Claire
Nie
miała pojęcia, czy robi dobrze, ale starła się o tym nie myśleć. Dookoła
panowała cisza, jednak i to nie wydawało jej się niczym niepokojącym,
wręcz dając czas na to, żeby zebrała myśli i zdołała się rozluźnić. Raz po
raz nerwowo przeczesywała ciemne włosy palcami albo poprawiała ubranie, samej
sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, co też przyszło jej do głowy, kiedy
zdecydowała się na jeden z licznych urodzinowych prezentów od mamy – coś
prostego, skromnego, ale jednak odważniejszego niż zazwyczaj, głównie przez
obecność wykańczających rękawy i dół bluzeczki falbanek. Marissa ciągle
narzekała na to, że znacznie bardziej wolała nosić się w sposób, który –
przynajmniej teoretycznie – nie powinien był zwracać czyjejkolwiek uwagi, więc
pewnie tym razem byłaby usatysfakcjonowana.
Och, zdecydowanie nie przyszłoby jej do głowy, że
kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji, nawet jeśli perspektywa
spotkania z chłopakiem wydawała się czymś najzupełniej naturalnym. To
normalne, że każda prędzej czy później miała pokusić się wyjść na spotkanie,
które na swój sposób chyba można byłoby określić mianem randki, chociaż… Nie,
to nawet brzmiało dziwnie. No i czy to w ogóle była randka? Gdyby
przynajmniej wiedziała, co takiego chodziło po głowie wpojonemu, zachwyconemu
zmiennokształtnemu, który z takim entuzjazmem przyjął zgodę na wspólne
wyjście, wtedy byłoby o wiele łatwiej, jednak przynajmniej tymczasowo w głowie
miała pustkę. Dobrze czuła się z tym, że mogła przynajmniej spróbować
poprawić Sethowi nastrój, tym bardziej, że sobie na to zasłużył, jednak to
wciąż nie rozwiązywało wszystkich jej problemów, a już na pewno nie
rozwiewało wątpliwości.
Ale była tutaj, a to chyba o czymś świadczyło.
Kolejny raz zamierzała się z nim zobaczyć, tym razem być może będąc w stanie
powstrzymywać się przed traktowaniem go w taki sposób, jakby przy
pierwszej okazji mógł rzucić jej się do gardła. To był miły chłopak z którym
całkiem dobrze rozmawiało jej się przez telefon, więc zamierzała się tego
trzymać. W innym wypadku mogła co najwyżej ranić i siebie, i jego,
a to zdecydowanie nie wyszłoby im na dobre. Co więcej, im dłużej i częściej
myślała o całym tym wpojeniu i jego pozytywnych aspektach, tym
pewniejsza swoich decyzji się czuła. Robiła to, co powinna, stopniowo oswajając
się z sytuacją. Jeśli dodać do tego te wszystkie zachęcające wiersze,
będące niczym niewerbalny nakaz zrobienia czegokolwiek, byleby
ruszyć naprzód, to być może Seth miał okazać się jej wybawieniem – sposobem na
to, żeby zapomnieć, nawet jeśli wyzbycie się takich wspomnień z pewnością
nie miało przyjść ot tak.
Isabeau i mamie się udało, pomyślała mimowolnie, zupełnie machinalnie zakładając
ramiona na piersiach. Wciąż pamiętała rozmowę z ciotką na temat blizn i tego,
co ją samą spotkało. Jeśli chodziło o Laylę, to ta doświadczyła czegoś o wiele
gorszego od ataku wilkołaków i niedoszłego gwałtu, a jednak była
najbardziej ciepłą, kochającą osobą, jaką Claire miała okazję poznać. To tym
bardziej wydawało się świadczyć o tym, że można i da się coś zrobić,
chociaż do tej pory nie miała pojęcia jak miałaby się do tego zabrać. Być może
faktycznie potrzebowała Setha albo jakiegokolwiek bodźca, który wskazałby jej
odpowiedni kierunek, nawet jeśli myślenie o chłopaku jak o ewentualnej
szansie na lepsze nie wydawało jej się uczciwe. Cóż, w najgorszym wypadku
zawsze mogła zaoferować mu przynajmniej przyjaźń, chociaż i z tego
jej ojciec najpewniej nie miał być zadowolony. Z drugiej strony, Rufus
pewnie najchętniej trzymałby ją w zamknięciu, ot tak, dla bezpieczeństwa,
więc prędzej czy później i tak musiałaby mu uświadomić, że takie
rozwiązanie w najmniejszym stopniu jej nie satysfakcjonuje.
Krótko rozejrzała się dookoła, lustrując wzrokiem
przestrzeń pomiędzy drzewami. Była jakiś kilometr od domu, w pobliżu
głównej drogi, którą całkiem swobodnie mogli dojść do miasta, gdyby zaszła taka
potrzeba. To wydało jej się odpowiednim miejscem na spotkanie, bo las zarówno
dla niej, ja i dla Setha był całkiem znajomym, znośnym miejscem,
skutecznie chroniącym przed niechcianymi spojrzeniami. Zaraz po tym mogli
spokojnie przejść się dalej, a Claire z niejaką ulgą doszła do
wniosku, że w otoczeniu ludzi łatwiej mogłaby zapanować nad nerwami, a może
nawet się rozluźnić. Czuła zapach drzew i roślin, nie tak intensywny jak w środku
lata, ale wciąż obecny; w takich warunkach nawet piżmowa woń wilków nie
wydawała się taka uciążliwa, zresztą zmiennokształtni pachnieli inaczej niż
wilkołaki – a przynajmniej nie tamte, które zapamiętała z hotelu.
Tutaj nie musiała obawiać się duszącej woni zgnilizny, krwi i i śmierci,
więc tym bardziej wszystko było w porządku.
Gdzieś w oddali słyszała szum przemykających drogą
samochodów, ale prawie nie zwracała na to uwagi. Delikatne, choć przenikliwie
zimne powietrze raz po raz muskało jej odsłoniętą skórę, bawiąc się
nielicznymi, pozostałymi na drzewach liśćmi. Znamienita większość szeleściła
pod jej stopami, tworząc miękki, stanowiący element podłoża dywan. Poprawiła
rozpiętą kurtę, mimowolnie zaczynając zastanawiać się nad tym, czy nie ubrała
się trochę za lekko; pogoda nie czyniła jej szczególnej różnicy, ale
przebywanie z ludźmi wymagało poświęceń, o czym przekonywała się za
każdym razem, kiedy wraz z kuzynami pojawiała się w szkole. Było
inaczej niż w Mieście Nocy i chociaż brakowało jej znajomych ulic
oraz bezpieczeństwa (W porządku, może miejsce zamieszkane przez samych
nieśmiertelnych nie było wyjątkowo przyjazne, ale tylko szaleniec pokusiłby się
o ruszenie córki Rufusa.), Seattle również miało w sobie coś, co
sprawiało, że czuła się dobrze – tym bardziej, że tutaj nareszcie zaczynała żyć,
a przynajmniej tak czuła.
Cichy szelest wyrwał ją z zamyślenia, sprawiając, że
wyprostowała się niczym struna. Błyskawicznie zwróciła się w odpowiednim
kierunku, zmuszając do tego, żeby z wolna opuścić ramiona wzdłuż ciała i tym
razem nie przywitać swojego towarzysza powarkiwaniem i pozycją obronną. Co
prawda podejrzewała, że wciąż wygląda na przestraszone, płochliwe zwierzątko,
które ktoś nieopatrznie zamknął w klatce, ale i nad tym starała się
panować. Swoją drogą, chyba nawet udało jej się blado uśmiechnąć, kiedy w końcu
zauważyła Setha, chociaż nie miała pewności, czy ten gest wyszedł jej na tyle
szczerze, jak mogłaby tego oczekiwać.
– Cześć – usłyszała. Chłopak zatrzymał się gwałtownie, po
czym z uwagą zmierzył ją wzrokiem; jego ciemne oczy błyszczały
intensywnie, a Claire z zaskoczeniem pomyślała sobie, że gdyby nie
jej reakcje i to, że bał się ją do siebie zrazić, być może pokusiłby się o impulsywne
wzięcie jej w ramiona. – Ła… Ładnie wyglądasz – dodał po chwili, chyba
jedynie cudem będąc w stanie wykrztusić z siebie chociaż słowo.
– Dziękuję.
Mimo wszystko poczuła, że rumieni się jak piwonia, tym
bardziej, że nie pamiętała już, kiedy ktoś prócz Lucasa pokusił się o komplementy
pod jej adresem. No, może jeszcze Gabriel, ale on jako wujek się nie liczył,
tym bardziej, że miał w zwyczaju czarować zarówno żonę, jak i swoje
siostry. Jako jedyna siostrzenica nie miała szans się uchować, tym bardziej, że
już wielokrotnie słyszała, że brakuje jej pewności siebie. Uwagi na temat
urody, genów i cech Licavolich również nie były jej obce, chociaż
zdecydowanie nie czuła się nawet w połowie tak piękna i wyjątkowa,
jak jej matka albo którakolwiek z innych należących do rodziny kobiet.
Jeśli z kolei chodziło o komplementy… Cóż, na
pewno słyszała kilka od Deana, chociaż do tej pory nie potrafiła stwierdzić czy
były szczere, czy może z przyzwyczajenia pokusił się o to, by
spróbować owinąć ją sobie wokół palca. Jakaś jej cząstka wciąż nie mogła
uwierzyć w to, że wszystko, co działo się pomiędzy nimi mogłoby być do
końca udawane – wyłącznie grą, która na dłuższą metę nie miała znaczenia –
jednak myślenie o tym teraz, kiedy wampir był martwy, a na koniec
próbował ją zabić, nie miało sensu.
– Ehm… Jesteś sama? – zapytał po chwili wahania Seth,
krótko omiatając spojrzeniem okolicę. – Zrozumiałbym, gdyby nie, chociaż… –
Urwał, po czym wzruszył ramionami.
– Nie martw się, nikt nas nie obserwuje. Chociaż wiedzą,
gdzie poszłam – dodała, co w gruncie rzeczy było prawdą.
No cóż, przynajmniej Cullenowie wiedzieli i to na tę
chwilę musiało wystarczyć. Esme była nawet na tyle miła, żeby powiedzieć jej,
gdzie ewentualnie mogliby się z Sethem przejść, żeby spędzić kilka miłych
godzin. To z nią w pierwszej kolejności zdecydowała się porozmawiać,
nie musząc nawet dodawać, by jak na razie zachowali kwestię jej wyjścia dla
siebie. Mama bez wątpienia by się ucieszyła, ale…
– I tak dzięki, że w ogóle chciałaś przyjść. –
Seth przystanął, a ona z niejaką ulgą przekonała się, że wciąż
pamiętał o dystansie, który narzuciła podczas ostatniego spotkania. To, że
sam zdecydował się dostosować, dając jej pełną swobodę działania, momentalnie
poprawiło jej nastrój sprawiając, że poczuła się przy nim o wiele pewniej.
– Jakieś życzenia? Albo możemy postać sobie w lesie, czemu nie. Ostatnio
było miło.
– To ty mnie zaprosiłeś – przypomniała i zdołała się
uśmiechnąć na widok jego skonsternowanej miny. – Tędy dojdziemy do miasta. Na
razie nie pada, więc chyba nigdzie nam się nie śpieszy, prawda?
Najwyraźniej mu to odpowiadało, bo energicznie skinął
głową. Chociaż to ona lepiej orientowała się w okolicy, ruszył przodem, by
znowu nie zaczęła się spinać przez to, że znajdował się tuż za jej plecami.
Początkowo bez pośpiechu podążała za nim, po chwili jednak stwierdziła, że nie
będzie aż tak źle, jeśli spróbuje się z nim zrównać. Podeszła bliżej,
podświadomie czekając na znajomy, wewnętrzny opór, który nakaże jej zwiększyć
odległość, ten jednak się nie pojawił, a Claire z zaskoczeniem
przekonała się, że z własnej woli zdołała podejść bliżej niż kiedykolwiek
wcześniej, może pomijając ten jeden raz, kiedy Seth impulsywnie chwycił ją za
rękę.
– Twoja siostra dalej jest złośliwa, kiedy chodzi o mnie?
Przez telefon wydawałeś się podminowany – zagaiła, powoli zaczynając mieć dość
przeciągającego się milczenia.
– Bo Leah jest wredna – oznajmił z rozbrajającą wręcz
szczerością. – Serio, nie przejmuj się nią. Ona tak ma, że regularnie wkurza
wszystkich wokół, a już zwłaszcza mnie. Uroki rodzeństwa, jeśli wiesz, co
mam na myśli.
– Hm, chyba tak… Widzę jak zachowują się moi kuzyni – przyznała,
a Seth uśmiechnął się blado.
– Dalej nie dociera do mnie to, jak was dużo. To, że Nessie
nie będzie z Jake'm też… Nie wierzę, że poleciał na Shelby.
– Shelby jest tutaj? – zapytała pod wpływem impulsu.
Zmarszczył brwi, po czym spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– Och, fakt… Przecież byli w tym waszym mieście kilka
lat temu – uświadomił sobie. – To okropne, że musiałaś ją poznać. Jest chyba
nawet gorsza od Lei – stwierdził, ale Claire jedynie pokręciła głową.
– Gdyby nie ona, chyba by mnie tutaj nie było – przyznała z wahaniem,
zupełnie machinalnie zaplatając ramiona na piersiach.
Tym razem zaskoczyła na tyle, że aż przystanął i spojrzał
na nią z zaciekawieniem.
– Przez Shelby? – powtórzył takim tonem, jakby to była
najbardziej nieprawdopodobna, szokująca wieść, jaką usłyszał w ostatnim
czasie.
– Co w tym dziwnego? – zapytała wymijającym tonem. –
Nie wiem, co powiedział ci Jacob, ale to, że boję się wilków… Ale ona mnie
uratowała, tylko…
– Tylko nie chcesz o tym mówić – przerwał jej, zanim
zdążyła zebrać myśli. – To jest w porządku, Claire. Jeśli będziesz
chciała, wtedy porozmawiamy, ale nie oczekuję tego już teraz.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta, zaskoczona jego
podejściem. Obserwując Setha, wciąż widziała sympatycznego dzieciaka o dość
specyficznym poczuciu humoru, nawet jeśli to wciąż nie wykluczało tego, że mógł
okazać się rozsądny. Niemniej był taki, o czym przekonała się, słuchając
go w tamtej chwili i nie dowierzając temu, jak bardzo empatyczny się
okazał. To było trochę jak myślenie o poważnym Lucasie – nienaturalne,
chociaż możliwe, z tą tylko różnicą, że Setha tak naprawdę nie miała
okazji jeszcze poznać.
– Tylko że ja chyba tego potrzebuję – przyznała zgodnie z prawdą.
– Nawet nie podziękowałam Shelby, chociaż miałabym za co. Wiem, że mój ojciec
najpewniej też tego nie zrobił, bo to nie w jego stylu – dodała po chwili
zastanowienia.
– Jak znam Shell, to pewnie i tak jej to nie obeszło.
Słuchanie podziękowań od wampirów zdecydowanie nie jest w jej stylu, jeśli
wiesz, co mam na myśli. – Seth wywrócił oczami. – Wiesz, że mnie wyśmiała, jak
dowiedziała się, że się w ciebie wpoiłem? Mówiła, że tracę czas, chociaż… O rany,
tylko nie pomyśl, że znowu naciskam. Zero presji.
Zamierzał ją teraz zapewniać o tym niemalże na każdym
kroku. To było urocze, musiała przyznać, chociaż jednocześnie sprawiało, że
zaczynała mieć do siebie o to pretensje. Nie miała pojęcia, jak los mógł
być tak przewroty, by to właśnie ją postawić na drodze tak przemiłego chłopaka,
chociaż to na dłuższą metę nie miało znaczenia. Wiedziała jedynie, że gdyby
Seth miał swobodę przy wyborze dziewczyny, jego wybranka byłaby bez wątpienia
wielką szczęściarą, mogąc liczyć na wsparcie kogoś takiego.
– Wiem o tym. W końcu dałam wyciągnąć się na
pizzę, prawda? – zauważyła, siląc się na lekki ton. Spojrzał na nią z zaciekawieniem,
chyba odrobinę zaskoczony.
– Więc to z pizzą było na poważnie? To znaczy… Wiesz,
Leah ma trochę racji – dodał, po czym wzruszył ramionami. – Jesteś pół-wampirem.
– I po części włoszką. To akurat po mamie – oznajmiła z olśniewającym
uśmiechem. – Nie sądzę, byśmy tutaj znaleźli coś, co przypominałoby prawdziwą
włoską kuchnię albo to, co potrafi wyczarować wujek Gabriel, ale nie zaszkodzi
spróbować. To, że pijemy krew, jeszcze nie znaczy, że na randki chodzimy
polować – obruszyła się, przez dłuższą chwilę nawet nie zastanawiając się nad
odpowiednim doborem słów.
Seth zatrzymał się gwałtownie, po prostu zastygając w bezruchu.
Z wrażenia omal na niego nie wpadła, w ostatniej chwili wytracając prędkość.
Serce zabiło jej szybciej, kiedy poczuła bijące od ciała zmiennokształtnego
ciepło, ale powstrzymała się przed cofnięciem się o krok.
– Więc to jest jednak randka? – wypalił, a ona przez
dłuższą chwilę miała wielką ochotę na to, żeby się schować.
– Nie mam pojęcia – przyznała zgodnie z prawdą. –
Nigdy dotąd… Ech, nie miałam zbyt wielu rozrywek do tej pory.
– Naprawdę jesteś sama? – zapytał z powątpiewaniem.
Wzruszyła ramionami. Do tej pory było jej z tym
dobrze.
– Szczerze powiedziawszy, to od urodzenia mieszkałam w tunelach
pod miastem. Musieliśmy się ukrywać, bo… To dłuższa historia – zapowiedziała, a chłopak
spojrzał na nią z błyskiem w ciemnych oczach.
– O królowej wampirów? Jacob coś wspominał, chociaż
nie chciał wchodzić w szczegóły. To dziwne, bo dotychczas aż rwał się do
walki, sama wiesz… – dodał, a Claire ledwo powstrzymała westchnienie;
zdążyła zaobserwować, że niektórzy faceci mieli niezdrowe zapędy do wszelakich,
nawet najbardziej niebezpiecznych konfliktów.
– Ziemia spływała krwią. To nie mogło być dobre –
powiedziała cicho, po czym zawahała się na moment. – Odebrała nam wszystko, co
najlepsze i to na blisko wiek: wolność, najbliższych… wspomnienia. Przez
osiemdziesiąt lat byłam obca mojej własnej mamie – dodała po chwili, a Seth
spojrzał na nią tak, jakby próbowała mówić do niego w jakimś obcym języku.
– Claire…
Potrząsnęła głową.
– Chodź, pogadamy. A potem możemy w końcu iść coś
zjeść – zaproponowała, siląc się na pogodny ton głosu. – Lepiej żeby nikt przypadkiem
tego nie usłyszał, bo… Wiesz, to trudne. No i w tej historii są
wilkołaki – takie prawdziwe, od pełni.
– Zawsze wiedziałem, że jestem zmyślony – mruknął pod
nosem, a Claire zdołała się uśmiechnąć.
– Wilkołaki i zmiennokształtni to dwa odmienne gatunki.
Wiem, bo na co dzień miałam do czynienia i z jedyni, i z drugimi,
chociaż od tych pierwszych wolałam trzymać się z daleka – przyznała,
ostrożnie dobierając słowa. – To dziwny przypadek, że zmieniacie się w prawdziwe
wilki. Mogło paść właściwie na każde zwierzę, bo na tym właśnie polega różnica…
Poza tym tutaj liczą się tylko i wyłącznie geny, a z wilkołakami
bywa różnie – dodała, mimowolnie przerzucając się na ten pewny ton, którego
używała zawsze podczas dyskusji z Rufusem albo na tematy, których była
pewna. – No co? – rzuciła, bo Seth spojrzał na nią w dość wymowny,
znaczący sposób.
– Nic. Słyszałem, że jesteś mądra… No, bardzo mądra –
powiedział z naciskiem, a Claire z miejsca zaczerwieniła się
jeszcze bardziej.
– Mam… dość dużo wolnego czasu – wyjaśniła wymijająco.
I dobrego nauczyciela. Trochę przewrażliwionego, ale to sam
zauważysz, jak zdecyduje się z tobą rozmówić, pomyślała mimowolnie, jednak przynajmniej tymczasowo
zdecydowała się go o tym nie informować. Wolała założyć, że jakoś zdoła
wpłynąć na Rufusa albo że ten weźmie pod uwagę czego sama chciała. Z drugiej
strony, zawsze mogła spróbować przyprowadzić Setha do domu i zachowywać
się tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Esme pewnie nie
byłaby pocieszona, gdyby ktokolwiek zdecydował się naruszyć fundamenty nowego
domu, więc być może…
Aha, tak. Zwłaszcza w przypadku uwielbiającego niespodzianki
ojca.
– Wmawiaj mi dalej. Jesteś geniuszem w spódnicy i tyle
się dowiedziałem – oznajmił wprost, po czym mrugnął do niej porozumiewawczo. –
Robiłem mały… rekonesans – dodał, wyraźnie zadowolony ze słowa, którego
ostatecznie użył. – Masz mi to za złe.
– Chyba niekoniecznie – przyznała, ale i tak ją
zaskoczył.
Uśmiechnął się promiennie.
– Twoi kuzyni są całkiem przyjaźni, zwłaszcza Al. Mówił, że
trochę trudno się z tobą rozmawia, ale mam się nie przejmować… I może
poczytać słownik – dodał w przypływie szczerości. – Proponował, że zawsze
może podrzucić ci czekoladki do torebki, ale to już chyba byłoby narzucanie
się.
– Aldero jak zwykle jest bardzo uprzejmy – powiedziała z niedowierzaniem,
nerwowo zaciskając dłonie w pieści.
Więc zdaniem jej kuzyna była na tyle żałosna i zamknięta
w sobie, by trzeba było ją niemalże swatać? Nie była pewna dlaczego, ale z miejsca
poczuła narastającą irytację, tym bardziej, że – czemu dowodziło chociażby to,
że ostatecznie znalazła się w tym miejscu i to w towarzystwie
Setha – potrafiła sobie poradzić. Kuzyn już raz w nią zwątpił i w efekcie
skończył ze złamanym nosem, a skoro teraz znowu próbował się mieszać tam,
gdzie nie powinien…
No cóż, tym równie dobrze mogła zająć się później, kiedy
już wróci do domu. Jeśli dodać do tego numer, który Aldero wyciął jej, kiedy
chcąc nie chcąc musiała pokusić się o zaśpiewanie czegoś przy wyraźnie
chętnej przyjąć ją do zespołu Shannon, miała dość powodów, by spróbować ustawić
chłopaka do pionu.
– Wyglądasz, jakbyś miała ochotę go zabić – rzucił
zaczepnym tonem Seth, skutecznie wyrywając ją z zamyślenia. Wciąż był
blisko, może nawet w odległości, która w normalnym wypadku byłaby dla
niej nie do przyjęcia, ale nawet nie zwróciła na to uwagi. – Nieważne. Chyba na
razie radzimy sobie całkiem nieźle, nie? Zostawiłem Star w domu, tak swoją
drogą, chociaż nie była zadowolona. Ale przynajmniej Leah ma zajęcie, a to
lepsze niż gdyby miała się za nami kręcić. Wierz mi, naprawdę nie wiem skąd to
całe zdziwienie, że to akurat ja
mógłby się wpoić – obruszył się, po czym raz jeszcze spojrzał na nią z zaciekawieniem.
– To jak to było z tą wampirzą królową, skoro nie masz nic przeciwko, by o tym
poopowiadać? Jak będziesz miała dość, to po prostu przestań, chyba że…
Słuchała jego trajkotania, coraz pewniejszego i zabawniejszego,
w miarę jak oboje zaczęli się rozluźniać. Podobnie czuła się przy Issie,
chociaż tej przynajmniej początkowo się nie bała, to jednak nie miało
znaczenia. Przy Secie nie musiała udawać, a kiedy w końcu zaczęła
mówić…
Nie sądziła, że to będzie aż takie proste, ale w tamtej
chwili ostatecznie doszła do wniosku, że przebywanie z tym chłopakiem
jednak było możliwe.
Spotkali się! ^^
OdpowiedzUsuńSądziłam, że jednak od razu pójdą na ta pizze, ale w sumie tam nie mogliby na spokojne porozmawiać. Bo co musieliby sobie pomyśleć ludzie, jeśli zaczną mówić o królowej wampirów i willach...? :D Seth jest naprawdę super, nie narzuca się Claire i to jest najważniejsze. Właściwie jest wobec niej strasznie delikatny, a takie przynajmniej odnoszę wrażenie. ;p
Przyjemnie mi się czyta rozdziały o nich, ich relacja jest bardzo skomplikowana, ale z czasem na pewno przestanie juz taka być :p
no ciekawe jak zareaguje na wieść o tym co się jej stało. O ile mu powie dlaczego się boi wilków i im podobnych^^