12 lutego 2014

Trzydzieści sześć

Renesmee
– Renesmee? – Rufus wciąż patrzył na mnie wyczekująco. – Czy ty będziesz w stanie mi wybaczyć? – powtórzył, tym razem bardziej opanowanym tonem.
– Dlaczego mnie o to pytasz? – powiedziałam w końcu, nie mając pojęcia, co innego powinnam mu odpowiedzieć. – To zresztą nieistotne. Ja nie mam ci niczego do wybaczenia… Chyba ważniejsza jest opinia Layli, prawda?
Wampir zacisnął usta, najwyraźniej nieusatysfakcjonowany. Popatrzył na mnie jakoś dziwnie, ale nie wznowił pytania, najwyraźniej decydując się odpuścić. Jednocześnie poczułam ulgę i obawę, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego. Kolejny raz pomyślałam o naszych reakcjach – o sobie i o mnie, o tym jak to między nami od samego początku było – i nagle poczułam niepokój. Pomyślałam również o Rosie, którą mu przypominałam, ale chociaż spróbowałam doszukać się w jego twarzy czegokolwiek, co byłby w stanie potwierdzić, że Rufus wciąż nie uwolnił się od przeszłości, ale nie dostrzegłam niczego.
Korytarz był wąski, więc leżeliśmy bardzo blisko siebie. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale kiedy to sobie uprzytomniłam, momentalnie poczułam się nieswojo. Nie miałam pojęcia dlaczego; po prostu nagle bliskość Rufusa stała się dla mnie czymś, co wywoływało u mnie mieszankę sprzecznych ze sobą uczuć. Przy każdym wdechu czułam jego zapach, tym bardziej, że wciąż miałam na sobie przesycony słodyczą jego krwi laboratoryjny kitel. Zabawne, ale mimo wszystko nie czułam potrzeby, żeby spróbować go z siebie zrzucić.
– No co? – mruknął Rufus, jednocześnie uświadamiając mi, że przez cały czas się w niego wpatruję.
– Nic. – Speszona, szybko odwróciłam głowę. – A właściwie… Ech, Rufus? – zaryzykowałam, chociaż sama nie byłam pewna o co chcę go zapytać. O to, czy wciąż przypominam mu zmarłą – tak sądzę – ukochaną? Chyba nie. Pewnych spraw nie powinno się wyciągać z powrotem na światło dzienne, ale kiedy Rufus mi się tak przypatrywał…
Czekoladowe oczy wampira zabłysły dziwnym blaskiem, którego nie zrozumiałam, ale od którego przeszedł mnie dreszcz. Nagle pożałowałam, że Isabeau sobie poszła, chociaż jednocześnie czułam ulgę, że dziewczyna nie była świadkiem tej dziwnej, niezręczne sytuacji, która dezorientowała chyba nie tylko mnie, ale również Rufusa. On również wydawał mi się jakiś inny, chociaż nie potrafiłam określić w jakimś sensie. Wiedziałam jedynie, że to nie mogła być jedynie moja wyobraźnia. Może to to miejsce i ta bliskość, nieważne – ważne, że coś musiało być na rzeczy.
Wciąż lekko oszołomiona, szybko przywołałam w pamięci twarz Gabriela. Co ciekawe, wspomnienie ukochanego trochę pomogło, podobnie jak i koncentracja na tym, jak bardzo się o męża martwiłam. Spróbowałam przypomnieć sobie dotyk jego dłoni i pocałunki, co ułatwiło mi to, żebym zaczęła Rufusa ignorować. Nie chciałam czuć się… w taki sposób. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gdybym pozwoliła sobie na to, żeby w pełni stracić koncentrację, mogłoby wydarzyć się coś, czego później bym żałowała.
Cholera, dlaczego miałam wrażenie, że Rufus…
– Tak, Renesmee? O co chodzi? – Głos wampira przywołał mnie do porządku, kolejny raz uprzytomniając mi, że znowu się zamyśliłam. Szlag, jak nic musiał w którymś momencie uznać mnie za szaloną.
– Nie ważne – zapewniłam pośpiesznie. Skrzywił się, jak zawsze, kiedy ktoś odpowiadał mu pytaniem na pytanie albo marnował czasu, w ostatniej chwili wycofując się od odpowiedzi. Wywróciłam oczami, chcąc sprawiać wrażenie obojętnej i odrobinę skruszonej, ale sama nie byłam pewna, czy mi to wyszło. – Po prostu się zamyśliłam. No i martwię się o pozostałych, zwłaszcza o dzieci, ale to już inna sprawa.
– O tak, dzieci… – Chyba faktycznie byłam nie tylko zmęczona, ale i przewrażliwiona, bo nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wampir spochmurniał. – Dzieci bywając problematyczne.
Uniosłam brwi, nie do końca wiedząc, jak powinnam rozumieć jego słowa. Co do tego wszystkiego miały dzieci? Miałam ochotę go o to zapytać, ale po tym, jak Rufus usiadł i odsunął się ode mnie, zrozumiałam, że i tak mi niczego nie powie. W jednej chwili ta dziwna atmosfera, która pojawiła się między nami, zniknęła. Poczułam ulgę, ale jednocześnie poirytowała mnie kolejna raptowna zmiana w nastroju naukowca. Chyba nigdy nie miałam go zrozumieć; to, że Layla nadążała za tymi ciągłymi zmianami nastrojów, było doprawdy imponujące.
Wciąż byłam zmęczona i teoretycznie miałam teraz okazję do tego, żeby spróbować zasnąć, ale nagle całkiem mi się odechciało. Sama również usiadłam, mając przynajmniej ten komfort, że mogłam oprzeć się plecami o ścianę, nie bojąc się, że srebro jakkolwiek mi zaszkodzi. Co prawda sama jego obecność sprawiała, że czułam się jeszcze bardziej ludzka i wykończona, ale to akurat było znośne.
– Idź spać. Ja sobie tutaj posiedzę – ponaglił mnie Rufus, rzucając mi krótkie, rozdrażnione spojrzenie.
– Posiedzisz i pozamartwiasz się? – sarknęłam, unosząc brwi ku górze. Jeśli chciał, mógł mnie okłamywać – zwykle był w tym idealny – ale jak na razie szło mu to wyjątkowo marnie.
– Ja się nie martwię – warknął. Jego gwałtowna reakcja jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam rację. – A zresztą… Lepiej zajmij się swoimi problemami, okej? Zdawało mi się, że byłaś bardzo zmęczona – przypomniał, wbijając wzrok w jakiś punkt w przestrzeni.
– Nadal jestem. – Sama nie byłam pewna dlaczego mu się tłumaczę. – Ale mam też oczy, pamiętasz? Ty z kolei znów zapominasz, że nie jesteś sam – dodałam. – Co się stało? Coś z Laylą, czy…?
– Powiedziałem ci już, żebyś zajęła się sobą! – powtórzył, wręcz na mnie warcząc. Zesztywniałam cała, jak zwykle, kiedy Rufus wybuchał gniewem, bo w jego przypadku mogło się to zakończyć różnie.
– Przepraszam. – Właściwie dlaczego to powiedziałam, skoro nic nie zawiniłam? No cóż, wszystko jedno. Musiałam go uspokoić, zanim zrobi coś, czego oboje będziemy żałować. – Ja tylko…
Wampir westchnął i energicznie potrząsnął głową.
– Nie ważne. Prześpij się, Renesmee, bo chciałbym się stąd zbierać tak szybko, jak tylko to będzie możliwe – oznajmił, zrywając się na równe nogi. Pogodny ton zniknął, wyparty przez aż nadto oficjalny i zarazem oschły. Cokolwiek go dręczyło, najwyraźniej było poważniejsze niż mogłabym przypuszczać. – Powinnaś odpocząć. I nie martw się, nigdzie się stąd nie ruszam – dodał, nie pozwalając mi dojść do słowa.
Jeszcze kiedy mówił, odszedł kilka kroków, zatrzymując się gdzieś poza kręgiem srebrzystego światła, które wraz z Isabeau stworzyłyśmy. W takim oświetleniu widziałam zaledwie zarys jego sylwetki, ale już samo to wystarczyło, żebym poczuła się nieswojo.
Ciesząc się, że wampir przynajmniej na mnie nie patrzył, znów ułożyłam się na ziemi i zamknęłam oczy. Sen przyszedł szybciej niż mogłabym się spodziewać, ale i tak nie był spokojny.
Gabriel
Gabriel zatrzymał się tak raptownie, że idący za nim Edward i Damien omal na niego nie wpadli. Chłopak mruknął pod nosem coś, co z założenia miało być przeprosinami, ale nie był pewien, czy jego syn i teść to usłyszeli. W tym momencie zresztą o to nie dbał, zbyt skoncentrowany na tym, że coś zdecydowanie było nie tak – cokolwiek to znaczy.
– Co jest? – zapytał cicho Edward. Nie był w stanie wyczytać niczego z myśli swoich towarzyszy, ale chociaż wydawało mu się, że jest w stanie przyzwyczaić się do tego, że otacza go wiele osób, których umysły są przed nim zamknięte, w ciemnym, nieskończonym korytarzu, brak możliwości wykorzystania daru zaczynał go irytować.
– Nie jestem pewien – przyznał Gabriel – ale zdawało mi się, że coś…
Nie skończył, bo z ciemności doszedł ich cichy szelest i żadne wyjaśnienia nie były już potrzebne. Cała trójka zamarła, nasłuchując i nerwowo rozglądając się dookoła. Gabriel skoncentrował się, chcąc wyostrzyć zmysły, ale obecność srebra sprawiała, że jego starania i tak okazały się stratą czasu. Srebro blokowało ich na wszystkie możliwe sposoby, tworząc swoistą pułapkę, której żaden z nich nie był w stanie obejść.
Dłoń Damiena zacisnęła się na jego ramieniu, kiedy chłopak spróbował zwrócić na siebie uwagę ojca. Gabriel obejrzał się i na moment ich oczy się spotkały. Porozumienie było natychmiastowe i obaj – nie zamieniwszy przy tym ani słowa – podjęli decyzję. Srebrzysta kula, którą oświetlali sobie drogę, zamigotała i zgasła, pogrążając ich w całkowitych ciemnościach. Gabriel poczuł się naprawdę nieswojo, tym bardziej, że od zawsze najbardziej polegał na wzroku i na telepatii. Nagła niemożność wykorzystania żadnej z tych zdolności sprawiła, że poczuł się nie tylko dziwnie, ale wręcz miał wrażenie, że za moment eksploduje od nadmiaru emocji. Czuł ciepło ciała Damiena oraz chłód bijący od marmurowej skóry Edwarda, ale chociaż ich obecność stanowiła swego rodzaju punkt podparcia, to wciąż było zbyt mało, żeby poczuł się swobodnie.
Usłyszał, że Edward cicho syknął, ale przynajmniej o nic nie zapytał. Gabriel sam nie był pewien, czy ukrywanie się w ciemność i na własne życzenie doprowadzanie do tego, żeby nic się nie widziało, jest najlepszym pomysłem, ale to było jedynym, co przyszło mu do głowy. Instynkt uparcie podpowiadał mu, że powinien się ukryć, niezależnie od swoich zdolności i tego, czy potrafił walczyć wręcz. Niebezpieczeństwo, pomyślał i to jedno słowo nie dawało spokoju, chociaż za wszelką cenę starał się ten paraliżujący strach ignorować. Niestety, nie był w stanie, ale przynajmniej jedno stało się jasne – nie mogli mieć do czynienia z nikim, kto był im bliski albo przynajmniej przychylny.
Gabriel momentalnie przypomniał sobie dziwne uczucie bycia obserwowanym i nagły impuls, który ostatnim razem nakazał jemu i Damienowi biec. Gdzieś na granicy świadomości czul mentalną obecność syna, a po strzępach jego emocji rozpoznał, że chłopak jest równie zdenerwowany, co i on. Obaj czuli to samo. Gabriel nie był pewien, jak to jest w przypadku Edwarda, ale bał się jakkolwiek poruszyć, a tym bardziej o coś zapytać. Miał wrażenie, że to jakaś dziwna gra, a jak długo pozostają w bezruchu i poza zasięgiem czyjegokolwiek wzroku, tak długo mogą czuć się naprawdę bezpieczni.
Bezpieczni… Dlaczego to brzmiało jak kłamstwo?
Kolejne sekundy mijały, ale prócz niepewności nie działo się nic. Gabriel zaczynał wahać się nad tym, czy dobrze zrobił, kiedy zdecydował się zgasić światło, ale wszystko w nim krzyczało, żeby nawet nie próbował się poruszać, a tym bardziej zdradzać swojej obecność. Irytował go ten strach, bo nigdy nie lubił się bać, a tym bardziej okazywać swoich emocji. To nic, że nikt nie był w stanie go zobaczyć, skoro Damien i Edward jak nic byli w stanie stwierdzić, jak musiał się w tym momencie czuć. Co więcej, aż nazbyt dobrze wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że w tych tunelach znajdowało się coś niebezpiecznego, co – Gabriel mógł za to ręczyć własnym życiem – jak nic na nich polowało. Biorąc pod uwagę to, że gdzieś w tunelach były Renesmee, Alessia i pozostali, strach i zmartwienie były czymś aż nadto naturalnym.
Mięśnie Gabriela napięły się zupełnie machinalnie. Czuł się jak gotowa do wybuchu bomba z włączonym zapalnikiem. Od nadmiaru emocji zaczynał drżeć, chociaż sam już nie był pewien, co jest tego przyczyną. Ciemność zdawała się napierać na niego ze wszystkich stron, w pamięci zaś zamajaczyło echo dawnego strachu. Kiedy bał się ciemności. Teraz, mimo upływu lat, w mroku nadal było coś, co napawało go niepokojem. Czuł to nad wyraz wyraźnie zwłaszcza w tym miejscu, walcząc ze wszechogarniającą ciemnością, w której coś się czaiło. Nie widział tego ani nie słyszał, ale…
Dzikie, mrożące krew w żyłach warknięcie przerwało panującą ciszę. Przypominało coś na pograniczu wściekłego wrzasku i krzyku dzikiego zwierzęcia, chociaż bynajmniej nie było w nim niczego naturalnego. Dźwięk odbił się echem od ścian korytarza, zdając się przenikać ciało Gabriela, sięgając aż do samej duszy.
Tak mogłaby brzmieć śmierć.
– Biegniemy! – zawołał Edward, postanawiając przerwać grę pozorów. Jego głos zabrzmiał dziwnie, dodatkowo zniekształcony przez strach, ale to było w tym momencie najmniej istotne.
Ani Gabriel, ani Damien nie potrzebowali nawet chwili na to, żeby się nad słowami wampira zastanowić. Jak na zawołanie rzucili się do przodu, nie zważając na to, że niczego nie widzą. Gabriel spróbował się skoncentrować i ponownie wytworzyć srebrzysty blask – w końcu już i tak narobili tyle hałasu, że dalsze próby ukrywania się nie miały sensu – ale zanim zdążył zrobić cokolwiek, tuż przed sobą dostrzegł parę lśniących krwistą czerwienią oczu.
W jednej chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kolejny rozdzierający wrzask przerwał ciszę, a potem coś rzuciło się w jego stronę. Nie tyle to usłyszał, ale na pewno zobaczył, kiedy dwa lśniące punkty zmieniły położenie, w szybkim tempie zbliżając się w jego stronę. Zdążył zaledwie napiąć mięśnie i przygotować się do ataku, kiedy obce ciało zderzyło się z jego własnym. Obaj – on i to coś – polecieli do tyłu, tracąc równowagę. Gabriel syknął, kiedy wylądował na plecach, jedynie cudem nie uderzając tyłem głowy o podłoże. Upadek na moment go oszołomił, ale nie na tyle, żeby nie był w stanie się obronić, kiedy jego niewidoczny przeciwnik spróbował chwycić go za gardło. Gabriel instynktownie zdołał chwycić nadgarstki rozszalałej istoty i napierając z całej siły, postarał się ją od siebie odepchnąć. Stworzenie jęknęło w odpowiedzi i zaatakowało z jeszcze większą determinacją, zmuszając Gabriela do większego wysiłku i nie dając mu okazji do tego, żeby chociaż spróbował wykorzystać moc.
– Tato?! – usłyszał gdzieś w ciemności podenerwowany głos Damiena. Słyszał również jakieś zamieszanie i ciche przekleństwa Edwarda, co chyba znaczyło, że nie tylko on miał dość nieprzyjemne towarzystwo.
– Nic mi nie jest! – zapewnił. Nie był pewien, jakim cudem udało mu się zdobyć na to, żeby głos zabrzmiał w entuzjastyczny sposób. – Nie martw się. Ja staram się tutaj zrelaksować i… Och, na litość bogini, złaź ze mnie! – warknął, kiedy poczuł ciepły oddech niebezpiecznie blisko swojej szyi.
Odpowiedziało mu znajome już niestety warknięcie. Zacisnął zęby i pod wpływem impulsu uwolnił moc, nie dbając o to, czy energia przypadkiem nie obróci się przeciwko niemu, kiedy zacznie się obijać o wzmocnione srebrem ściany. Wrzask i fakt, że przygniatający go ciężar zniknął, jasno dały mu do zrozumienia, że się udało. Natychmiast zerwał się na równe nogi, uginając je lekko w kolanach i przygotowując się do kolejnego możliwego ataku, który mógł nadejść w każdej chwili i z każdej strony.
Nie miał pewności, gdzie teraz znajdował się jego przeciwnik, ale usłyszał jakiś cichy łoskot, jakby czyjeś ciało uderzyło o ścianę korytarza. Na początku zaniepokoiło go, że to mógł być Damien albo Edward, ale kiedy w następnej chwili rozległo się pełne bólu wycie, nie miało już najmniejszych wątpliwości, kto właśnie ucierpiał. Wciąż zaniepokojony, natychmiast wykorzystał chwilę wytchnienia, żeby raz jeszcze spróbować stworzyć iluzję światła. Tym razem przyszło mu to z łatwością, tym bardziej, że krążąca w jego żyłach adrenalina dodatkowo popychała go do przodu. Srebrzysty blask go oślepił, ale – mrugając pośpiesznie – szybko zdołał przyzwyczaić oczy do ponownej jasności. Zaraz po tym w popłochu rozejrzał się dookoła, żeby móc rozeznać się w sytuacji.
Pierwszym, który przykuł jego uwagę, był Damien. Chłopak stał kilka metrów dalej, oszołomiony, ale przynajmniej cały i zdrowy. Gabrielowi ulżyło, kiedy upewnił się, że jego syn jest bezpieczny. Dopiero z tą pewnością powiódł wzrokiem dalej, starając się wypatrzeć Edwarda. Dostrzegł go dopiero po chwili, poruszającego się z zawrotną prędkością i skoncentrowanego na robieniu szybkich uników. Tuż naprzeciwko niego stała rozszalała dziewczyna. Gabriel przynajmniej sądził, że to była dziewczyna, bo na to wskazywały długie do pasa, kasztanowe włosy i szczupła sylwetka. Niestety, poza tym w tamtej istocie nie było niczego, co można by określić mianem „ludzkie”.
Dziewczyna wyglądała tak, jakby od wielu lat nie widziała światła – i to w żadnej postaci. Miała chorobliwie bladą, naciągniętą skórę, poranioną i posiniaczoną w wielu miejscach. Gabriela nie zdziwiły jej rozszalałe, lśniące czerwienią oczy, bo to je musiał widzieć wcześniej. Na policzku nieznajomej dostrzegł ciemną, poszarpaną ranę, która bardzo przypominała poparzenie. Uprzytomnił sobie, że musiało być to jego zasługą; dziewczyna była taka jak Isabeau, więc spotkanie ze ścianą i srebrem musiało być dla niej więcej niż tylko nieprzyjemnym doświadczeniem. Poplątane i brudne kasztanowe włosy podrygiwały przy każdym nieprzemyślanym, gwałtownym ruchu nieśmiertelnej. Zachowywała się jak obłąkana, nie przejmując się tym, czy oberwie albo przypadkiem nie zostanie zabita. Wyraz jej oczu mówił wszystko i właśnie to było najbardziej przerażające.
Ona nie tylko wyglądała na szaloną. Dziewczyna w istocie taka była – szalona, a na dodatek bardzo, bardzo głodna.
– Boże… – wyrwało się Edwardowi. Już nie wyglądał na tak zdeterminowanego, zwłaszcza, że jego przeciwniczką nagle okazała się kobieta albo raczej dziewczyna, fizycznie niewiele starsza od jego córki.
Edward się zawahał, ale nieznajoma już nie. Natychmiast zaatakowała, warcząc i miotając się na wszystkie strony. Miedzianowłosy musiał mieć dostęp do jej myśli, bo bez wahania uskoczył na bok, w porę unikając ciosu, chociaż wampirzyca i tak nie była w stanie zrobić mu krzywdy. Gabriel z trudem zwalczył instynktowny odruch, żeby jakoś powstrzymać kasztanowłosą od kolejnego zderzenia ze ścianą; skrzywił się, słysząc jej okrzyk bólu, ale nie mógł zapominać, że ona chciała ich zabić.
Dysząc ciężko, zrobił kilka niepewnych kroków. Wciąż uważnie obserwował dziewczynę, oszołomiony. Nie miał pojęcia, co powinien o niej myśleć, ale z jakiegoś powodu poczuł strach większy niż wtedy, gdy nie miał pojęcia z kim ma do czynienia. Kto ci to zrobił?, pomyślał, ale nie odezwał się, wiedząc, że w ten sposób jedynie jeszcze bardziej wampirzycę rozzłości. Miał wiele pytań, wątpił jednak, żeby nieśmiertelna była w stanie udzielić mu jakichkolwiek odpowiedzi.
Gabriel zacisnął usta, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy. Spojrzał na Damiena, ale ten jedynie wzruszył ramiona. W czekoladowych oczach syna – jakże podobnych do pięknych oczu jego matki – dostrzegł coś na kształt cierpienia. Damien był nie tylko Uzdrowicielem, ale również empatą, przez co było mu tym trudniej, nawet jeśli za wszelką cenę starał się tego nie okazywać.
– Nic ci… – zaczął Gabriel, ale urwał w pół słowa, nagle coś sobie uprzytomniając.
To on walczył z dziewczyną, która teraz tak zawzięcie atakowała Edwarda. Odepchnął ją, więc znalazła sobie kolejnego przeciwnika, ale wcześniej miedzianowłosy musiał unikać ciosów kogoś innego – Gabriel doskonale słyszał odgłosy walki. A to znaczyło…
Ledwo o tym pomyślał, usłyszał za sobą cichy szelest. Odwrócił się błyskawicznie i natychmiast uskoczył, zaledwie sekundę przed tym, jak z dzikim warknięciem spróbował zaatakować go młody, czarnowłosy chłopak. Ciemne włosy sięgały mu do ramion i wyglądały równie marnie, co w przypadku dziewczyny. On również wydawał się szalony i głodny, ale w przeciwieństwie do dziewczyny wydawał się doskonale zdawać sobie sprawę z tego, gdzie powinien upragnionej krwi szukać.
Gabriel przygotował się do ataku, ale nie zdążył skoncentrować się na chłopaku. Znikąd pojawiła się kolejna postać, bezceremonialnie przepychając się tuż obok niego i to z taką siłą, że zatoczył się na ścianę. Nie nadążał za tym, co wydarzyło się zaraz po tym, ale wyczuł, że wraz z pojawieniem się trzeciego wampira, pozostała dwójka jakby trochę się opamiętała.
– Tutaj jej nie ma – usłyszał zachrypnięty, przyprawiający o dreszcze, ale przy tym dziwnie znajomy głos.
Gdzieś w blasku światła mignęły mu rude, splątane włosy. Chwilę później trójka wampirów zniknęła, umykając w ciemność równie nagle, co w ogóle się pojawiła.
Zanim którekolwiek z nich zdążyło zareagować, w korytarzu znów zapanował spokój.

3 komentarze:

  1. Jejku, zanim zdążyłam przeczytać trzydziesty czwarty, pojawiły się dwa nowe, równie dobre jak ich poprzednik. Jestem w szoku, że napisałaś takie cudeńka w przeciągu dni! Gratulacje <3
    Nie będziesz miała mi za złe, jeśli opiszę w tym komentarzu wszystkie trzy rozdział? :)
    No to tak, widać, że pisanie rozdziałów z dnia na dzień Ci służy, strasznie mi się podobały. Wszystko świetnie opisane, słowa niezwykle dobrane, ahh, cudeńka po prostu :)
    Weny i do następnych :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze przepraszam, że tak długo nie komentowałam. Po drugie co do cholery stało się z nagłówkiem? :D chyba coś wyszło nie tak xD Po trzecie:
    Myślałam, że padnę po tym jak wyobraziłam sobie Nessie i Rufusa razem. Tak, tak wymyśliłam sobie co, by było gdyby oboje byli małżeństwem, albo chociaż byli ze sobą ;D kolejny chory pomysł xp
    Nie było Beau ;c mam nadzieję, że nie natknie się na żadne szalone wampiry^.^ chociaż ona by sobie poradziła. Wierzę w nią, ale o niej kiedy indziej...
    Walka było ekscytująca, a ja z każdą chwilą zastanawiałam się czy postać dziewczyny będzie znacząca dla opowieści. Wydaje mi się, że tak ;> Rozdział był niesamowity, a ja niecierpliwie czekam na następny rozdział^^
    Pozdrawiam, xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra cofam o nagłówku już się naprawiło :D

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa