5 stycznia 2014

Cztery

Alessia
– Trochę przerażające, nie? Myślałaś kiedyś o tym, jak dziwnie wygląda szkoła, kiedy nikogo w niej nie ma?
Alessia jedynie sztywno skinęła głową, wciąż odrobinę zła na Quinna. Nie chodziło już nawet o to, że się spóźnił albo że ją wystraszył. Tak po prawdzie to była bardziej zła na siebie, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Myślami wciąż była gdzieś w lesie, uważnie analizując moment, w którym uświadomiła sobie, że nie jest sama. Na wspomnienie znajomego uczucia bycia obserwowaną, wzdrygnęła się mimowolnie, w duchu dziękując, że w skoro wciąż pozostawali w ruchu, Quinn nie był w stanie niczego zauważyć. Nie miała ochotę na kolejne wnikliwe pytania, poza tym już i tak zrobiła z siebie wystarczającą idiotkę.
Akademia Nocy jak zwykle pozostawała otwarta, podobnie jak i większość budynków i instytucji w całym Mieście Nocy. Pomijając fakt, że również nocą odbywały się tutaj zajęcia, montowanie jakichkolwiek zamków albo alarmów nie miałoby żadnego sensu, skoro nieśmiertelni bez trudu byli w stanie obejść wszelakie zabezpieczenia. Swoją drogą, trzeba byłoby być naprawdę głupim i niedoświadczonym, żebym chociaż spróbować okraść nieśmiertelnych. Dzięki wyostrzonym zmysłom, wytropienie ewentualnego złodzieja przyszłoby wampirom z łatwością.
Czasami świadomość tego, jak bardzo niezwykli są ci, którzy otaczali ją ze wszystkich stron, bywała dla Alessi przerażająca. Niejednokrotnie nie mogła pozbyć się wrażenia, że wampiry wiedzą zdecydowanie zbyt dużo nie tylko o niej, ale o wszystkim, co zdarzało jej się robić. Nie tylko w Akademii, ale również poza nią nie czuła się tak, jakby mogła cieszyć się prywatnością. Przynajmniej dzięki telepatycznym zdolnościom mogła bronić się przed zdolnościami Edwarda, ale zdawał sobie sprawę z tego, że wciąż jest zbyt niedoświadczona, żeby móc mierzyć się z mocami rodziców albo ciotek; prawda była taka, że nawet Damienowi niejednokrotnie udawało jej się wniknąć w jej wspomnienia i to na dodatek bez jej zgody, ale na całe szczęście znalazła dobry sposób na to, żeby go powstrzymać. Być może przytomny był od niej zdecydowanie sprytniejszy i lepiej panował nad telepatią, ale to ona była królową snów i nocy – a chyba lepiej byłoby, żeby połowa ich znajomych i nie tylko nagle we śnie nie dowiedziała się kilku dość wstydliwych szczegółów, które jej brat zdecydowanie powinien chcieć ukryć. W końcu – jak niejednokrotnie słyszała nie tylko od taty, ale chociażby od Rufusa – najważniejsze było to, żeby mieć dobry argument; reszta sukcesu przychodziła sama.
Większość korytarzy Akademii Nocy wyglądała niepokojąco nocą, chociaż przynajmniej wszędzie paliły się przytwierdzone do kamiennych ścian pochodnie. Wyglądało to nieco groteskowo, bo w dzień stawiano na elektryczność albo światło słoneczne. W blasku płomieni wszystko wydawało się bardziej tajemnicze i groźne, co zwłaszcza w tym miejscu i po tym, jak dobry kwadrans wcześniej porządnie wystraszyła się w lesie, bynajmniej nie sprawiało, że Ali czuła się bezpieczniej. Nie chciała się do tego przyznać nawet przed samą sobą, ale powoli zaczynała doceniać to, że jednak zdecydowała się pozwolić Quinnowi na to, żeby jej towarzyszył. W jego obecności mimo wszystko czuła się raźniej, nawet jeśli teoretycznie nie miała powodu do obaw.
– River Song mówiła o skwerze, tak? – mruknął z powątpieniem Quinn, uważnie obserwując zapalone pochodnie.
– Tak. – Ali westchnęła i rzuciła mu nieco poirytowane spojrzenie. – Mówiłam to zarówno tobie, jak i Hayley. A co? – zapytała albo raczej warknęła, wciąż mając niejasne wrażenie, że chłopak uparcie szuka powodów, żeby jednak jeszcze ja zniechęcić.
– Po prostu się przyjrzyj – zaproponował nieco urażonym tonem, najwyraźniej nie rozumiejąc dlaczego na niego naskoczyła.
Zmarszczyła brwi, zupełnie nie mając pojęcia, czego właściwie od niej wymagał. Quinn wywrócił oczami, po czym skinął głową przed siebie, nadal skoncentrowany na pochodniach. Alessia nie widziała w nich niczego szczególnego, a przynajmniej do momentu, w którym nie minęli jednego z licznych rozgałęzień – i nie przekonali się, że ten z kolei jest pogrążony w całkowitych ciemnościach. Dopiero to dało jej do zastanowienia, zwłaszcza, że uprzytomniła sobie, iż chyba w żadnym innym mijanym przez nich korytarzu wcześniej nie paliło się światło.
Quinn prychnął, dostrzegając zrozumienie na jej twarzy, po czym wyprostował się, wyraźnie ze swojej spostrzegawczości zadowolony. Brunetka zacisnęła usta, decydując się go zignorować; wolała nie doprowadzić do tego, żeby chłopak wpadł w samo zachwyt, bo to mogłoby być dość problematycznie, nie tylko dla niej, ale również dla Hayley. Była zresztą zbyt oszołomiona i rozemocjonowana, żeby mieć głowę do jakichkolwiek pochwał albo rozmów, nie sadziła zresztą, żeby Quinn tego właśnie od niej oczekiwał. Oboje milczeli i tak było lepiej, a przynajmniej Alessi wydawało się, że cisza była w tym momencie wskazana.
Nie musiała długo się zastanawiać, żeby zorientować się, że zapalone pochodnie wytyczają najkrótszą drogę na skwer. Był to dość duże, prostokątne pole zieleni, ze wszystkich stron otoczony przez mury Akademii. Alessia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w głębi niewielkiego, poprzecinanego licznymi ścieżkami parku, znajdowała się okazała sala gimnastyczna oraz strzelnica i jeszcze kilka dodatkowych obiektów, gdzie odbywały się zajęcia. Wampiry kładły nacisk nie tylko na wiedzę, ale również sprawność fizyczną – przede wszystkim walkę wręcz – co wcale nie było takie dziwne, jeśli głębiej się nad tym zastanowić. Zdolność samoobrony była ważna, zwłaszcza w miejscu, gdzie wypadek potrafił gonić wypadek, a niewyjaśnione zgony bywały równie naturalne, co zmiany zachodzące w przyrodzie.
Quinn zatrzymał się na schodkach, po czym rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem River Song albo kogokolwiek. Ali nawet na niego nie spojrzała, tylko pośpiesznie go wyminęła i ruszyła ścieżką przed siebie, nasłuchując czyjejkolwiek obecności.
– Ali… Alessia, czekaj! – Chłopak w ułamku sekundy znalazł się u jej boku. Wzdrygnęła się, kiedy chwycił ją za ramię, po czym niecierpliwie spojrzała wprost w jego jasne, zwykle pogodne oczy. – Gdzie idziesz? Mieliśmy zaczekać tutaj na River Song – przypomniał jej spiętym tonem.
– Och, Quinn, daj spokój – westchnęła. Zachowywał się prawie tak samo jak jej brat, jeśli nie gorzej. Cóż, przynajmniej wiedziała, że Hayley też nie ma tak łatwego życia, jeśli chodziło o rodzeństwo. – Idę się rozejrzeć. Poza tym to Akademia. Co takiego mogłoby nam się tutaj stać? – zapytała, ale tak naprawdę doskonale wiedziała, jaka jest odpowiedź na to pytanie.
Quinn rzucił jej wymowne spojrzenie. „Wszystko” – zdawały się mówić jego oczy i ta świadomość przyprawiła ją o dreszcze. River Song była wampirzycą, więc mało co było w stanie tak naprawdę jej zagrażać, ale jeśli chodziło o nich…
Szybko pokręciła głową, po czym stanowczo oswobodziła ramię z uścisku Quinna. Puścił ją, ale wciąż nie wydawał się przekonany do tego, co zamierzali zrobić. Ale – jak zauważyła – bez wahania ruszył za nią, kiedy szybkim krokiem zaczęła przemierzać ścieżkę, idąc przed siebie i właściwie nie myśląc nad tym, gdzie zamierza dojść albo czego szukać. Instynktownie rozglądała się za River Song, ale wampirzycy nigdzie nie było widać. Również zapach nie świadczył o tym, żeby kobieta była w ostatnim czasie gdziekolwiek w pobliżu, ale to akurat nie musiało o niczym świadczyć, bo dzięki swoim zdolnościom, River potrafiła się doskonale maskować.
Alessia pod wpływem impulsu skierowała się w stronę niewidocznej ze skweru sali gimnastycznej. W zasadzie nie była pewna dlaczego właśnie to miejsce zdecydowała się zobaczyć, ale niejednokrotnie słyszał o tym, że dzieci nocy mają słabość do tego miejsca, więc wydawało się to całkiem obiecującym tropem. Quinn bez słowa protestu ruszył za nią, cichy i równie blady, co duch albo jakiś nadnaturalny cień. Ze zmierzwionymi włosami i roziskrzonymi oczami, przypominał trochę demona zniszczenia, który w każdej chwili był gotów rozprawić się z ewentualnym niebezpieczeństwem. Zawsze starał się chronić Zoe, Hayley i ją, więc czuła się przy nim dość pewnie, tym bardziej, że już kilkukrotnie miała okazję się przekonać, jak dobrym Quinn jest wojownikiem.
Widzisz to, co ja?, rozległo się nagle w jej umyśle. Mimowolnie zadrżała, słysząc w myślach mentalny głos swojego towarzysza. Nie obejrzała się na niego, ale wystarczyło, że skinęła głową, również decydując się milczeć.
Faktycznie, kilka stóp przed nimi jarzyło się blade światło. Kiedy podeszli bliżej, wyczuli również czyjąś obecność, ale to zdecydowanie nie były wampiry. Alessia słabo znała zapach dzieci nocy, ale ciężko było nie zapamiętać tak intensywnej, leśnej woni. Skrzywiła się mimowolnie, nie tyle dlatego, że piżmo miało w sobie cokolwiek nieprzyjemnego – wręcz przeciwnie, podobało jej się – ale głównie przez nieprzyjemne wspomnienia, które przywoływał w niej las. Szybko wzięła się w garść i po cichu zaczęła się skradać, instynktownie przypominając sobie podstawy tego, czego uczył ją i Damiena tata; mniej więcej wiedział, jak powinna stawiać stopy tak, żeby pozostać dla innych niesłyszalną i teraz starała się to wykorzystać.
Quinn nagle chwycił ją za ramię i lekko przytrzymał, zmuszając żeby się zatrzymała. Zesztywniała i obejrzała się, żeby rzucić mu chłodne spojrzenie, ale zrezygnowała, kiedy zorientowała się, że chłopak nie patrzy na nią – a tym bardziej nie zamierza zachęcić ją do ucieczki. Nieznacznie skinął głową w stronę jednego z bardziej rozłożystych drzew – starego orzecha pod którym latem niejednokrotnie przesiadywali, żeby skryć się przed upałami – i stanowczo pociągnął ją w tamtą stronę. Bezszelestnie przemknęli przez trawnik, po czym przycupnęli w cieniu orzecha, kryjąc się nie tylko za drzewem, ale również za niskimi, rosnącymi w sporych odległościach krzakami, których nazywa Alessia nie potrafiła sobie przypomnieć.
Usłyszała nieco przyśpieszony, urywany oddech Quinna. Czuła ciepło bijące od jego ciała i dopiero to uświadomiło jej, jak bardzo są blisko siebie. W pierwszej chwili poczuła się z tą świadomością trochę dziwnie, ale zaraz doszła do wniosku, że nie ma w tym nic złego; nie raz byli blisko, a obecność chłopaka na swój sposób działa na nią kojąco.
Wciąż spięta, uniosła głowę, po czym odrobinę nachyliła się do przodu, żeby lepiej widzieć przestrzeń przed sobą. Kątem oka zauważyła grymas na twarzy Quinna; jego oczy pociemniały, kiedy poszedł w jej ślady. Alessia zignorowała go, w pełni skoncentrowana na jasnym blasku… płomieni. Uniosła brwi, dostrzegając okazałe ognisko, które ktoś rozpalił na samym środku skrawka wolnej przestrzeni pomiędzy ich kryjówką, a okazałym kształtem znajdującej się kila stóp dalej sali gimnastycznej. Pomarańczowoczerwone płomienie tańczyły nieco niespokojnie, rzucając dookoła łagodny, anemiczny blask. Na tle atramentowego nieba wyróżniał się dziwny, gesty dym, który metodycznie unosił się coraz wyżej, chociaż jednocześnie opary ciągnęły się nisko nad ziemią, jakby nie mając dość siły, żeby wzbić się wyżej. Nawet w sporym oddaleniu, Alessia doskonale czuła przyjemne ciepło; jej blada skóra zarumieniła się, chociaż niekoniecznie musiało mieć to związek z odczuwanym gorącem.
W powietrzu wciąż unosił się ten dziwny, leśny zapach. Pod wpływem impulsu Alessia wzięła kolejny głęboki wdech i aż zakręciło jej się w głowie od nadmiaru doznań. Teraz, kiedy znajdowała się bliżej, łatwiej było interpretować jej poszczególne zapachy, zaraz też zrozumiała, że zarówno ognisko, jak i dym nie są takie zwyczajne. Ktoś palił zioła; na dodatek nie byle jakie zioła, ale takie, których kapłanki niejednokrotnie używały do swoich obrzędów. Wyraźnie czuła oszałamiającą mieszaninę szałwii, lawendy oraz wrzosu. Znała je wszystkie, a nawet byłaby w stanie wytłumaczyć znaczenie każdego z nich w obrzędach, które miała okazję obserwować. Szałwia chociażby odpowiadała za ochronę, odpędzając złe mocne i zapewniając bezpieczeństwo nie tylko odprawiającemu ceremonie, ale również wszystkich, którzy brali w niej udział. Ktokolwiek się na nią zdecydował, musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, co robił, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Czuła również coś jeszcze – jakąś dziwną gorycz, która skutecznie rozpraszała wszystkie inne zapachy, łącznie z łagodną słodyczą lawendy – ale za nic w świecie nie potrafiła jej zinterpretować. Wiedziała jedynie, że to właśnie od tego ciężkiego, gorzkiego zapachu kręciło jej się w głowie i zaczynała mieć problemy z tym, żeby się skoncentrować.
– Co, do cholery…? – mruknął cicho Quinn, po czym zamilkł, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wydawała się bardziej zdezorientowany od niej, poniekąd dlatego, że płomienie i zioła były dla niego czarną magią.
Alessia nie odpowiedziała, wciąż pod wpływem słodkiego zapachu i własnej niepewności. Jak urzeczona wpatrywała się w płomienie, uważnie śledząc ich ruch i nie będąc w stanie oderwać od nich wzroku. To przez te zioła, przeszło jej przez myśl, ale nie miała okazji, żeby głębiej się nad tym zastanowić, bo wtedy jej uwagę przykuł nagły ruch gdzieś za jej plecami.
Poczuła, że Quinn zesztywniał i instynktownie napiła mięśnie, wyraźnie zaniepokojony. Sama również błyskawicznie się obejrzała, a potem serce omal jej nie stanęło, kiedy dostrzegła parę błękitnych, wpatrzoną w nią i jej towarzysza oczu.
– Mogliście przynajmniej na mnie zaczekać – wyszeptała Hayley, powoli zmierzając w ich stronę. Szyła szybko, lekko pochylona i – na całe szczęście! – świadoma tego, że powinna zachowywać się cicho. – Nigdy więcej nie zamierzam błądzić sama po Akademii, zwłaszcza nocą. Nigdy – powtórzyła z naciskiem, jak gdyby nigdy nic wślizgując się pomiędzy zdezorientowaną Alessię i Quinna. Z powątpieniem spojrzała wprost na ognisko, po czym zmarszczyła brwi. – Co jest?
– Co ty tutaj robisz?! – syknął Quinn, spoglądając na siostrę z niedowierzaniem. – Hayley, do cholery, miałaś zostać w domu i…
– Nie, ty po prostu powiedziałeś mi, że nie pójdę z tobą, a ja się zgodziłam – odparła mu spokojnie, wzruszając ramionami. – Przyszłam sama, więc się nie czepiaj. Chyba nie sądziłeś, że tak łatwo odpuszczę i pozwolę wam ryzykować w pojedynkę, prawda? – zapytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi.
Quinn zazgrzytał zębami; pobladł i już nie był tak pewny siebie, jak jeszcze chwilę wcześniej. Za Alessię odpowiadał jedynie częściowo, ale jeśli w grę wchodziła również obecność jego bliźniaczki, sprawy zdecydowanie ulegały zmianie.
– Hayley… – zaczął gniewnie.
Alessia warknęła, przerywając mu.
– Najlepiej zamknijcie się oboje – rzuciła z irytacją. – To naprawdę nie jest pora na kłótnie, poza tym…
Miała dodać coś jeszcze, ale przerwał jej chrapliwy, nieprzyjemny śmiech. W panującej do tej pory ciszy jakikolwiek głośniejszy dźwięk brzmiał niczym wystrzał armatni, zresztą po pojawieniu się Hayley żadne z nich nie spodziewało się czyjejkolwiek obecności. Tym większym szokiem było dla Alessi to, że czyjeś szerokie, szorstkie dłonie bezceremonialnie chwyciły ją za nadgarstki, po czym szarpnięciem ustawiły do pionu, niemal siłą wyciągając z kryjówki. Jęknęła w proteście, ale nie próbowała się wyrwać, w zamian całkiem sztywniejąc, kiedy stanęła twarzą w twarz z jednym z dzieci księżyca – i to zdecydowanie nieprzyjaźnie nastawionym dzieckiem księżyca.
Chłopak przed nią był wysoki i nie tyle dobrze zbudowany, co wręcz wyróżniający się budową ciężarowca. Miał szerokie ramiona, wyraźnie zarysowane mięśnie i surowy wyraz twarzy, który przyprawił ją o dreszcze. Pierwszym, co wrzuciło jej się w oczy, kiedy zadarła głowę, żeby móc na niego spojrzeć, była gruba, ciągnąca się od ust aż po brodę blizna, która szpeciła jego i tak nieciekawą twarz. Miał szare oczy i przycięte tuż przy samej skórze czarne, krótkie włosy. Innymi słowy, wyglądał przerażająco, a kiedy jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie, tak, że na niego wpadła, aż wzdrygnęła się z obrzydzenia, przypadkiem dotykając jego odsłoniętego torsu (nie miał na sobie koszulki); skórę miał wilgotną i lepką, co jedynie pogarszało efekt i dodatkowo przyprawiało ją o mdłości, jakby już zapach ziół nie był wystarczająco obezwładniający.
Wilkołak uśmiechnął się, po czym wzmógł uścisk na jej ramionach, bo spróbowała się od niego odsunąć. Alessia jęknęła i ledwo powstrzymała się od tego, żeby nie zacząć przeklinać, kiedy wyczuła, że chłopak-ciężarowiec bynajmniej nie jest sam.
– No proszę, proszę – odezwał się wilkołak ochrypniętym głosem. – Cóż taka śliczna dziewczyna robi tutaj sama, na dodatek nocą.
– Daj sobie pokój, Riddley – rzucił z irytacją jakiś inny męski i równie nieprzyjazny dla ucha głos. Alessia usłyszała pisk Hayley i ostrzegawcze warknięcie Quinna, co uświadomiło jej, że naprawdę mieli kłopoty. – Nie widzisz, że to pieprzona wampirza panienka? Jak nic przyszła z kumplami szpiegować – stwierdził z pogardą.
Ten, który nazywał się Riddley, zaśmiał się ponownie, chociaż jego śmiech bardziej przypominał szczeknięcie. Alessia natychmiast wykorzystała okazję i szarpnęła się z całej siły, w końcu będąc w stanie oswobodzić rękę. Jej pięść natychmiast wystrzeliła w górę, wprost w stronę już i tak oszpeconej twarzy wilkołaka, ale nie zdążyła sięgnąć celu, bo szorstka dłoń prawie natychmiast zdążyła ją powstrzymać.
– Nie powinnaś była tego robić – syknął, nagle tracąc humor. Mocniej zacisnął dłoń na jej ręce, po czym szarpnięciem okręcił ją do tyłu, boleśnie wykręcając jej ramię na plecy. Krzyknęła i zatrzepotała powiekami, kiedy lekko pochylona do przodu, zaczęła walczyć o to, by powstrzymać cisnące jej się do oczu łzy. – Zdecydowanie nie powinnaś była…
– Jest waleczna. – Nowe położenie okazało się o tyle lepsze, że w końcu była w stanie zobaczyć drugiego z wilkołaków, równie dobrze zbudowanego, chociaż nie dorównującego posturą Riddley’owi. Tamten chłopak miał jasne, gęste włosy i niemal idealnie czarne tęczówki. Uśmiechnął się pogardliwie, najwyraźniej dostrzegając wyraz jej oczu. – Przecież lubisz waleczne panienki, prawda?
– Prawda – padła odpowiedź, a Alessię przeszedł dreszcz, bo nie była w stanie zobaczyć twarzy swojego przeciwnika. – Ale to chyba nie znaczy, że mam pozwolić się dziewczynie upokorzyć. Poza tym, jakby nie patrzeć, to jest wampirka.
Chłopak o jasnych włosach skinął głową, po czym oderwał wzrok od Alessi. Sama również rozejrzała się dookoła, dopiero wtedy przypominając sobie o Hayley i Quinnie. Odetchnęła, kiedy dostrzegła, że oboje stoją w stosunkowo bezpiecznej odległości od wilkołaków, a chłopak osłania siostrę własnym ciałem, ale zaraz straciła całą pewność siebie, dostrzegając, że prócz Riddley’a i blondyna, wilkołaków było zdecydowanie więcej.
– Odejdźcie – zażądał drżącym głosem Quinn. Był blady, poza tym drżał tak mocno, że chyba jedynie cudem trzymał się na nogach. – Powiedziałem, że macie odejść! – powtórzył i warknął, bo jedna z postaci zrobiła krok w jego stronę, dosłownie świdrując wzrokiem Hayley.
– To chyba wy pojawiliście się bez zaproszenia – zauważył Riddley, odrobinę luzując uścisk wokół ramienia Alessi. Miała nadzieję, że ją puści, ale kiedy w zamian objął ją ramionami w pasie, straciła wszelaką nadzieję. – Bylibyśmy bardzo nieuprzejmi, decydując się wami nie zająć.
Quinn warknął i zrobił krok w jego stronę, ale nie odważył się zaatakować. Hayley przesunęła się za nim niczym cień, wszczepiając obie dłonie w ramię brata i patrząc na niego w niemal błagalny sposób.
– Quinn, odpuść – wyszeptała nerwowo. Wciąż blada, uniosła głowę, żeby spojrzeć na trzymającego Alessię wilkołaka. – Nie chcieliśmy niczego złego. My… River Song poprosiła nas, żebyśmy tutaj przyszli – oznajmiła wprost.
– River Song? – Ali poczuła, że trzymające ją ramiona stają się mniej pewne, chociaż uścisk wciąż pozostawał tak silny, że ledwo była w stanie oddychać. Nie odważyła się zaryzykować kolejnej próby ucieczki, ale miała nadzieję, że Hayley może jednak… – I co w związku z tym, że kazała wam tutaj przyjść – zapytał drwiąco, ale do jego głosu wkradło się powątpienie.
– To, że jeśli coś nam się stanie, będziecie mieć kłopoty. – Quinn podjął wypowiedź siostry, spoglądając wyzywająco na otaczające ich postacie. – Naprawdę tego chcecie?
– A czy wy naprawdę jesteście aż tacy głupi? – odparował Riddley, wyraźnie zachowaniem Quinna poirytowany.
– Być może. Ale chyba żadne z nas nie jest w stanie sięgnąć twojego poziomu, prawda? – odparował pół-wampir.
I właśnie wtedy popełnił błąd.
Riddley zazgrzytał zębami, wyraźnie wytrącony z równowagi. Alessia jęknęła, kiedy bezceremonialnie odepchnął ją od siebie, sprawiając, że zachwiała się i wylądowała na ziemi. Natychmiast poderwała głowę, próbując się podnieść, ale nawet gdyby jakimś cudem zapanowała nad drżeniem mięśni i jakoś zdołała poderwać się z ziemi, i tak nie byłaby w stanie niczego zdziałać, kiedy Quinn i zmiennokształtny stanęli naprzeciwko siebie.
Obaj wyglądali groźnie, przyczajeni do skoku i aż rwący się do walki, z góry jednak widać było, że to starcie jest skazane na niepowodzenie – i to niepowodzenie Quinna, który przy swoim przeciwniku wyglądał niczym drobne chucherko. Szczupły i – w porównaniu z Riddley’em – niski, Quinn aż prosił się o kłopoty. Nawet gdyby użył telepatycznych zdolności, to…
– Quinn, proszę! – zaoponowała Hayley. – Odpuść. Proszę…
On go zabije, przeszło Alessi przez myśl i nagle poczuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Może wcześniej nie miał takiego zamiaru, ale teraz…
Ciche kroki były prawie niesłyszalne przy trzasku płomieni oraz ostrzegawczych warknięć wilkołaka i pół-wampira, ale Alessia jakimś cudem zdołała je usłyszeć. Uniosła głowę w stronę źródła dźwięku – i właśnie wtedy wszystko zmieniło się po raz kolejny, wraz z jednym jedynym zdaniem, które zostało wypowiedziane:
– Zostaw ich, Riddley.

2 komentarze:

  1. Nareszcie tam dotarli^^ Wiedziałam, że nie obejdzie się bez kłopotów, ale czemu nigdzie nie ma River Song? Nie sądzę, aby wystawiła Ali. Chyba, że tutaj chodziło o to, aby nie dała się złapać, kiedy będzie chodziła po szkole.
    Rozdział bardzo fajny i trochę im znowu zazdroszczę takiej wycieczki xp Hayley chyba nigdy się nie słucha nikogo, ale dobrze myślała. Chociaż, gdyby została w domu nie byłaby w to wciągnięta. A teraz klops^^ Hm, ciekawe kto rozkazał Riddley'owi ich zostawić w spokoju. Pierwsza myśl jaka do mnie przyszła to - Rufus, ale skąd miałby się on tam wsiąść? 0_0 tak, więc to musi być ktoś inny. Może nawet Yevs - czy jak tam się to pisze xp
    Niecierpliwie czekam na następny ;*
    Gabrysia

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne określenie "chłopak-ciężarowiec" :) Zawsze ci zazdrościłam, że potrafisz tak świetnie dobierać imiona, ksywki itp. Ja na to nigdy nie mam pomysłu xD Mam nadzieję, że napiszesz szybko kolejny rozdział, bo się niecierpliwię tak samo jak Gabriela. Kto to może być? :)

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa