12 kwietnia 2014

Dziewięćdziesiąt

Alessia
Alessia była zdeterminowana.
Nadchodząca noc znacznie różniła się od pozostałych i podświadomie zdawała sobie z tego sprawę. Powoli zagłębiając się w gęstwinę, przez cały czas była świadoma dziwnego uczucia, które nakazywało jej zawrócić i zaszyć się w domu. Słońce dopiero chyliło się ku zachodowi, ale to nie miało dla niej żadnego znaczenia, bo nigdy nie bała się ciemności. Jakby nie patrzeć, sama była istotą mroku, przynajmniej w przekonaniu ludzi, chociaż niekoniecznie jej samej. W połowie przecież była człowiekiem, ale dla w pełni śmiertelnych istot takie wyjaśnienie raczej nie należało do gatunku tych satysfakcjonujących.
Być może ruszanie się gdziekolwiek po zmroku, zwłaszcza po tym, jak Ian i jego banda dali jej do zrozumienia, że nie jest najmilej widzianą osobą w Mieście Nocy, było głupie, ale Alessia nie zamierzała zmusić się do ukrywania, na dodatek przez nastolatkami. Od chwili ukazania się tego cholernego artykułu i konfrontacji z ludźmi minęły prawie dwa tygodnie i wszystko wskazywało na to, że nie powinni się z Arielem obawiać. Riddley również nie robił niczego, co mogliby uznać za niepokojące, być może ufając, że Ariel jednak podporządkował się jego „sugestiom”. Mimo wszystko byli ostrożni, ale Ali była coraz pewniejsza tego, że emocje opadły, a ich spotkania wcale nie są tak niebezpieczne, jak jeszcze mogłoby się wydawać po zakończeniu Akademii.
Zagłębiając się w las, machinalnie podporządkowała się instynktowi, który nakazywał jej zachować czujność. Wyostrzone zmysły pomagały, chociaż chwilami czuła się z ich powodu tak, jakby była przewrażliwiona. Mimo później pory las tętnił życiem, o czym świadczyły liczne odgłosy, wydawane przez żyjące pomiędzy koronami drzew ptaki czy przemykające podszyciem małe, niepozorne żyjątka. Była również bardziej konkretna zwierzyna, chociażby jelenie i sarny, ale Alessia nie zwracała na nie uwagi, nie tylko dlatego, że nie dokuczało jej pragnienie. Nigdy specjalnie nie przepadała za krwią zwierząt, preferując tę należącą do ludzi, chociaż miała dość rozsądku, żeby nawet nie brać pod uwagę ewentualnych polowań. W zupełności wystarczyły jej zapasy z banku krwi, choć Carlisle nigdy nie był z takiego stanu rzeczy zadowolony. Cóż, życie składało się na kompromisy, więc czasami ulegała i stosowała się do „wegetarianizmu”, ale w większości przypadków preferowała osokę z woreczków.
Ariela znalazła dokładnie tam, gdzie zwykle, czyli przy kamiennym stole. Zawahała się, jak zwykle zaniepokojona dziwną aurą tego miejsca oraz widokiem wyrytego w centralnej części znaku pentagramu. Powoli zaczynała przywykać do tego uczucia, wręcz je ignorować, ale za każdym razem przyjście tutaj wiązało się z jakimś dziwnym, wewnętrznym oporem, którego nie potrafiła w pełni zwalczyć. Machinalnie przystanęła pomiędzy drzewami, wpatrując się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Czuła niepokój, ale tym razem jakiś inny, niekoniecznie związany ze stołem i z tym miejscem, chociaż to wydawało się bez sensu.
Pospiesznie zamrugała, w pełni koncentrując się na Arielu. Leżał wyciągnięty na kamiennym stole, dokładnie na samym środku, nie po raz pierwszy zresztą. Obie ręce wsunął sobie pod głowę, twarz zaś zwrócił w kierunku ciemniejącego nieba. Ciemne włosy opadały mu na czoło, kontrastując z bladą skórą i częściowo przysłaniając twarz. Z zamkniętymi oczami i miarowo unoszącą się klatką piersiową, wyglądał na w pełni wyluzowanego i tak bardzo spokojnego, że Alessia omal się nie uśmiechnęła. Nie poruszył się, kiedy zaczęła się zbliżać, ale wyczuła w nim swego rodzaju zmianę, która dała jej do zrozumienia, że chłopak jak najbardziej ją wyczuł.
– Cześć – powiedział cicho, nie otwierając oczu. Uderzyło ją to, że głos miał dziwnie spięty i jakby zmartwiony. – Nie powinnaś była dzisiaj przychodzić. Przepraszam, na śmierć zapomniałem ci powiedzieć…
Zmarszczyła brwi, zatrzymując się przy stole. Chropowata powierzchnia jak zwykle była lodowata, ale i tak oparła na niej dłonie, kiedy podciągnęła się i zgrabnie wsunęła na kamień, siadając tuż obok niego. Teraz, kiedy znajdowała się tak blisko, mogła zauważyć, że skóra Ariela jest bardziej alabastrowa niż zazwyczaj, a pozornie spokojna twarz wykrzywia się nieznacznie. Zaniepokoiło ją to, zwłaszcza, że przez ułamek sekundy wydawało jej się, że Ariel z jakiegoś powodu cierpi.
– Coś nie tak? – zapytała zamiast powitania, uważnie lustrując wzrokiem całą jego wychudzoną sylwetkę.
– Wszystko ze mną w porządku – mruknął, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. – Ali, posłuchaj… Mówię poważne o tym, że dzisiaj nie powinniśmy się widzieć – dodał, w końcu trzepocąc powiekami; oczy miał ciemne, skupione i bardzo poważne.
Alessia ledwo powstrzymała westchnienie frustracji, będącej swego rodzaju próbą zamaskowania niepokoju, który towarzyszył jej od dłuższego czasu. Wydawało jej się, że pewne kwestie wyjaśnili sobie już dawno, ale najwyraźniej się pomyliła. Nie podobało jej się to, że nagle wraz z Arielem zaczęli wracać do punktu wejścia, chociaż może powinna była spodziewać się tego, że prędzej czy później temat powróci.
– Arielu – odezwała się, siląc na cierpliwość. – Nawet nie próbuj zaczynać, dobra? Nie wiem, co takiego tym razem naopowiadał ci Riddley, ale ja nie chcę tego słuchać. Odsuwanie mnie od siebie nic nie da, ja zresztą nie zamierzam ci na to pozwolić. Wydawało mi się, że tę jedną rzecz mamy już ustaloną.
– Ali…
Pokręciła głową, nie zamierzając dojść mu do głosu.
– Poczekaj, jeszcze nie skończyłam. Rozumiem i doceniam to, że się o mnie troszczysz, ale to naprawdę zbędne. Wiem, co robię i czego chcę, niezależnie od konsekwencji. Ja po prostu nie chcę… – Westchnęła i pokręciła głową. – Arielu, proszę cię. Już to przerabialiśmy, a ty dobrze wiesz, że się nie boję. Nie masz prawa decydować za mnie, nawet jeśli wydaje ci się, że wiesz co jest dla mnie najlepsze. Poza tym…
– Ali! – zaoponował, tym razem zdecydowanie bardziej stanowczo. Tym razem wyczuła w jego głosie coś aż nadto charakterystycznego, jakby desperację, co ostatecznie zamknęło jej usta. Zawahała się i wzdrygnęła, bo Ariel raptownie poderwał się do pozycji siedzącej, po czym z gracją typową dla istot nieśmiertelnych zeskoczył ze stołu, stając na równe nogi. Jego oczy błyszczały niezdrowo, poza tym dyszał tak ciężko, jakby nie był w stanie złapać tchu. – Mogłabyś mnie w końcu posłuchać?
Otworzyła usta i zaraz je zamknęła, zaniepokojona. Nie zauważyła tego wcześniej, ale teraz Ariel wyglądał na rozgorączkowanego, słabego i chorego, chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Zauważyła, że drżą mu ramiona, a skórę pokrywa warstwa potu. Jakimś cudem pobladł jeszcze bardziej i zachwiał się lekko, choć nadal był w stanie pewnie trzymać się na nogach.
– Arielu? – zapytała cicho. Nie dodała nic więcej, ale nie musiała, bo pytająca nutka zawarta w jego imieniu wydawała się wyrażać wszystko. – Arielu, czy wszystko jest w porządku? – odezwała się ponownie, kiedy nie odpowiedział, po prostu stojąc w miejscu i wpatrując się w nią.
– Nie. Poczekaj chwilę… – Przymknął powieki, przez kilka sekund koncentrując się wyłącznie na oddychaniu. – Przepraszam cię… Och, Ali, nie rozumiesz, że tutaj nie chodzi o Riddleya albo kogokolwiek innego? Naprawdę nie powinno cię tutaj być. Nie… Nie tej nocy – westchnął i wtedy musiał stracić siły, bo zatoczył się jak pijany i pośpiesznie przytrzymał krawędzi poznaczonej wgłębieniami skały na której siedziała.
Pod wpływem impulsu poderwała się i skoczyła do niego, żeby móc go podtrzymać. Zesztywniał pod jej dotykiem, ale ostatnie dał za wygraną, pozwalając żeby pomogła mu odzyskać równowagę. Teraz tym wyraźniej słyszała jego płytki, urywany oddechu, czuła zresztą, że jego skóra jest wilgotna i spocona. Wiedziona jakimś dziwnym instynktem, zapragnęła odgarnąć mu wilgotną grzywkę z czoła, ale coś podpowiadało jej, że na to nie jest najlepszym pomysłem i to nie tylko dlatego, że Ariel mógłby jej nie pozwolić.
Chciała zadać kolejne pytanie, chociażby o samopoczucie albo jakieś wyjaśnienie jego stanu, ale nie zrobiła tego. Kusiło ją również, żeby niezależnie od możliwych konsekwencji zacisną gnąc Ariela do Theo albo Carlisle’a, jednak podświadomie wiedziała, że to nie tylko pozbawione sensu, ale również niebezpieczne. Cokolwiek działo się z Arielem, nikt nie był w stanie mu pomóc, bo…
Ta noc. Ta noc była inna.
– Dobra bogini! – wyrwało się, kiedy nagle pojawiło się zrozumienie. Od rana miała wrażenie, że zapomniała o czymś bardo istotnym, a uczucie to zaczęło nasilać się wraz z zapadnięciem zmroku i perspektywą spotkania z Arielem, ale dopiero teraz wszystko pojęła. – Pełnia. Tej nocy…
– Nareszcie – odetchnął, chyba faktycznie czując ulgę, że więcej nie musi jej niczego tłumaczyć. Spróbował odsunąć ją od siebie, ale mu nie pozwoliła, zesztywniała i całkiem wytrącona z równowagi. – Rozumiesz już? Musisz stąd iść, Ali. Ja sobie poradzę.
Powinna była go posłuchać i jakaś cząstka niej zdawała sobie z tego sprawę, ale stanowczo ją uciszyła. Wszystko w niej rwało się do ucieczki, podświadomie wyczuwając niebezpieczeństwo, ale uparcie wmawiała sobie, że to nie ma żadnego znaczenia. Ariel nigdy nie był dla niej zagrożeniem, nawet jeśli żyła w nim istota, będąca naturalnym wrogiem wampirów, a więc i hybryd. Jeszcze nigdy aż tak wyraźnie nie wyczuwała w nim tej natury, więc to odkrycie zdezorientowało ją jeszcze bardziej. Jeśli istniał na świecie ktoś, kto potrafił zachowywać się w absolutnie ludzki sposób, był tak bardzo czysty i spokojny… No cóż, to na pewno musiał być to Ariel.
Ale nie był, przynajmniej nie w tamtym momencie. Kiedy zlustrowała wzrokiem jego bladą, zaniepokojoną twarz, koncentrując się przede wszystkim na oczach, wcale nie dostrzegła w nich czegoś, co można by określić mianem łagodności. Jego tęczówki zawsze miały w sobie coś smutnego, ale tym razem wyrażały czystą udrękę. Zadrżał ponownie i jęknął, spoglądając na nią tak, jakby właśnie znalazł się na granicy szaleństwa, chociaż jak na razie nic nie wskazywało na to, żeby miał ją przekroczyć. Paradoksalnie, tak blady, chory i wymęczony, wydawał jej się jeszcze bardziej bezbronny niż do tej pory.
Ariel rzucił jej ostre, naglące spojrzenie, dobrze podejrzewając, że nie zamierza ruszyć się z miejsca. Tym razem znalazł w sobie dość siły, żeby wyrwać się z jej objęć, jednak lewo zrobił dwa kroki w tył, mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Jęknął, zgiął się wpół i opadł na jedno kolano, w ostatniej chwili zmuszając się do tego, by jak długi nie wylądować na ziemi.
– Nie podchodź! – rzucił przez zaciśnięte zęby, kiedy spróbowała podejść bliżej i przy nim przykucnąć. – Alessia, proszę. To nic takiego… Nic, ale jeśli tutaj zostaniesz… – Pokręcił głową. Wyglądał jakby nawet mówienie sprawiało mu trudność. – To kwestia minut, a swoją obecnością niepotrzebnie wszystko przyspieszasz. Ja… Czuję, że długo nie wytrzymam, ale… Po prostu już idź.
– Ale… – Wciąż stała, tępo patrząc się na niego. Naprawdę chciał go posłuchać, ale za żadne skarby nie była w stanie ruszyć się z miejsca. – Jak dużo czasu, Arielu? – zapytała cicho, próbując zapanować nad drżeniem głosu.
Nie odpowiedział od razu, ale przynajmniej zdołał wyrównać oddech i unieść głowę.
– Nie wiem. Jeszcze trochę, a ja trochę panikuję, ale musisz zrozumieć, że… Och, to takie trudne – przyznał. – Czuję, że to tam jest i próbuje się wydostać. Czeka… Mam czas do momentu, w którym nadejdzie księżyc.
Oboje machinalnie spojrzeli w niebo. Słońce wydawało się zachodzić zdecydowanie zbyt szybko, zwiastując nadejście nocy. Już teraz było ciemno, niebo zaś przykrywały ciemne chmury, leniwie sunące po niebie. Moment, w którym nad ich głowami miał pojawić się księżyc, był zdecydowanie zbyt blisko, wrażenie zaś było takie, jakby czas nagle zaczął płynąć przynajmniej pięciokrotnie szybciej niż powinien.
Alessia spojrzała na Ariela, po czym stanowczo pokonała dzieląca ich odległość, nie zwracając uwagi na jego spanikowane spojrzenie. Nawet jeśli znów chciał ją odpędzić, nie był do tego zdolny, więc po chwili mogła osunąć się na kolana u jego boku. Mięśnie miał napięte tak bardzo, że wyglądały jakby miały przebić skórę, ale zaryzykowała się dotknąć jego ramienia; natychmiast się wzdrygnął, rzucając jej spanikowane spojrzenie zagubionego chłopca.
– Boli cię. – To nie był pytanie, ale i tak zaczął potrząsać głową. – To nieważne, Arielu. Przy mnie nie musisz udawać, że jest w porządku.
– Kiedy jest – zaoponował. Miała ochotę wywrócić oczami, tak bardzo typowy dla faceta wydawał się ten jego upór. – Zawsze jest tak samo. Tym razem też będzie… Ważne po prostu, żeby wtedy cię tutaj nie było.
– W takim razie sobie pójdę, ale przynajmniej chwilę mogę jeszcze zostać – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Nie chciałabym, żebyś był teraz sam.
Wciąż drżał, ale poczuła, że już nie tak bardzo. Jego oczy miały dziwny, nieodgadniony wyraz, kiedy zwrócił je w jej stronę.
Alessia zareagowała instynktownie, przysuwając się bliżej i delikatnie otaczając go ramionami. Spodziewała się, że ją odepchnie albo znów zacznie zmuszać ją do odejścia, dlatego tym bardziej zdziwiła się, kiedy tego nie zrobił – po prostu klęczał, pozwalając żeby go tuliła i wydając się chłonąć całym sobą poczucie bezpieczeństwa, które starała mu się w ten sposób zagwarantować. Zachęcona sukcesem, położyła policzek na jego ramieniu, dłońmi wodząc po jego plecach. Nie była pewna, co takiego powinna powiedzieć, więc milczała, ale ta cisza wydawała się mieć w sobie coś kojącego, chociaż nie była pewna, czy jest w tym jakiś sens. Pragnęła jakoś mu ulżyć, może nawet pocieszyć, ale w głowie miała kompletną pustkę, co wcale nie udawało jej działania, chociaż Ariel wydawał się tego nie zauważać.
Zważając na każdy kolejny ruch, wsunęła palce jego ciemne włosy. Nie zareagował, dlatego zaryzykowała i uniósłszy głowę, odchyliła się lekko, żeby widzieć jego twarz. Oczy miał zamknięte, chociaż powieki mu drżały, zdradzając, że jest aż nadto przytomny.
– Lepiej się czujesz? – wyszeptała. To było głupie pytanie, a odpowiedź wydawała się oczywista, bo nikt nie mógł czuć się lepiej, mając przed sobą perspektywę przemiany w wilkołaka, jednak musiała je zadać. – Mam na myśli…
– Tak – zapewnił, wciąż nie otwierając oczu. – Ja po prostu… Nie musisz się przejmować – dodał wymijająco.
Skinęła głową, chociaż nie mógł tego widzieć. Wciąż go obejmując, zsunęła dłonie na jego kark i delikatnie zaczęła go masować, próbując jakoś zmusić Ariela do rozluźnienia mięśni. Czuła, że napięcie przynajmniej częściowo ustępuje pod jej dotykiem.
– Zawsze tak się dzieje? No wiesz, zanim nadejdzie pełnia? – zapytała, jednocześnie chcąc i nie chcąc poznać odpowiedzi na to pytanie. – Nie musisz mi odpowiadać, ale… Czy ja wiem? Chyba po prostu chcę zrozumieć.
Tłumaczyła się, czując się jednocześnie głupio i pewnie, chociaż te dwie rzeczy powinny były się wykluczać. Kiedy szok minął, tym bardziej nie była w stanie sobie wyobrazić, że miałaby Ariela tak po prostu zostawić, nawet jeśli to wydawałoby się rozsądne, a on faktycznie tego chciał. Już teraz cierpiał, poza tym powiedział, że jej obecność przyśpiesza proces, ale nawet ten argument nie był w stanie wpłynąć na nią wystarczająco, żeby usłuchała podszeptów intuicji i odeszła. Perspektywa zostawienia go w tym lesie, żeby w samotności cierpiał i przemieniał się bestię, wydawała jej się czymś okrutnym. Nie mogła sobie wyobrazić, że przechodził przez coś podobnego regularnie, każdego miesiąca przechodząc przez coś, czego nawet nie potrafiła sobie wyobrazić.
Mieszkała w Mieście Nocy prawie całe życie, ale nigdy nie widziała przemieniającego się wilkołaka. Wiedziała jedynie, że to bolesny proces, ale nikt nigdy nie opisywał jej całego przebiegu, nie miała zresztą powodów do tego, żeby chcieć się czegokolwiek powiedzieć. Fakt, że teraz klęczała u boku przemieniającego się dziecka księżyca, wydawał się w obliczu tego co najmniej ironiczny, co jedynie potwierdzało, że życie jest nie tylko okrutne, ale i nieprzewidywalne.
– Jest… dobrze. – Ariel długo zwlekał z odpowiedzią, ale przynajmniej w ogóle zdecydował się jej udzielić. – Ali…
– Tylko chwilę – poprosiła niemal błagalnie. – Pozwól mi zostać, Arielu.
Westchnął, ale nie zaprotestował. Wyglądał tak, jakby toczył wewnętrzną walkę, jednocześnie łaknąc jej obecności i pragnąć tego, żeby oddaliła się i była bezpieczna. Alessia nie była pewna, co takiego ostatecznie miał zadecydować, ale coś podpowiadało jej, że i tym razem zwycięży ich wspólny egoizm.
Milczenie wydłużyło się, przerywane przez ciężki oddech Ariela oraz bicie ich serc. Czekała, wciąż kucając u jego boku i starając się nie myśleć o tym, że mógłby cierpieć. Wiedziała, że chłopak robi wszystko, byleby nie okazywać przed nią cierpienia, co było jednocześnie irytujące i słodkie. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego tak trudno było mu okazać przed nią słabość, ale nie zamierzała na niego naciskać, dobrze wiedząc, że to nie ma sensu. Wciąż przy nim trwała, z mieszaniną zaniepokojenia i troski obserwując jego pozornie spokojną twarz; jedynie wyostrzone rysy twarzy i to, jak czasami zdarzało mu się skrzywić, świadczyły o tym, że cokolwiek jest nie tak. Przez cały czas obejmował się obiema dłońmi za brzuch, lekko pochylony do przodu, jakby podejrzewał, że w każdej chwili mogą targnąć nim mdłości.
– Przemiana zawsze boi – odezwał się nagle Ariel, jak gdyby nigdy nic zaczynając odpowiedzieć na jej wcześniejsze pytanie. Zamrugała i skoncentrowała się na jego twarzy. – Nie jestem zmiennokształtnym, Ali. Nie mam wpływu… Och, to tak, jakby wewnątrz mnie istniało zwierze, które teraz próbuje wyrwać się na zewnątrz. Do tej pory trwało w uśpieniu, jedynie czasami dając o sobie znać, ale przez większość czasu byłem w stanie utrzymać je w ryzach. To trudne, chociaż i tak idzie mi lepiej niż na początku, kiedy… – Pokręcił głową, chcąc odgonić od siebie jakieś przykre wspomnienia. Objęła go mocniej. – Ale podczas pełni jest inaczej. Wtedy już nie mogę nad tym panować, nie jestem w stanie… Och, Ali, ja nie chcę, żebyś wtedy tutaj była.
– Nie skrzywdzisz mnie – ucięła, chociaż nie mogła mu tego zagwarantować. Czuła, że kłamie, ale oboje tego kłamstwa potrzebowali. – Nie martw się o mnie. Nie przyszłam tutaj po to, żeby dać się zabić.
– Bardzo śmieszne – obruszył się, krzywiąc nieznacznie. Sama już nie była pewna czy w jego przypadku to ból, czy coś innego. – Oboje wiemy, że to tak nie działa… Poza tym, nie chcę, żeby na to patrzyła. Ja… Ali, ja wtedy nie będę sobą. Absolutnie.
Nie odpowiedziała, ale Ariel tego nie oczekiwał. Wciąż głaskała jego napięte plecy; czuła jak ubranie klei mu się do ciała, tak bardzo był zgrzany. Bił od niego żar, co w pierwszym momencie skojarzyło jej się z gorączką. Temperatura musiał go męczyć, ale na pewno nie tak bardzo jak świadomość tego, że po raz kolejny miał zatracić siebie.
Alessia czuła mieszankę gniewu i strachu, która w jednej chwili wypełniła ją całą. Już teraz nie była w stanie patrzeć na to, jak się męczył, ale robiła wszystko, byleby Ariel tego nie zauważył. Nie mogła pozwolić, żeby zaczął się zadręczać, poza tym wtedy znów zacząłby naciskać na to, by sobie poszła. Nie musiała siedzieć w jego głowie, żeby wiedzieć, że teraz nie chciał zostać sam, nawet jeśli udawał, że wszystko jest w porządku.
Ariel się bał – była tego absolutnie pewna, zwłaszcza, że od początku ich znajomości wyczuwała w nim nie tylko smutek, ale również echo tego strachu, związanego bezpośrednio z tym, co działo się z nim podczas pełni księżyca. Teraz po raz kolejny znalazł się w sytuacji, kiedy ciało i umysł wymykały mu się spod kontroli, niszcząc wszystko to, co udało mu się osiągnąć od ostatniej przemiany. Kiedy pomyślała o tym w ten sposób, musiała przyznać, że było w tym coś… przerażającego.
Będzie dobrze, pomyślała, ale nie wypowiedziała tych słów na głos, podejrzewając, że by zaprotestował. Objęła go jeszcze mocniej, obojętna na to, że drży i że w każdej chwili może się okazać, że straci okazję na to, żeby być w stanie uciec. Kiedy to się stanie…
Nie chciała o tym myśleć. Nie teraz, nie kiedy mogła zostać.
Alessia powoli wypuściła powietrze z płuc, po czym zamknęła oczy.
Teraz mogli już tylko czekać.

2 komentarze:

  1. Jejku, jak ta Ali się o niego troszczy <3 szkoda, że z pewnych przyczyn nie mogą ze sobą być, ale to chyba się zmieni. Znając Ciebie wiem, że ta dwójka jeszcze znajdzie swoje szczęśliwe zakończenie i będą razem *o*
    Bardzo mi się podobało to jak Ariel kazał Ali iść, ale ona zamiast go posłuchać wolała zostać <3 sama nie wiem co jeszcze mogę napisać :/
    Czekam na więcej, to jest pewne, ale.. cóż; weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to straszne!
    Dlaczego Go to musi boleć?
    Dobrze że Alessia Go nie zostawiła, widać Ze kocha Ariela. :)

    Ten rozdział był dla mnie taki troszeczkę smutny, bo wiesz on jednak cierpiał, ale z ciekawością czekam na nn

    Życzę weny :)

    Lila

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa