Renesmee
Zamarłam
w oczekiwaniu. Milczenie, które zapanowało, miało w sobie coś
niepokojącego, chociaż wrażenie to mogło brać się stąd, że na dworze było coraz
ciemniej. Stałam, obejmując się ramionami i w ciszy czekając, aż ktoś
nareszcie zdecyduje się odezwać. Sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę
oczekiwałam, ale było mi wszystko jedno. Po prostu chciałam, żeby ktoś w końcu
zdecydował się coś powiedzieć, zamiast męczyć mnie tą ciszą i narastającą
niepewnością.
Wpatrywałam się w Gabriela, ale podświadomie
wiedziałam, że inni również zareagowali na moje słowa. Natychmiast poczułam na
sobie cały komplet oszołomionych spojrzeń, jednak poza szokiem i zaskoczeniem
nie byłam w stanie zinterpretować żadnej z targających moimi bliskimi
emocji. W jednej chwili zrobiło mi się zimno, a potem gorąco, jakby
moje ciało samo nie było pewne, jak powinno ustosunkować się do sytuacji. Jakaś
cząstka mnie, ta tchórzliwa i najbardziej naiwna, pragnęła zmusić mnie do
odwrócenia się na pięcie i ucieczki, żebym przestała znajdować się w samym
centrum uwagi, ale stanowczo ją w sobie stłamsiłam. Nie powinnam się
denerwować aż do tego stopnia, skoro już raz przechodziłam przez coś podobnego.
Wtedy było dobrze i uparcie powtarzałam sobie, że i tym razem tak
będzie. Nie pozwoliłam skrzywdzić Alessi i Damiena, więc tym bardziej nie
chciałam nawet brać pod uwagę tego, że cokolwiek mogłoby stać się istotce,
której jeszcze nie znałam, ale którą przecież nosiłam pod sercem.
Zabawne, to było całkiem odmiennym doświadczeniem niż za
pierwszym razem. Mimo świadomości tego, co pokazał test ciążowy, a później
badanie krwi, sama ciąża wydawała mi się czymś abstrakcyjnym. Na swój sposób
czułam się pusta, zwłaszcza kiedy patrzyłam na swój płaski brzuch. Przywykłam
do osłabienia, gorączki i mdłości, ale najwyraźniej na jakiekolwiek objawy
było zbyt wcześnie, co mnie dezorientowało, skoro od momentu, kiedy w ogóle
dziecko musiało się począć, minęło dość czasu, żeby ciąża dała o sobie
znać. Theo próbował mi tłumaczyć, że to dlatego, że jestem starsza i już
raz przez to przechodziłam, ale jego wyjaśnienia były dla mnie odrobinę
naciągane. Może już zaczynałam być przewrażliwiona, ale miałam dziwne
przeczucia względem swojego stanu i to trochę mnie niepokoiło.
No cóż, niepokój niepokojem, ale to przeciągające się
milczenie przerażało mnie jeszcze bardziej, powoli doprowadzając do stanu
paniki. Sekundy zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a związana z milczeniem
niepewność bynajmniej nie szczędziła mi nerwów, których przecież powinnam
unikać. Wszystko we mnie aż rwało się do tego, żeby się odezwać, powiedzieć
cokolwiek, ale w głowie miałam kompletną pustkę. Co więcej, pod obstrzałem
spojrzeń jak zwykle czułam się mała, bezbronna i zawstydzona, co
bynajmniej niczego nie ułatwiało.
– Co ty właśnie powiedziałaś? – zapytał ni stąd, ni z owąd
Edward. Tata spoglądał na mnie tak, jakbym właśnie oznajmiła mu, że jestem
przybyszem z innej planety albo coś jeszcze bardziej pozbawionego sensu.
– Ja… – Ze świstem wypuściłam powietrze. Kiedy już się
odezwałam, mimo wszystko poczułam się trochę lepiej. Spróbowałam wziąć się w garść
i kątem oka obserwując przede wszystkim Gabriela, zwróciłam się do mojego
ojca: – Powiedziałam, że…
Nie miałam okazji dokończyć, bo wtedy w końcu
doczekałam się reakcji Gabriela. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale na pewno
nie tego, że po tych długich chwilach ciszy nagle wybuchnie śmiechem. Dawno nie
słyszałam czegoś tak szczerego, pełnego pozytywnych emocji i czegoś… W zasadzie
nie potrafiłam w żaden sposób znaleźć słów na opisanie tego, co słyszałam.
Gabriel stał tam, w niewielkim oddaleniu ode mnie, a ja patrzyłam się
na niego dyskretnie, oszołomiona i coraz bardziej zdezorientowana.
Chciałam wierzyć, że ten śmiech wyjaśnia wszystko i faktycznie nie mam się
czym martwić, ale to wydawało mi się zbyt proste, a ja sama już nie byłam
pewna, co takiego czułam albo powinnam czuć. Słuchałam tego śmiechu, pozwalając
żeby owijał się wokół mnie i chłonąć go samą sobą, jednak to wciąż było
zbyt mało, przynajmniej na tę chwilę i z mojej perspektywy. Potrzebowałam
czegoś znacznie więcej, a w zasadzie wszystko sprowadzało się do Gabriela,
jego dotyku i tego, żeby w najlepszy z możliwych sposobów
pokazał mi, że nie mam powodów do zadręczania się jego ewentualną reakcją.
Chciałam… Hm, akceptacji?
Nie. Ja chciałam jego.
Mój mąż ruszył się z miejsca tak szybko, że nawet mimo
czujności i wyostrzonych zmysłów tego nie zarejestrowałam. W jednej
chwili stał, wpatrując się we mnie, a już w następnej rzucał się w przestrzeń,
błyskawicznie pokonując dzielącą nas odległość. Natychmiast urwałam wpół
zdania, machinalnie odwracając się w jego stronę, ale nie zdążyłam nawet
się zastanowić, jak ramiona Gabriela owinęły się wokół mojej talii. Krzyknęłam,
kiedy chłopak bezceremonialnie porwał mnie w ramiona, tak, że nagle
znalazłam się kilka centymetrów nad ziemią. Moje ciało zareagowało samo z siebie
i spróbowałam się oswobodzić, ale równie dobrze mogłabym próbować szarpać
się z najbliższą betonową ścianą – efekt byłby dokładnie taki sam, a konkretnie
żaden.
Potrzebowałam kilku sekund, żeby uprzytomnić sobie, że to
nie atak. Rozszerzonymi do granic możliwości oczyma spojrzałam wprost w ciemne
niczym dwie czarne dziury tęczówki Gabriela. Wpatrywał się we mnie intensywnie,
tuląc mnie do swojego torsu i mrucząc pod nosem coś, czego nie zrozumiałam
i to nie tylko dlatego, że chyba było po włosku. W pierwszym odruchu
pomyślałam, że z jakiegoś powodu jest zagniewany, co teoretycznie wydawało
się pozbawione sensu, ale ja zawsze miałam skłonność do wyolbrzymiana faktów,
po chwili jednak dotarło do mnie, że jest zupełnie inaczej. Gabriel się cieszył
– i to wyłącznie parafrazując, bo chyba żadne słowo nie było w stanie
oddać blasku, który dostrzegłam w jego oczach, kiedy bezceremonialnie
zatrzymał się i wciąż trzymając mnie w ramionach, zlustrował wzrokiem
moją twarz.
Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale wystarczyło
krótkie, znaczące spojrzenie Gabriela żebym zrezygnowała. W zasadzie sama
nie byłam pewna, co takiego byłoby najlepsze w obecnej sytuacji, nagle
zresztą cisza przestała mi ciążyć, stając się czymś pożądanym. Ten rodzaj
milczenia miał w sobie coś zgoła innego, może nawet intymnego, ale nie
czułam się z tego powodu skrępowana. Miałam Gabriela i to było dobre,
podobnie jak i obezwładniające poczucie ulgi, która nagle na mnie
spłynęła, niosąc ze sobą jakże upragnione ukojenie. Czułam się tak, jakby z moich
ramion zdjęto jakiś niewyobrażalny ciężar, który do tej pory ciągnął mnie w dół,
a od którego nareszcie zostałam uwolniona.
– Gabrielu… – spróbowałam ponownie, ale i tym razem
nie miałam pojęcia, co takiego chcę albo powinnam powiedzieć. Wydawało mi się,
że słowa są zbędne, bo nasza bliskość i jego imię wystarczą, żeby oddać
to, co oboje myśleliśmy i czuliśmy.
– Wiem – zapewnił mnie, chociaż i on wydawał się nie
mieć pewności względem tego, co mówi. Jego głos był nieco zachrypnięty, w miarę
jak coraz bardziej dochodził do niego pełen sens wypowiedzianych przeze mnie
słów. – Wszystko…
Gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc, po czym wypuści je
ze świstem. Natychmiast otoczył mnie jego słodki, przyjemnie ciepły oddech.
Bliskość Gabriela i bijące od niego emocje – oraz to jak nasze aury się
przenikały – miały w sobie coś obezwładniającego, co odbierało mi oddech i zdolność
logicznego myślenia. Kolejny raz okazałam się zbyt wolna i w porę nie
zorientowałam się, kiedy właśnie ukochany po raz kolejny porwał mnie w ramiona.
Wszystko działo się tak szybko, kiedy już zdecydował się pociągnąć mnie do jakiegoś
szalonego tańca, mocno mnie obejmując i w zasadzie robiąc z moim
ciałem wszystko to, co tylko przyszło mi do głowy. Zaczęłam piszczeć, śmiać się
i złorzeczyć, ale żaden z tych argumentów do mojego męża nie
przemówił, sama zresztą nie chciałam, żebyśmy wrócili do rzeczywistości. Jego
entuzjazm poraził mnie, przypominając potężną, ale przy tym przyjemnie ciepłą i łagodną
falę, która raz po raz obmywała moje ciało, pozwalając się rozluźnić.
– Gabrielu, co ty robisz?! – zaoponowałam i wrzasnęłam,
nagle znajdując się gdzieś w powietrzu. Podrzucił mnie, nie zważając na
moje protesty i przez chwilę byłam przekonana, że czeka mnie bliskie
spotkanie z ziemią, ale wtedy wylądowałam w jego ciepłych ramionach.
Drżąc od nadmiaru emocji, zwłaszcza irytacji, spróbowałam uderzyć go łokciem
między żebra, ale zyskałam jedynie tyle, że roześmiał się w olśniewający
sposób, po czym objął mnie tak, że praktycznie nie mogłam się ruszyć. Wciąż
trzymał mnie na rękach, pozostając w ciągłym ruchu, wciąż krążąc ze mną we
wszystkie możliwe strony. Moje protesty i to, że teraz dla odmiany to na
nim spoczęła cała uwaga, najwyraźniej nie miały dla niego żadnego znaczenia. –
Masz mnie w tej chwili postawić!
– Nie. – Krótkie stwierdzenie faktu, radosne i stanowcze
zarazem. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, więc posłał mi jednej ze
swoich najbardziej olśniewających uśmiechów. Chociaż kilka minut wcześniej
czułam, że jest mocno zdenerwowany i spięty, wszelakie negatywne emocje
zniknęły, wyparte przez tę wszechogarniająca radość, którą nagle oboje
zaczęliśmy odczuwać. – Jakżebym mógł, anielico. W końcu nigdzie się nie
wybierasz, prawda?
Warknęłam, oczywiście w żartach, ale w efekcie
jego mięśnie zadrżały tak, jakby znów chciał mnie podrzucić… Albo ewentualnie
puścić, gdyby to okazało się skuteczniejsze. Cała zesztywniałam i natychmiast
zarzuciłam mężowi obie ręce na szyję, obejmując go tak mocno, że chyba jedynie
cudem zapamiętałam, żeby przypadkiem nie zrobić mi krzywdy. Nie żebym była do
tego zdolna, ale w tym momencie oboje byliśmy pod wpływem silnych,
skrajnych emocji, a to mogło się skończyć różnie. Czułam się lekka i pełna
energii, poza tym nareszcie miałam to, czego tak bardzo oczekiwałam,
przynajmniej po części, bo chyba nigdy nie miałam w pełni zaspokoić
pragnień, które wiązały się z tą niezwykłą istotą.
Gabriel wywrócił oczami, widząc jak kurczowo tulę się do
niego – i to nie tylko w obawie przed tym, że znów spróbuje mnie
podrzucić i tym razem opuści. Trzymał mnie na rękach, wyraźnie z takiego
stanu rzeczy zadowolony, a ja nie miałam innego wyboru, jak mu na to
pozwolić.
– Hm, zobaczmy… – wymruczał, a mnie momentalnie
przyśpieszył puls, bo nachylił się w moją stronę. Nasze usta znalazły się
nieznośnie blisko, tak, że czułam ciepły oddech Gabriela na twarzy.
Zmarszczyłam brwi, zniecierpliwiona, zwłaszcza, że chłopak postanowił się ze
mną podrażnić i uparcie starał się trzymać mnie na dystans. Wszystko we
mnie aż rwało się do tego, żebym na niego warknęła, ale oczywiście nie
zamierzał czekać aż to zrobię.
Kiedy w końcu mnie pocałował, czułam się trochę jak
odratowana topielica, która cudem zdołała dostać się na powierzchnię, żeby
zaczerpnąć jakże upragnionego tlenu. Usta Gabriela były miękkie, przyjemnie
ciepłe i wilgotne, poza tym tak bardzo… znajome. Moje ciało natychmiast
zareagowało na pieszczotę, zupełnie jakby ktoś nacisnął niewidzialny
przełącznik za sprawą którego mój organizm przeszedł w stan gotowości.
Chociaż Gabriel wciąż trzymał mnie na rękach, zdołałam się wyprostować i ułożyć
tak, żeby mieć swobodniejszy dostęp do jego ust. Nadal obejmowałam go za szyję,
ale nawet jeśli jakkolwiek mu tym ciążyłam, nie dawał nic po sobie poznać. W jednej
chwili świat skurczył się do tego jednego pocałunku i nas dwoje (a w zasadzie
troje, chociaż to wciąż do mnie nie docierało). Smakowałam usta Gabriela,
mimochodem zwracając uwagę na ich smak. Były rozkosznie słodkie, chociaż
wyczuwałam również odrobinę goryczy, co od razu skojarzyło mi się z jego
ulubionym winem; swoją drogą, sam pocałunek niemniej od alkoholu uderzył mi do
głowy, co polepszyło efekt. Było w tym coś pożądliwego, może nawet
mrocznego, a przy tym – paradoksalne – tak bardzo niewinnego, że byłam
skłonna określić pieszczotę mianem słodkiej.
Gabriel przesunął językiem po moich wargach, więc
rozchyliłam je z jękiem. Pragnęłam poczuć jego język w swoich ustach,
chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że wtedy przestąpimy niepisaną
granicę, pozwalając sobie na coś naprawdę namiętnego. Chciałam tego, nawet mimo
podszeptów resztek zdrowego rozsądku, które stanowczo przypominały mi o tym,
że przecież nie jesteśmy sami. Gdzieś tam byli moi bliscy, również Isabeau i Damien,
nawet jeśli ciężko było mi w to uwierzyć, a tym bardziej
zaakceptować. Byliśmy z Gabrielem niczym płomień i lont dynamitu, jak
jakieś dwie chemiczne substancje, które w zetknięciu ze sobą wywoływały
wybuch…
– A niech cię! – wydyszał mój mąż, bezceremonialnie
odsuwając się ode mnie. Było to dość problematyczne, bo trzymał mnie na rękach,
ale wystarczyło kilka centymetrów, żebym się opamiętała. – Wystawiasz mnie na
próbę. Cały czas.
– Ja? – Zaśmiałam się cicho. Z trudem łapałam oddech,
serce zaś waliło mi tak mocno, jakby chciało połamać mi żebra i wydostać
się na zewnątrz. – O ile mi wiadomo, to ty zacząłeś. Ja po prostu nie
potrafię ci odmówić.
– Teoretycznie, ale…
– Och, udręka! – wtrąciła się Isabeau, całkiem skutecznie
sprowadzając nas z powrotem na ziemię. Oboje na nią spojrzeliśmy, ja mało
przytomnie, przynajmniej do momentu, kiedy z zażenowaniem uprzytomniłam
sobie, że jak najbardziej wszyscy się na nas patrzą. Beau stała kilka metrów
dalej, wspierając obie dłonie na biodrach, jeśli zaś chodziło o resztę,
spoglądali na nas z uśmiechem i odrobiną niepewności; cóż, ciężko
żeby w tej sytuacji nie czuli się jak intruzy. – Po pierwsze, gratuluję.
Po drugie, znajdźcie sobie jakiś pokój, jeśli chcecie kontynuować tego pornosa.
Damien jest zdecydowanie za młody na oglądanie takich rzeczy.
– Dzięki, ciociu – żachnął się sam zainteresowany. – Jak
rozumiem, mam teraz udawać zmieszanego i niewtajemniczonego, zgadza się?
Gabriel warknął, żeby Beau nie miała okazji odezwać się
ponownie, ja z kolei jeszcze bardziej się zarumieniłam. Przynajmniej
miałam ten komfort, że już i tak byłam zgrzana i podekscytowana, poza
tym było ciemno, ale mogłam się założyć, że wampiry miały swoje sposoby, żeby
pewne rzeczy zauważyć.
Delikatnie acz stanowczo dałam Gabrielowi do zrozumienia,
że ma postawić mnie na ziemi. Skrzywił się i przez chwilę byłam
przekonana, że tego nie zrobi, ale wtedy z teatralnym westchnieniem
poluzował uścisk. Pewnie stanęłam na nogach, chociaż poza tym nie odsunęłam się
od ukochanego nawet o centymetr. Jego ramię jak na zawołanie owinęły się
wokół mnie, niby to przypadkowo czule muskając mój brzuch. W dotyku
Gabriela wyczuwałam swego rodzaju niepewność, co chyba znaczyło, że sam również
jeszcze nie do końca pojmował to, co mu powiedziałam.
– Uspokoiliście się już? – podjęła temat Isabeau, jak
zwykle niespecjalnie przejmując się nastrojami swojego brata. Jej oczy lśniły,
zupełnie jak u kota albo jakiegoś dzikiego zwierzęcia, zdradzając, że
świetnie bawi się naszym kosztem.
– Wiesz, kiedyś naprawdę powiesz o słowo za dużo –
ostrzegł Gabriel. – Nie chcę nic mówić, ale jeśli ktoś kiedy pokusi się o przebicie
cię kołkiem, nie będę protestować. Może nawet sam go wystrugam…
– O tak, w końcu jesteś dobry w tym, co
robisz, braciszku. –
Isabeau położyła nacisk na ostatnie słowo. – Jak zwykle skończona robota. Już
prawie widać efekty – skomentowała, wymownie spoglądając na jego dłoń, wciąż
spoczywającą na moim brzuchu.
Tym razem i Gabriela udało jej się wprawić w zakłopotanie,
przynajmniej chwilowo. Damien dostał nagłego ataku kaszlu i odszedł na
kilka kroków, próbując dojść do siebie. Teraz sama miałam ochotę się wtrącić,
ale jakoś udało mi się powstrzymać, zwłaszcza, że jakakolwiek dyskusja z Isabeau
mogła prowadzić tylko do jednego, a ja nie miałam zamiaru pozwolić na
rękoczyny. Teraz chciałam wyłącznie się ciszyć, a jeśli chcieli się
pozabijać, mogli zostawić to na późniejszy termin.
Esme musiała podzielać moje zdanie, bo ledwo Beau zamilkła,
ruszyła w naszą stronę. Spojrzałam na nią niepewnie, kiedy
bezceremonialnie wyminęła Isabeau i zachęcająco wyciągnęła obie ręce w moją
stronę. Gabriel puścił mnie, pozwalając żeby wpadła babci w ramiona;
natychmiast przygarnął mnie do siebie i uściskała, odrobinę niezgrabnie,
niepewna swojej siły. Skórę miała przyjemnie zimną, chociaż twardą, ale do tego
akurat miałam okazję się przyzwyczaić, bo odkąd tylko sięgałam pamięcią,
wampiry nosiły mnie na rękach.
– To już pewne? – wyszeptała mi do ucha. Energicznie
skinęłam głową. – Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę – westchnęła. W jej
głosie pobrzmiewała nutka rozbawienia, ale i smutku, co na moment
przygnębiło również mnie.
– Dziękuję. – Czułam autentyczną ulgę i zażenowanie,
że wcześniej mogłam mieć jakiekolwiek wątpliwości co do ich reakcji. – Jeśli to
będzie dziewczynka, już wiem jak dam jej na drugie imię… Oczywiście jeśli
Gabriel się zgodzi – dodałam, szczerząc się w uśmiechu.
Gabriel prychnął i machnął ręką, dając mi do
zrozumienia, że mam pełne pole do popisu.
– Hej, a ja nie mam na co liczyć? – wtrącił się
Edward. Natychmiast na niego spojrzałam, jednocześnie wyswobadzając się w objęć
Esme. – Szczerze powiedziawszy, sam już nie wiem, co takiego powinienem z wami
zrobić.
– Ale chyba nie jesteś zły, prawda? – Uniósł brwi, a ja
jęknęłam z frustracji. – Proszę, mam męża. Poza tym bacząc na to, kim
jestem, już ładnych kilka lat temu osiągnęłam dorosłość – dodałam, zakładając
obie ręce na piersiach.
– Trzynaście lat to nie dorosłość, ale co ja tam wiem… – Tata
uśmiechnął się blado. – Po prostu po raz kolejny robisz ze mnie dziadka. To… No
cóż, troszeczkę dziwne, nie uważasz?
Uważałam, zwłaszcza, że wyglądał na mojego rówieśnika. Nikt
nie powiedziałby o nim, że ma córkę, dwoje wnuków i jeszcze trzecie,
które jest w drodze. Z drugiej strony, sama nie wyglądałam na matkę,
ale takie zawirowania były najzupełniej normalne, kiedy w grę wchodziło
coś tak abstrakcyjnego jak życie wieczne.
– Naprawdę uważasz, że jesteś w najgorszej sytuacji,
Edwardzie? – odezwał się Carlisle, spoglądając z uśmiechem najpierw na
syna, a później na mnie. – Jak się czujesz, Nessie? Swoją drogą, chyba
powinienem być urażony tym, że poszłaś z tym do Theo, a nie do mnie –
dodał, ale nawet nie próbował udawać, że ma do mnie jakiekolwiek pretensje.
– Nie chciałam robić paniki bez potrzeby – usprawiedliwiłam
się, wzruszając ramionami. – Theo był pierwszą osobą o której pomyślałam.
No i teraz przynajmniej mam pewność, że faktycznie jestem w ciąży,
chociaż i tak… – Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Czułam się tak,
jakbym była pijana. – Zresztą nieważne. Trochę niepokoi mnie to, że nie czuję
się tak, jak za pierwszym razem, ale może tak jest lepiej. Pewne gdyby nie
Layla, nie zorientowałabym się.
Doktor skinął głową, skoncentrowany na mnie, ale Isabeau i Gabriel
zareagowali natychmiast.
– A co ma do tego wszystkiego Layla? – zaciekawił się
mój mąż, ponownie materializując się u mojego boku. Pozwoliłam, żeby
chwycił mnie za rękę.
– Sami ją o to zapytajcie – odparłam wymijająco. W zasadzie
nie miałam pojęcia, ale liczyłam, że szwagierka wybaczy mi ten brak
zainteresowania. Ona miała Rufusa, a na mnie w jednej chwili zwaliło
się zdecydowanie więcej niż mogłabym przypuszczać. – Możemy wracać do domu?
Jest za ciemno, żeby cokolwiek robić – poprosiłam, chociaż w rzeczywistości
chodziło mi głownie o to, żeby znów znaleźć się sam na sam z Gabrielem.
– Oczywiście – zgodził się natychmiast Carlisle. – Później
jeszcze porozmawiamy, dobrze? Nie ukrywam, że nie miałbym nic przeciwko, gdybyś
faktycznie znosiła ciążę lepiej niż ostatnim razem. Mimo wszystko i tak
będzie trzeba pomyśleć o krwi, ale to żaden problem…
Skinęłam głową, jakoś niespecjalnie zainteresowana.
Zamierzałam podrzucić mu wyniki, które dał mi Theo, ale to spokojnie mogło
poczekać. Skoro czułam się dobrze, dziadek raczej nie miał powodów do
niepokoju, zwłaszcza, że ciąża jeszcze nie była tak zaawansowana, żeby
jakkolwiek uprzykrzać mi życie. Chciałam wierzyć, że tak będzie do samego
końca, ale obawiałam się, że to jedynie czcze życzenia. Niestety, w przypadku
pół-wampirów to zawsze wyglądało podobnie, nawet jeśli matka była
nieśmiertelna.
Z ulgą zamknęłam oczy, przybliżając się do Gabriela i wtulając
twarz w jego tors. Czułam się szczęśliwa, ale…
Och, dlaczego miałam wrażenie, że to wkrótce mogło się
skończyć?
Pierwsza rzecz, która mnie zainteresowała jak czytałam rozdział była to wypowiedź Isabeau. Moja ukochana postać jak zwykle ma coś do powiedzenia i wiedziała, że bez jej złośliwości się nie obejdzie. No musiała powiedzieć,"... znajdźcie sobie jakiś pokój, jeśli chcecie kontynuować tego pornosa.: XD I jesze wystrzeliła z tym, że Damien jest zdecydowanie za młody na takie coś xD
OdpowiedzUsuńChyba nie trzeba jej przypominać, że Nessie była w jego wieku, kiedy zaszła w ciąże, prawda? :D
Swoją drogą krótko przed końcem rozdziału zastanawiałam się jak to jest mieć wiecznie młodych rodziców.. W sumie moja mam twierdzi, że (od kilku lat) zatrzymała się w ciele 25-latki xD tak więc, chcąc nie chcąc mam wiecznego rodzica :D
Strasznie mi się podobało jak opisałaś te wszystkie uczucia *o* wiemy, że Nessie jest twoją ulubioną postacią, ale to jak teraz opisałaś to wszystko było takie... Realne. Czytało się lekko i szybko. Nawet zapomniałam o tym, że oglądam jednocześnie film - tak gdzieś na początku rozdziału automatycznie głos mi się wyłączył, chociaż coś tam nadal brzęczało xD
Końcówka mnie smuci ;c zwłaszcza, że zwiastuje jest BARDZO niedobrego, ale będzie akcja :D
Teraz naprawdę niecierpliwie czekam na nowy rozdział ♥
Dobrej nocy, i weny ;D
Gabrysia <3
O rany!
OdpowiedzUsuńWszystko to co opisałaś było takie prawdziwe.
Zawsze jak się wczytam w Twoje opowiadanie to mam wrażenia że znajduję się między bohaterami, bardzo mi się podoba jak opisujesz emocje Nessie.
Isabeau nie byłaby sobą gdyby czegoś złośliwego nie dorzuciła xd, cała Beau.
Ta końcówka mnie coś niepokoi, mam nadzieję że niedługo nam to wyjaśnisz :)
Rozdział był super nie mogę doczekać się następnego, życzę weny :)
Lila