5 kwietnia 2014

Osiemdziesiąt trzy

Rufus
Layla siedziała w łazience. Rufus nie musiał nawet rozglądać, żeby to wyczuć, a pewnie nawet i bez wyostrzonego słuchu potrafiłby do dziewczyny dotrzeć. Wrażenie momentami było takie, jakby łączyła ich jakaś niewidzialna więź, chociaż to wydawało się jednocześnie czymś nierealnym. Cholera, takie rzeczy się nie zdarzały, przynajmniej z logicznego punktu widzenia. Coś podobnego wykraczało poza znane wszystkim prawa fizyki, a to zdecydowanie nie powinno mieć miejsca.
No dobra, może jednak miało. Chodził już po świecie na tyle długo, żeby wiedzieć, że ludzie tak naprawdę są ślepi, głusi i nie zauważają tego, co dzieje się wokół nich. Nawet niektóre istoty nadnaturalne miały klapki na oczach, przyzwyczajone do tego, co było dla nich normą jeszcze wtedy, kiedy wiedli bliżej bądź dalej normalne życie. Czasami zdarzało mu się wywracać oczami i szczerze gardzić ignorancją tych naiwnych, pozbawionych podstawowej wiedzy istot, które bez protestów pozwalały sobie robić z mózgu sieczkę… A jednak pewne kwestie sprawiały, że czuł się co najmniej dziwnie, chociażby kiedy myślał o telepatii i tym, co łączyło go z Laylą. Miłość jest podobno przereklamowana, a jednak wszystko przeczyło prawdziwości tego stwierdzenia. Co więcej, chociażby istnienie tej dziwnej więzi niejednokrotnie zmuszało go do ponownego przeanalizowania tego z czym mieli do czynienia.
Och, bo ty zawsze trzymałeś się nauki?, pomyślał i parsknął. Dobrze, można powiedzieć, że był odwiecznym. Wraz z Michaelem byli najstarsi, a przynajmniej tak mu się wydawało. Layla nigdy nie zapytała go o wiek ani o jego przeszłość – może pomijając Rosę – i tak było lepiej, bo nie wszystko mógł jej powiedzieć. I to nie dlatego, że nie chciał, ale sam już nie był wszystkiego pewny. Wampiry miały doskonałą pamięć, oczywiście, a jedna pewne wspomnienia mieszały mu się ze sobą, inne z kolei stanowiły urywki. Był zresztą taki okres, który równie dobrze mógł sobie wymyślić, choć naprawdę wydawało mu się, że powinien pamiętać. Umysł spowity cieniami. Powiedział to Renesmee, chyba całkiem skutecznie ją strasząc, jakby i tak nie spinała się za każdym razem, kiedy był w pobliżu, ale taka była prawda. Może to jakiś skutek uboczny przemiany albo sam doprowadził się do takiego stanu testami, które przeprowadzał, kiedy szukał lekarstwa, ale to nie miało żadnego znaczenia. Wiedział jedynie, że to bardzo frustrujące.
Poza tym coraz częściej czuł to. Natychmiast spróbował odrzucić od siebie te myśli, ale to okazało się trudniejsze niż podejrzewał. Kiedy jeszcze zdarzało mu się wybuchać gniewem, sprzeczne myśli albo pragnienia, których faktycznie nie chciał, nie stanowiły niczego szczególnego, ale przecież od prawie siedmiu lat było w porządku. Przynajmniej chciał wierzyć, że tak jest, a jednak w ostatnim coraz częściej odczuwał coś, czego nie potrafił określić, chociaż go niepokoiło. Pojawiło się nagle i przypominało zew; nie słyszał głosów, żadnego wołania, ale po prostu czuł, że powinien iść. Coś go przyzywało, przyciągało do siebie, tak jak czasami ciemność i mrok, ale uczucie nie było taki silne, żeby Rufus zamierzał mu się poddać. Łatwo było je wyciszyć, koncentrując się na innych kwestiach, czasami bzdurach, ale to i tak o niepokoiło. Tak nie powinno być, ale nie zamierzał przyjąć do wiadomości tego, że pewne wydarzenia sprzed lat miałyby się powtórzyć.
Stanowczo pokręcił głową, po czym podszedł do drzwi łazienki, w zamyśleniu spoglądając na lite drewno. Słyszał przyśpieszone bicie serca Layli oraz jej dziwnie niespokojny oddech. Zauważył, że dziewczyna w ostatnim czasie jest – delikatnie mówiąc – nieco spięta, ale do tej pory rezygnował z wypytywania jej, podświadomie wiedząc, że i tak niczego nie zamierzała mu powiedzieć. Layla była Laylą, a on nic nie był w stanie na to poradzić; swoją droga, nie chciał.
– Lay? – Rzadko używał skrótu jej imienia, ale czasami się zdarzało. Lekko załomotał drzwi, a serce jego partnerki gwałtownie przyśpieszyło biegu. Dobra, to już było co najmniej dziwne. – Jesteś tam?
– Nie wchodź! – zastrzegła, najwyraźniej nie zamierzając odpowiedzieć na pytanie. Fantastycznie, jeszcze tego potrzebował po spacerze w promieniach słonecznych i rozmowie z Alessią. – Za chwilę wyjdę – obiecała, ale głos miała dziwny.
– Daj spokój. Cokolwiek robisz, raczej nie jest to nic, czego nie powinienem widzieć – zauważył, w ostatniej chwili powstrzymując się od zapytania jej, czy jest ubrana. Jakie to właściwie miało znaczenie. – Widziałem na korytarzu Renesmee, wiesz? Uciekła coś podejrzanie szybko…
Odpowiedział mu cichy jęk, po czym znów zapadła cisza. Oddech Layli wciąż był przyśpieszony, a Rufusa naszła niepokojąca myśl, że dziewczyna może płakać. Kiedy się skoncentrował, chyba nawet wyczuł słonawy zapach łez, ale nie miał pewności. Mimo wszystkich tych wyostrzonych zmysłów i instynktowi, który znacznie wyostrzył się, kiedy już odrzucił od siebie tę ludzką cząstkę, najstarsza z rodzeństwa Licavoli wciąż bywała dla niego zagadką.
Westchnął, po czym oparł się plecami o drzwi. Gdyby wiedział, że coś jest na rzeczy, przycisnąłby Renesmee, ale skąd mógł wiedzieć? Dziewczyna zresztą sama zachowywała się tak, jakby nie wiedziała czy powinna śmiać się, czy płakać.
Rufus przygryzł dolną wargę aż do krwi. W roztargnieniu zlizał słodki płyn, ranka zresztą zasklepiła się prawie natychmiast. Ta zdolność do szybkiej regeneracji była jednym z największych atutów bycia wampirem, chociaż ciężko było powiedzieć, żeby perspektywa śmierci ze srebrnym kołkiem w piersi albo obciętą głową była jakoś specjalnie kusząca. Od razu przypominały mu się te idiotyczne czasy, kiedy ludzie bali się własnego cienia, a istoty nadnaturalne musiały uważać, żeby przypadkiem nie ściągnąć na siebie czyichś podejrzeń. Rozwścieczone tłumy, krzyże i pochodnie, cały ten cyrk z zabijaniem siebie nawzajem za rzekome konszachty z diabłem albo uprawianie czarów… Cóż, to stanowiło spore utrudnienie, a i ludzie potrafili być bardziej okrutni niż zwykle. Co prawda łatwiej było ukryć inność, kiedy to w modzie była blada cera i wręcz można było się udusić od pudru i talku, ale on i tak nie tęsknił za przeszłością. No, może troszeczkę, bo wtedy większy nacisk kładło się na kulturę, a to zdecydowanie niektórym by się przydało, ale najwyraźniej nie istniały czasy doskonałe pod każdym względem.
Jednak niezależnie od tego, jak bardzo był stary, nigdy nie miał przywyknąć do swobodnego znoszenia tego, że ktokolwiek płacze. Nie potrafił patrzeć zwłaszcza na łzy Layli i teraz ledwo zwalczył chęć dyskretnego ewakuowania się, póki jeszcze miał taką możliwość. Ucieczka przed emocjami wydawała się idiotyczna, ale każdy miał swoje słabości, a on – jakby nie patrzeć – był mężczyzną, co chyba do czegoś zobowiązywało.
Z drugiej strony…
– Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? – zaryzykował, machinalnie zaciskając dłoń na klamce.
– Powiedziałam już – przypomniała mu Layla. Emocje zniekształcały jej głos. – Spadaj. Ja zaraz… Daj mi minutkę.
Dał jej dziesięć sekund. Odczekał moment, po czym bez chwili wahania nacisnął klamkę. Drzwi nie były zamknięte, co na ułamek sekundy go zdekoncentrowało, ale potem zorientował się, że Layla najwyraźniej nie spodziewała się jego powrotu. Wszedł do środka, natychmiast kierując wzrok w stronę dziewczyny, chociaż sam nie był pewien, co takiego oczekiwał się zobaczyć. Kogoś obcego, kto będzie próbował zrobić jej krzywdę? Chyba coś w tym stylu, choć po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że takie myślenie jest idiotyczne.
Layla klęczała na podłodze, plecami do niego. Jasne włosy opadały jej na ramiona i plecy, a końcówki delikatnie muskały posadzkę, tak nisko się nachyliła. Ramiona jej drżały, mięśnie miała napięte, a w oddechu było coś spazmatycznego, chociaż to zauważył już wcześniej. Mimo wszystko było w niej coś spokojnego, a targające ją emocje wcale nie były tak oczywiste, jak wydawało mu się, kiedy zdecydował się wejść do środka i móc jej się przyjrzeć.
Potrzebował dłuższej chwili, żeby uspokoić się i przyjąć do wiadomości fakt, że najprawdopodobniej nic jej nie jest. Bezszelestnie zrobił dwa kroki do przodu, chociaż Layla musiała wyczuć jego obecność tuż za swoimi plecami. Nie obejrzała się, jakby zastygła w bezruchu, ale tego właśnie się po niej spodziewał. Uważnie obserwował jej smukłe ramiona, zastanawiając się, czy teraz powinien jej dotknąć albo przytulić. Może dla normalnych, ludzkich (w połowie ludzkich?) istot takie zachowanie byłoby oczywiste, ale dla niego niekoniecznie. Layla dopiero uczyła go funkcjonowania go w sposób, który wszyscy uznawali za normalny, a który Rufus przez bardzo długi okres czasu odrzucał, woląc zagłębiać się w naukę i przebywać w samotności. Jego świat składał się na równania matematyczne, prawa fizyki i niezwykłe reakcje, które w tak prosty sposób można było opisać. Niewielu to pojmowało, ale ten świat był prosty, oczywisty i rządzący się oczywistymi zasadami, które wystarczyło tylko zrozumieć, żeby dostrzec ich piękno – a przy tym piękno nauki.
Ale poza tym światem – tym, w którym wszystko miało swoje miejsce, było mierzalne i możliwe do opisania – istniało coś więcej. Layla stanowiła tego doskonały przykład, a konkretnie jej miłość do niej. Emocje były pułapką, której unikał, zwłaszcza po śmierci Rosy, ale teraz zaczynał się z tym oswajać, chociaż nie zawsze przychodziło mu to łatwo.
Zrobił kolejny krok, a potem się zatrzymał, kiedy coś przykuło jego uwagę. Dookoła Layli, ułożone w starannych ostępach, leżało pięć niepozornych, plastikowych przedmiotów, odrobinę przypominających pisaki. Layla klęczała w otoczeniu tego dziwnego kręgu, w drżącym dłoniach obracając kolorowe pudełeczko; kilka kolejnych leżało pod ścianą, porzuconych i zapomnianych. To, które trzymała, również wydawało się nie mieć dla niej znaczenia; miał wrażenie, że w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego, że wciąż ma je w rękach.
– Layla? – wyszeptał, ostrożnie kucając przy niej. Dotknął jej ramienia, aż się wzdrygnęła, ale poza tym nie próbowała się od niego odsuwać.
– Mówiłam, żebyś dał mi chwilę – mruknęła, ale w jej głosie nie było słychać złości. To było… coś innego. – Ale może lepiej, że tutaj przyszedłeś.
Jeszcze kiedy mówiła, poderwała głowę. Jej ogromne, niebieskie oczy pełne były łez, ale w postawie i wyrazie twarzy nie było niczego, co mógłby uznać za cierpienie. Bezmyślnie wpatrywał się w jej śliczną buzię, zarumienione policzki i te idealne usta, próbując zrozumieć, ale wyjątkowo miał wrażenie, że jego umysł działa na zwolnionych obrotach, jakby otępiały albo gotowy do tego, żeby wziąć sobie krótki urlop.
Cholera, dlaczego musiała mu to za każdym razem robić? Nie zawsze nadążał za tą energiczną istotą, nawet jeśli w gruncie rzeczy byli do siebie podobni – dwa żywioły, których nie dało się okiełzać, obojętnie jak bardzo ktoś by się starał. On przemieniał się w skupisko czystej energii, kiedy mógł pracować, a Layla zawsze była niczym jaśniejący płomień, jak ogień, który był jej posłuszny…
Ale teraz jaśniała bardziej niż kiedykolwiek i to odkrycie całkowicie go oszołomiło.
– Czy ty…? – zaczął i zawahał się. Formułowanie myśli nagle okazało się bardzo trudne. – Laylo, czy coś jest nie tak?
– Wręcz przeciwnie – odparła niezwykle poważnym tonem. Lekko uniósł brwi ku górze, nie rozumiejąc. – Czy możesz mi powiedzieć, co takiego widzisz? – dodała i zrozumiał, że nie ma na myśli siebie.
Zerknął raz jeszcze na otaczający ich nietypowy krąg. Layla również podążyła za jego wzrokiem, po czym ostrożnie ujęła w palce jeden z przedmiotów i podsunęła mu pod oczy.
– Proszę, powiedz, że nie zwariowałam – podjęła znów i uświadomił sobie, że drży. – Dwie kreski. Powiedz mi, że tutaj są dwie kreski…
Raz jeszcze omiótł wzrokiem wszystko dookoła, na samym końcu zatrzymując się na tym plastikowym pasku, który trzymała. W jej oczach widział coś niezrozumiałego, tak jasny błysk, jakby obłęd… Dobra bogini, ona chyba nie jest chora, prawda?, pomyślał, niespokojnie porównując zachowanie dziewczyny do swoich własnych wybuchów agresji sprzed lat. Taka możliwość byłaby bardzo prawdopodobna, bo Layla wciąż była w stanie przejściowym, ale do tej pory była najbardziej stabilna ze wszystkich.
Delikatnie ujął jej dłoń, odsuwając ją sobie od oczu. Layla upuściła tajemniczy przedmiot, aż upadł z cichym pacnięciem na podłogę. Wciąż drżała, ale jej oczy miały naturalny, błękitny kolor i nic nie wskazywało na to, żeby zamierzała się na niego rzucać.
– Tak, kochanie – zapewnił, dla pewności usiłując naśladować jej spokojny ton. W taki sposób zwracała się do niego, kiedy nie do końca był sobą. Przynajmniej jemu w ten sposób pomagała i miał nadzieję, że teraz uda mu się jej zrewanżować. – Na wszystkich pięciu są dwie kreski.
– O bogini…
Jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, a po policzkach jak na zawołanie popłynęły łzy. Rufus zesztywniał, zdezorientowany jak nigdy. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, zwłaszcza, że Layla nigdy dotąd się tak nie zachowywała. Nagle po prostu zastygła w bezruchu, pustym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Ostatecznie spuściła głowę, znów spoglądając na otaczające ją przedmioty, ale wątpił żeby cokolwiek widziała.
I właśnie wtedy zaczęła się śmiać.
To zdezorientowało go jeszcze bardziej, co jedynie potwierdzało, że sytuacja jest nietypowa, może wręcz idiotyczna. Zanim zdążył się zorientować, Layla roześmiała się jeszcze bardziej – śmiała się i płakała, śmiała się…
– Laylo…
Spojrzała na niego z błyskiem w oczach, po czym – zupełnie spontanicznie – rzuciła mu się w ramiona. Teoretycznie był na to przygotowany, ale instynkt zrobił swoje i w pierwszym odruchu zesztywniał, zanim przypomniał sobie jak używa się ramion i przyciągnął ją do siebie. Jej skora parzyła bardziej niż zwykle, poza tym czuł, że łzami moczy mu koszule. Wciąż się śmiała i wciąż płakała, chociaż jedno powinno wykluczać drugie, przynajmniej z logicznego punktu widzenia. Przynajmniej tak pomyślał w pierwszej chwili, zanim dotarło do niego, że to jak najbardziej te słynne łzy szczęścia…
O tak, zdecydowanie wolałby, żeby to były łzy szczęścia.
– Rufus… Rufus! – Dziewczyna wyprostowała się w jego ramionach, chcąc zajrzeć mu w oczy. Lekko się odsunęła, ale nie wyswobodziła się z jego objęć, całą sobą chłonąc możliwość bycia tak blisko. – O bogini, dwie. Są dwie…
– Tak, dwie – powtórzył machinalnie, palcami przeczesując jej jasne włosy. Zadrżała z rozkoszy, kiedy przypadkiem musnął skórę na jej karku. – Co szczególnego jest w tym, że są dwie?
– Poważnie pytasz? – zdziwiła się. Wyjątkowo był zbyt skoncentrowany na jej dziwnym zachowaniu, żeby jakkolwiek zareagować na odpowiadanie pytaniem na pytanie. – Przepraszam. Zapomniałam, że w tych czasach jeszcze ich nie ma…
– Nie ma czego?
Layla wzięła kilka głębszych wdechów, po czym stanowczo wyswobodziła się z jego objęć. Wciąż drżała od nadmiaru emocji, a ze zmierzwionymi włosami i błyszczącymi oczami wyglądała tak, jakby miała gorączkę, ale przynajmniej częściowo nad sobą zapanowała. Teraz przysiadła na piętach naprzeciwko niego, wyprostowana i zaskakująco pewna siebie. Mało kiedy widywał go taką i teraz zaczął się niepokoić.
– No wiesz, tego. Poprosiłam Michaela, więc mi kilka zorganizował…. – Zerknęła wymownie na plastikowe paski. – Testy ciążowe.
Zamrugał, ale nie zareagował. Patrzył się na nią w milczeniu, jeszcze bardziej otępiały, chociaż nie sądził, że to w ogóle będzie możliwe. Nie przypominał sobie, kiedy i czy w ogóle czuł się tak bardzo bezradny, niezdolny do zebrania myśli. Jego umysł zawsze pracował na najwyższych obrotach, analizując fakty, ale teraz…
Layla wciąż siedziała przed nim, rozemocjonowana i szczerze uradowana. Jej oczy błyszczały, a cała postać wręcz emitowała entuzjazmem, który dopiero zaczynał do niego docierać. Łzy płynęły po policzkach, ale nawet nie zwracała na nie uwagi, w pełni skoncentrowana na nim. Do tej pory zaciskała dłonie w pięści, ale teraz w końcu udało jej się poluzować uścisk i niemal nieświadomie przyłożyła sobie dłoń do płaskiego brzucha.
Właśnie wtedy świat przyśpieszył, nagle wskakując na właściwy tor. Rufus gwałtownie zaczerpnął zbędnego mu do normalnego funkcjonowania powietrza, nareszcie będąc w stanie właściwie przeanalizować fakty. Zrozumienie pojawiło się nagle, wraz z tym niepozornym gestem, który okazała się wyjaśniać więcej niż którekolwiek z zawiłych słów, które do tej pory padły z jej ust.
– Testy… – powtórzył, a Layla energiczne pokiwała głową. – Laylo, co ty właśnie usiłujesz mi powiedzieć?
Przez jej twarz przemknął cień, a Rufus zrozumiał, że swoim pytaniem ją wystraszył. Spojrzała na niego z lekką obawą, dopiero po chwili będąc w stanie się odezwać:
– Jestem w ciąży – szepnęła drżącym, ale zaskakująco opanowanym tonem. – Jestem…
Chociaż zrozumiała wcześniej od niego, chyba dopiero po wypowiedzeniu tych słów na głos w pełni dotarło do niej ich znaczenie. Nie minęła sekunda jak znów zaczęła szlochać i śmiać się, na sam koniec decydując się rzucić mu w ramiona. Pod wpływem impulsu – wciąż oszołomiony – przyciągnął ją do siebie, kurczowo tuląc i miarowo kołysząc, nawet jeśli próba uspokojenia jej wydawała się z góry skazana na niepowodzenie. Swoją drogą, dlaczego miałby zastanawiać się nad tym, jak zapanować nad jej radością, skoro to właśnie szczęście Layli od samego początku było dla niego najważniejsze?
Spróbował porwać Laylę na ręce i jednocześnie się podnieść, ale to okazało się złym pomysłem. Zbyt szybki ruch w połączeniu z tym, czego się dowiedział, doprowadziły do tego, że zatoczył się jak pijany i oboje wylądowali na posadzce. Na ułamek sekundy pociemniało mu przed oczami, kiedy uderzył głową o ziemię, ale równie dobrze mogło mieć to związek z roześmianą Laylą, która z cichym okrzykiem wylądowała na nim. Poczuł jej ręce na swoim torsie, kiedy uniosła się nieznacznie, górując nad nim i w ten cudowny sposób spoglądając mu w oczy. Poczuł muśnięcie jej jasnych włosów na twarzy, co było równie przyjemne, chociaż uczucie to okazało się niczym w porównaniu z tym, co odczuwał. Miał wrażenie, że ich emocje mieszają się ze sobą, tworząc trudne do zrozumienia połączenie, którego nawet on nie był w stanie w pełni pojąć. To była radość, wręcz euforia i – o dobra bogini – jak mogło być tego tak wiele jednocześnie…?
Wiedział, że powinien coś powiedzieć, ale w głowie miał pustkę. Spojrzenie Layli ją dekoncentrowało, podobnie jak i ciepło bijące od jej ciała oraz błysk w tych jasnych, wpatrzonym w niego tęczówkach. Nawet z rozpaloną skóra, poplątanymi włosami i słyszącymi od łez policzkach wyglądała jak anielica, chociaż Rufus sam nie był pewien, czy wierzy w to, co opisywano w Biblii czy innych zmyślnych historiach. Wszystko miało swoje granice, ale te najwyraźniej nie obejmowały tej niezwykłej istoty, którą mógł trzymać w ramionach.
– Rufus? – zapytała cichutko. W sposobie, w jaki wypowiadała jego imię, zawsze było coś intymnego. Nikt inny się tak do niego nie zwracał, nawet Rosa, kiedy jeszcze była żywa. – To głupie, ale… Cieszysz się?
Zamrugał pośpiesznie. Że co?
– Czy się cieszę?
Skinęła głową, tracąc nieco pewności siebie w odpowiedzi na pytająca nutę w jego głosie. Wyczuł, że jej radość na moment przygasła, wyparta przez powątpiewanie, co go uraziło. Jak, na litość bogini, mogła w ogóle pomyśleć, że on…?
Jasne, miał wątpliwości. Nie ostrzegał jej bez powodu, ale tamtej nocy – tej, której zdecydowali się zaryzykować – przecież wyraził się jasno.
– Niech cię szlag, dziewczyno – westchnął, ale nie zamierzał czekać aż Layla zdecyduje się na niego warczeć za to, że znów nie użył jej imienia.
Pod wpływem impulsu, jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie. Jęknęła cicho, ale zignorował to, wplatając palce w jej włosy i próbując unieść się na tyle, żeby móc sięgnąć wargami jej ciepłych, wilgotnych ust.
W momencie, w którym ją pocałował, jakiekolwiek wyjaśnienia okazały się zbędne.

2 komentarze:

  1. Jupiiiiiiiii!
    Czekałam na ten rozdział od kiedy Layla miała już podejrzenia i doczekałam się!
    Super, bosko, świetnie!
    Bardzo się cieszę że Rufus i Lay będą mieli dzidziusia :) To takie słodkie.
    Najlepsze w tym rozdziale było kiedy Rufus nie wiedział o co jej chodzi,a potem się dowiedział, to było mega urocze. :***

    Rozdział bardzo mi się podobał,to do nn :)

    Lila

    OdpowiedzUsuń
  2. Doczekałam się! Doczekałam! Myślałam, że już nie wytrzymam z tego czekania na reakcję Rufusa :D ale najważniejsze, że już jest i mi się podoba.
    Layla i Rufus będą rodzicami. Trala^.^ już się doczekać nie mogę ich maleństwa *-* Nie mam pojęcia jak skomentować ten rozdział. Rufus był nie tyle co zaskoczony, a chyba oszołomiony :D ale to nawet fajnie; taka niespodzianka^^
    Niecierpliwie czekam na następny,
    Pozdrawiam Gabi :* ♥

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa