11 kwietnia 2014

Osiemdziesiąt dziewięć

Renesmee
Zamarłam w oczekiwaniu. Milczenie, które zapanowało, miało w sobie coś niepokojącego, chociaż wrażenie to mogło brać się stąd, że na dworze było coraz ciemniej. Stałam, obejmując się ramionami i w ciszy czekając, aż ktoś nareszcie zdecyduje się odezwać. Sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę oczekiwałam, ale było mi wszystko jedno. Po prostu chciałam, żeby ktoś w końcu zdecydował się coś powiedzieć, zamiast męczyć mnie tą ciszą i narastającą niepewnością.
Wpatrywałam się w Gabriela, ale podświadomie wiedziałam, że inni również zareagowali na moje słowa. Natychmiast poczułam na sobie cały komplet oszołomionych spojrzeń, jednak poza szokiem i zaskoczeniem nie byłam w stanie zinterpretować żadnej z targających moimi bliskimi emocji. W jednej chwili zrobiło mi się zimno, a potem gorąco, jakby moje ciało samo nie było pewne, jak powinno ustosunkować się do sytuacji. Jakaś cząstka mnie, ta tchórzliwa i najbardziej naiwna, pragnęła zmusić mnie do odwrócenia się na pięcie i ucieczki, żebym przestała znajdować się w samym centrum uwagi, ale stanowczo ją w sobie stłamsiłam. Nie powinnam się denerwować aż do tego stopnia, skoro już raz przechodziłam przez coś podobnego. Wtedy było dobrze i uparcie powtarzałam sobie, że i tym razem tak będzie. Nie pozwoliłam skrzywdzić Alessi i Damiena, więc tym bardziej nie chciałam nawet brać pod uwagę tego, że cokolwiek mogłoby stać się istotce, której jeszcze nie znałam, ale którą przecież nosiłam pod sercem.
Zabawne, to było całkiem odmiennym doświadczeniem niż za pierwszym razem. Mimo świadomości tego, co pokazał test ciążowy, a później badanie krwi, sama ciąża wydawała mi się czymś abstrakcyjnym. Na swój sposób czułam się pusta, zwłaszcza kiedy patrzyłam na swój płaski brzuch. Przywykłam do osłabienia, gorączki i mdłości, ale najwyraźniej na jakiekolwiek objawy było zbyt wcześnie, co mnie dezorientowało, skoro od momentu, kiedy w ogóle dziecko musiało się począć, minęło dość czasu, żeby ciąża dała o sobie znać. Theo próbował mi tłumaczyć, że to dlatego, że jestem starsza i już raz przez to przechodziłam, ale jego wyjaśnienia były dla mnie odrobinę naciągane. Może już zaczynałam być przewrażliwiona, ale miałam dziwne przeczucia względem swojego stanu i to trochę mnie niepokoiło.
No cóż, niepokój niepokojem, ale to przeciągające się milczenie przerażało mnie jeszcze bardziej, powoli doprowadzając do stanu paniki. Sekundy zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a związana z milczeniem niepewność bynajmniej nie szczędziła mi nerwów, których przecież powinnam unikać. Wszystko we mnie aż rwało się do tego, żeby się odezwać, powiedzieć cokolwiek, ale w głowie miałam kompletną pustkę. Co więcej, pod obstrzałem spojrzeń jak zwykle czułam się mała, bezbronna i zawstydzona, co bynajmniej niczego nie ułatwiało.
– Co ty właśnie powiedziałaś? – zapytał ni stąd, ni z owąd Edward. Tata spoglądał na mnie tak, jakbym właśnie oznajmiła mu, że jestem przybyszem z innej planety albo coś jeszcze bardziej pozbawionego sensu.
– Ja… – Ze świstem wypuściłam powietrze. Kiedy już się odezwałam, mimo wszystko poczułam się trochę lepiej. Spróbowałam wziąć się w garść i kątem oka obserwując przede wszystkim Gabriela, zwróciłam się do mojego ojca: – Powiedziałam, że…
Nie miałam okazji dokończyć, bo wtedy w końcu doczekałam się reakcji Gabriela. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że po tych długich chwilach ciszy nagle wybuchnie śmiechem. Dawno nie słyszałam czegoś tak szczerego, pełnego pozytywnych emocji i czegoś… W zasadzie nie potrafiłam w żaden sposób znaleźć słów na opisanie tego, co słyszałam. Gabriel stał tam, w niewielkim oddaleniu ode mnie, a ja patrzyłam się na niego dyskretnie, oszołomiona i coraz bardziej zdezorientowana. Chciałam wierzyć, że ten śmiech wyjaśnia wszystko i faktycznie nie mam się czym martwić, ale to wydawało mi się zbyt proste, a ja sama już nie byłam pewna, co takiego czułam albo powinnam czuć. Słuchałam tego śmiechu, pozwalając żeby owijał się wokół mnie i chłonąć go samą sobą, jednak to wciąż było zbyt mało, przynajmniej na tę chwilę i z mojej perspektywy. Potrzebowałam czegoś znacznie więcej, a w zasadzie wszystko sprowadzało się do Gabriela, jego dotyku i tego, żeby w najlepszy z możliwych sposobów pokazał mi, że nie mam powodów do zadręczania się jego ewentualną reakcją.
Chciałam… Hm, akceptacji?
Nie. Ja chciałam jego.
Mój mąż ruszył się z miejsca tak szybko, że nawet mimo czujności i wyostrzonych zmysłów tego nie zarejestrowałam. W jednej chwili stał, wpatrując się we mnie, a już w następnej rzucał się w przestrzeń, błyskawicznie pokonując dzielącą nas odległość. Natychmiast urwałam wpół zdania, machinalnie odwracając się w jego stronę, ale nie zdążyłam nawet się zastanowić, jak ramiona Gabriela owinęły się wokół mojej talii. Krzyknęłam, kiedy chłopak bezceremonialnie porwał mnie w ramiona, tak, że nagle znalazłam się kilka centymetrów nad ziemią. Moje ciało zareagowało samo z siebie i spróbowałam się oswobodzić, ale równie dobrze mogłabym próbować szarpać się z najbliższą betonową ścianą – efekt byłby dokładnie taki sam, a konkretnie żaden.
Potrzebowałam kilku sekund, żeby uprzytomnić sobie, że to nie atak. Rozszerzonymi do granic możliwości oczyma spojrzałam wprost w ciemne niczym dwie czarne dziury tęczówki Gabriela. Wpatrywał się we mnie intensywnie, tuląc mnie do swojego torsu i mrucząc pod nosem coś, czego nie zrozumiałam i to nie tylko dlatego, że chyba było po włosku. W pierwszym odruchu pomyślałam, że z jakiegoś powodu jest zagniewany, co teoretycznie wydawało się pozbawione sensu, ale ja zawsze miałam skłonność do wyolbrzymiana faktów, po chwili jednak dotarło do mnie, że jest zupełnie inaczej. Gabriel się cieszył – i to wyłącznie parafrazując, bo chyba żadne słowo nie było w stanie oddać blasku, który dostrzegłam w jego oczach, kiedy bezceremonialnie zatrzymał się i wciąż trzymając mnie w ramionach, zlustrował wzrokiem moją twarz.
Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale wystarczyło krótkie, znaczące spojrzenie Gabriela żebym zrezygnowała. W zasadzie sama nie byłam pewna, co takiego byłoby najlepsze w obecnej sytuacji, nagle zresztą cisza przestała mi ciążyć, stając się czymś pożądanym. Ten rodzaj milczenia miał w sobie coś zgoła innego, może nawet intymnego, ale nie czułam się z tego powodu skrępowana. Miałam Gabriela i to było dobre, podobnie jak i obezwładniające poczucie ulgi, która nagle na mnie spłynęła, niosąc ze sobą jakże upragnione ukojenie. Czułam się tak, jakby z moich ramion zdjęto jakiś niewyobrażalny ciężar, który do tej pory ciągnął mnie w dół, a od którego nareszcie zostałam uwolniona.
– Gabrielu… – spróbowałam ponownie, ale i tym razem nie miałam pojęcia, co takiego chcę albo powinnam powiedzieć. Wydawało mi się, że słowa są zbędne, bo nasza bliskość i jego imię wystarczą, żeby oddać to, co oboje myśleliśmy i czuliśmy.
– Wiem – zapewnił mnie, chociaż i on wydawał się nie mieć pewności względem tego, co mówi. Jego głos był nieco zachrypnięty, w miarę jak coraz bardziej dochodził do niego pełen sens wypowiedzianych przeze mnie słów. – Wszystko…
Gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc, po czym wypuści je ze świstem. Natychmiast otoczył mnie jego słodki, przyjemnie ciepły oddech. Bliskość Gabriela i bijące od niego emocje – oraz to jak nasze aury się przenikały – miały w sobie coś obezwładniającego, co odbierało mi oddech i zdolność logicznego myślenia. Kolejny raz okazałam się zbyt wolna i w porę nie zorientowałam się, kiedy właśnie ukochany po raz kolejny porwał mnie w ramiona. Wszystko działo się tak szybko, kiedy już zdecydował się pociągnąć mnie do jakiegoś szalonego tańca, mocno mnie obejmując i w zasadzie robiąc z moim ciałem wszystko to, co tylko przyszło mi do głowy. Zaczęłam piszczeć, śmiać się i złorzeczyć, ale żaden z tych argumentów do mojego męża nie przemówił, sama zresztą nie chciałam, żebyśmy wrócili do rzeczywistości. Jego entuzjazm poraził mnie, przypominając potężną, ale przy tym przyjemnie ciepłą i łagodną falę, która raz po raz obmywała moje ciało, pozwalając się rozluźnić.
– Gabrielu, co ty robisz?! – zaoponowałam i wrzasnęłam, nagle znajdując się gdzieś w powietrzu. Podrzucił mnie, nie zważając na moje protesty i przez chwilę byłam przekonana, że czeka mnie bliskie spotkanie z ziemią, ale wtedy wylądowałam w jego ciepłych ramionach. Drżąc od nadmiaru emocji, zwłaszcza irytacji, spróbowałam uderzyć go łokciem między żebra, ale zyskałam jedynie tyle, że roześmiał się w olśniewający sposób, po czym objął mnie tak, że praktycznie nie mogłam się ruszyć. Wciąż trzymał mnie na rękach, pozostając w ciągłym ruchu, wciąż krążąc ze mną we wszystkie możliwe strony. Moje protesty i to, że teraz dla odmiany to na nim spoczęła cała uwaga, najwyraźniej nie miały dla niego żadnego znaczenia. – Masz mnie w tej chwili postawić!
– Nie. – Krótkie stwierdzenie faktu, radosne i stanowcze zarazem. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, więc posłał mi jednej ze swoich najbardziej olśniewających uśmiechów. Chociaż kilka minut wcześniej czułam, że jest mocno zdenerwowany i spięty, wszelakie negatywne emocje zniknęły, wyparte przez tę wszechogarniająca radość, którą nagle oboje zaczęliśmy odczuwać. – Jakżebym mógł, anielico. W końcu nigdzie się nie wybierasz, prawda?
Warknęłam, oczywiście w żartach, ale w efekcie jego mięśnie zadrżały tak, jakby znów chciał mnie podrzucić… Albo ewentualnie puścić, gdyby to okazało się skuteczniejsze. Cała zesztywniałam i natychmiast zarzuciłam mężowi obie ręce na szyję, obejmując go tak mocno, że chyba jedynie cudem zapamiętałam, żeby przypadkiem nie zrobić mi krzywdy. Nie żebym była do tego zdolna, ale w tym momencie oboje byliśmy pod wpływem silnych, skrajnych emocji, a to mogło się skończyć różnie. Czułam się lekka i pełna energii, poza tym nareszcie miałam to, czego tak bardzo oczekiwałam, przynajmniej po części, bo chyba nigdy nie miałam w pełni zaspokoić pragnień, które wiązały się z tą niezwykłą istotą.
Gabriel wywrócił oczami, widząc jak kurczowo tulę się do niego – i to nie tylko w obawie przed tym, że znów spróbuje mnie podrzucić i tym razem opuści. Trzymał mnie na rękach, wyraźnie z takiego stanu rzeczy zadowolony, a ja nie miałam innego wyboru, jak mu na to pozwolić.
– Hm, zobaczmy… – wymruczał, a mnie momentalnie przyśpieszył puls, bo nachylił się w moją stronę. Nasze usta znalazły się nieznośnie blisko, tak, że czułam ciepły oddech Gabriela na twarzy. Zmarszczyłam brwi, zniecierpliwiona, zwłaszcza, że chłopak postanowił się ze mną podrażnić i uparcie starał się trzymać mnie na dystans. Wszystko we mnie aż rwało się do tego, żebym na niego warknęła, ale oczywiście nie zamierzał czekać aż to zrobię.
Kiedy w końcu mnie pocałował, czułam się trochę jak odratowana topielica, która cudem zdołała dostać się na powierzchnię, żeby zaczerpnąć jakże upragnionego tlenu. Usta Gabriela były miękkie, przyjemnie ciepłe i wilgotne, poza tym tak bardzo… znajome. Moje ciało natychmiast zareagowało na pieszczotę, zupełnie jakby ktoś nacisnął niewidzialny przełącznik za sprawą którego mój organizm przeszedł w stan gotowości. Chociaż Gabriel wciąż trzymał mnie na rękach, zdołałam się wyprostować i ułożyć tak, żeby mieć swobodniejszy dostęp do jego ust. Nadal obejmowałam go za szyję, ale nawet jeśli jakkolwiek mu tym ciążyłam, nie dawał nic po sobie poznać. W jednej chwili świat skurczył się do tego jednego pocałunku i nas dwoje (a w zasadzie troje, chociaż to wciąż do mnie nie docierało). Smakowałam usta Gabriela, mimochodem zwracając uwagę na ich smak. Były rozkosznie słodkie, chociaż wyczuwałam również odrobinę goryczy, co od razu skojarzyło mi się z jego ulubionym winem; swoją drogą, sam pocałunek niemniej od alkoholu uderzył mi do głowy, co polepszyło efekt. Było w tym coś pożądliwego, może nawet mrocznego, a przy tym – paradoksalne – tak bardzo niewinnego, że byłam skłonna określić pieszczotę mianem słodkiej.
Gabriel przesunął językiem po moich wargach, więc rozchyliłam je z jękiem. Pragnęłam poczuć jego język w swoich ustach, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że wtedy przestąpimy niepisaną granicę, pozwalając sobie na coś naprawdę namiętnego. Chciałam tego, nawet mimo podszeptów resztek zdrowego rozsądku, które stanowczo przypominały mi o tym, że przecież nie jesteśmy sami. Gdzieś tam byli moi bliscy, również Isabeau i Damien, nawet jeśli ciężko było mi w to uwierzyć, a tym bardziej zaakceptować. Byliśmy z Gabrielem niczym płomień i lont dynamitu, jak jakieś dwie chemiczne substancje, które w zetknięciu ze sobą wywoływały wybuch…
– A niech cię! – wydyszał mój mąż, bezceremonialnie odsuwając się ode mnie. Było to dość problematyczne, bo trzymał mnie na rękach, ale wystarczyło kilka centymetrów, żebym się opamiętała. – Wystawiasz mnie na próbę. Cały czas.
– Ja? – Zaśmiałam się cicho. Z trudem łapałam oddech, serce zaś waliło mi tak mocno, jakby chciało połamać mi żebra i wydostać się na zewnątrz. – O ile mi wiadomo, to ty zacząłeś. Ja po prostu nie potrafię ci odmówić.
– Teoretycznie, ale…
– Och, udręka! – wtrąciła się Isabeau, całkiem skutecznie sprowadzając nas z powrotem na ziemię. Oboje na nią spojrzeliśmy, ja mało przytomnie, przynajmniej do momentu, kiedy z zażenowaniem uprzytomniłam sobie, że jak najbardziej wszyscy się na nas patrzą. Beau stała kilka metrów dalej, wspierając obie dłonie na biodrach, jeśli zaś chodziło o resztę, spoglądali na nas z uśmiechem i odrobiną niepewności; cóż, ciężko żeby w tej sytuacji nie czuli się jak intruzy. – Po pierwsze, gratuluję. Po drugie, znajdźcie sobie jakiś pokój, jeśli chcecie kontynuować tego pornosa. Damien jest zdecydowanie za młody na oglądanie takich rzeczy.
– Dzięki, ciociu – żachnął się sam zainteresowany. – Jak rozumiem, mam teraz udawać zmieszanego i niewtajemniczonego, zgadza się?
Gabriel warknął, żeby Beau nie miała okazji odezwać się ponownie, ja z kolei jeszcze bardziej się zarumieniłam. Przynajmniej miałam ten komfort, że już i tak byłam zgrzana i podekscytowana, poza tym było ciemno, ale mogłam się założyć, że wampiry miały swoje sposoby, żeby pewne rzeczy zauważyć.
Delikatnie acz stanowczo dałam Gabrielowi do zrozumienia, że ma postawić mnie na ziemi. Skrzywił się i przez chwilę byłam przekonana, że tego nie zrobi, ale wtedy z teatralnym westchnieniem poluzował uścisk. Pewnie stanęłam na nogach, chociaż poza tym nie odsunęłam się od ukochanego nawet o centymetr. Jego ramię jak na zawołanie owinęły się wokół mnie, niby to przypadkowo czule muskając mój brzuch. W dotyku Gabriela wyczuwałam swego rodzaju niepewność, co chyba znaczyło, że sam również jeszcze nie do końca pojmował to, co mu powiedziałam.
– Uspokoiliście się już? – podjęła temat Isabeau, jak zwykle niespecjalnie przejmując się nastrojami swojego brata. Jej oczy lśniły, zupełnie jak u kota albo jakiegoś dzikiego zwierzęcia, zdradzając, że świetnie bawi się naszym kosztem.
– Wiesz, kiedyś naprawdę powiesz o słowo za dużo – ostrzegł Gabriel. – Nie chcę nic mówić, ale jeśli ktoś kiedy pokusi się o przebicie cię kołkiem, nie będę protestować. Może nawet sam go wystrugam…
– O tak, w końcu jesteś dobry w tym, co robisz, braciszku. – Isabeau położyła nacisk na ostatnie słowo. – Jak zwykle skończona robota. Już prawie widać efekty – skomentowała, wymownie spoglądając na jego dłoń, wciąż spoczywającą na moim brzuchu.
Tym razem i Gabriela udało jej się wprawić w zakłopotanie, przynajmniej chwilowo. Damien dostał nagłego ataku kaszlu i odszedł na kilka kroków, próbując dojść do siebie. Teraz sama miałam ochotę się wtrącić, ale jakoś udało mi się powstrzymać, zwłaszcza, że jakakolwiek dyskusja z Isabeau mogła prowadzić tylko do jednego, a ja nie miałam zamiaru pozwolić na rękoczyny. Teraz chciałam wyłącznie się ciszyć, a jeśli chcieli się pozabijać, mogli zostawić to na późniejszy termin.
Esme musiała podzielać moje zdanie, bo ledwo Beau zamilkła, ruszyła w naszą stronę. Spojrzałam na nią niepewnie, kiedy bezceremonialnie wyminęła Isabeau i zachęcająco wyciągnęła obie ręce w moją stronę. Gabriel puścił mnie, pozwalając żeby wpadła babci w ramiona; natychmiast przygarnął mnie do siebie i uściskała, odrobinę niezgrabnie, niepewna swojej siły. Skórę miała przyjemnie zimną, chociaż twardą, ale do tego akurat miałam okazję się przyzwyczaić, bo odkąd tylko sięgałam pamięcią, wampiry nosiły mnie na rękach.
– To już pewne? – wyszeptała mi do ucha. Energicznie skinęłam głową. – Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę – westchnęła. W jej głosie pobrzmiewała nutka rozbawienia, ale i smutku, co na moment przygnębiło również mnie.
– Dziękuję. – Czułam autentyczną ulgę i zażenowanie, że wcześniej mogłam mieć jakiekolwiek wątpliwości co do ich reakcji. – Jeśli to będzie dziewczynka, już wiem jak dam jej na drugie imię… Oczywiście jeśli Gabriel się zgodzi – dodałam, szczerząc się w uśmiechu.
Gabriel prychnął i machnął ręką, dając mi do zrozumienia, że mam pełne pole do popisu.
– Hej, a ja nie mam na co liczyć? – wtrącił się Edward. Natychmiast na niego spojrzałam, jednocześnie wyswobadzając się w objęć Esme. – Szczerze powiedziawszy, sam już nie wiem, co takiego powinienem z wami zrobić.
– Ale chyba nie jesteś zły, prawda? – Uniósł brwi, a ja jęknęłam z frustracji. – Proszę, mam męża. Poza tym bacząc na to, kim jestem, już ładnych kilka lat temu osiągnęłam dorosłość – dodałam, zakładając obie ręce na piersiach.
– Trzynaście lat to nie dorosłość, ale co ja tam wiem… – Tata uśmiechnął się blado. – Po prostu po raz kolejny robisz ze mnie dziadka. To… No cóż, troszeczkę dziwne, nie uważasz?
Uważałam, zwłaszcza, że wyglądał na mojego rówieśnika. Nikt nie powiedziałby o nim, że ma córkę, dwoje wnuków i jeszcze trzecie, które jest w drodze. Z drugiej strony, sama nie wyglądałam na matkę, ale takie zawirowania były najzupełniej normalne, kiedy w grę wchodziło coś tak abstrakcyjnego jak życie wieczne.
– Naprawdę uważasz, że jesteś w najgorszej sytuacji, Edwardzie? – odezwał się Carlisle, spoglądając z uśmiechem najpierw na syna, a później na mnie. – Jak się czujesz, Nessie? Swoją drogą, chyba powinienem być urażony tym, że poszłaś z tym do Theo, a nie do mnie – dodał, ale nawet nie próbował udawać, że ma do mnie jakiekolwiek pretensje.
– Nie chciałam robić paniki bez potrzeby – usprawiedliwiłam się, wzruszając ramionami. – Theo był pierwszą osobą o której pomyślałam. No i teraz przynajmniej mam pewność, że faktycznie jestem w ciąży, chociaż i tak… – Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Czułam się tak, jakbym była pijana. – Zresztą nieważne. Trochę niepokoi mnie to, że nie czuję się tak, jak za pierwszym razem, ale może tak jest lepiej. Pewne gdyby nie Layla, nie zorientowałabym się.
Doktor skinął głową, skoncentrowany na mnie, ale Isabeau i Gabriel zareagowali natychmiast.
– A co ma do tego wszystkiego Layla? – zaciekawił się mój mąż, ponownie materializując się u mojego boku. Pozwoliłam, żeby chwycił mnie za rękę.
– Sami ją o to zapytajcie – odparłam wymijająco. W zasadzie nie miałam pojęcia, ale liczyłam, że szwagierka wybaczy mi ten brak zainteresowania. Ona miała Rufusa, a na mnie w jednej chwili zwaliło się zdecydowanie więcej niż mogłabym przypuszczać. – Możemy wracać do domu? Jest za ciemno, żeby cokolwiek robić – poprosiłam, chociaż w rzeczywistości chodziło mi głownie o to, żeby znów znaleźć się sam na sam z Gabrielem.
– Oczywiście – zgodził się natychmiast Carlisle. – Później jeszcze porozmawiamy, dobrze? Nie ukrywam, że nie miałbym nic przeciwko, gdybyś faktycznie znosiła ciążę lepiej niż ostatnim razem. Mimo wszystko i tak będzie trzeba pomyśleć o krwi, ale to żaden problem…
Skinęłam głową, jakoś niespecjalnie zainteresowana. Zamierzałam podrzucić mu wyniki, które dał mi Theo, ale to spokojnie mogło poczekać. Skoro czułam się dobrze, dziadek raczej nie miał powodów do niepokoju, zwłaszcza, że ciąża jeszcze nie była tak zaawansowana, żeby jakkolwiek uprzykrzać mi życie. Chciałam wierzyć, że tak będzie do samego końca, ale obawiałam się, że to jedynie czcze życzenia. Niestety, w przypadku pół-wampirów to zawsze wyglądało podobnie, nawet jeśli matka była nieśmiertelna.
Z ulgą zamknęłam oczy, przybliżając się do Gabriela i wtulając twarz w jego tors. Czułam się szczęśliwa, ale…
Och, dlaczego miałam wrażenie, że to wkrótce mogło się skończyć?

2 komentarze:

  1. Pierwsza rzecz, która mnie zainteresowała jak czytałam rozdział była to wypowiedź Isabeau. Moja ukochana postać jak zwykle ma coś do powiedzenia i wiedziała, że bez jej złośliwości się nie obejdzie. No musiała powiedzieć,"... znajdźcie sobie jakiś pokój, jeśli chcecie kontynuować tego pornosa.: XD I jesze wystrzeliła z tym, że Damien jest zdecydowanie za młody na takie coś xD
    Chyba nie trzeba jej przypominać, że Nessie była w jego wieku, kiedy zaszła w ciąże, prawda? :D
    Swoją drogą krótko przed końcem rozdziału zastanawiałam się jak to jest mieć wiecznie młodych rodziców.. W sumie moja mam twierdzi, że (od kilku lat) zatrzymała się w ciele 25-latki xD tak więc, chcąc nie chcąc mam wiecznego rodzica :D
    Strasznie mi się podobało jak opisałaś te wszystkie uczucia *o* wiemy, że Nessie jest twoją ulubioną postacią, ale to jak teraz opisałaś to wszystko było takie... Realne. Czytało się lekko i szybko. Nawet zapomniałam o tym, że oglądam jednocześnie film - tak gdzieś na początku rozdziału automatycznie głos mi się wyłączył, chociaż coś tam nadal brzęczało xD
    Końcówka mnie smuci ;c zwłaszcza, że zwiastuje jest BARDZO niedobrego, ale będzie akcja :D
    Teraz naprawdę niecierpliwie czekam na nowy rozdział ♥
    Dobrej nocy, i weny ;D
    Gabrysia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany!
    Wszystko to co opisałaś było takie prawdziwe.
    Zawsze jak się wczytam w Twoje opowiadanie to mam wrażenia że znajduję się między bohaterami, bardzo mi się podoba jak opisujesz emocje Nessie.
    Isabeau nie byłaby sobą gdyby czegoś złośliwego nie dorzuciła xd, cała Beau.

    Ta końcówka mnie coś niepokoi, mam nadzieję że niedługo nam to wyjaśnisz :)

    Rozdział był super nie mogę doczekać się następnego, życzę weny :)

    Lila

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa