
Rufus
Alessia
była męcząca, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dobrze, może nie
chodziło o nią samą, ale o sam fakt tego, że była tak dociekliwa –
i że miała cholernie irytujący talent poruszania tematów, które
z jakiegoś powodu były dla niego niewygodne. To jak nic był wpływ Isabeau,
ale czego więcej mógł spodziewać się po którymkolwiek z przedstawicieli
rodu Licavoli? Co więcej, pewnie jak zwykle przesadzał, kiedy zdarzało mu się
być względem Ali szorstkim, zwłaszcza w tej sytuacji, ale to już nie była
jego sprawa, dziewczyna zresztą doskonale zdawała sobie sprawę z tego jaki
jest, zwłaszcza kiedy w grę wchodziły jakiekolwiek relacje międzyludzkie.
Ha, ha – akurat. A tak swoją drogą, nigdy nie był
i nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek miał zostać człowiekiem.
Rufus wycofał się powoli, zostawiając Alessię samą sobie.
Czy się martwił? Nie… Może trochę. Albo to był instynkt, który nakazywał mu
darzyć jakimkolwiek zainteresowaniem każdego, kto miał chociaż niewielki
związek z Laylą. Co najwyżej jeszcze jakieś poczucie obowiązku względem
Renesmee, ale nic poza tym... A przynajmniej to za każdym razem próbował
sobie wmówić, jak zawsze trwając w przekonaniu, że nie nadaje się do bycia
częścią czegoś tak abstrakcyjnego, jak rodzina. Co do samej Alessi, na swój
sposób na pewno ją lubił, ale nie miał siły i ochoty ja jakkolwiek
dokładniejsze określanie tego, jaką rolę odgrywała w jego życiu. Jedyną
osobą, która miała jakiekolwiek znaczenie, wciąż pozostawała Layla
i myślał tak do tej pory, nawet kiedy na wspomnienie ich ostatniej rozmowy
(o ile to, co wydarzyło się w szpitalu, można było określić mianem
rozmowy) ciśnienie skakało mu do tego stopnia, że śmiało mógł określić to
stanem przedzawałowym, gdyby nie oczywisty fakt tego, iż to w jego
przypadku niemożliwe – i że już przynajmniej siedem lat był na swój sposób
martwy.
Korytarze były pogrążone w ciemności, ale nie
przeszkadzało mu to. Tak jak powiedział Ali, mrok stanowił dla niego równie
naturalną porę dnia, co i dla niej samo południe. Ciemność była czymś
normalnym, względnie bezpiecznym, a już na pewno czuł się zdecydowanie
bardziej… pobudzony. Noc od zawsze stanowiła idealną porę dnia, kiedy chodziło
o polowanie i chociaż nie miał w planach szukania jakiegokolwiek
chętnego dawcy, nie mógł nie zauważyć, że jego zmysły i instynkt znacznie
się wyostrzyły. To było przyjemne, chociaż komuś mogłoby wydawać się
niepokojące, gdyby został z nim sam na sam. Cóż, może nawet czuł się
bardziej pobudzony niż zwykle, co być może miało związek ze stanem Alessi
i podświadomą pewnością, że przebywa w towarzystwie kogoś, kto ma
w sobie coś z wilkołaka albo…
Niepokój nasilił się, właściwie bez powodu. Przynajmniej
usiłował sobie wmawiać, że wszystkie te sprzeczne emocje biorą się znikąd,
jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to niekoniecznie prawda.
Gdyby coś podobnego przytrafiło mu się jeszcze dekadę wcześniej, zignorowałby
to albo zaczął szukać jakiegoś logicznego wyjaśnienia, ale jego sposób pojmowania
świata drastycznie zmienił się, kiedy na jego drodze stanęła Layla. Odkąd po
raz pierwszy zbliżyła się do niego, tworząc więź, która łączyła ich do tej
pory, pojmowanie rzeczywistości samym tylko umysłem okazało się ograniczającym
schematem, a tych od zawsze usiłował się unikać. Dobrze, lubił to, co dało
się jakoś sensownie opisać – zaobserwować, poznać, określić. Ale z drugiej
strony, nie był idiotą i przez wieki doświadczenia zdołał poznać dość
niezwykłych pozornie rzeczy, które ostatecznie okazały się czymś zdecydowanie
więcej niż to, co obejmowała nauka. Tak było chociażby w przypadku
telepatii i chociaż o istotach takich jak Layla czy jej rodzeństwo
wiedział dużo, dopiero przebywając z dziewczyną zdołał praktycznie
doświadczyć kilku istotnych właściwości, które do tej pory stanowiły jedynie
jakiś mniej znaczący fakt, który zachował w pamięci.
Tak było chociażby w przypadku tego, jak zdarzało im
się wzajemnie odbierać swoje emocje.
Przystanął, chociaż przyszło mu to z trudem, bo
z jakiegoś powodu miał problem z zapanowaniem nad emocjami
i ustaniem w jednym miejscu. Musiał przyznać, że nawet trochę
pożałował tego, że tak szybko pozbył się Alessi, bo mimo oczywistej irytacji
jej charakterem, nawet ona mogłaby być dobrą partnerką do rozmowy – i to
na jakikolwiek temat. Być może zaczynał być już zdesperowany, skoro o tym
myślał, ale co innego miał ze sobą począć? Samotność już nie wystarczała, poza
tym teraz, kiedy ponownie znalazł się z ciemnościach, znów powróciły
emocje i pragnienia, których nie potrafił od siebie odciąć. Zawsze był
dobry w odpychaniu od siebie wspomnień i uczuć, które były dla niego
niewygodne, ale tym razem nawet najlepsza mentalna bariera i stanowczość
okazały się zbyt słabe, co go irytowało – i to najdelikatniej mówiąc. Co,
do diabła, było z nim od jakiegoś czasu nie tak?
Rozejrzał się dookoła, świadom tego, że i tak nie
dostrzeże nikogo. Mimochodem zwrócił uwagę na kierunek w którym szedł
i chociaż starał się zbytnio nie przejmować, nie mógł nie zauważyć, że
instynktownie wybrał taką trasę, żeby znaleźć się blisko pokoju Layli. Cholera,
kolejny plus dla Alessi: jak najbardziej kręcił się blisko Lay, kiedy
dziewczyna na niego wpadła. I owszem, to nie był przypadek. Może
i był na nią zły, może faktycznie udało jej się go zranić i teraz nie
potrafił poradzić sobie z własną dumą, ale to jeszcze nie znaczyło, że
jest taki bezduszny, jak innym zdarzało się go postrzegać. Poza tym, do diabła,
było tak, jak powiedział Layli – on też stracił dziecko; dlaczego zachowywała
się tak, jakby to była tylko jej tragedia?
Ach, więc teraz będziesz się trzymał się od niej
z daleka, bo w nerwach powiedziała o dwa słowa za dużo?, przeszło mu przez myśl. Doprawdy, czasami nienawidził
swojego własnego głosu rozsądku, a już na pewno nie w sytuacjach,
kiedy chcąc nie chcąc musiał przed samym sobą przyznać, że wcale nie zachowuje
się tak inteligentnie, jak mógłby tego od siebie samego oczekiwać.
Pieprzona duma – i jego, i niej. Poza tym, jeśli
się nad tym głębiej zastanowić, wcale jej nie porzucił. Cały czas był obok… No
cóż, jedynie Layla niekoniecznie zdawała sobie z tego sprawę, ale cóż to
za problem?
Warknął z rozdrażnieniem, po czym w pośpiechu
skierował się w stronę pokoju dziewczyny. Już do niej zaglądał tej nocy,
ale z doświadczenia już wiedział, że skoro już pozwolił sobie na podobne
zachowanie raz, nie powstrzyma się przed zobaczeniem jej po raz kolejny.
Łatwiej było, kiedy Layla pozostawała pod opieką Cullenów i Allegry,
dzięki czemu trzymanie się od niej z daleko przychodziło bez większych
problemów. Z drugiej strony, kiedy nie musiał przebywać obok,
doświadczając emitującego od niej bólu i niechęci, mógł próbować wmawiać
sobie, że wszystko jest z nią w porządku, nawet jeśli to nie do końca
było prawdą. Znał Laylę już aż nazbyt dobrze, co miało tyle samo plusów, co
i minusów, bo nie był w stanie udawać, że nie dostrzega tego, jak ta
cała sytuacja na nią wpływa. Powrót Marco po wszystkim, co spotkało ją
z jego strony, to było jedno. Utrata dziecka… No cóż.
Dookoła wciąż panowała cisza, kiedy dotarł do zajmowanego
przez Laylę pokoju. Nie musiał nawet sprawdzać, czy zatrzymał się pod
odpowiednimi drzwiami. Nie potrafił już zliczyć, jak wiele razy zdarzało mu się
niby to przypadkowo przechodzić koło tego pokoju, ale nigdy nie biorąc pod
uwagę tego, że mógłby tam wejść – a przynajmniej nie w taki sposób,
żeby ona była tego świadoma. Do diabła, co miał zrobić? Tak po prostu zapukać,
stanąć w progu i jak gdyby nigdy nic wprosić się do środka, udając,
że między nimi wszystko jest w porządku? Mógłby, ale…
Ale mimo całej swojej genialności najwyraźniej wciąż
pozostawał idiotą – jeśli interpretując dosłownie zachowanie Marco, kiedy
wampir bezceremonialnie przyłożył mu w twarz.
Wciąż się wahał, kiedy doszedł go cichy, prawie
niesłyszalny jęk. Zesztywniał i obejrzał się, chociaż doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, że dźwięk doszedł z pokoju Layli. Jego ciało
zareagowało szybciej niż umysł i zanim się opamiętał, zdążył już wyciągnąć
rękę w stronę klamki, kiedy przygotował się do wejścia do środka. Zawahał
się jeszcze na ułamek sekundy, ale tym razem nie usłyszał już niczego, dlatego
bez obaw zdecydował się wślizgnąć do środka, starając się, żeby nikt go nie
zauważył. Okno było zdecydowanie lepszą, a przynajmniej bardziej dyskretną
formą drzwi, niemniej nie miał czasu na okrążanie rezydencji, żeby móc dostać
się do środka.
W pokoju panował przyjemny półmrok, ale to mu nie
przeszkadzało. Przez pierwszych kilka sekund spodziewał się zauważyć jakiś ruch
albo cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że Layla nie śpi i że go nie
zauważyła, ale słyszał jedynie swój powolny oddech oraz ciche trzepotanie
serca, które byłby w stanie rozpoznać zawsze i wszędzie. Bez trudu
dostrzegł smukłą postać na łóżku, dokładnie tam, gdzie widział ją wcześniej
i chociaż ten widok powinien go uspokoić, coś powodowało, że czuł się
jeszcze bardziej spięty i niespokojny. Wciąż trwając w tym samym
miejscu przy drzwiach, uważnie przyjrzał się skulonej na materacu Layli, raz po
raz zerkając na jej bladą twarz. Jasne włosy tworzyły wokół głowy złocistą aureolę,
niedbale rozrzucone na poduszce. Kilka kosmyków kleiło się do jej rozgrzanej
skóry, ale to nie wydało mu się dziwne, bo od dłuższego czasu w całym
Mieście Nocy panowały nieznośne wręcz upały, a duchota nie ustępowała
nawet po zachodzie słońca.
Chociaż z drugiej strony… Czy Lay kiedykolwiek miała
problem ze znoszeniem wysokich temperatur? Niekoniecznie.
Jakby na potwierdzenie jego słów, dziewczyna znowu jęknęła
i poruszyła się niespokojnie, wyraźnie czymś zaniepokojona. Gdyby nie
świadomość tego, że oczy nadal ma zamknięte, pomyślałby, że wyczuła jego
obecność, ale nic nie wskazywało na to, żeby tak było. Wraz z kolejnym
niespokojnym wrażeniem, ostrożnie podszedł bliżej, równie zaniepokojony, co
i zdezorientowany, bo nie miał pojęcia, co takiego powinien zrobić – czekać
czy może spróbować ją obudzić. Słyszał jej przyśpieszony, nieco spazmatyczny
oddech oraz bijące coraz szybciej serce, ale to przecież o niczym nie
świadczyło, zwłaszcza, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż
dziewczynę niejednokrotnie męczyły koszmary. Być może po części była to jego
wina i chyba nawet miał dobry powód, żeby się usprawiedliwić, ale dziwnym
trafem nagle wszelakie myśli uleciały mu z głowy, schodząc na dalszy plan.
Wszystko jedno, skoro ona cierpiała, a on był tuż obok.
Och, Laylo…, pomyślał
i instynktownie przesunął się bliżej, siadając na krawędzi łóżka. Materac
był szeroki, więc żeby znaleźć się wystarczająco blisko dziewczyny, musiał
praktycznie ułożyć się obok, ale nawet to jej nie zaalarmowało. Wydawała się
niczego nieświadoma, pogrążona we śnie i tak bardzo niespokojna oraz…
rozpalona?
Nie od razu pojął, co jest nie tak, chociaż już
w korytarzu po prostu czuł, że ona go
potrzebuje. Widząc jej niespokojną twarz i gwałtowne ruchy również nie
wziął pod uwagę tego, że cokolwiek mogłoby z nią być nie tak, oczywiście
ponad to, że męczył ją kolejny koszmar. Przysunął się jeszcze bliżej, rozdarty
między pragnieniem pozostania niezauważonym a dotknięciem jej, kiedy Layla
gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, żeby po chwili wydać z siebie
kolejny jęk. Oddychała z trudem, jakby mając problemy
z zaczerpnięciem gorącego, gęstego powietrza, którego potrzebowała
w równym stopniu, co i człowiek.
– Layla? – zapytał cicho, ale nie spodziewał się, że
odpowie. Wątpił, żeby w ogóle go słyszała, nie wspominając
o czymkolwiek więcej.
Machinalnie wyciągnął dłoń, muskając palcami jej odsłonięte
ramię – a potem zesztywniał i omal nie spadł na podłogę, mają
wrażenie, że dotknął ognia. Poderwał się gwałtownie, podenerwowany i pełen
niedowierzania. Jej skóra parzyła i nawet ze znacznej odległości czuł
ciepło bijące od jej rozpalonego ciała. Był przyzwyczajony do jej wiecznej
gorączki, ale to było coś innego; coś…
Momentalnie przesunął się bliżej, żeby móc dotknąć jej
zarumienionego policzka. Wzdrygnęła się i poruszyła niespokojnie, żeby
z jękiem spróbować uciec z zasięgu jego rąk. Wtuliła twarz
w pościel, wciąż nieświadoma, co w normalnym przypadku przyjąłby
z ulgą, gdyby nie wręcz palące poczucie tego, że coś zdecydowanie jest nie
tak.
– Lay? Layla! – zaoponował, próbując zwrócić na siebie jej
uwagę. Drgnęła, najwyraźniej rozpoznając swoje imię, ale poza tym nie reagując
w żaden sposób. – Layla, do diabła…
Tym razem nie odsunęła się, kiedy chwycił ją za ramię,
próbując zmusić do tego, żeby odwróciła się w jego stronę. Potrząsnął nią
lekko i nawet zatrzepotała powiekami, ale zaraz z jękiem ponownie je
zacisnęła, niezdolna zachować przytomności. Miał wrażenie, że przelewa mu się
w rękach, a jej skóra pali jego własną, rozpalona gorączką, która
przechodziła wszelakie pojęcie – i która każdego człowieka zabiłaby na
miejscu. Layla znacząco różniła się nie tylko od ludzi, ale i normalnych
pół-wampirów, ale to…
Do diabła, ona nigdy nie miała gorączki,
a przynajmniej nie taką, która wzbudzałaby niepokój!
– Layla… Dziewczyno, do cholery – westchnął, chociaż zdążył
już porzucić nadzieję na to, że tak po prostu ją rozbudzić. Wsunął jej dłonie
pod plecy i choć wyczuł jej natychmiastowy protest, bez trudu podniósł ją
do pozycji siedzącej. Czuł, że jest bezwładna i że gdyby jej nie trzymał,
osunęłaby się na materac, ale to nie miało żadnego znaczenia. – Wiem, wiem… –
mruknął nerwowo, instynktownie wciąż się do niej zwracając, zupełnie jakby była
w stanie go usłyszeć.
– Ja nie… Ja…
Zesztywniał słysząc jej głos, bliżej nieokreślone słowa,
które równie dobrze mogłyby być wytworem jego wyobraźni. Jęknęła
i wzdrygnęła się w jego ramionach, najwyraźniej próbując jakoś
oswobodzić się z jego objęć. Wciąż wydawała się słaba i niezdolna do
czegokolwiek, ale kiedy nagle wygięła się w łuk i zaczęła szarpać,
próbując mu się wyrwać, okazała się zaskakująco wręcz silna, przynajmniej do
czasu. Nagle otworzyła oczy, spoglądając na niego rozszerzonymi do granic
możliwości tęczówkami. Zwykle błękitne, tym razem jej oczy lśniły czerwienią,
wydając się wręcz jarzyć w panującej ciemności.
Spróbował raz jeszcze wypowiedzieć jej imię – jakkolwiek
zwrócić na siebie jej uwagę – ale nawet nie zareagowała, pochłonięta walką.
Mruczała coś gorączkowo, najwyraźniej nieświadoma tego, co działo się wokół niej.
Nie był pewien w którym momencie wpadła w panikę, ale kiedy nagle
zaczęła szlochać, jeszcze bardziej wytrąciła go z równowagi. Zaraz po tym
znowu osunęła się w jego ramionach, tracąc przytomność albo po prostu
opadając z sił – nie miał pewności, zresztą i tak najważniejszym było
to, żeby przymusić ją do ponownego otworzenia oczu.
Ta gorączka…
I jej oczy. Jej oczy wyjaśniały wszystko.
Działając jak automat, bez wahania porwał ją na ręce. Drzwi
do łazienki były zamknięte, ale bez trudu dostał się do środka, po czym
z Laylą w objęciach doskoczył do ulokowanej pod ścianą wanny.
Starając się utrzymać cały jej ciężar jedną ręką, zablokował odpływ dosłownie
rzucił się w stronę pokręteł, żeby odkręcić wodę. Lodowaty strumień
popłynął gwałtownie, w pierwszej chwili rozpryskując się na wszystkie
strony i gromadząc się na dnie wanny. Czekał, coraz bardziej rozdrażniony
i zagniewany, jedynie cudem powstrzymując się od zniszczenia pierwszej
rzeczy, która wpadłaby mu w ręce. Czuł ciepło ciała Layli, słyszał jej
coraz cięższy oddech i to doprowadzało go do szaleństwa, potęgując
odczuwaną bezradność.
Dlaczego teraz? Do cholery, wielokrotnie zastanawiała się,
co by się wydarzyło, jeśli zarażony krwią Jaquesa pół-wampir okaże się zbyt
silny psychicznie, żeby popaść w szaleństwo – i naturalnie znał
odpowiedź. Nie było gorszego wroga od własnego umysłu i ciała; dobrze
pamiętał, bo sam przechodził przez to wszystko, póki pojawienie się Isabeau
i tamtych dzieciaków nie przyniosło wszystkich niezbędnych mu odpowiedzi.
Widział również coś takiego i chociaż powinien był natychmiast zrozumieć,
co takiego dzieje się z Laylą, to i tak nie pomyślał…
Szlag, dlaczego teraz? I dlaczego ona?
Musiał dostać się do laboratorium. Musiał zrobić… coś,
cokolwiek!
Musiał, musiał…
Ale najpierw ta temperatura. Tak, w pierwszej
kolejności trzeba było zrobić coś, żeby ją ocucić i chociaż trochę obniżyć
tę temperaturę.
Wanna nie była pełna nawet do połowy, ale nie zamierzał
dłużej czekać. Podziałało od razu, bo Layla pisnęła i zaczęła z nim
walczyć, kiedy tylko bezceremonialnie i w ubraniu wsunął ją do zimnej
wody. Zaklął, kiedy się na niego zamachnęła, porażona różnicą temperatur. Woda
chlusnęła na wszystkie strony, zalewając podłogę i sprawiając, że wkrótce
nie tylko ona, ale i on był cały mokry. W którymś momencie straciła
równowagę i na ułamek sekundy cała zniknęła pod powierzchnią, żeby już
w następnej chwili wyprostować się niczym struna. Zachłysnęła się
i zaczęła kaszleć, energicznie potrząsając głową i rozchlapując wodę
na wszystkie strony. Drżała mimo gorączki, wyraźnie roztrzęsiona. Błędnym
wzrokiem wodziła na wszystkie strony, wypatrując czegoś, czego nie była
w stanie dostrzec.
Mocniej przytrzymał ją za ramiona, wytrącony
z równowagi w równym stopniu, co i ona. Czuł, że z trudem
utrzymywała się w pionie, ale przynajmniej nie straciła ponownie
przytomności. Usiadła, opierając się plecami o brzeg wanny. Czuł, że wciąż
napina mięśnie i próbuje walczyć, chociaż już nie tak zawzięcie, wyraźnie
wyczerpana. Odetchnął, ale nie puścił jej, tym razem pamiętając, żeby
przypadkiem nie osunęła się zbyt nisko i ponownie nie zakrztusiła.
Przecież chciał jej pomóc, a nie doprowadzić do tego, żeby się utopiła!
Jej oczy wciąż lśniły niespokojnie, chociaż czerwień powoli
ustępowała i widział błękitne cętki, stanowiące naturalny kolor jej
tęczówek. Jej skóra wciąż parzyła, ale już nie tak intensywnie,
a przynajmniej tak mu się wydawało. Mokre włosy i ubranie kleiły się
do jej ciała, podkreślając jego smukłość, zwłaszcza, że na sobie miała jedynie
cieniutką koszulę nocną. Ten widok na ułamek sekundy zawrócił mu w głowie,
zwłaszcza, że tak bardzo stęsknił się za jej bliskością i ciałem, za…
– Rufus? – jęknęła i w końcu zdołała
skoncentrować na nim wzrok. Rozpoznała go i to samo w sobie było
postępem, nawet jeśli wciąż nie zdawała sobie sprawy z tego, co się
z nią dzieje i gdzie się znajduje. – Co się dzieje? Co…? – Zacisnęła
powieki i raz jeszcze potrząsnęła głową. Jej pierś zafalowała, kiedy
wzięła kilka głębszych wdechów. – Co ty tutaj robisz? Skąd ta woda i…?
Nie odpowiedział, a i ona najwyraźniej nie była
na tyle przytomna, żeby tego oczekiwać. Znów spróbowała się podnieść, ale jej
nie pozwolił. Warknęła w proteście, ale to też zabrzmiało marnie
i odniósł wrażenie, że nie tyle jest bliska utraty przytomności, co
pozostaje w szoku.
Poddała się, co przyjął z ulgą. Wciąż czuł ciepło
bijące od jej ciała, jedynie odrobinę złagodzone przez temperaturę wody, która
w kilka zaledwie minut stała się bardziej letnia niż zimna.
Layla nieco nieprzytomnie zatrzepotała powiekami, ostatecznie
zmuszając się do otwarcia oczu. Chociaż wymęczona, skoncentrowała na nim wzrok
zaskakująco szybko.
– Rufus? – powtórzyła i tym razem zabrzmiało to
zdecydowanie bardziej przytomnie albo po prostu desperacko.
– Hm… – Zawahał się. – Tak?
Wzdrygnęła się, nie tyle od różnicy temperatur, co
zaskoczenia. Czyżby do samego końca wątpiła, że jednak mógł tutaj być?
– Nie idź – powiedziała po prostu, niemal błagalnie.
Chciał jej odpowiedzieć, ale nie miał po temu okazji. Już
w następnej sekundzie jej błękitne oczy ponownie się zamknęły,
a potem najzwyczajniej w świecie straciła przytomność.
Jejku, rozdział genialny :) No i
OdpowiedzUsuńdoczekałam się rozdziału o Rufusie i Layli xD podoba mi się on
bardzooo... O tak, oni powinni się pogodzić, choć to nie nastąpi prędko,
wiem... Ach, te ich uparte charaktery i duma mówią same za siebie. Nic
dodać, nic ująć.
Zastanawiam się, z czym może mieć związek ta wysoka gorączka Layli...
Obstawiałabym to jako objaw tego, że przemiana w istoty pokroju Beau czy
Rufusa jednak nadal zachodzi. Ale może być jeszcze inna przyczyna, ale
nie mam za bardzo pomysłu na to, co to może być... I po co Rufus chce
koniecznie udać się laboratorium? Czyżby miał jakieś lekarstwo?
No nic, czekam na nn :) Przepraszam za nieskładność i trochę nielogikę
tego komentarza, ale dzisiaj szkoła dała mi mocno w kość i nie jestem w
tak dobrej "formie" do pisania czegoś w miarę logicznego...
Pozdrawiam i do napisania ;*
lilka24
Nareszcie Layla i Rufus *-* nareszcie. Juz myślałam, że się nie doczekam rozdziału z nimi, a tu nagle taka niespodzianka :3
OdpowiedzUsuńrozdział czytało mi się szybko i bardzo przyjemnie. Bardzo mi się podobało jak Lay na końcu prosiła Rufusa o to, aby został z nią i sobie nie szedł. Juz myślałam, że jednak pójdzie, ale nie mógł jej tak zostawić. W końcu ją kocha ^^
przepraszam za taki krótki komentarz, ale padam z nóg.
Miłej nocki,
Gabrysia. ♡