Renesmee
– Renesmee? – Rufus wciąż
patrzył na mnie wyczekująco. – Czy ty będziesz w stanie mi wybaczyć? –
powtórzył, tym razem bardziej opanowanym tonem.
– Dlaczego
mnie o to pytasz? – powiedziałam w końcu, nie mając pojęcia, co
innego powinnam mu odpowiedzieć. – To zresztą nieistotne. Ja nie mam ci niczego
do wybaczenia… Chyba ważniejsza jest opinia Layli, prawda?
Wampir
zacisnął usta, najwyraźniej nieusatysfakcjonowany. Popatrzył na mnie jakoś
dziwnie, ale nie wznowił pytania, najwyraźniej decydując się odpuścić.
Jednocześnie poczułam ulgę i obawę, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego.
Kolejny raz pomyślałam o naszych reakcjach – o sobie i o mnie,
o tym jak to między nami od samego początku było – i nagle poczułam
niepokój. Pomyślałam również o Rosie, którą mu przypominałam, ale chociaż
spróbowałam doszukać się w jego twarzy czegokolwiek, co byłby w stanie
potwierdzić, że Rufus wciąż nie uwolnił się od przeszłości, ale nie dostrzegłam
niczego.
Korytarz
był wąski, więc leżeliśmy bardzo blisko siebie. Wcześniej nie zwracałam na to
uwagi, ale kiedy to sobie uprzytomniłam, momentalnie poczułam się nieswojo. Nie
miałam pojęcia dlaczego; po prostu nagle bliskość Rufusa stała się dla mnie
czymś, co wywoływało u mnie mieszankę sprzecznych ze sobą uczuć. Przy
każdym wdechu czułam jego zapach, tym bardziej, że wciąż miałam na sobie
przesycony słodyczą jego krwi laboratoryjny kitel. Zabawne, ale mimo wszystko
nie czułam potrzeby, żeby spróbować go z siebie zrzucić.
– No co? –
mruknął Rufus, jednocześnie uświadamiając mi, że przez cały czas się w niego
wpatruję.
– Nic. –
Speszona, szybko odwróciłam głowę. – A właściwie… Ech, Rufus? –
zaryzykowałam, chociaż sama nie byłam pewna o co chcę go zapytać. O to,
czy wciąż przypominam mu zmarłą – tak sądzę – ukochaną? Chyba nie. Pewnych
spraw nie powinno się wyciągać z powrotem na światło dzienne, ale kiedy
Rufus mi się tak przypatrywał…
Czekoladowe
oczy wampira zabłysły dziwnym blaskiem, którego nie zrozumiałam, ale od którego
przeszedł mnie dreszcz. Nagle pożałowałam, że Isabeau sobie poszła, chociaż jednocześnie
czułam ulgę, że dziewczyna nie była świadkiem tej dziwnej, niezręczne sytuacji,
która dezorientowała chyba nie tylko mnie, ale również Rufusa. On również
wydawał mi się jakiś inny, chociaż nie potrafiłam określić w jakimś
sensie. Wiedziałam jedynie, że to nie mogła być jedynie moja wyobraźnia. Może
to to miejsce i ta bliskość, nieważne – ważne, że coś musiało być na
rzeczy.
Wciąż lekko
oszołomiona, szybko przywołałam w pamięci twarz Gabriela. Co ciekawe,
wspomnienie ukochanego trochę pomogło, podobnie jak i koncentracja na tym,
jak bardzo się o męża martwiłam. Spróbowałam przypomnieć sobie dotyk jego
dłoni i pocałunki, co ułatwiło mi to, żebym zaczęła Rufusa ignorować. Nie
chciałam czuć się… w taki sposób. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że
gdybym pozwoliła sobie na to, żeby w pełni stracić koncentrację, mogłoby
wydarzyć się coś, czego później bym żałowała.
Cholera,
dlaczego miałam wrażenie, że Rufus…
– Tak,
Renesmee? O co chodzi? – Głos wampira przywołał mnie do porządku, kolejny
raz uprzytomniając mi, że znowu się zamyśliłam. Szlag, jak nic musiał w którymś
momencie uznać mnie za szaloną.
– Nie ważne
– zapewniłam pośpiesznie. Skrzywił się, jak zawsze, kiedy ktoś odpowiadał mu
pytaniem na pytanie albo marnował czasu, w ostatniej chwili wycofując się
od odpowiedzi. Wywróciłam oczami, chcąc sprawiać wrażenie obojętnej i odrobinę
skruszonej, ale sama nie byłam pewna, czy mi to wyszło. – Po prostu się
zamyśliłam. No i martwię się o pozostałych, zwłaszcza o dzieci,
ale to już inna sprawa.
– O tak,
dzieci… – Chyba faktycznie byłam nie tylko zmęczona, ale i przewrażliwiona,
bo nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wampir spochmurniał. – Dzieci bywając
problematyczne.
Uniosłam
brwi, nie do końca wiedząc, jak powinnam rozumieć jego słowa. Co do tego
wszystkiego miały dzieci? Miałam ochotę go o to zapytać, ale po tym, jak
Rufus usiadł i odsunął się ode mnie, zrozumiałam, że i tak mi niczego
nie powie. W jednej chwili ta dziwna atmosfera, która pojawiła się między
nami, zniknęła. Poczułam ulgę, ale jednocześnie poirytowała mnie kolejna
raptowna zmiana w nastroju naukowca. Chyba nigdy nie miałam go zrozumieć;
to, że Layla nadążała za tymi ciągłymi zmianami nastrojów, było doprawdy
imponujące.
Wciąż byłam
zmęczona i teoretycznie miałam teraz okazję do tego, żeby spróbować
zasnąć, ale nagle całkiem mi się odechciało. Sama również usiadłam, mając
przynajmniej ten komfort, że mogłam oprzeć się plecami o ścianę, nie bojąc
się, że srebro jakkolwiek mi zaszkodzi. Co prawda sama jego obecność sprawiała,
że czułam się jeszcze bardziej ludzka i wykończona, ale to akurat było
znośne.
– Idź spać.
Ja sobie tutaj posiedzę – ponaglił mnie Rufus, rzucając mi krótkie,
rozdrażnione spojrzenie.
– Posiedzisz
i pozamartwiasz się? – sarknęłam, unosząc brwi ku górze. Jeśli chciał,
mógł mnie okłamywać – zwykle był w tym idealny – ale jak na razie szło mu
to wyjątkowo marnie.
– Ja się nie
martwię – warknął. Jego gwałtowna reakcja jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu,
że mam rację. – A zresztą… Lepiej zajmij się swoimi problemami, okej?
Zdawało mi się, że byłaś bardzo zmęczona – przypomniał, wbijając wzrok w jakiś
punkt w przestrzeni.
– Nadal
jestem. – Sama nie byłam pewna dlaczego mu się tłumaczę. – Ale mam też oczy,
pamiętasz? Ty z kolei znów zapominasz, że nie jesteś sam – dodałam. – Co
się stało? Coś z Laylą, czy…?
– Powiedziałem
ci już, żebyś zajęła się sobą! – powtórzył, wręcz na mnie warcząc.
Zesztywniałam cała, jak zwykle, kiedy Rufus wybuchał gniewem, bo w jego
przypadku mogło się to zakończyć różnie.
– Przepraszam.
– Właściwie dlaczego to powiedziałam, skoro nic nie zawiniłam? No cóż, wszystko
jedno. Musiałam go uspokoić, zanim zrobi coś, czego oboje będziemy żałować. –
Ja tylko…
Wampir
westchnął i energicznie potrząsnął głową.
– Nie
ważne. Prześpij się, Renesmee, bo chciałbym się stąd zbierać tak szybko, jak
tylko to będzie możliwe – oznajmił, zrywając się na równe nogi. Pogodny ton
zniknął, wyparty przez aż nadto oficjalny i zarazem oschły. Cokolwiek go
dręczyło, najwyraźniej było poważniejsze niż mogłabym przypuszczać. – Powinnaś
odpocząć. I nie martw się, nigdzie się stąd nie ruszam – dodał, nie
pozwalając mi dojść do słowa.
Jeszcze
kiedy mówił, odszedł kilka kroków, zatrzymując się gdzieś poza kręgiem
srebrzystego światła, które wraz z Isabeau stworzyłyśmy. W takim
oświetleniu widziałam zaledwie zarys jego sylwetki, ale już samo to
wystarczyło, żebym poczuła się nieswojo.
Ciesząc
się, że wampir przynajmniej na mnie nie patrzył, znów ułożyłam się na ziemi i zamknęłam
oczy. Sen przyszedł szybciej niż mogłabym się spodziewać, ale i tak nie
był spokojny.
Gabriel
Gabriel zatrzymał się tak
raptownie, że idący za nim Edward i Damien omal na niego nie wpadli.
Chłopak mruknął pod nosem coś, co z założenia miało być przeprosinami, ale
nie był pewien, czy jego syn i teść to usłyszeli. W tym momencie zresztą
o to nie dbał, zbyt skoncentrowany na tym, że coś zdecydowanie było nie
tak – cokolwiek to znaczy.
– Co jest?
– zapytał cicho Edward. Nie był w stanie wyczytać niczego z myśli
swoich towarzyszy, ale chociaż wydawało mu się, że jest w stanie
przyzwyczaić się do tego, że otacza go wiele osób, których umysły są przed nim
zamknięte, w ciemnym, nieskończonym korytarzu, brak możliwości
wykorzystania daru zaczynał go irytować.
– Nie
jestem pewien – przyznał Gabriel – ale zdawało mi się, że coś…
Nie
skończył, bo z ciemności doszedł ich cichy szelest i żadne
wyjaśnienia nie były już potrzebne. Cała trójka zamarła, nasłuchując i nerwowo
rozglądając się dookoła. Gabriel skoncentrował się, chcąc wyostrzyć zmysły, ale
obecność srebra sprawiała, że jego starania i tak okazały się stratą
czasu. Srebro blokowało ich na wszystkie możliwe sposoby, tworząc swoistą
pułapkę, której żaden z nich nie był w stanie obejść.
Dłoń
Damiena zacisnęła się na jego ramieniu, kiedy chłopak spróbował zwrócić na
siebie uwagę ojca. Gabriel obejrzał się i na moment ich oczy się spotkały.
Porozumienie było natychmiastowe i obaj – nie zamieniwszy przy tym ani
słowa – podjęli decyzję. Srebrzysta kula, którą oświetlali sobie drogę,
zamigotała i zgasła, pogrążając ich w całkowitych ciemnościach. Gabriel
poczuł się naprawdę nieswojo, tym bardziej, że od zawsze najbardziej polegał na
wzroku i na telepatii. Nagła niemożność wykorzystania żadnej z tych
zdolności sprawiła, że poczuł się nie tylko dziwnie, ale wręcz miał wrażenie,
że za moment eksploduje od nadmiaru emocji. Czuł ciepło ciała Damiena oraz
chłód bijący od marmurowej skóry Edwarda, ale chociaż ich obecność stanowiła
swego rodzaju punkt podparcia, to wciąż było zbyt mało, żeby poczuł się
swobodnie.
Usłyszał,
że Edward cicho syknął, ale przynajmniej o nic nie zapytał. Gabriel sam
nie był pewien, czy ukrywanie się w ciemność i na własne życzenie
doprowadzanie do tego, żeby nic się nie widziało, jest najlepszym pomysłem, ale
to było jedynym, co przyszło mu do głowy. Instynkt uparcie podpowiadał mu, że
powinien się ukryć, niezależnie od swoich zdolności i tego, czy potrafił
walczyć wręcz. Niebezpieczeństwo,
pomyślał i to jedno słowo nie dawało spokoju, chociaż za wszelką cenę
starał się ten paraliżujący strach ignorować. Niestety, nie był w stanie, ale
przynajmniej jedno stało się jasne – nie mogli mieć do czynienia z nikim,
kto był im bliski albo przynajmniej przychylny.
Gabriel
momentalnie przypomniał sobie dziwne uczucie bycia obserwowanym i nagły
impuls, który ostatnim razem nakazał jemu i Damienowi biec. Gdzieś na
granicy świadomości czul mentalną obecność syna, a po strzępach jego
emocji rozpoznał, że chłopak jest równie zdenerwowany, co i on. Obaj czuli
to samo. Gabriel nie był pewien, jak to jest w przypadku Edwarda, ale bał
się jakkolwiek poruszyć, a tym bardziej o coś zapytać. Miał wrażenie,
że to jakaś dziwna gra, a jak długo pozostają w bezruchu i poza
zasięgiem czyjegokolwiek wzroku, tak długo mogą czuć się naprawdę bezpieczni.
Bezpieczni…
Dlaczego to brzmiało jak kłamstwo?
Kolejne
sekundy mijały, ale prócz niepewności nie działo się nic. Gabriel zaczynał
wahać się nad tym, czy dobrze zrobił, kiedy zdecydował się zgasić światło, ale
wszystko w nim krzyczało, żeby nawet nie próbował się poruszać, a tym
bardziej zdradzać swojej obecność. Irytował go ten strach, bo nigdy nie lubił
się bać, a tym bardziej okazywać swoich emocji. To nic, że nikt nie był w stanie
go zobaczyć, skoro Damien i Edward jak nic byli w stanie stwierdzić,
jak musiał się w tym momencie czuć. Co więcej, aż nazbyt dobrze wszyscy
zdawali sobie sprawę z tego, że w tych tunelach znajdowało się coś
niebezpiecznego, co – Gabriel mógł za to ręczyć własnym życiem – jak nic na
nich polowało. Biorąc pod uwagę to, że gdzieś w tunelach były Renesmee,
Alessia i pozostali, strach i zmartwienie były czymś aż nadto
naturalnym.
Mięśnie
Gabriela napięły się zupełnie machinalnie. Czuł się jak gotowa do wybuchu bomba
z włączonym zapalnikiem. Od nadmiaru emocji zaczynał drżeć, chociaż sam
już nie był pewien, co jest tego przyczyną. Ciemność zdawała się napierać na
niego ze wszystkich stron, w pamięci zaś zamajaczyło echo dawnego strachu.
Kiedy bał się ciemności. Teraz, mimo upływu lat, w mroku nadal było coś,
co napawało go niepokojem. Czuł to nad wyraz wyraźnie zwłaszcza w tym
miejscu, walcząc ze wszechogarniającą ciemnością, w której coś się czaiło.
Nie widział tego ani nie słyszał, ale…
Dzikie,
mrożące krew w żyłach warknięcie przerwało panującą ciszę. Przypominało
coś na pograniczu wściekłego wrzasku i krzyku dzikiego zwierzęcia, chociaż
bynajmniej nie było w nim niczego naturalnego. Dźwięk odbił się echem od
ścian korytarza, zdając się przenikać ciało Gabriela, sięgając aż do samej
duszy.
Tak mogłaby
brzmieć śmierć.
– Biegniemy!
– zawołał Edward, postanawiając przerwać grę pozorów. Jego głos zabrzmiał
dziwnie, dodatkowo zniekształcony przez strach, ale to było w tym momencie
najmniej istotne.
Ani
Gabriel, ani Damien nie potrzebowali nawet chwili na to, żeby się nad słowami
wampira zastanowić. Jak na zawołanie rzucili się do przodu, nie zważając na to,
że niczego nie widzą. Gabriel spróbował się skoncentrować i ponownie
wytworzyć srebrzysty blask – w końcu już i tak narobili tyle hałasu,
że dalsze próby ukrywania się nie miały sensu – ale zanim zdążył zrobić
cokolwiek, tuż przed sobą dostrzegł parę lśniących krwistą czerwienią oczu.
W jednej
chwili wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kolejny rozdzierający wrzask
przerwał ciszę, a potem coś rzuciło się w jego stronę. Nie tyle to
usłyszał, ale na pewno zobaczył, kiedy dwa lśniące punkty zmieniły położenie, w szybkim
tempie zbliżając się w jego stronę. Zdążył zaledwie napiąć mięśnie i przygotować
się do ataku, kiedy obce ciało zderzyło się z jego własnym. Obaj – on i to
coś – polecieli do tyłu, tracąc równowagę. Gabriel syknął, kiedy wylądował na
plecach, jedynie cudem nie uderzając tyłem głowy o podłoże. Upadek na
moment go oszołomił, ale nie na tyle, żeby nie był w stanie się obronić,
kiedy jego niewidoczny przeciwnik spróbował chwycić go za gardło. Gabriel
instynktownie zdołał chwycić nadgarstki rozszalałej istoty i napierając z całej
siły, postarał się ją od siebie odepchnąć. Stworzenie jęknęło w odpowiedzi
i zaatakowało z jeszcze większą determinacją, zmuszając Gabriela do
większego wysiłku i nie dając mu okazji do tego, żeby chociaż spróbował
wykorzystać moc.
– Tato?! –
usłyszał gdzieś w ciemności podenerwowany głos Damiena. Słyszał również
jakieś zamieszanie i ciche przekleństwa Edwarda, co chyba znaczyło, że nie
tylko on miał dość nieprzyjemne towarzystwo.
– Nic mi
nie jest! – zapewnił. Nie był pewien, jakim cudem udało mu się zdobyć na to,
żeby głos zabrzmiał w entuzjastyczny sposób. – Nie martw się. Ja staram
się tutaj zrelaksować i… Och, na litość bogini, złaź ze mnie! – warknął, kiedy
poczuł ciepły oddech niebezpiecznie blisko swojej szyi.
Odpowiedziało
mu znajome już niestety warknięcie. Zacisnął zęby i pod wpływem impulsu
uwolnił moc, nie dbając o to, czy energia przypadkiem nie obróci się
przeciwko niemu, kiedy zacznie się obijać o wzmocnione srebrem ściany.
Wrzask i fakt, że przygniatający go ciężar zniknął, jasno dały mu do
zrozumienia, że się udało. Natychmiast zerwał się na równe nogi, uginając je
lekko w kolanach i przygotowując się do kolejnego możliwego ataku,
który mógł nadejść w każdej chwili i z każdej strony.
Nie miał
pewności, gdzie teraz znajdował się jego przeciwnik, ale usłyszał jakiś cichy
łoskot, jakby czyjeś ciało uderzyło o ścianę korytarza. Na początku
zaniepokoiło go, że to mógł być Damien albo Edward, ale kiedy w następnej
chwili rozległo się pełne bólu wycie, nie miało już najmniejszych wątpliwości,
kto właśnie ucierpiał. Wciąż zaniepokojony, natychmiast wykorzystał chwilę
wytchnienia, żeby raz jeszcze spróbować stworzyć iluzję światła. Tym razem
przyszło mu to z łatwością, tym bardziej, że krążąca w jego żyłach
adrenalina dodatkowo popychała go do przodu. Srebrzysty blask go oślepił, ale –
mrugając pośpiesznie – szybko zdołał przyzwyczaić oczy do ponownej jasności.
Zaraz po tym w popłochu rozejrzał się dookoła, żeby móc rozeznać się w sytuacji.
Pierwszym,
który przykuł jego uwagę, był Damien. Chłopak stał kilka metrów dalej,
oszołomiony, ale przynajmniej cały i zdrowy. Gabrielowi ulżyło, kiedy
upewnił się, że jego syn jest bezpieczny. Dopiero z tą pewnością powiódł
wzrokiem dalej, starając się wypatrzeć Edwarda. Dostrzegł go dopiero po chwili,
poruszającego się z zawrotną prędkością i skoncentrowanego na
robieniu szybkich uników. Tuż naprzeciwko niego stała rozszalała dziewczyna.
Gabriel przynajmniej sądził, że to była dziewczyna, bo na to wskazywały długie
do pasa, kasztanowe włosy i szczupła sylwetka. Niestety, poza tym w tamtej
istocie nie było niczego, co można by określić mianem „ludzkie”.
Dziewczyna
wyglądała tak, jakby od wielu lat nie widziała światła – i to w żadnej
postaci. Miała chorobliwie bladą, naciągniętą skórę, poranioną i posiniaczoną
w wielu miejscach. Gabriela nie zdziwiły jej rozszalałe, lśniące
czerwienią oczy, bo to je musiał widzieć wcześniej. Na policzku nieznajomej
dostrzegł ciemną, poszarpaną ranę, która bardzo przypominała poparzenie.
Uprzytomnił sobie, że musiało być to jego zasługą; dziewczyna była taka jak
Isabeau, więc spotkanie ze ścianą i srebrem musiało być dla niej więcej
niż tylko nieprzyjemnym doświadczeniem. Poplątane i brudne kasztanowe
włosy podrygiwały przy każdym nieprzemyślanym, gwałtownym ruchu nieśmiertelnej.
Zachowywała się jak obłąkana, nie przejmując się tym, czy oberwie albo
przypadkiem nie zostanie zabita. Wyraz jej oczu mówił wszystko i właśnie
to było najbardziej przerażające.
Ona nie
tylko wyglądała na szaloną. Dziewczyna w istocie taka była – szalona, a na
dodatek bardzo, bardzo głodna.
– Boże… – wyrwało
się Edwardowi. Już nie wyglądał na tak zdeterminowanego, zwłaszcza, że jego
przeciwniczką nagle okazała się kobieta albo raczej dziewczyna, fizycznie
niewiele starsza od jego córki.
Edward się
zawahał, ale nieznajoma już nie. Natychmiast zaatakowała, warcząc i miotając
się na wszystkie strony. Miedzianowłosy musiał mieć dostęp do jej myśli, bo bez
wahania uskoczył na bok, w porę unikając ciosu, chociaż wampirzyca i tak
nie była w stanie zrobić mu krzywdy. Gabriel z trudem zwalczył
instynktowny odruch, żeby jakoś powstrzymać kasztanowłosą od kolejnego
zderzenia ze ścianą; skrzywił się, słysząc jej okrzyk bólu, ale nie mógł
zapominać, że ona chciała ich zabić.
Dysząc
ciężko, zrobił kilka niepewnych kroków. Wciąż uważnie obserwował dziewczynę,
oszołomiony. Nie miał pojęcia, co powinien o niej myśleć, ale z jakiegoś
powodu poczuł strach większy niż wtedy, gdy nie miał pojęcia z kim ma do
czynienia. Kto
ci to zrobił?, pomyślał, ale nie odezwał się, wiedząc, że w ten sposób
jedynie jeszcze bardziej wampirzycę rozzłości. Miał wiele pytań, wątpił jednak,
żeby nieśmiertelna była w stanie udzielić mu jakichkolwiek odpowiedzi.
Gabriel
zacisnął usta, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy. Spojrzał na
Damiena, ale ten jedynie wzruszył ramiona. W czekoladowych oczach syna –
jakże podobnych do pięknych oczu jego matki – dostrzegł coś na kształt
cierpienia. Damien był nie tylko Uzdrowicielem, ale również empatą, przez co
było mu tym trudniej, nawet jeśli za wszelką cenę starał się tego nie okazywać.
– Nic ci… –
zaczął Gabriel, ale urwał w pół słowa, nagle coś sobie uprzytomniając.
To on
walczył z dziewczyną, która teraz tak zawzięcie atakowała Edwarda.
Odepchnął ją, więc znalazła sobie kolejnego przeciwnika, ale wcześniej
miedzianowłosy musiał unikać ciosów kogoś innego – Gabriel doskonale słyszał
odgłosy walki. A to znaczyło…
Ledwo o tym
pomyślał, usłyszał za sobą cichy szelest. Odwrócił się błyskawicznie i natychmiast
uskoczył, zaledwie sekundę przed tym, jak z dzikim warknięciem spróbował
zaatakować go młody, czarnowłosy chłopak. Ciemne włosy sięgały mu do ramion i wyglądały
równie marnie, co w przypadku dziewczyny. On również wydawał się szalony i głodny,
ale w przeciwieństwie do dziewczyny wydawał się doskonale zdawać sobie
sprawę z tego, gdzie powinien upragnionej krwi szukać.
Gabriel
przygotował się do ataku, ale nie zdążył skoncentrować się na chłopaku. Znikąd
pojawiła się kolejna postać, bezceremonialnie przepychając się tuż obok niego i to
z taką siłą, że zatoczył się na ścianę. Nie nadążał za tym, co wydarzyło
się zaraz po tym, ale wyczuł, że wraz z pojawieniem się trzeciego wampira,
pozostała dwójka jakby trochę się opamiętała.
– Tutaj jej
nie ma – usłyszał zachrypnięty, przyprawiający o dreszcze, ale przy tym
dziwnie znajomy głos.
Gdzieś w blasku
światła mignęły mu rude, splątane włosy. Chwilę później trójka wampirów
zniknęła, umykając w ciemność równie nagle, co w ogóle się pojawiła.
Zanim
którekolwiek z nich zdążyło zareagować, w korytarzu znów zapanował
spokój.
Jejku, zanim zdążyłam przeczytać trzydziesty czwarty, pojawiły się dwa nowe, równie dobre jak ich poprzednik. Jestem w szoku, że napisałaś takie cudeńka w przeciągu dni! Gratulacje <3
OdpowiedzUsuńNie będziesz miała mi za złe, jeśli opiszę w tym komentarzu wszystkie trzy rozdział? :)
No to tak, widać, że pisanie rozdziałów z dnia na dzień Ci służy, strasznie mi się podobały. Wszystko świetnie opisane, słowa niezwykle dobrane, ahh, cudeńka po prostu :)
Weny i do następnych :3
Po pierwsze przepraszam, że tak długo nie komentowałam. Po drugie co do cholery stało się z nagłówkiem? :D chyba coś wyszło nie tak xD Po trzecie:
OdpowiedzUsuńMyślałam, że padnę po tym jak wyobraziłam sobie Nessie i Rufusa razem. Tak, tak wymyśliłam sobie co, by było gdyby oboje byli małżeństwem, albo chociaż byli ze sobą ;D kolejny chory pomysł xp
Nie było Beau ;c mam nadzieję, że nie natknie się na żadne szalone wampiry^.^ chociaż ona by sobie poradziła. Wierzę w nią, ale o niej kiedy indziej...
Walka było ekscytująca, a ja z każdą chwilą zastanawiałam się czy postać dziewczyny będzie znacząca dla opowieści. Wydaje mi się, że tak ;> Rozdział był niesamowity, a ja niecierpliwie czekam na następny rozdział^^
Pozdrawiam, xoxo
Dobra cofam o nagłówku już się naprawiło :D
Usuń