Renesmee
Gabriel bez pośpiechu przeczesał palcami moje włosy.
Lekko przekrzywił głowę, jakby chcąc mi się przyjrzeć pod innym kątem, a w
jego czarnych niczym czarne dziury oczach pojawił się dziwny błysk. Natychmiast
przeszedł mnie trudny do opanowania dreszcz, który sprawił, że moje serce
zabiło szybciej a skóra w miejscach, gdzie czułam na sobie dotyk
ukochanego, zaczęła mrowić.
Wraz z kolejnych zawadiackim
uśmiechem, mój mąż stanowczo przyciągnął mnie do siebie. Pozwoliłam mu na to,
na końcu języka mając pytanie o to, co właściwie się dzieje. Czułam żar
własnego ciała oraz przyjemne ciepło, bijące od obejmującego mnie Gabriela i to
doświadczenie było przyjemne. Chyba nigdy nie miałam przestać fizycznie
reagować na bliskość chłopaka, zwłaszcza, że telepata wydawał się w jakiś
pokrętny sposób wiedzieć, co powinien zrobić, żebym wpadła w ten dziwny
stan oszołomienia.
– Gabrielu… – Chciałam zwrócić jego
uwagę na to, że przecież wszyscy się na nas patrzą, a on miał coś do
powiedzenia, jednak nie byłam w stanie zebrać myśli.
– Wiem – zapewnił mnie, ale nie zwrócił
uwagi na otaczający nas tłum. Kiedy jakimś cudem udało mi się wyrwać spod
hipnotyzującego spojrzenia mojego męża i krótko rozejrzeć dookoła,
poczułam, że coś przewraca mi się w żołądku. Wszyscy – dosłownie wszyscy –
wpatrywali się w nas sposób, który sugerował, że doskonale zdają sobie
sprawę z tego, co się dzieje. Po raz kolejny jedyną niewtajemniczoną byłam
ja i ta myśl powoli doprowadzała mnie do szaleństwa. – Powiedz mi, moja
kochana, jaki dzisiaj mamy dzień? – zapytał mnie spokojnie Gabriel, nie zamierzając
czekać aż zdecyduję się na niego naskoczyć.
– Dwudziesty drugi czerwca –
odparłam machinalnie, zaskoczona jego pytaniem. To nie miało dla mnie sensu.
– Mhm… A coś więcej? – drążył,
uśmiechając się drapieżnie. Jego oczy błyszczały figlarnie, wyrażając coś na
pograniczu rozbawienia i podekscytowania. – Co poza tym, że mamy
dwudziesty drugi czerwca?
Szczerze powiedziawszy, nie miałam
zielonego pojęcia o co mu chodzi. W ostatnim czasie byłam dziwnie
rozkojarzona, poza tym z jakiegoś powodu zdarzało się, że nawet w środku
dnia chciało mi się spać, co było bardzo irytujące, chociaż podejrzewałam, że
to przez upały. No i – jakby nie patrzeć – przynajmniej starałam się być
na Gabriela złą za to, że oznaczył mnie, nie racząc nawet słowem wspomnieć o tym,
że teraz mogę liczyć się z dość nietypowymi reakcjami mężczyzn, których
spotkam; co prawda wszystko minęło stosunkowo szybko, ale przez dwa dni bałam
się ruszyć z domu, żeby przypadkiem nie wpakować się w kłopoty.
Westchnęłam, po czym znów
skoncentrowałam się na przenikliwym spojrzeniu wpatrzonego we mnie Gabriela.
Fakt, że nie tylko on się na mnie patrzył, wcale mi nie pomagał.
– Przesilenie letnie – powiedziałam
w końcu, chwytając się pierwszej myśli, która przyszła mi do głowy. – Poza
tym nasze dzieci właśnie skończyły Akademię… To tak, jakbyś jeszcze się nie
zorientował gdzie i po co jesteśmy – dodałam z nutką sarkazmu,
uśmiechając się pod nosem, kiedy usłyszałam ciche śmiechy. No cóż, może jednak
miałam szansę na to, żeby wyjść z tej sytuacji z twarzą. – Naprawdę
nie rozumiem… Och!
Zrozumienie pojawiło się nagle,
wraz z zażenowaniem, które na moment wytrąciło mnie z równowagi. Na
ustach Gabriela pojawił się triumfalny uśmiech, będący jednocześnie odpowiedzią
na zdradliwy rumieniec, który wkradł się na moje policzki. Jednego byłam pewna
– chłopak na pewno nie miał mi za złe tego, że mogłam o czymkolwiek
zapomnieć, wręcz dobrze się bawiąc dzięki temu, że mógł mnie zaskoczyć.
– Ano właśnie – powiedział z entuzjazmem.
– Czy mógłbym teraz prosić… Och, dzięki Lucas – rzucił przez ramię, już w następnej
sekundzie ponownie koncentrując się na mnie.
Ciszę nocy znów wypełniła muzyka,
tym razem delikatna i melodyjna, wręcz stworzona do bliskości i tańca.
Zamarłam w ramionach Gabriela, całkowicie oszołomiona. Teraz już nie
miałam wątpliwości, że mój mąż zaplanował to wcześniej, korzystając z mojego
rozkojarzenia i tego, że bardziej zaaferowana Alessią i Damienem,
całkiem zapomniałam, co jeszcze wypadało tego dnia. Przecież dokładnie w przesilenie
letnie…
Gabriel uśmiechnął się do mnie
ciepło, po czym odsunął się o krok. Bez chwili wahania skłonił się przede
mną w nieco teatralny sposób, jednak ten staromodny gest wcale nie wydał
mi się przesadzony. Wręcz przeciwnie – pasował do Gabriela idealnie, podobnie
jak i sposób, w jaki zachęcająco wyciągnął do mnie dłoń. Ujęłam ją
bez wahania, w milczeniu obserwując jak unosi ją do ust, żeby móc musnąć
wargami jej wierzch.
Przeszedł mnie dreszcz. Czasami
łatwo było mi zapomnieć, że ja i Gabriel wychowaliśmy się w zupełnie
innych warunkach.
– Czy teraz w końcu mogę
prosić moją piękną żonę do
tańca? – zapytał, przesadnie podkreślając słowo „żona”.
Nie odpowiedziałam, bo to było
zbędne. Ostrożnie zrobiłam krok do przodu, pozwalając żeby nasze ciała otarły
się o siebie, czym jeszcze bardziej pobudziłam już i tak
podekscytowanego, wpatrzonego we mnie pożądliwie Gabriela. Zanim się
obejrzałam, ukochany objął mnie ramieniem, a ja wpadłam mu w ramiona,
tak, że między nami nie było skrawka wolnej przestrzeni.
Kiedy zaczęliśmy tańczyć, poczułam
się tak, jakby nagle wypełniło mnie czyste, lekkie powietrze, Wszelakie obawy i blokady,
które odczuwałam przed publicznymi wystąpieniami, zniknęły, gdy Gabriel pewnie
poprowadził mnie w rytm tej niezwykłej, delikatnej muzyki. Kiedyś
powiedziałabym mu, że traci czas, bo ja nie potrafię tańczyć, ale tym razem
nawet się nie zawahałam. Instynktownie stawiałam stopy w odpowiednich
miejscach, uśmiechałam się i pozwalałam, żeby tren sukni matki Gabriela
wirował wraz z nami, sprawiając, że czułam się tak, jakbym płynęła w powietrzu.
Przepraszam cię, pomyślałam, bez wysiłku łącząc
się z jego umysłem. Tę zdolność opanowałam już do perfekcji, a i
fakt, że mój mąż nigdy się przede mną nie bronił, ułatwiał mi podsyłanie
odpowiednich myśli.
Za co? Doskonale czułam, że był
zdziwiony. Przez cały czas wpatrywał się w moją twarz, chłonąc ją
wszystkimi zmysłami i sprawiając wrażenie kogoś, kto właśnie widzi coś
najcenniejszego na świecie. Chyba powinnam była się z tego powodu
zarumienić, ale porażona lekkością tańca, nie byłam w stanie zrobić nawet
tego. Dlaczego miałabyś mnie za cokolwiek przepraszać.
No nie wiem… Może za to, że
zapomniałam o czymś tak ważnym, jak rocznica ślubu?, zaproponowałam z nutką
goryczy. Nie ukrywajmy, byłam za to na siebie zła, ale naprawdę wyleciało mi z głowy! Nie
mam nawet dla ciebie prezentu, a ty…
Ja też nie mam dla ciebie prezentu, zauważył pogodnie.
Otoczył mnie jego mentalny śmiech,
przypominający ciepły podmuch wiatru albo muśnięcie pierwszych promieni słońca w letni
dzień. Całą sobą chłonęłam płynącą z tego doświadczenia przyjemność i nasze
wspólne, mieszające się ze sobą emocje.
Powstrzymując się od złośliwej
uwagi, że brak prezentu w sam sobie jest dla mnie prezentem – Gabriel w końcu
doskonale wiedział, co takiego sądzę o obsypywaniu podarunkami. Właściwie
sama nie byłam pewna, co powinnam mu teraz powiedzieć, a sposób, w jaki
wodził dłonią po krzywiźnie mojego kręgosłupa, wcale nie pomagał mi zebrać
myśli.
No dobrze, a ten taniec?, zarzuciłam mu w końcu, po
chwili zastanowienia. Mogłabym przysiąc, że w tamtym momencie najchętniej
wywróciłby oczami. Wszyscy wiedzieli… Zmówiłeś się z Dimitrem,
poza tym…
Niech ci będzie: w takim razie
nie mam materialnych prezentów, poprawił się, posyłając mi łobuzerski uśmiech. A teraz…
Nie dokończył myśli, tylko
bezceremonialnie jeszcze mocniej otoczył mnie ramionami w pasie, po czym
podrzucił do góry. Krzyknęłam, oczywiście niepotrzebnie, bo prawie natychmiast
bezpiecznie wylądowałam z powrotem w ramionach ukochanego. Obracając
mną tak, że wykonałam jakiś dziwny, skomplikowany piruet, Gabriel ponownie
przyciągnął mnie do siebie. Zachowywał się tak, jakbyśmy byli urodzonymi
tancerzami, a moja dezorientacja najwyraźniej sprawiała mu przyjemność.
– Siedem lat – powiedział cicho,
tym razem na głos. Chociaż w jakimś stopniu musiał zwracać się również do
otaczającej nas grupki, w większości znajomych i rodziny, to na mnie
przez cały czas się koncentrował. – Nie mogę uwierzyć, że mam cię przy sobie
już ponad siedem lat –westchnął, rzucając mi nieodgadnione spojrzenie.
– Za chwilę pewnie usłyszę, że masz
mnie dość – stwierdziłam. – Powiesz mi to albo…
Chciałam dodać coś jeszcze, ale w tym
samym momencie – posłuszny ostatnim nutom płynącej melodii – Gabriel stanowczo
przyciągnął mnie do siebie, aż wpadłam mu w ramiona. Dysząc ciężko, jakbym
przebiegła maraton, wsparłam obie dłonie na jego torsie i lekko zadarłam
głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
– Naprawdę tak uważasz? – To było
pytanie retoryczne. Przecież wiedział. – To zabawne, bo ja bym pokusił się o kolejnych
siedem lat u twojego boku.
Udałam, że muszę się zastanowić.
– Nie, Gabrielu – powiedziałam
stanowczo. – Siedem lat to zdecydowanie zbyt mało, skoro już jesteśmy przy tym
temacie.
Uśmiechnął się łagodnie, bez chwili
wahania ujmując moją twarz w dłonie. Kiedy nachylił się nade mną, byłam
przekonana, że serce za moment wyrwie mi się z piersi, a wszystko we
mnie aż zaczęło się rwać do tego, żeby w końcu go pocałować, mój mąż
jednak najwyraźniej postanowił się ze mną podroczyć.
– Siedem lat to tak na dobry
początek – powiedział cicho, patrząc mi w oczy. Poczułam na twarzy jego
ciepły, słodki oddech i z wrażenia aż zawirowało mi w głowie. – Nie
zapominaj, kochana, że mamy przed sobą całą wieczność.
– Hm, to bardziej mi odpowiada… – wymamrotałam,
praktycznie na wpół przytomna; mocno zaciskałam dłonie na przedzie jego
koszuli, ale prawie nie byłam tego świadoma.
W momencie, w którym nasze
usta nareszcie się spotkały, w końcu znalazłam się na swoim miejscu. Pod
wpływem impulsu, lekko uniosłam się na palcach i przeciągając niczym
kotka, zarzuciłam obie ręce na szyję Gabriela, żeby znaleźć się jeszcze bliżej.
Początkowo słodki i niewinny pocałunek, szybko przeistoczył się w bardziej
namiętny i odważny, ku uciesze otaczających nas gości. Słysząc pierwsze
śmiechy, oklaski i gwizdnięcia (Aldero, mogłam dać sobie rękę uciąć),
jedynie przywarłam do Gabriela mocniej, absolutne nieskrępowana.
Mówiłam ci już dzisiaj, że cię
kocham?,
pomyślałam, doskonale wiedząc, że Gabriel wciąż śledzi bieg moich myśli.
Nie. Ale to nie zmienia faktu, że
ja kocham ciebie,
zapewnił mnie z pewnością siebie, która nie pozwalałaby mi zwątpić w prawdziwość
jego słów. Na wieczność, dodał i poczułam muśnięcie jego
palców na mojej szyi, kiedy dotknął złotego medalionu, który jako dziecko
dostałam od mamy i z którym nigdy się nie rozstawałam.
Wdzięczna i rozochocona,
zamknęłam oczy, żeby lepiej móc się nacieszyć pocałunkiem. Nie pamiętałam,
kiedy ostatnim razem czułam się w ramionach Gabriela w taki sposób,
ale tak było nawet lepiej.
„Na wieczność…”
O tak, tego zdecydowanie miałam
prawo pragnąć.
Materac ugiął się pode mną, kiedy Gabriel z czułością
położył mnie na łóżku w jednej z komnat Niebiańskiej Rezydencji.
Zamknęłam oczy, poddając się ciepłym palcom i ustom ukochanego, kiedy
zaczął raz po raz muskać moją odsłoniętą skórę. Sam jego dotyk wystarczył,
żebym czuła się fantastycznie, a moje ciało samo z siebie wyginało
się w łuk, spragnione pieszczoty.
Sama nie byłam pewna, które z nas
pierwsze pomyślało o tym, że w końcu darować sobie publiczne
okazywanie uczuć i – ku rozczarowaniu niektórych – poszukać sobie bardziej
ustronnego miejsca. Leżąc na miękkiej pościeli i poddając się zabiegom
męża, pomyślałam, że to również musiał wcześniej zaplanować. Kiedy na dodatek
przesunęłam ręką po pościeli, a moją skórę musnęło coś, co po chwili
zidentyfikowałam jako mieszankę krwistoczerwonych i tak ciemnych, że w mroku
wchodziły w czerń płatków róż, nie miałam co do tego najmniejszych
wątpliwości. Słodki zapach kwiatów mnie oszałamiał, mieszając się z naszym
własnym pożądaniem i dosłownie obezwładniając, w mgnieniu oka
odbierając wolną wolę i zdolność do tego, żeby zacząć swobodnie oddychać.
Byliśmy tylko we dwoje oraz nasze własne pragnienia – takie, które domagały się
natychmiastowego zaspokojenia, niezależnie od konsekwencji.
Wargi Gabriela czule muskały moją
odsłoniętą szyję, powoli schodząc coraz niżej. Kiedy poczułam ciepły oddech
męża między piersiami, wygięłam się w łuk, po czym – chociaż z trudem
– spróbowałam go od siebie odepchnąć. Warknął cicho, niczym rozjuszone zwierzę,
ale posłusznie uniósł się na rękach, tak, że górował nade mną tych kilka
centymetrów, dzięki czemu bez problemu mogłam spojrzeć mu w twarz. Ciemne
oczy błyszczały dziko, dosłownie pochłaniając mnie i zdradzając wszystko
to, co Gabriel w tym momencie czuł.
– Poczekaj – wyszeptałam, jeszcze
bardziej stanowczo napierając na jego tors, żeby dać mu do zrozumienia, że ma
się odsunąć. – Nie tak… Ja też chcę ci coś pokazać – oznajmiłam, dobrze
wiedząc, że chce zaprotestować.
– Dlaczego? – Rzucił mi nieodgadnione
spojrzenie, ale przynajmniej pozwolił mi się podnieść. Natychmiast usiadłam i zsunęłam
się z łóżka, nie chcąc ryzykować, że Gabriela jednak poniosą emocje i jednak
zmieni zdanie. – Dokąd idziesz? – zaniepokoił się, obracając na plecy i obserwując
uważnie każdy mój kroku.
– Po prostu poczekaj – powtórzyłam,
po czym błyskawicznie zniknęłam w łazience.
Kiedy znalazłam się w tym
obszernym, krystalicznie czystym pomieszczeniu, musiałam oprzeć się plecami o drzwi,
żeby zapanować nad drżeniem kolan. Widok bogato zdobionej, dobrze wyposażonej
łazienki, miał w sobie coś kojącego, co pozwoliło mi przynajmniej
częściowo zapanować nad emocjami. No cóż, już od dawna wiedziałam, że Dimitr
lubi dogadzać sobie i swoim gościom, pod tym względem potrafiąc zachować się
jak na prawdziwego króla przystało.
Odetchnęłam raz jeszcze, po czym
bez pośpiechu podeszłam do porcelanowej umywalki i wiszącego nad nią
lustra. Szybko przemyłam twarz wodą, żeby trochę się odświeżyć, chociaż
analizując swoje odbicie, doszłam do wniosku, że to może być stosunkowo trudne.
Włosy miałam wzburzone, oczy błyszczały niezdrowo, a skórę miałam
zarumienioną od szybko krążącej krwi i licznych pocałunków Gabriela.
Wyglądałam jakbym miała wysoką gorączkę, chociaż przynajmniej tym razem stan
ten nie miał żadnego związku z tym, że coś było nie tak z moim
zdrowiem – wręcz przeciwnie.
– Renesmee, wszystko w porządku?
– Głos Gabriela wyrwał mnie z zamyślenia; po jego tonie poznałam, że
zaczyna się nie tylko niepokoić, ale i niecierpliwić, jednak nie mogłam mu
pozwolić, żeby tutaj wszedł.
– T-tak, oczywiście – odparłam, w duchu
wyklinając to, że głos tak bardzo mi drżał od nadmiaru emocji. – Poczekaj
jeszcze chwilę. Już wychodzę – obiecałam, jednocześnie decydując, że najwyższa
pora wziąć się w garść.
Wpatrując się w swoje odbicie,
wykręciłam ręce, żeby dostać się do zapięcia sukienki. Odetchnęłam, kiedy już
udało mi się poluzować materiał, a kreacja sama z siebie zsunęła się
wzdłuż mojego ciała, opadając na podłogę. Szybkim ruchem poderwałam ją z ziemi
i odłożyłam na bok, rzucając gdzieś na brzeg wanny. Podekscytowana, raz
jeszcze przyjrzałam się sobie, błogosławiąc fakt, że Isabeau jednak zdecydowała
się u mnie pojawić, upierając, że koniecznie musi pomóc mi się przygotować
do wyjścia. Na początku patrzyłam na nią z powątpiewaniem, mając ochotę
popukać się w czoło, zwłaszcza kiedy na siłę wcisnęła mi starannie
zapakowane zawiniątko, ale teraz jej intencje stały się dla mnie jasne.
Ściągnęłam z szyi medalion i jeszcze
kilka innych zdobionych drobiazgów, zostawiając biżuterię na brzegu umywalki.
Jedynie „Oczko Gabrielli” i obrączka wciąż pozostały na swoich miejscach,
bo chyba nic nie byłoby w stanie zmusić mnie do tego, żebym rozstała się z nimi
chociaż na chwilę. Nerwowo uniosłam i upuściłam włosy, uważnie obserwując
swoje odbicie i zastanawiając się, czy kiedykolwiek wyglądałam… No cóż, w taki
sposób.
Na sobie miałam… Cóż, w zasadzie
nic, jeśli nie liczyć koronkowego, krwistoczerwonego kompletu bielizny, którą
podarowała mi Isabeau. Miałam sprzeczne uczucia, kiedy zobaczyłam ją po raz
pierwszy, nie wspominając o możliwości tego, żeby ją ubrać, ale
ostatecznie szwagierce uległam. Taka bielizna zdecydowanie nie była w moim
stylu i z jakiegoś powodu czułam się w niej bardziej skrępowana niż
przed pierwszym razem, kiedy byłam już całkowicie naga. Obserwując skrawki
materiału, które jedynie w subtelny sposób zakrywały to, co powinny, sama
już nie byłam pewna, czy…
No dobra, teraz już i tak nie
było czasu na to, żeby się nad czymkolwiek zastanawiać.
Zrzuciłam buty, po czym boso
ruszyłam w stronę drzwi, obojętna na bijący od kafelek na podłodze chłód.
Zawahałam się na moment, ale ostatecznie uchyliłam drzwi, powoli wyglądając
przez szparę na zewnątrz. Natychmiast uderzył mnie widok wygodnie rozłożonego
na łóżku Gabriela, niecierpliwie czekającego na mój powrót. W czarnych
spodniach od garnituru, rozpiętą pod szyją białą koszulą i zmierzwionymi
włosami wyglądał nieziemsko, przez co tym bardziej nie byłam w stanie mu
się oprzeć. Dobry Boże, za każdym razem zakochiwałam się w nim na nowo,
chociaż to nie powinno być przecież możliwe!
Gabriel wsunął obie dłonie pod
głowę, wymownie wpatrując się w sufit, ale nie miałam najmniejszych
wątpliwości co do tego, że musiał zauważyć moją twarz w szparze pomiędzy
framugą a drzwiami łazienki. Jego usta wykrzywił znajomy mi, ironiczny
uśmieszek, oczy zaś zabłysły, zdradzając wciąż niepohamowanie pożądanie.
Dochodząc do wniosku, że najwyższa pora przestać go dręczyć, w końcu
wyszłam z łazienki, starając się zachowywać tak, jakby nie wydarzyło się
nic specjalnego.
– Strasznie długo… – zaczął, a potem
nagle zakrztusił się powietrzem, kiedy przyjrzał mi się uważnie. Natychmiast
poderwał się na łóżku, prostując niczym struna i wpatrując we mnie tak,
jakby widział mnie po raz pierwszy. – Dobra bogini!
– Chyba jednak będę miała dla
ciebie prezent – powiedziałam cicho, dziwnie zachrypniętym tonem. Czułam się
jak kompletna idiotka, ale zaryzykowałam się zakręcić biodrami w sposób,
który – miałam nadzieję – był seksowny.
Pilnując, żeby zachować równe tempo
i oprzeć się pokusie wrócenia do łóżka biegiem, zaczęłam powoli podchodzić
do łóżka, jednocześnie okręcając się tak, żeby Gabriel mógł dokładnie obejrzeć
mnie z każdej strony. Dziwne, ale skrępowanie i wszelakie obawy
zniknęły, kiedy poczułam na sobie jego pełne zachwytu spojrzenie. W jego
oczach byłam piękna i nie miałam do tego najmniejszych wątpliwości.
Ciepłe ramiona otoczyły mnie, kiedy
tylko znalazłam się wystarczająco blisko. Gabriel pociągnął mnie do siebie,
tak, że nie miałam innego wyboru, jak opaść na materac – bynajmniej nie tak
zgrabnie, jak starałam się do tej pory poruszać. Zanim się obejrzałam,
wylądowałam wprost na kolanach mojego męża, a ten wodził kciukiem po moich
odsłoniętych ramionach, powoli zbliżając się do pozbawionego ramiączek stanika.
– To dla mnie? – wymruczał, mimo
obecności materiału, stopniowo kreśląc coraz mniejsze kręgi wokół moich piersi.
Wydawał się oszołomiony, chociaż nie sądziłam, że kiedykolwiek uda mi się
wpędzić Gabriela Licavoli w taki stan. – Renesmee…
– A niby dla kogo? –
Spojrzałam na niego roziskrzonymi oczami. – Podoba ci się? – zapytałam, chociaż
odpowiedź wydawała się oczywista.
– Czy podoba…?
Zanim się obejrzałam, pociągnął
mnie tak, że usiadłam na nim okrakiem. Aż zachłystnęłam się powietrzem, czując nie
tylko ciepło jego ciała, ale i pulsującą męskość, napierającą na miejsce, w którym
chciałam, żeby się znalazł. Co więcej, momentalnie poczułam, że jestem gotowa
na to, żeby go przyjąć.
Zamknęłam oczy. O mój Boże…
Objęłam Gabriela ramionami, chcąc
znaleźć się jeszcze bliżej. Gdzieś w pamięci zamajaczył mi sposób, w jaki
kochaliśmy się ostatnim razem i natychmiast zrobiło mi się jeszcze
bardziej gorąco. Jednocześnie chciałam i nie chciałam tego powtarzać,
zwłaszcza, że wtedy wszystko działo się tak szybko.
– Tym razem zrobimy to powolutku –
obiecał mi czule Gabriel, muskając wargami mój odsłonięty obojczyk. – Nie martw
się. Nic nie będzie cię bolało… – wymruczał i było to całkiem ładnym
wybiegiem, żeby wprost nie wspominać o oznaczeniu.
Odetchnęłam i rozluźniłam się w jego
ramionach, gotowa pozwolić mu na wszystko, cokolwiek by sobie zażyczył.
Czułam, że ta noc będzie niezwykła.
Gorący rozdział!! Mm, nie spodziewałam się akurat rocznicy ślubu, ale nie ważne. Kurde, żadne z nich nie miało prezentu, a jak się okazało Renesmee "miała" swój prezent na sobie. Duszno się zrobiło w sypialni, otwórzcie okna xd kurde, nie umiem komentować takich scen, ani tym bardziej nie wiem jak to skomentować. Może porównam panującą tam atmosferę do.. Do gorącego piekarnika z lazanią w środku. Dobre porównanie *.*
OdpowiedzUsuńAldero czy on zawsze musi się w jakiś sposób wyróżniać? xD chyba ma to po Drake, którego mi brakuje "w". Dobra mam Gabriela - tego romantycznego, Gabriela ;D całkiem podoba mi się taka wersja jego♥ Jestem na tak jeśli chodzi o romantycznego Licavoli.
Zdecydowanie czekam na następny rozdział, a mam nadzieję, że tym razem będzie Layla i Rufus^^
Gabi ;**
O rany, tego się nie spodziewałam! Obstawiałabym wszystko ale nie rocznicę ślubu! Dziękuję ci bardzo za to miłe zaskoczenie.:)
OdpowiedzUsuńKurczę ja na miejscu Renesmee bym się zapadła pod ziemię :), no bo jak można zapomnieć o tak ważnym wydarzeniu :)
Cały rozdział naprawdę super!(w ogóle jak wszystkie :) )
Pozdrawiam
Lila