Claire
Nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać. Tym
większym zaskoczeniem było dla niej to, że rozmowa z Sethem okazała się
oszałamiająco wręcz prosta, choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe.
Mówiła i to przychodziło jej dość lekko, przynajmniej początkowo, kiedy
koncentrowała się na suchych faktach i tym, co niegdyś uważano za
przejmującą bajkę o królowej wampirów. To była przeszłość, której nie
pamiętała i którą znała wyłącznie z opowieści, więc czuła się tak,
jakby kolejny raz referowała dopiero co przeczytaną książkę, by nabrać
pewności, że wszystko zrozumiała dokładnie tak, jak powinna.
Sprawy skomplikowały się, kiedy
przeszła do tego, co dotyczyło bezpośrednio jej samej. Seth musiał to wyczuć,
bo jak do tej pory jakby od niechcenia przerywał jej, komentował i zadawał
pytania, tak nagle spoważniał, pozwalając na to, żeby swobodnie zbierała myśli i starannie
selekcjonowała kolejne wypowiadane słowa. Mogła tylko zgadywać, co takiego
sobie myślał, ale usiłowała się nad tym nie zastanawiać, skupiona przede
wszystkim na możliwości wyrzucenia z siebie czegoś, co ot tak zaczęło jej
ciążyć bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie miała pojęcia skąd brało się
przekonanie, że powinien to wiedzieć, ale zarówno zaufanie, jak i potrzeba
rozmowy przyszły same, a ona nie próbowała się przed nimi wzbraniać. Być
może to było naiwne, ale nie była w stanie zmusić się do tego, żeby
spojrzeć na Setha jak na potencjalnego wroga i to nawet pomimo samoistnie
spinającego się w jego towarzystwie ciała.
Zawahała się na moment, kiedy
wymownie uniósł brwi na wzmiankę o „wujku Rufusie”. Jedynie wzruszyła
ramionami, próbując tym gestem przekazać mu coś w stylu „Mówiłam, że bywa
trudny”, tym bardziej, że już od lat w ten sposób tłumaczyła sobie
zachowanie ojca. Już nie potrafiła mieć żalu o lata kłamstw, chociaż
kwestia oszustwa z miłości nadal pozostawała dla niej czymś niepojętym,
nawet jeśli wampirowi wydawała się aż nazbyt oczywista.
A potem w końcu doszła do tego
najbardziej wrażliwego momentu i była w stanie wyłącznie się na niego
gapić, nim w końcu wykrztusiła:
– Powiedział mi, że ma na imię
Dean.
Coś ścisnęło ją w gardle,
chociaż nie miała pewności, co tak naprawdę było tego powodem – to, że w przeszłości
tak dużo zdarzało jej się mówić jedynie do Lucasa, czy może bliskość wspomnień,
które trzymała w zamknięciu przez tyle czasu. Wypuściła powietrze ze
świstem, po czym podciągnęła kolana pod brodę, ostrożnie usiłując się usadowić
na powalonym przez burzę pniu drzewa, które udało im się znaleźć. Drewniana
kłoda okazała się na tyle długa i szeroka, by swobodnie mogli się rozsiąść
na dwóch odległych krańcach, a ona zaczęła czuć się… całkiem swobodnie.
– Dean… – powtórzył Seth, a Claire
wzdrygnęła się mimowolnie, co zresztą nie uszło jego uwadze. – Takie trochę nie
bardzo to imię dla faceta, nie uważasz? – dodał, a ona cicho parsknęła,
zaskoczona jego bezpośredniością. – I to on był… No wiesz, wilkołakiem?
– Nie. – Pokręciła głową. – Był
wampirem. Ale to miało z nim związek. Dean… Dean mnie tamtej nocy
uratował, chociaż wcale nie musiał tego robić. Od początku mnie czarował, a ja
po prostu mu na to pozwalałam. Był… No cóż, wyjątkowy i bardzo szarmancki,
poza tym cały czas mnie onieśmielał. Później dowiedziałam się od taty, że to
był jego dar – to, w jaki sposób wzbudzał zaufanie, jeśli nie miało się o tym
pojęcia. Nie rozmawialiśmy z tatą za dużo, bo nie chciałam, zresztą… Nawet
teraz wydaje mi się, że i bez specjalnych zdolności dałby sobie ze mną
radę. Nie miałam i wciąż nie mam doświadczenia, a on był pierwszym
mężczyzną, który tak naprawdę zwrócił na mnie uwagę. To było takie… Do tej pory
nikt nie traktował mnie w taki sposób. W tunelach byłam nietykalna –
mała Clairie, którą należało przed wszystkim chronić. Z Deanem
było inaczej i to chyba naprawdę mnie w nim ujęło. – Urwała, żeby móc
złapać oddech. – Potem jeszcze się okazało, że łączy nas poezja. Kocham
książki, naukę i wiersze… Dziwne, prawda? A z Deanem mogłam
porozmawiać o tym, co dotychczas rozumiałam tylko ja. To chyba w tym
wszystkim najgorsze, bo wydaje mi się, że akurat wtedy był ze mną szczery.
Zadurzyłam się w nim i to ze wzajemnością, chociaż to wcale nie było takie
proste.
Zamilkła, uświadamiając sobie, że
mówiła mu rzeczy, których nie wyjawiła nawet rodzicom. Do tej pory nie
próbowała zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę łączyło ją z Deanem,
ale jedna kwestia nie dawała jej spokoju: a mianowicie to, co powiedział
jej w dniu balu w tamtym pokoju, zanim pojawiła się Layla i kolejny
raz ją uratowała. O tym, że się zakochał – i że zarazem nie potrafił
tego uczucia znieść przez to, kim była. Nigdy tak naprawdę nie miała okazji
poznać go tak dobrze, jak mogłaby oczekiwać, ale niezależnie od wszystkiego
czuła jedno: że w tamtej jednej chwili Dean był z nią szczery.
Czuła na sobie przenikliwe
spojrzenie Setha i nie miała wątpliwości co do tego, że wciąż czekał na
dalszy ciąg jej wypowiedzi. Miała wrażenie, że był rozdarty i przez moment
była gotowa przysiąc, że dostrzegła w jego ciemnych oczach gniew – nie na
nią, ale na coś, na co i tak nie miał wpływu, skoro pewne rzeczy już miały
miejsce. Teraz to on czuł się zobowiązany do tego, żeby ją chronić, a niemoc
najwyraźniej raniła go bardziej niż mogłaby przypuszczać. Z drugiej
strony, być może to była zazdrość? Czy w ogóle było prawdopodobne to, żeby
wpojony zmiennokształtny czuł się źle z tym, że mógłby kochać ją ktoś, kto
ostatecznie tak bardzo ją skrzywdził i kto od dawna był martwy?
Martwy…
– Chodzenie do niego było
niebezpieczne, zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie wychodziłam z podziemi w pojedynkę.
Nie mogłam nikomu o tym wspomnieć, zresztą chyba nawet tego nie chciałam…
Tata może nie mówił mi prawdy, ale trzymał mnie pod kloszem odkąd tylko
pamiętam. Wpadał w szał za każdym razem, kiedy ryzykowałam i to nawet
pod czyjąkolwiek opieką, a Dean… Chociaż może gdyby dowiedział się
wcześniej, w porę zorientowałabym się, że coś jest nie tak – dodała i zawahała
się na moment. – Tym bardziej, że Dean przede mną zorientował się, czyją jestem
córką. Jak tak teraz o tym myślę, to chyba rozumiem, dlaczego Rufus wolał
udawać, że jest moim wujkiem… Nie chcę, ale to jedno jest dla mnie dość
oczywiste. Ma wielu wrogów, również… No cóż, Deana, ale wtedy nie miałam o tym
pojęcia. Do głowy by mi nie przyszło, że coś jest nie tak, kiedy poprosił mnie,
żebym towarzyszyła mu we wspólnym wyjściu na miasto. Czułam się przy nim
bezpieczna, poza tym był na tyle blisko Isobel, żeby cieszyć się wpływami zapewni
ochronę również mnie. Zabrał mnie do hotelu, zasłaniając się interesami, bo
bardzo często załatwiał sprawy za innego wpływowego wampira, który do tej pory
odpowiada za większość najbardziej dochodowych obiektów w Mieście Nocy…
Wtedy też wydało mi się to trochę dziwne, ale nigdy tak naprawdę nie miałam
okazji przekonać się, jak takie spotkania wyglądają, więc i hotel nie
wzbudził moich podejrzeń. A potem…
Coś ścisnęło ją w gardle, więc
znowu musiała urwać, przez dłuższą chwilę skupiając się przede wszystkim na
chwytaniu oddechu i próbie odcięcia się od emocji, które wolała trzymać
jak najdalej od siebie. O wiele łatwiej przychodziło jej udawanie, że
wszystko jest w porządku, kiedy starała się zapomnieć o przeszłości,
tym razem jednak nie mogła ot tak się od tego odciąć. Zabrnęła za daleko i chociaż
była przerażona, chciała przynajmniej spróbować dokończyć wyjaśnienia, skoro
już pokusiła się o to, żeby w ogóle zacząć temat.
Wyczuła ruch i uświadomiła
sobie, że Seth – mniej lub bardziej świadomie – przesunął się w jej
stronę. Mimowolnie napięła mięśnie, przez moment mając ochotę się odsunąć,
jednak zdołała zapanować nad impulsywnymi odruchami, w zamian
nieruchomiejąc w miejscu.
– O Boże, Claire… – wyrwało mu
się, a po jego tonie poznała, że zdążył wyciągnąć własne, nie do końca
zgodne z rzeczywistością wnioski. – Tak mi…
– To wciąż nie jest wszystko –
przerwała mu, w pośpiechu wyrzucając z siebie koleje słowa, by nie
ryzykować, że jednak znowu zdecyduje się wycofać albo z innego powodu
przestanie być zdolna do tego, żeby mówić. – Dean nie chciał wykorzystać mnie
w… taki sposób – przyznała niechętnie, jak na zawołanie
czując, że na policzki wstępują jej rumieńce. – Pewnie gdyby spróbował, to ja…
Ale on nie próbował mnie wykorzystać. Wręcz przeciwnie – zaplanował coś innego i w końcu
był w stanie powiedzieć o tym, co względem mnie czuł, chociaż i wtedy
nie wyjaśnił mi wszystkiego. Nie mógł, bo… – Zamilkła, po czym skrzywiła się
mimowolnie, czując się trochę tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch.
– Przyszli wkrótce po tym. Pamiętam, że było ich dwóch i że już wtedy
zaczęłam coś podejrzewać… I w końcu usłyszałam, że do interesów jak
najbardziej doszło, tylko że to wcale nie miało związku z tym, co działo
się w mieście – przyznała, po czym zaśmiała się w nieco histeryczny,
pozbawiony wesołości sposób. – Dean sprzedał mnie najbardziej okrutnym, wulgarnym istotom, jakie kiedykolwiek miałam okazję poznać, zupełnie jakbym była rzeczą. A potem
mnie z nimi zostawił, uciekając jak jakiś tchórz, żeby tylko nie patrzeć
na to, co tych dwóch zamierzało ze mną zrobić. Gdyby nie to, że w pobliżu
akurat była mama i że usłyszała jak krzyczę… gdyby nie to…
Poczuła pieczenie pod powiekami,
ale nawet nie zwróciła na to uwagi, dochodząc do wniosku, że właściwie jest jej
wszystko jedno, czy pozwoli łzom płynąć. Nie dodała niczego więcej, łącznie z tym,
że po całym tym szaleństwie została jej dość wymowna pamiątka.
Zaplotła ramiona na piersiach, prze ułamek sekundy mając irracjonalne wrażenie,
że czuje nasilające się z każdą kolejną sekundą pieczenie w miejscu,
gdzie zaledwie kilka lat temu znajdowała się głęboka, poszarpana rana. Wtedy
też nie od razu uprzytomniła sobie, że pulsujące gorąco w rzeczywistości
jest przeszywającym bólem, przed którym jej ciało w najzupełniej instynktowny
sposób próbowało ją ochronić, to jednak nie miało znaczenia, przynajmniej w tamtej
chwili. Teraz była tutaj, w lesie, a te dwie bestie od dawna nie żyły
– i to dzięki Layli, która wpadła w ten szczególny rodzaj szału,
który nie pozostawiał jej ofiarom najmniejszych nawet szans. Claire nie miała
okazji widzieć jej w akcji – nie tak naprawdę złą – ale dobrze wiedziała
do czego jej matka była zdolna.
Seth przemieścił się, nagle
materializując tuż przed nią. Omal nie wyszła z siebie, kiedy pod wpływem
impulsu chwycił ją za rękę – tylko delikatnie, tak, że gdyby zechciała, mogłaby
się wycofać. Spojrzała na niego z wahaniem, rozdarta pomiędzy pragnieniem
ucieczki, płaczem, a próbą zapanowania nad emocjami i pozostania w jednej
pozycji.
– Jest okej – zapewnił pośpiesznie.
Jego głos zabrzmiał spokojnie, chociaż poznała, że był co najmniej
wstrząśnięty. Instynkt podpowiadał jej, że dla tego chłopaka coś tak okrutnego
było nie do pojęcia, zresztą tak jak i dla niej samej. Nie miała pojęcia,
co takiego chodziło mu po głowie i co musiał sobie myśleć, ale czuła, że
pod wieloma względami byli do siebie podobni… Chociażby tego, jak podchodzili
do kwestii niebezpieczeństwa, bólu i tego, jak wyglądał świat – i to
nawet nieśmiertelnych. Cóż, kiedyś też sądziła, że jest o wiele prostszy.
– Ja bym nigdy… Naprawdę, Claire! I nikt więcej cię nie skrzywdzi, jeśli
tylko będę miał coś do powiedzenia.
– Nie jesteś za mnie odpowiedzialny
– zaoponowała cicho, ale jedynie energicznie pokręcił głową.
– Teraz jestem, bo chcę – obruszył
się i przez moment faktycznie zabrzmiało to tak, jakby wpojenie wciąż
pozostawiało mu wybór. Kto wie? Może faktycznie tak było. – Nie będę na
ciebie naciskał… A przynajmniej się postaram, poza tym… – Urwał i zawahał
się na moment. – Dziękuję, że mi to powiedziałaś. Nie musiałaś, a jeśli
chcesz wracać do domu…
– Jeszcze nie – przerwała mu
pośpiesznie. – Wszystko jest w porządku, Seth. Ze mną… Nie przejmuj się –
dodała z naciskiem.
Wciąż nie wyglądał na przekonanego,
ale musiała brzmieć na zdesperowaną, bo ostatecznie skinął głową, decydując się
jej zaufać. Nawet słowem nie skomentował tego, że ostrożnie wysunęła dłoń z jego
uścisku, co prawda wciąż pozwalając mu siedzieć wystarczająco blisko, by mogła
poczuć ciepło jego ciała, ale nic ponad to… Przynajmniej tymczasowo.
– Chodźmy szukać tej pizzerii –
zadecydował, jak gdyby nigdy nic przybierając pogodny, niemalże entuzjastyczny
ton głosu.
Jeszcze kiedy mówił, pośpiesznie
poderwał się na równe nogi, skinieniem głowy dając jej do zrozumienia, by ruszyła
się z miejscu. Usłuchała, wciąż lekko skonsternowana i bliska płaczu,
chociaż z wolna zaczynała dochodzić do siebie, odzyskując kontrolę nad
sobą i własnym ciałem.
I choć początkowo poczuła się
urażona tym, jak łatwo przyszło mu pozorne zapomnienie o tym, jak wiele
wysiłku wkładała w tę rozmowę, po chwili jednak zorientowała się, że to
było najlepszym, co mógł w obecnej sytuacji zaproponować.
Isabeau
Słyszała krzyk, ale ten nie robił na niej najmniejszego nawet wrażenia.
Beznamiętnym wzrokiem wpatrywała się w przestrzeń, świadoma tego, że jej
ciało w rzeczywistości znajduje się w zupełnie innym miejscu,
najpewniej nadal w tej zimnej, ciemnej uliczce, którą zapamiętała i w której
skryła się, kiedy tylko dotarło do niej, że to
nadchodzi. Już nie pamiętała, kiedy ostatnim razem nachodziło ją jakże znajome
przeczucie – pewność tego, że wizja nadejdzie i że powinna się na nią
przygotować. To było całkiem miłą odmianą, skoro do tej pory kolejne widzenia
przychodziły nagle, całkowicie poza kontrolą i jej wpływem, przez co nigdy
nie miała pewności co do tego, czego tak naprawdę ma się spodziewać.
Kiedy w końcu widzenie nadeszło, poddała
mu się bez cienia strachu – z tą samą pewnością i wprawą, co i blisko
wiek wcześniej, kiedy jeszcze miała wrażenie, że w pełni panuje nad swoim
darem. Wiedziała, że to, co ją otacza, nie jest prawdziwe, a jednak miała
przynajmniej względną swobodę ruchów, będąc w stanie bez przeszkód
obserwować wszystko to, co działo się wokół niej. Znajdowała się w ciemnościach,
ostrożnie idąc naprzód i pomimo własnej nierealności wyraźnie słysząc
dziwnie przytłumiony, ale jednak obecny stukot wysokich obcasów, które raz po
raz uderzały o posadzkę. Zapach, który czuła, wydał jej się znajomy –
wyważona mieszanka świec, kwiatów i słodyczy kadzideł – Isabeau jednak nie
widziała powodu, dla którego miałaby się zastanawiać nad ich pochodzeniem.
Jakie znaczenie miało to, gdzie i dlaczego się znajdowała, skoro prędzej czy
później i tak miała się tutaj znaleźć… Oczywiście pod warunkiem, że w widzeniu
pozostawała sobą, choć dokładnie tak się czuła – w pełni materialna,
zdecydowana i świadoma zarówno każdego kolejnego kroku, jak i prawdziwości
napiętego do granic możliwości ciała.
Powinna się skradać – ta jedna myśl wydała się
jej najzupełniej naturalna i sensowna. W milczeniu ruszyła przed
siebie, całą sobą chłonąc kolejne bodźce, które podsuwały jej wyostrzone
zmysły. Mrok wokół wydawał się gęstszy i nienaturalny, jakby ktoś albo coś
wpływało na otaczającą ją rzeczywistość, chociaż i tego nie mogła być w pełni
pewna. W gruncie rzeczy była skłonna spodziewać się wszystkiego – mnie lub
bardziej okrutnego, gwałtownego albo…
A jednak powitała ją cisza.
To
jakiś żart?, pomyślała z powątpiewaniem.
Czuła się spokojna, wręcz obojętna, co w ostatnim czasie nie było dla niej
niczym nowym. Odkąd odrzuciła od siebie człowieczeństwo, raz na zawsze
odcinając się od bólu i wszystkiego, co niosły ze sobą ludzkie uczucia,
spokój był czymś aż nazbyt znajomym i pożądanym. Przenosiła się z miejsca
na miejsce, polowała i cieszyła się każdym kolejnym dniem, czując się
nawet lepiej niż przez te wszystkie lata, kiedy towarzyszyła jej tylko i wyłącznie
samotność. To było dobre i znajome, nie zmieniało jednak tego, że Beau
doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co zwykle działo się w jej
wizjach. Ta wręcz porażała niewinnością, tym samym nasilając odczuwane przez
nieśmiertelną niepewność i sprawiając, że ta z tym większą uwagą
wypatrywała tego, co miało okazać się meritum – czegoś niebezpiecznego,
gwałtownego i… bez wątpienia niewłaściwego, bo przecież o to chodziło w jej
widzeniach: o to, że zawsze miało miejsce coś, co nie powinno.
Tak miało być i tym razem, chociaż wciąż nie
potrafiła stwierdzić w czym tym razem leżał problem – przynajmniej
tymczasowo.
Chciała przystanąć, ale nie potrafiła się na to
zdobyć, niemalże bezwiednie posuwając się naprzód. Szukała czegoś – kogoś –
jednak towarzyszące jej rozczarowanie wydawało się jednoznacznie świadczyć o tym,
że wyłącznie traciła czas. Wiedziała, że coś
tam jest i że musi się wysilić – dotrzeć do celu jak najszybciej, zanim
wszystko przepadnie – jednak i to nie miało dla niej sensu. W głowie
miała pustkę, to zresztą skutecznie zaburzyło jej dotychczasowe przekonanie o kontroli
nad sobą i otaczającą ją rzeczywistością. Wszystko było nie tak, a Beau
z każdą kolejną sekundą czuła się coraz bardziej pewna tego, że tak jest w istocie
– i że rozwiązanie jest zaledwie kwestią czasu.
Coś poruszyło się, jednak w żaden sposób
nie potrafiła stwierdzić z której strony wychwyciła jakichkolwiek dźwięk
albo ruch. Gdyby miała jakikolwiek wpływ na to, co robiła, bez chwili wahania
przystanęłaby, by móc powieść wzrokiem dookoła, jednak jej wcielenie w wizji
najwyraźniej nie widziało takiej potrzeby. Z pewnym opóźnieniem dotarła do
niej cała mieszanka obcych jej już teraz, jakby odległych emocji: oszołomienia,
gniewu, ale i strachu, choć ten zdecydowanie nie miał związku z tym,
że mogłaby się bać o siebie. Przeciwnie – pragnęła dotrzeć do kogoś, póki
jeszcze miała czas, choć i ten stopniowo zaczynał jej się kończyć.
Niemalże czuła, jak prześlizguje jej się pomiędzy palcami, prawie jak ziarenka
piasku, nie dając jej nawet cienia szansy na to, żeby spróbowała je zatrzymać.
Kolejny ruch zaintrygował nawet tę Isabeau w wizji,
bo gwałtownie odwróciła się, by móc spojrzeć w ciemność przed sobą. Tym
razem wyraźnie zauważyła zarys smukłej, kobiecej sylwetki, która zmaterializowała
się tuż przed nią, a później…
Przeszywający ból wydawał się dosłownie
rozrywać jej klatkę piersiową. Poczuła go wyraźnie, zresztą tak jak i to,
że ktoś bezceremonialnie popchnął ją na niewidoczną w ciemnościach ścianę.
Spróbowała zaczerpnąć tchu, to jednak okazało się niemożliwe, Isabeau zaś
przekonała się, że coś gęstego zalega w jej płucach. Zaczęła kaszleć,
krztusząc się czymś bliżej nieokreślonym, a chwilę później ciężko osunęła się
na kolana, oszołomiona bólem, narastającym w piersiach kaszlem i czystą
paniką, która ogarnęła ją z chwilą, w której na myśl przyszło jej, że
właśnie się spóźniła – i że wszystko szło w absolutnie
nieakceptowalnym, złym kierunku.
Z pewnym wysiłkiem przycisnęła obie dłonie do
ust, bezskutecznie próbując zapanować nad własnym ciałem. W nozdrza
uderzył ją słodki, aż nazbyt znajomy zapach, skutecznie mieszając w głowie
i wprawiając w coraz silniejszą konsternację. Kiedy spojrzała na
swoje ręce, przekonała się, że obie pokrywały ciemne plamy czegoś, co mogło być
tylko i wyłącznie krwią – i to na dodatek jej własną, ta bowiem
wydawała się wypełniać zarówno jej gardło i płuca, podczas gdy ona…
A potem ciemność zniknęła, a Isabeau –
cała i zdrowa, o ile w przypadku wampira te odniesienia miały
rację bytu – na powrót znalazła się w zaciemnionej uliczce, klęcząc na
bruku i czując, że wkrótce wydarzy się coś bardzo, ale to bardzo złego.
Pamiętam jak chwile temu się zastanawiałam co słychać u mojej ulubienicy. No i teraz już wiem._.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się co powinnam napisać, bo nic sensownego nie przychodzi mi do głowy, ale no... na pewno nie będzie wesoło. Przez chwilę miałam wrażenie, że naprawdę coś się jej dzieje. Nie wiem czy powinnam się cieszyć, że to była tylko wizja czy wręcz przeciwnie, bo to była, aż wizja. ;-; Naprawdę nie mam bladego pojęcia. Niech jej ktoś już włączy uczucia, jakkolwiek to się ma zdarzyć. Wiem, że bez tego nie będzie wydarzeń, ale no... chociaż w sumie nie wiem czy jest tak lepiej. W końcu nie czuje tego wszystkiego co czuła, kiedy Dimitr ja "zdradził", a z drugiej strony taka wersja Beau jest po prostu okrutna... Dobra, nie będę narzekać! :D Z czasem na pewno się ułoży, chociaż znając Ciebie... ^^
A Claire mu jednak powiedziała. Cóż nie myślałam, że zareaguje tak nerwowo na to wszystko, ale czego powinnam się spodziewać? Przecież to nie była historyjka, która się opowiada każdemu i ciągle. Dobrze, że się przed nim otworzyła i teraz Seth wie dlaczego tak na niego reaguje. ;3
Gdzieś tam widziałam przecinek zamiast kropki, ale to nie ma znaczenia. :D
Został mi jeszcze jeden rozdział do nadrobienia, wiec uciekam kończyć czytać ;p