13 kwietnia 2016

Sto sześćdziesiąt sześć

Elena
Las był cichy, ale tego właśnie oczekiwała. Poruszała się szybko i z gracją, chcąc jak najszybciej oddalić się od domu komendanta, by znaleźć się poza kręgiem zainteresowania. Odpowiadało jej zwłaszcza to, że cała uwaga wydawała się być skoncentrowana na Claire, chociaż wątpiła by dziewczyna była z tego zadowolona. Elena nie do końca wiedziała, w czym leżał problem z jej kuzynką, wilkami i – ewentualnie – psami, ale zdawała sobie sprawę z tego, że dziewczynę spotkało coś bardzo niedobrego. To wystarczyło, by również ona poczuła się zmartwiona, ale to nie zmieniało faktu, że zamieszanie było dla niej zbawienne.
Nie była pewna, gdzie powinna się udać, chociaż przed wyjściem przejrzała kilka albumów i dyskretnie wypytała mamę o Forks. Mniej więcej wiedziała, gdzie znajdował się ich dawny dom, jednak to wydawało się marnym pocieszeniem, skoro jej orientacja w terenie pozostawała znikoma. Plan wydawał się dobry, kiedy go proponowała, jednak teraz wcale już nie była pewna, czy to takie oczywiste i rozsądne. Jasne, na pewno wzbudzało mniejsze zainteresowanie niż jej regularne zniknięcia na całe dnie, ale co z tego, skoro nie wiedziała gdzie iść?
Ostatnia rozmowa z Aldero była trudna, ale za to uświadomiła jej kilka istotnych kwestii – chociażby to, że jej bliscy zauważali o wiele więcej, aniżeli mogłaby sobie życzyć. Widzieli, że zachowywała się inaczej niż zwykle, potrafiąc zniknąć na długie godziny, a do domu wracając tylko dlatego, że musiała. Nie zastanawiała się nad tym, ale sam Rafael przyznał, że to może być problematyczne. Jego słowa były niczym nieoficjalny ukłon w stronę telefonów komórkowych, chociaż naturalnie wprost nie przyznał, że mogłaby mieć dobry pomysł. To zresztą też okazało się na swój sposób uciążliwe, bo momentami czuła się tak, jakby ją kontrolował – i to wręcz przesadnie, najpewniej świetnie się przy tym bawiąc. Cóż, na pewno pisanie SMS-ów szło mu dużo lepiej niż odczytywanie mowy ciała, chociaż kiedy po raz setny czytała złośliwe pytanie o to, czy wciąż jest żywa, miała ochotę wyrzucić telefon przez okno.
Bezwiednie położyła dłoń na kieszeni spodni, stukając palcami w niewielkie wybrzuszenie, które tworzyła komórka. Z drugiej strony, takie zachowanie to już prawie była troska, chociaż Rafa zabiłby ją pewnie za samą sugestię. Ten demon był trudny, absolutnie nie do zrozumienia, a przy tym całkowite nieporadny, kiedy w grę wchodziły uczucia.
Był jeszcze Aldero, który również ją zaskakiwał. Ich rozmowa nie dawała jej spokoju, tym bardziej, że chyba nigdy nie wiedziała kuzyna takiego… przygnębionego? To nie do końca było właściwe słowo, ale nic konkretniejszego nie przychodziło jej do głowy. Nie była zdziwiona, zwłaszcza zdając sobie sprawę z tego, co działo się z Isabeau i Dimitrem, ale i tak obserwowanie Al'a w tak nietypowym nastroju wprawiło ją w konsternację. Jakby tego było mało, kiedy okazało się, że chłopak wciąż sprawował pieczę nad jej myślami – i to pomimo tego, jak go traktowała – poczuła się naprawdę winna.
Jakkolwiek by nie było, musieli być z Rafaelem ostrożniejsi, chociaż wcale nie czuła się z tego powodu zadowolona. Nie sądziła, że aż do tego stopnia przywykła do ich spotkań, jednak perspektywa ich ograniczenia okazała się czymś trudnym. W efekcie przy każdej możliwej okazji szukała powodu, by mogli się zobaczyć, nawet jeśli to pozostawało ryzykowne. Coś niezmiennie ciągnęło ją do istoty, która z równym powodzeniem mogłaby się okazać jej katem, gdyby tylko pojawił się odpowiedni rozkaz. Nie myślała o tym, zresztą tak jak i Rafa, który nie wspominał przy niej ani o ojcu, ani o Isobel. Czasami miała ochotę go zapytać, czy kolejne dni zwłoki nie miały sprawić mu w przyszłości kłopotów, zwłaszcza gdyby królowa dowiedziała się o zdradzie, ale tak naprawdę nie chciała tego wiedzieć. To było naiwne, niemal dziecinne, bo ignorowanie problemu nie sprawiało, że ten tak po prostu znikał, ale nie dbała o to. Zawsze była egoistką, więc mogła pozwolić sobie na to również tym razem, nawet jeśli jej zachowanie pozostawiało wiele do życzenia.
Teraz go miała i to się liczyło. Sytuacja również uległa zmianie, a jak długo Rafa pozostawał otwarty na ludzkie uczucia, zamierzała to wykorzystywać – z tym, że wciąż nie miała pewności w jaki sposób.
Cisza miała w sobie coś kojącego, ale Elena i tak czuła się spięta. Nerwowo rozglądała się dookoła, poirytowana nadmiarem napierającej ze wszystkich stron zieleni. Stan Waszyngton najwyraźniej miał to w standardzie, zresztą tak jak i wiecznie zachmurzone niebo oraz padający deszcz. Wilgoć nie służyła jej włosom, ale przynajmniej nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie miało zacząć padać, choć ze swoim szczęściem mogła spodziewać się również tego. Przez większość czasu skupiała się na biegu, woląc nie ryzykować, że wpadnie na Claire albo kogokolwiek innego, w gruncie rzeczy sama niepewna tego, co byłoby gorsze – przypadkowy przechodzień czy nadgorliwi członkowie rodziny, którym musiałaby się tłumaczyć. Zbyt długo czekała na okazję do kolejnego spotkania, by teraz cierpliwie znosić zwłokę, chociaż jeśli dalej tak nieporadnie miała błąkać się po lesie…
Wciąż o tym myślała, kiedy to się stało.
Nie wyczuła go, a tym bardziej nie podejrzewała tego, że mogłaby nie być sama. W efekcie omal nie wyszła z siebie, kiedy tuż za plecami wychwyciła subtelny, aczkolwiek wyraźny ruch. Zaraz po tym czyjeś ramiona bezceremonialnie owinęły się wokół niej, zamykając w silnym, choć rozważnym uścisk. W pierwszym odruchu spróbowała się wyszarpać, zaniepokojona, jednak ciepły oddech, który nagle owiał jej kark, skutecznie wybił jej ten pomysł z głowy.
– Dalej jesteś nierozważna – zarzucił jej Rafael, całkowicie obojętny na to, że nie po raz pierwszy z jego winy omal nie zeszła na zawał serca. – Nieważne. Zgubiłaś się, czy może podziwiasz uroki natury? – zadrwił, w zaledwie kilka sekund skutecznie podnosząc jej ciśnienie.
– Ja cię kiedyś zabiję…
Skwitował jej słowa krótkim parsknięciem, bynajmniej nieprzejęty groźbą. Poluzował uścisku, jednak nadal trzymał ją w swoich objęciach, nie okazując przy tym nawet śladu krępacji albo niechęci. W ostatnim czasie dotykanie jej przychodziło mu z równie wielką lekkością, co i obdarowywanie pocałunkami, którymi najwyraźniej nadal był zafascynowany. Czasami miała wrażenie, że traktował ją jak królika doświadczalnego, wciąż poznając tę sferę życia, która do tej pory była mu obca i której na swój sposób nadal nie rozumiał. Z perspektywy Rafy pocałunki bez wątpienia nie oznaczały tego, co dla niej, chociaż jakiekolwiek pretensje z tego powodu jawiły jej się jako czysta hipokryzja, skoro sama nie raz całowała się z mężczyznami, nie darząc ich przy tym nawet najprostszą formą zauroczenia i miłości. Demon nie zdawał sobie sprawy z tego, że mogłaby oczekiwać czegoś więcej, Elena zresztą nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby mu to tłumaczyć, a tym bardziej przyznać się do słabości.
Nie, to nie miało znaczenia. Nie zamierzała upokarzać się przed kimś, kto spędzał z nią czas tylko dlatego, że przypadkiem zostało mu powierzone jej życie.
Z wolna odwróciła się w jego stronę, dochodząc do wniosku, że próba oswobodzenia się z silnych objęć nie ma sensu. Zwykle to on decydował kiedy i dlaczego ją puszczał, chociaż teraz przynajmniej nie praktykował tej przewagi, kiedy akurat razem byli w powietrzu. Wciąż nie ufała mu, kiedy z jakiegoś powodu decydował się porwać ją na ręce, ale też nie próbowała się przed takim stanem rzeczy wzbraniać. O ile akurat nie pokusiłaby się o kolejny pocałunek z zaskoczenia, mogła chyba założyć, że jest bezpieczna.
– To bardzo interesujące przywitanie – stwierdził szorstko Rafael, obrzucając ją zaciekawionym spojrzeniem. Jego dłonie zsunęły się z jej bioder, a chwilę później demon w końcu zrobił krok do tyłu. – Obserwuję cię od dłuższego czasu. Byłem ciekawy, czy sobie poradzisz, ale… – Urwał, po czym wzruszył ramionami, litościwie dochodząc do wniosku, że jakiekolwiek wyjaśnienia są zbędne.
– Mam przez to rozumieć, że lepiej ode mnie wiesz, gdzie stoi ten cholerny dom? – nie wytrzymała, dając upust narastającej już od dłuższego czasu frustracji.
Sama nie była pewna, dlaczego tak bardzo uparła się na zobaczenie dawnej rezydencji Cullenów, ale to miejsce wydało jej się najbardziej sensowne i bezpieczne. Wiedziała, że budynek znajdował się w ustronnym miejscu, co zresztą wcale jej nie dziwiło, bo również teraz mieszkali w znacznym oddaleniu od ludzi. Tak było bezpieczniej, dom zresztą zawsze był dla niej i jej rodziny miejscem, gdzie każde z nich w końcu mogło być sobą. Tam nie musieli się ukrywać, co zwłaszcza dla kogoś, kto większość życia spędził w przychylnym nieśmiertelnym Mieście Nocy, było istotne. Tak czy inaczej, myśląc o Forks, rodzinne strony przyszły jej do głowy jako pierwsze, więc to właśnie tamtą okolicę zasugerowała Rafaelowi.
Nie musiała na niego patrzeć, by wiedzieć, jaka będzie odpowiedź. Niemalże czuła, że się uśmiechał – w ten odrobinę cyniczny, pozbawiony prawdziwej radości sposób. Kiedy sobie na to pozwalał, wydawał się jeszcze bardziej olśniewający, przystojny i pociągający, chociaż naturalnie nie zamierzała go o tym informować.
– Chodź – zaproponował i to była jedyna forma ostrzeżenia, której mogła się po nim spodziewać.
Machinalnie objęła go za szyje, nie po raz pierwszy lądując w jego ramionach. Poderwał się do góry, pewnie trzymając ją w ramionach, ale i tak spięła się, kiedy pęd powietrza rozwiał jej włosy. Rafael nie odezwał się nawet słowem, a i ona nie próbowała unosić głowy, woląc nie sprawdzać jak blisko ich twarze znajdowały się tym razem. W ostatnim czasie tak często naprzemiennie kłócili się i całowali, że perspektywa kolejnego impulsywnego poddania emocjom była zbyt realna, by świadomie mogła sobie na to pozwolić – nie, kiedy Rafa znajdował się kilka znaczących metrów nad ziemią.
W pierwszym odruchu pragnęła zacisnąć powieki, jak zawsze kiedy jej położenie okazywało się aż do tego stopnia niepewne. Nie była pewna, co tak naprawdę ją powstrzymało, ale kiedy dyskretnie rozejrzała się dookoła, przekonała się, że widok lasu z góry stanowił zbyt olśniewającą, zachwycającą perspektywę, by mogła dobrowolnie z niej zrezygnować. Westchnęła cicho, wodząc wzrokiem dookoła i chłonąc całą sobą te bodźce, które podsuwały jej wyostrzone zmysły. Chłodne powietrze wzburzyło jej włosy, ale i to nie miało dla niej znaczenia, będąc gdzieś na drugim planie – odległe i nieistotne. Widziała łagodnie kołyszące się czubki drzew oraz rozciągające się nad ziemią baldachimy liści, zachwycające coraz bogatszą gamą kolorów; w powietrzu czuć było nadchodzącą zimę, chociaż do pojawienia się pierwszych opadów śniegu i przymrozków wciąż pozostawało sporo czasu.
Kątem oka wychwyciła ruch pary lśniących, czarnych skrzydeł, które raz po raz wprawiały ją w zachwyt. Czasami sama o tym marzyła – o tym, żeby poczuć się lekko i móc latać. Co prawda przebywanie z Rafą niejako jej to umożliwiało, ale to wciąż nie było to samo, co perspektywa pełnej swobody i poruszania się w pojedynkę. Nie pytała go o to, ale podejrzewała, że posiadanie skrzydeł musiało być niezwykłe. Wystarczyło, że przypomniała sobie jak bardzo niecierpliwił się i irytował, kiedy rana na plecach zmuszała go do pozostania na ziemi, czyniąc niemalże całkowicie bezbronnym. Kiedy pod wpływem impulsu pokusiła się o to, żeby zlustrować wzrokiem jego twarz, przekonała się, że wydawał się spokojny, niemalże usatysfakcjonowany, chociaż w przypadku tego demona nic nie było tak naprawdę pewne. Widziała, obserwowała go i czuła, że doświadcza jednego z nielicznych momentów, w której Rafael balansował na granicy czegoś, co w jego rozumieniu mogło być szczęściem – nie satysfakcją, którą odczuwał z dobrze wykonanego rozkazu, ale radością w pełnym znaczeniu tego słowa.
Czy teraz, kiedy w końcu poznał ludzkie uczucia, był w stanie lepiej to wyczuć albo nazwać? Nie wiedziała, jednak nie odważyła się odezwać chociaż słowem, nawet jeśli na usta wręcz cisnęły jej się dziesiątki pytań. W zamian całą sobą chłonęła poczucie lekkości, które towarzyszyło jej niemalże przez cały czas. W końcu zdołała się rozluźnić, a obserwując twarz Rafaela, powoli utwierdzała się w przekonaniu, że…
– Co?
Zamrugała nieco nieprzytomnie, słysząc pozornie niewinne pytanie, które jej zadał. Błękitne oczy odwiecznego wydawały się przenikać ją na wskroś, on sam sprawiał zaś wrażenie co najmniej zaciekawionego, szukając sposobu na przewidzenie jej myśli. Gdyby był telepatą, w tamtej chwili poczułaby się naprawdę zagrożona, chociaż nie miała pewności, czy istniał jakikolwiek powód, dla którego miałaby obawiać się tego, co działo się w jej głowie. W zasadzie co złego byłoby w tym, że zrozumiałby, co takiego czuła? Przynajmniej utwierdziłby ją w przekonaniu, że podsycanie płonnych nadziei nie ma sensu, chociaż nawet ta świadomość nie była w stanie zmusić jej do tego, by odcięła się od emocji, które w niej wzbudzał.
– A co ma być? – mruknęła, chcąc zabrzmieć obojętnie. Nawet jej się to udało, chociaż nie sądziła, że będzie do tego zdolna. – Przyglądam się.
– To wiem – westchnął, wywracając oczami. – Zastanawiam się tylko, czy powinno mnie to zaniepokoić… Nie planujesz nic głupiego?
– Nie mam w planach cię całować – prychnęła, energicznie potrząsając głową.
O dziwo, Rafa uśmiechnął się cynicznie.
– Ale ja mam.
Otworzyła i zamknęła usta, co najmniej oszołomiona. Coś ścisnęło ją w gardle, a serce znowu zaczęło trzepotać się w piersi tak mocno, że przez moment miała wrażenie, że gdyby nawet demon zdecydował się dodać coś więcej, nie byłaby w stanie go usłyszeć. Słodka bogini…, przeszło jej przez myśl, a oszołomienie na dłuższą chwilę przysłoniło wszystko inne, skutecznie przyprawiając o zawroty głowy. Musiała mocniej objąć go za szyję, chociaż jednocześnie nie była pewna, czy ten rodzaj bliskości powinien mieć miejsce, zwłaszcza po jego wyznaniu, kiedy wciąż czuła się aż do tego stopnia oszołomiona. Nie miała pojęcia, dlaczego po raz kolejny jej to robił, ale i tak czuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
Cholerny demon i jego zamiłowanie do igrania z jej emocjami! Mogła się założyć, że robił to specjalnie, najpewniej doskonale bawiąc się, kiedy reagowała w tak żywy sposób. Walczyła ze sobą, próbując zmusić ciało do współpracy, ale to okazało się trudniejsze niż przypuszczała. Chciała zrobić wszystko, byleby tylko nie pozwolić sobie choć na cień nadziei, fascynacji albo myślenia o tym, co tak naprawdę próbował osiągnąć Rafael, jednak i to szło jej opornie. Nie rozumiała go, a i on zachowywał się w sposób, którego w żaden sposób nie potrafiła pojąć, co jedynie pogarszało sytuację. Ta diabelska istota raz po raz robiła rzeczy, które ją oszałamiały, wręcz rozbrajały, odbierając cały zdrowy rozsądek. Swoją drogą, nie przypominała sobie, by przy Rafie kiedykolwiek zachowywała się w szczególnie rozgarnięty sposób, niemniej…
Nagła zmiana w wysokości w dość brutalny sposób sprowadziła ją na ziemię. Elena zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym w końcu oderwała wzrok od twarzy demona, w zamian koncentrując się na otoczeniu. Zanim się obejrzała, nieśmiertelny z lekkością wylądował na ziemi, jednak nawet stojąc pewnie na nogach, nie wydawał się palić do tego, by puścić ją wolno. Zmarszczyła brwi, rzucając mu naglące spojrzenie, ale i to zostało zignorowane, a demon dopiero po kilku następnych sekundach zdecydował się zareagować. Miała wrażenie, że w ten sposób po raz kolejny chciał zaznaczyć to, że nawet pomimo zmian, które zaszły w ich relacjach, ostatnie słowo nadal należało do niego. Cóż, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości; to on podejmował decyzję, miał wpływ na jej życie i w każdej chwili mógł ją zabić, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
– To chyba ten twój dom, chociaż dalej nie mam pojęcia, co tutaj robimy – stwierdził bez przekonania.
Jeszcze kiedy mówił, postawił ją na ziemi, bardzo delikatnie i z wyczuciem, zwłaszcza w porównaniu ze sposobem w jaki traktował ją nie tak dawno temu. Tym razem przynajmniej nie wylądowała obolała na trawniku, tylko dlatego, że demon nieświadomie (albo wręcz przeciwnie) zbyt dosłownie wziął sobie do serca jej prośbę. Wciąż dziwnie oszołomiona i zesztywniała, wyprostowała się z wolna, po czym w końcu rozejrzała dookoła. Nawet wtedy jakaś jej cząstka koncentrowała się na bliskości Rafaela, a zwłaszcza na tym, że ten z uwagą ją obserwował, być może próbując przewidzieć i ocenić jej reakcję. Milczał, ale to jej odpowiadało, tym bardziej, że sama nie miała pojęcia w jaki sposób najlepiej byłoby rozwiać jego wątpliwości.
Wypuściła powietrze ze świstem, w ciszy wpatrując się w okazały budynek – opustoszały, skryty pomiędzy drzewami, ale wciąż piękny. Dobrze znała zamiłowanie swoich bliskich do bieli i beżu, więc jasna elewacja w najmniejszym nawet stopniu ją nie zdziwiła, zresztą tak jak i obecność licznych, zastępujących całe ściany okien. Minęło zaledwie kilka lat, odkąd Cullenowie opuścili to miejsce, dlatego nie spodziewała się szczególnie rażących oznak upływu czasu. Z drugiej strony, być może nie dostrzegała wielu szczegółów przez to, że nie miała prawa pamiętać przenosin do Miasta Nocy, skoro wtedy nawet nie było jej na świecie. W efekcie jakiekolwiek osądy była w stanie opierać wyłącznie na wysokiej, sięgającej niemalże do pasa trawie, a także charakterystycznego dla opustoszałych miejsc zapachu. Nawet z odległości była w stanie wyczuć kurz, co jeszcze nie tak dawno temu wprawiłoby ją w konsternację, jednak dzięki długim godzinom, które spędziła z Rafaelem w starej kapliczce, zdążyła przywyknąć do niedogodności, które dla dawnej Eleny byłyby nie do pomyślenia.
Bezwiednie ruszyła przed siebie, przesuwając pomiędzy palcami czubki muskających jej uda i łydki źdźbeł trawy. Rośliny częściowo zaschły i pożółkły, przygotowując się do nadchodzącej zimy, ale to jej nie przeszkadzało, zresztą takie były uroki jesieni. Przystanęła i zawahała się na moment, lekko przekrzywiając głowę i próbując ocenić, czy czuła cokolwiek wyjątkowego, jednak nic istotnego nie przychodziło jej na myśl. To był po prostu zwyczajny, opustoszały dom, który mógł być ważny dla jej najbliższych, ale dla niej stanowił wyłącznie okazję do tego, by spędzić trochę czasu z Rafaelem.
– Nieważne – odezwała się na głos, zwracając się w większym stopniu do siebie niż do niego. Potrząsnęła głową, po czym z wolna odwróciła się w stronę demona. Rafa wciąż tkwił w tym samym miejscu, obojętny i spokojny, cierpliwie czekając na podjęcie przez nią jakiegokolwiek działania. – Chciałam po prostu… Cóż, w zasadzie to nie myślałam nad tym, co będziemy robić. Pomyślałam po prostu, że to dobry pretekst, żebym mogła się wymknąć – wyjaśniła, ostrożnie dobierając słowa. – No i byłam ciekawa, ale to nic takiego. Przynajmniej mamy trochę spokoju.
– Czasami naprawdę cię nie rozumiem, Eleno – oznajmił Rafael, wymownie wywracając oczami. 
– Nie rozumiesz tego, że mogłabym chcieć obejrzeć dom rodziców? – zapytała niemalże urażonym tonem.
Demon pokręcił głową.
– Nie. Nie rozumiem tego, że wciąż cię do mnie ciągnie, jakbym wystarczająco mało razy cię do siebie zniechęcał – stwierdził ze spokojem. – Oczywiście to twój wybór, niemniej jeśli myślałaś, że przeleciałem taki kawałek tylko po to, żebyś nie zgubiła się w lesie, to jesteś w błędzie.
Jeszcze kiedy mówił, nabrała pewności, że nie po raz pierwszy szczegółowo zaplanował sobie ich spotkanie, najpewniej na długo przed tym, jak w ogóle do niego doszło. Rafael nie lubił tracić czasu, a coś w jego postawie i słowach sprawiło, że nabrała pewności, iż powinna zacząć się martwić.
– Och, no niech zgadnę… – mruknęła, niemalże spodziewając się tego, że za moment każe jej się zaatakować. Z drugiej strony, wcale nie chciała tego sprawdzać, mimowolnie myśląc o tym, że byłoby lepiej, gdyby przynajmniej ten jeden raz sobie odpuścił.
Kiedy kilka sekund później w końcu zdecydował się ją uświadomić, co takiego planuje, doszła do wniosku, że rozsądniej byłoby nie ruszać się z domu.

1 komentarz:

  1. Hej :3
    Claire i Seth w miarę się dogadują z czego się cieszę. Trochę mi chłopaka szkoda, bo chcę dobrze, a ona go tak od siebie odpycha. Co prawda ma swoje powody co do tego, ale wie przecież, że on jej krzywdy nie zrobi. Nigdy w takiej sytuacji nie byłam i nie wiem jak ja bym se zachowywała, ale sądzę, że Claire powinna przestać o tym tak ciągle myśleć. W końcu jeśli zawsze będzie myslala przy nim o tym co ja spotkało to nigdy się nie będzie przy chłopaku czuła, a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.
    No i wreszcie moja ulubiona para! Elena i Rafael, juhu! :D
    Zabić Cię za końcówkę? ._. Masz szczęście, że piszesz już następny rozdział, bo inaczej by to się zle skończyło! *macha palcem*
    Uwielbiam ich razem. Naprawde, jeny. Mogę go mieć dla siebie? ;-; Uroda nie powalam jak Elena, ale może Rafael dostrzegłby we mnie to coś xD (żartuje, pewnie Elena by mi chciała wydrapać oczy za takie myślenie. :D). Wreszcie są w tym domu, a przynajmniej zaraz w nim będą. Rafael załatwił jej darmowy dojazd do dawnego domu rodziców, naprawdę miło z jego strony. Chociaż mnie na miejscu dziewczyny trochę by przerażało to, że mnie tak śledzi. X.x Ale to Rafael, za nim też czasami ciężko nadążyć. ;3
    Czekam, czekam, czekam na następny rozdział bardzo niecierpliwie. :D
    Pozdrawiam i jeszcze więcej weny! :*
    Gabi.^^

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa