4 stycznia 2014

Trzy

Alessia
Po zmroku wszystko stawało się inne, zwłaszcza w Mieście Nocy. Obserwując, jak powoli zapada zmierzch, a wszystko staje się najpierw krwistoczerwone, a potem pogrąża się w mroku, Alessia czuła się równie zaniepokojona, co i podekscytowana. Oczywiście, niejednokrotnie wychodziła z domu nocą, ale nigdy nie czuła się w taki sposób, jak ze świadomością tego, po co i gdzie miała się tym razem udać.
Z wahaniem spojrzała w szybko ciemniejące niebo, ledwo widoczne pomiędzy gałęziami drzew i baldachimem liści, które rosnące blisko siebie drzewa tworzyły nad jej głową. Ciemność zdecydowanie zmieniała wszystko, tym bardziej, że noc była naturalną porą dnia nie tylko dla istot takich jak jej ciotka Isabeau albo Rufus, ale również dla wszystkich innych nadnaturalnych istot. Chociaż odkąd tylko sięgała pamięcią polowania na ludzi były zabronione – w końcu krew można było spokojnie uzyskać za pośrednictwem Centrum Krwiodawstwa – ludzie i tak nie czuli się bezpiecznie, a po zmroku woleli kryć się w domu albo gdziekolwiek, gdzie wydawało się, że jest względnie bezpiecznie. Właśnie wtedy zarówno niezwykłe wampiry, jak i te najzupełniej normalne, wychodziły na ulice; cóż, na pewno było to bardziej komfortowe, zwłaszcza latem, kiedy krwiopijcy przypominali skrzące się kule dyskotekowe, które przykuwały wzrok. Alessia tym bardziej doceniała swoją niezwykłość, bo chociaż ludzka natura czasami bywała uciążliwa, przynajmniej nie nakładała na nią ograniczeń związanych z porą dnia czy wpływem słońca. Pół-wampiry od zawsze były w najlepszej sytuacji, a Ali namiętnie to wykorzystywała.
Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę i skrzywiła się. Quinn zaczynał się spóźniać, a ona czuła się coraz bardziej nieswojo, kiedy tak stała sama w lesie. Wiedziała, że chłopak nie byłby zachwycony, gdyby na niego nie zaczekała, ale była coraz bliższa tego, żeby po prostu się oddalić, ignorując to, że mieli się spotkać. Przecież nie prosiła go o to, żeby z nią szedł, a już na pewno nie miała ochoty na bezczynne czekanie. Nie chciała się spóźnić, bo to nie zrobiłoby dobrego wrażenia na River Song, poza tym mogłoby doprowadzić do tego, że wampirzyca się rozmyśli, dochodząc do wniosku, że Alessia jest zbyt nieodpowiedzialna, żeby chociaż w niewielkim stopniu ryzykować jej bezpieczeństwo. Na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli Quinn ją wystawi i wcześniej powie o wszystkim Damienowi, będzie miała gwarantowaną kłótnie z bratem.
Nie chodziło już nawet o to, że przez względu na więź Damien bywał przewrażliwiony albo nadopiekuńczy. Rodzice od momentu posłania ich do Akademii Nocy starali się wychowywać ich tak, żeby nie czuli się ograniczeni. Zwłaszcza tata próbował chronić ich przed tym przysłowiowym kloszem pod którym była wychowywana mama. Renesmee potrzebowała czasu, żeby oswoić się z tym, że tak jest lepiej, ale Gabriel jakimś sposobem zawsze potrafił znaleźć argumenty, które utwierdzały ją w przekonaniu, że to właśnie on ma rację. Sama wciąż zmieniała się pod jego wpływem, odważniejsza i bardziej wprawiona w używaniu mocy. Mimo wszystko wciąż różniła się od Licavolich, a Ali miała czasami wrażenie, że wręcz jest przerażona tym, jak szybko z Damienem dorastali. Najważniejsze jednak było to, że ich nie ograniczali i nie zamierzali pozwolić na to reszcie rodziny. Mogli się brać, mogli czaić się blisko, żeby w razie potrzeby im pomóc, a już na pewno nie zamierzali pozwolić na to, żeby stała im się jakakolwiek krzywda – ale nigdy nie doszło do sytuacji, w której stwierdziliby, że im nie ufają.
Przecież ona i Damien musieli nauczyć się samodzielności, zwłaszcza w tym miejscu i świecie w którym przyszło im żyć. Słabość oznaczała szybką śmierć, a po wszystkim, co wydarzyło się siedem lat wcześniej, wszyscy dobrze już o tym wiedzieli.
A przynajmniej miała nadzieję, że tak jest, poza tym wilkołaki to była zupełnie inna sprawa. Po walce, którą pamiętała jak przez mgłę (w końcu była dzieckiem, poza tym nie brała udziału w tym, co działo się, kiedy część wilkołaków odwróciła się od Dimitra, a wszyscy musieli walczyć o życie), dzieci nocy były czymś na kształt tematu tabu, którego lepiej było nie poruszać. Już wcześniej nie należały do mile widzianych istot w mieście, a od wydarzeń sprzed lat niechęć między wampirami a wilkołakami wydawała się dodatkowo powiększyć. Wyczuwało się to również w szkole, chociaż tam przynajmniej nad wszystkim czuwały wampiry, więc konflikty się nie zdarzały, ale później to już była zupełnie inna sprawa. Damien bez wątpienia miał się sprzeciwiać jakiejkolwiek ingerencji w to, co działo się, kiedy dzieci nocy gromadziły się razem, tym bardziej, że była jego małą siostrzyczką – bez znaczenia, że to ona była o tych pięć minut starsza. Jakby nie patrzeć, pozostawała dziewczyną; już samo to było irytujące, ale jej brat pewnie i tak jako argument wykorzystałby również to, że bywała bardzo roztrzepana.
No dobrze, może fatycznie miała wrodzony talent do pakowania się w kłopoty, ale to nie była jej wina! Nie da się ukryć, kilka razy narobiła sobie problemów, głownie przez własne nieprzewidywalne pomysły, ale zwykle były to drobiazgi, chociażby takie jak wtedy, kiedy jako trzyletnie pół-wampirzyce wraz z Zoe wymyśliły, że dobrym pomysłem byłoby spróbować zabawić się w ukrytej pracowni mamy i z pomocą farb przefarbować włosy… Tak, później okazało się, że to wcale nie taki dobry plan, zwłaszcza, jeśli użyć do tego ta jaskrawych kolorów jak różowy czy seledynowy. Równie złym pomysłem była chęć przyjrzenia się sprzętom w laboratorium Rufusa, kiedy omal (a przynajmniej on tak twierdził) nie doprowadziła do zrównania z ziemią całej najbliższej ulicy, ale skąd mogła wiedzieć, co takiego wampir tam trzymał? Wydoroślała już zresztą, poza tym to River Song zaproponowała jej nocne wyjście, a jako dorosła wampirzyca musiała zdawać sobie sprawę z tego, co zamierzała zrobić.
Edward (dziadek Edward, chociaż denerwował się za każdym razem, kiedy próbowała tak do niego mówić) jedynie kręcił głową, a jej niezwykle zdolności przyciągania kłopotów określał mianem magnesu. Ostatecznie stanęło na tym, że musiała wdać się w Isabellę, swoją babcię, której jeszcze nie znała, bo dopiero miała się pojawić. Co prawda cało to zamieszanie z podróżami w czasie i historii pojawienia się mamy były dziwne, ale Alessia nie mogła zaprzeczyć, że znając charakter i sposób bycia Belli jako człowieka, po prostu nie mogła wyjść na tym dobrze. Na kogoś tak wielki pech musiał przejść, chociaż przynajmniej miała to szczęście, że jako w połowie wampirzyca nie potykała się na każdym kroku i nie raniła się przy byle okazji.
No dalej, Quinn…!, pomyślała, jednocześnie rozsyłając myśli na wszystkie strony, obojętna na to, kto je usłyszy. Quinn był telepatą, a jeśli znajdował się gdzieś w pobliżu, powinien był odebrać jej zniecierpliwienie i może w końcu łaskawie zdecydować się na nie zareagować. Swoją drogą, powinna była przewidzieć, że jak zwykle wystawi jej nerwy na próbę, bynajmniej nie popisując się punktualnością. Jasne, ona również miewała czasami problemy ze zjawieniem się na czas, ale w większości przypadków udawało jej się zdążyć, nawet jeśli czasami wymagało to szalonego biegu, który mógł zakończyć się różnie.
Nie chodziło już o samą perspektywę spóźnienia, ale właśnie o ten las i panującą dookoła ciemność. Alessia nie potrafiła stwierdzić dlaczego, ale wyjątkowo w tym mroku było coś, co przyprawiało ją o dreszcze. Nigdy wcześniej nie czuła się w podobny sposób, ale od momentu wyjścia z domu cały czas nie opuszczał jej dziwny niepokój, którego nie potrafiła zinterpretować. Teraz żałowała, że jednak nie umówiła się z Quinnem w kawiarni Michaela. Tam przynajmniej było jasno, poza tym perspektywa czekania byłaby zdecydowanie przyjemniejsza, gdyby mogła zamówić kawę albo kubek krwi. Co prawda zdawało jej się, że mama wybierała się wieczorem do pracy, ale Ali niejednokrotnie pojawiała się w kawiarni, więc jej widok nie byłby żadnym zaskoczeniem. Nie widziała zresztą powodów, żeby ukrywać cokolwiek przed Renesmee, nawet jeśli chodziło o wilkołaki – a może zwłaszcza wtedy, bo zdążyła się już zorientować, że w przeszłości Nessie przewinęły się wilki. Co prawda nie udało jej się wyciągnąć od bliskich niczego więcej, ale drewniana zawieszka w kształcie rudego wilka, którą miedzianowłosa nosiła na szyi (lubiła łańcuszki, a przy sobie zawsze miała ten i jeszcze jeden złoty medalion, w którym znajdowały się zdjęcia jej bliskich), mówił sam za siebie.
Alessia skrzywiła się i raz jeszcze nerwowo rozejrzała dookoła. Las wyglądał jak zwykle, chociaż długie cienie sprawiały, że było w nim coś niepokojącego i tajemniczego. Teoretycznie wszystko wydawało się zwyczajne, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jedynie cisza mogłaby być powodem do niepokoju, ale Ali ostatecznie doszła do wniosku, że to jej wina – zwierzęta wyczuwały jej wampirzą naturę i instynktownie wolały się trzymać na dystans, żeby przypadkiem nie posłużyć jej jako posiłek. Alessia zresztą i tak rzadko polowała na leśną faunę, bo chociaż Carlisle od samego początku uczył ich polować, próbując wpoić im zasady, które sam wyznawał, Ali nie widziała powodu do picia tej gorszej krwi, skoro z łatwością mogła zdobyć ludzką, również nikogo przy tym nie krzywdząc. Co prawda krew z woreczka to nie było to samo, ale jej wystarczyła i jedynie czasami posuwała się do tego, żeby zakręcić się wokół jakiegoś człowieka. Niewinny flirt nie był niczym złym, a jeśli dzięki swojemu urokowi sprawiała, że ludzie sami zgadzali się na to, żeby się z nich napiła, raczej nie robiła niczego nic złego, kiedy się godziła. Damien śmiał się z niej, twierdząc, że zachowuje się jak sukub, ale przecież sama wiedziała, że kilka razy sam próbował – i że miał do tego predyspozycje, bo gdyby tylko sobie tego zażyczył, kobiety ustawiałyby się za nim w kolejce.
Ciche kroki doszły do niej nagle i sprawiły, że jej serce momentalnie przyśpieszyło biegu. Natychmiast skarciła się za to w duchu, ubolewając nad własnym przewrażliwieniem. Przecież tylko jednej osoby się spodziewała.
– Quinn? – szepnęła w ciemność, woląc się upewnić. Szept przyszedł jej naturalnie, chociaż starała się przekonać samą siebie, że powinna mówić normalnie – w końcu i tak miał być w stanie ją usłyszeć. – Quinn, pośpiesz się. Nie mamy całego dnia!
Zero odpowiedzi. Zmarszczyła brwi i energicznie potrząsnęła głową, chcąc odpędzić od siebie irytując myśl o tym, że mogłaby się pomylić. Jasne, że była zdenerwowana nadchodzącym spotkaniem z wilkołakami, ale to jeszcze nie był powód, żeby popadać w paranoję.
Kroki gwałtownie ucichły; znów zapanowała nieprzenikniona cisza i tym razem nie było już najmniejszych wątpliwości co do tego, że to nie mógł być Quinn – chyba, że by się z nią drażnił. Alessia w to właśnie chciała uwierzyć – w to, że brat Hayley po prostu próbuje ją nastraszyć, żeby przy okazji zemścić się za to, do czego do zmusiła – ale jednocześnie coś podpowiadało jej, że w tym momencie oszukuje samą siebie. Posłuszna instynktowi, dla pewności napięła mięśnie i stanęła w pozycji obronnej na lekko ugiętych nogach. Wzrok wbiła w ciemność i zamarła w oczekiwaniu, gotowa bronić się przed czymś, czego nie widziała, a co w każdej chwili mogło znaleźć się w zasięgu jej wzroku. Co prawda wiedziała, że zwłaszcza o tej porze istniały duże szanse na to, że spotka tutaj jakiegoś nieśmiertelnego i że prawdopodobnie zrobi z siebie kompletną idiotkę, ale lepiej było nie ryzykować, tym bardziej, że nigdy nie czuła się aż do tego stopnia zagrożona.
Tym razem dokładnie usłyszała, że ktoś zaczyna się skradać w jej stronę. Jej serce waliło jak oszalałe, a krew huczała w uszach, skutecznie zagłuszając wszystko inne. Spróbowała nad tym zapanować i jakoś skoncentrować się na tym, kto zmierzał w jej stronę, ale nie była w stanie chociażby się poruszyć. Weź się w garść!, nakazała sobie, ale równie dobrze mogłaby zacząć starać się o samozapłon – to i tak nie miałoby sensu. Ktokolwiek się zbliżał, po prostu wiedziała, że strach jak najbardziej jest uzasadniony, chociaż jednocześnie nie rozumiała skąd brało się to poczucie; w końcu nigdy nie bała się wampirów, obojętnie jakie by nie były.
Strach to słabość. Okazując go albo uciekając doprowadzisz do tego, że staniesz się ofiarą. Nasz instynkt nam to podpowiada, dlatego musicie zapamiętać, że nie wolno się bać, niezależnie od tego, co by się nie działo, przypomniała sobie słowa ojca. Gabriel był dobry w tym, co robił, zwłaszcza kiedy zdecydował się ich uczyć nie tylko jak wykorzystywać telepatyczne zdolności, ale również tego, jak walczyć wręcz. To Damien był lepszy, a przynajmniej silniejszy, ale ona była lekka i szybka, co niejednokrotnie dawało jej przewagę. Spróbowała się na tym skoncentrować, ale w głowie miała pustkę i nagle nie była już pewna tego, co powinna zrobić. Co zresztą było jej po tym, że potrafiła strzaskać komuś rzepkę w kolanie albo z wprawą wykręcić przeciwnikowi ręce, czy go znokautować, skoro nawet nie miała pojęcia, czy przypadkiem nie trafiła na wampira?
Kroki znów zaczęły cichnąć, kiedy tajemnicza postać się zatrzymała. Alessia drżała lekko, nerwowo rozglądając się dookoła i próbując ustalić, gdzie powinna szukać intruza. Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, a ciemność i cienie sprawiały, że równie dobrze mogła mieć przeciwnika na wyciągnięcie ręki, a i tak by go nie zauważyła. Ta perspektywa miała w sobie coś przerażającego, dlatego Ali spróbowała wziąć się w garść i bardziej wyostrzyć zmysły. Uważnie wodziła wzrokiem dookoła, koncentrując się przede wszystkim na przestrzeni między drzewami, doszukując się chociażby zarysu ludzkiej postaci albo jakiegokolwiek znaku, że ktoś jest gdzieś w pobliżu. Cały czas towarzyszyło jej niejasne przeczucie, że ktoś uważnie się w nią wpatruje, śledząc każdy jej ruch, ale chociaż nieprzyjemne, znajome mrowienie przyprawiało ją o dreszcze, za nim w świecie nie potrafiła zinterpretować jego przyczyny albo odnaleźć źródła.
Wiedziała jedno – to nie mogło być wrażenie; to nie była jej wyobraźnia, bo z pewności nie była aż tak przewrażliwiona, żeby…
Kolejny ruch. Błyskawicznie odwróciła się za siebie, kątek oka dostrzegając ciemną sylwetkę, która śmignęła między drzewami, podrywając się do biegu. Przez ułamek sekundy Alessia była w stanie przysiąc, że widziała parę krwistych, jarzących się w ciemnościach tęczówek, ale wrażenie to zniknęło równie nagle i równie dobrze mogło być złudzeniem. Postać zniknęła równie nagle, a w okolicy znów zapanowała cisza, przerywana jej przyśpieszonym, płytkim oddechem i trzepotaniem zwykle i tak przyśpieszonego pulsu; serce chyba jedynie cudem nie wyrwało jej się z piersi, poza tym waliło tak mocno, że wręcz bolały ją od tego żebra.
Zamarła, nasłuchując i wciąż mając wrażenie, że ktoś się jej przygląda. Panika narastała z każdą kolejną sekundą, kiedy zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła, szukając pomiędzy drzewami kogokolwiek, kto musiał ją obserwować. Nie widziała nikogo, ale wyraźnie czuła na sobie czyjeś spojrzenie, poza tym mogłaby przysiąc, że nieznajomy jest gdzieś blisko, może nawet stoi tuż za nią albo…
Właśnie wtedy doszedł ja cichy szelest, a potem kroki bardzo powoli zaczęły się oddalać, żeby ostatecznie ucichnąć. Alessia zastygła w bezruchu, całkowicie oszołomiona i niezdolna do ruchu, zupełnie jakby ktoś ją sparaliżował. Czuła, że drży, poza tym czuła się tak, jakby w jej żyłach krążyła lodowata woda, a nie krew. Drżąca i na granicy wytrzymałości, dopiero po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że nieświadomie wstrzymuje oddech i w pośpiechu nabrała powietrza do płuc, bo dłuższy bezdech zaczynał być uciążliwy. Większym wyzwaniem było zapanowanie nad dreszczami i pulsem, ale teraz, kiedy była względnie bezpieczna, ostatecznie jakoś jej się to udało.
Odszedł. Ktokolwiek to był, przez dłuższą chwilę po prosu na nią patrzył, a potem wycofał się, jak gdyby nigdy nic. Wciąż kręciło jej się w głowie, poza tym nie była zdolna do tego, żeby stwierdzić, co powinna o tym myśleć. Nie miałam pojęcia, kto to jest, ale…
– Już jestem!
Aż podskoczyła, kiedy głos Quinna rozległ się za jej plecami. Wyrwał jej się krótki wrzask, a już w następnej sekundzie bez zastanowienia odwróciła się na pięcie, zmuszając pół-wampira do panicznego odskoku to tyłu, żeby uniknąć spotkania z jej pięścią. Chłopak chwycił ją za nadgarstki i uniósł brwi, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Dopiero spojrzenie jego jasnych, oszałamiających oczu oraz ciche przekleństwo zdołały sprowadzić ją na ziemię.
Quinn odczekał chwilę, żeby upewnić się, że już nie musi obawiać się rękoczynów, po czym lekko odsunął ją od siebie. Szybko wyswobodziła obie dłonie z jego uścisku i schowała je za plecami; czuła, że palą ją policzki i wręcz błogosławiła to, że w ciemności nie był w stanie dostrzec rumieńców na jej policzkach.
– Nigdy więcej mnie tak nie zachodź, Quinn! – mruknęła przez zaciśnięte zęby, starając wziąć się w garść; głos wciąż trochę jej drżał, ale ciężko było rozróżnić czy to ze strachu, czy zażenowania albo złości.
– Dobra, przepraszam. – Quinn pokręcił głową. – Co z tobą? Nie sądziłem, że jesteś aż taka strachliwa – dodał z nutą rozbawienia, ale zdawała sobie sprawę z tego, że to jedynie próba ukrycia niepokoju; wyraz jego oczu zdradzał wszystko.
– Nie jestem strachliwa – zaprzeczyła mu machinalnie. – Po prostu mnie zaskoczyłeś. A tak swoją drogą, spóźniłeś się – zarzuciła mu, siląc się na oschły ton. Dzięki temu łatwiej było jej otrząsnąć się z oszołomienia i dojść do siebie.
Zauważyła, że Quinn teatralnie wywraca oczami. Zaczął mruczeć coś o tym, że wszystkie kobiety są takie same, a potem rzucił coś na temat tego, że jeszcze mogła się rozmyślić, ale z premedytacją zdecydowała się go zignorować. Częściowo wciąż pod wpływem emocji, dla pewności obejrzała się za siebie i raz jeszcze wejrzała w ciemność, ale pomiędzy drzewami już nie widziała niczego, czego nie powinno tam być.
– Alessia, słuchasz mnie? – zapytał z irytacją Quinn, usiłując przywołać ją do porządku. – Widzisz tam coś ciekawego?
Zamrugała i szybko przeniosła na niego wzrok.
– Zdawało mi się… Zresztą nieważne – zreflektowała się. Wolała nie rozmawiać z Quinnem na temat tego, co się wydarzyło. Po jego pojawieniu świat stał się jakby bardziej przychylny, a las zwyczajny i teraz już sama nie była pewna, co tak naprawdę słyszała i widziała. Nie chciała zrobić z siebie idiotki, zwłaszcza, że Quinn już teraz patrzył na nią trochę tak, jakby była nienormalna. – Co mówiłeś?
– Ali… – Westchnął z rozdrażnieniem. – Właśnie tłumaczyłem ci, że spóźniłem się, bo musiałem wyperswadować Hayley chęć towarzyszenia nam. Na ciebie nie mam wpływu, ale siostrze narażać się nie pozwolę.
– Mhm, jasne. – Miała nadzieję, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje. Uniósł brwi, ale słowem nie skomentował jej zachowania, co już samo w sobie było swego rodzaju sukcesem. – Dobrze zrobiłeś. Idziemy?
Skinął głową, ale jego przyzwolenie i tak nie było jej potrzebne. Wciąż zamyślona, szybkim krokiem ruszyła przed siebie i zaraz wzdrygnęła się, bo ciepła dłoń chłopaka wylądowała na jej ramieniu.
– Co?
Quinn zachichotał.
– Alessiu, miasto jest w drugą stronę – wyjaśnił z pobłażliwym uśmiechem. Znów się zarumieniła, zmieszana bardziej niż wcześniej; poirytowana, zawróciła bez słowa, uparcie ignorując przenikliwe spojrzenie chłopaka. – Jesteś pewna, że wszystko w porządku? – zapytał z wahaniem.
– Po prostu już chodźmy – mruknęła pod nosem.
Prawda była taka, że nie miała pojęcia, co powinna mu odpowiedzieć. Czy było w porządku? Obawiała się, że o tym dopiero miała się przekonać.

2 komentarze:

  1. Przepraszam za opóźnienie, ale już komentuję. Lasy w Mieście Nocy chyba nigdy nie będą bezpiecznie. I nigdy chyba nie były. Mi się zdaje czy Ali słyszała Ariela? Ale te czerwone oczyska podpowiadają mi, że to raczej nie był żaden wilkołak tylko wampir. Jednak kto wie co planujesz! Quinn potrafi nieźle działać na nerwy. Nie dość, że się spóźnia to jeszcze ludzi straszy. Mimo to i tak go lubię =3 taka tam pozytywna postać^^ Już się nie mogę doczekać spotkania z River i podglądania wilków.
    Biedna Ali siedziała sama w lesie, kiedy nikogo przy niej nie było. Też bym się bała. Mnie spotkało to szczęście i nie muszę tam siedzieć.
    Jak zwykle czytało mi się lekko i jak zwykle rozdział cudowny *-*
    Pozdrawiam,

    Gabrysia ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym być taka dobra w pisaniu jak ty ;D Podziwiam cię. Ale padłam-tak jak ty, kiedy przeczytałaś o śpiewającym Marku Volturi- gdy przeczytałam o dziadku Edwardzie xD Współczuję Ali i zgadzam się z tym, że Quinn potrafi nieźle działać na nerwy, więc chyba mam z nim coś wspólnego ;3 Zapraszam cię do siebie na najnowszy rozdział, który mi się nie podoba, ale i tak chciałabym, żebyś go przeczytała. Esme-Carlisle.blogspot.com
    Eriss ♥

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa