Elena
To musiał być żart i to na dodatek dość marny. Miała taką nadzieję,
wręcz modląc się o to, żeby Rafael się roześmiał i stwierdził, że
właśnie świetnie bawi się jej kosztem. Wtedy mogłaby z czystym sumieniem
go zabić, a przynajmniej spróbować, bo pewnie powstrzymałby ją jeszcze
zanim zadecydowałaby się ruszyć z miejsca.
No cóż, nic na to nie wskazywało, a bijąca
od demona powagą jedynie utwierdziła ją w przekonaniu, że może spodziewać
się najgorszego. Jakkolwiek by nie było, pozostawało jej co najwyżej się dostosować,
chociaż zdecydowanie nie miała na to ochoty. Dlaczego na wszystkie możliwe
praktyki ta uparta istota musiała się zdecydować akurat na to?
– Nie… – wyrwało jej się. Lekko pokręciła
głową, uważnie wpatrując się w demona i próbując stwierdzić, co takiego
musiał sobie myśleć. – Nie ma mowy.
– Nie lubisz szermierki, Eleno? – rzucił niemal
pogodnym tonem; jego ton sugerował, że nieszczególnie interesowało go to, co
mogła mieć mu do powiedzenia.
– Uwielbiam – zadrwiła, nie zamierzając
szczędzić sobie ironii. – Zawsze tak ją lubiłam, że jakoś nigdy nie zdołałam
dotrzeć w porę na zajęcia w Akademii.
Cóż, w zasadzie równie ekwiwalentne
podejście miała do większości lekcji, jednak szermierka była jednym z wyjątkowych
przypadków. Nie chodziło wyłącznie o to, że w samej Akademii Nocy
pojawiła się raptem kilka razy, poniekąd z ciekawości, bo nigdy nie miała
okazji, żeby uczęszczać w zajęciach na stałe, a tym bardziej szkołę
skończyć – jak mogłaby, skoro jej najwyraźniej pisane było zwykłe liceum i użeranie
się z ludźmi, ot tak, w ramach idealistycznego podejścia ojca do
równowagi międzygatunkowej? Tak czy inaczej, nie rozumiała sensu wymachiwania
szablą, kijem czy jak się to ustrojstwo nazywało, chociaż zdawała sobie sprawę z tego,
że w rękach wprawionej osoby, znajomość tej sztuki walki mogła okazać się
niemal zabójcza. Wampiry miały szczególną słabość do tej umiejętności, nie jako
jedyne najwyraźniej, o czym mogła się właśnie przekonać. Rafa już dawno
musiał wziąć sobie za punkt widzenia to, żeby ją wykończyć i teraz w końcu
postanowił przejść do rzeczy.
– To bardzo niedobrze – stwierdził w zamyśleniu,
a Elena z zaskoczeniem przekonała się, że brzmiał na rozczarowanego.
Cóż, znowu nie wpasowywała się w to, co sobie założył, a to komuś,
kto wychodził z założenia, że wszystko musi być zgodne z planem, bez
wątpienia nie było na rękę. – Szermierka jest wyjątkowa. To jedyny sport,
który…
– …który zapewnia równe szanse kobiecie i mężczyźnie,
daje potencjał, rozwija sprawność. I tak dalej, i tak dalej. – Elena
wywróciła oczami. – Ta, słyszałam to już ze sto razy.
– Ale tego nie doceniasz, chociaż od dziecka
miałaś możliwość nauczania się czegoś praktycznego – mruknął z przekąsem,
jak nic zamierzając doprowadzić ją do szału złośliwymi uwagami. – Nie martw
się, moja droga. Daj mi trochę czasu, a szybko naprostuję twoje myślenie.
Prychnęła, wciąż spoglądając na niego tak,
jakby widziała go po raz pierwszy. Jeśli chciał ją w ten sposób pocieszyć,
to szło mu to marnie, najdelikatniej rzecz ujmując. Widząc jak jakby od
niechcenia wygina giętką, ostro zakończoną gałąź, która wydawała się idealnym
narzędziem tortur w jego rękach, nie czuła się ani trochę zmotywowana do
nauki. Wcale a wcale.
– Ty mnie nienawidzisz, prawda? – wycedziła
przez zaciśnięte zęby.
– Ależ skąd. – Jego brwi z wolna
powędrowały ku górze. – Mógłbym ci kazać zapytać o opinię kogoś, kto
zasłużył sobie na moją nienawiść, ale tak się składa, że wszyscy nie żyją. No,
może pomijając Huntera.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, dziwnie
oszołomiona jego słowami. Jakoś nie miała wątpliwości co do tego, że mówił
prawdę, chociaż jednocześnie spokojne mówienie o tym, że miał na sumieniu
jakiekolwiek istnienia, wydało jej się przerażające. Wiedziała, że Rafa nie był
święty (może pomijając kwestie postępowania z kobietą), jednak łatwo było
jej zapomnieć o tym, że ma do czynienia z potencjalnym mordercą,
kiedy było razem. Takie słowa, na dodatek wypowiedziane z pozorną
obojętnością, jakby zabijanie było czymś najzupełniej normalnym, wprawiły ją w osłupienie.
– Nienawidzisz Huntera – powtórzyła, nie kryjąc
zaskoczenia. To uczucie wbrew wszystkiemu było jej obce, zwłaszcza skierowane
przeciwko rodzeństwu. Chociaż sama była jedynaczką, obserwując chociażby
Licavoli, zdążyła się przekonać, że jak jeszcze gniew czy irytacja były
zrozumiałe, tak bratersko-siostrzane uczucia wystarczyły, by poszczególni
członkowie rodziny stali za sobą murem. – Własnego brata.
– Zdradził mnie – obruszył się Rafa. Przez jego
twarz przemoknął ledwo zauważalny cień. – A to tak, jakby sprzeciwił się
naszemu ojcu, bo rozkazy pochodzą od niego, poza tym… – Urwał, zupełnie jakby
niepokoiło go to, że mógłby powiedzieć za dużo. – Nieważne. Sprawa z Hunterem
cię nie dotyczy, bo więcej nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć. Po to zresztą
te lekcje – oznajmił, chociaż zazwyczaj nie lubił się tłumaczyć, zwłaszcza
przed nią. – Jak mówiłem, szermierka. Nie zamierzam zmienić zdania, o ile
wcześniej nie chciałabyś sobie trochę pobiegać.
Zmiana tematu jednoznacznie dała jej do
zrozumienia, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Jeśli na dodatek Rafa próbował
grozić jej bieganiem, to zwykle znaczyło, że najrozsądniej będzie się wycofać,
nawet jeśli jej pozycja nadal pozostawiała wiele do życzenia. Demon był uparty,
a Elena wystarczająco wiele razy miała okazję przekonać się o tym, że
lepiej go nie prowokować.
– Wciąż uważam, że bieganie po lesie z kijem
to debilny pomysł – oznajmiła poirytowanym tonem. – To gorsze niż ten sprzęt.
No i to już w zasadzie improwizacja, a to też nie w twoim
stylu, Panie Idealny.
– Jak się nie ma, co się lubi… – Rzucił jej
wymowne spojrzenie, jak nic sugerując, że nie tylko kwestia sprzętu mogłaby
pozostawiać wiele do życzenia. Zignorowała to, nie zamierzając dawać mu
satysfakcji z tego, że jakkolwiek ją drażnił. – Zresztą jeśli dobrze się
nad tym zastanowić, tak jest nawet lepiej. Nie wiem jak ty, ale ja rzadko
noszę ze sobą floret… Zresztą to – dodał i demonstracyjnie wygiął
konar – może okazać się bardziej praktyczne.
Aha, floret. Wiedziała, że jakoś tak to się
nazywało, chociaż nigdy nie mogła zapamiętać tego jednego słowa – kolejnego,
którym tak zawzięcie operował Damien, przez co porozumienie się z nim bez
słownika mogło okazać się problematyczne. Z drugiej strony, być może faceci mieli to do siebie, że uwielbiali się popisywać.
Zgadzała się z tym, czy też nie,
podejrzewała, co takiego miał na myśli Rafael, mówiąc o praktyczności.
Drewno bywało niebezpieczne, zwłaszcza dla nowych wampirów,
które z łatwością mogła zatrzymać w ten sposób. Taki improwizowany
floret mógł okazać się doskonałą bronią i dać jej przynajmniej trochę
czasu na ucieczkę, ale i tak nie wyobrażała sobie walki z ewentualnym
przeciwnikiem. Tak, już widziała jak wychodzi jej przebicie kogoś z doświadczeniem
Rufusa, Isabeau czy nawet Aldero albo Cammy'ego. Podejrzewała, że każde z nich
rozbroiłoby ją i powaliło na ziemię, jeszcze zanim zadecydowałaby o tym,
którą stroną najlepiej będzie trzymać kij.
– Będę biegać po domu i dźgać wampiry dla
zabawy, ot tak w ramach pracy domowej. Czemu nie…
Rafa rzucił jej rozdrażnione, karcące
spojrzenie. W przeciwieństwie do niej wydawał się pewny siebie i usatysfakcjonowany
perspektywą nauczenia czegoś, co (przynajmniej z jego strony) jawiło się
jako niezwykle praktyczne.
– Jeśli nie będą mieli nic przeciwko, to proszę
bardzo. Mnie naprawdę nie interesuje, co takiego robisz w wolnym czasie –
stwierdził, ale nie zabrzmiało to szczególnie przekonująco. Podświadomie
wyczuła, że kłamał albo przynajmniej nie mówił całej prawdy, ale nie miała
pewności. – Nie wiem, kto i jak próbował uczyć cię do tej pory, skoro z takim
uporem próbujesz się ze mną teraz spierać, ale trudno… Zaraz zobaczymy ile tak
naprawdę umiesz.
Ledwo powstrzymała się od jęku, co najmniej
niezadowolona. Właśnie tego się obawiała – kolejnej lekcji w której miała
okazać się beznadziejna i związanych z tym złośliwości, bo pewnie jak
zwykle miał uznać ją za ignorantkę. Z dwojga złego wolała już, kiedy
rzucał nią na wszystkie strony, traktując jak worek treningowy. Wtedy
przynajmniej nie musiała zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie wybije
komuś oka albo – co bardziej prawdopodobne – samej sobie nie zrobi krzywdy. Co
prawda nie miała aż takich „zdolności” jak Jocelyne, ale szermierka nigdy nie
należała do jej ulubionych sportów, więc spodziewała się najgorszego. Obawiała
się, że demon porywał się z motyką na słońce, próbując przekonać ją do
czegoś, czego nie tylko nie rozumiała, ale wręcz nie chciała okiełzać.
Spodziewała się wielu rzeczy, łącznie z tym,
że już wstępie będzie musiała mierzyć się z czymś, co zdecydowanie nie
przypadnie jej do gustu. Tym większym zaskoczeniem było dla niej to, że Rafael
jak gdyby nigdy nic zmaterializował się przy niej, w zamyśleniu wodząc
wzrokiem po jej sylwetce. Nie po raz pierwszy poczuła się skrępowana, nie będąc
w stanie jednoznacznie określić, czego powinna się po nim spodziewać.
Czasami nie nadążała ani za nim, ani za zmiennością jego nastrojów, kiedy zaś w grę
wchodziła praktyczna nauka samoobrony…
– W porządku – odezwał się nagle, a ona
zesztywniała, coraz bardziej zaniepokojona. Był niebezpiecznie blisko, na
dodatek tak, że była w stanie wyczuć bijące od jego ciała ciepło. –
Zaczniemy od początku, najlepiej po mojemu. Tak będzie prościej i skuteczniej.
Nie miała pojęcia, czy powinna była czuć z tego
powodu ulgę, czy może zacząć poważnie obawiać się tego, jak mogła wyglądać
nauka z kimś takim jak on. Kiedy jeszcze pojawiała się w Akademii,
zajęcia polegały przede wszystkim na wymachiwaniu floretem i powtarzaniu
tych samych ruchów niemalże do znudzenia, przez co szybko przestała się na nich
pojawiać. Problem leżał w tym, że nigdy tak naprawdę tej sztuki nie opanowała,
a prośba o pomoc zdecydowanie nie przeszłaby jej przez usta. To było
głupie, zbędne i nudne, chociaż najpewniej myślała tak przede wszystkim
dlatego, że nigdy nie było jej dane utrzymać broni dłużej niż kilka minut.
Spięła się, kiedy Rafael znalazł się przy niej.
Serce zabiło jej szybciej, kiedy – przypadkowo bądź nie – otarł się skrzydłem o jej
ramię. Z łatwością mogła wyobrazić go sobie z mieczem albo równie
niebezpiecznym ostrzem, pewnego siebie i władczego. Miał w sobie coś
takiego, co niezmiennie przywodziło jej na myśl wiekowego wojownika, chociaż
nie miała pewności, co takiego miało największy wpływ na to, co myślała – jego
rysy twarzy, złocisty odcień skóry czy może świadomość, że przeżył więcej,
aniżeli jakakolwiek inna znana jej istota.
On mnie wykończy…, pomyślała jednak wcale nie czuła się tym
przerażona. W gruncie rzeczy czuła się podekscytowana, podświadomie
czekając na to, co zamierzał pokazać jej demon. Nie mogła zaprzeczyć, że był
dobry w tym, co robi; nawet kiedy zmuszał ją do próby walki wręcz, czuła,
że okazywał jej wyjątkowo dużo dobrej woli i cierpliwości, które nie były w jego
przypadku czymś normalnym i oczywistym. Rafa nie miał w zwyczaju
prowadzić innych za rączkę, a w jej przypadku sprawa była tym
bardziej skomplikowana, skoro musiał ją chronić. Jasne, że zależało mu na jej
bezpieczeństwie i w konsekwencji chciał zrobić wszystko, byleby
potrafiła się sama bronić. Sama również tego potrzebowała, jednak dla kogoś,
kto miał słabość do dobrego wyglądu i tego, żeby na każdym kroku
błyszczeć, takie traktowanie mogło być problematyczne.
– Zacznij mnie słuchać, a oboje wyjdziemy
na tym dobrze – zapowiedział ze spokojem demon. Elena zadrżała
niekontrolowanie, słysząc jego opanowany głos tuż przy uchu. Słodki oddech
owiał jej policzek, a dziewczyna zapragnęła po raz kolejny zrobić coś
zupełnie niezwiązanego ze zdrowym rozsądkiem i po prostu go pocałować. –
Szermierka to nie wyćwiczone ruchy, których możesz nauczyć się używać. Jeśli
nie masz gwarancji, że pokonasz przeciwnika, zrób przynajmniej tyle ile możesz,
żeby wykorzystać szansę…
Jeszcze kiedy mówił, wsunął jej w dłonie
podłużny kij, którym bawił się przez cały ten czas. Machinalnie zacisnęła palce
wokół nierównej powierzchni, Serce wciąż biło jej jak szalone, ale nie miało to
najmniejszego nawet związku z perspektywą walk albo tego, że jednak miała
próbować posłużyć się prowizoryczną bronią.
– Nie wiem, czy będę potrafiła – przyznała
zgodnie z prawdą. – Kilka razy ćwiczyłam, ale nic ponad to. Rozróżniam
pchnięcie od cięcia, ale to wszystko.
– Na początek wystarczy – stwierdził i wyjątkowo
nie zabrzmiało to złośliwie. Zesztywniała, kiedy jego dłonie jak gdyby nigdy
nic zacisnęły się na jej ramionach. – Nie myśl teraz o lekcjach, które
miałaś, ale o tym, jak wielki potencjał dają ci zmysły. Masz instynkt,
Eleno. W naszym przypadku to podstawa wszystkiego: zarówno w walce
wręcz, jak i tej nieszczęsnej szermierce. To – podjął, kiwając głową na
kij – może być co najwyżej przydatnym uzupełnieniem twoich zdolności. Tak
bardzo cenimy szermierkę, bo nigdy nie opierała się na odpowiednim opanowaniu
ruchów, ale na wykorzystaniu tego, czym obdarowała nas natura. Ty musisz
jedynie się skoncentrować i w końcu to dostrzec.
Ledwo powstrzymała się przed tym, by odwrócić
się w jego stronę i mu się przyjrzeć, co najmniej zaskoczona takim
doborem słów. To było coś innego niż mogłaby się spodziewać, chociaż w żaden
sposób nie potrafiła stwierdzić skąd brała się ta różnica. Rafael mówił i wiedziała,
że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co i jak chce jej przekazać.
Co więcej, skutecznie dał jej do myślenia, chociaż nie przypuszczała nawet, że
to w ogóle możliwe. Słuchała, będąc trochę tak, jak oczarowana, uważnie
ważąc każde kolejne z wypowiedzianych słów i próbując odpowiednio
zrozumieć to, co starał się jej przekazać. Zależało mu i to wydawało się
oczywiste, poza tym wydało jej się o niebo przystępniejsze od tej formy
treningów, którą praktykował wcześniej.
Wypuściła powietrze ze świstem, próbując się
rozluźnić i skoncentrować. Skupiała się na oddychaniu, aż nazbyt świadoma
tego, że jej puls w zdradziecki sposób dawał demonowi do zrozumienia to,
jak bardzo rozbita i niepewna się czuła. Czasami nienawidziła swojego
ciała za to, że w tak klarowny sposób zdradzało jej emocje, nawet jeśli
ktoś taki jak Rafael niekoniecznie miał być w stanie odpowiednio je nazwać
i zrozumieć. W jego przypadku kwestia uczuć stanowiła dość
skomplikowaną kwestię, którą niekoniecznie mógł albo chciał pojąć, a jeśli wziąć pod uwagę to, co działo się pomiędzy nimi w ostatnim czasie…
Okręciła się na pięcie, na tyle gwałtownie, by
musiał ześlizgnąć dłonie z jej ramion i pozwolić, by zwróciła się w jego
stronę. Elena zamarła na ułamek sekundy, porażona błękitem lśniących,
przywodzących na myśl czyste niebo w środku lata oczu. Napięła mięśnie,
próbując przybrać pozycję kogoś gotowego do ataku, palce wciąż mocno zaciskając
na swoim drewnianym florecie. Nie przypominała sobie, kiedy
ostatnim razem w choć niewielkim stopniu zależało jej na tym, by go
zadowolić, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że odkąd była świadoma istnienia tej
ludzkiej cząstki Rafaela, a on zachowywał się w odrobinę bardziej
przystępny sposób, o wiele bardziej angażowała się w kolejne
treningi.
Wciąż przypatrując się demonowi, z wolna
wyprostowała się i – jednocześnie wysilając pamięć, by ułatwić sobie
zadanie – spróbowała przybrać pozycję wejściową, którą widziała wystarczająco
wiele razy, by być w stanie ją odwzorować.
– Coś pamiętasz. – Po tonie Rafaela trudno było
stwierdzić, czy mogła uznać jego słowa za komplement. – Jak mówiłem, tu nie o figury
chodzi, chociaż te też mogą być przydatne. Na razie trochę się rozluźnij. Nie
trzymaj tego nadgarstka tak sztywno, bo nawet Raven będzie w stanie wytrącić
ci broń. Nie zastanawiaj się nad tym, co powinnaś zrobić za moment albo
później, ale na tym, co robisz teraz. Skoro masz coś, co może pomóc ci w wyrównaniu
szans, oswój się z tym na tyle, by móc to wykorzystać – powiedział, po
czym zawahał się na moment, intensywnie nad czymś myśląc. – Tak samo sprawy
mają się z nami, Eleno. Traktujesz to, co mówię, jak największą karę,
chociaż chcę wyłącznie tego, bym nigdy więcej nie musiał ratować ci życia.
– Nie zapędzaj się tak. To brzmi prawie tak,
jakbyś się o mnie troszczył – stwierdziła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
– Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że ci na mnie zależy.
– Zależy. Na bezpieczeństwie. – Rafa
przekrzywił głowę. – Czy to twoim zdaniem również zalicza się do troski?
Jego pytanie ją zaskoczyło, zresztą tak jak i to,
że nie brzmiał na szczególnie poirytowanego tym, co mu zasugerowała. Co prawda
spiął się, zresztą tak jak i zwykle, kiedy w grę wchodziła rozmowa na
temat człowieczeństwa i uczuć, które dopiero poznawał, ale przynajmniej
nie próbował się przed nimi bronić. To był jeden z tych wciąż rzadkich,
ale jednak zdarzających się momentów, kiedy Rafa niemalże z zainteresowaniem
wypytywał ją o to, czego doświadczał, próbując nazywać uczucia, które
nadal pozostawały dla niego abstrakcją.
Zawahała się przed odpowiedzią, nagle
zaczynając mieć wątpliwości co do tego, czy naprawdę powinna mu odpowiedzieć.
Czasami nie miała pojęcia, jak powinna się z nim obchodzić, by znowu nie
zaczęli na siebie warczeć, choć jednocześnie czuła, że całkowity spokój nie jest
możliwy. Rafael lubił dominować, zresztą tak jak i ona, a podobieństwo
charakterów sprawiało, że nie byli w stanie się porozumieć. Nie pojmowała
tego, jak łatwo przychodziło im wpadanie ze skrajności w skrajność, kiedy
to rozmawiali normalnie, całowali się i trwali we względnej zgodzie, by
zaraz po tym znowu zacząć rzucać się sobie do gardeł.
– Sądzę, że sam najlepiej wiesz, co takiego
czujesz… Mimo wszystko – powiedziała cicho, ostrożnie dobierając słowa.
Demon w milczeniu skinął głową, przez co
trudno było jej jednoznacznie stwierdzić, czy taka odpowiedź go
satysfakcjonowała. Czuła, że ją obserwował i to wystarczyło, by z miejsca
poczuła się jeszcze bardziej skonsternowana, chociaż sama nie miała pewności
skąd brało się to dziwne wrażenie. Rafa wydawał się inny, chociaż dopiero teraz
zaczynała to zauważać, coraz bardziej świadoma jego przeciągającego się
milczenia, spokoju i tego, że wbrew wszystkiemu zachowywał się w całkiem
przystępny sposób, przynajmniej tymczasowo powstrzymując się przed złośliwościami.
Sprawiał wrażenie skoncentrowanego na celu, a więc na tym, by czegokolwiek
ją nauczyć, co było całkiem przyjemną odmianą, nawet jeśli sprawiało, że Elena
poczuła się nieswojo.
O czym myślisz?, chciała go zapytać, jednak i bez pytania
widziała, że nie udzieliłby jej odpowiedzi. Co więcej, była gotowa przysiąc, że
sam zainteresowany miał ochotę zapytać ją dokładnie o to samo, nie
odrywając wzroku od jej twarzy nawet na ułamek sekundy. Gdyby nie jego ton i powaga,
pomyślałaby nawet, że doskonale się bawił, mogąc obserwować ją i ten
cholerny kij, jednak nic nie wskazywało na to, by właśnie szermierka albo
jakakolwiek inna forma fizycznej aktywności chodziła mu po głowie.
– Rafa? – zaryzykowała.
Zamrugał nieco nieprzytomnie, po czym w końcu
skoncentrował na niej spojrzenie.
– Nieważne – rzucił wymijająco, chociaż nie
zdążyła nawet zapytać o cokolwiek konkretnego. – Zaczniemy od podstaw, w porządku?
Mogę ci obiecać, że dzisiaj wrócisz do domu zmęczona – zapowiedział, a Elena
westchnęła.
Zdecydowanie nie w ten sposób wyobrażała
sobie pierwsze spotkanie od dłuższego czasu, na dodatek w tym miejscu, ale
zdecydowanie nie zamierzała się nad tym zastanawiać. W zamian skupiła się
przede wszystkim na Rafaelu oraz na tym, by przynajmniej ten jeden raz go
zadowolić, chociaż sama nie była pewna, dlaczego to takie ważne. W gruncie
rzeczy uwielbiała te słowne przekomarzania i nieformalną grę, którą
prowadzili, jednak z drugiej strony…
Coś się zmieniło od chwili, w której
widzieli się po raz ostatni.
Zmieniało się już od dłuższego czasu, jednak do
tej pory nie potrafiła określić dokąd miało ich to doprowadzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz