Alessia
♪ Ewelina Lisowska – „Nieodporny rozum”
Alessia bez pośpiechu krążyła po ogrodach Niebiańskiej
Rezydencji. Delikatnie podrygiwała do rytmu płynącej muzyki, nie miała już
jednak ochoty na taniec, chociaż Edward jasno dał jej do zrozumienia, że gdyby
chciała, wciąż jest do jej dyspozycji. Ali była nieco zaskoczona jego
zapewnieniami, bo zazwyczaj bliżej im było do kłótni niż tańca, ale nie
zamierzała być z tego powodu dla niego niemiłą. Jasne, lubiła się z nim
drażnić, momentami przypominając o tym, że jest jej dziadkiem (chociaż
naturalnie na to nie wyglądał!), ale to przecież były tylko żarty, a ona
nie zawsze zachowywała się jak wredna zołza.
Kiedy oddaliła się od tańczących, a muzyka
ucichła, poczuła się trochę lepiej. Była odrobinę senna, ale nie było w tym
niczego złego, bo to był dobry rodzaj zmęczenia. Przebywanie w centrum
uwagi, szalony taniec, konieczność dobrego prezentowania się… To wszystko
sprawiało jej przyjemność, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę to, kim chciała
zostać w przyszłości. Jako kapłanka tym bardziej byłaby podziwiana i rozliczana
na podstawie tego, jak się prezentowała, dlatego lepiej było oswajać się z tym
już teraz.
Damien zniknął jakiś czas temu,
najwyraźniej dobrze się bawiąc, ale Alessia nie zamierzała go szukać. Aldero i Cameron
pojawiali się i znikali, co w sumie też nie było niczym nowym, bo ta
dwójka miała wrodzone zdolności do tego, żeby podpadać najróżniejszym osobom, a później
musieć ich unikać. Co prawda nie sądziła, żeby Rufus był aż do tego stopnia
zdesperowany, by ganiać za Al’em – w końcu miał Laylę i to ona w pełni
pochłaniała jego uwagę – ale jej kuzyn najwyraźniej wolał dmuchać na zimne;
biorąc pod uwagę ekscentryczny sposób bycia ich wujka, takie postępowanie było
najzupełniej uzasadnione, ale wolała tego nie komentować.
Westchnęła, po czym uniosła głowę,
spoglądając w ciemne, upstrzone gwiazdami niebo. Pierwsza noc lata
zapowiadała się wyjątkowo ciepło, ale nie duszno, co jak najbardziej jej
odpowiadało. W powietrzu unosił się przyjemny zapach wypełniających ogród
kwiatów oraz drzew owocowych, aktualnie w pełni rozkwitu. Przyjemnie
ciepły wiatr, wiejący gdzieś od strony klifu i świątyni, bawił się jej
włosami, przynosząc ukojenie i jeszcze więcej słodkich, przyjemnych
zapachów, które pozwalały jej się rozluźnić. W tej nocy było coś
niezwykłego, chociaż równie dobrze wrażenie to mogło brać się stąd, że wciąż
była pod wrażeniem emocji związanych z ceremonią zakończenia szkoły oraz
rocznicą ślubu rodziców.
Hm, zabawne, ale nagle poczuła się
samotna. Zwłaszcza obserwując splecionych razem ze sobą Renesmee i Gabriela,
ogarnęło ją dziwne, nieznośne uczucie osamotnienia, chociaż przecież nie była
sama, otoczona przez rodzinę, znajomych i przyjaciół. Co więcej, przecież
sama od nich odeszła, łaknąć samotności – a przynajmniej tym się
usprawiedliwiała, bo w rzeczywistości jej pragnienia były trochę bardziej
złożone.
A jeśli już miała być ze sobą w pełni
szczera, wszystko sprowadzało się do jednej jedynej osoby.
Bez pośpiechu weszła w kolejną
kwiatową alejkę, właściwie nie zastanawiając się nad tym dokąd idzie i gdzie
chce dotrzeć. Wpatrywała się w biały żwir, cicho chrzęszczący pod jej
stopami. Chodzenie na wysokich obcasach w takich warunkach było trochę
problematyczne, ale Alessia była już przyzwyczajona, bo odkąd pamiętała, dużo
czasu spędzała w Pałacu Iluzji. Dimitr był już praktycznie członkiem
rodziny i zastępczym ojcem dla Aldero oraz Camerona, chociaż Isabeau
odrzuciła jego zaręczyny i raczej nic nie wskazywało na to, żeby miała
zmienić zdanie.
Dalsza część ogrodu nie była tak
dobrze oświetlona jak miejsce uroczystości, ale ciemność nie była przeszkodą
dla wyostrzonych zmysłów Alessi. Spacerowała, próbując zająć czymś myśli, ale
przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że traci czas. W przypadku
wampirów, a więc i hybryd, idealna pamięć oraz zaskakująco dużo
miejsca w głowie, były zarazem błogosławieństwem i przekleństwem. W jej
przypadku ostatnio do głosu dochodziło raczej to drugie…
– Ali?
Znajomy, dobiegający z ciemności
głos, na moment wytrącił ją z równowagi. Alessia przystanęła, po czym bez
chwili wahania odwróciła się w stronę pogrążonego w ciemnościach
muru. W pierwszej chwili nie dostrzegła niczego, ale wydawało jej się, że
gdzieś na szczycie muru zamajaczyła jej czyjaś smukła sylwetka. Mimowolnie
uśmiechnęła się pod nosem, jednocześnie wywracając oczami.
– To ja – uspokoiła. Cieszyła się w duchu,
że w ciemnościach Ariel nie był w stanie zauważyć promiennego
uśmiechu, który wkradł się na jej usta. – Złaź. Chyba nie zamierzasz siedzieć
tam przez całą noc, prawda?
– Chyba nie – zgodził się i zabrzmiało
to całkiem lekko; odetchnęła, bo przy każdym ich spotkaniu podświadomie
oczekiwała momentu, kiedy Ariel zacznie zachowywać się równie niedostępnie, co
na samym początku. – No dobra. Odsuń się.
Machinalnie zrobiła krok do tyłu,
chociaż podejrzewała, że nie o to Arielowi do końca chodziło. Chłopak
westchnął teatralnie, po czym z wprawą zsunął się ze swojego
dotychczasowego siedziska. Alessia uśmiechnęła się, widząc jak z lekkością
i prawie nie robiąc przy tym hałasu, wylądował w kucki tuż naprzeciwko
niej. Natychmiast się wyprostował, spoglądając na nią z błyskiem w ciemnych
oczach. Mimo ciemności, Ali doskonale widziała, jak na jego usta powoli wkrada
się niepewny, ale na pewno szczery uśmiech.
– Cześć – zreflektował się,
uświadamiając sobie, że wcześniej zapomniał o przywitaniu. W nerwowy
geście przeczesał palcami ciemne włosy, odgarniając sobie grzywkę z czoła.
– Bardzo się spóźniłem? – zagaił, rzucając jej zaciekawione spojrzenie; jego
oczy wydawały się chłonąć jej sylwetkę, zwłaszcza kiedy zauważył przylegającą
do jej ciała sukienkę.
– Szczerze powiedziawszy, w pewnym
momencie zwątpiłam w to, czy w ogóle się pojawisz – przyznała w przypływie
szczerości.
– Zmartwiłoby cię to? – Nie
odpowiedziała, dochodząc do wniosku, że to zbyt podchwytliwe pytanie. Nie
chciała przed nim zdradzić zbyt wiele, zwłaszcza jeśli chodziło o emocje,
których przecież sama do końca nie rozumiała. – Nieważne. Ładnie wyglądasz,
Ali.
Komplementy również były czymś do
czego teoretycznie przywykła, bo od samego początku była przez bliskich
podziwiana i rozpieszczana, ale z jakiegoś powodu komentarz Ariela
wprawił ją w zakłopotanie.
– Dziękuję – odparła pozornie
obojętnym tonem, ale doskonale czuła rumieniec, który wkradł się na jej
policzki. – Nie rozumiem, dlaczego tak się kryjesz. Przecież gdybyś przyszedł
tak jak wszyscy, nic…
– Nie wiesz, co mówisz – przerwał
jej nieco ostro, ale z jakiegoś powodu nie poczuła się urażona. – Nie.
Gdybym przyszedł… Uwierz mi na słowo, że to raczej nie zostałoby dobrze
przyjęte. Ja to ja, ale wolałbym, żebyś nie miała z mojego powodu
kłopotów.
Lekko zmarszczyła brwi, słysząc
jego słowa. Korciło ją, żeby zapytać o to, co takiego miał na myśli, ale
doszła do wniosku, że na takie rozmowy będą mieli jeszcze dużo czasu. Teraz
była zbyt zaaferowana tym, że w końcu się pojawił, żeby niepotrzebnie
zawracać sobie głowę czymś tak nieistotnym, jak przewrażliwienie Ariela.
Przecież nie była głupia; wiedziała jak prezentują się relacje wampirów i dzieci
księżyca. Po prostu nie sądziła, żeby fakt, że zdarzało im się ze sobą
spotykać, został jakoś specjalnie źle odebrany, zwłaszcza, że do tej pory razem
uczęszczali do Akademii Nocy. Skoro non stop kładło się nacisk na to, żeby mieszkańcy
miasta jakoś ze sobą współegzystowali, tym bardziej nikt nie powinien mieć do
nich pretensji.
Ech… Dlaczego to brzmiało jak
kłamstwo?
Czuła, że Ariel cały czas ją
obserwuje, jednak nie odczuwała potrzeby, żeby przerywać panującą ciszę.
Milczenie w ich przypadku od samego początku miało w sobie coś
pozytywnego, chociaż Alessia nie potrafiła określić dlaczego. Po prostu czuła
się przy nim dobrze – i to chyba ze wzajemnością, skoro Ariel wciąż chciał
się z nią spotykać.
– Podobało mi się, jak tańczyłaś –
oznajmił nagle Ariel, lekko przekrzywiając głowę, żeby przyjrzeć jej się pod innym
kątem. Serce zabiło jej szybciej, kiedy uprzytomniła sobie, że faktycznie był
obecny podczas ceremonii. Kiedy wirowała w ramionach Damiena, udało jej
się zapomnieć o całym świecie, ale później myślami wciąż uciekła do
Ariela, dyskretnie próbując wypatrzeć go wśród zaproszonych gości. – No nie
patrz tak. Przecież ci obiecałem.
– Czasami nie jestem pewna, czy nie
mówisz pewnych rzeczy tylko po to, żeby nie sprawić mi przykrości…
Przez twarz Ariela przemknął cień i zaraz
pożałowała swoich słów, ale nie zamierzała ich cofnąć. Bez chwili wahania
spojrzała wilkołakowi w oczy, niezrażona ich pozbawionym emocji, pustym
wyrazem. Nigdy nie była strachliwa, a chociaż stojący przed nią chłopak
wyzwalał w niej wiele sprzecznych uczuć, w grę nie wchodził strach;
nie potrafiła bać się Ariela, nawet jeśli obawy byłby w pełni uzasadnione.
Nie. Mogła bać się o Ariela, o ich
emocje… W zasadzie o wszystko, co miało jaki związek z ich
dwójką. Ale nigdy tak naprawdę nie bała się Ariela.
– Myśl sobie, co tylko chcesz, ale
ja nie potrafiłbym być z tobą nieszczerym – odezwał się po chwili
wahania Ariel, odwzajemniając jej pewne siebie spojrzenie. – Już wcześniej
wiedziałem, że fantastycznie tańczysz – w końcu inaczej River Song nie
wybrałaby cię na królową uroczystości. Podczas zakończenia… Twój brat dobrze
się z tobą prezentował – przyznał, ale wyczuła pytającą nutę, kiedy
wypowiadał słowo „brat”.
– Tak, Damien zawsze jest we
wszystkim perfekcyjny. – Dziwne, ale zabrzmiało to trochę tak, jakby odczuwała z tego
powodu gorycz. Pierwszy raz poczuła wątpliwości, ale to i tak nie
powstrzymało jej przed tym, żeby dokończyć: – Szczerze powiedziawszy, lepiej
czułam się, kiedy tańczyliśmy razem.
W oczach Ariela pojawił się
niezrozumiały błysk, który jeszcze bardziej ją zdezorientował. Ariel miał w sobie
coś – jakiś wyjątkowy, trudny do opisania słowami talent – co za każdym razem
wytrącało ją z równowagi. Nigdy nie spotkała na swojej drodze kogoś, kto
intrygowałby ją aż do tego stopnia, a przy tym byłby pełen swego rodzaju
nieprzystępności i… szczerości? Tak, cokolwiek to znaczyło, Ariel na pewno był
wyjątkowy w ten niezwykły sposób, który pociągał ją od momentu, kiedy
zobaczyła go po raz pierwszy.
Pod wpływem impulsu i przypływu
pewności siebie, zrobiła zdecydowany krok do przodu, pozwalając żeby ich ramiona otarły się o siebie. Poczuła, że Ariel zesztywniał i wzdrygnął się
tak, jakby poraził go prąd, ale przynajmniej nie odsunął się do niej, chociaż
do samego końca była przekonana, że jednak zdecyduje się to zrobić. Czuła
ciepło bijące od jego ciała i to było przyjemne, podobnie jak i świadomość
bliskości, niemal porównywalnej do tej, której doświadczali, kiedy siedzieli
razem na kamiennym stole w środku lasu.
– Naprawdę? – Ariel zamrugał, po
czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. Wyglądał na oszołomionego tym, że
ktokolwiek mógłby się czuć przy nim dobrze.
– Naprawdę – zapewniła go cicho.
Jej dłoń otarła się o jego rękę, aż zacisną obie dłonie w pięści. Na
sobie jak zwykle miał bluzę z długim rękawem, bo od dnia ich pierwszej
wizyty w środku lasu, starał się za wszelką cenę ukryć blizny na
nadgarstkach. – Ja też mam wręcz chorobliwą skłonność do mówienia innym prawdy,
Arielu.
– Och, doprawdy? – Głos miał lekki i opanowany,
ale jego przyśpieszony oddech zdradzał, jak bardzo czuł się przy niej nieswojo.
– W takim razie, może powiesz mi coś jeszcze? – zaproponował, jednak
decydując się nie zwiększać dzielącego ich dystansu; Alessia w jakimś
stopniu odetchnęła, chociaż jej ciało pragnęło znaleźć się jeszcze bliżej,
niezależnie od konsekwencji i reakcji Ariela.
Spojrzała na Ariela z powątpieniem.
Szczerość była jednym, ale coś w słowach chłopaka sprawiło, że wolała mieć
się na baczności.
– Co takiego? – Tak, zdecydowanie
wolała być ostrożna. Oczywiście tylko ze względów profilaktycznych, chociaż Ariel
i tak miał ją w garści, nawet jeśli nie był tego świadom.
Ariel westchnął cicho.
– Czy ja wiem? – Wciąż zamyślony,
bezceremonialnie ujął ją za rękę. Splotła swoje palce z jego, mając
wrażenie, że w miejscach, gdzie ich ciała stykały się ze sobą, raz po raz
przenikał ją prąd. – Coś, co tylko ty wiesz.
Sugestia pozornie była niewinna,
ale Alessia zdawała sobie sprawę z tego, że odpowiedź ma dla niego duże
znaczenie. Szczerze powiedziawszy, dla niej również i ta świadomość
sprawiła, że momentalnie zapragnęła znaleźć jakiś sposób na to, żeby być w stanie
uniknąć odpowiedzi. Niestety, spojrzenie Ariela miało w sobie coś, co
jasno dało jej dało do zrozumienia, że raczej nie zamierza na to pozwolić. Był
zdesperowany, a ona nie mimo wszystko nie chciała doprowadzić do tego,
żeby z jakiegokolwiek powodu sprawić mu przykrości.
– Niech się zastanowię… – zaczęła,
chociaż był to jedynie sposób na to, żeby przynajmniej trochę zyskać na czasie.
Zrobiła niepewny krok do przodu, nagle stając tak blisko, że praktycznie się
obejmowali. – No dobrze. W takim razie może to, że coraz bardziej mieszasz
mi w głowie, Arielu.
– Przepraszam? – Mimo wszystko
zabrzmiało to jak pytanie. Kiedy zaczął szeptać jej do ucha, przypadkiem albo
celowo musnął wargami jego płatek, przez co zadrżała i zaczęła mieć
jeszcze większe problemy z koncentracją. – Ale przynajmniej w pozytywnym
sensie?
– Hm, czy ja wiem…?
Odpowiedział jej jego cichy,
przyjemnie szczery śmiech. Lubiła, kiedy się uśmiechał, nie wspominając o prawdziwym
śmiechu, bo wyglądał na kogoś, kto zwykle nie miał powodów do radości. Miała
zresztą wrażenie, że przez cały czas towarzyszył mu swego rodzaju smutek, nawet
jeśli teoretycznie nie miał powodów do tego, żeby czymkolwiek się przejmować.
Przecież był z nią, więc mógł czuć się swobodnie; sądziła, że zdążył się o tym
przekonać, ale nie miała pewności.
Dłonie Ariela nagle znalazły się na
jej biodrach, ale nie było w tym geście niczego dwuznacznego, a przynajmniej
ona tak tego nie odebrała. Z zaciekawieniem spojrzała mu w oczy,
próbując jakkolwiek zidentyfikować emocje, które nim targały, to jednak okazało
się trudniejsze niż podejrzewała. Ariel od samego początku był dla niej zagadką
i za żadne skarby nie potrafiła zinterpretować uczuć, które nim w różnych
sytuacjach targały. Czasami ją to irytowało, ale jednocześnie taki stan rzeczy
sprawiał jej przyjemność, jeszcze bardziej do niego przyciągając.
– Podoba mi się to, że mogę mieszać
ci w głowie – przyznał, odsłaniając w uśmiech komplet równych,
białych zębów. – I nie da się ukryć, że cieszy mnie to, że lubisz ze mną
tańczyć – dodał i w tamtym momencie zaświtał jej w głowie pewien
pomysł.
– A czy w takim razie
mógłbyś coś dla mnie zrobić? – zagadnęła, siląc się na niewinny wyraz twarzy.
Wzrok Ariela momentalnie stał się
podejrzliwy.
– To zależy, co takiego masz na
myśli – powiedział, ostrożnie dobierając słowa.
Alessia ledwo powstrzymała się od
przeciągłego, rozdrażnionego westchnienia. Ten brak zaufania był doprawdy
drażniący, zwłaszcza, że nigdy nie chciała zrobić czegoś przeciwko niemu. Co
zresztą mogłaby mu zaproponować, żeby aż zaczął się obawiać.
– To nic takiego – zapewniła
natychmiast. Ariel skinął głową, ale wciąż nie wyglądał na specjalnie
przekonanego. – Przecież nie każę ci się ujawnić, skoro tego nie chcesz.
– W takim razie w porządku
– zgodził się, uspokojony. Ach, czyli to go gryzło. Nie mogła powiedzieć, żeby
była zachwycona perspektywą jakiejkolwiek tajemnicy, ale z drugiej strony,
musiała przyznać, że sama czuła się pewniej, kiedy Ariel pozostawał wyłącznie
jej. To było trochę tak, jakby intuicja podpowiadała jej, że pewne kwestie
faktycznie lepiej jest zachować wyłącznie dla siebie. – Więc o co chodzi?
Nie odpowiedziała, tylko objęła go
za szyję, starając się ignorować to, jak bardzo był spięty. Wyczuła jego
wahanie, ale po chwili zastanowienia w końcu odwzajemnił uścisk i przyciągnął
ją bliżej do siebie. Odetchnęła głęboko, wciągając do płuc jego nietypowy,
nieco korzenny zapach. Przypominał mieszankę różnych nietypowych przypraw,
których nie była w stanie rozpoznać, zwłaszcza, że kucharka była z niej
marna. Wiedziała jedynie, że dzieci księżyca pachniały zupełnie inaczej niż
wampiry, nie tylko nie mając w swojej woni słodyczy, ale wręcz będąc w stanie
woń krwiopijców skutecznie przytłumić.
Poczuła się trochę głupio z tym,
że mogłaby Ariela obwąchiwać – jeśli to zauważył, pewnie teraz myślał, że coś
było z nią nie tak – ale jakoś nie potrafiła się powstrzymać. Wciąż go
obejmując, zaczęła delikatnie kołysać biodrami w rytm nieistniejącej
melodii, którą sama sobie wymyśliła. Początkowa dezorientacja Ariela jej nie
zaskoczyła, ale po chwili chłopak zrozumiał jej intencje. Chociaż nie była w stanie
zobaczyć jego twarzy, kiedy bardziej stanowczo uchwycił ją w pasie i dostosował
się do jej ruchów, ucieszyła się, że dobrze zinterpretował jej intencje.
Nie była pewna w którym
momencie to Ariel przejął kontrolę. Lubiła te momenty, kiedy okazywał się
zdolny do tego, żeby postawić na swoim. Chociaż na pierwszy rzut oka wyglądał
niepozornie, wyczuwała w nim swego rodzaju charyzmę i zdolności
przywódcze, choć on sam najwyraźniej żadnego z tych czynników nie był
świadom. Zanim się obejrzała, pociągnął ją do jakiegoś szalonego,
entuzjastycznego tańca, niezrażony tym, że w tej części ogrodu praktycznie
nie było słychać muzyki i otaczał ich nie tylko mrok, ale również cisza.
Kiedy zaczęli tańczyć, Alessia nie
była w stanie powstrzymać się przed niekontrolowanym śmiechem. Ariel
chwycił ją za ręce i kręcąc ją w kółko, zaczął obserwować jej
roześmianą twarz. Jego własną również rozjaśnił promienny uśmiech z którym
– mogła z czystym sumieniem to przyznać – wyglądał jeszcze lepiej, jakby
to w ogóle było możliwe. Wirowali tak razem, śmiejąc się i zachowując
jak dzieci, ale Alessi to nie przeszkadzało, bo wcale nie czuła się, jakby
robiła cokolwiek nie tak. Ten taniec nie był w niczym podobny do walca,
który ćwiczyli wcześniej. Był lekki, pozbawiony dyscypliny i zasad, tych
wszystkich sztywnych reguł, które by ich ograniczała.
Był ich, podobnie jak ten krótki
moment, kiedy byli razem, ciesząc się chwilą i sobą wzajemnie.
Ariel szarpnięciem przyciągnął ją
do siebie, aż zachwiała się i wpadła mu w ramiona. Znów zachichotała,
zwłaszcza, że dłonie wilkołaka po raz kolejny wylądowały na jej talii, tym
razem zdecydowanie mocniej, a chwilę później została bezceremonialnie
podrzucona do góry.
– Ariel, co ty robisz?! – pisnęła,
ale nie czuła strachu, tylko wszechogarniającą euforię, która najwyraźniej
udzielała się również jemu.
– Nie mam pojęcia – przyznał, ale
nie postawił jej na ziemię. Bez słowa wyjaśnienia znów okręcił ją wokół własnej
osi, wydając się rozkoszować jej śmiechem i tym, że mógł mieć jakikolwiek
wpływ na jej dobry humor.
Alessia westchnęła przeciągle, nie
zamierzając protestować. Kiedy w końcu Ariel się zatrzymał, a ona na
powrót dotknęła stopami ziemi, poczuła się jednocześnie pusta i szczęśliwa.
Odpowiadało jej, że Ariel wciąż trzymał dłonie na jej biodrach, ale
jednocześnie nie potrafiła zaakceptować tego, że mimo wszystko był tak daleko
od niej.
Powoli odwróciła się, żeby
popatrzeć na swojego towarzysza. Jego oczy błyszczały, ciemne włosy miał w nieładzie,
a blada zazwyczaj skóra w końcu nabrała trochę koloru, co widziała
nawet mimo panujących ciemności. Ariel wyglądał tak, jakby w końcu zaczął
odżywać, chociaż z jakiegoś powodu bała się wyciągnąć takie wnioski,
podświadomie wciąż bojąc się tego, że z jakiegoś powodu wrócą do punktu
wyjścia. Nie zniosłaby tego, zwłaszcza, że chciała wierzyć w to, iż między
nimi coś się dzieje – cokolwiek to znaczy.
– Dziękuję ci – powiedziała cicho,
pod wpływem impulsu.
Ariel zmarszczył brwi, po czym
lekko przekrzywił głowę.
– Mnie? Za co?
Jakbym sama wiedziała…
– Za wszystko – odparła wymijająco.
Ariel jedynie się uśmiechnął,
chociaż wyglądało to trochę dziwnie, jakby właśnie pozwalał sobie na coś, co do
tej pory było mu obce. Tak czy inaczej, Ali wiedziała jedno – oboje się
zmieniali, chociaż wciąż nie była pewna czy to dobrze, czy źle.
Ojeju! Jaki słodki ten rozdział! W szczególności końcówka.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało jak ze sobą tańczyli, w ogóle lubię gdy piszesz rozdziały o tej dwójce. :)
Rozdział jest naprawdę mega fajny.
Do nn .
Lila