
Ariel
Ciemność
w końcu rozproszyła się, kiedy weszli w kolejny korytarz. Ariel
zmrużył oczy, zaskoczony, dopiero po chwili uprzytomniając sobie źródło niezbyt
jasnego światła, rzucającego długie cienie na kamienną posadzkę. Lekko uniósł
brwi, w milczeniu spoglądając na cały rząd ciągnących się po obu stronach
przejścia metalowych kinkietów, które przytrzymywały palące się pochodnie. Co
więcej, ktoś rozmieścił kolejne płomienie w taki sposób, że co jakiś czas
zdarzały się miejsca, gdzie znów robiło się prawie całkiem ciemno, co
w połączeniu z licznymi wnękami oraz nagłymi skrętami, dawało
niepokojące wrażenie bycia osaczonym. Wrażenie było takie, jakby w każdej
chwili ktoś mógł wyskoczyć z ciemności, rzucając się do ataku
i chociaż Ariel starał się nie okazywać niepokoju, musiał przyznać, że
poczuł się zagrożony.
Zerknął na Victora, ale ten pewnie szedł przed siebie,
najwyraźniej do podobnych warunków przyzwyczajony. W zasadzie nie powinno
go to nawet dziwić, skoro twierdza stanowiła dla wilkołaka dom już nie wiadomo
jak długo.
– Nie ma elektryczności? – zagaił, odzywając się
w taki sposób, by jego głos zabrzmiał stosunkowo obojętnie. Ot czysta
ciekawość.
– Po co? – Vick rzucił mu wymowne spojrzenie. – Wieczna noc
nie jest zła, poza tym całe to zamieszanie z podpięciem się do miejskiej
sieci… A co? – Uśmiechnął się kpiarsko. – Czyżbyś obawiał się ciemności?
– Spieprzaj – powiedział Ariel najbardziej uprzejmym tonem
na jaki było go stać. Victor parsknął śmiechem, po czym rzucił mu niemal
pobłażliwe spojrzenie. Obserwując go, coraz łatwiej było utożsamić mężczyznę
z innymi dziećmi księżyca, takimi jak Riddley czy Bart, co powodowało, że
chłopak czuł się niemal swobodnie. – Serio. Nie próbuj mnie denerwować.
– Gdzież bym śmiał. – Victor parsknął, żeby podkreślić, jak
dobrze się bawi. – Zabawny jesteś, Ariel. A tak z gwoli ścisłości,
czyżbyś miał problem w poruszaniu się po zmroku?
Tym razem w jego głosie nie było słychać nutki kpiny,
przynajmniej nie tak bardzo jak wcześniej. Kiedy spojrzał na Ariela, chłopak
doszukał się w ciemnych tęczówkach czegoś na pograniczu zainteresowania
i rozbawienia, co wcale nie poprawiło mu humoru. Cholera, to właśnie był
ten problem, który miał od samego początku – mógł częściowo wpasować się
w stado, co umożliwiało w miarę pokojowe współegzystowanie
z jego pobratymcami, ale na pewno nie miał takiego stanu rzeczy
zaakceptować. Nie pasował do nich i nic nie mógł na to poradzić.
Westchnął, po czym skupił się na drodze przed sobą, jedynie
kątem oka obserwując Victora. Po pierwsze, to on prowadził, a po drugie –
nigdy nie należało spuszczać z oczu kogoś, co do czyich intencji miało się
jakiekolwiek wątpliwości.
– Tak, mam problem – powiedział w końcu, podświadomie
wiedząc, że i Vick przeszywa go wzrokiem, najwyraźniej nie zamierzając
odpuścić. – Co w tym dziwnego? Chcesz mi powiedzieć, że ty widzisz w ciemności? – zapytał z powątpieniem,
nie będąc w stanie powstrzymać niedowierzania, które kradło się do jego
głosu.
– Oczywiście, że widzę – żachnął się Victor. – Na wrota
piekielne, co z tobą? To chyba oczywiste, zważywszy na to, kim jesteśmy.
Ariel nie powstrzymał się przed tym, żeby spojrzeć mu
w twarz. Spodziewał się kolejnego kpiarskiego uśmiechu i w istocie
go zobaczył, ale poza tym oczy Vick’a były jak najbardziej poważne i może
nawet trochę urażone, jakby podejrzewał, że ktoś próbuje sobie z niego
kpić. Ariel powstrzymał się od jakiegokolwiek komentarza, dziwnie
skonsternowany i nagle zażenowany, zwłaszcza, że wilkołak patrzył na niego
w taki sposób, że z łatwością można było popaść w kompleksy.
Mężczyzna westchnął i pokręcił z niedowierzaniem
głową.
– Szlag, ty mówisz poważnie. I to na dodatek przed
pełnią. – Zagwizdał, ale nie zabrzmiało to jak uznanie. – Od jak dawna jesteś
wilkołakiem, co Ariel?
– Nie twój interes – odwarknął, starając się brzmieć na
nieznoszącego sprzeciwu. Nie zamierzał się nikomu zwierzać, zwłaszcza obcemu.
– Do mnie zwracaj się jak chcesz, ale przy Aaronie
radziłbym powstrzymać temperament. Mój brat jest strasznie trudny, jeśli chodzi
o okazywanie zrozumienia – mruknął Victor, najwyraźniej dochodząc do
wniosku, że wskazana jest jakaś przyjacielska rada. – A tak swoją drogą,
to żaden wstyd, że wciąż jesteś szczeniakiem.
Ariel zazgrzytał zębami.
– Nie… jestem… szczeniakiem – wydyszał, robiąc pomiędzy
kolejnymi słowami przerwy zdecydowanie zbyt długie, by zabrzmiało to
naturalnie. – Co więcej, wiele bym dał, żeby nie być tym kim jestem, więc
darujmy sobie to przesłuchanie!
Nie wiedział dlaczego, ale słowa Victora zaczynały wytrącać
go z równowagi, powoli doprowadzając do szaleństwa. Początkowe zażenowanie
i niepokój zniknęły, wyparte przed gniew, który towarzyszył mu od jakiegoś
czasu, wyjątkowo nie mając niczego wspólnego ze zbliżającą się pełnią
i większą wrażliwością emocjonalną. Mimo wszystko poczuł się tak, jakby
faktycznie był początkującym szczeniakiem, krótko po pierwszej przemianie;
wtedy nie był zdolny zapanować nad agresją, zachowując się chyba jeszcze
bardziej beznadziejnie niż Riddley, kiedy komuś zdarzyło się nadepnąć mu na
odcisk.
Być może zaczynał posuwać się za daleko, ale nie dbał
o to. Łatwo było uznać Victora za kolejnego irytującego syna księżyca,
jakże podobnego do tych, które Ariel spotykał na co dzień, kiedy już decydował
się wrócić do… dzielnicy? Cóż, na pewno nie mógł nazwać tego miejsca mianem
„domu”. W zasadzie miał wątpliwości co do tego, czy w jakimkolwiek
przypadku miał być w stanie użyć tego terminu.
– Ach… Więc tutaj leży problem – odezwał się Victor, jakby nie
słysząc wcześniejszego wybuchu Ariela. Pomasował podbródek, intensywnie nad
czymś myśląc. – Próbujesz z tym walczyć, zgadza się? Zamiast współistnieć,
toczysz wewnętrzną walkę, którą do pewnego momentu wygrywasz, a później…
No, sam najlepiej wiesz, co dzieje się podczas pełni.
Ariel nie odpowiedział. Chciał przyśpieszyć, ale nie mógł
tego zrobić, bo i tak nie znał drogi. Był zdany na swojego przewodnika,
a ten najwyraźniej dopiero się rozkręcał.
Nawet nie patrząc w stronę Victora, czuł jego kpiarski uśmiech.
– Milczysz? Jak sobie chcesz – stwierdził obojętnie
wilkołak. Wydawał się zadowolony z siebie. – Niech no ja się zastanowię…
Ach, jesteś skryty. Masz wrażenie, że tam nie pasujesz. Udajesz część całości,
ale to jedynie pozory i sposób na to, żeby mieć w życiu względny
spokój. Przez cały czas udajesz, że mimo wszystko jesteś normalny, ale
doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że to nieprawda. Chcesz być
człowiekiem, więc odrzucasz część siebie, co jedynie wszystko utrudnia, bo to
trochę tak, jakbyś nagle zdecydował pozbyć się nogi – wbrew zdrowemu rozsądkowi
i naturze. Wydaje ci się, że jesteś dość silny, żeby walczyć ze sobą, ale…
– To nie jestem ja! – przerwał Ariel, nie mogąc się
powstrzymać. Zacisnął dłonie w pięści, wytrącony z równowagi tym
bardziej, że Victor wydawał się czytać z niego jak z otwartej księgi.
– To coś we mnie na pewno nie jest częścią mnie – przerwał już spokojniej,
starając się brzmieć na poważnego i pewnego siebie.
– Och, tutaj się mylisz. – Z twarzy wilkołaka po raz
pierwszy zniknęła kpina. – Jesteśmy sobą. A jak długo tego nie zrozumiesz,
tak długo będziesz zadręczał samego siebie, Arielu.
– Więc co mam zrobić? – prychnął. Próbował atakować, nagle
obnażony i całkowicie zdany na to, co Victor o nim wiedział –
a wiedział zdecydowanie zbyt wiele. – Jak jakiś kretyn wyczekiwać pełni
i kiedy się da, dążyć do tego, by być… tym?
Kąciki ust Victora drgnęły.
– Ciekawe… Ale nie. – Spoważniał. – To walka z samym
sobą. Po prostu zaakceptuj i zacznij wykorzystywać to, co bycie po części
zwierzęciem ci daje.
Świetnie, zawsze marzył o tym, żeby zawrzeć
z pasożytem w sobie rodzaj rozejmu. Zaraz usłyszy, że to najzupełniej
naturalne i że bez trudu może doprowadzić do symbiozy pomiędzy sobą,
a krwiożerczą bestią w swoim wnętrzu. Tak swoją drogą, jeśli dalej
posuwałby się tym tokiem rozumowania, może nawet w pewnym momencie
stwierdziłby, że bycie dzieckiem księżyca to fantastyczna perspektywa,
a nie comiesięczna utrata kontroli na rzecz czegoś, czego zdecydowanie nie
uznawał jako swoje drugie ja.
Zapadło milczenie i tym razem ani on, ani Victor nie
zdecydowali się, żeby tę ciszę przerwać. Ariel wrócił do rozglądania się
dookoła i machinalnego zapamiętywania najdrobniejszych szczegółów, gdyby
z jakiegoś powodu przyszło mu do samodzielnego odtworzenia drogi, którą
szli… Na przykład w panicznym odruchu, nakazującym ucieczkę. Znów naszło
go nieprzyjemne wrażenie tego, że nie jest w tym miejscu mile widziany,
chociaż zachowanie Victora, a nawet Isabelli można było odebrać za całkiem
znośne. Vick na swój sposób nawet próbował mu radzić, co – nawet mimo
irytującego wydźwięku – było bardziej wartościowe, niż wszystkie te rzeczy,
które przez lata usłyszał od Yves’a. Miła odmiana, choć pewnie inaczej
spoglądałby na wszelakie sugestie, gdyby usłyszał jej jak osiemnastolatek,
przygotowując się do pierwszej przemiany.
Odrzucił od siebie zbędne myśli, usiłując skoncentrować się
wyłącznie na drodze i na tym, żeby nie zgubić się w labiryncie
korytarzy. Szybko okazało się, że nawet najlepiej wyćwiczona pamięć jest zawodna
w tym miejscu. Kolejne korytarze wydawały się wyglądać dokładnie tak samo
i po pewnym czasie Ariel nie potrafił już sobie przypomnieć, jak wiele
razy i w którą stronę skręcali. Nie miał wątpliwości, że konstrukcja
twierdzy nie jest przypadkowa i że podobnie jak brak drzwi ma jakiś
konkretny cel.
– Wszystko opiera się na złudzeniu optycznym – odezwał się
po raz pierwszy od dłuższego czasu Victor. Ariel ledwo powstrzymał się od
wzdrygnięcia, nagle ogarnięty myślą o tym, że wilkołak jakimś cudem mógłby
przewidzieć sens jego myśli, nie po raz pierwszy zresztą. – Ukryte drzwi, kilka
fałszywych korytarzy i dezorientujący układ… Wszystko to ma za zadanie
oszukać zmysły i utrudnić swobodne poruszanie się. Bardzo łatwo zwieść
kogoś, kto nie zna tego miejsca… albo za wszelką cenę usiłuje odciąć się od
instynktu – powiedział, prawie niezauważalnie wahając się przy samym końcu.
Sugestia była jasna, ale Ariel nie dał niczego po sobie
poznać. Ach, zdecydowanie nie tego się spodziewał. Jeśli chodziło o samo
miejsce, w jakiś pokrętny sposób pasowało mu do tych istot, więc nie czuł
się aż tak bardzo zaskoczony. Problem leżał w samych mieszkańcach, bo
spodziewał się zastać grupę nieokrzesanych, mniej wyrafinowanych
i niezwykle okrutnych wilkołaków, niewiele różniących się od tych, które
widywał w magazynach, kiedy już zdecydował się w ich towarzystwie
znaleźć (bardzo rzadko na własne życzenie). W zamian zastał…
No właśnie, kogo?
Czytającego z niego jak z otwartej księgi,
irytująco sarkastycznego Victora, którego najwyraźniej bawiło wszystko,
a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Isabellę – bella Isabella – która okazała się kolejną z tych
demonicznych wręcz istot i która sprawiała wrażenie równie delikatnej, co
i przebiegłej. Tę ciemnowłosą istotę, dziewczynę sprzed twierdzy, która…
A może ona była jedynie wytworem jego wyobraźni?
Co takiego powiedziała Isabella przed odejściem? Wspominała
o Aaronie i Lilii… Czy ta ciemnowłosa piękność, to była Lilia? Nie
sądził, że kiedykolwiek to przyzna, ale to niezwykle delikatne, piękne imię
w istocie pasowało do córy księżyca, którą widział. Z drugiej strony,
Isabella nie wspominała o dziewczynie zbyt uprzejmie i chociaż
pierwsze spotkanie z tajemniczą nieznajomą również nie przebiegło
pomyślnie, Ariel nie potrafił sobie wyobrazić, żeby dziewczyna była aż tak
nieprzystępna. Kim w takim razie była Lilia i dlaczego jej imię
wydawało mu się nie tylko znajome, ale z jakiegoś powodu go niepokoiło?
Lilia, Lilia…
Skoro już wiedział o przynajmniej dwóch kobietach,
jakie były szanse na to, że wśród nich w istocie znajdowała się Katherine?
Victor nieoczekiwanie zaklął i przyśpieszył, nie
pozostawiając Arielowi innego wyboru, jak pobiec za nim. Dopiero kiedy znaleźli
się blisko kolejnego załamania korytarza, doszedł go jakiś dźwięk,
a chwilę później rozległo się echo czyjegoś podniesionego, kobiecego
głosu:
– Miasto Nocy? – pytała jakaś kobieta, bez wątpienia ani
Isabella, ani tamta dziewczyna sprzed twierdzy. – Jesteś pewna, że powiedział
Miasto Nocy? – nalegała dziwnie podekscytowana i jednocześnie… zagniewana?
– Nie, skąd. Mam problemy ze słuchem – zadrwiła druga
i tym razem to była Isabella. – Oczywiście, że jestem pewna! Dlaczego za
każdym razem traktujesz nas wszystkich tak, jakbyśmy byli bandą kompletnych
kretynów?
Cokolwiek dziewczyna sobie myślała, najwyraźniej nie
widziała powodu do tego, żeby odpowiadać. Kiedy Ariel i Victor weszli
w kolejny korytarz, chłopak w końcu dostrzegł smukłą postać przy
uchylonych, dwuskrzydłowych drzwiach w połowie korytarza, ale to była
Isabella i najwyraźniej przebywała sama. Ktokolwiek wcześniej jej
towarzyszył albo odszedł, albo – co bardziej prawdopodobne – wszedł do
pomieszczenia przed którym stała.
Isabella wyglądała na rozdrażnioną, ale wszelakie uczucia
zniknęły z jej twarzy, kiedy ich zauważyła. Udało jej się nawet
uśmiechnąć, gdy już zdecydowała się na nich spojrzeć, ale w jej oczach
wciąż dostrzegalne były gniewne błyski, zdradzające faktyczny stan emocjonalny.
– Załatwione – oznajmiła, zwracając się do Victora.
Mimochodem mrugnęła porozumiewawczo w stronę Ariela, ale zdecydował się
w żaden sposób nie odpowiadać na gest. – Aaron nie był zachwycony. Lilia
w zasadzie też, ale… – Wzruszyła obojętnie ramionami.
– Lilia to Lilia – dopowiedział Victor i chociaż Ariel
nie spoglądał na jego twarz, po tonie wyrazie twarzy Isabelli poznał, że
wilkołak jest bliski wywrócenia oczami. – Richard i Carl?
Dziewczyna rozłożyła bezradnie ramiona, rzucając mu
spojrzenie komunikujące coś w stylu: „Skąd mam, do diabła, wiedzieć?”.
Victor westchnął teatralnie i zdecydował się nie zadawać kolejnych pytań,
co jedynie rozczarowało Ariela, bo nadal nie potrafił jednoznacznie stwierdzić,
czego powinien się spodziewać po liczebności i mieszkańcach twierdzy.
– Dobra, mniejsza z tym – mruknął Vick. – Dziękuję, bella Isabella – dodał i posłał dziewczynie niezwykle
efektywny półuśmiech, który spowodował, że przez ułamek sekundy wyglądała tak,
jakby miała na miejscu osunąć się na ziemię.
– Hm? – Zamrugała i pośpiesznie wzięła się
w garść. – Uznajmy, że masz u mnie dług wdzięczności. Kiedyś chętnie
go odbiorę – zapowiedziała, po czym odsłoniła w uśmiechu komplet równych,
śnieżnobiałych zębów.
– Dług? Cóż to znowu za pomysł? – zdziwił się Victor. –
A co z bezinteresowną pomocą kogoś, kogo się lubi?
– Bezinteresowność umarła już dawno i nawet ja to
wiem. – Isabella zarzuciła ciemnymi włosami, kiedy zamaszyście odwróciła się
w stronę drzwi, szykując się do wejścia do środka. – Poza tym, sam
zauważyłeś, że wypadałoby lubić tego, komu wyświadcza się przysługę, prawda?
– Więc nie przepadasz za mną?
Roześmiała się w sposób, który uniemożliwiał
określenie jakichkolwiek emocji. To był rodzaj niezwykle pociągającego,
dźwięcznego śmiechu, który w równym stopniu mógł okazać się wymuszony, co
i absolutnie szczery.
Kiedy zdecydowała się spojrzeć na Victora, wzrok miała
niezwykle poważny.
– Nie.
Ale kąciki ust jej drgnęły.
Dobrze, to zdecydowanie nie był typowy widok, który Ariel
miał okazję obserwować, kiedy przebywał ze swoimi pobratymcami. Może różnica
brała się stąd, że nie mieli żadnej obciążonej klątwą kobiety, ale to
i tak wydawało się… Cóż, wręcz niemożliwie normalne. Chociaż nie chciał
wyciągać żadnych wniosków, bo i te nie powinny go interesować, mógł się
założyć, że ta dwójka ze sobą flirtuje – i że to był rodzaj długotrwałego,
niezobowiązującego romansu, jeśli nie czegoś więcej. Na pewno znacznie różniło
się to od tego, czego doświadczali z Alessią i do czego sam Ariel
został przyzwyczajony, ale to była sprawa drugorzędna.
Isabella zniknęła im z oczu, co zachęciło Victora do
wymruczenia całej wiązanki niewymownych uwag na temat kobiet i tego, że
ich nie da się zrozumieć. Sprawiał wrażenie całkowicie wyluzowanego, ale
oczywistym było, że to jedynie pozory i że zachowanie Isabelli równie go
irytowało, co i zachwycało. Może w ich przypadku pojęcie „miłość”
byłoby zdecydowanie zbyt odważne, wręcz na wyrost, ale „pożądanie” jak
najbardziej miało szanse odnaleźć się w odpowiedniej roli.
– Isabella… Cóż, to ciekawa istota – zauważył, dochodząc do
wniosku, że najwyższa pora sprowadzić swojego towarzysza na ziemię. – Bardzo
ciekawa.
– Spodobała ci się? – Chociaż wyraz twarzy Victora zdradzał
rozbawienie, ostrzegawczy błysk w jego ciemnych oczach stanowił dość
jednoznaczną wskazówkę, jeśli chodziło o wybór odpowiedzi.
– Nie – odpowiedział Ariel zbyt stanowczo i zdecydowanie
zbyt szybko, żeby zabrzmiało to naturalnie. Brwi Victora powędrowały ku górze,
kiedy mężczyzna przyjrzał mu się z zainteresowaniem. – To znaczy… Nie mam
niczego do Isabelli, ale nie patrzę na nią w taki sposób – wyjaśnił, tym
razem spokojniejszym i bardziej opanowanym głosem.
Victor wciąż mu się przypatrywał, skupiony i niezwykle
poważny. Ariel nie wiedział do jakich wilkołak musiał dojść wniosków, ale
ulżyło mu, kiedy zdecydował się na powolne kiwnięcie głową.
– Rozumiem. – Zamyślił się na moment. Nie powiedział tego
na głos, ale Ariel znów odniósł wrażenie, że mężczyzna wie więcej niż powinien.
– Cóż, wszystko jedno. Mało jest takich kobiet, jak nasza Isabella.
Nie odpowiedział, nie chcąc ryzykować kolejnej niezręczne
sytuacji. W zamian wykorzystał chwile, instynktownie zadając inne pytanie:
– A propos kobiet… Chyba jest ich tutaj dużo, prawda?
– zagaił od niechcenia, ale Victor i tak spojrzał na niego nieufnie. – No
wiesz, oprócz Isabelli i… Lilii? – dodał niepewnie, wahając się przy końcu.
– Są trzy. – Victor uśmiechnął się leniwie, najwyraźniej
dochodząc do wniosku, że w pytaniach Ariela nie ma niczego nadzwyczajnego.
– Oczywiście pod warunkiem, że Lilię można zaliczyć do delikatnych
przedstawicielek płci pięknej.
Lilia. Znowu to imię, znowu niejasne wrażenie, że już je
kiedyś słyszał.
Nie patrząc na Victora pokiwał głową, próbując jakoś
uporządkować mętlik i przełknąć rozczarowanie związane z tym, że po
raz kolejny nie udało mu się ustalić niczego na temat istnienia Katherine.
Intensywnie myślał, próbując wszystko sobie poukładać i przywołać
w pamięci wspomnienia, które nasuwały mu się na samą wzmiankę
o Lilii.
„Hm, słyszałaś kiedyś historię o Śmiertelnym Kwartecie?” – przypomniał sobie własne słowa, skierowane do Alessi. To
było wtedy, kiedy po raz pierwszy pokazał jej kamienny stół w lesie,
krótko po tym, jak ostatecznie zdecydował się do niej zbliżyć. – „Moim zdaniem
jest całkiem dobra, zwłaszcza, że jakby nie patrzeć, w większości dotyczy
wampirów…” – dodał później, skutecznie wytrącając swoją towarzyszkę
z równowagi.
„Ach… Czyli historie wampirów nie są dla dzieci nocy dość
dobre?” – obruszyła się wtedy. Do tej pory pamiętał ten wojowniczy ton
i gniewne błyski w czarnych oczach dziewczyny.
„Nie wszystkie.” – Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu
i od obserwowania wyrazu jej twarzy, kiedy to mówił. – „Ta jest dobra, bo
występuje w niej wilkołak albo raczej wilkołaczyca”.
Ta historia. Dobra bogini, ta stara legenda!
„Tutaj właśnie zaczyna się robić ciekawie, bo pojawia się
wilkołaczyca Lilia, która…”
Przejął go dziwny chłód, pomieszany z niedowierzaniem
i poczuciem zażenowania. To musiał być zbieg okoliczności, nic więcej. Oto
stał tutaj, w obcym miejscu, być może prosząc się o kłopoty,
a jednak zamiast koncentrować się na tym, co zamierzał powiedzieć
Aaronowi, myślał o bzdurach. Zwykły przypadek, nic więcej, poza tym to nie
Lilia powinna w tym momencie zaprzątać jego myśli. Powinien…
Ale, do diabła, już dawno przestał wierzyć przypadki.
Z drugiej strony, skoro to była tylko legenda, takie zbieg okoliczności
mógł być co najwyżej dość marnym omenem, ale to i tak nie poprawiało mu
nastroju. Wręcz przeciwnie – mimo wszystko poczuł się jeszcze bardziej nieswojo
niż do tej pory, chociaż nie sądził, że to może być w ogóle możliwe.
– Zanim tam wejdziemy, mam dla ciebie małą radę – oznajmił
Victor, rzucając wymowne spojrzenie w stronę uchylonych drzwi. – Cokolwiek
się nie wydarzy, nie gap się na Aarona. Rozumiemy się?
– Mam nie… Że co? – zaczął, nie kryjąc dezorientacji, ale
Vick już zniknął w środku.
Pełen złych przeczuć, Ariel ruszył za nim.
nareszcie skończyłam czytać wszystkie rozdziały ^^ obiecałam, że przeczytam to i przeczytałam po niecałych... dwóch miesiącach :) poza tym, sama sobie to obiecałam. przyznaję, było to niezwykłe wyzwanie, ale do wykonania :) na wstępie mówią, że postaram się czytać na bieżąco i jednocześnie równie często komentować, ale nie wiem, czy mi się uda. to tak ogólnie...
OdpowiedzUsuńhistoria baaardzo mi się spodobała i niekiedy czytałam dużą ilość rozdziałów, o czym ci już niedawno wspominałam... cała fabuła podoba mi się bardzo i cieszę się, że udało mi się to przeczytać :) naprawdę się wkręciłam i nie sądziłam, że w tak szybko dam radę wszystko nadrobić i w końcu móc zostawić swój pierwszy komentarz... może i zawaliłam przez to kilka rzeczy w szkole, ale nie ukrywam, że było naprawdę warto ^^ przyznaję, piszesz świetnie... przy niektórych momentach dosłownie płakałam ze śmiechu (potyczki słowne Gabriela i Isabeau czy Aldero i Cammy`ego). Natomiast niektóre rozdziały nie raz doprowadzały mnie do łez... No nie wiem, np te, kiedy Layla była załamana po poronieniu... Do niedawna moją ulubioną parą byli Gabriel i Nessie, ale teraz są to Layla i Rufus, choć to nie znaczy, że Gabriel i Renesmee są gorsi... A indywidualnie to najbardziej uwielbiam Isabeau <3 jejku, Beau jest najlepsza !
dobrze, to tyle co do poprzednich rozdziałów, ksiąg itp... chciałam ci napisać jakiś świetny komentarz, no ale jakiś nie umiem pisać ich jakoś wymyślnie długich, choć to prawdopodobnie będzie najdłuższy, jaki kiedykolwiek napisałam...
no dobrze, to teraz coś do rozdziału...
muszę przyznać, że nie polubiłam tego całego Victora... nie podoba mi się to jego takie chamstwo, ale faceci już tacy są... jak są od kogoś starsi, to uważają, że są lepsi... a Isabella jest bardzo bezpośrednia, szczególnie względem Victora. zgadzam się z Arielem, oni najwyraźniej ze sobą flirtują... no i kim jest ta całą Lilla? bardzo mnie zastanawia, kim jest ta kobieta, która tak niejednoznacznie zareagowała na wieść, że Ariel jest z Miasta Nocy... Czyżby to była Katherine?
no nic, czekam już na nn :) pozdrawiam i do następnej ;*
lilka24
Znowu nawalam z komentarzami, ale ja chyba jestem po prostu leniwa -.- Dobra, mniejsza z tym. Już komentuję :D
OdpowiedzUsuńStrasznie spodobał mi się Victor oraz bella Isabella. Czuję pomiędzy tym dwojgiem chemię i mimo, że pojawią się pewnie tylko na kilka rozdziałów to trzymam za nich kciuki! Chociaż przy takich charakterach to kto wie ._.
Czemu nie wolno się gapić na Aarona? Ma a) blizny na twarzy b) ma poharataną twarz c) jest brzydki. d) żadna z odpowiedzi nie jest prawidłowa. I tak stawiam na pierwszą opcję. Chyba, że jest on jakimś niezwykle ważnym gościem i mogą na niego patrzeć wybrani xD
Okej, trzy dziewczyny "obdarzone" klątwą zmieniania się w wilkołaka, jedna z nich nosząca imię Lilia, a ta trzecia to z pewnością Katherine ;)
Uwielbiam Victora <3 jest taki... Emmettowy :D strasznie mi go przypomina i już się nie mogę doczekać kilku kolejnych scen z jego udziałem ;)
Czasu na pisanie, kochana :*
Gabi.