Alessia
– Trochę przerażające, nie?
Myślałaś kiedyś o tym, jak dziwnie wygląda szkoła, kiedy nikogo w niej
nie ma?
Alessia
jedynie sztywno skinęła głową, wciąż odrobinę zła na Quinna. Nie chodziło już
nawet o to, że się spóźnił albo że ją wystraszył. Tak po prawdzie to była
bardziej zła na siebie, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Myślami wciąż
była gdzieś w lesie, uważnie analizując moment, w którym uświadomiła
sobie, że nie jest sama. Na wspomnienie znajomego uczucia bycia obserwowaną,
wzdrygnęła się mimowolnie, w duchu dziękując, że w skoro wciąż
pozostawali w ruchu, Quinn nie był w stanie niczego zauważyć. Nie
miała ochotę na kolejne wnikliwe pytania, poza tym już i tak zrobiła z siebie
wystarczającą idiotkę.
Akademia
Nocy jak zwykle pozostawała otwarta, podobnie jak i większość budynków i instytucji
w całym Mieście Nocy. Pomijając fakt, że również nocą odbywały się tutaj
zajęcia, montowanie jakichkolwiek zamków albo alarmów nie miałoby żadnego
sensu, skoro nieśmiertelni bez trudu byli w stanie obejść wszelakie
zabezpieczenia. Swoją drogą, trzeba byłoby być naprawdę głupim i niedoświadczonym,
żebym chociaż spróbować okraść nieśmiertelnych. Dzięki wyostrzonym zmysłom,
wytropienie ewentualnego złodzieja przyszłoby wampirom z łatwością.
Czasami
świadomość tego, jak bardzo niezwykli są ci, którzy otaczali ją ze wszystkich
stron, bywała dla Alessi przerażająca. Niejednokrotnie nie mogła pozbyć się
wrażenia, że wampiry wiedzą zdecydowanie zbyt dużo nie tylko o niej, ale o wszystkim,
co zdarzało jej się robić. Nie tylko w Akademii, ale również poza nią nie
czuła się tak, jakby mogła cieszyć się prywatnością. Przynajmniej dzięki
telepatycznym zdolnościom mogła bronić się przed zdolnościami Edwarda, ale
zdawał sobie sprawę z tego, że wciąż jest zbyt niedoświadczona, żeby móc
mierzyć się z mocami rodziców albo ciotek; prawda była taka, że nawet
Damienowi niejednokrotnie udawało jej się wniknąć w jej wspomnienia i to
na dodatek bez jej zgody, ale na całe szczęście znalazła dobry sposób na to,
żeby go powstrzymać. Być może przytomny był od niej zdecydowanie sprytniejszy i lepiej
panował nad telepatią, ale to ona była królową snów i nocy – a chyba
lepiej byłoby, żeby połowa ich znajomych i nie tylko nagle we śnie nie
dowiedziała się kilku dość wstydliwych szczegółów, które jej brat zdecydowanie
powinien chcieć ukryć. W końcu – jak niejednokrotnie słyszała nie tylko od
taty, ale chociażby od Rufusa – najważniejsze było to, żeby mieć dobry argument; reszta sukcesu przychodziła
sama.
Większość korytarzy
Akademii Nocy wyglądała niepokojąco nocą, chociaż przynajmniej wszędzie paliły
się przytwierdzone do kamiennych ścian pochodnie. Wyglądało to nieco
groteskowo, bo w dzień stawiano na elektryczność albo światło słoneczne. W blasku
płomieni wszystko wydawało się bardziej tajemnicze i groźne, co zwłaszcza w tym
miejscu i po tym, jak dobry kwadrans wcześniej porządnie wystraszyła się w lesie,
bynajmniej nie sprawiało, że Ali czuła się bezpieczniej. Nie chciała się do
tego przyznać nawet przed samą sobą, ale powoli zaczynała doceniać to, że
jednak zdecydowała się pozwolić Quinnowi na to, żeby jej towarzyszył. W jego
obecności mimo wszystko czuła się raźniej, nawet jeśli teoretycznie nie miała
powodu do obaw.
– River
Song mówiła o skwerze, tak? – mruknął z powątpieniem Quinn, uważnie
obserwując zapalone pochodnie.
– Tak. –
Ali westchnęła i rzuciła mu nieco poirytowane spojrzenie. – Mówiłam to
zarówno tobie, jak i Hayley. A co? – zapytała albo raczej warknęła,
wciąż mając niejasne wrażenie, że chłopak uparcie szuka powodów, żeby jednak
jeszcze ja zniechęcić.
– Po prostu
się przyjrzyj – zaproponował nieco urażonym tonem, najwyraźniej nie rozumiejąc
dlaczego na niego naskoczyła.
Zmarszczyła
brwi, zupełnie nie mając pojęcia, czego właściwie od niej wymagał. Quinn
wywrócił oczami, po czym skinął głową przed siebie, nadal skoncentrowany na
pochodniach. Alessia nie widziała w nich niczego szczególnego, a przynajmniej
do momentu, w którym nie minęli jednego z licznych rozgałęzień – i nie
przekonali się, że ten z kolei jest pogrążony w całkowitych
ciemnościach. Dopiero to dało jej do zastanowienia, zwłaszcza, że uprzytomniła
sobie, iż chyba w żadnym innym mijanym przez nich korytarzu wcześniej nie
paliło się światło.
Quinn
prychnął, dostrzegając zrozumienie na jej twarzy, po czym wyprostował się,
wyraźnie ze swojej spostrzegawczości zadowolony. Brunetka zacisnęła usta,
decydując się go zignorować; wolała nie doprowadzić do tego, żeby chłopak wpadł
w samo zachwyt, bo to mogłoby być dość problematycznie, nie tylko dla niej,
ale również dla Hayley. Była zresztą zbyt oszołomiona i rozemocjonowana,
żeby mieć głowę do jakichkolwiek pochwał albo rozmów, nie sadziła zresztą, żeby
Quinn tego właśnie od niej oczekiwał. Oboje milczeli i tak było lepiej, a przynajmniej
Alessi wydawało się, że cisza była w tym momencie wskazana.
Nie musiała
długo się zastanawiać, żeby zorientować się, że zapalone pochodnie wytyczają
najkrótszą drogę na skwer. Był to dość duże, prostokątne pole zieleni, ze
wszystkich stron otoczony przez mury Akademii. Alessia doskonale zdawała sobie
sprawę z tego, że w głębi niewielkiego, poprzecinanego licznymi
ścieżkami parku, znajdowała się okazała sala gimnastyczna oraz strzelnica i jeszcze
kilka dodatkowych obiektów, gdzie odbywały się zajęcia. Wampiry kładły nacisk
nie tylko na wiedzę, ale również sprawność fizyczną – przede wszystkim walkę
wręcz – co wcale nie było takie dziwne, jeśli głębiej się nad tym zastanowić.
Zdolność samoobrony była ważna, zwłaszcza w miejscu, gdzie wypadek
potrafił gonić wypadek, a niewyjaśnione zgony bywały równie naturalne, co
zmiany zachodzące w przyrodzie.
Quinn
zatrzymał się na schodkach, po czym rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem
River Song albo kogokolwiek. Ali nawet na niego nie spojrzała, tylko
pośpiesznie go wyminęła i ruszyła ścieżką przed siebie, nasłuchując
czyjejkolwiek obecności.
– Ali…
Alessia, czekaj! – Chłopak w ułamku sekundy znalazł się u jej boku.
Wzdrygnęła się, kiedy chwycił ją za ramię, po czym niecierpliwie spojrzała
wprost w jego jasne, zwykle pogodne oczy. – Gdzie idziesz? Mieliśmy
zaczekać tutaj na River Song – przypomniał jej spiętym tonem.
– Och,
Quinn, daj spokój – westchnęła. Zachowywał się prawie tak samo jak jej brat,
jeśli nie gorzej. Cóż, przynajmniej wiedziała, że Hayley też nie ma tak łatwego
życia, jeśli chodziło o rodzeństwo. – Idę się rozejrzeć. Poza tym to
Akademia. Co takiego mogłoby nam się tutaj stać? – zapytała, ale tak naprawdę
doskonale wiedziała, jaka jest odpowiedź na to pytanie.
Quinn
rzucił jej wymowne spojrzenie. „Wszystko” – zdawały się mówić jego oczy i ta
świadomość przyprawiła ją o dreszcze. River Song była wampirzycą, więc
mało co było w stanie tak naprawdę jej zagrażać, ale jeśli chodziło o nich…
Szybko
pokręciła głową, po czym stanowczo oswobodziła ramię z uścisku Quinna.
Puścił ją, ale wciąż nie wydawał się przekonany do tego, co zamierzali zrobić.
Ale – jak zauważyła – bez wahania ruszył za nią, kiedy szybkim krokiem zaczęła
przemierzać ścieżkę, idąc przed siebie i właściwie nie myśląc nad tym,
gdzie zamierza dojść albo czego szukać. Instynktownie rozglądała się za River
Song, ale wampirzycy nigdzie nie było widać. Również zapach nie świadczył o tym,
żeby kobieta była w ostatnim czasie gdziekolwiek w pobliżu, ale to
akurat nie musiało o niczym świadczyć, bo dzięki swoim zdolnościom, River
potrafiła się doskonale maskować.
Alessia pod
wpływem impulsu skierowała się w stronę niewidocznej ze skweru sali
gimnastycznej. W zasadzie nie była pewna dlaczego właśnie to miejsce
zdecydowała się zobaczyć, ale niejednokrotnie słyszał o tym, że dzieci
nocy mają słabość do tego miejsca, więc wydawało się to całkiem obiecującym
tropem. Quinn bez słowa protestu ruszył za nią, cichy i równie blady, co
duch albo jakiś nadnaturalny cień. Ze zmierzwionymi włosami i roziskrzonymi
oczami, przypominał trochę demona zniszczenia, który w każdej chwili był
gotów rozprawić się z ewentualnym niebezpieczeństwem. Zawsze starał się
chronić Zoe, Hayley i ją, więc czuła się przy nim dość pewnie, tym
bardziej, że już kilkukrotnie miała okazję się przekonać, jak dobrym Quinn jest
wojownikiem.
Widzisz
to, co ja?, rozległo się nagle w jej umyśle. Mimowolnie zadrżała,
słysząc w myślach mentalny głos swojego towarzysza. Nie obejrzała się na
niego, ale wystarczyło, że skinęła głową, również decydując się milczeć.
Faktycznie,
kilka stóp przed nimi jarzyło się blade światło. Kiedy podeszli bliżej, wyczuli
również czyjąś obecność, ale to zdecydowanie nie były wampiry. Alessia słabo
znała zapach dzieci nocy, ale ciężko było nie zapamiętać tak intensywnej,
leśnej woni. Skrzywiła się mimowolnie, nie tyle dlatego, że piżmo miało w sobie
cokolwiek nieprzyjemnego – wręcz przeciwnie, podobało jej się – ale głównie
przez nieprzyjemne wspomnienia, które przywoływał w niej las. Szybko
wzięła się w garść i po cichu zaczęła się skradać, instynktownie
przypominając sobie podstawy tego, czego uczył ją i Damiena tata; mniej
więcej wiedział, jak powinna stawiać stopy tak, żeby pozostać dla innych
niesłyszalną i teraz starała się to wykorzystać.
Quinn nagle
chwycił ją za ramię i lekko przytrzymał, zmuszając żeby się zatrzymała.
Zesztywniała i obejrzała się, żeby rzucić mu chłodne spojrzenie, ale
zrezygnowała, kiedy zorientowała się, że chłopak nie patrzy na nią – a tym
bardziej nie zamierza zachęcić ją do ucieczki. Nieznacznie skinął głową w stronę
jednego z bardziej rozłożystych drzew – starego orzecha pod którym latem
niejednokrotnie przesiadywali, żeby skryć się przed upałami – i stanowczo
pociągnął ją w tamtą stronę. Bezszelestnie przemknęli przez trawnik, po
czym przycupnęli w cieniu orzecha, kryjąc się nie tylko za drzewem, ale
również za niskimi, rosnącymi w sporych odległościach krzakami, których
nazywa Alessia nie potrafiła sobie przypomnieć.
Usłyszała
nieco przyśpieszony, urywany oddech Quinna. Czuła ciepło bijące od jego ciała i dopiero
to uświadomiło jej, jak bardzo są blisko siebie. W pierwszej chwili
poczuła się z tą świadomością trochę dziwnie, ale zaraz doszła do wniosku,
że nie ma w tym nic złego; nie raz byli blisko, a obecność chłopaka
na swój sposób działa na nią kojąco.
Wciąż spięta,
uniosła głowę, po czym odrobinę nachyliła się do przodu, żeby lepiej widzieć
przestrzeń przed sobą. Kątem oka zauważyła grymas na twarzy Quinna; jego oczy
pociemniały, kiedy poszedł w jej ślady. Alessia zignorowała go, w pełni
skoncentrowana na jasnym blasku… płomieni. Uniosła brwi, dostrzegając okazałe
ognisko, które ktoś rozpalił na samym środku skrawka wolnej przestrzeni
pomiędzy ich kryjówką, a okazałym kształtem znajdującej się kila stóp
dalej sali gimnastycznej. Pomarańczowoczerwone płomienie tańczyły nieco
niespokojnie, rzucając dookoła łagodny, anemiczny blask. Na tle atramentowego
nieba wyróżniał się dziwny, gesty dym, który metodycznie unosił się coraz
wyżej, chociaż jednocześnie opary ciągnęły się nisko nad ziemią, jakby nie
mając dość siły, żeby wzbić się wyżej. Nawet w sporym oddaleniu, Alessia
doskonale czuła przyjemne ciepło; jej blada skóra zarumieniła się, chociaż
niekoniecznie musiało mieć to związek z odczuwanym gorącem.
W powietrzu
wciąż unosił się ten dziwny, leśny zapach. Pod wpływem impulsu Alessia wzięła
kolejny głęboki wdech i aż zakręciło jej się w głowie od nadmiaru
doznań. Teraz, kiedy znajdowała się bliżej, łatwiej było interpretować jej
poszczególne zapachy, zaraz też zrozumiała, że zarówno ognisko, jak i dym
nie są takie zwyczajne. Ktoś palił zioła; na dodatek nie byle jakie zioła, ale
takie, których kapłanki niejednokrotnie używały do swoich obrzędów. Wyraźnie
czuła oszałamiającą mieszaninę szałwii, lawendy oraz wrzosu. Znała je
wszystkie, a nawet byłaby w stanie wytłumaczyć znaczenie każdego z nich
w obrzędach, które miała okazję obserwować. Szałwia chociażby odpowiadała
za ochronę, odpędzając złe mocne i zapewniając bezpieczeństwo nie tylko
odprawiającemu ceremonie, ale również wszystkich, którzy brali w niej
udział. Ktokolwiek się na nią zdecydował, musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego,
co robił, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Czuła
również coś jeszcze – jakąś dziwną gorycz, która skutecznie rozpraszała
wszystkie inne zapachy, łącznie z łagodną słodyczą lawendy – ale za nic w świecie
nie potrafiła jej zinterpretować. Wiedziała jedynie, że to właśnie od tego
ciężkiego, gorzkiego zapachu kręciło jej się w głowie i zaczynała
mieć problemy z tym, żeby się skoncentrować.
– Co, do
cholery…? – mruknął cicho Quinn, po czym zamilkł, kręcąc z niedowierzaniem
głową. Wydawała się bardziej zdezorientowany od niej, poniekąd dlatego, że
płomienie i zioła były dla niego czarną magią.
Alessia nie
odpowiedziała, wciąż pod wpływem słodkiego zapachu i własnej niepewności.
Jak urzeczona wpatrywała się w płomienie, uważnie śledząc ich ruch i nie
będąc w stanie oderwać od nich wzroku. To przez te zioła, przeszło jej
przez myśl, ale nie miała okazji, żeby głębiej się nad tym zastanowić, bo wtedy
jej uwagę przykuł nagły ruch gdzieś za jej plecami.
Poczuła, że
Quinn zesztywniał i instynktownie napiła mięśnie, wyraźnie zaniepokojony.
Sama również błyskawicznie się obejrzała, a potem serce omal jej nie
stanęło, kiedy dostrzegła parę błękitnych, wpatrzoną w nią i jej
towarzysza oczu.
– Mogliście
przynajmniej na mnie zaczekać – wyszeptała Hayley, powoli zmierzając w ich
stronę. Szyła szybko, lekko pochylona i – na całe szczęście! – świadoma
tego, że powinna zachowywać się cicho. – Nigdy więcej nie zamierzam błądzić
sama po Akademii, zwłaszcza nocą. Nigdy – powtórzyła z naciskiem, jak
gdyby nigdy nic wślizgując się pomiędzy zdezorientowaną Alessię i Quinna. Z powątpieniem
spojrzała wprost na ognisko, po czym zmarszczyła brwi. – Co jest?
– Co ty tutaj
robisz?! – syknął Quinn, spoglądając na siostrę z niedowierzaniem. –
Hayley, do cholery, miałaś zostać w domu i…
– Nie, ty
po prostu powiedziałeś mi, że nie pójdę z tobą, a ja się zgodziłam –
odparła mu spokojnie, wzruszając ramionami. – Przyszłam sama, więc się nie
czepiaj. Chyba nie sądziłeś, że tak łatwo odpuszczę i pozwolę wam
ryzykować w pojedynkę, prawda? – zapytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi.
Quinn
zazgrzytał zębami; pobladł i już nie był tak pewny siebie, jak jeszcze
chwilę wcześniej. Za Alessię odpowiadał jedynie częściowo, ale jeśli w grę
wchodziła również obecność jego bliźniaczki, sprawy zdecydowanie ulegały
zmianie.
– Hayley… –
zaczął gniewnie.
Alessia
warknęła, przerywając mu.
– Najlepiej
zamknijcie się oboje – rzuciła z irytacją. – To naprawdę nie jest pora na
kłótnie, poza tym…
Miała dodać
coś jeszcze, ale przerwał jej chrapliwy, nieprzyjemny śmiech. W panującej
do tej pory ciszy jakikolwiek głośniejszy dźwięk brzmiał niczym wystrzał
armatni, zresztą po pojawieniu się Hayley żadne z nich nie spodziewało się
czyjejkolwiek obecności. Tym większym szokiem było dla Alessi to, że czyjeś
szerokie, szorstkie dłonie bezceremonialnie chwyciły ją za nadgarstki, po czym
szarpnięciem ustawiły do pionu, niemal siłą wyciągając z kryjówki. Jęknęła
w proteście, ale nie próbowała się wyrwać, w zamian całkiem
sztywniejąc, kiedy stanęła twarzą w twarz z jednym z dzieci
księżyca – i to zdecydowanie nieprzyjaźnie nastawionym dzieckiem księżyca.
Chłopak
przed nią był wysoki i nie tyle dobrze zbudowany, co wręcz wyróżniający
się budową ciężarowca. Miał szerokie ramiona, wyraźnie zarysowane mięśnie i surowy
wyraz twarzy, który przyprawił ją o dreszcze. Pierwszym, co wrzuciło jej
się w oczy, kiedy zadarła głowę, żeby móc na niego spojrzeć, była gruba,
ciągnąca się od ust aż po brodę blizna, która szpeciła jego i tak
nieciekawą twarz. Miał szare oczy i przycięte tuż przy samej skórze
czarne, krótkie włosy. Innymi słowy, wyglądał przerażająco, a kiedy
jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie, tak, że na niego wpadła, aż
wzdrygnęła się z obrzydzenia, przypadkiem dotykając jego odsłoniętego
torsu (nie miał na sobie koszulki); skórę miał wilgotną i lepką, co
jedynie pogarszało efekt i dodatkowo przyprawiało ją o mdłości, jakby
już zapach ziół nie był wystarczająco obezwładniający.
Wilkołak
uśmiechnął się, po czym wzmógł uścisk na jej ramionach, bo spróbowała się od
niego odsunąć. Alessia jęknęła i ledwo powstrzymała się od tego, żeby nie
zacząć przeklinać, kiedy wyczuła, że chłopak-ciężarowiec bynajmniej nie jest
sam.
– No
proszę, proszę – odezwał się wilkołak ochrypniętym głosem. – Cóż taka śliczna
dziewczyna robi tutaj sama, na dodatek nocą.
– Daj sobie
pokój, Riddley – rzucił z irytacją jakiś inny męski i równie
nieprzyjazny dla ucha głos. Alessia usłyszała pisk Hayley i ostrzegawcze
warknięcie Quinna, co uświadomiło jej, że naprawdę mieli kłopoty. – Nie
widzisz, że to pieprzona wampirza panienka? Jak nic przyszła z kumplami
szpiegować – stwierdził z pogardą.
Ten, który
nazywał się Riddley, zaśmiał się ponownie, chociaż jego śmiech bardziej
przypominał szczeknięcie. Alessia natychmiast wykorzystała okazję i szarpnęła
się z całej siły, w końcu będąc w stanie oswobodzić rękę. Jej
pięść natychmiast wystrzeliła w górę, wprost w stronę już i tak
oszpeconej twarzy wilkołaka, ale nie zdążyła sięgnąć celu, bo szorstka dłoń prawie
natychmiast zdążyła ją powstrzymać.
– Nie
powinnaś była tego robić – syknął, nagle tracąc humor. Mocniej zacisnął dłoń na
jej ręce, po czym szarpnięciem okręcił ją do tyłu, boleśnie wykręcając jej
ramię na plecy. Krzyknęła i zatrzepotała powiekami, kiedy lekko pochylona
do przodu, zaczęła walczyć o to, by powstrzymać cisnące jej się do oczu
łzy. – Zdecydowanie nie powinnaś była…
– Jest
waleczna. – Nowe położenie okazało się o tyle lepsze, że w końcu była
w stanie zobaczyć drugiego z wilkołaków, równie dobrze zbudowanego,
chociaż nie dorównującego posturą Riddley’owi. Tamten chłopak miał jasne, gęste
włosy i niemal idealnie czarne tęczówki. Uśmiechnął się pogardliwie,
najwyraźniej dostrzegając wyraz jej oczu. – Przecież lubisz waleczne panienki,
prawda?
– Prawda –
padła odpowiedź, a Alessię przeszedł dreszcz, bo nie była w stanie
zobaczyć twarzy swojego przeciwnika. – Ale to chyba nie znaczy, że mam pozwolić
się dziewczynie upokorzyć. Poza tym, jakby nie patrzeć, to jest wampirka.
Chłopak o jasnych
włosach skinął głową, po czym oderwał wzrok od Alessi. Sama również rozejrzała
się dookoła, dopiero wtedy przypominając sobie o Hayley i Quinnie.
Odetchnęła, kiedy dostrzegła, że oboje stoją w stosunkowo bezpiecznej
odległości od wilkołaków, a chłopak osłania siostrę własnym ciałem, ale
zaraz straciła całą pewność siebie, dostrzegając, że prócz Riddley’a i blondyna,
wilkołaków było zdecydowanie więcej.
– Odejdźcie
– zażądał drżącym głosem Quinn. Był blady, poza tym drżał tak mocno, że chyba
jedynie cudem trzymał się na nogach. – Powiedziałem, że macie odejść! –
powtórzył i warknął, bo jedna z postaci zrobiła krok w jego
stronę, dosłownie świdrując wzrokiem Hayley.
– To chyba
wy pojawiliście się bez zaproszenia – zauważył Riddley, odrobinę luzując uścisk
wokół ramienia Alessi. Miała nadzieję, że ją puści, ale kiedy w zamian
objął ją ramionami w pasie, straciła wszelaką nadzieję. – Bylibyśmy bardzo
nieuprzejmi, decydując się wami nie zająć.
Quinn
warknął i zrobił krok w jego stronę, ale nie odważył się zaatakować.
Hayley przesunęła się za nim niczym cień, wszczepiając obie dłonie w ramię
brata i patrząc na niego w niemal błagalny sposób.
– Quinn,
odpuść – wyszeptała nerwowo. Wciąż blada, uniosła głowę, żeby spojrzeć na
trzymającego Alessię wilkołaka. – Nie chcieliśmy niczego złego. My… River Song
poprosiła nas, żebyśmy tutaj przyszli – oznajmiła wprost.
– River
Song? – Ali poczuła, że trzymające ją ramiona stają się mniej pewne, chociaż
uścisk wciąż pozostawał tak silny, że ledwo była w stanie oddychać. Nie
odważyła się zaryzykować kolejnej próby ucieczki, ale miała nadzieję, że Hayley
może jednak… – I co w związku z tym, że kazała wam tutaj przyjść
– zapytał drwiąco, ale do jego głosu wkradło się powątpienie.
– To, że
jeśli coś nam się stanie, będziecie mieć kłopoty. – Quinn podjął wypowiedź
siostry, spoglądając wyzywająco na otaczające ich postacie. – Naprawdę tego
chcecie?
– A czy
wy naprawdę jesteście aż tacy głupi? – odparował Riddley, wyraźnie zachowaniem
Quinna poirytowany.
– Być może.
Ale chyba żadne z nas nie jest w stanie sięgnąć twojego poziomu,
prawda? – odparował pół-wampir.
I właśnie
wtedy popełnił błąd.
Riddley
zazgrzytał zębami, wyraźnie wytrącony z równowagi. Alessia jęknęła, kiedy
bezceremonialnie odepchnął ją od siebie, sprawiając, że zachwiała się i wylądowała
na ziemi. Natychmiast poderwała głowę, próbując się podnieść, ale nawet gdyby
jakimś cudem zapanowała nad drżeniem mięśni i jakoś zdołała poderwać się z ziemi,
i tak nie byłaby w stanie niczego zdziałać, kiedy Quinn i zmiennokształtny
stanęli naprzeciwko siebie.
Obaj
wyglądali groźnie, przyczajeni do skoku i aż rwący się do walki, z góry
jednak widać było, że to starcie jest skazane na niepowodzenie – i to
niepowodzenie Quinna, który przy swoim przeciwniku wyglądał niczym drobne
chucherko. Szczupły i – w porównaniu z Riddley’em – niski, Quinn
aż prosił się o kłopoty. Nawet gdyby użył telepatycznych zdolności, to…
– Quinn,
proszę! – zaoponowała Hayley. – Odpuść. Proszę…
On go
zabije, przeszło Alessi przez myśl i nagle poczuła się tak, jakby ktoś
zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Może wcześniej nie miał takiego zamiaru,
ale teraz…
Ciche kroki
były prawie niesłyszalne przy trzasku płomieni oraz ostrzegawczych warknięć
wilkołaka i pół-wampira, ale Alessia jakimś cudem zdołała je usłyszeć.
Uniosła głowę w stronę źródła dźwięku – i właśnie wtedy wszystko
zmieniło się po raz kolejny, wraz z jednym jedynym zdaniem, które zostało
wypowiedziane:
– Zostaw
ich, Riddley.
Nareszcie tam dotarli^^ Wiedziałam, że nie obejdzie się bez kłopotów, ale czemu nigdzie nie ma River Song? Nie sądzę, aby wystawiła Ali. Chyba, że tutaj chodziło o to, aby nie dała się złapać, kiedy będzie chodziła po szkole.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny i trochę im znowu zazdroszczę takiej wycieczki xp Hayley chyba nigdy się nie słucha nikogo, ale dobrze myślała. Chociaż, gdyby została w domu nie byłaby w to wciągnięta. A teraz klops^^ Hm, ciekawe kto rozkazał Riddley'owi ich zostawić w spokoju. Pierwsza myśl jaka do mnie przyszła to - Rufus, ale skąd miałby się on tam wsiąść? 0_0 tak, więc to musi być ktoś inny. Może nawet Yevs - czy jak tam się to pisze xp
Niecierpliwie czekam na następny ;*
Gabrysia
Fajne określenie "chłopak-ciężarowiec" :) Zawsze ci zazdrościłam, że potrafisz tak świetnie dobierać imiona, ksywki itp. Ja na to nigdy nie mam pomysłu xD Mam nadzieję, że napiszesz szybko kolejny rozdział, bo się niecierpliwię tak samo jak Gabriela. Kto to może być? :)
OdpowiedzUsuń