Alessia
Alessia
była zdeterminowana.
Nadchodząca noc znacznie różniła się od pozostałych i podświadomie
zdawała sobie z tego sprawę. Powoli zagłębiając się w gęstwinę, przez
cały czas była świadoma dziwnego uczucia, które nakazywało jej zawrócić i zaszyć
się w domu. Słońce dopiero chyliło się ku zachodowi, ale to nie miało dla
niej żadnego znaczenia, bo nigdy nie bała się ciemności. Jakby nie patrzeć,
sama była istotą mroku, przynajmniej w przekonaniu ludzi, chociaż
niekoniecznie jej samej. W połowie przecież była człowiekiem, ale dla w pełni
śmiertelnych istot takie wyjaśnienie raczej nie należało do gatunku tych
satysfakcjonujących.
Być może ruszanie się gdziekolwiek po zmroku, zwłaszcza po
tym, jak Ian i jego banda dali jej do zrozumienia, że nie jest najmilej
widzianą osobą w Mieście Nocy, było głupie, ale Alessia nie zamierzała
zmusić się do ukrywania, na dodatek przez nastolatkami. Od chwili ukazania się
tego cholernego artykułu i konfrontacji z ludźmi minęły prawie dwa
tygodnie i wszystko wskazywało na to, że nie powinni się z Arielem
obawiać. Riddley również nie robił niczego, co mogliby uznać za niepokojące,
być może ufając, że Ariel jednak podporządkował się jego „sugestiom”. Mimo
wszystko byli ostrożni, ale Ali była coraz pewniejsza tego, że emocje opadły, a ich
spotkania wcale nie są tak niebezpieczne, jak jeszcze mogłoby się wydawać po
zakończeniu Akademii.
Zagłębiając się w las, machinalnie podporządkowała się
instynktowi, który nakazywał jej zachować czujność. Wyostrzone zmysły pomagały,
chociaż chwilami czuła się z ich powodu tak, jakby była przewrażliwiona.
Mimo później pory las tętnił życiem, o czym świadczyły liczne odgłosy,
wydawane przez żyjące pomiędzy koronami drzew ptaki czy przemykające podszyciem
małe, niepozorne żyjątka. Była również bardziej konkretna zwierzyna, chociażby
jelenie i sarny, ale Alessia nie zwracała na nie uwagi, nie tylko dlatego,
że nie dokuczało jej pragnienie. Nigdy specjalnie nie przepadała za krwią
zwierząt, preferując tę należącą do ludzi, chociaż miała dość rozsądku, żeby
nawet nie brać pod uwagę ewentualnych polowań. W zupełności wystarczyły
jej zapasy z banku krwi, choć Carlisle nigdy nie był z takiego stanu
rzeczy zadowolony. Cóż, życie składało się na kompromisy, więc czasami ulegała i stosowała
się do „wegetarianizmu”, ale w większości przypadków preferowała osokę z woreczków.
Ariela znalazła dokładnie tam, gdzie zwykle, czyli przy
kamiennym stole. Zawahała się, jak zwykle zaniepokojona dziwną aurą tego
miejsca oraz widokiem wyrytego w centralnej części znaku pentagramu.
Powoli zaczynała przywykać do tego uczucia, wręcz je ignorować, ale za każdym
razem przyjście tutaj wiązało się z jakimś dziwnym, wewnętrznym oporem,
którego nie potrafiła w pełni zwalczyć. Machinalnie przystanęła pomiędzy
drzewami, wpatrując się w przestrzeń niewidzącym wzrokiem. Czuła niepokój,
ale tym razem jakiś inny, niekoniecznie związany ze stołem i z tym
miejscem, chociaż to wydawało się bez sensu.
Pospiesznie zamrugała, w pełni koncentrując się na
Arielu. Leżał wyciągnięty na kamiennym stole, dokładnie na samym środku, nie po
raz pierwszy zresztą. Obie ręce wsunął sobie pod głowę, twarz zaś zwrócił w kierunku
ciemniejącego nieba. Ciemne włosy opadały mu na czoło, kontrastując z bladą
skórą i częściowo przysłaniając twarz. Z zamkniętymi oczami i miarowo
unoszącą się klatką piersiową, wyglądał na w pełni wyluzowanego i tak
bardzo spokojnego, że Alessia omal się nie uśmiechnęła. Nie poruszył się, kiedy
zaczęła się zbliżać, ale wyczuła w nim swego rodzaju zmianę, która dała
jej do zrozumienia, że chłopak jak najbardziej ją wyczuł.
