14 kwietnia 2014

Dziewięćdziesiąt dwa

Alessia
Księżyc powoli wyłonił się zza chmur, rozjaśniając wszystko łagodnym, srebrzystym blaskiem. Oczy Alessi rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy jej wzrok spoczął na majaczącej przed nią istocie, która pojawiła się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie chwilę wcześniej w męczarniach wił się Ariel. Aż zabrakło jej tchu, chociaż to uświadomiła sobie dopiero po dłuższej chwili, nawet nie zwracając uwagi na to, że nie oddycha.
Wilk powoli podniósł się z pozycji leżącej. Lśniąca, niemal równie srebrzysta co księżyc sierść wydawała się jarzyć jakimś łagodnym, wewnętrznym blaskiem. Alessia nie była pewna, czego się spodziewała, ale na pewno nie prawdziwego stworzenia, chociaż niejednokrotnie słyszała, że właśnie to dzieje się podczas pełni. Niektóre wilkołaki nie potrzebowały księżyca, żeby wywołać przemianę, ale wtedy stawały się zaledwie marną podróbką siebie samych, uwięzieni gdzieś pomiędzy byciem człowiekiem, a zwierzęciem. Nigdy nie spotkała na swojej drodze tych odrzucających, przerażających hybryd i teraz dziękowała losowi za to, że taki widok został jej oszczędzony również tym razem, bo w wyglądzie Ariela nie było niczego odrażającego.
Mimo wszystko poczuła się dziwnie, kiedy zaczęła myśleć o Arielu jak o wilku. Obserwując tę piękną, aczkolwiek w pełni zwierzęcą istotę, poczuła się bardziej zdezorientowana i oczarowana niż przestraszona. Wilk przeciągnął się, po czym przekrzywił głowę, spoglądając na nią z zaciekawieniem, ale i pewną obawą. Ciemne, dobrze znane jej oczy – oczy Ariela – nie miały w sobie niczego rozumnego, chociaż znacznie różniły się od tęczówek prawdziwego wilka. Nie chodziło tylko o kolor, ale o sposób w jaki na nią patrzył, jakby sądził, że powinna być mu znajoma, chociaż stworzenie za żadne skarby nie potrafiło sobie przypomnieć dlaczego. Coś ścisnęło Ali w gardle, kiedy pomyślała, że Ariel (och, jak dziwnie było utożsamiać go z tą piękną istotą!) mógłby jej nie poznawać; że dla niego jest zaledwie obcym, jakimś intruzem, który równie dobrze mógł okazać się potencjalnym wzrokiem albo… ofiarą.
Zamarła w bezruchu, czując jak jej własny instynkt próbuje dojść do głosu i przekonać ją, że powinna uciekać, póki jeszcze miała po temu okazję. Zignorowała go, dokładnie tak samo, jak wielokrotnie wcześniej, uparcie siedząc w miejscu i mierząc wzrokiem wilka. Przypominał jej trochę nieporadne dziecko, nawet kiedy z gracją już stanął na nogi i zaczął rozciągać się tak, jakby nie potrafił odnaleźć się w swoim własnym ciele. Alessia pomyślała, że dla zwierzęcej natury Ariela przemiana również jest czymś nieprzyjemnym, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę związany z nią brak jakiejkolwiek stabilizacji. Wilk uwalniał się regularnie, posłuszny cyklowi księżyca i to zaledwie na kilka godzin, kiedy Ariel… przestawał istnieć. Nie miała pojęcia jak inaczej powinna to określić, ale nie wyobrażała sobie, że on gdzieś tam jest, uwięziony w tej wilczej powłoce. Podobnie zresztą nie potrafiła wyobrazić sobie tego, że piękny wilk o srebrzystej sierści mógł być przez cały ten czas uwięziony w ludzkim ciele. Z jakiegoś powodu w ogóle nie była w stanie myśleć o nich inaczej, jak o dwóch różnych istotach, podobnych do siebie jedynie za sprawą tych wiecznie smutnych, ciemnych oczu.
Znów wypowiedziała imię Ariela, czując się równie dziwnie, co i za pierwszym razem, kiedy to robiła. Zwierzę poruszył się niespokojnie, jeżąc sierść i odsłaniając zęby, chociaż nie było w tym niczego agresywnego. Miała wrażenie, że wilkołak ją testuje, próbując stwierdzić, jakie mogą być jej intencje. Zrobił krok do przodu, omal nie wpadając na kamienny stół, a z jego gardła wyrwało się ciche, zwierzęce warknięcie od którego serce Alessi omal nie stanęło. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić, dlatego tylko siedziała w bezruchu, niezdolna do podjęcia jakiejkolwiek sensownej decyzji. Bezruch również nie wydawała się satysfakcjonującym rozwiązaniem, przynajmniej z punktu widzenia jej instynktu samozachowawczego, ale nie miała pojęcia, co innego w obecnej sytuacji mogłaby zrobić.
W milczeniu wodziła wzrokiem po lśniącej sierści. Widziała silne, pracujące pod warstwą skóry mięśnie i omal się nie uśmiechnęła, co jedynie zdawało się potwierdzać, że coś jest z nią nie tak. Poczuła wewnętrzne pragnienie, żeby wyciągnąć rękę i zanurzyć palce w jego sierści, żeby przekonać się, czy faktycznie jest taka miękka, jak jej się wydawało. Mimo wewnętrznego oporu i świadomości tego, że wilkołak jest naturalnym wrogiem istot takich jak ona, chciała znaleźć się bliżej niego, podświadomie czując, że jej nie skrzywdzi. Może była naiwna, ale naprawdę chciała wierzyć, że…
Wiatr zmienił kierunek, rozwiewając jej włosy i ciskając jej zapach wprost w stronę obserwującego ją wilka. Gniewnym gestem odgarnęła loki z twarzy i spróbowała jakoś doprowadzić je do porządku, kiedy po raz kolejny ciszę przerwało zwierzęce, znajome jej już warknięcie. Zesztywniała cała, wzrok momentalnie przenosząc z powrotem na Ariela, zaniepokojona. Wilk wciąż jej się przypatrywał, ale nie z taką ciekawością i łagodnością jak na samym początku. Ali widziała, jak tęczówki zwierzęcia zwężają się, ciało napina, a wilkołak przestawia sposób milczenia na opcję „polowanie”. W ułamku sekundy stworzenie przybrało pozycję gotową do skoku i obnażyło zęby; strużka śliny wypłynęła z rozwartych szczęk, ginąc gdzieś w miękkiej sierści na pysku.
Alessia nie zastanawiała się długo. Jej ciało zareagowało praktycznie samo z siebie, nagle zrywając się do ucieczki. Błyskawicznie poderwała się na równe nogi, zaledwie ułamek sekundy przed tym, jak Ariel skoczył w jej stronę z gniewnym, przyprawiającym o gęsią skórkę charkotem. Stała do niego plecami, ale i tak podświadomie wyczuła, jak i z której strony się zbliżał, dzięki czemu zdołała uskoczyć. W pospiechu wybiła się, przeskakując nad kamiennym stołem, tak, żeby ten oddzielił ją od wilka. Kiedy obejrzała się przez ramię, Ariel zdążył już ponownie odwrócić się w jej stronę i teraz skradał się powoli, powoli okrążając lodowaty kamień i nie odrywając od niej wzroku.
Niewiele myśląc, ponownie rzuciła się do ucieczki. Chociaż wyjątkowo inteligentny, wilkołak okazał się równie porywczy, co polujące zwierzę. Wystarczył gwałtowny ruch, żeby rozproszyć jego uwagę i sprowokować go do ataku. Alessia w pospiechu wbiegła pomiędzy drzewa, instynktownie wymijając kolejne przeszkody na swojej drodze i nie zważając na to, że gałęzie chlastają ją po twarzy i ramionach. W lesie poczuła się trochę pewniej, poza tym miała nadzieję, że łatwiej będzie jej zgubić Ariela, ale wilk okazał się nie tylko wyjątkowo sprawny, ale do tego szybki. Słysząc, jak w zawrotnym tempie pokonuje kolejne metry, bez trudu zaczynając się do niej zbliżać, przekonała się, że stworzenie faktycznie jest czymś więcej niż tylko zwyczajnym wilkiem. Może i nie wyróżniał się niczym szczególnym, nawet rozmiarem (nie tak jak zmiennokształtni o których opowiadała jej kiedyś mama), ale wilcza forma wydawała się być atutem, który Ariel bez trudu potrafił wykorzystać.
Chciała odwrócić się i spróbować przemówić mu do rozsądku, ale nie była w stanie. Chociaż pragnęła wierzyć, że potrafi w jakiś cudowny sposób wpłynąć na goniącego ją wilkołaka, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w tym momencie stanowczo się przecenia. Dzięki telepatycznym zdolnościom wyraźnie czuła jego głód, jakże podobny do pragnienia krwi, które sama czasami odczuwała. Jej zapach, a zwłaszcza ta wampirza słodycz w nim zawarta, wydawał się wprawić go w jakiś amok, całkowicie oślepiając i odbierając resztki zdrowego rozsądku, jeśli oczywiście w przypadku wilka można było mówić o czymś takim. Nawet jeśli bieg był w stanie jakkolwiek wilka otrzeźwić, jej ucieczka i związana z nią możliwość polowania pobudzały jego najbardziej pierwotne instynkty, bez wątpienia sprawiając przyjemność, która dla Alessi mogła skończyć się tylko jednym: śmiercią.
Przyśpieszyła, chociaż to było ryzykowne, zwłaszcza, że nie była w stanie się skoncentrować. Ariel na moment został z tyłu, żeby w następnej sekundzie udowodnić jej, że sam również nie dał z siebie jeszcze wszystkiego na co było go stać. Ali jęknęła cicho, po czym gwałtownie skręciła, omal nie przypłacając decyzji o tym manewrze bolesnym zderzeniem z drzewem, które nagle zmaterializowało się tuż przed jej twarzą. Uskoczyła w ostatniej chwili, odrobinę wytracając prędkość, zanim udało jej się wrócić do wcześniejszego rytmu i tempa. Pędziła przed siebie na oślep, świadoma wyłącznie tego, że Ariel wciąż jest niepokojąco blisko, niestrudzony i najwyraźniej nie mający w planach tego, żeby zrezygnować z pościgu. Nie winiła go za utratę kontroli, zwłaszcza, że wcześniej wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że powinna odejść, ale nie zamierzała pozwolić mu na to, żeby ją skrzywdził. Bała się, że w którymś momencie jednak ją dopadnie, a wtedy zmuszona byłaby się bronić, co mogłoby się skończyć różnie.
Raz jeszcze skręciła, tym razem zdecydowanie bardziej rozważnie i w końcu udało jej się zwiększyć dzielącą ją od wilkołaka odległość dostatecznie, żeby poczuć się pewniej. Czuła, że on wciąż gdzieś tam jest, ale już nie tak blisko. Jego głód zniknął, a Ali nabrała nadziei na to, że może jednak będzie w stanie go zgubić, chociaż nie zamierzała pozwolić sobie na pełne rozluźnienie. Naiwne nadzieje mogły kosztować naprawdę wiele nie tylko ją, ale również Ariela, a na to zdecydowanie nie mogła dopuścić.
Spróbowała stawiać stopy uważniej, dokładnie tak, jak uczył ją ojciec. Skradanie się w biegu było trudne, aczkolwiek wykonalne, poza tym dawało jej nadzieję na to, że uda jej się wilkołaka zmylić. Dla pewności przywołała do siebie moc, próbując wytłumić albo przynajmniej osłabić swój zapach, chociaż w nerwach nie miała pewności, czy jej się to udało. To Gabriel był prawdziwym mistrzem kamuflażu, a jej brakowało jakiegoś wieku praktyki, ale chciała wierzyć w to, że moc przynajmniej częściowo skutkuje. Pomyślała, że mogłaby posunąć się o krok dalej i wykorzystać swój dar, żeby spróbować Ariela uśpić, ale zaraz odrzuciła od siebie tę myśl. Takie zabiegi wciąż nie do końca skutkowały na ludziach czy hybrydach, więc do dopiero w przypadku pobudzonego wilkołaka, zwłaszcza kiedy nie mogła się skoncentrować.
Biegła przed siebie, instynktownie wyczuwając, gdzie powinna się udać, żeby trafić do miasta. Odrobinę zwolniła i wyostrzywszy myśli, zaczęła nasłuchiwać. Dookoła panowała niepokojąca cisza, jakby cały las nagle zamarł w oczekiwaniu, podświadomie wyczuwając nie tylko jej przerażenie, ale również pragnienia czającego się w gęstwinie wilkołaka. Ali z opóźnieniem pomyślała o tym, że podczas pełni istot podobnych do Ariela jest więcej – przecież zmiana dotyczyła nie tylko jego, ale również Yves’a, Riddleya i tych wszystkich napakowanych facetów, których miała okazję poznać w Akademii Nocy – jednak nie chciała nawet myśleć o tym, że miałaby wpaść na kogokolwiek innego.
Być może zaczynała być przewrażliwiona, ale kiedy gdzieś w mroku dostrzegła niewyraźny, przypominający odcisk wilczej łapy ślad na ziemi, w popłochu skręciła w przeciwnym kierunku, nie chcąc ryzykować. Próbowała wyczuć charakterystyczny dla wilkołaków, przypominający woń lasu zapach, ale dochodziło do niej zbyt wiele różnorodnych bodźców jednocześnie. Coś zaszeleściło, a potem z gałęzi jednego z mijanych przez nią drzew zerwała się do lotu sowa, omal nie przyprawiając ją o zawał serca. Ptak w którym czasie zniknął jej z oczu, trzepocąc skrzydłami i pohukując złowieszczo, kiedy zaczął przyszykowywać się do prywatnych nocnych łowów.
Alessia mimochodem pomyślała, że to odrobinę przerażające. Nawet nocą las tętnił życiem, ze wszystkich stron zaś otaczali ją potencjalni drapieżcy, wszyscy zajęci wypatrywaniem ofiar, które mogłyby zaspokoić ich indywidualne potrzeby – począwszy od głodu, na czystej przyjemności płynącej z mordu kończąc. Sama znajdowała się gdzieś na samym początku tego łańcucha pokarmowego, a jednak teraz sama musiała uciekać, równie wystraszona i bezbronna co mysz albo jakieś inne, pozbawione szans żyjątko. Było w tym coś ironicznego, ale wcale nie czuła się rozbawiona, zwłaszcza, że nie na co dzień uciekało się przed wilkiem – i to na dodatek takim, który jeszcze chwilę wcześniej był chłopakiem na którym naprawdę jej zależało.
Jakaś część niej chciała się zatrzymać i poszukać Ariela, ale to zdecydowanie nie był dobry pomysł. Musiała przyznać, że chłopak miał rację, kiedy mówił jej o tym, że przechodzi przez to regularnie. Chociaż nie potrafiła sobie tego wyobrażać, on naprawdę tego doświadczał – miesiąc w miesiąc, zawsze podczas pełni. Przywykł do tych etapów, kiedy stawał się wilkiem (nie żeby miał jakikolwiek wybór), a ona niepotrzebnie wszystko komplikowała, podstawiając mu się akurat wtedy, kiedy nie miał nad sobą żadnej kontroli.
Gdzieś w pamięci zamajaczyło jej wspomnienie z dzieciństwa, kiedy to sama wpadła w szał, zmożona telepatycznym głodem. Pamiętała Cassie jak przez mgłę, podobnie jak i etap spędzony w zamknięciu po porwaniu przez Aquę i Lawrence’a, ale samo wspomnienie ataku na pół-wampirzycę wystarczyło, żeby wzbudzić w niej palące poczucie winy. Tym bardziej nie potrafiła sobie wyobrazić, co takiego poczuje Ariel, kiedy już wróci do siebie i – oczywiście w najlepszym wypadku – zorientuje się, że mógł próbować ją zabić. Nie miała pewności, czy w ogóle zachowywał jakiekolwiek wspomnienia tego, co działo się, kiedy był… nieosiągalny, ale miała cichą nadzieję na to, że jednak te okresy jawiły mu się jako czarne dziury.
Uświadomiła sobie, że wciąż zmierza w kierunku Miasta Nocy, więc postanowiła zawrócić. Nie mogła przecież zaprowadzić Ariela w sam środek miejsca, gdzie zwłaszcza o tej porze tętniło życie! W zamyśleniu popełniała błędy i dopiero teraz dotarło do niej, że Ariel nie bez powodu zawsze kręcił się z daleka od jakichkolwiek ludzkich siedzib, zwłaszcza w okresie poprzedzającym pełnię. Próbował chronić siebie i innych, nie chcąc ryzykować, że ktokolwiek stanie na jego drodze, kiedy wszystko zależało wyłącznie od instynktu łowcy wilka, którym się stawał. Niewiele brakowało, żeby zaprowadziła go wprost do miasta, oczywiście pod warunkiem, że wciąż za nią podążał.
Las chyba nigdy nie wydawał jej się tak bardzo obcy i nieprzystępny. Księżyc w pełni świecił jasnym blaskiem, dzięki czemu tym lepiej widziała w ciemności, ale wcale nie czuła się z tego powodu pewniej. Raz po raz spoglądała w niebo, w przerwach pomiędzy liśćmi i gałęziami dostrzegając całość albo część srebrzącej się kuli. Satelita przypominał ogromne oko, które łypało na nią bezczelnie, jawnie sobie z niej drwiąc. Chociaż sama nie była wilkołakiem, w tamtym momencie szczerze znienawidziła ten widok, zupełnie jakby to w gestii księżyca leżało to, co działo się z istotami takimi jak Ariel.
Nie miała pojęcia, gdzie powinna się udać. Wiedziała jedynie, że musi pozostawać w ciągłym ruchu, wciąż nasłuchując, żeby przypadkiem nie popełnić błędu, który w ostatecznym rozrachunku mógłby kosztować ją życie. Pałętanie się po lesie podczas pełni i to w Mieście Nocy były głupotą. Nawet wampiry wolały wtedy trzymać się na dystans, świadome zagrożenia, tak jak i ludzie, którzy podświadomie preferowali sam środek dnia. To była jedna z niepisanych, podstawowych zasad, której nauczyła się przez te wszystkie lata spędzone w Mieście Nocy i które do tej pory zapewniały jej bezpieczeństwo. Miasto Nocy było jednocześnie wspaniałe i niebezpieczne, a jednym warunkiem przeżycia było zrozumienie i przestrzeganie reguł, którymi od wieków rządziło się to miejsce.
Tej jednej nocy wydawała się łamać je wszystkie, jedna za drugą.
Znów ruszyła przed siebie, dziwnie pewna tego, że wie gdzie się znajduje. Teoretycznie wszystkie drzewa wyglądały tak samo, przynajmniej dla kogoś, kto w lesie bywał sporadycznie, ale spędziła w gęstwinie dość czasu, żeby dostrzegać niezwykle subtelne różnice. Instynkt podpowiadał jej, gdzie się znajdowała i gdzie powinna się udać, żeby dostrzec do celu, niezależnie od tego, jaki kierunek by obrała. Najbliżej miała do miasta, trochę gorzej było z klifem i świątynią, ale w żadnym z tych miejsc nie chciała się teraz znaleźć. Oczywiście najbezpieczniej było znaleźć kryjówkę, gdzie mogłaby bezpiecznie przeczekać do rana, ale ten pomysł również nie wchodził w grę. Jasne, mogła popędzić bezpośrednio do świątyni i tam zabarykadować się w podziemnej bibliotece albo wykorzystać jedno z wejść do tuneli (dzięki Aldero znała kilka całkiem dobrych kryjówek), ale to wiązało się ze zbyt wielkim ryzykiem – i to nie dla niej, ale dla Ariela i jej bliskich.
Omal nie jęknęła, uprzytomniając sobie kolejną głupotę, którą nieświadomie popełniła. Czasami znikała na noc, ale zwykle wspominała o tym wcześniej rodzicom, poza tym zawsze mogli znaleźć ją u Isabeau, Zoe albo Hayley, więc nie było problemu. Ewentualnie nocowała w Niebiańskiej Rezydencji, bardzo sporadycznie, ale jednak. Tym razem jednak nie wspomniała nawet słowa o tym, że wychodzi, więc kwestia czasu był moment, kiedy jej bliscy zaczną się niepokoić, zwłaszcza tej nocy. Nie chciała sobie nawet wyobrażać tego, że ktokolwiek mógłby wpaść na Ariela albo któregokolwiek z innych wilkołaków, jeśli oczywiście którykolwiek z nich jeszcze przemienił się w lesie. W takim wypadku każda ze stron mogła ucierpieć, a to było ostatnim, czego w tym momencie pragnęła.
Cholera, pomyślała i skręciła, kierując się prosto w stronę domu. Śpieszyła się, co mogło okazać się przysłowiowym gwoździem do jej trumny, ale już nie miała czasu na ostrożność. W zasadzie ryzykowała każdą swoją decyzją, ale skoro do tej pory nikt jej nie zaatakował, mogła chyba założyć, że przynajmniej tymczasowo sprzyjało jej szczęście. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, może nawet uda jej się nie doprowadzić do tego, żeby ktoś (zwłaszcza Ariel) podążył za nią do domu, a nawet jeśli, to może wyraźne ślady bytności wampirów i hybryd na terenie otaczającego dom sadu wystarczy, żeby potencjalnego delikwenta zniechęcić.
Spięta do granic możliwości, pokonywała kolejne metry. Starała nie rozglądać się dookoła zbyt obcesowo i o niczym nie myśleć, ale to okazało się trudniejsze niż mogłaby przypuszczać. Strach towarzyszył jej przez cały czas, przypominając lepką, wilgotną mgłę, która przyległa do jej ciała niczym druga skóra, teraz wydając się ją przenikać. Chyba nigdy nie czuła się w taki sposób, nawet w tunelach, gdzie zdawała sobie sprawę z tego, że za każdym zakrętem może czaić się coś, co najchętniej rozerwałoby jej gardo.
Z tym, że tamte istoty mogła bez mrugnięcia okiem zranić, skoro z jej perspektywy nie były niczym więcej niż krwiożercze bestie. Ariel, chociaż w wilczej postaci, zbyt wiele dla niej znaczył i nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby zrobić mu krzywdę. Wiedziała, że w tej sytuacji wahanie może kosztować ją naprawdę wiele, ale nic nie mogła na to poradzić.
Mimo wątpliwości, droga do domu minęła jej w niepokojącym wręcz spokoju. Nikt nie wyskoczył na nią z ciemności, nigdzie też nie czuła śladów bytności jakiegokolwiek wilkołaka, co zaniepokoiło ją bardziej niż ewentualne ślady obecności któregokolwiek z nich. Najgorszy był moment wędrówki po otwartej przestrzeni, stanowiącej polanę, gdzie czasami jeździła z bliskimi konno; czuła się dziwnie obnażona, niczym gotowa przekąska na talerzu, zwłaszcza skąpana w blasku górującego nad jej głową księżyca. Nie była pewna, która jest godzina, ale coś podpowiadało jej, że musi być koło północy, co było jednocześnie dobre i nie, bo może rodzice nie zaczęli jeszcze panikować. Nie żeby Gabriel i Renesmee byli jakoś specjalnie nadopiekuńczy, ale północ stanowiła niepisaną, umowną godzinę, bo zwykle wtedy z Damienem byli w domu – dopiero później należało się martwić.
Kiedy znalazła się przy drzwiach wyjściowych, nerwy miała napięte jak struna gitary. W pośpiechu wpadła do środka i starannie zamknęła za sobą drzwi, dopiero w ciemnym przedpokoju pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Dom pogrążony był w ciszy, co nieco ją uspokoiło, bo najwyraźniej zdążyła wrócić zanim sytuacja zaczęłaby wyglądać naprawdę kiepsko.
Serce wciąż waliło jej jak oszalałe, kiedy ruszyła przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Zaciskała właśnie palce na poręczy, stawiając już pierwsze kroki na drewnianych stopniach, kiedy poczuła, że ktoś ją obserwuje.
– Gdzie byłaś? – usłyszała.
Alessia zamarła.

2 komentarze:

  1. Nowy wyglad *.* cudo. Bardziej mi sie podoba niż poprzedni; jest bardziej tajemniczy. Mysle ze Ariel w polowie poscigu, albo ja zgubił lub jakims cudem zrozumiał, że to Alessia. Podobalo mi sie to jak odpisałaś to wszystko ^^
    Dobra końcówka intryguje, ale cos mi mowi ze to Marco. Gdyby to byl ktorys z rodziców chyba nie byłaby taka zszokowana :D wiec stawiam na dziadka. Ewentualnie Damien cudem dowiedział sie o jej schadzkach z wilkołakiem i chce z nia pogadac, ale mimo wszystko pierwsza wersja jest lepsza^^
    Miełej nocki :))
    pozdrawiam, Gabi ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawe... :)
    No tak, Ariel rzucił się na Alessie...
    Jakbym to ja była na miejscu Ali to nie wiem co bym zrobiła, to było takie urocze gdy zrozumiała że prowadzi Go do miasta. Gdyby się tam znalazł, mogłoby się zrobić raczej nieciekawie.

    Dom, no tak przeważnie każdy czuje się w nim bezpiecznie chyba że jakiś intruz czai się w domu xd

    Nie no, jestem strasznie ciekawa kto tam jest z Ali, obstawiam 3 osoby: Damien, Gabriel lub Marco.

    Rozdział bardzo fajny z zniecierpliwieniem czekam na następny, życzę weny :)
    Pozdrawiam

    Lila

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa