Esme
– Właśnie dlatego potrzebujemy
pomocy Benjamina. – Wraz z końcem swojej wypowiedzi, Esme niemal błagał od
spojrzała na Amuna. Wampir obserwował ją uważnie, chłonąc każde kolejne słowo,
ale w żaden sposób nie dawał po sobie poznać, jak całą sytuację postrzega.
– To bardzo ważne. Aldero natychmiast pomyślał o tym, że przydałby się
ktoś, kto jest w stanie bezpiecznie dostać się do podziemi. Mieliśmy
trochę wątpliwości co do tego, gdzie powinniśmy was szukać, ale szczęśliwym
trafem Lilly była w stanie przenieść nas we właściwe miejsce. No i oczywiście
jestem bardzo wdzięczna Kebi. Gdyby nie ona, prawdopodobnie do tej pory
błądzilibyśmy gdzieś w okolicy.
Amun wciąż
się w nią wpatrywał, w zamyśleniu gładząc się po pokrytej zarostem
szczęce. Siedział w obitym jakimś zielonym, przyjemnym w dotyku
materiałem, a Kebi czaiła się za jego plecami, zaciskając obie dłonie na
oparciu i wyglądając niczym wykonana z marmuru, wyjątkowo
realistyczna rzeźba. Krótko po tym, jak wskazała im salon i miejsca, które
mogli zająć, zrzuciła z głowy chustę, odsłaniając drobną twarzyczkę o łagodnych
rysach. Poważny, wręcz przesadnie pozbawiony emocji wyraz twarzy dziwnie
kontrastował z jej pozornie niewinnym obliczem, kobieta zresztą prawie
natychmiast z pokorą spuściła wzrok i pozwoliła, żeby lśniące
hebanowe włosy przysłoniły jej twarz, tak jak wcześniej chusta. Nieruchoma i milcząca,
zdawała się wpadkę wad w ogólny przepych, który zdążyli zaobserwować,
chociaż salon okazał się urządzony dość skromnie, by nie rzec, że ze smakiem.
Centralne
miejsce zajmował niewielki szklany stolik oraz dwie wygodne kanapy, które Amun
pozwolił im zająć. Sam zajął pasujący do kompletu fotel, najwyraźniej chcąc w ten
sposób przypomnieć, kto jest w tym domu gospodarzem. Fakt, że Kebi wciąż
pozostawała w pozycji stojącej, sprawiał, że wszyscy czuli się na swój
sposób skrępowania, ale dla wampirzycy taki stan rzeczy wydawał się być czymś absolutnie
oczywistym i w pełni akceptowalnym.
– Bez
wątpienia natrudziliście się, żeby nas odnaleźć – odezwał się w końcu
Amun, przerywając nieznośnie wydłużającą się chwilę ciszy. – Cenię sobie prywatność,
więc wciąż pozostajemy w ruchu, dlatego mało kto zna miejsce, w którym
aktualnie przebywamy. Z Carlisle'm nie miałem okazji się zobaczyć od
przeszło siedmiu lat, więc nawet on nie wie o tym skromnym domu – ciągnął,
gestem dłoni wskazując swoje najbliższe otoczenie – dlatego tym bardziej
doceniam to, że wam się dało… I tym większym smutkiem napawa mnie
świadomość tego, że najprawdopodobniej nie będę w stanie wam pomóc – oznajmił,
ale w jego głosie nie było słychać skruchy czy chociażby wymuszonego żalu.
Co najwyżej uprzejmość, ale i w tej było coś fałszywego, jakby Amun
miał nadzieje na to, że w szybkim czasie uda mu się pozbyć niechcianych
gości.
– Jak to:
nie możesz nam pomóc? – zaniepokoiła się Esme. Jej głos zadrżał, ale zdołała
wziąć się w garść i zapanować nad jego brzmieniem. – Czy Benjamina
spotkało coś złego?
Amun
zaśmiał się i zabrzmiało to niemal serdecznie.
– Ależ
skąd! Zarówno on, jak i Tia są cali i zdrowi – zapewnił z przekonaniem.
– Po prostu w tym momencie są nieosiągalni. No cóż, jak każda para, ta
dwójka potrzebuje pobyć czasami sam na sam – wyjaśnił z odrobiną przekąsu –
więc regularnie urządzają sobie wspólne, wielodniowe polowania. Nie mam
pojęcia, kiedy się pojawią, a nie chcę was łudzić stwierdzeniem, że to
nastąpi wkrótce.
– On kłamie
– wtrącił Aldero, nie mogąc się powstrzymać. Od dłuższej chwili w miarę
możliwości śledził myśli Amuna. – Faktycznie są na polowaniu, ale doskonale
zdaje sobie sprawę z tego, kiedy zamierzają wrócić.
– Doprawdy,
chłopcze? – Wampir rzucił mu krótkie, przenikliwe spojrzenie. W jego
oczach Aldero dostrzegł swego rodzaju obawę, ale nie potrafił stwierdzić, czy
poza tym jego zdolności zrobiły na Egipcjaninie jakiekolwiek wrażenie. –
Słyszałeś może, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła? Ale skoro już
pytasz… Owszem, istniej prawdopodobieństwo, że wrócą do rana, ale nie mogę wam
niczego obiecać. Benjamin i Tia mają w zwyczaju robić nam
niespodzianki, a wolałbym, żebyście niepotrzebnie nie tracili czas,
zwłaszcza, że sami dopiero co zapewnialiście nas, że śpieszycie się z powrotem.
Czy się mylę?
Aldero nie
odpowiedział, poirytowany i zażenowany jednocześnie. Poczuł na sobie
krótkie, niemal błagalne spojrzenie Esme, więc skinął głową, dając jej do
zrozumienia, że już więcej nie będzie się odzywał, ale to nie powstrzymało go
od dalszego śledzenia myśli Amuna. Niestety, przemyślenia wampira niewiele mu
pomogły, zupełnie jakby mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, jak działają
jego zdolności i próbował się przed nimi bronić. Aldero podejrzewał, że to
dzięki znajomości daru Edwarda, wiedział zresztą, że bez trudu mógłby
przeniknąć do umysłu wampira i dowiedzieć się więcej, ale postanowił
powstrzymać się od zbytniej ingerencji w jego wspomnienia. Amun jak nic by
się zorientowało, a to mogło przysporzyć im kłopotów, zwłaszcza, że
próbowali przekonać go do udzielenia pomocy.
– Jeśli
istnieje chociaż cień szansy na to, że Benjamin i Tia pojawią się w najbliższym
czasie, jestem gotowa poczekać – zapewniła Esme, szybko podejmując wcześniejszy
temat. – Proszę, Amun’ie. To dla mnie bardzo ważne.
– Zauważyłem
i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo jesteś oddana
mężowi. To się ceni, zwłaszcza u kobiet – stwierdził, przyglądając jej się
w zamyśleniu. – Jak sądzisz, Esme? Czy jesteś dobrą żoną? – zapytał ni z tego,
ni z owego.
Esme
zatrzepotała powiekami, zaskoczona bezpośredniością i dziwnym pytaniem
Egipcjanina. Nawet jeśli Amun dostrzegł jej dezorientację, nie zrobiła ona na
nim żadnego wrażenia. Przez cały czas uważnie wpatrywał się w kobietę,
lustrując ją wzrokiem z taką uwagą, jakby podziwiał wyjątkowy okaz w galerii
sztuki albo jakimś muzeum. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że Esme poczuła
się nieswojo, a pewnie gdyby była człowiekiem, dostałaby gęsiej skórki.
– Kocham
Carlisle’a, jeśli o to mnie pytasz – odpowiedziała w końcu, zmuszając
się do zachowania spokojnego tonu głosu. – Jego i resztę mojej rodziny.
Gdyby było inaczej, nie byłoby mnie tutaj.
– Oczywiście.
Miłość jest uczuciem, które popycha do działania. Gdzież byłbym zdolny do tego,
żeby podważyć prawdziwość tych słów. – Amun podniósł się, wciąż zamyślony. –
Ale mam pewne wątpliwości co do tego, czy dobrze zrozumiałaś moje pytanie,
droga Esme.
Wampirzyca
nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego niepewnie, coraz bardziej
zaniepokojona. Sama już nie wiedziała do czego Amun dążył i jak powinna z nim
rozmawiać, żeby w końcu podjął decyzję.
Amun
znalazł się na tyle blisko kanapy na której siedziała, że mogła poczuć chłód
bijący od jego marmurowego ciała. Coś w słodkim zapachu nieśmiertelnego
działało na nią paraliżująco, chociaż równie dobrze mogło mieć to związek z uczuciem
ciągłej niepewności, które nie opuszczało jej nawet na chwilę.
– A więc
pomożesz nam? – zapytała w końcu, decydując się przejść do rzeczy. Doszła
do wniosku, że zignorowanie dziwnych wywodów wampira będzie w obecnej
sytuacji najrozsądniejsze.
– Naturalnie…
Ale nie za darmo.
Esme ze
świstem nabrała do płuc powietrze. Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że od
dłuższej chwili wstrzymywała oddech, coraz bardziej zdenerwowana.
– No
oczywiście! – prychnęła cicho Kristin, zakładając nogę na nogę. Jej bezczelny,
pełen złośliwości ton mocno kontrastował z atmosferą, którą podczas
rozmowy udało się stworzyć Amun’owi. – W końcu takie życie, prawda?
Bezinteresowności umarła, nie wspominając o jakichkolwiek zobowiązaniach
względem przyjaciół… – sarknęła dziewczyna, niemal wyzywająco spoglądając w rubinowe
oczy wampira.
– Coś mi
się wydaje, że wasza przyjaciółka nie jest chętna do współpracy – skomentował
Amun, niechętnie spoglądając na Kristin. – No cóż, jeśli tak, możecie zapomnieć
o tym, co dopiero powiedziałem. Udajmy, że tej rozmowy nie było, a wasza
wizyta jest czysto towarzyska… Kebi, czy będziesz tak dobra i…
– W co
ty pogrywasz? – przerwała mu Kristin, zrywając się z miejsca i prostując
się niczym struna. – Przyszliśmy tutaj w konkretnym celu, więc najlepiej
od razu mów, czego oczekujesz. Mam serdecznie dość przesadnej uprzejmości i udawania,
że cieszysz się na nasz widok. Nie mam pojęcia, jakim cudem w ogóle
Carlisle’a poznałeś i dlaczego utrzymywaliście tę znajomość, ale jeśli nie
chcesz nam pomóc, to powiedz i przestańmy wzajemnie grać sobie na nerwach
– zaproponowała, ignorując pełne niedowierzania spojrzenie Amuna i zniesmaczony
wzrok Kebi. No cóż, jej takie zachowanie na pewno nie uszłoby na sucho.
Amun wahał
się przez moment, po czym obojętnie wzruszył ramionami. Esme odetchnęła, kiedy
odwrócił się plecami i w końcu uwolnił ją spod siły swojego
przenikliwego spojrzenia, ale jednocześnie tak jak i inni pojęła, że mało
prawdopodobnym jest, żeby wampir im chciał teraz pomóc. Co najciekawsze, nie
potrafiła być z tego powodu zła na Kristin, nawet jeśli wszystko i tak
sprowadzał się do niej.
– Wiecie,
gdzie znajdują się drzwi – odezwał się cicho Amun, uparcie odmawiając
spojrzenia w ich stronę. – Jeśli nie chcecie rozmawiać, możecie wyjść… Chociaż
wierzę, że przynajmniej kilkoro z was okaże się bardziej rozsądnych –
dodał.
Jego
sugestia była jasna. Nie chciał wprost wyprosić Kristin, więc w dość
uprzejmy i niebezpośredni sposób dał jej do zrozumienia, że ma wyjść. I to
nie tylko ona. Musiałby być ślepy i głupi, żeby nie zorientować się, że
nie tylko Kristin, ale również Aldero nie darzy go zaufaniem i sympatią. Z tym,
że w przeciwieństwie do wampirzycy, Al miał dość oleju w głowie, żeby
siedzieć cicho i czekać na jakikolwiek znak świadczący o tym, że coś
jest nie tak.
Kristin
wciąż stała wyprostowana, dysząc ciężko i zaciskając dłonie w pięści
tak mocno, że musiało być to niemal bolesne. W jej oczach pojawiły się
czerwone błyski, ale bez trudu zdołała nad sobą zapanować, zbyt dumna i pewna
siebie, żeby dać się sprowokować komuś takiemu jak Amun. Przez kilka sekund
taksowała wampira wzrokiem, wyglądając tak, jakby z dziką przyjemnością
posunęła się do tego, żeby wbić mężczyźnie nóż w plecy, a potem
jeszcze go przekręcić, po czym – z wyraźną niechęcią – obejrzała się na
pozostałych.
– Strata
czasu – stwierdziła chmurnie. – Idziemy? – dodała i chociaż starała się,
żeby zabrzmiało to jak rozkaz, coś sprawiło, że do jej tonu wkradła się
pytająca nuta.
– Poczekaj
chwilę, Kristin – odezwała się natychmiast Esme. – Ja… Ja chciałabym
porozmawiać jeszcze z Amunem, jeśli nie macie nic przeciwko – oznajmiła,
spoglądając na ciemnowłosa dziewczynę niemal w błagalny sposób.
Brwi
Kristin natychmiast powędrowały ku górze, ale skinęła głową. Wciąż zagniewana,
rzuciła jedynie krótkie, ostrzegawcze spojrzenie Theo („Pilnuj jej!” – zdawała
mu się rozkazywać), po czym odwróciła się na pięcie i bezceremonialnie
powędrowała w stronę drzwi.
– Będę
czekać na dole – rzuciła na odchodne. – Żegnam. I nie, nie żałuję, że nie
zabawię tutaj dłużej! – Jej ostatnie słowa bez wątpienia skierowane były do
Amuna.
Wampir
wciąż stał do wszystkich plecami, więc nie byli w stanie zobaczyć jego
twarzy ani stwierdzić, co takiego sądził o zachowaniu Kristin. Odczekał
jeszcze moment, jakby podejrzewając, że to jeszcze nie koniec – i nie
pomylił się, bo po zaledwie kilku sekundach od wyjścia Kristin, również Eve i Lilianne
podniosły się z kanap, żeby móc ruszyć za wampirzycą.
– Bez
obrazy, ale ja mu nie ufam – mruknęła cicho Lilianne, spoglądając wprost w topazowe
tęczówki Esme. – Nie będę udawała, że… Och, po prostu poczekamy z Kristin
– wyjaśniła, wzruszając ramionami i w pośpiechu dołączając do
czekającej w drzwiach Eve.
– Dziękuję
– szepnęła za nimi wampirzyca, w zamyśleniu kiwając głową. Ona również nie
była przekonana, ale chciała przynajmniej spróbować raz jeszcze porozmawiać z Amun’em,
a przy nastawieniach telepatek mogło być to trudne. – Amunie…
Egipcjanin
westchnął, po czym w końcu na nią spojrzał. Jego twarz nie wyrażała
żadnych emocji, przynajmniej do momentu, w którym nie spojrzał na Aldero i Camerona.
– A oni?
– zapytał z rozczarowaniem. Nie było wątpliwości, że miał na myśli również
Theo i że najchętniej zostałby z Esme sam.
– O ile
mnie pamięć nie myli, żaden z nas nie odezwał się ani słowem od przeszło
piętnastu minut – żachnął się Aldero. – Nie było zresztą mowy o tym, że
nie możemy zostać, jeśli tego chcemy – dodał z miną niewiniątka.
– Mieliśmy
rozmawiać, więc rozmawiajmy – powiedziała pośpiesznie Esme, nie zamierzając
czekać, aż Amun po raz kolejny wda się w nieprzyjemną dyskusję, tym razem z jej
przybranym wnukiem. Nawet nie zorientowała się, kiedy podniosła się z kanapy
i podeszła bliżej Amuna, chcąc spojrzeć mu w oczy. Prawie natychmiast
tego pożałowała; ledwo powstrzymała nagły dreszcz, który wywołało samo tylko
spojrzenie krwistych tęczówek wampira. – Proszę. Potrzebujemy Benjamina. Co
mamy zrobić, żebyś udzielił nam pomocy? – zapytała, podejmując wcześniejszy
temat ewentualnej ceny, który tak zdenerwował Kristin.
Amun wysilił
się na sztuczny uśmiech. Esme zesztywniała, kiedy bez chwili wahania wyciągnął
rękę i ułożył dłoń na jej policzku, lekko unosząc jej głowę tak, żeby
lepiej móc widzieć twarz. Z jakiegoś powodu dotyk wampira przyprawił ją o mdłości,
chociaż nie sądziła, że w przypadku wampira złe samopoczucie jest w ogóle
możliwe.
– To zależy
– oznajmił powoli. Nie wiedziała skąd to przekonanie, ale miała wrażenie, że
Egipcjanin właśnie ją ocenia. – Jak wiele jesteś w stanie zrobić, żeby
ocalić rodzinę? Co takiego mogłabyś oddać? – dopytywał, nie odrywając od niej
wzroku.
Zachowywał
się tak, jakby byli w salonie samie i przez moment Esme faktycznie
się tak poczuła. Tym bardziej ulżyło jej, kiedy gdzieś za sobą usłyszała
znaczące chrząknięcie Theo. Lekarz już nie siedział, tylko stał za nią, jako
jedyną przeszkodę mając szklany stolik, stojący w centralnej części
pomieszczenia. Twarz wampira – podobnie jak i Amuna – pozornie nie
wyrażała żadnych emocji, ale oczywiste było, że Theo jest coraz bardziej
zaniepokojony. Pewnie gdyby nie jej prośba i spojrzenie Kristin, już dawno
kazałby im wszystkim wracać.
Egipcjanin
krótko popatrzył na ciemnowłosego mężczyznę. Przez jego twarz przeszedł cień,
ale poza tym w żaden sposób nie zareagował, zupełnie jakby wcale Theo nie
widział. Co prawda odsunął się o krok, nieznacznie zwiększając odległość
między sobą a Esme, ale wciąż trzymał dłoń na policzku wampirzycy,
najwyraźniej nie widząc niczego złego w tym, że jej dotykał.
– Więc? –
podjął temat. – Pytasz mnie o cenę… W takim razie odpowiedz na
pytanie, które ci zadałem – ponaglił zniecierpliwionym tonem. – Jak wiele
jesteś w stanie oddać?
– Wszystko.
– Esme wydawało się to bardziej niż oczywiste, przynajmniej do momentu, w którym
nie wypowiedziała tego jednego słowa. Widząc błysk w oczach Amuna, naszły
ją wątpliwości. – Powiedz w końcu, czego oczekujesz?
Amun wydął
usta.
– Mówisz
tak, jakbyś sądziła, że moje prośby okażą się tak bezwartościowe, jak
materialne rzeczy, które nas otaczają – stwierdził z rozczarowaniem. – Już
wcześniej zauważyłem, że różnisz się od zwykłych kobiet. Kiedy rozmawiałem z Carlisle’m,
dość luźno traktowałem jego pewność i to, że wychwalał cię pod słońce. Jak
mówiłem, miłość to silne, ale również ogłupiające uczucie, a zakochanym
bardzo ciężko wysilić się na to, żeby oceniać partnera w obiektywny
sposób. To rodzaj zniewolenia, więc tym bardziej wypada zachować ostrożność… – Wampir
zawahał się. – Ale ty w istocie jesteś inna. Jesteś dobrą żoną… To tak w nawiązaniu
do mojego wcześniejszego pytania. A przynajmniej ja uważam, że jesteś
materiałem na dobrą żonę, chociaż wciąż trochę ci brakuje do wzoru prawdziwej
kobiety.
W końcu
zabrał rękę, ale tylko po to, żeby móc obejrzeć się na Kebi. Stanowczym,
władnym gestem wyciągnął dłoń w stronę kobiety, a ona ujęła ją bez
słowa, posłusznie zajmując miejsce u jego boku. Palce Amuna zacisnęły się
wokół jej nadgarstków, a chwilę później uniósł obie dłonie wampirzyce do
swoich ust, ale nawet w pocałunkach, które złożył na jej lekko oliwkowej
skórze brakowało czegoś, co można byłoby określić mianem czułości.
– Pod
pewnymi względami bardzo przypominasz mi Kebi. Początkowo próbowałem nawet
Carlisle’owi wyperswadować pomysł brania sobie żony… No cóż, małżeństwo bywa
rodzajem zniewolenia, a w kulturze, w której się wychowałem,
mężczyzna nie powinien być zależny od kobiety – wyjaśnił bez cienia skrępowania
tym, że właśnie przyznawał się do tego, jaką postawę miał wobec ślubu sprzed
siedmiu lat. – Teraz jednak widzę, że może Carlisle miał trochę szczęścia,
przynajmniej jeśli chodzi o wybór kobiety. Bardzo mało kobiet jest
zdolnych do tego, żeby w pełni oddać się swojemu mężowi i to aż do
tego stopnia, co ty, Esme. Potrafię to docenić, jak najbardziej, więc mój
warunek jest tylko jeden.
Esme – mimo
wątpliwości i oszołomienia jego słowami – popatrzyła na niego wyczekująco.
Miała złe przeczucia, czuła zresztą rosnące napięcie Theo, Aldero i Cammy’ego,
ale zmusiła się do tego, żeby je zignorować i skoncentrować się na tym, co
zamierzała zrobić. W końcu już zadeklarowała Amun’owi gotowość przyjęcia
każdego warunku, niezależnie od jego złożoności. Była w stanie zapłacić
naprawdę wysoka cenę, zwłaszcza, że pieniądze nigdy nie grały dla niej
szczególnej roli. Najlepszym, co ją spotkało, już na zawsze miał pozostać
Carlisle i nieśmiertelność, którą jej podarował. Dzięki niemu i jego
miłości zyskała rodzinę i prawdziwe szczęście, jakim zapewniała jej dalsza
egzystencja. Umarła po to, żeby spotkać anioła, więc teraz równie dobrze mogła
mu się za wszystko zrewanżować – zwłaszcza, że nie chodziło tylko o bezpieczeństwo
Carlisle’a, ale również ich przybranego syna, wnuczki i kilku innych osób,
które w ciągu minionych lat stały się dla niej równie ważne, co i rodzina.
O tak,
zdecydowanie była w stanie oddać wiele, żeby ich odzyskać. Amun to
wiedział i najwyraźniej zamierzał w bezlitosny sposób wykorzystać,
ale to akurat było w tym momencie najmniej istotne, by nie rzec, że w pełni
jej obojętne. Wierzyła w to, że gra była warta świeczki, a jeśli
charakter Amuna pozostawiał wiele do życzenia… No cóż, ktoś, kto uznawał
niewolnictwo i w tak przedmiotowy sposób traktował miłość, raczej nie
mógł być inny.
– Czego ode
mnie oczekujesz, Amun’ie? – zapytała, mając serdecznie dość przeciągającej się
ciszy i tego, że wampir zwleka z odpowiedzią.
Na twarzy
Amuna pojawił się blady uśmiech. Pewnie gdyby jej serce biło, w tamtym
momencie przyśpieszyłoby biegu, ale na całe szczęście jej wampirze ciało
okazało się idealne, jeśli chodziło o ukrywanie uczuć. Nie chciała, żeby
Amun zorientował się, że ma jakiekolwiek wątpliwości i że coś w nim
ją przeraża; wampiry z natury były łowcami, a jeśli ktoś – świadomie
bądź nie – zaczynał zachowywać się jak zwierzyna łowna, ostatecznie i tak
stawał się ofiarą.
– Och, moja
prośba jest bardzo prosta, Esme – zapewnił, puszczając Kebi i znów stając
tak blisko niej, że prawie stykali się ramionami. Musiała mocno zadzierać
głowę, żeby być w stanie widzieć jego twarz. Od zawsze była niska, a przy
Amunie była tego świadoma bardziej niż zazwyczaj. – Mówisz o miłości,
więc poświęcenie nie powinno być dla ciebie specjalnie trudną kwestią, prawda?
Chcę, żebyś z nami zamieszkała. Oczekuję miesiąca oddania, tak na dobry
początek, a jeśli ci się z nami nie spodoba… No cóż, wtedy będziesz
mogła wrócić. To chyba niezbyt wygórowana cena za ocalenie wielu istnień, prawda?
Z
niedowierzaniem zmusiła się do tego, żeby spojrzeć mu w oczy. W rubinowych
tęczówkach za wszelką cenę starała się znaleźć coś… Nie była pewna, ale chyba
chodziło o jakiś znak. Cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że Amun
właśnie sobie z niej żartował.
Musiał
żartować…
Musiał.
Ale
najwyraźniej o tym nie wiedział.
Obiecałam, że przeczytam i przeczytałam. Co z tego, że mój nauczyciel na historii się zorientował, iż mam w piórniku telefon? Ale warto było! Strasznie głupio się czuję; Ty komentowałaś moje opowiadanie a ja już nawet nie wchodziłam na Twojego bloga. Przepraszam! Mam nadzieję, że wybaczysz takiej walniętej gówniary jak ja. A co do tego rozdziału. To.... CZY TEN AMUN ZWARIOWAŁ?! Co on sobie myśli...??? Esme jest z Carlisle'm, a taki typ jak Amun nie może rodzdielić całej rodziny Cullen'ów! Dodawaj nn szybciutko. Tak ogólnie to spodobał mnie się Rufus! :) To znaczy od zawsze go lubiłam, ale teraz tak jakoś szczególnie. Chociaż go tu nie ma, ale dobra xD CZekam i na niego, i na Esme !! No na wszystkich. Tak wiem, jestem już mega zmęczona i powoli nie wiem, co piszę. Dlatego, kochana, czekam na rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Eriss.
Dobra, minęło 30 minut zanim zdecydowałam się cokolwiek napisać. Mówiłam już, że Amun mnie przeraża, ale po dzisiejszym rozdziale mam go dość na dużo, dużo, dużo rozdziałów. Serio nie jest mi tutaj potrzebny, aż tak bardzo. Nie będę za nim tęsknić. Nie. Wypad Amun. Cieszę się, że Kristin mu wygarnęła co chciała mu powiedzieć, a potem wyszła. Podoba mi się, Komentarz Lilly był bezcenny xd hehe, zapamiętam go. Mimo, że nie ma w nim nic wyjątkowego. Okej.. Muszą ochłonąć, a to nie jest takie łatwe jak się wydaje :3 nie podoba mi się ten pomysł i za cholerę nie chcę tego zaakceptować. No, ale Esme chyba się nie zgodzi, prawda? .... Chwila. Moment zastanowienia... Jeśli to ma uratować resztę to się zgodzi. Boże, czemu ona musi być taka dobra? ;< ale coś mi się wydaje, że jak Benjamin i Tia wrócą co chłopak będzie chciał pomóc bezinteresownie, a nie jeszcze żądać od Esme zostania z nimi na miesiąc, albo na resztę życia -.- Przecież jak ona tam zostanie to stanie się kimś takim jak Kebi! I nie będzie nic po mojej Esme, która ma być taka jaka jest ;c Nie zgadzam się na to. I liczę, że Theo, Al i Cammy też nie się zgodzą. I, że będą o nią walczyć niczym lwy xd słabe porównanie, ale zostawmy to jak jest.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze Carlisle nie chciałby, żeby coś takiego ją spotkało.
Po drugie Amun jest zdrowo pieprznięty!!!
Po trzecie Benjamin do tego nie dopuści :D
Pozdrawiam,
Zdenerwowana Gabi :3