Alessia
Po zmroku wszystko stawało się
inne, zwłaszcza w Mieście Nocy. Obserwując, jak powoli zapada zmierzch, a wszystko
staje się najpierw krwistoczerwone, a potem pogrąża się w mroku,
Alessia czuła się równie zaniepokojona, co i podekscytowana. Oczywiście,
niejednokrotnie wychodziła z domu nocą, ale nigdy nie czuła się w taki
sposób, jak ze świadomością tego, po co i gdzie miała się tym razem udać.
Z wahaniem
spojrzała w szybko ciemniejące niebo, ledwo widoczne pomiędzy gałęziami
drzew i baldachimem liści, które rosnące blisko siebie drzewa tworzyły nad
jej głową. Ciemność zdecydowanie zmieniała wszystko, tym bardziej, że noc była
naturalną porą dnia nie tylko dla istot takich jak jej ciotka Isabeau albo
Rufus, ale również dla wszystkich innych nadnaturalnych istot. Chociaż odkąd
tylko sięgała pamięcią polowania na ludzi były zabronione – w końcu krew
można było spokojnie uzyskać za pośrednictwem Centrum Krwiodawstwa – ludzie i tak
nie czuli się bezpiecznie, a po zmroku woleli kryć się w domu albo
gdziekolwiek, gdzie wydawało się, że jest względnie bezpiecznie. Właśnie wtedy
zarówno niezwykłe wampiry, jak i te najzupełniej normalne, wychodziły na
ulice; cóż, na pewno było to bardziej komfortowe, zwłaszcza latem, kiedy
krwiopijcy przypominali skrzące się kule dyskotekowe, które przykuwały wzrok.
Alessia tym bardziej doceniała swoją niezwykłość, bo chociaż ludzka natura
czasami bywała uciążliwa, przynajmniej nie nakładała na nią ograniczeń
związanych z porą dnia czy wpływem słońca. Pół-wampiry od zawsze były w najlepszej
sytuacji, a Ali namiętnie to wykorzystywała.
Nerwowo
przestąpiła z nogi na nogę i skrzywiła się. Quinn zaczynał się
spóźniać, a ona czuła się coraz bardziej nieswojo, kiedy tak stała sama w lesie.
Wiedziała, że chłopak nie byłby zachwycony, gdyby na niego nie zaczekała, ale
była coraz bliższa tego, żeby po prostu się oddalić, ignorując to, że mieli się
spotkać. Przecież nie prosiła go o to, żeby z nią szedł, a już
na pewno nie miała ochoty na bezczynne czekanie. Nie chciała się spóźnić, bo to
nie zrobiłoby dobrego wrażenia na River Song, poza tym mogłoby doprowadzić do
tego, że wampirzyca się rozmyśli, dochodząc do wniosku, że Alessia jest zbyt
nieodpowiedzialna, żeby chociaż w niewielkim stopniu ryzykować jej
bezpieczeństwo. Na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić, nawet jeśli
zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli Quinn ją wystawi i wcześniej
powie o wszystkim Damienowi, będzie miała gwarantowaną kłótnie z bratem.
Nie
chodziło już nawet o to, że przez względu na więź Damien bywał
przewrażliwiony albo nadopiekuńczy. Rodzice od momentu posłania ich do Akademii
Nocy starali się wychowywać ich tak, żeby nie czuli się ograniczeni. Zwłaszcza
tata próbował chronić ich przed tym przysłowiowym kloszem pod którym była
wychowywana mama. Renesmee potrzebowała czasu, żeby oswoić się z tym, że
tak jest lepiej, ale Gabriel jakimś sposobem zawsze potrafił znaleźć argumenty,
które utwierdzały ją w przekonaniu, że to właśnie on ma rację. Sama wciąż
zmieniała się pod jego wpływem, odważniejsza i bardziej wprawiona w używaniu
mocy. Mimo wszystko wciąż różniła się od Licavolich, a Ali miała czasami
wrażenie, że wręcz jest przerażona tym, jak szybko z Damienem dorastali.
Najważniejsze jednak było to, że ich nie ograniczali i nie zamierzali
pozwolić na to reszcie rodziny. Mogli się brać, mogli czaić się blisko, żeby w razie
potrzeby im pomóc, a już na pewno nie zamierzali pozwolić na to, żeby
stała im się jakakolwiek krzywda – ale nigdy nie doszło do sytuacji, w której
stwierdziliby, że im nie ufają.
Przecież
ona i Damien musieli nauczyć się samodzielności, zwłaszcza w tym
miejscu i świecie w którym przyszło im żyć. Słabość oznaczała szybką
śmierć, a po wszystkim, co wydarzyło się siedem lat wcześniej, wszyscy
dobrze już o tym wiedzieli.
A
przynajmniej miała nadzieję, że tak jest, poza tym wilkołaki to była zupełnie
inna sprawa. Po walce, którą pamiętała jak przez mgłę (w końcu była dzieckiem,
poza tym nie brała udziału w tym, co działo się, kiedy część wilkołaków
odwróciła się od Dimitra, a wszyscy musieli walczyć o życie), dzieci
nocy były czymś na kształt tematu tabu, którego lepiej było nie poruszać. Już
wcześniej nie należały do mile widzianych istot w mieście, a od
wydarzeń sprzed lat niechęć między wampirami a wilkołakami wydawała się
dodatkowo powiększyć. Wyczuwało się to również w szkole, chociaż tam
przynajmniej nad wszystkim czuwały wampiry, więc konflikty się nie zdarzały,
ale później to już była zupełnie inna sprawa. Damien bez wątpienia miał się
sprzeciwiać jakiejkolwiek ingerencji w to, co działo się, kiedy dzieci
nocy gromadziły się razem, tym bardziej, że była jego małą siostrzyczką – bez
znaczenia, że to ona była o tych pięć minut starsza. Jakby nie patrzeć,
pozostawała dziewczyną; już samo to było irytujące, ale jej brat pewnie i tak
jako argument wykorzystałby również to, że bywała bardzo roztrzepana.
No dobrze,
może fatycznie miała wrodzony talent do pakowania się w kłopoty, ale to
nie była jej wina! Nie da się ukryć, kilka razy narobiła sobie problemów,
głownie przez własne nieprzewidywalne pomysły, ale zwykle były to drobiazgi,
chociażby takie jak wtedy, kiedy jako trzyletnie pół-wampirzyce wraz z Zoe
wymyśliły, że dobrym pomysłem byłoby spróbować zabawić się w ukrytej
pracowni mamy i z pomocą farb przefarbować włosy… Tak, później
okazało się, że to wcale nie taki dobry plan, zwłaszcza, jeśli użyć do tego ta
jaskrawych kolorów jak różowy czy seledynowy. Równie złym pomysłem była chęć
przyjrzenia się sprzętom w laboratorium Rufusa, kiedy omal (a przynajmniej
on tak twierdził) nie doprowadziła do zrównania z ziemią całej najbliższej
ulicy, ale skąd mogła wiedzieć, co takiego wampir tam trzymał? Wydoroślała już
zresztą, poza tym to River Song zaproponowała jej nocne wyjście, a jako
dorosła wampirzyca musiała zdawać sobie sprawę z tego, co zamierzała
zrobić.
Edward
(dziadek Edward, chociaż denerwował się za każdym razem, kiedy próbowała tak do
niego mówić) jedynie kręcił głową, a jej niezwykle zdolności przyciągania
kłopotów określał mianem magnesu. Ostatecznie stanęło na tym, że musiała wdać
się w Isabellę, swoją babcię, której jeszcze nie znała, bo dopiero miała
się pojawić. Co prawda cało to zamieszanie z podróżami w czasie i historii
pojawienia się mamy były dziwne, ale Alessia nie mogła zaprzeczyć, że znając
charakter i sposób bycia Belli jako człowieka, po prostu nie mogła wyjść
na tym dobrze. Na kogoś tak wielki pech musiał przejść, chociaż przynajmniej
miała to szczęście, że jako w połowie wampirzyca nie potykała się na
każdym kroku i nie raniła się przy byle okazji.
No
dalej, Quinn…!, pomyślała, jednocześnie rozsyłając myśli na wszystkie
strony, obojętna na to, kto je usłyszy. Quinn był telepatą, a jeśli
znajdował się gdzieś w pobliżu, powinien był odebrać jej zniecierpliwienie
i może w końcu łaskawie zdecydować się na nie zareagować. Swoją
drogą, powinna była przewidzieć, że jak zwykle wystawi jej nerwy na próbę,
bynajmniej nie popisując się punktualnością. Jasne, ona również miewała czasami
problemy ze zjawieniem się na czas, ale w większości przypadków udawało
jej się zdążyć, nawet jeśli czasami wymagało to szalonego biegu, który mógł
zakończyć się różnie.
Nie
chodziło już o samą perspektywę spóźnienia, ale właśnie o ten las i panującą
dookoła ciemność. Alessia nie potrafiła stwierdzić dlaczego, ale wyjątkowo w tym
mroku było coś, co przyprawiało ją o dreszcze. Nigdy wcześniej nie czuła
się w podobny sposób, ale od momentu wyjścia z domu cały czas nie
opuszczał jej dziwny niepokój, którego nie potrafiła zinterpretować. Teraz
żałowała, że jednak nie umówiła się z Quinnem w kawiarni Michaela.
Tam przynajmniej było jasno, poza tym perspektywa czekania byłaby zdecydowanie
przyjemniejsza, gdyby mogła zamówić kawę albo kubek krwi. Co prawda zdawało jej
się, że mama wybierała się wieczorem do pracy, ale Ali niejednokrotnie
pojawiała się w kawiarni, więc jej widok nie byłby żadnym zaskoczeniem.
Nie widziała zresztą powodów, żeby ukrywać cokolwiek przed Renesmee, nawet
jeśli chodziło o wilkołaki – a może zwłaszcza wtedy, bo zdążyła się
już zorientować, że w przeszłości Nessie przewinęły się wilki. Co prawda
nie udało jej się wyciągnąć od bliskich niczego więcej, ale drewniana zawieszka
w kształcie rudego wilka, którą miedzianowłosa nosiła na szyi (lubiła
łańcuszki, a przy sobie zawsze miała ten i jeszcze jeden złoty
medalion, w którym znajdowały się zdjęcia jej bliskich), mówił sam za
siebie.
Alessia
skrzywiła się i raz jeszcze nerwowo rozejrzała dookoła. Las wyglądał jak
zwykle, chociaż długie cienie sprawiały, że było w nim coś niepokojącego i tajemniczego.
Teoretycznie wszystko wydawało się zwyczajne, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Jedynie cisza mogłaby być powodem do niepokoju, ale Ali ostatecznie doszła do
wniosku, że to jej wina – zwierzęta wyczuwały jej wampirzą naturę i instynktownie
wolały się trzymać na dystans, żeby przypadkiem nie posłużyć jej jako posiłek.
Alessia zresztą i tak rzadko polowała na leśną faunę, bo chociaż Carlisle
od samego początku uczył ich polować, próbując wpoić im zasady, które sam
wyznawał, Ali nie widziała powodu do picia tej gorszej krwi, skoro z łatwością
mogła zdobyć ludzką, również nikogo przy tym nie krzywdząc. Co prawda krew z woreczka
to nie było to samo, ale jej wystarczyła i jedynie czasami posuwała się do
tego, żeby zakręcić się wokół jakiegoś człowieka. Niewinny flirt nie był niczym
złym, a jeśli dzięki swojemu urokowi sprawiała, że ludzie sami zgadzali
się na to, żeby się z nich napiła, raczej nie robiła niczego nic złego,
kiedy się godziła. Damien śmiał się z niej, twierdząc, że zachowuje się
jak sukub, ale przecież sama wiedziała, że kilka razy sam próbował – i że
miał do tego predyspozycje, bo gdyby tylko sobie tego zażyczył, kobiety
ustawiałyby się za nim w kolejce.
Ciche kroki
doszły do niej nagle i sprawiły, że jej serce momentalnie przyśpieszyło
biegu. Natychmiast skarciła się za to w duchu, ubolewając nad własnym
przewrażliwieniem. Przecież tylko jednej osoby się spodziewała.
– Quinn? –
szepnęła w ciemność, woląc się upewnić. Szept przyszedł jej naturalnie,
chociaż starała się przekonać samą siebie, że powinna mówić normalnie – w końcu
i tak miał być w stanie ją usłyszeć. – Quinn, pośpiesz się. Nie mamy
całego dnia!
Zero
odpowiedzi. Zmarszczyła brwi i energicznie potrząsnęła głową, chcąc
odpędzić od siebie irytując myśl o tym, że mogłaby się pomylić. Jasne, że
była zdenerwowana nadchodzącym spotkaniem z wilkołakami, ale to jeszcze
nie był powód, żeby popadać w paranoję.
Kroki
gwałtownie ucichły; znów zapanowała nieprzenikniona cisza i tym razem nie
było już najmniejszych wątpliwości co do tego, że to nie mógł być Quinn –
chyba, że by się z nią drażnił. Alessia w to właśnie chciała uwierzyć
– w to, że brat Hayley po prostu próbuje ją nastraszyć, żeby przy okazji
zemścić się za to, do czego do zmusiła – ale jednocześnie coś podpowiadało jej,
że w tym momencie oszukuje samą siebie. Posłuszna instynktowi, dla
pewności napięła mięśnie i stanęła w pozycji obronnej na lekko
ugiętych nogach. Wzrok wbiła w ciemność i zamarła w oczekiwaniu,
gotowa bronić się przed czymś, czego nie widziała, a co w każdej
chwili mogło znaleźć się w zasięgu jej wzroku. Co prawda wiedziała, że
zwłaszcza o tej porze istniały duże szanse na to, że spotka tutaj jakiegoś
nieśmiertelnego i że prawdopodobnie zrobi z siebie kompletną idiotkę,
ale lepiej było nie ryzykować, tym bardziej, że nigdy nie czuła się aż do tego
stopnia zagrożona.
Tym razem
dokładnie usłyszała, że ktoś zaczyna się skradać w jej stronę. Jej serce
waliło jak oszalałe, a krew huczała w uszach, skutecznie zagłuszając
wszystko inne. Spróbowała nad tym zapanować i jakoś skoncentrować się na
tym, kto zmierzał w jej stronę, ale nie była w stanie chociażby się
poruszyć. Weź
się w garść!, nakazała sobie, ale równie dobrze mogłaby zacząć starać
się o samozapłon – to i tak nie miałoby sensu. Ktokolwiek się
zbliżał, po prostu wiedziała, że strach jak najbardziej jest uzasadniony,
chociaż jednocześnie nie rozumiała skąd brało się to poczucie; w końcu
nigdy nie bała się wampirów, obojętnie jakie by nie były.
Strach
to słabość. Okazując go albo uciekając doprowadzisz do tego, że staniesz się
ofiarą. Nasz instynkt nam to podpowiada, dlatego musicie zapamiętać, że nie wolno
się bać, niezależnie od tego, co by się nie działo, przypomniała sobie
słowa ojca. Gabriel był dobry w tym, co robił, zwłaszcza kiedy zdecydował
się ich uczyć nie tylko jak wykorzystywać telepatyczne zdolności, ale również
tego, jak walczyć wręcz. To Damien był lepszy, a przynajmniej silniejszy,
ale ona była lekka i szybka, co niejednokrotnie dawało jej przewagę.
Spróbowała się na tym skoncentrować, ale w głowie miała pustkę i nagle
nie była już pewna tego, co powinna zrobić. Co zresztą było jej po tym, że
potrafiła strzaskać komuś rzepkę w kolanie albo z wprawą wykręcić
przeciwnikowi ręce, czy go znokautować, skoro nawet nie miała pojęcia, czy
przypadkiem nie trafiła na wampira?
Kroki znów
zaczęły cichnąć, kiedy tajemnicza postać się zatrzymała. Alessia drżała lekko,
nerwowo rozglądając się dookoła i próbując ustalić, gdzie powinna szukać
intruza. Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, a ciemność i cienie
sprawiały, że równie dobrze mogła mieć przeciwnika na wyciągnięcie ręki, a i tak
by go nie zauważyła. Ta perspektywa miała w sobie coś przerażającego,
dlatego Ali spróbowała wziąć się w garść i bardziej wyostrzyć zmysły.
Uważnie wodziła wzrokiem dookoła, koncentrując się przede wszystkim na
przestrzeni między drzewami, doszukując się chociażby zarysu ludzkiej postaci
albo jakiegokolwiek znaku, że ktoś jest gdzieś w pobliżu. Cały czas
towarzyszyło jej niejasne przeczucie, że ktoś uważnie się w nią wpatruje,
śledząc każdy jej ruch, ale chociaż nieprzyjemne, znajome mrowienie
przyprawiało ją o dreszcze, za nim w świecie nie potrafiła
zinterpretować jego przyczyny albo odnaleźć źródła.
Wiedziała
jedno – to nie mogło być wrażenie; to nie była jej wyobraźnia, bo z pewności
nie była aż tak przewrażliwiona, żeby…
Kolejny
ruch. Błyskawicznie odwróciła się za siebie, kątek oka dostrzegając ciemną
sylwetkę, która śmignęła między drzewami, podrywając się do biegu. Przez ułamek
sekundy Alessia była w stanie przysiąc, że widziała parę krwistych,
jarzących się w ciemnościach tęczówek, ale wrażenie to zniknęło równie
nagle i równie dobrze mogło być złudzeniem. Postać zniknęła równie nagle, a w okolicy
znów zapanowała cisza, przerywana jej przyśpieszonym, płytkim oddechem i trzepotaniem
zwykle i tak przyśpieszonego pulsu; serce chyba jedynie cudem nie wyrwało
jej się z piersi, poza tym waliło tak mocno, że wręcz bolały ją od tego
żebra.
Zamarła,
nasłuchując i wciąż mając wrażenie, że ktoś się jej przygląda. Panika
narastała z każdą kolejną sekundą, kiedy zaczęła nerwowo rozglądać się
dookoła, szukając pomiędzy drzewami kogokolwiek, kto musiał ją obserwować. Nie
widziała nikogo, ale wyraźnie czuła na sobie czyjeś spojrzenie, poza tym
mogłaby przysiąc, że nieznajomy jest gdzieś blisko, może nawet stoi tuż za nią
albo…
Właśnie
wtedy doszedł ja cichy szelest, a potem kroki bardzo powoli zaczęły się
oddalać, żeby ostatecznie ucichnąć. Alessia zastygła w bezruchu,
całkowicie oszołomiona i niezdolna do ruchu, zupełnie jakby ktoś ją
sparaliżował. Czuła, że drży, poza tym czuła się tak, jakby w jej żyłach
krążyła lodowata woda, a nie krew. Drżąca i na granicy wytrzymałości,
dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że nieświadomie wstrzymuje oddech
i w pośpiechu nabrała powietrza do płuc, bo dłuższy bezdech zaczynał
być uciążliwy. Większym wyzwaniem było zapanowanie nad dreszczami i pulsem,
ale teraz, kiedy była względnie bezpieczna, ostatecznie jakoś jej się to udało.
Odszedł.
Ktokolwiek to był, przez dłuższą chwilę po prosu na nią patrzył, a potem
wycofał się, jak gdyby nigdy nic. Wciąż kręciło jej się w głowie, poza tym
nie była zdolna do tego, żeby stwierdzić, co powinna o tym myśleć. Nie
miałam pojęcia, kto to jest, ale…
– Już
jestem!
Aż
podskoczyła, kiedy głos Quinna rozległ się za jej plecami. Wyrwał jej się
krótki wrzask, a już w następnej sekundzie bez zastanowienia
odwróciła się na pięcie, zmuszając pół-wampira do panicznego odskoku to tyłu,
żeby uniknąć spotkania z jej pięścią. Chłopak chwycił ją za nadgarstki i uniósł
brwi, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Dopiero spojrzenie jego
jasnych, oszałamiających oczu oraz ciche przekleństwo zdołały sprowadzić ją na
ziemię.
Quinn
odczekał chwilę, żeby upewnić się, że już nie musi obawiać się rękoczynów, po
czym lekko odsunął ją od siebie. Szybko wyswobodziła obie dłonie z jego
uścisku i schowała je za plecami; czuła, że palą ją policzki i wręcz
błogosławiła to, że w ciemności nie był w stanie dostrzec rumieńców
na jej policzkach.
– Nigdy
więcej mnie tak nie zachodź, Quinn! – mruknęła przez zaciśnięte zęby, starając
wziąć się w garść; głos wciąż trochę jej drżał, ale ciężko było rozróżnić
czy to ze strachu, czy zażenowania albo złości.
– Dobra,
przepraszam. – Quinn pokręcił głową. – Co z tobą? Nie sądziłem, że jesteś
aż taka strachliwa – dodał z nutą rozbawienia, ale zdawała sobie sprawę z tego,
że to jedynie próba ukrycia niepokoju; wyraz jego oczu zdradzał wszystko.
– Nie
jestem strachliwa – zaprzeczyła mu machinalnie. – Po prostu mnie zaskoczyłeś. A tak
swoją drogą, spóźniłeś się – zarzuciła mu, siląc się na oschły ton. Dzięki temu
łatwiej było jej otrząsnąć się z oszołomienia i dojść do siebie.
Zauważyła,
że Quinn teatralnie wywraca oczami. Zaczął mruczeć coś o tym, że wszystkie
kobiety są takie same, a potem rzucił coś na temat tego, że jeszcze mogła
się rozmyślić, ale z premedytacją zdecydowała się go zignorować. Częściowo
wciąż pod wpływem emocji, dla pewności obejrzała się za siebie i raz
jeszcze wejrzała w ciemność, ale pomiędzy drzewami już nie widziała
niczego, czego nie powinno tam być.
– Alessia,
słuchasz mnie? – zapytał z irytacją Quinn, usiłując przywołać ją do
porządku. – Widzisz tam coś ciekawego?
Zamrugała i szybko
przeniosła na niego wzrok.
– Zdawało
mi się… Zresztą nieważne – zreflektowała się. Wolała nie rozmawiać z Quinnem
na temat tego, co się wydarzyło. Po jego pojawieniu świat stał się jakby
bardziej przychylny, a las zwyczajny i teraz już sama nie była pewna,
co tak naprawdę słyszała i widziała. Nie chciała zrobić z siebie
idiotki, zwłaszcza, że Quinn już teraz patrzył na nią trochę tak, jakby była
nienormalna. – Co mówiłeś?
– Ali… – Westchnął
z rozdrażnieniem. – Właśnie tłumaczyłem ci, że spóźniłem się, bo musiałem
wyperswadować Hayley chęć towarzyszenia nam. Na ciebie nie mam wpływu, ale
siostrze narażać się nie pozwolę.
– Mhm,
jasne. – Miała nadzieję, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje. Uniósł brwi,
ale słowem nie skomentował jej zachowania, co już samo w sobie było swego
rodzaju sukcesem. – Dobrze zrobiłeś. Idziemy?
Skinął
głową, ale jego przyzwolenie i tak nie było jej potrzebne. Wciąż
zamyślona, szybkim krokiem ruszyła przed siebie i zaraz wzdrygnęła się, bo
ciepła dłoń chłopaka wylądowała na jej ramieniu.
– Co?
Quinn
zachichotał.
– Alessiu,
miasto jest w drugą stronę – wyjaśnił z pobłażliwym uśmiechem. Znów
się zarumieniła, zmieszana bardziej niż wcześniej; poirytowana, zawróciła bez
słowa, uparcie ignorując przenikliwe spojrzenie chłopaka. – Jesteś pewna, że
wszystko w porządku? – zapytał z wahaniem.
– Po prostu
już chodźmy – mruknęła pod nosem.
Prawda była
taka, że nie miała pojęcia, co powinna mu odpowiedzieć. Czy było w porządku?
Obawiała się, że o tym dopiero miała się przekonać.
Przepraszam za opóźnienie, ale już komentuję. Lasy w Mieście Nocy chyba nigdy nie będą bezpiecznie. I nigdy chyba nie były. Mi się zdaje czy Ali słyszała Ariela? Ale te czerwone oczyska podpowiadają mi, że to raczej nie był żaden wilkołak tylko wampir. Jednak kto wie co planujesz! Quinn potrafi nieźle działać na nerwy. Nie dość, że się spóźnia to jeszcze ludzi straszy. Mimo to i tak go lubię =3 taka tam pozytywna postać^^ Już się nie mogę doczekać spotkania z River i podglądania wilków.
OdpowiedzUsuńBiedna Ali siedziała sama w lesie, kiedy nikogo przy niej nie było. Też bym się bała. Mnie spotkało to szczęście i nie muszę tam siedzieć.
Jak zwykle czytało mi się lekko i jak zwykle rozdział cudowny *-*
Pozdrawiam,
Gabrysia ;*
Chciałabym być taka dobra w pisaniu jak ty ;D Podziwiam cię. Ale padłam-tak jak ty, kiedy przeczytałaś o śpiewającym Marku Volturi- gdy przeczytałam o dziadku Edwardzie xD Współczuję Ali i zgadzam się z tym, że Quinn potrafi nieźle działać na nerwy, więc chyba mam z nim coś wspólnego ;3 Zapraszam cię do siebie na najnowszy rozdział, który mi się nie podoba, ale i tak chciałabym, żebyś go przeczytała. Esme-Carlisle.blogspot.com
OdpowiedzUsuńEriss ♥