– Cześć – powiedział cicho, nie otwierając oczu. Uderzyło
ją to, że głos miał dziwnie spięty i jakby zmartwiony. – Nie powinnaś była
dzisiaj przychodzić. Przepraszam, na śmierć zapomniałem ci powiedzieć…
Zmarszczyła brwi, zatrzymując się przy stole. Chropowata
powierzchnia jak zwykle była lodowata, ale i tak oparła na niej dłonie,
kiedy podciągnęła się i zgrabnie wsunęła na kamień, siadając tuż obok
niego. Teraz, kiedy znajdowała się tak blisko, mogła zauważyć, że skóra Ariela
jest bardziej alabastrowa niż zazwyczaj, a pozornie spokojna twarz
wykrzywia się nieznacznie. Zaniepokoiło ją to, zwłaszcza, że przez ułamek
sekundy wydawało jej się, że Ariel z jakiegoś powodu cierpi.
– Coś nie tak? – zapytała zamiast powitania, uważnie
lustrując wzrokiem całą jego wychudzoną sylwetkę.
– Wszystko ze mną w porządku – mruknął, ale nie
zabrzmiało to zbyt przekonująco. – Ali, posłuchaj… Mówię poważne o tym,
że dzisiaj nie powinniśmy się widzieć – dodał, w końcu trzepocąc
powiekami; oczy miał ciemne, skupione i bardzo poważne.
Alessia ledwo powstrzymała westchnienie frustracji, będącej
swego rodzaju próbą zamaskowania niepokoju, który towarzyszył jej od dłuższego
czasu. Wydawało jej się, że pewne kwestie wyjaśnili sobie już dawno, ale
najwyraźniej się pomyliła. Nie podobało jej się to, że nagle wraz z Arielem
zaczęli wracać do punktu wejścia, chociaż może powinna była spodziewać się
tego, że prędzej czy później temat powróci.
– Arielu – odezwała się, siląc na cierpliwość. – Nawet nie
próbuj zaczynać, dobra? Nie wiem, co takiego tym razem naopowiadał ci Riddley,
ale ja nie chcę tego słuchać. Odsuwanie mnie od siebie nic nie da, ja zresztą
nie zamierzam ci na to pozwolić. Wydawało mi się, że tę jedną rzecz mamy już
ustaloną.
– Ali…
Pokręciła głową, nie zamierzając dojść mu do głosu.
– Poczekaj, jeszcze nie skończyłam. Rozumiem i doceniam
to, że się o mnie troszczysz, ale to naprawdę zbędne. Wiem, co robię i czego
chcę, niezależnie od konsekwencji. Ja po prostu nie chcę… – Westchnęła i pokręciła
głową. – Arielu, proszę cię. Już to przerabialiśmy, a ty dobrze wiesz, że
się nie boję. Nie masz prawa decydować za mnie, nawet jeśli wydaje ci się, że
wiesz co jest dla mnie najlepsze. Poza tym…
– Ali! – zaoponował, tym razem zdecydowanie bardziej
stanowczo. Tym razem wyczuła w jego głosie coś aż nadto
charakterystycznego, jakby desperację, co ostatecznie zamknęło jej usta.
Zawahała się i wzdrygnęła, bo Ariel raptownie poderwał się do pozycji
siedzącej, po czym z gracją typową dla istot nieśmiertelnych zeskoczył ze
stołu, stając na równe nogi. Jego oczy błyszczały niezdrowo, poza tym dyszał
tak ciężko, jakby nie był w stanie złapać tchu. – Mogłabyś mnie w końcu
posłuchać?
Otworzyła usta i zaraz je zamknęła, zaniepokojona. Nie
zauważyła tego wcześniej, ale teraz Ariel wyglądał na rozgorączkowanego,
słabego i chorego, chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe.
Zauważyła, że drżą mu ramiona, a skórę pokrywa warstwa potu. Jakimś cudem
pobladł jeszcze bardziej i zachwiał się lekko, choć nadal był w stanie
pewnie trzymać się na nogach.
– Arielu? – zapytała cicho. Nie dodała nic więcej, ale nie
musiała, bo pytająca nutka zawarta w jego imieniu wydawała się wyrażać
wszystko. – Arielu, czy wszystko jest w porządku? – odezwała się ponownie,
kiedy nie odpowiedział, po prostu stojąc w miejscu i wpatrując się w nią.
– Nie. Poczekaj chwilę… – Przymknął powieki, przez kilka
sekund koncentrując się wyłącznie na oddychaniu. – Przepraszam cię… Och, Ali,
nie rozumiesz, że tutaj nie chodzi o Riddleya albo kogokolwiek innego?
Naprawdę nie powinno cię tutaj być. Nie… Nie tej nocy – westchnął i wtedy
musiał stracić siły, bo zatoczył się jak pijany i pośpiesznie przytrzymał
krawędzi poznaczonej wgłębieniami skały na której siedziała.
Pod wpływem impulsu poderwała się i skoczyła do niego,
żeby móc go podtrzymać. Zesztywniał pod jej dotykiem, ale ostatnie dał za
wygraną, pozwalając żeby pomogła mu odzyskać równowagę. Teraz tym wyraźniej
słyszała jego płytki, urywany oddechu, czuła zresztą, że jego skóra jest wilgotna
i spocona. Wiedziona jakimś dziwnym instynktem, zapragnęła odgarnąć mu
wilgotną grzywkę z czoła, ale coś podpowiadało jej, że na to nie jest
najlepszym pomysłem i to nie tylko dlatego, że Ariel mógłby jej nie
pozwolić.
Chciała zadać kolejne pytanie, chociażby o samopoczucie
albo jakieś wyjaśnienie jego stanu, ale nie zrobiła tego. Kusiło ją również,
żeby niezależnie od możliwych konsekwencji zacisną gnąc Ariela do Theo albo
Carlisle’a, jednak podświadomie wiedziała, że to nie tylko pozbawione sensu,
ale również niebezpieczne. Cokolwiek działo się z Arielem, nikt nie był w stanie
mu pomóc, bo…
Ta noc. Ta noc była inna.
– Dobra bogini! – wyrwało się, kiedy nagle pojawiło się
zrozumienie. Od rana miała wrażenie, że zapomniała o czymś bardo istotnym,
a uczucie to zaczęło nasilać się wraz z zapadnięciem zmroku i perspektywą
spotkania z Arielem, ale dopiero teraz wszystko pojęła. – Pełnia. Tej
nocy…
– Nareszcie – odetchnął, chyba faktycznie czując ulgę, że
więcej nie musi jej niczego tłumaczyć. Spróbował odsunąć ją od siebie, ale mu
nie pozwoliła, zesztywniała i całkiem wytrącona z równowagi. –
Rozumiesz już? Musisz stąd iść, Ali. Ja sobie poradzę.
Powinna była go posłuchać i jakaś cząstka niej zdawała
sobie z tego sprawę, ale stanowczo ją uciszyła. Wszystko w niej rwało
się do ucieczki, podświadomie wyczuwając niebezpieczeństwo, ale uparcie
wmawiała sobie, że to nie ma żadnego znaczenia. Ariel nigdy nie był dla niej
zagrożeniem, nawet jeśli żyła w nim istota, będąca naturalnym wrogiem
wampirów, a więc i hybryd. Jeszcze nigdy aż tak wyraźnie nie
wyczuwała w nim tej natury, więc to odkrycie zdezorientowało ją jeszcze
bardziej. Jeśli istniał na świecie ktoś, kto potrafił zachowywać się w absolutnie
ludzki sposób, był tak bardzo czysty i spokojny… No cóż, to na pewno
musiał być to Ariel.
Ale nie był, przynajmniej nie w tamtym momencie. Kiedy
zlustrowała wzrokiem jego bladą, zaniepokojoną twarz, koncentrując się przede
wszystkim na oczach, wcale nie dostrzegła w nich czegoś, co można by
określić mianem łagodności. Jego tęczówki zawsze miały w sobie coś
smutnego, ale tym razem wyrażały czystą udrękę. Zadrżał ponownie i jęknął,
spoglądając na nią tak, jakby właśnie znalazł się na granicy szaleństwa,
chociaż jak na razie nic nie wskazywało na to, żeby miał ją przekroczyć. Paradoksalnie,
tak blady, chory i wymęczony, wydawał jej się jeszcze bardziej bezbronny
niż do tej pory.
Ariel rzucił jej ostre, naglące spojrzenie, dobrze
podejrzewając, że nie zamierza ruszyć się z miejsca. Tym razem znalazł w sobie
dość siły, żeby wyrwać się z jej objęć, jednak lewo zrobił dwa kroki w tył,
mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Jęknął, zgiął się wpół i opadł na jedno
kolano, w ostatniej chwili zmuszając się do tego, by jak długi nie
wylądować na ziemi.
– Nie podchodź! – rzucił przez zaciśnięte zęby, kiedy
spróbowała podejść bliżej i przy nim przykucnąć. – Alessia, proszę. To nic
takiego… Nic, ale jeśli tutaj zostaniesz… – Pokręcił głową. Wyglądał jakby
nawet mówienie sprawiało mu trudność. – To kwestia minut, a swoją
obecnością niepotrzebnie wszystko przyspieszasz. Ja… Czuję, że długo nie
wytrzymam, ale… Po prostu już idź.
– Ale… – Wciąż stała, tępo patrząc się na niego. Naprawdę
chciał go posłuchać, ale za żadne skarby nie była w stanie ruszyć się z miejsca.
– Jak dużo czasu, Arielu? – zapytała cicho, próbując zapanować nad drżeniem
głosu.
Nie odpowiedział od razu, ale przynajmniej zdołał wyrównać
oddech i unieść głowę.
– Nie wiem. Jeszcze trochę, a ja trochę panikuję, ale
musisz zrozumieć, że… Och, to takie trudne – przyznał. – Czuję, że to tam jest i próbuje się wydostać.
Czeka… Mam czas do momentu, w którym nadejdzie księżyc.
Oboje machinalnie spojrzeli w niebo. Słońce wydawało
się zachodzić zdecydowanie zbyt szybko, zwiastując nadejście nocy. Już teraz
było ciemno, niebo zaś przykrywały ciemne chmury, leniwie sunące po niebie.
Moment, w którym nad ich głowami miał pojawić się księżyc, był
zdecydowanie zbyt blisko, wrażenie zaś było takie, jakby czas nagle zaczął
płynąć przynajmniej pięciokrotnie szybciej niż powinien.
Alessia spojrzała na Ariela, po czym stanowczo pokonała
dzieląca ich odległość, nie zwracając uwagi na jego spanikowane spojrzenie.
Nawet jeśli znów chciał ją odpędzić, nie był do tego zdolny, więc po chwili
mogła osunąć się na kolana u jego boku. Mięśnie miał napięte tak bardzo,
że wyglądały jakby miały przebić skórę, ale zaryzykowała się dotknąć jego
ramienia; natychmiast się wzdrygnął, rzucając jej spanikowane spojrzenie
zagubionego chłopca.
– Boli cię. – To nie był pytanie, ale i tak zaczął
potrząsać głową. – To nieważne, Arielu. Przy mnie nie musisz udawać, że jest w porządku.
– Kiedy jest – zaoponował. Miała ochotę wywrócić oczami,
tak bardzo typowy dla faceta wydawał się ten jego upór. – Zawsze jest tak samo.
Tym razem też będzie… Ważne po prostu, żeby wtedy cię tutaj nie było.
– W takim razie sobie pójdę, ale przynajmniej chwilę
mogę jeszcze zostać – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Nie chciałabym,
żebyś był teraz sam.
Wciąż drżał, ale poczuła, że już nie tak bardzo. Jego oczy
miały dziwny, nieodgadniony wyraz, kiedy zwrócił je w jej stronę.
Alessia zareagowała instynktownie, przysuwając się bliżej i delikatnie
otaczając go ramionami. Spodziewała się, że ją odepchnie albo znów zacznie
zmuszać ją do odejścia, dlatego tym bardziej zdziwiła się, kiedy tego nie
zrobił – po prostu klęczał, pozwalając żeby go tuliła i wydając się
chłonąć całym sobą poczucie bezpieczeństwa, które starała mu się w ten
sposób zagwarantować. Zachęcona sukcesem, położyła policzek na jego ramieniu,
dłońmi wodząc po jego plecach. Nie była pewna, co takiego powinna powiedzieć,
więc milczała, ale ta cisza wydawała się mieć w sobie coś kojącego,
chociaż nie była pewna, czy jest w tym jakiś sens. Pragnęła jakoś mu
ulżyć, może nawet pocieszyć, ale w głowie miała kompletną pustkę, co wcale
nie udawało jej działania, chociaż Ariel wydawał się tego nie zauważać.
Zważając na każdy kolejny ruch, wsunęła palce jego ciemne
włosy. Nie zareagował, dlatego zaryzykowała i uniósłszy głowę, odchyliła
się lekko, żeby widzieć jego twarz. Oczy miał zamknięte, chociaż powieki mu
drżały, zdradzając, że jest aż nadto przytomny.
– Lepiej się czujesz? – wyszeptała. To było głupie pytanie,
a odpowiedź wydawała się oczywista, bo nikt nie mógł czuć się lepiej,
mając przed sobą perspektywę przemiany w wilkołaka, jednak musiała je
zadać. – Mam na myśli…
– Tak – zapewnił, wciąż nie otwierając oczu. – Ja po
prostu… Nie musisz się przejmować – dodał wymijająco.
Skinęła głową, chociaż nie mógł tego widzieć. Wciąż go
obejmując, zsunęła dłonie na jego kark i delikatnie zaczęła go masować,
próbując jakoś zmusić Ariela do rozluźnienia mięśni. Czuła, że napięcie
przynajmniej częściowo ustępuje pod jej dotykiem.
– Zawsze tak się dzieje? No wiesz, zanim nadejdzie pełnia?
– zapytała, jednocześnie chcąc i nie chcąc poznać odpowiedzi na to pytanie.
– Nie musisz mi odpowiadać, ale… Czy ja wiem? Chyba po prostu chcę zrozumieć.
Tłumaczyła się, czując się jednocześnie głupio i pewnie,
chociaż te dwie rzeczy powinny były się wykluczać. Kiedy szok minął, tym
bardziej nie była w stanie sobie wyobrazić, że miałaby Ariela tak po
prostu zostawić, nawet jeśli to wydawałoby się rozsądne, a on faktycznie
tego chciał. Już teraz cierpiał, poza tym powiedział, że jej obecność
przyśpiesza proces, ale nawet ten argument nie był w stanie wpłynąć na nią
wystarczająco, żeby usłuchała podszeptów intuicji i odeszła. Perspektywa
zostawienia go w tym lesie, żeby w samotności cierpiał i przemieniał
się bestię, wydawała jej się czymś okrutnym. Nie mogła sobie wyobrazić, że
przechodził przez coś podobnego regularnie, każdego miesiąca przechodząc przez
coś, czego nawet nie potrafiła sobie wyobrazić.
Mieszkała w Mieście Nocy prawie całe życie, ale nigdy
nie widziała przemieniającego się wilkołaka. Wiedziała jedynie, że to bolesny
proces, ale nikt nigdy nie opisywał jej całego przebiegu, nie miała zresztą
powodów do tego, żeby chcieć się czegokolwiek powiedzieć. Fakt, że teraz
klęczała u boku przemieniającego się dziecka księżyca, wydawał się w obliczu
tego co najmniej ironiczny, co jedynie potwierdzało, że życie jest nie tylko okrutne,
ale i nieprzewidywalne.
– Jest… dobrze. – Ariel długo zwlekał z odpowiedzią,
ale przynajmniej w ogóle zdecydował się jej udzielić. – Ali…
– Tylko chwilę – poprosiła niemal błagalnie. – Pozwól mi
zostać, Arielu.
Westchnął, ale nie zaprotestował. Wyglądał tak, jakby
toczył wewnętrzną walkę, jednocześnie łaknąc jej obecności i pragnąć tego,
żeby oddaliła się i była bezpieczna. Alessia nie była pewna, co takiego
ostatecznie miał zadecydować, ale coś podpowiadało jej, że i tym razem
zwycięży ich wspólny egoizm.
Milczenie wydłużyło się, przerywane przez ciężki oddech
Ariela oraz bicie ich serc. Czekała, wciąż kucając u jego boku i starając
się nie myśleć o tym, że mógłby cierpieć. Wiedziała, że chłopak robi
wszystko, byleby nie okazywać przed nią cierpienia, co było jednocześnie
irytujące i słodkie. Naprawdę nie rozumiała, dlaczego tak trudno było mu
okazać przed nią słabość, ale nie zamierzała na niego naciskać, dobrze wiedząc,
że to nie ma sensu. Wciąż przy nim trwała, z mieszaniną zaniepokojenia i troski
obserwując jego pozornie spokojną twarz; jedynie wyostrzone rysy twarzy i to,
jak czasami zdarzało mu się skrzywić, świadczyły o tym, że cokolwiek jest
nie tak. Przez cały czas obejmował się obiema dłońmi za brzuch, lekko pochylony
do przodu, jakby podejrzewał, że w każdej chwili mogą targnąć nim mdłości.
– Przemiana zawsze boi – odezwał się nagle Ariel, jak gdyby
nigdy nic zaczynając odpowiedzieć na jej wcześniejsze pytanie. Zamrugała i skoncentrowała
się na jego twarzy. – Nie jestem zmiennokształtnym, Ali. Nie mam wpływu… Och,
to tak, jakby wewnątrz mnie istniało zwierze, które teraz próbuje wyrwać się na
zewnątrz. Do tej pory trwało w uśpieniu, jedynie czasami dając o sobie
znać, ale przez większość czasu byłem w stanie utrzymać je w ryzach.
To trudne, chociaż i tak idzie mi lepiej niż na początku, kiedy… – Pokręcił
głową, chcąc odgonić od siebie jakieś przykre wspomnienia. Objęła go mocniej. –
Ale podczas pełni jest inaczej. Wtedy już nie mogę nad tym panować, nie jestem w stanie…
Och, Ali, ja nie chcę, żebyś wtedy tutaj była.
– Nie skrzywdzisz mnie – ucięła, chociaż nie mogła mu tego
zagwarantować. Czuła, że kłamie, ale oboje tego kłamstwa potrzebowali. – Nie
martw się o mnie. Nie przyszłam tutaj po to, żeby dać się zabić.
– Bardzo śmieszne – obruszył się, krzywiąc nieznacznie.
Sama już nie była pewna czy w jego przypadku to ból, czy coś innego. –
Oboje wiemy, że to tak nie działa… Poza tym, nie chcę, żeby na to patrzyła. Ja…
Ali, ja wtedy nie będę sobą. Absolutnie.
Nie odpowiedziała, ale Ariel tego nie oczekiwał. Wciąż
głaskała jego napięte plecy; czuła jak ubranie klei mu się do ciała, tak bardzo
był zgrzany. Bił od niego żar, co w pierwszym momencie skojarzyło jej się z gorączką.
Temperatura musiał go męczyć, ale na pewno nie tak bardzo jak świadomość tego,
że po raz kolejny miał zatracić siebie.
Alessia czuła mieszankę gniewu i strachu, która w jednej
chwili wypełniła ją całą. Już teraz nie była w stanie patrzeć na to, jak
się męczył, ale robiła wszystko, byleby Ariel tego nie zauważył. Nie mogła
pozwolić, żeby zaczął się zadręczać, poza tym wtedy znów zacząłby naciskać na
to, by sobie poszła. Nie musiała siedzieć w jego głowie, żeby wiedzieć, że
teraz nie chciał zostać sam, nawet jeśli udawał, że wszystko jest w porządku.
Ariel się bał – była tego absolutnie pewna, zwłaszcza, że
od początku ich znajomości wyczuwała w nim nie tylko smutek, ale również
echo tego strachu, związanego bezpośrednio z tym, co działo się z nim
podczas pełni księżyca. Teraz po raz kolejny znalazł się w sytuacji, kiedy
ciało i umysł wymykały mu się spod kontroli, niszcząc wszystko to, co
udało mu się osiągnąć od ostatniej przemiany. Kiedy pomyślała o tym w ten
sposób, musiała przyznać, że było w tym coś… przerażającego.
Będzie dobrze,
pomyślała, ale nie wypowiedziała tych słów na głos, podejrzewając, że by
zaprotestował. Objęła go jeszcze mocniej, obojętna na to, że drży i że w każdej
chwili może się okazać, że straci okazję na to, żeby być w stanie uciec.
Kiedy to się stanie…
Nie chciała o tym myśleć. Nie teraz, nie kiedy mogła
zostać.
Alessia powoli wypuściła powietrze z płuc, po czym
zamknęła oczy.
Teraz mogli już tylko czekać.
Jejku, jak ta Ali się o niego troszczy <3 szkoda, że z pewnych przyczyn nie mogą ze sobą być, ale to chyba się zmieni. Znając Ciebie wiem, że ta dwójka jeszcze znajdzie swoje szczęśliwe zakończenie i będą razem *o*
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało to jak Ariel kazał Ali iść, ale ona zamiast go posłuchać wolała zostać <3 sama nie wiem co jeszcze mogę napisać :/
Czekam na więcej, to jest pewne, ale.. cóż; weny kochana :*
Jakie to straszne!
OdpowiedzUsuńDlaczego Go to musi boleć?
Dobrze że Alessia Go nie zostawiła, widać Ze kocha Ariela. :)
Ten rozdział był dla mnie taki troszeczkę smutny, bo wiesz on jednak cierpiał, ale z ciekawością czekam na nn
Życzę weny :)
Lila