21 marca 2014

Siedemdziesiąt dwa

Renesmee
Gabriel bez pośpiechu przeczesał palcami moje włosy. Lekko przekrzywił głowę, jakby chcąc mi się przyjrzeć pod innym kątem, a w jego czarnych niczym czarne dziury oczach pojawił się dziwny błysk. Natychmiast przeszedł mnie trudny do opanowania dreszcz, który sprawił, że moje serce zabiło szybciej a skóra w miejscach, gdzie czułam na sobie dotyk ukochanego, zaczęła mrowić.
Wraz z kolejnych zawadiackim uśmiechem, mój mąż stanowczo przyciągnął mnie do siebie. Pozwoliłam mu na to, na końcu języka mając pytanie o to, co właściwie się dzieje. Czułam żar własnego ciała oraz przyjemne ciepło, bijące od obejmującego mnie Gabriela i to doświadczenie było przyjemne. Chyba nigdy nie miałam przestać fizycznie reagować na bliskość chłopaka, zwłaszcza, że telepata wydawał się w jakiś pokrętny sposób wiedzieć, co powinien zrobić, żebym wpadła w ten dziwny stan oszołomienia.
– Gabrielu… – Chciałam zwrócić jego uwagę na to, że przecież wszyscy się na nas patrzą, a on miał coś do powiedzenia, jednak nie byłam w stanie zebrać myśli.
– Wiem – zapewnił mnie, ale nie zwrócił uwagi na otaczający nas tłum. Kiedy jakimś cudem udało mi się wyrwać spod hipnotyzującego spojrzenia mojego męża i krótko rozejrzeć dookoła, poczułam, że coś przewraca mi się w żołądku. Wszyscy – dosłownie wszyscy – wpatrywali się w nas sposób, który sugerował, że doskonale zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje. Po raz kolejny jedyną niewtajemniczoną byłam ja i ta myśl powoli doprowadzała mnie do szaleństwa. – Powiedz mi, moja kochana, jaki dzisiaj mamy dzień? – zapytał mnie spokojnie Gabriel, nie zamierzając czekać aż zdecyduję się na niego naskoczyć.
– Dwudziesty drugi czerwca – odparłam machinalnie, zaskoczona jego pytaniem. To nie miało dla mnie sensu.
– Mhm… A coś więcej? – drążył, uśmiechając się drapieżnie. Jego oczy błyszczały figlarnie, wyrażając coś na pograniczu rozbawienia i podekscytowania. – Co poza tym, że mamy dwudziesty drugi czerwca?
Szczerze powiedziawszy, nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi. W ostatnim czasie byłam dziwnie rozkojarzona, poza tym z jakiegoś powodu zdarzało się, że nawet w środku dnia chciało mi się spać, co było bardzo irytujące, chociaż podejrzewałam, że to przez upały. No i – jakby nie patrzeć – przynajmniej starałam się być na Gabriela złą za to, że oznaczył mnie, nie racząc nawet słowem wspomnieć o tym, że teraz mogę liczyć się z dość nietypowymi reakcjami mężczyzn, których spotkam; co prawda wszystko minęło stosunkowo szybko, ale przez dwa dni bałam się ruszyć z domu, żeby przypadkiem nie wpakować się w kłopoty.
Westchnęłam, po czym znów skoncentrowałam się na przenikliwym spojrzeniu wpatrzonego we mnie Gabriela. Fakt, że nie tylko on się na mnie patrzył, wcale mi nie pomagał.
– Przesilenie letnie – powiedziałam w końcu, chwytając się pierwszej myśli, która przyszła mi do głowy. – Poza tym nasze dzieci właśnie skończyły Akademię… To tak, jakbyś jeszcze się nie zorientował gdzie i po co jesteśmy – dodałam z nutką sarkazmu, uśmiechając się pod nosem, kiedy usłyszałam ciche śmiechy. No cóż, może jednak miałam szansę na to, żeby wyjść z tej sytuacji z twarzą. – Naprawdę nie rozumiem… Och!
Zrozumienie pojawiło się nagle, wraz z zażenowaniem, które na moment wytrąciło mnie z równowagi. Na ustach Gabriela pojawił się triumfalny uśmiech, będący jednocześnie odpowiedzią na zdradliwy rumieniec, który wkradł się na moje policzki. Jednego byłam pewna – chłopak na pewno nie miał mi za złe tego, że mogłam o czymkolwiek zapomnieć, wręcz dobrze się bawiąc dzięki temu, że mógł mnie zaskoczyć.
– Ano właśnie – powiedział z entuzjazmem. – Czy mógłbym teraz prosić… Och, dzięki Lucas – rzucił przez ramię, już w następnej sekundzie ponownie koncentrując się na mnie.
Ciszę nocy znów wypełniła muzyka, tym razem delikatna i melodyjna, wręcz stworzona do bliskości i tańca. Zamarłam w ramionach Gabriela, całkowicie oszołomiona. Teraz już nie miałam wątpliwości, że mój mąż zaplanował to wcześniej, korzystając z mojego rozkojarzenia i tego, że bardziej zaaferowana Alessią i Damienem, całkiem zapomniałam, co jeszcze wypadało tego dnia. Przecież dokładnie w przesilenie letnie…
Gabriel uśmiechnął się do mnie ciepło, po czym odsunął się o krok. Bez chwili wahania skłonił się przede mną w nieco teatralny sposób, jednak ten staromodny gest wcale nie wydał mi się przesadzony. Wręcz przeciwnie – pasował do Gabriela idealnie, podobnie jak i sposób, w jaki zachęcająco wyciągnął do mnie dłoń. Ujęłam ją bez wahania, w milczeniu obserwując jak unosi ją do ust, żeby móc musnąć wargami jej wierzch.
Przeszedł mnie dreszcz. Czasami łatwo było mi zapomnieć, że ja i Gabriel wychowaliśmy się w zupełnie innych warunkach.
– Czy teraz w końcu mogę prosić moją piękną żonę do tańca? – zapytał, przesadnie podkreślając słowo „żona”.
Nie odpowiedziałam, bo to było zbędne. Ostrożnie zrobiłam krok do przodu, pozwalając żeby nasze ciała otarły się o siebie, czym jeszcze bardziej pobudziłam już i tak podekscytowanego, wpatrzonego we mnie pożądliwie Gabriela. Zanim się obejrzałam, ukochany objął mnie ramieniem, a ja wpadłam mu w ramiona, tak, że między nami nie było skrawka wolnej przestrzeni.
Kiedy zaczęliśmy tańczyć, poczułam się tak, jakby nagle wypełniło mnie czyste, lekkie powietrze, Wszelakie obawy i blokady, które odczuwałam przed publicznymi wystąpieniami, zniknęły, gdy Gabriel pewnie poprowadził mnie w rytm tej niezwykłej, delikatnej muzyki. Kiedyś powiedziałabym mu, że traci czas, bo ja nie potrafię tańczyć, ale tym razem nawet się nie zawahałam. Instynktownie stawiałam stopy w odpowiednich miejscach, uśmiechałam się i pozwalałam, żeby tren sukni matki Gabriela wirował wraz z nami, sprawiając, że czułam się tak, jakbym płynęła w powietrzu.
Przepraszam cię, pomyślałam, bez wysiłku łącząc się z jego umysłem. Tę zdolność opanowałam już do perfekcji, a i fakt, że mój mąż nigdy się przede mną nie bronił, ułatwiał mi podsyłanie odpowiednich myśli.
Za co? Doskonale czułam, że był zdziwiony. Przez cały czas wpatrywał się w moją twarz, chłonąc ją wszystkimi zmysłami i sprawiając wrażenie kogoś, kto właśnie widzi coś najcenniejszego na świecie. Chyba powinnam była się z tego powodu zarumienić, ale porażona lekkością tańca, nie byłam w stanie zrobić nawet tego. Dlaczego miałabyś mnie za cokolwiek przepraszać.
No nie wiem… Może za to, że zapomniałam o czymś tak ważnym, jak rocznica ślubu?, zaproponowałam z nutką goryczy. Nie ukrywajmy, byłam za to na siebie zła, ale naprawdę wyleciało mi z głowy! Nie mam nawet dla ciebie prezentu, a ty…
Ja też nie mam dla ciebie prezentu, zauważył pogodnie.
Otoczył mnie jego mentalny śmiech, przypominający ciepły podmuch wiatru albo muśnięcie pierwszych promieni słońca w letni dzień. Całą sobą chłonęłam płynącą z tego doświadczenia przyjemność i nasze wspólne, mieszające się ze sobą emocje.
Powstrzymując się od złośliwej uwagi, że brak prezentu w sam sobie jest dla mnie prezentem – Gabriel w końcu doskonale wiedział, co takiego sądzę o obsypywaniu podarunkami. Właściwie sama nie byłam pewna, co powinnam mu teraz powiedzieć, a sposób, w jaki wodził dłonią po krzywiźnie mojego kręgosłupa, wcale nie pomagał mi zebrać myśli.
No dobrze, a ten taniec?, zarzuciłam mu w końcu, po chwili zastanowienia. Mogłabym przysiąc, że w tamtym momencie najchętniej wywróciłby oczami. Wszyscy wiedzieli… Zmówiłeś się z Dimitrem, poza tym…
Niech ci będzie: w takim razie nie mam materialnych prezentów, poprawił się, posyłając mi łobuzerski uśmiech. A teraz…
Nie dokończył myśli, tylko bezceremonialnie jeszcze mocniej otoczył mnie ramionami w pasie, po czym podrzucił do góry. Krzyknęłam, oczywiście niepotrzebnie, bo prawie natychmiast bezpiecznie wylądowałam z powrotem w ramionach ukochanego. Obracając mną tak, że wykonałam jakiś dziwny, skomplikowany piruet, Gabriel ponownie przyciągnął mnie do siebie. Zachowywał się tak, jakbyśmy byli urodzonymi tancerzami, a moja dezorientacja najwyraźniej sprawiała mu przyjemność.
– Siedem lat – powiedział cicho, tym razem na głos. Chociaż w jakimś stopniu musiał zwracać się również do otaczającej nas grupki, w większości znajomych i rodziny, to na mnie przez cały czas się koncentrował. – Nie mogę uwierzyć, że mam cię przy sobie już ponad siedem lat –westchnął, rzucając mi nieodgadnione spojrzenie.
– Za chwilę pewnie usłyszę, że masz mnie dość – stwierdziłam. – Powiesz mi to albo…
Chciałam dodać coś jeszcze, ale w tym samym momencie – posłuszny ostatnim nutom płynącej melodii – Gabriel stanowczo przyciągnął mnie do siebie, aż wpadłam mu w ramiona. Dysząc ciężko, jakbym przebiegła maraton, wsparłam obie dłonie na jego torsie i lekko zadarłam głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
– Naprawdę tak uważasz? – To było pytanie retoryczne. Przecież wiedział. – To zabawne, bo ja bym pokusił się o kolejnych siedem lat u twojego boku.
Udałam, że muszę się zastanowić.
– Nie, Gabrielu – powiedziałam stanowczo. – Siedem lat to zdecydowanie zbyt mało, skoro już jesteśmy przy tym temacie.
Uśmiechnął się łagodnie, bez chwili wahania ujmując moją twarz w dłonie. Kiedy nachylił się nade mną, byłam przekonana, że serce za moment wyrwie mi się z piersi, a wszystko we mnie aż zaczęło się rwać do tego, żeby w końcu go pocałować, mój mąż jednak najwyraźniej postanowił się ze mną podroczyć.
– Siedem lat to tak na dobry początek – powiedział cicho, patrząc mi w oczy. Poczułam na twarzy jego ciepły, słodki oddech i z wrażenia aż zawirowało mi w głowie. – Nie zapominaj, kochana, że mamy przed sobą całą wieczność.
– Hm, to bardziej mi odpowiada… – wymamrotałam, praktycznie na wpół przytomna; mocno zaciskałam dłonie na przedzie jego koszuli, ale prawie nie byłam tego świadoma.
W momencie, w którym nasze usta nareszcie się spotkały, w końcu znalazłam się na swoim miejscu. Pod wpływem impulsu, lekko uniosłam się na palcach i przeciągając niczym kotka, zarzuciłam obie ręce na szyję Gabriela, żeby znaleźć się jeszcze bliżej. Początkowo słodki i niewinny pocałunek, szybko przeistoczył się w bardziej namiętny i odważny, ku uciesze otaczających nas gości. Słysząc pierwsze śmiechy, oklaski i gwizdnięcia (Aldero, mogłam dać sobie rękę uciąć), jedynie przywarłam do Gabriela mocniej, absolutne nieskrępowana.
Mówiłam ci już dzisiaj, że cię kocham?, pomyślałam, doskonale wiedząc, że Gabriel wciąż śledzi bieg moich myśli.
Nie. Ale to nie zmienia faktu, że ja kocham ciebie, zapewnił mnie z pewnością siebie, która nie pozwalałaby mi zwątpić w prawdziwość jego słów. Na wieczność, dodał i poczułam muśnięcie jego palców na mojej szyi, kiedy dotknął złotego medalionu, który jako dziecko dostałam od mamy i z którym nigdy się nie rozstawałam.
Wdzięczna i rozochocona, zamknęłam oczy, żeby lepiej móc się nacieszyć pocałunkiem. Nie pamiętałam, kiedy ostatnim razem czułam się w ramionach Gabriela w taki sposób, ale tak było nawet lepiej.
„Na wieczność…”
O tak, tego zdecydowanie miałam prawo pragnąć.

Materac ugiął się pode mną, kiedy Gabriel z czułością położył mnie na łóżku w jednej z komnat Niebiańskiej Rezydencji. Zamknęłam oczy, poddając się ciepłym palcom i ustom ukochanego, kiedy zaczął raz po raz muskać moją odsłoniętą skórę. Sam jego dotyk wystarczył, żebym czuła się fantastycznie, a moje ciało samo z siebie wyginało się w łuk, spragnione pieszczoty.
Sama nie byłam pewna, które z nas pierwsze pomyślało o tym, że w końcu darować sobie publiczne okazywanie uczuć i – ku rozczarowaniu niektórych – poszukać sobie bardziej ustronnego miejsca. Leżąc na miękkiej pościeli i poddając się zabiegom męża, pomyślałam, że to również musiał wcześniej zaplanować. Kiedy na dodatek przesunęłam ręką po pościeli, a moją skórę musnęło coś, co po chwili zidentyfikowałam jako mieszankę krwistoczerwonych i tak ciemnych, że w mroku wchodziły w czerń płatków róż, nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. Słodki zapach kwiatów mnie oszałamiał, mieszając się z naszym własnym pożądaniem i dosłownie obezwładniając, w mgnieniu oka odbierając wolną wolę i zdolność do tego, żeby zacząć swobodnie oddychać. Byliśmy tylko we dwoje oraz nasze własne pragnienia – takie, które domagały się natychmiastowego zaspokojenia, niezależnie od konsekwencji.
Wargi Gabriela czule muskały moją odsłoniętą szyję, powoli schodząc coraz niżej. Kiedy poczułam ciepły oddech męża między piersiami, wygięłam się w łuk, po czym – chociaż z trudem – spróbowałam go od siebie odepchnąć. Warknął cicho, niczym rozjuszone zwierzę, ale posłusznie uniósł się na rękach, tak, że górował nade mną tych kilka centymetrów, dzięki czemu bez problemu mogłam spojrzeć mu w twarz. Ciemne oczy błyszczały dziko, dosłownie pochłaniając mnie i zdradzając wszystko to, co Gabriel w tym momencie czuł.
– Poczekaj – wyszeptałam, jeszcze bardziej stanowczo napierając na jego tors, żeby dać mu do zrozumienia, że ma się odsunąć. – Nie tak… Ja też chcę ci coś pokazać – oznajmiłam, dobrze wiedząc, że chce zaprotestować.
– Dlaczego? – Rzucił mi nieodgadnione spojrzenie, ale przynajmniej pozwolił mi się podnieść. Natychmiast usiadłam i zsunęłam się z łóżka, nie chcąc ryzykować, że Gabriela jednak poniosą emocje i jednak zmieni zdanie. – Dokąd idziesz? – zaniepokoił się, obracając na plecy i obserwując uważnie każdy mój kroku.
– Po prostu poczekaj – powtórzyłam, po czym błyskawicznie zniknęłam w łazience.
Kiedy znalazłam się w tym obszernym, krystalicznie czystym pomieszczeniu, musiałam oprzeć się plecami o drzwi, żeby zapanować nad drżeniem kolan. Widok bogato zdobionej, dobrze wyposażonej łazienki, miał w sobie coś kojącego, co pozwoliło mi przynajmniej częściowo zapanować nad emocjami. No cóż, już od dawna wiedziałam, że Dimitr lubi dogadzać sobie i swoim gościom, pod tym względem potrafiąc zachować się jak na prawdziwego króla przystało.
Odetchnęłam raz jeszcze, po czym bez pośpiechu podeszłam do porcelanowej umywalki i wiszącego nad nią lustra. Szybko przemyłam twarz wodą, żeby trochę się odświeżyć, chociaż analizując swoje odbicie, doszłam do wniosku, że to może być stosunkowo trudne. Włosy miałam wzburzone, oczy błyszczały niezdrowo, a skórę miałam zarumienioną od szybko krążącej krwi i licznych pocałunków Gabriela. Wyglądałam jakbym miała wysoką gorączkę, chociaż przynajmniej tym razem stan ten nie miał żadnego związku z tym, że coś było nie tak z moim zdrowiem – wręcz przeciwnie.
– Renesmee, wszystko w porządku? – Głos Gabriela wyrwał mnie z zamyślenia; po jego tonie poznałam, że zaczyna się nie tylko niepokoić, ale i niecierpliwić, jednak nie mogłam mu pozwolić, żeby tutaj wszedł.
– T-tak, oczywiście – odparłam, w duchu wyklinając to, że głos tak bardzo mi drżał od nadmiaru emocji. – Poczekaj jeszcze chwilę. Już wychodzę – obiecałam, jednocześnie decydując, że najwyższa pora wziąć się w garść.
Wpatrując się w swoje odbicie, wykręciłam ręce, żeby dostać się do zapięcia sukienki. Odetchnęłam, kiedy już udało mi się poluzować materiał, a kreacja sama z siebie zsunęła się wzdłuż mojego ciała, opadając na podłogę. Szybkim ruchem poderwałam ją z ziemi i odłożyłam na bok, rzucając gdzieś na brzeg wanny. Podekscytowana, raz jeszcze przyjrzałam się sobie, błogosławiąc fakt, że Isabeau jednak zdecydowała się u mnie pojawić, upierając, że koniecznie musi pomóc mi się przygotować do wyjścia. Na początku patrzyłam na nią z powątpiewaniem, mając ochotę popukać się w czoło, zwłaszcza kiedy na siłę wcisnęła mi starannie zapakowane zawiniątko, ale teraz jej intencje stały się dla mnie jasne.
Ściągnęłam z szyi medalion i jeszcze kilka innych zdobionych drobiazgów, zostawiając biżuterię na brzegu umywalki. Jedynie „Oczko Gabrielli” i obrączka wciąż pozostały na swoich miejscach, bo chyba nic nie byłoby w stanie zmusić mnie do tego, żebym rozstała się z nimi chociaż na chwilę. Nerwowo uniosłam i upuściłam włosy, uważnie obserwując swoje odbicie i zastanawiając się, czy kiedykolwiek wyglądałam… No cóż, w taki sposób.
Na sobie miałam… Cóż, w zasadzie nic, jeśli nie liczyć koronkowego, krwistoczerwonego kompletu bielizny, którą podarowała mi Isabeau. Miałam sprzeczne uczucia, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, nie wspominając o możliwości tego, żeby ją ubrać, ale ostatecznie szwagierce uległam. Taka bielizna zdecydowanie nie była w moim stylu i z jakiegoś powodu czułam się w niej bardziej skrępowana niż przed pierwszym razem, kiedy byłam już całkowicie naga. Obserwując skrawki materiału, które jedynie w subtelny sposób zakrywały to, co powinny, sama już nie byłam pewna, czy…
No dobra, teraz już i tak nie było czasu na to, żeby się nad czymkolwiek zastanawiać.
Zrzuciłam buty, po czym boso ruszyłam w stronę drzwi, obojętna na bijący od kafelek na podłodze chłód. Zawahałam się na moment, ale ostatecznie uchyliłam drzwi, powoli wyglądając przez szparę na zewnątrz. Natychmiast uderzył mnie widok wygodnie rozłożonego na łóżku Gabriela, niecierpliwie czekającego na mój powrót. W czarnych spodniach od garnituru, rozpiętą pod szyją białą koszulą i zmierzwionymi włosami wyglądał nieziemsko, przez co tym bardziej nie byłam w stanie mu się oprzeć. Dobry Boże, za każdym razem zakochiwałam się w nim na nowo, chociaż to nie powinno być przecież możliwe!
Gabriel wsunął obie dłonie pod głowę, wymownie wpatrując się w sufit, ale nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, że musiał zauważyć moją twarz w szparze pomiędzy framugą a drzwiami łazienki. Jego usta wykrzywił znajomy mi, ironiczny uśmieszek, oczy zaś zabłysły, zdradzając wciąż niepohamowanie pożądanie. Dochodząc do wniosku, że najwyższa pora przestać go dręczyć, w końcu wyszłam z łazienki, starając się zachowywać tak, jakby nie wydarzyło się nic specjalnego.
– Strasznie długo… – zaczął, a potem nagle zakrztusił się powietrzem, kiedy przyjrzał mi się uważnie. Natychmiast poderwał się na łóżku, prostując niczym struna i wpatrując we mnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. – Dobra bogini!
– Chyba jednak będę miała dla ciebie prezent – powiedziałam cicho, dziwnie zachrypniętym tonem. Czułam się jak kompletna idiotka, ale zaryzykowałam się zakręcić biodrami w sposób, który – miałam nadzieję – był seksowny.
Pilnując, żeby zachować równe tempo i oprzeć się pokusie wrócenia do łóżka biegiem, zaczęłam powoli podchodzić do łóżka, jednocześnie okręcając się tak, żeby Gabriel mógł dokładnie obejrzeć mnie z każdej strony. Dziwne, ale skrępowanie i wszelakie obawy zniknęły, kiedy poczułam na sobie jego pełne zachwytu spojrzenie. W jego oczach byłam piękna i nie miałam do tego najmniejszych wątpliwości.
Ciepłe ramiona otoczyły mnie, kiedy tylko znalazłam się wystarczająco blisko. Gabriel pociągnął mnie do siebie, tak, że nie miałam innego wyboru, jak opaść na materac – bynajmniej nie tak zgrabnie, jak starałam się do tej pory poruszać. Zanim się obejrzałam, wylądowałam wprost na kolanach mojego męża, a ten wodził kciukiem po moich odsłoniętych ramionach, powoli zbliżając się do pozbawionego ramiączek stanika.
– To dla mnie? – wymruczał, mimo obecności materiału, stopniowo kreśląc coraz mniejsze kręgi wokół moich piersi. Wydawał się oszołomiony, chociaż nie sądziłam, że kiedykolwiek uda mi się wpędzić Gabriela Licavoli w taki stan. – Renesmee…
– A niby dla kogo? – Spojrzałam na niego roziskrzonymi oczami. – Podoba ci się? – zapytałam, chociaż odpowiedź wydawała się oczywista.
– Czy podoba…?
Zanim się obejrzałam, pociągnął mnie tak, że usiadłam na nim okrakiem. Aż zachłystnęłam się powietrzem, czując nie tylko ciepło jego ciała, ale i pulsującą męskość, napierającą na miejsce, w którym chciałam, żeby się znalazł. Co więcej, momentalnie poczułam, że jestem gotowa na to, żeby go przyjąć.
Zamknęłam oczy. O mój Boże…
Objęłam Gabriela ramionami, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej. Gdzieś w pamięci zamajaczył mi sposób, w jaki kochaliśmy się ostatnim razem i natychmiast zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. Jednocześnie chciałam i nie chciałam tego powtarzać, zwłaszcza, że wtedy wszystko działo się tak szybko.
– Tym razem zrobimy to powolutku – obiecał mi czule Gabriel, muskając wargami mój odsłonięty obojczyk. – Nie martw się. Nic nie będzie cię bolało… – wymruczał i było to całkiem ładnym wybiegiem, żeby wprost nie wspominać o oznaczeniu.
Odetchnęłam i rozluźniłam się w jego ramionach, gotowa pozwolić mu na wszystko, cokolwiek by sobie zażyczył.
Czułam, że ta noc będzie niezwykła.

2 komentarze:

  1. Gorący rozdział!! Mm, nie spodziewałam się akurat rocznicy ślubu, ale nie ważne. Kurde, żadne z nich nie miało prezentu, a jak się okazało Renesmee "miała" swój prezent na sobie. Duszno się zrobiło w sypialni, otwórzcie okna xd kurde, nie umiem komentować takich scen, ani tym bardziej nie wiem jak to skomentować. Może porównam panującą tam atmosferę do.. Do gorącego piekarnika z lazanią w środku. Dobre porównanie *.*
    Aldero czy on zawsze musi się w jakiś sposób wyróżniać? xD chyba ma to po Drake, którego mi brakuje "w". Dobra mam Gabriela - tego romantycznego, Gabriela ;D całkiem podoba mi się taka wersja jego♥ Jestem na tak jeśli chodzi o romantycznego Licavoli.
    Zdecydowanie czekam na następny rozdział, a mam nadzieję, że tym razem będzie Layla i Rufus^^
    Gabi ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, tego się nie spodziewałam! Obstawiałabym wszystko ale nie rocznicę ślubu! Dziękuję ci bardzo za to miłe zaskoczenie.:)
    Kurczę ja na miejscu Renesmee bym się zapadła pod ziemię :), no bo jak można zapomnieć o tak ważnym wydarzeniu :)
    Cały rozdział naprawdę super!(w ogóle jak wszystkie :) )
    Pozdrawiam

    Lila

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa