytomnie, słysząc pozornie niewinne pytanie, które jej zadał.
Błękitne oczy odwiecznego wydawały się przenikać ją na wskroś, on sam sprawiał
zaś wrażenie co najmniej zaciekawionego, szukając sposobu na przewidzenie jej
myśli. Gdyby był telepatą, w tamtej chwili poczułaby się naprawdę
zagrożona, chociaż nie miała pewności, czy istniał jakikolwiek powód, dla
którego miałaby obawiać się tego, co działo się w jej głowie. W zasadzie
co złego byłoby w tym, że zrozumiałby, co takiego czuła? Przynajmniej
utwierdziłby ją w przekonaniu, że podsycanie płonnych nadziei nie ma
sensu, chociaż nawet ta świadomość nie była w stanie zmusić jej do tego,
by odcięła się od emocji, które w niej wzbudzał.
– A co
ma być? – mruknęła, chcąc zabrzmieć obojętnie. Nawet jej się to udało, chociaż
nie sądziła, że będzie do tego zdolna. – Przyglądam się.
– To wiem –
westchnął, wywracając oczami. – Zastanawiam się tylko, czy powinno mnie to
zaniepokoić… Nie planujesz nic głupiego?
– Nie mam w planach
cię całować – prychnęła, energicznie potrząsając głową.
O dziwo,
Rafa uśmiechnął się cynicznie.
– Ale ja
mam.
Otworzyła i zamknęła
usta, co najmniej oszołomiona. Coś ścisnęło ją w gardle, a serce
znowu zaczęło trzepotać się w piersi tak mocno, że przez moment miała
wrażenie, że gdyby nawet demon zdecydował się dodać coś więcej, nie byłaby w stanie
go usłyszeć. Słodka bogini…, przeszło jej przez
myśl, a oszołomienie na dłuższą chwilę przysłoniło wszystko inne,
skutecznie przyprawiając o zawroty głowy. Musiała mocniej objąć go za
szyję, chociaż jednocześnie nie była pewna, czy ten rodzaj bliskości powinien
mieć miejsce, zwłaszcza po jego wyznaniu, kiedy wciąż czuła się aż do tego
stopnia oszołomiona. Nie miała pojęcia, dlaczego po raz kolejny jej to robił,
ale i tak czuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś
ciężkim po głowie.
Cholerny
demon i jego zamiłowanie do igrania z jej emocjami! Mogła się
założyć, że robił to specjalnie, najpewniej doskonale bawiąc się, kiedy
reagowała w tak żywy sposób. Walczyła ze sobą, próbując zmusić ciało do
współpracy, ale to okazało się trudniejsze niż przypuszczała. Chciała zrobić
wszystko, byleby tylko nie pozwolić sobie choć na cień nadziei, fascynacji albo
myślenia o tym, co tak naprawdę próbował osiągnąć Rafael, jednak i to
szło jej opornie. Nie rozumiała go, a i on zachowywał się w sposób,
którego w żaden sposób nie potrafiła pojąć, co jedynie pogarszało
sytuację. Ta diabelska istota raz po raz robiła rzeczy, które ją oszałamiały,
wręcz rozbrajały, odbierając cały zdrowy rozsądek. Swoją drogą, nie
przypominała sobie, by przy Rafie kiedykolwiek zachowywała się w szczególnie
rozgarnięty sposób, niemniej…
Nagła
zmiana w wysokości w dość brutalny sposób sprowadziła ją na ziemię.
Elena zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym w końcu oderwała wzrok od
twarzy demona, w zamian koncentrując się na otoczeniu. Zanim się
obejrzała, nieśmiertelny z lekkością wylądował na ziemi, jednak nawet stojąc
pewnie na nogach, nie wydawał się palić do tego, by puścić ją wolno.
Zmarszczyła brwi, rzucając mu naglące spojrzenie, ale i to zostało
zignorowane, a demon dopiero po kilku następnych sekundach zdecydował się
zareagować. Miała wrażenie, że w ten sposób po raz kolejny chciał
zaznaczyć to, że nawet pomimo zmian, które zaszły w ich relacjach,
ostatnie słowo nadal należało do niego. Cóż, nie miała co do tego najmniejszych
wątpliwości; to on podejmował decyzję, miał wpływ na jej życie i w każdej
chwili mógł ją zabić, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
– To chyba
ten twój dom, chociaż dalej nie mam pojęcia, co tutaj robimy – stwierdził bez
przekonania.
Jeszcze
kiedy mówił, postawił ją na ziemi, bardzo delikatnie i z wyczuciem,
zwłaszcza w porównaniu ze sposobem w jaki traktował ją nie tak dawno
temu. Tym razem przynajmniej nie wylądowała obolała na trawniku, tylko dlatego,
że demon nieświadomie (albo wręcz przeciwnie) zbyt dosłownie wziął sobie do
serca jej prośbę. Wciąż dziwnie oszołomiona i zesztywniała, wyprostowała
się z wolna, po czym w końcu rozejrzała dookoła. Nawet wtedy jakaś
jej cząstka koncentrowała się na bliskości Rafaela, a zwłaszcza na tym, że
ten z uwagą ją obserwował, być może próbując przewidzieć i ocenić jej
reakcję. Milczał, ale to jej odpowiadało, tym bardziej, że sama nie miała
pojęcia w jaki sposób najlepiej byłoby rozwiać jego wątpliwości.
Wypuściła
powietrze ze świstem, w ciszy wpatrując się w okazały budynek –
opustoszały, skryty pomiędzy drzewami, ale wciąż piękny. Dobrze znała
zamiłowanie swoich bliskich do bieli i beżu, więc jasna elewacja w najmniejszym
nawet stopniu ją nie zdziwiła, zresztą tak jak i obecność licznych,
zastępujących całe ściany okien. Minęło zaledwie kilka lat, odkąd Cullenowie
opuścili to miejsce, dlatego nie spodziewała się szczególnie rażących oznak
upływu czasu. Z drugiej strony, być może nie dostrzegała wielu szczegółów
przez to, że nie miała prawa pamiętać przenosin do Miasta Nocy, skoro wtedy
nawet nie było jej na świecie. W efekcie jakiekolwiek osądy była w stanie
opierać wyłącznie na wysokiej, sięgającej niemalże do pasa trawie, a także
charakterystycznego dla opustoszałych miejsc zapachu. Nawet z odległości
była w stanie wyczuć kurz, co jeszcze nie tak dawno temu wprawiłoby ją w konsternację,
jednak dzięki długim godzinom, które spędziła z Rafaelem w starej
kapliczce, zdążyła przywyknąć do niedogodności, które dla dawnej
Eleny byłyby nie do pomyślenia.
Bezwiednie
ruszyła przed siebie, przesuwając pomiędzy palcami czubki muskających jej uda i łydki
źdźbeł trawy. Rośliny częściowo zaschły i pożółkły, przygotowując się do
nadchodzącej zimy, ale to jej nie przeszkadzało, zresztą takie były uroki
jesieni. Przystanęła i zawahała się na moment, lekko przekrzywiając głowę i próbując
ocenić, czy czuła cokolwiek wyjątkowego, jednak nic istotnego nie przychodziło
jej na myśl. To był po prostu zwyczajny, opustoszały dom, który mógł być ważny
dla jej najbliższych, ale dla niej stanowił wyłącznie okazję do tego, by
spędzić trochę czasu z Rafaelem.
– Nieważne
– odezwała się na głos, zwracając się w większym stopniu do siebie niż do
niego. Potrząsnęła głową, po czym z wolna odwróciła się w stronę
demona. Rafa wciąż tkwił w tym samym miejscu, obojętny i spokojny,
cierpliwie czekając na podjęcie przez nią jakiegokolwiek działania. – Chciałam
po prostu… Cóż, w zasadzie to nie myślałam nad tym, co będziemy robić.
Pomyślałam po prostu, że to dobry pretekst, żebym mogła się wymknąć –
wyjaśniła, ostrożnie dobierając słowa. – No i byłam ciekawa, ale to nic
takiego. Przynajmniej mamy trochę spokoju.
– Czasami
naprawdę cię nie rozumiem, Eleno – oznajmił Rafael, wymownie wywracając
oczami.
– Nie
rozumiesz tego, że mogłabym chcieć obejrzeć dom rodziców? – zapytała niemalże
urażonym tonem.
Demon
pokręcił głową.
– Nie. Nie
rozumiem tego, że wciąż cię do mnie ciągnie, jakbym wystarczająco mało razy cię
do siebie zniechęcał – stwierdził ze spokojem. – Oczywiście to twój wybór,
niemniej jeśli myślałaś, że przeleciałem taki kawałek tylko po to, żebyś nie
zgubiła się w lesie, to jesteś w błędzie.
Jeszcze
kiedy mówił, nabrała pewności, że nie po raz pierwszy szczegółowo zaplanował
sobie ich spotkanie, najpewniej na długo przed tym, jak w ogóle do niego
doszło. Rafael nie lubił tracić czasu, a coś w jego postawie i słowach
sprawiło, że nabrała pewności, iż powinna zacząć się martwić.
– Och, no
niech zgadnę… – mruknęła, niemalże spodziewając się tego, że za moment każe jej
się zaatakować. Z drugiej strony, wcale nie chciała tego sprawdzać,
mimowolnie myśląc o tym, że byłoby lepiej, gdyby przynajmniej ten jeden
raz sobie odpuścił.
Kiedy kilka
sekund później w końcu zdecydował się ją uświadomić, co takiego planuje,
doszła do wniosku, że rozsądniej byłoby nie ruszać się z domu.
Hej :3
OdpowiedzUsuńClaire i Seth w miarę się dogadują z czego się cieszę. Trochę mi chłopaka szkoda, bo chcę dobrze, a ona go tak od siebie odpycha. Co prawda ma swoje powody co do tego, ale wie przecież, że on jej krzywdy nie zrobi. Nigdy w takiej sytuacji nie byłam i nie wiem jak ja bym se zachowywała, ale sądzę, że Claire powinna przestać o tym tak ciągle myśleć. W końcu jeśli zawsze będzie myslala przy nim o tym co ja spotkało to nigdy się nie będzie przy chłopaku czuła, a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.
No i wreszcie moja ulubiona para! Elena i Rafael, juhu! :D
Zabić Cię za końcówkę? ._. Masz szczęście, że piszesz już następny rozdział, bo inaczej by to się zle skończyło! *macha palcem*
Uwielbiam ich razem. Naprawde, jeny. Mogę go mieć dla siebie? ;-; Uroda nie powalam jak Elena, ale może Rafael dostrzegłby we mnie to coś xD (żartuje, pewnie Elena by mi chciała wydrapać oczy za takie myślenie. :D). Wreszcie są w tym domu, a przynajmniej zaraz w nim będą. Rafael załatwił jej darmowy dojazd do dawnego domu rodziców, naprawdę miło z jego strony. Chociaż mnie na miejscu dziewczyny trochę by przerażało to, że mnie tak śledzi. X.x Ale to Rafael, za nim też czasami ciężko nadążyć. ;3
Czekam, czekam, czekam na następny rozdział bardzo niecierpliwie. :D
Pozdrawiam i jeszcze więcej weny! :*
Gabi.^^