12 czerwca 2014

Sto trzydzieści siedem

Rufus
Alessia była męcząca, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dobrze, może nie chodziło o nią samą, ale o sam fakt tego, że była tak dociekliwa – i że miała cholernie irytujący talent poruszania tematów, które z jakiegoś powodu były dla niego niewygodne. To jak nic był wpływ Isabeau, ale czego więcej mógł spodziewać się po którymkolwiek z przedstawicieli rodu Licavoli? Co więcej, pewnie jak zwykle przesadzał, kiedy zdarzało mu się być względem Ali szorstkim, zwłaszcza w tej sytuacji, ale to już nie była jego sprawa, dziewczyna zresztą doskonale zdawała sobie sprawę z tego jaki jest, zwłaszcza kiedy w grę wchodziły jakiekolwiek relacje międzyludzkie.
Ha, ha – akurat. A tak swoją drogą, nigdy nie był i nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek miał zostać człowiekiem.
Rufus wycofał się powoli, zostawiając Alessię samą sobie. Czy się martwił? Nie… Może trochę. Albo to był instynkt, który nakazywał mu darzyć jakimkolwiek zainteresowaniem każdego, kto miał chociaż niewielki związek z Laylą. Co najwyżej jeszcze jakieś poczucie obowiązku względem Renesmee, ale nic poza tym... A przynajmniej to za każdym razem próbował sobie wmówić, jak zawsze trwając w przekonaniu, że nie nadaje się do bycia częścią czegoś tak abstrakcyjnego, jak rodzina. Co do samej Alessi, na swój sposób na pewno ją lubił, ale nie miał siły i ochoty ja jakkolwiek dokładniejsze określanie tego, jaką rolę odgrywała w jego życiu. Jedyną osobą, która miała jakiekolwiek znaczenie, wciąż pozostawała Layla i myślał tak do tej pory, nawet kiedy na wspomnienie ich ostatniej rozmowy (o ile to, co wydarzyło się w szpitalu, można było określić mianem rozmowy) ciśnienie skakało mu do tego stopnia, że śmiało mógł określić to stanem przedzawałowym, gdyby nie oczywisty fakt tego, iż to w jego przypadku niemożliwe – i że już przynajmniej siedem lat był na swój sposób martwy.
Korytarze były pogrążone w ciemności, ale nie przeszkadzało mu to. Tak jak powiedział Ali, mrok stanowił dla niego równie naturalną porę dnia, co i dla niej samo południe. Ciemność była czymś normalnym, względnie bezpiecznym, a już na pewno czuł się zdecydowanie bardziej… pobudzony. Noc od zawsze stanowiła idealną porę dnia, kiedy chodziło o polowanie i chociaż nie miał w planach szukania jakiegokolwiek chętnego dawcy, nie mógł nie zauważyć, że jego zmysły i instynkt znacznie się wyostrzyły. To było przyjemne, chociaż komuś mogłoby wydawać się niepokojące, gdyby został z nim sam na sam. Cóż, może nawet czuł się bardziej pobudzony niż zwykle, co być może miało związek ze stanem Alessi i podświadomą pewnością, że przebywa w towarzystwie kogoś, kto ma w sobie coś z wilkołaka albo…
Niepokój nasilił się, właściwie bez powodu. Przynajmniej usiłował sobie wmawiać, że wszystkie te sprzeczne emocje biorą się znikąd, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to niekoniecznie prawda. Gdyby coś podobnego przytrafiło mu się jeszcze dekadę wcześniej, zignorowałby to albo zaczął szukać jakiegoś logicznego wyjaśnienia, ale jego sposób pojmowania świata drastycznie zmienił się, kiedy na jego drodze stanęła Layla. Odkąd po raz pierwszy zbliżyła się do niego, tworząc więź, która łączyła ich do tej pory, pojmowanie rzeczywistości samym tylko umysłem okazało się ograniczającym schematem, a tych od zawsze usiłował się unikać. Dobrze, lubił to, co dało się jakoś sensownie opisać – zaobserwować, poznać, określić. Ale z drugiej strony, nie był idiotą i przez wieki doświadczenia zdołał poznać dość niezwykłych pozornie rzeczy, które ostatecznie okazały się czymś zdecydowanie więcej niż to, co obejmowała nauka. Tak było chociażby w przypadku telepatii i chociaż o istotach takich jak Layla czy jej rodzeństwo wiedział dużo, dopiero przebywając z dziewczyną zdołał praktycznie doświadczyć kilku istotnych właściwości, które do tej pory stanowiły jedynie jakiś mniej znaczący fakt, który zachował w pamięci.
Tak było chociażby w przypadku tego, jak zdarzało im się wzajemnie odbierać swoje emocje.
Przystanął, chociaż przyszło mu to z trudem, bo z jakiegoś powodu miał problem z zapanowaniem nad emocjami i ustaniem w jednym miejscu. Musiał przyznać, że nawet trochę pożałował tego, że tak szybko pozbył się Alessi, bo mimo oczywistej irytacji jej charakterem, nawet ona mogłaby być dobrą partnerką do rozmowy – i to na jakikolwiek temat. Być może zaczynał być już zdesperowany, skoro o tym myślał, ale co innego miał ze sobą począć? Samotność już nie wystarczała, poza tym teraz, kiedy ponownie znalazł się z ciemnościach, znów powróciły emocje i pragnienia, których nie potrafił od siebie odciąć. Zawsze był dobry w odpychaniu od siebie wspomnień i uczuć, które były dla niego niewygodne, ale tym razem nawet najlepsza mentalna bariera i stanowczość okazały się zbyt słabe, co go irytowało – i to najdelikatniej mówiąc. Co, do diabła, było z nim od jakiegoś czasu nie tak?
Rozejrzał się dookoła, świadom tego, że i tak nie dostrzeże nikogo. Mimochodem zwrócił uwagę na kierunek w którym szedł i chociaż starał się zbytnio nie przejmować, nie mógł nie zauważyć, że instynktownie wybrał taką trasę, żeby znaleźć się blisko pokoju Layli. Cholera, kolejny plus dla Alessi: jak najbardziej kręcił się blisko Lay, kiedy dziewczyna na niego wpadła. I owszem, to nie był przypadek. Może i był na nią zły, może faktycznie udało jej się go zranić i teraz nie potrafił poradzić sobie z własną dumą, ale to jeszcze nie znaczyło, że jest taki bezduszny, jak innym zdarzało się go postrzegać. Poza tym, do diabła, było tak, jak powiedział Layli – on też stracił dziecko; dlaczego zachowywała się tak, jakby to była tylko jej tragedia?
Ach, więc teraz będziesz się trzymał się od niej z daleka, bo w nerwach powiedziała o dwa słowa za dużo?, przeszło mu przez myśl. Doprawdy, czasami nienawidził swojego własnego głosu rozsądku, a już na pewno nie w sytuacjach, kiedy chcąc nie chcąc musiał przed samym sobą przyznać, że wcale nie zachowuje się tak inteligentnie, jak mógłby tego od siebie samego oczekiwać.
Pieprzona duma – i jego, i niej. Poza tym, jeśli się nad tym głębiej zastanowić, wcale jej nie porzucił. Cały czas był obok… No cóż, jedynie Layla niekoniecznie zdawała sobie z tego sprawę, ale cóż to za problem?
Warknął z rozdrażnieniem, po czym w pośpiechu skierował się w stronę pokoju dziewczyny. Już do niej zaglądał tej nocy, ale z doświadczenia już wiedział, że skoro już pozwolił sobie na podobne zachowanie raz, nie powstrzyma się przed zobaczeniem jej po raz kolejny. Łatwiej było, kiedy Layla pozostawała pod opieką Cullenów i Allegry, dzięki czemu trzymanie się od niej z daleko przychodziło bez większych problemów. Z drugiej strony, kiedy nie musiał przebywać obok, doświadczając emitującego od niej bólu i niechęci, mógł próbować wmawiać sobie, że wszystko jest z nią w porządku, nawet jeśli to nie do końca było prawdą. Znał Laylę już aż nazbyt dobrze, co miało tyle samo plusów, co i minusów, bo nie był w stanie udawać, że nie dostrzega tego, jak ta cała sytuacja na nią wpływa. Powrót Marco po wszystkim, co spotkało ją z jego strony, to było jedno. Utrata dziecka… No cóż.
Dookoła wciąż panowała cisza, kiedy dotarł do zajmowanego przez Laylę pokoju. Nie musiał nawet sprawdzać, czy zatrzymał się pod odpowiednimi drzwiami. Nie potrafił już zliczyć, jak wiele razy zdarzało mu się niby to przypadkowo przechodzić koło tego pokoju, ale nigdy nie biorąc pod uwagę tego, że mógłby tam wejść – a przynajmniej nie w taki sposób, żeby ona była tego świadoma. Do diabła, co miał zrobić? Tak po prostu zapukać, stanąć w progu i jak gdyby nigdy nic wprosić się do środka, udając, że między nimi wszystko jest w porządku? Mógłby, ale…
Ale mimo całej swojej genialności najwyraźniej wciąż pozostawał idiotą – jeśli interpretując dosłownie zachowanie Marco, kiedy wampir bezceremonialnie przyłożył mu w twarz.
Wciąż się wahał, kiedy doszedł go cichy, prawie niesłyszalny jęk. Zesztywniał i obejrzał się, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że dźwięk doszedł z pokoju Layli. Jego ciało zareagowało szybciej niż umysł i zanim się opamiętał, zdążył już wyciągnąć rękę w stronę klamki, kiedy przygotował się do wejścia do środka. Zawahał się jeszcze na ułamek sekundy, ale tym razem nie usłyszał już niczego, dlatego bez obaw zdecydował się wślizgnąć do środka, starając się, żeby nikt go nie zauważył. Okno było zdecydowanie lepszą, a przynajmniej bardziej dyskretną formą drzwi, niemniej nie miał czasu na okrążanie rezydencji, żeby móc dostać się do środka.
W pokoju panował przyjemny półmrok, ale to mu nie przeszkadzało. Przez pierwszych kilka sekund spodziewał się zauważyć jakiś ruch albo cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że Layla nie śpi i że go nie zauważyła, ale słyszał jedynie swój powolny oddech oraz ciche trzepotanie serca, które byłby w stanie rozpoznać zawsze i wszędzie. Bez trudu dostrzegł smukłą postać na łóżku, dokładnie tam, gdzie widział ją wcześniej i chociaż ten widok powinien go uspokoić, coś powodowało, że czuł się jeszcze bardziej spięty i niespokojny. Wciąż trwając w tym samym miejscu przy drzwiach, uważnie przyjrzał się skulonej na materacu Layli, raz po raz zerkając na jej bladą twarz. Jasne włosy tworzyły wokół głowy złocistą aureolę, niedbale rozrzucone na poduszce. Kilka kosmyków kleiło się do jej rozgrzanej skóry, ale to nie wydało mu się dziwne, bo od dłuższego czasu w całym Mieście Nocy panowały nieznośne wręcz upały, a duchota nie ustępowała nawet po zachodzie słońca.
Chociaż z drugiej strony… Czy Lay kiedykolwiek miała problem ze znoszeniem wysokich temperatur? Niekoniecznie.
Jakby na potwierdzenie jego słów, dziewczyna znowu jęknęła i poruszyła się niespokojnie, wyraźnie czymś zaniepokojona. Gdyby nie świadomość tego, że oczy nadal ma zamknięte, pomyślałby, że wyczuła jego obecność, ale nic nie wskazywało na to, żeby tak było. Wraz z kolejnym niespokojnym wrażeniem, ostrożnie podszedł bliżej, równie zaniepokojony, co i zdezorientowany, bo nie miał pojęcia, co takiego powinien zrobić – czekać czy może spróbować ją obudzić. Słyszał jej przyśpieszony, nieco spazmatyczny oddech oraz bijące coraz szybciej serce, ale to przecież o niczym nie świadczyło, zwłaszcza, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż dziewczynę niejednokrotnie męczyły koszmary. Być może po części była to jego wina i chyba nawet miał dobry powód, żeby się usprawiedliwić, ale dziwnym trafem nagle wszelakie myśli uleciały mu z głowy, schodząc na dalszy plan. Wszystko jedno, skoro ona cierpiała, a on był tuż obok.
Och, Laylo…, pomyślał i instynktownie przesunął się bliżej, siadając na krawędzi łóżka. Materac był szeroki, więc żeby znaleźć się wystarczająco blisko dziewczyny, musiał praktycznie ułożyć się obok, ale nawet to jej nie zaalarmowało. Wydawała się niczego nieświadoma, pogrążona we śnie i tak bardzo niespokojna oraz… rozpalona?
Nie od razu pojął, co jest nie tak, chociaż już w korytarzu po prostu czuł, że ona go potrzebuje. Widząc jej niespokojną twarz i gwałtowne ruchy również nie wziął pod uwagę tego, że cokolwiek mogłoby z nią być nie tak, oczywiście ponad to, że męczył ją kolejny koszmar. Przysunął się jeszcze bliżej, rozdarty między pragnieniem pozostania niezauważonym a dotknięciem jej, kiedy Layla gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, żeby po chwili wydać z siebie kolejny jęk. Oddychała z trudem, jakby mając problemy z zaczerpnięciem gorącego, gęstego powietrza, którego potrzebowała w równym stopniu, co i człowiek.
– Layla? – zapytał cicho, ale nie spodziewał się, że odpowie. Wątpił, żeby w ogóle go słyszała, nie wspominając o czymkolwiek więcej.
Machinalnie wyciągnął dłoń, muskając palcami jej odsłonięte ramię – a potem zesztywniał i omal nie spadł na podłogę, mają wrażenie, że dotknął ognia. Poderwał się gwałtownie, podenerwowany i pełen niedowierzania. Jej skóra parzyła i nawet ze znacznej odległości czuł ciepło bijące od jej rozpalonego ciała. Był przyzwyczajony do jej wiecznej gorączki, ale to było coś innego; coś…
Momentalnie przesunął się bliżej, żeby móc dotknąć jej zarumienionego policzka. Wzdrygnęła się i poruszyła niespokojnie, żeby z jękiem spróbować uciec z zasięgu jego rąk. Wtuliła twarz w pościel, wciąż nieświadoma, co w normalnym przypadku przyjąłby z ulgą, gdyby nie wręcz palące poczucie tego, że coś zdecydowanie jest nie tak.
– Lay? Layla! – zaoponował, próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Drgnęła, najwyraźniej rozpoznając swoje imię, ale poza tym nie reagując w żaden sposób. – Layla, do diabła…
Tym razem nie odsunęła się, kiedy chwycił ją za ramię, próbując zmusić do tego, żeby odwróciła się w jego stronę. Potrząsnął nią lekko i nawet zatrzepotała powiekami, ale zaraz z jękiem ponownie je zacisnęła, niezdolna zachować przytomności. Miał wrażenie, że przelewa mu się w rękach, a jej skóra pali jego własną, rozpalona gorączką, która przechodziła wszelakie pojęcie – i która każdego człowieka zabiłaby na miejscu. Layla znacząco różniła się nie tylko od ludzi, ale i normalnych pół-wampirów, ale to…
Do diabła, ona nigdy nie miała gorączki, a przynajmniej nie taką, która wzbudzałaby niepokój!
– Layla… Dziewczyno, do cholery – westchnął, chociaż zdążył już porzucić nadzieję na to, że tak po prostu ją rozbudzić. Wsunął jej dłonie pod plecy i choć wyczuł jej natychmiastowy protest, bez trudu podniósł ją do pozycji siedzącej. Czuł, że jest bezwładna i że gdyby jej nie trzymał, osunęłaby się na materac, ale to nie miało żadnego znaczenia. – Wiem, wiem… – mruknął nerwowo, instynktownie wciąż się do niej zwracając, zupełnie jakby była w stanie go usłyszeć.
– Ja nie… Ja…
Zesztywniał słysząc jej głos, bliżej nieokreślone słowa, które równie dobrze mogłyby być wytworem jego wyobraźni. Jęknęła i wzdrygnęła się w jego ramionach, najwyraźniej próbując jakoś oswobodzić się z jego objęć. Wciąż wydawała się słaba i niezdolna do czegokolwiek, ale kiedy nagle wygięła się w łuk i zaczęła szarpać, próbując mu się wyrwać, okazała się zaskakująco wręcz silna, przynajmniej do czasu. Nagle otworzyła oczy, spoglądając na niego rozszerzonymi do granic możliwości tęczówkami. Zwykle błękitne, tym razem jej oczy lśniły czerwienią, wydając się wręcz jarzyć w panującej ciemności.
Spróbował raz jeszcze wypowiedzieć jej imię – jakkolwiek zwrócić na siebie jej uwagę – ale nawet nie zareagowała, pochłonięta walką. Mruczała coś gorączkowo, najwyraźniej nieświadoma tego, co działo się wokół niej. Nie był pewien w którym momencie wpadła w panikę, ale kiedy nagle zaczęła szlochać, jeszcze bardziej wytrąciła go z równowagi. Zaraz po tym znowu osunęła się w jego ramionach, tracąc przytomność albo po prostu opadając z sił – nie miał pewności, zresztą i tak najważniejszym było to, żeby przymusić ją do ponownego otworzenia oczu.
Ta gorączka…
I jej oczy. Jej oczy wyjaśniały wszystko.
Działając jak automat, bez wahania porwał ją na ręce. Drzwi do łazienki były zamknięte, ale bez trudu dostał się do środka, po czym z Laylą w objęciach doskoczył do ulokowanej pod ścianą wanny. Starając się utrzymać cały jej ciężar jedną ręką, zablokował odpływ dosłownie rzucił się w stronę pokręteł, żeby odkręcić wodę. Lodowaty strumień popłynął gwałtownie, w pierwszej chwili rozpryskując się na wszystkie strony i gromadząc się na dnie wanny. Czekał, coraz bardziej rozdrażniony i zagniewany, jedynie cudem powstrzymując się od zniszczenia pierwszej rzeczy, która wpadłaby mu w ręce. Czuł ciepło ciała Layli, słyszał jej coraz cięższy oddech i to doprowadzało go do szaleństwa, potęgując odczuwaną bezradność.
Dlaczego teraz? Do cholery, wielokrotnie zastanawiała się, co by się wydarzyło, jeśli zarażony krwią Jaquesa pół-wampir okaże się zbyt silny psychicznie, żeby popaść w szaleństwo – i naturalnie znał odpowiedź. Nie było gorszego wroga od własnego umysłu i ciała; dobrze pamiętał, bo sam przechodził przez to wszystko, póki pojawienie się Isabeau i tamtych dzieciaków nie przyniosło wszystkich niezbędnych mu odpowiedzi. Widział również coś takiego i chociaż powinien był natychmiast zrozumieć, co takiego dzieje się z Laylą, to i tak nie pomyślał…
Szlag, dlaczego teraz? I dlaczego ona?
Musiał dostać się do laboratorium. Musiał zrobić… coś, cokolwiek!
Musiał, musiał…
Ale najpierw ta temperatura. Tak, w pierwszej kolejności trzeba było zrobić coś, żeby ją ocucić i chociaż trochę obniżyć tę temperaturę.
Wanna nie była pełna nawet do połowy, ale nie zamierzał dłużej czekać. Podziałało od razu, bo Layla pisnęła i zaczęła z nim walczyć, kiedy tylko bezceremonialnie i w ubraniu wsunął ją do zimnej wody. Zaklął, kiedy się na niego zamachnęła, porażona różnicą temperatur. Woda chlusnęła na wszystkie strony, zalewając podłogę i sprawiając, że wkrótce nie tylko ona, ale i on był cały mokry. W którymś momencie straciła równowagę i na ułamek sekundy cała zniknęła pod powierzchnią, żeby już w następnej chwili wyprostować się niczym struna. Zachłysnęła się i zaczęła kaszleć, energicznie potrząsając głową i rozchlapując wodę na wszystkie strony. Drżała mimo gorączki, wyraźnie roztrzęsiona. Błędnym wzrokiem wodziła na wszystkie strony, wypatrując czegoś, czego nie była w stanie dostrzec.
Mocniej przytrzymał ją za ramiona, wytrącony z równowagi w równym stopniu, co i ona. Czuł, że z trudem utrzymywała się w pionie, ale przynajmniej nie straciła ponownie przytomności. Usiadła, opierając się plecami o brzeg wanny. Czuł, że wciąż napina mięśnie i próbuje walczyć, chociaż już nie tak zawzięcie, wyraźnie wyczerpana. Odetchnął, ale nie puścił jej, tym razem pamiętając, żeby przypadkiem nie osunęła się zbyt nisko i ponownie nie zakrztusiła. Przecież chciał jej pomóc, a nie doprowadzić do tego, żeby się utopiła!
Jej oczy wciąż lśniły niespokojnie, chociaż czerwień powoli ustępowała i widział błękitne cętki, stanowiące naturalny kolor jej tęczówek. Jej skóra wciąż parzyła, ale już nie tak intensywnie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Mokre włosy i ubranie kleiły się do jej ciała, podkreślając jego smukłość, zwłaszcza, że na sobie miała jedynie cieniutką koszulę nocną. Ten widok na ułamek sekundy zawrócił mu w głowie, zwłaszcza, że tak bardzo stęsknił się za jej bliskością i ciałem, za…
– Rufus? – jęknęła i w końcu zdołała skoncentrować na nim wzrok. Rozpoznała go i to samo w sobie było postępem, nawet jeśli wciąż nie zdawała sobie sprawy z tego, co się z nią dzieje i gdzie się znajduje. – Co się dzieje? Co…? – Zacisnęła powieki i raz jeszcze potrząsnęła głową. Jej pierś zafalowała, kiedy wzięła kilka głębszych wdechów. – Co ty tutaj robisz? Skąd ta woda i…?
Nie odpowiedział, a i ona najwyraźniej nie była na tyle przytomna, żeby tego oczekiwać. Znów spróbowała się podnieść, ale jej nie pozwolił. Warknęła w proteście, ale to też zabrzmiało marnie i odniósł wrażenie, że nie tyle jest bliska utraty przytomności, co pozostaje w szoku.
Poddała się, co przyjął z ulgą. Wciąż czuł ciepło bijące od jej ciała, jedynie odrobinę złagodzone przez temperaturę wody, która w kilka zaledwie minut stała się bardziej letnia niż zimna.
Layla nieco nieprzytomnie zatrzepotała powiekami, ostatecznie zmuszając się do otwarcia oczu. Chociaż wymęczona, skoncentrowała na nim wzrok zaskakująco szybko.
– Rufus? – powtórzyła i tym razem zabrzmiało to zdecydowanie bardziej przytomnie albo po prostu desperacko.
– Hm… – Zawahał się. – Tak?
Wzdrygnęła się, nie tyle od różnicy temperatur, co zaskoczenia. Czyżby do samego końca wątpiła, że jednak mógł tutaj być?
– Nie idź – powiedziała po prostu, niemal błagalnie.
Chciał jej odpowiedzieć, ale nie miał po temu okazji. Już w następnej sekundzie jej błękitne oczy ponownie się zamknęły, a potem najzwyczajniej w świecie straciła przytomność.

2 komentarze:

  1. Jejku, rozdział genialny :) No i
    doczekałam się rozdziału o Rufusie i Layli xD podoba mi się on
    bardzooo... O tak, oni powinni się pogodzić, choć to nie nastąpi prędko,
    wiem... Ach, te ich uparte charaktery i duma mówią same za siebie. Nic
    dodać, nic ująć.
    Zastanawiam się, z czym może mieć związek ta wysoka gorączka Layli...
    Obstawiałabym to jako objaw tego, że przemiana w istoty pokroju Beau czy
    Rufusa jednak nadal zachodzi. Ale może być jeszcze inna przyczyna, ale
    nie mam za bardzo pomysłu na to, co to może być... I po co Rufus chce
    koniecznie udać się laboratorium? Czyżby miał jakieś lekarstwo?
    No nic, czekam na nn :) Przepraszam za nieskładność i trochę nielogikę
    tego komentarza, ale dzisiaj szkoła dała mi mocno w kość i nie jestem w
    tak dobrej "formie" do pisania czegoś w miarę logicznego...
    Pozdrawiam i do napisania ;*
    lilka24

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie Layla i Rufus *-* nareszcie. Juz myślałam, że się nie doczekam rozdziału z nimi, a tu nagle taka niespodzianka :3
    rozdział czytało mi się szybko i bardzo przyjemnie. Bardzo mi się podobało jak Lay na końcu prosiła Rufusa o to, aby został z nią i sobie nie szedł. Juz myślałam, że jednak pójdzie, ale nie mógł jej tak zostawić. W końcu ją kocha ^^
    przepraszam za taki krótki komentarz, ale padam z nóg.
    Miłej nocki,

    Gabrysia. ♡

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa