20 lutego 2014

Czterdzieści cztery

Esme
– Właśnie dlatego potrzebujemy pomocy Benjamina. – Wraz z końcem swojej wypowiedzi, Esme niemal błagał od spojrzała na Amuna. Wampir obserwował ją uważnie, chłonąc każde kolejne słowo, ale w żaden sposób nie dawał po sobie poznać, jak całą sytuację postrzega. – To bardzo ważne. Aldero natychmiast pomyślał o tym, że przydałby się ktoś, kto jest w stanie bezpiecznie dostać się do podziemi. Mieliśmy trochę wątpliwości co do tego, gdzie powinniśmy was szukać, ale szczęśliwym trafem Lilly była w stanie przenieść nas we właściwe miejsce. No i oczywiście jestem bardzo wdzięczna Kebi. Gdyby nie ona, prawdopodobnie do tej pory błądzilibyśmy gdzieś w okolicy.
Amun wciąż się w nią wpatrywał, w zamyśleniu gładząc się po pokrytej zarostem szczęce. Siedział w obitym jakimś zielonym, przyjemnym w dotyku materiałem, a Kebi czaiła się za jego plecami, zaciskając obie dłonie na oparciu i wyglądając niczym wykonana z marmuru, wyjątkowo realistyczna rzeźba. Krótko po tym, jak wskazała im salon i miejsca, które mogli zająć, zrzuciła z głowy chustę, odsłaniając drobną twarzyczkę o łagodnych rysach. Poważny, wręcz przesadnie pozbawiony emocji wyraz twarzy dziwnie kontrastował z jej pozornie niewinnym obliczem, kobieta zresztą prawie natychmiast z pokorą spuściła wzrok i pozwoliła, żeby lśniące hebanowe włosy przysłoniły jej twarz, tak jak wcześniej chusta. Nieruchoma i milcząca, zdawała się wpadkę wad w ogólny przepych, który zdążyli zaobserwować, chociaż salon okazał się urządzony dość skromnie, by nie rzec, że ze smakiem.
Centralne miejsce zajmował niewielki szklany stolik oraz dwie wygodne kanapy, które Amun pozwolił im zająć. Sam zajął pasujący do kompletu fotel, najwyraźniej chcąc w ten sposób przypomnieć, kto jest w tym domu gospodarzem. Fakt, że Kebi wciąż pozostawała w pozycji stojącej, sprawiał, że wszyscy czuli się na swój sposób skrępowania, ale dla wampirzycy taki stan rzeczy wydawał się być czymś absolutnie oczywistym i w pełni akceptowalnym.
– Bez wątpienia natrudziliście się, żeby nas odnaleźć – odezwał się w końcu Amun, przerywając nieznośnie wydłużającą się chwilę ciszy. – Cenię sobie prywatność, więc wciąż pozostajemy w ruchu, dlatego mało kto zna miejsce, w którym aktualnie przebywamy. Z Carlisle'm nie miałem okazji się zobaczyć od przeszło siedmiu lat, więc nawet on nie wie o tym skromnym domu – ciągnął, gestem dłoni wskazując swoje najbliższe otoczenie – dlatego tym bardziej doceniam to, że wam się dało… I tym większym smutkiem napawa mnie świadomość tego, że najprawdopodobniej nie będę w stanie wam pomóc – oznajmił, ale w jego głosie nie było słychać skruchy czy chociażby wymuszonego żalu. Co najwyżej uprzejmość, ale i w tej było coś fałszywego, jakby Amun miał nadzieje na to, że w szybkim czasie uda mu się pozbyć niechcianych gości.
– Jak to: nie możesz nam pomóc? – zaniepokoiła się Esme. Jej głos zadrżał, ale zdołała wziąć się w garść i zapanować nad jego brzmieniem. – Czy Benjamina spotkało coś złego?
Amun zaśmiał się i zabrzmiało to niemal serdecznie.
– Ależ skąd! Zarówno on, jak i Tia są cali i zdrowi – zapewnił z przekonaniem. – Po prostu w tym momencie są nieosiągalni. No cóż, jak każda para, ta dwójka potrzebuje pobyć czasami sam na sam – wyjaśnił z odrobiną przekąsu – więc regularnie urządzają sobie wspólne, wielodniowe polowania. Nie mam pojęcia, kiedy się pojawią, a nie chcę was łudzić stwierdzeniem, że to nastąpi wkrótce.
– On kłamie – wtrącił Aldero, nie mogąc się powstrzymać. Od dłuższej chwili w miarę możliwości śledził myśli Amuna. – Faktycznie są na polowaniu, ale doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kiedy zamierzają wrócić.
– Doprawdy, chłopcze? – Wampir rzucił mu krótkie, przenikliwe spojrzenie. W jego oczach Aldero dostrzegł swego rodzaju obawę, ale nie potrafił stwierdzić, czy poza tym jego zdolności zrobiły na Egipcjaninie jakiekolwiek wrażenie. – Słyszałeś może, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła? Ale skoro już pytasz… Owszem, istniej prawdopodobieństwo, że wrócą do rana, ale nie mogę wam niczego obiecać. Benjamin i Tia mają w zwyczaju robić nam niespodzianki, a wolałbym, żebyście niepotrzebnie nie tracili czas, zwłaszcza, że sami dopiero co zapewnialiście nas, że śpieszycie się z powrotem. Czy się mylę?
Aldero nie odpowiedział, poirytowany i zażenowany jednocześnie. Poczuł na sobie krótkie, niemal błagalne spojrzenie Esme, więc skinął głową, dając jej do zrozumienia, że już więcej nie będzie się odzywał, ale to nie powstrzymało go od dalszego śledzenia myśli Amuna. Niestety, przemyślenia wampira niewiele mu pomogły, zupełnie jakby mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, jak działają jego zdolności i próbował się przed nimi bronić. Aldero podejrzewał, że to dzięki znajomości daru Edwarda, wiedział zresztą, że bez trudu mógłby przeniknąć do umysłu wampira i dowiedzieć się więcej, ale postanowił powstrzymać się od zbytniej ingerencji w jego wspomnienia. Amun jak nic by się zorientowało, a to mogło przysporzyć im kłopotów, zwłaszcza, że próbowali przekonać go do udzielenia pomocy.
– Jeśli istnieje chociaż cień szansy na to, że Benjamin i Tia pojawią się w najbliższym czasie, jestem gotowa poczekać – zapewniła Esme, szybko podejmując wcześniejszy temat. – Proszę, Amun’ie. To dla mnie bardzo ważne.
– Zauważyłem i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo jesteś oddana mężowi. To się ceni, zwłaszcza u kobiet – stwierdził, przyglądając jej się w zamyśleniu. – Jak sądzisz, Esme? Czy jesteś dobrą żoną? – zapytał ni z tego, ni z owego.
Esme zatrzepotała powiekami, zaskoczona bezpośredniością i dziwnym pytaniem Egipcjanina. Nawet jeśli Amun dostrzegł jej dezorientację, nie zrobiła ona na nim żadnego wrażenia. Przez cały czas uważnie wpatrywał się w kobietę, lustrując ją wzrokiem z taką uwagą, jakby podziwiał wyjątkowy okaz w galerii sztuki albo jakimś muzeum. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że Esme poczuła się nieswojo, a pewnie gdyby była człowiekiem, dostałaby gęsiej skórki.
– Kocham Carlisle’a, jeśli o to mnie pytasz – odpowiedziała w końcu, zmuszając się do zachowania spokojnego tonu głosu. – Jego i resztę mojej rodziny. Gdyby było inaczej, nie byłoby mnie tutaj.
– Oczywiście. Miłość jest uczuciem, które popycha do działania. Gdzież byłbym zdolny do tego, żeby podważyć prawdziwość tych słów. – Amun podniósł się, wciąż zamyślony. – Ale mam pewne wątpliwości co do tego, czy dobrze zrozumiałaś moje pytanie, droga Esme.
Wampirzyca nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego niepewnie, coraz bardziej zaniepokojona. Sama już nie wiedziała do czego Amun dążył i jak powinna z nim rozmawiać, żeby w końcu podjął decyzję.
Amun znalazł się na tyle blisko kanapy na której siedziała, że mogła poczuć chłód bijący od jego marmurowego ciała. Coś w słodkim zapachu nieśmiertelnego działało na nią paraliżująco, chociaż równie dobrze mogło mieć to związek z uczuciem ciągłej niepewności, które nie opuszczało jej nawet na chwilę.
– A więc pomożesz nam? – zapytała w końcu, decydując się przejść do rzeczy. Doszła do wniosku, że zignorowanie dziwnych wywodów wampira będzie w obecnej sytuacji najrozsądniejsze.
– Naturalnie… Ale nie za darmo.
Esme ze świstem nabrała do płuc powietrze. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że od dłuższej chwili wstrzymywała oddech, coraz bardziej zdenerwowana.
– No oczywiście! – prychnęła cicho Kristin, zakładając nogę na nogę. Jej bezczelny, pełen złośliwości ton mocno kontrastował z atmosferą, którą podczas rozmowy udało się stworzyć Amun’owi. – W końcu takie życie, prawda? Bezinteresowności umarła, nie wspominając o jakichkolwiek zobowiązaniach względem przyjaciół… – sarknęła dziewczyna, niemal wyzywająco spoglądając w rubinowe oczy wampira.
– Coś mi się wydaje, że wasza przyjaciółka nie jest chętna do współpracy – skomentował Amun, niechętnie spoglądając na Kristin. – No cóż, jeśli tak, możecie zapomnieć o tym, co dopiero powiedziałem. Udajmy, że tej rozmowy nie było, a wasza wizyta jest czysto towarzyska… Kebi, czy będziesz tak dobra i…
– W co ty pogrywasz? – przerwała mu Kristin, zrywając się z miejsca i prostując się niczym struna. – Przyszliśmy tutaj w konkretnym celu, więc najlepiej od razu mów, czego oczekujesz. Mam serdecznie dość przesadnej uprzejmości i udawania, że cieszysz się na nasz widok. Nie mam pojęcia, jakim cudem w ogóle Carlisle’a poznałeś i dlaczego utrzymywaliście tę znajomość, ale jeśli nie chcesz nam pomóc, to powiedz i przestańmy wzajemnie grać sobie na nerwach – zaproponowała, ignorując pełne niedowierzania spojrzenie Amuna i zniesmaczony wzrok Kebi. No cóż, jej takie zachowanie na pewno nie uszłoby na sucho.
Amun wahał się przez moment, po czym obojętnie wzruszył ramionami. Esme odetchnęła, kiedy odwrócił się plecami i w końcu uwolnił ją spod siły swojego przenikliwego spojrzenia, ale jednocześnie tak jak i inni pojęła, że mało prawdopodobnym jest, żeby wampir im chciał teraz pomóc. Co najciekawsze, nie potrafiła być z tego powodu zła na Kristin, nawet jeśli wszystko i tak sprowadzał się do niej.
– Wiecie, gdzie znajdują się drzwi – odezwał się cicho Amun, uparcie odmawiając spojrzenia w ich stronę. – Jeśli nie chcecie rozmawiać, możecie wyjść… Chociaż wierzę, że przynajmniej kilkoro z was okaże się bardziej rozsądnych – dodał.
Jego sugestia była jasna. Nie chciał wprost wyprosić Kristin, więc w dość uprzejmy i niebezpośredni sposób dał jej do zrozumienia, że ma wyjść. I to nie tylko ona. Musiałby być ślepy i głupi, żeby nie zorientować się, że nie tylko Kristin, ale również Aldero nie darzy go zaufaniem i sympatią. Z tym, że w przeciwieństwie do wampirzycy, Al miał dość oleju w głowie, żeby siedzieć cicho i czekać na jakikolwiek znak świadczący o tym, że coś jest nie tak.
Kristin wciąż stała wyprostowana, dysząc ciężko i zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że musiało być to niemal bolesne. W jej oczach pojawiły się czerwone błyski, ale bez trudu zdołała nad sobą zapanować, zbyt dumna i pewna siebie, żeby dać się sprowokować komuś takiemu jak Amun. Przez kilka sekund taksowała wampira wzrokiem, wyglądając tak, jakby z dziką przyjemnością posunęła się do tego, żeby wbić mężczyźnie nóż w plecy, a potem jeszcze go przekręcić, po czym – z wyraźną niechęcią – obejrzała się na pozostałych.
– Strata czasu – stwierdziła chmurnie. – Idziemy? – dodała i chociaż starała się, żeby zabrzmiało to jak rozkaz, coś sprawiło, że do jej tonu wkradła się pytająca nuta.
– Poczekaj chwilę, Kristin – odezwała się natychmiast Esme. – Ja… Ja chciałabym porozmawiać jeszcze z Amunem, jeśli nie macie nic przeciwko – oznajmiła, spoglądając na ciemnowłosa dziewczynę niemal w błagalny sposób.
Brwi Kristin natychmiast powędrowały ku górze, ale skinęła głową. Wciąż zagniewana, rzuciła jedynie krótkie, ostrzegawcze spojrzenie Theo („Pilnuj jej!” – zdawała mu się rozkazywać), po czym odwróciła się na pięcie i bezceremonialnie powędrowała w stronę drzwi.
– Będę czekać na dole – rzuciła na odchodne. – Żegnam. I nie, nie żałuję, że nie zabawię tutaj dłużej! – Jej ostatnie słowa bez wątpienia skierowane były do Amuna.
Wampir wciąż stał do wszystkich plecami, więc nie byli w stanie zobaczyć jego twarzy ani stwierdzić, co takiego sądził o zachowaniu Kristin. Odczekał jeszcze moment, jakby podejrzewając, że to jeszcze nie koniec – i nie pomylił się, bo po zaledwie kilku sekundach od wyjścia Kristin, również Eve i Lilianne podniosły się z kanap, żeby móc ruszyć za wampirzycą.
– Bez obrazy, ale ja mu nie ufam – mruknęła cicho Lilianne, spoglądając wprost w topazowe tęczówki Esme. – Nie będę udawała, że… Och, po prostu poczekamy z Kristin – wyjaśniła, wzruszając ramionami i w pośpiechu dołączając do czekającej w drzwiach Eve.
– Dziękuję – szepnęła za nimi wampirzyca, w zamyśleniu kiwając głową. Ona również nie była przekonana, ale chciała przynajmniej spróbować raz jeszcze porozmawiać z Amun’em, a przy nastawieniach telepatek mogło być to trudne. – Amunie…
Egipcjanin westchnął, po czym w końcu na nią spojrzał. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, przynajmniej do momentu, w którym nie spojrzał na Aldero i Camerona.
– A oni? – zapytał z rozczarowaniem. Nie było wątpliwości, że miał na myśli również Theo i że najchętniej zostałby z Esme sam.
– O ile mnie pamięć nie myli, żaden z nas nie odezwał się ani słowem od przeszło piętnastu minut – żachnął się Aldero. – Nie było zresztą mowy o tym, że nie możemy zostać, jeśli tego chcemy – dodał z miną niewiniątka.
– Mieliśmy rozmawiać, więc rozmawiajmy – powiedziała pośpiesznie Esme, nie zamierzając czekać, aż Amun po raz kolejny wda się w nieprzyjemną dyskusję, tym razem z jej przybranym wnukiem. Nawet nie zorientowała się, kiedy podniosła się z kanapy i podeszła bliżej Amuna, chcąc spojrzeć mu w oczy. Prawie natychmiast tego pożałowała; ledwo powstrzymała nagły dreszcz, który wywołało samo tylko spojrzenie krwistych tęczówek wampira. – Proszę. Potrzebujemy Benjamina. Co mamy zrobić, żebyś udzielił nam pomocy? – zapytała, podejmując wcześniejszy temat ewentualnej ceny, który tak zdenerwował Kristin.
Amun wysilił się na sztuczny uśmiech. Esme zesztywniała, kiedy bez chwili wahania wyciągnął rękę i ułożył dłoń na jej policzku, lekko unosząc jej głowę tak, żeby lepiej móc widzieć twarz. Z jakiegoś powodu dotyk wampira przyprawił ją o mdłości, chociaż nie sądziła, że w przypadku wampira złe samopoczucie jest w ogóle możliwe.
– To zależy – oznajmił powoli. Nie wiedziała skąd to przekonanie, ale miała wrażenie, że Egipcjanin właśnie ją ocenia. – Jak wiele jesteś w stanie zrobić, żeby ocalić rodzinę? Co takiego mogłabyś oddać? – dopytywał, nie odrywając od niej wzroku.
Zachowywał się tak, jakby byli w salonie samie i przez moment Esme faktycznie się tak poczuła. Tym bardziej ulżyło jej, kiedy gdzieś za sobą usłyszała znaczące chrząknięcie Theo. Lekarz już nie siedział, tylko stał za nią, jako jedyną przeszkodę mając szklany stolik, stojący w centralnej części pomieszczenia. Twarz wampira – podobnie jak i Amuna – pozornie nie wyrażała żadnych emocji, ale oczywiste było, że Theo jest coraz bardziej zaniepokojony. Pewnie gdyby nie jej prośba i spojrzenie Kristin, już dawno kazałby im wszystkim wracać.
Egipcjanin krótko popatrzył na ciemnowłosego mężczyznę. Przez jego twarz przeszedł cień, ale poza tym w żaden sposób nie zareagował, zupełnie jakby wcale Theo nie widział. Co prawda odsunął się o krok, nieznacznie zwiększając odległość między sobą a Esme, ale wciąż trzymał dłoń na policzku wampirzycy, najwyraźniej nie widząc niczego złego w tym, że jej dotykał.
– Więc? – podjął temat. – Pytasz mnie o cenę… W takim razie odpowiedz na pytanie, które ci zadałem – ponaglił zniecierpliwionym tonem. – Jak wiele jesteś w stanie oddać?
– Wszystko. – Esme wydawało się to bardziej niż oczywiste, przynajmniej do momentu, w którym nie wypowiedziała tego jednego słowa. Widząc błysk w oczach Amuna, naszły ją wątpliwości. – Powiedz w końcu, czego oczekujesz?
Amun wydął usta.
– Mówisz tak, jakbyś sądziła, że moje prośby okażą się tak bezwartościowe, jak materialne rzeczy, które nas otaczają – stwierdził z rozczarowaniem. – Już wcześniej zauważyłem, że różnisz się od zwykłych kobiet. Kiedy rozmawiałem z Carlisle’m, dość luźno traktowałem jego pewność i to, że wychwalał cię pod słońce. Jak mówiłem, miłość to silne, ale również ogłupiające uczucie, a zakochanym bardzo ciężko wysilić się na to, żeby oceniać partnera w obiektywny sposób. To rodzaj zniewolenia, więc tym bardziej wypada zachować ostrożność… – Wampir zawahał się. – Ale ty w istocie jesteś inna. Jesteś dobrą żoną… To tak w nawiązaniu do mojego wcześniejszego pytania. A przynajmniej ja uważam, że jesteś materiałem na dobrą żonę, chociaż wciąż trochę ci brakuje do wzoru prawdziwej kobiety.
W końcu zabrał rękę, ale tylko po to, żeby móc obejrzeć się na Kebi. Stanowczym, władnym gestem wyciągnął dłoń w stronę kobiety, a ona ujęła ją bez słowa, posłusznie zajmując miejsce u jego boku. Palce Amuna zacisnęły się wokół jej nadgarstków, a chwilę później uniósł obie dłonie wampirzyce do swoich ust, ale nawet w pocałunkach, które złożył na jej lekko oliwkowej skórze brakowało czegoś, co można byłoby określić mianem czułości.
– Pod pewnymi względami bardzo przypominasz mi Kebi. Początkowo próbowałem nawet Carlisle’owi wyperswadować pomysł brania sobie żony… No cóż, małżeństwo bywa rodzajem zniewolenia, a w kulturze, w której się wychowałem, mężczyzna nie powinien być zależny od kobiety – wyjaśnił bez cienia skrępowania tym, że właśnie przyznawał się do tego, jaką postawę miał wobec ślubu sprzed siedmiu lat. – Teraz jednak widzę, że może Carlisle miał trochę szczęścia, przynajmniej jeśli chodzi o wybór kobiety. Bardzo mało kobiet jest zdolnych do tego, żeby w pełni oddać się swojemu mężowi i to aż do tego stopnia, co ty, Esme. Potrafię to docenić, jak najbardziej, więc mój warunek jest tylko jeden.
Esme – mimo wątpliwości i oszołomienia jego słowami – popatrzyła na niego wyczekująco. Miała złe przeczucia, czuła zresztą rosnące napięcie Theo, Aldero i Cammy’ego, ale zmusiła się do tego, żeby je zignorować i skoncentrować się na tym, co zamierzała zrobić. W końcu już zadeklarowała Amun’owi gotowość przyjęcia każdego warunku, niezależnie od jego złożoności. Była w stanie zapłacić naprawdę wysoka cenę, zwłaszcza, że pieniądze nigdy nie grały dla niej szczególnej roli. Najlepszym, co ją spotkało, już na zawsze miał pozostać Carlisle i nieśmiertelność, którą jej podarował. Dzięki niemu i jego miłości zyskała rodzinę i prawdziwe szczęście, jakim zapewniała jej dalsza egzystencja. Umarła po to, żeby spotkać anioła, więc teraz równie dobrze mogła mu się za wszystko zrewanżować – zwłaszcza, że nie chodziło tylko o bezpieczeństwo Carlisle’a, ale również ich przybranego syna, wnuczki i kilku innych osób, które w ciągu minionych lat stały się dla niej równie ważne, co i rodzina.
O tak, zdecydowanie była w stanie oddać wiele, żeby ich odzyskać. Amun to wiedział i najwyraźniej zamierzał w bezlitosny sposób wykorzystać, ale to akurat było w tym momencie najmniej istotne, by nie rzec, że w pełni jej obojętne. Wierzyła w to, że gra była warta świeczki, a jeśli charakter Amuna pozostawiał wiele do życzenia… No cóż, ktoś, kto uznawał niewolnictwo i w tak przedmiotowy sposób traktował miłość, raczej nie mógł być inny.
– Czego ode mnie oczekujesz, Amun’ie? – zapytała, mając serdecznie dość przeciągającej się ciszy i tego, że wampir zwleka z odpowiedzią.
Na twarzy Amuna pojawił się blady uśmiech. Pewnie gdyby jej serce biło, w tamtym momencie przyśpieszyłoby biegu, ale na całe szczęście jej wampirze ciało okazało się idealne, jeśli chodziło o ukrywanie uczuć. Nie chciała, żeby Amun zorientował się, że ma jakiekolwiek wątpliwości i że coś w nim ją przeraża; wampiry z natury były łowcami, a jeśli ktoś – świadomie bądź nie – zaczynał zachowywać się jak zwierzyna łowna, ostatecznie i tak stawał się ofiarą.
– Och, moja prośba jest bardzo prosta, Esme – zapewnił, puszczając Kebi i znów stając tak blisko niej, że prawie stykali się ramionami. Musiała mocno zadzierać głowę, żeby być w stanie widzieć jego twarz. Od zawsze była niska, a przy Amunie była tego świadoma bardziej niż zazwyczaj. – Mówisz o miłości, więc poświęcenie nie powinno być dla ciebie specjalnie trudną kwestią, prawda? Chcę, żebyś z nami zamieszkała. Oczekuję miesiąca oddania, tak na dobry początek, a jeśli ci się z nami nie spodoba… No cóż, wtedy będziesz mogła wrócić. To chyba niezbyt wygórowana cena za ocalenie wielu istnień, prawda?
Z niedowierzaniem zmusiła się do tego, żeby spojrzeć mu w oczy. W rubinowych tęczówkach za wszelką cenę starała się znaleźć coś… Nie była pewna, ale chyba chodziło o jakiś znak. Cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że Amun właśnie sobie z niej żartował.
Musiał żartować…
Musiał.
Ale najwyraźniej o tym nie wiedział.

2 komentarze:

  1. Obiecałam, że przeczytam i przeczytałam. Co z tego, że mój nauczyciel na historii się zorientował, iż mam w piórniku telefon? Ale warto było! Strasznie głupio się czuję; Ty komentowałaś moje opowiadanie a ja już nawet nie wchodziłam na Twojego bloga. Przepraszam! Mam nadzieję, że wybaczysz takiej walniętej gówniary jak ja. A co do tego rozdziału. To.... CZY TEN AMUN ZWARIOWAŁ?! Co on sobie myśli...??? Esme jest z Carlisle'm, a taki typ jak Amun nie może rodzdielić całej rodziny Cullen'ów! Dodawaj nn szybciutko. Tak ogólnie to spodobał mnie się Rufus! :) To znaczy od zawsze go lubiłam, ale teraz tak jakoś szczególnie. Chociaż go tu nie ma, ale dobra xD CZekam i na niego, i na Esme !! No na wszystkich. Tak wiem, jestem już mega zmęczona i powoli nie wiem, co piszę. Dlatego, kochana, czekam na rozdział ;)
    Pozdrawiam,
    Eriss.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, minęło 30 minut zanim zdecydowałam się cokolwiek napisać. Mówiłam już, że Amun mnie przeraża, ale po dzisiejszym rozdziale mam go dość na dużo, dużo, dużo rozdziałów. Serio nie jest mi tutaj potrzebny, aż tak bardzo. Nie będę za nim tęsknić. Nie. Wypad Amun. Cieszę się, że Kristin mu wygarnęła co chciała mu powiedzieć, a potem wyszła. Podoba mi się, Komentarz Lilly był bezcenny xd hehe, zapamiętam go. Mimo, że nie ma w nim nic wyjątkowego. Okej.. Muszą ochłonąć, a to nie jest takie łatwe jak się wydaje :3 nie podoba mi się ten pomysł i za cholerę nie chcę tego zaakceptować. No, ale Esme chyba się nie zgodzi, prawda? .... Chwila. Moment zastanowienia... Jeśli to ma uratować resztę to się zgodzi. Boże, czemu ona musi być taka dobra? ;< ale coś mi się wydaje, że jak Benjamin i Tia wrócą co chłopak będzie chciał pomóc bezinteresownie, a nie jeszcze żądać od Esme zostania z nimi na miesiąc, albo na resztę życia -.- Przecież jak ona tam zostanie to stanie się kimś takim jak Kebi! I nie będzie nic po mojej Esme, która ma być taka jaka jest ;c Nie zgadzam się na to. I liczę, że Theo, Al i Cammy też nie się zgodzą. I, że będą o nią walczyć niczym lwy xd słabe porównanie, ale zostawmy to jak jest.
    Po pierwsze Carlisle nie chciałby, żeby coś takiego ją spotkało.
    Po drugie Amun jest zdrowo pieprznięty!!!
    Po trzecie Benjamin do tego nie dopuści :D
    Pozdrawiam,
    Zdenerwowana Gabi :3

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa