14 kwietnia 2016

Sto sześćdziesiąt siedem

Elena
To musiał być żart i to na dodatek dość marny. Miała taką nadzieję, wręcz modląc się o to, żeby Rafael się roześmiał i stwierdził, że właśnie świetnie bawi się jej kosztem. Wtedy mogłaby z czystym sumieniem go zabić, a przynajmniej spróbować, bo pewnie powstrzymałby ją jeszcze zanim zadecydowałaby się ruszyć z miejsca.
No cóż, nic na to nie wskazywało, a bijąca od demona powagą jedynie utwierdziła ją w przekonaniu, że może spodziewać się najgorszego. Jakkolwiek by nie było, pozostawało jej co najwyżej się dostosować, chociaż zdecydowanie nie miała na to ochoty. Dlaczego na wszystkie możliwe praktyki ta uparta istota musiała się zdecydować akurat na to?
– Nie… – wyrwało jej się. Lekko pokręciła głową, uważnie wpatrując się w demona i próbując stwierdzić, co takiego musiał sobie myśleć. – Nie ma mowy.
– Nie lubisz szermierki, Eleno? – rzucił niemal pogodnym tonem; jego ton sugerował, że nieszczególnie interesowało go to, co mogła mieć mu do powiedzenia.
– Uwielbiam – zadrwiła, nie zamierzając szczędzić sobie ironii. – Zawsze tak ją lubiłam, że jakoś nigdy nie zdołałam dotrzeć w porę na zajęcia w Akademii.
Cóż, w zasadzie równie ekwiwalentne podejście miała do większości lekcji, jednak szermierka była jednym z wyjątkowych przypadków. Nie chodziło wyłącznie o to, że w samej Akademii Nocy pojawiła się raptem kilka razy, poniekąd z ciekawości, bo nigdy nie miała okazji, żeby uczęszczać w zajęciach na stałe, a tym bardziej szkołę skończyć – jak mogłaby, skoro jej najwyraźniej pisane było zwykłe liceum i użeranie się z ludźmi, ot tak, w ramach idealistycznego podejścia ojca do równowagi międzygatunkowej? Tak czy inaczej, nie rozumiała sensu wymachiwania szablą, kijem czy jak się to ustrojstwo nazywało, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że w rękach wprawionej osoby, znajomość tej sztuki walki mogła okazać się niemal zabójcza. Wampiry miały szczególną słabość do tej umiejętności, nie jako jedyne najwyraźniej, o czym mogła się właśnie przekonać. Rafa już dawno musiał wziąć sobie za punkt widzenia to, żeby ją wykończyć i teraz w końcu postanowił przejść do rzeczy.
– To bardzo niedobrze – stwierdził w zamyśleniu, a Elena z zaskoczeniem przekonała się, że brzmiał na rozczarowanego. Cóż, znowu nie wpasowywała się w to, co sobie założył, a to komuś, kto wychodził z założenia, że wszystko musi być zgodne z planem, bez wątpienia nie było na rękę. – Szermierka jest wyjątkowa. To jedyny sport, który…
– …który zapewnia równe szanse kobiecie i mężczyźnie, daje potencjał, rozwija sprawność. I tak dalej, i tak dalej. – Elena wywróciła oczami. – Ta, słyszałam to już ze sto razy.
– Ale tego nie doceniasz, chociaż od dziecka miałaś możliwość nauczania się czegoś praktycznego – mruknął z przekąsem, jak nic zamierzając doprowadzić ją do szału złośliwymi uwagami. – Nie martw się, moja droga. Daj mi trochę czasu, a szybko naprostuję twoje myślenie.
Prychnęła, wciąż spoglądając na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy. Jeśli chciał ją w ten sposób pocieszyć, to szło mu to marnie, najdelikatniej rzecz ujmując. Widząc jak jakby od niechcenia wygina giętką, ostro zakończoną gałąź, która wydawała się idealnym narzędziem tortur w jego rękach, nie czuła się ani trochę zmotywowana do nauki. Wcale a wcale.
– Ty mnie nienawidzisz, prawda? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Ależ skąd. – Jego brwi z wolna powędrowały ku górze. – Mógłbym ci kazać zapytać o opinię kogoś, kto zasłużył sobie na moją nienawiść, ale tak się składa, że wszyscy nie żyją. No, może pomijając Huntera.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, dziwnie oszołomiona jego słowami. Jakoś nie miała wątpliwości co do tego, że mówił prawdę, chociaż jednocześnie spokojne mówienie o tym, że miał na sumieniu jakiekolwiek istnienia, wydało jej się przerażające. Wiedziała, że Rafa nie był święty (może pomijając kwestie postępowania z kobietą), jednak łatwo było jej zapomnieć o tym, że ma do czynienia z potencjalnym mordercą, kiedy było razem. Takie słowa, na dodatek wypowiedziane z pozorną obojętnością, jakby zabijanie było czymś najzupełniej normalnym, wprawiły ją w osłupienie.
– Nienawidzisz Huntera – powtórzyła, nie kryjąc zaskoczenia. To uczucie wbrew wszystkiemu było jej obce, zwłaszcza skierowane przeciwko rodzeństwu. Chociaż sama była jedynaczką, obserwując chociażby Licavoli, zdążyła się przekonać, że jak jeszcze gniew czy irytacja były zrozumiałe, tak bratersko-siostrzane uczucia wystarczyły, by poszczególni członkowie rodziny stali za sobą murem. – Własnego brata.
– Zdradził mnie – obruszył się Rafa. Przez jego twarz przemoknął ledwo zauważalny cień. – A to tak, jakby sprzeciwił się naszemu ojcu, bo rozkazy pochodzą od niego, poza tym… – Urwał, zupełnie jakby niepokoiło go to, że mógłby powiedzieć za dużo. – Nieważne. Sprawa z Hunterem cię nie dotyczy, bo więcej nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć. Po to zresztą te lekcje – oznajmił, chociaż zazwyczaj nie lubił się tłumaczyć, zwłaszcza przed nią. – Jak mówiłem, szermierka. Nie zamierzam zmienić zdania, o ile wcześniej nie chciałabyś sobie trochę pobiegać.
Zmiana tematu jednoznacznie dała jej do zrozumienia, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Jeśli na dodatek Rafa próbował grozić jej bieganiem, to zwykle znaczyło, że najrozsądniej będzie się wycofać, nawet jeśli jej pozycja nadal pozostawiała wiele do życzenia. Demon był uparty, a Elena wystarczająco wiele razy miała okazję przekonać się o tym, że lepiej go nie prowokować.
– Wciąż uważam, że bieganie po lesie z kijem to debilny pomysł – oznajmiła poirytowanym tonem. – To gorsze niż ten sprzęt. No i to już w zasadzie improwizacja, a to też nie w twoim stylu, Panie Idealny.
– Jak się nie ma, co się lubi… – Rzucił jej wymowne spojrzenie, jak nic sugerując, że nie tylko kwestia sprzętu mogłaby pozostawiać wiele do życzenia. Zignorowała to, nie zamierzając dawać mu satysfakcji z tego, że jakkolwiek ją drażnił. – Zresztą jeśli dobrze się nad tym zastanowić, tak jest nawet lepiej. Nie wiem jak ty, ale ja rzadko noszę ze sobą floret… Zresztą to – dodał i demonstracyjnie wygiął konar – może okazać się bardziej praktyczne.
Aha, floret. Wiedziała, że jakoś tak to się nazywało, chociaż nigdy nie mogła zapamiętać tego jednego słowa – kolejnego, którym tak zawzięcie operował Damien, przez co porozumienie się z nim bez słownika mogło okazać się problematyczne. Z drugiej strony, być może faceci mieli to do siebie, że uwielbiali się popisywać.
Zgadzała się z tym, czy też nie, podejrzewała, co takiego miał na myśli Rafael, mówiąc o praktyczności. Drewno bywało niebezpieczne, zwłaszcza dla nowych wampirów, które z łatwością mogła zatrzymać w ten sposób. Taki improwizowany floret mógł okazać się doskonałą bronią i dać jej przynajmniej trochę czasu na ucieczkę, ale i tak nie wyobrażała sobie walki z ewentualnym przeciwnikiem. Tak, już widziała jak wychodzi jej przebicie kogoś z doświadczeniem Rufusa, Isabeau czy nawet Aldero albo Cammy'ego. Podejrzewała, że każde z nich rozbroiłoby ją i powaliło na ziemię, jeszcze zanim zadecydowałaby o tym, którą stroną najlepiej będzie trzymać kij.
– Będę biegać po domu i dźgać wampiry dla zabawy, ot tak w ramach pracy domowej. Czemu nie…
Rafa rzucił jej rozdrażnione, karcące spojrzenie. W przeciwieństwie do niej wydawał się pewny siebie i usatysfakcjonowany perspektywą nauczenia czegoś, co (przynajmniej z jego strony) jawiło się jako niezwykle praktyczne.
– Jeśli nie będą mieli nic przeciwko, to proszę bardzo. Mnie naprawdę nie interesuje, co takiego robisz w wolnym czasie – stwierdził, ale nie zabrzmiało to szczególnie przekonująco. Podświadomie wyczuła, że kłamał albo przynajmniej nie mówił całej prawdy, ale nie miała pewności. – Nie wiem, kto i jak próbował uczyć cię do tej pory, skoro z takim uporem próbujesz się ze mną teraz spierać, ale trudno… Zaraz zobaczymy ile tak naprawdę umiesz.
Ledwo powstrzymała się od jęku, co najmniej niezadowolona. Właśnie tego się obawiała – kolejnej lekcji w której miała okazać się beznadziejna i związanych z tym złośliwości, bo pewnie jak zwykle miał uznać ją za ignorantkę. Z dwojga złego wolała już, kiedy rzucał nią na wszystkie strony, traktując jak worek treningowy. Wtedy przynajmniej nie musiała zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie wybije komuś oka albo – co bardziej prawdopodobne – samej sobie nie zrobi krzywdy. Co prawda nie miała aż takich „zdolności” jak Jocelyne, ale szermierka nigdy nie należała do jej ulubionych sportów, więc spodziewała się najgorszego. Obawiała się, że demon porywał się z motyką na słońce, próbując przekonać ją do czegoś, czego nie tylko nie rozumiała, ale wręcz nie chciała okiełzać.
Spodziewała się wielu rzeczy, łącznie z tym, że już wstępie będzie musiała mierzyć się z czymś, co zdecydowanie nie przypadnie jej do gustu. Tym większym zaskoczeniem było dla niej to, że Rafael jak gdyby nigdy nic zmaterializował się przy niej, w zamyśleniu wodząc wzrokiem po jej sylwetce. Nie po raz pierwszy poczuła się skrępowana, nie będąc w stanie jednoznacznie określić, czego powinna się po nim spodziewać. Czasami nie nadążała ani za nim, ani za zmiennością jego nastrojów, kiedy zaś w grę wchodziła praktyczna nauka samoobrony…
– W porządku – odezwał się nagle, a ona zesztywniała, coraz bardziej zaniepokojona. Był niebezpiecznie blisko, na dodatek tak, że była w stanie wyczuć bijące od jego ciała ciepło. – Zaczniemy od początku, najlepiej po mojemu. Tak będzie prościej i skuteczniej.
Nie miała pojęcia, czy powinna była czuć z tego powodu ulgę, czy może zacząć poważnie obawiać się tego, jak mogła wyglądać nauka z kimś takim jak on. Kiedy jeszcze pojawiała się w Akademii, zajęcia polegały przede wszystkim na wymachiwaniu floretem i powtarzaniu tych samych ruchów niemalże do znudzenia, przez co szybko przestała się na nich pojawiać. Problem leżał w tym, że nigdy tak naprawdę tej sztuki nie opanowała, a prośba o pomoc zdecydowanie nie przeszłaby jej przez usta. To było głupie, zbędne i nudne, chociaż najpewniej myślała tak przede wszystkim dlatego, że nigdy nie było jej dane utrzymać broni dłużej niż kilka minut.
Spięła się, kiedy Rafael znalazł się przy niej. Serce zabiło jej szybciej, kiedy – przypadkowo bądź nie – otarł się skrzydłem o jej ramię. Z łatwością mogła wyobrazić go sobie z mieczem albo równie niebezpiecznym ostrzem, pewnego siebie i władczego. Miał w sobie coś takiego, co niezmiennie przywodziło jej na myśl wiekowego wojownika, chociaż nie miała pewności, co takiego miało największy wpływ na to, co myślała – jego rysy twarzy, złocisty odcień skóry czy może świadomość, że przeżył więcej, aniżeli jakakolwiek inna znana jej istota.
On mnie wykończy…, pomyślała jednak wcale nie czuła się tym przerażona. W gruncie rzeczy czuła się podekscytowana, podświadomie czekając na to, co zamierzał pokazać jej demon. Nie mogła zaprzeczyć, że był dobry w tym, co robi; nawet kiedy zmuszał ją do próby walki wręcz, czuła, że okazywał jej wyjątkowo dużo dobrej woli i cierpliwości, które nie były w jego przypadku czymś normalnym i oczywistym. Rafa nie miał w zwyczaju prowadzić innych za rączkę, a w jej przypadku sprawa była tym bardziej skomplikowana, skoro musiał ją chronić. Jasne, że zależało mu na jej bezpieczeństwie i w konsekwencji chciał zrobić wszystko, byleby potrafiła się sama bronić. Sama również tego potrzebowała, jednak dla kogoś, kto miał słabość do dobrego wyglądu i tego, żeby na każdym kroku błyszczeć, takie traktowanie mogło być problematyczne.
– Zacznij mnie słuchać, a oboje wyjdziemy na tym dobrze – zapowiedział ze spokojem demon. Elena zadrżała niekontrolowanie, słysząc jego opanowany głos tuż przy uchu. Słodki oddech owiał jej policzek, a dziewczyna zapragnęła po raz kolejny zrobić coś zupełnie niezwiązanego ze zdrowym rozsądkiem i po prostu go pocałować. – Szermierka to nie wyćwiczone ruchy, których możesz nauczyć się używać. Jeśli nie masz gwarancji, że pokonasz przeciwnika, zrób przynajmniej tyle ile możesz, żeby wykorzystać szansę…
Jeszcze kiedy mówił, wsunął jej w dłonie podłużny kij, którym bawił się przez cały ten czas. Machinalnie zacisnęła palce wokół nierównej powierzchni, Serce wciąż biło jej jak szalone, ale nie miało to najmniejszego nawet związku z perspektywą walk albo tego, że jednak miała próbować posłużyć się prowizoryczną bronią.
– Nie wiem, czy będę potrafiła – przyznała zgodnie z prawdą. – Kilka razy ćwiczyłam, ale nic ponad to. Rozróżniam pchnięcie od cięcia, ale to wszystko.
– Na początek wystarczy – stwierdził i wyjątkowo nie zabrzmiało to złośliwie. Zesztywniała, kiedy jego dłonie jak gdyby nigdy nic zacisnęły się na jej ramionach. – Nie myśl teraz o lekcjach, które miałaś, ale o tym, jak wielki potencjał dają ci zmysły. Masz instynkt, Eleno. W naszym przypadku to podstawa wszystkiego: zarówno w walce wręcz, jak i tej nieszczęsnej szermierce. To – podjął, kiwając głową na kij – może być co najwyżej przydatnym uzupełnieniem twoich zdolności. Tak bardzo cenimy szermierkę, bo nigdy nie opierała się na odpowiednim opanowaniu ruchów, ale na wykorzystaniu tego, czym obdarowała nas natura. Ty musisz jedynie się skoncentrować i w końcu to dostrzec.
Ledwo powstrzymała się przed tym, by odwrócić się w jego stronę i mu się przyjrzeć, co najmniej zaskoczona takim doborem słów. To było coś innego niż mogłaby się spodziewać, chociaż w żaden sposób nie potrafiła stwierdzić skąd brała się ta różnica. Rafael mówił i wiedziała, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co i jak chce jej przekazać. Co więcej, skutecznie dał jej do myślenia, chociaż nie przypuszczała nawet, że to w ogóle możliwe. Słuchała, będąc trochę tak, jak oczarowana, uważnie ważąc każde kolejne z wypowiedzianych słów i próbując odpowiednio zrozumieć to, co starał się jej przekazać. Zależało mu i to wydawało się oczywiste, poza tym wydało jej się o niebo przystępniejsze od tej formy treningów, którą praktykował wcześniej.
Wypuściła powietrze ze świstem, próbując się rozluźnić i skoncentrować. Skupiała się na oddychaniu, aż nazbyt świadoma tego, że jej puls w zdradziecki sposób dawał demonowi do zrozumienia to, jak bardzo rozbita i niepewna się czuła. Czasami nienawidziła swojego ciała za to, że w tak klarowny sposób zdradzało jej emocje, nawet jeśli ktoś taki jak Rafael niekoniecznie miał być w stanie odpowiednio je nazwać i zrozumieć. W jego przypadku kwestia uczuć stanowiła dość skomplikowaną kwestię, którą niekoniecznie mógł albo chciał pojąć, a jeśli wziąć pod uwagę to, co działo się pomiędzy nimi w ostatnim czasie…
Okręciła się na pięcie, na tyle gwałtownie, by musiał ześlizgnąć dłonie z jej ramion i pozwolić, by zwróciła się w jego stronę. Elena zamarła na ułamek sekundy, porażona błękitem lśniących, przywodzących na myśl czyste niebo w środku lata oczu. Napięła mięśnie, próbując przybrać pozycję kogoś gotowego do ataku, palce wciąż mocno zaciskając na swoim drewnianym florecie. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem w choć niewielkim stopniu zależało jej na tym, by go zadowolić, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że odkąd była świadoma istnienia tej ludzkiej cząstki Rafaela, a on zachowywał się w odrobinę bardziej przystępny sposób, o wiele bardziej angażowała się w kolejne treningi.
Wciąż przypatrując się demonowi, z wolna wyprostowała się i – jednocześnie wysilając pamięć, by ułatwić sobie zadanie – spróbowała przybrać pozycję wejściową, którą widziała wystarczająco wiele razy, by być w stanie ją odwzorować.
– Coś pamiętasz. – Po tonie Rafaela trudno było stwierdzić, czy mogła uznać jego słowa za komplement. – Jak mówiłem, tu nie o figury chodzi, chociaż te też mogą być przydatne. Na razie trochę się rozluźnij. Nie trzymaj tego nadgarstka tak sztywno, bo nawet Raven będzie w stanie wytrącić ci broń. Nie zastanawiaj się nad tym, co powinnaś zrobić za moment albo później, ale na tym, co robisz teraz. Skoro masz coś, co może pomóc ci w wyrównaniu szans, oswój się z tym na tyle, by móc to wykorzystać – powiedział, po czym zawahał się na moment, intensywnie nad czymś myśląc. – Tak samo sprawy mają się z nami, Eleno. Traktujesz to, co mówię, jak największą karę, chociaż chcę wyłącznie tego, bym nigdy więcej nie musiał ratować ci życia.
– Nie zapędzaj się tak. To brzmi prawie tak, jakbyś się o mnie troszczył – stwierdziła, zanim zdążyła ugryźć się w język. – Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że ci na mnie zależy.
– Zależy. Na bezpieczeństwie. – Rafa przekrzywił głowę. – Czy to twoim zdaniem również zalicza się do troski?
Jego pytanie ją zaskoczyło, zresztą tak jak i to, że nie brzmiał na szczególnie poirytowanego tym, co mu zasugerowała. Co prawda spiął się, zresztą tak jak i zwykle, kiedy w grę wchodziła rozmowa na temat człowieczeństwa i uczuć, które dopiero poznawał, ale przynajmniej nie próbował się przed nimi bronić. To był jeden z tych wciąż rzadkich, ale jednak zdarzających się momentów, kiedy Rafa niemalże z zainteresowaniem wypytywał ją o to, czego doświadczał, próbując nazywać uczucia, które nadal pozostawały dla niego abstrakcją.
Zawahała się przed odpowiedzią, nagle zaczynając mieć wątpliwości co do tego, czy naprawdę powinna mu odpowiedzieć. Czasami nie miała pojęcia, jak powinna się z nim obchodzić, by znowu nie zaczęli na siebie warczeć, choć jednocześnie czuła, że całkowity spokój nie jest możliwy. Rafael lubił dominować, zresztą tak jak i ona, a podobieństwo charakterów sprawiało, że nie byli w stanie się porozumieć. Nie pojmowała tego, jak łatwo przychodziło im wpadanie ze skrajności w skrajność, kiedy to rozmawiali normalnie, całowali się i trwali we względnej zgodzie, by zaraz po tym znowu zacząć rzucać się sobie do gardeł.
– Sądzę, że sam najlepiej wiesz, co takiego czujesz… Mimo wszystko – powiedziała cicho, ostrożnie dobierając słowa.
Demon w milczeniu skinął głową, przez co trudno było jej jednoznacznie stwierdzić, czy taka odpowiedź go satysfakcjonowała. Czuła, że ją obserwował i to wystarczyło, by z miejsca poczuła się jeszcze bardziej skonsternowana, chociaż sama nie miała pewności skąd brało się to dziwne wrażenie. Rafa wydawał się inny, chociaż dopiero teraz zaczynała to zauważać, coraz bardziej świadoma jego przeciągającego się milczenia, spokoju i tego, że wbrew wszystkiemu zachowywał się w całkiem przystępny sposób, przynajmniej tymczasowo powstrzymując się przed złośliwościami. Sprawiał wrażenie skoncentrowanego na celu, a więc na tym, by czegokolwiek ją nauczyć, co było całkiem przyjemną odmianą, nawet jeśli sprawiało, że Elena poczuła się nieswojo.
O czym myślisz?, chciała go zapytać, jednak i bez pytania widziała, że nie udzieliłby jej odpowiedzi. Co więcej, była gotowa przysiąc, że sam zainteresowany miał ochotę zapytać ją dokładnie o to samo, nie odrywając wzroku od jej twarzy nawet na ułamek sekundy. Gdyby nie jego ton i powaga, pomyślałaby nawet, że doskonale się bawił, mogąc obserwować ją i ten cholerny kij, jednak nic nie wskazywało na to, by właśnie szermierka albo jakakolwiek inna forma fizycznej aktywności chodziła mu po głowie.
– Rafa? – zaryzykowała.
Zamrugał nieco nieprzytomnie, po czym w końcu skoncentrował na niej spojrzenie.
– Nieważne – rzucił wymijająco, chociaż nie zdążyła nawet zapytać o cokolwiek konkretnego. – Zaczniemy od podstaw, w porządku? Mogę ci obiecać, że dzisiaj wrócisz do domu zmęczona – zapowiedział, a Elena westchnęła.
Zdecydowanie nie w ten sposób wyobrażała sobie pierwsze spotkanie od dłuższego czasu, na dodatek w tym miejscu, ale zdecydowanie nie zamierzała się nad tym zastanawiać. W zamian skupiła się przede wszystkim na Rafaelu oraz na tym, by przynajmniej ten jeden raz go zadowolić, chociaż sama nie była pewna, dlaczego to takie ważne. W gruncie rzeczy uwielbiała te słowne przekomarzania i nieformalną grę, którą prowadzili, jednak z drugiej strony…
Coś się zmieniło od chwili, w której widzieli się po raz ostatni.
Zmieniało się już od dłuższego czasu, jednak do tej pory nie potrafiła określić dokąd miało ich to doprowadzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa