18 stycznia 2014

Siedemnaście

Renesmee
Skontaktowanie się z Isabeau okazało się trudniejsze niż mogłabym przypuszczać. Umysł siostry Gabriela jak zwykle otoczony był szczelnym, wysokim murem, który wznosiła wokół siebie, żeby ochronić się przed telepatycznymi zdolnościami rodzeństwa i obcych. Beau od zawsze ceniła sobie prywatność i teoretycznie rozumiałam ją – w końcu wychowałam się przy Edwardzie i wiedziałam, jak bardzo dar mojego ojca potrafi być uciążliwy – ale tym razem wyjątkowo nie miałam cierpliwości, żeby czekać. Gabriel jasno dało mi do zrozumienia, że dzieje się coś niedobrego, a jego zdenerwowanie zaczynało mi się udzielać, przez co byłam dosłownie na krawędzi psychicznej wytrzymałości.
Miałam wrażenie, że odbiłam się od solidnego muru, kiedy po raz pierwszy zaczęłam atakować mentalność Beau telepatycznymi nawoływaniami. Z równie wielkim powodzeniem mogłabym zacząć rzucać grochem o ścianę, ale uparcie ignorowałam to, wciąż skoncentrowana na próbach skontaktowania się z dziewczyną. Byłam uparta, ale przynajmniej dzięki temu ostatecznie zwróciłam na siebie jej uwagę, a przecież właśnie o to mi chodziło.
Czego? Myśli Isabeau wręcz porażały narastającą irytacją. Dla niej musiałam być niczym uciążliwy owad, który nie potrafił pojąć tego, że jakkolwiek zawadza. Na litość bogini, Gabrielu, jeśli to ty…
To nie Gabriel, przerwałam jej pośpiesznie. Chyba nie chciałam wiedzieć, co takiego musiała robić, skoro nie sprawiła nawet kto próbuje wniknąć w jej umysł. Wciąż czułam bariery, którymi Isabeau się otaczała, ale przynajmniej teraz miałam z nią jakikolwiek kontakt. Ale chodzi o niego. Isabeau, to bardzo ważne. Musisz zebrać resztę i natychmiast do nas przyjść, oznajmiłam, nerwowo oglądając się za siebie.
Usłyszałam ciche kroki, a chwilę później na schodach dostrzegłam Gabriela z Alessia na rękach. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale nie mogłam też powiedzieć, że była bezbarwna. Gdyby chodziło tylko o beznamiętną maskę, przyjęłabym to z wdzięcznością, ale tym razem w grę wchodziło coś innego. To był wyraz twarzy, jakiego nigdy dotąd nie widziałam u mojego męża i to mnie przerażało. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, co takiego musiało się stać, żeby doprowadzić Gabriela do takiego stanu, a jak na razie nie miałam co liczyć na jakiekolwiek odpowiedzi, dlatego pozostało mi jedynie zamartwianie się, nic więcej.
Gabriel spojrzał w moją stronę i nasze oczy na moment się spotkały. Rysy twarzy chłopaka na moment złagodniały, ale to wciąż nie było spojrzenie, które byłabym w stanie spokojnie znieść. Gabriel zresztą prawie natychmiast odwrócił głowę, bardziej koncentrując się na tym, żeby delikatnie ułożyć Alessię na kanapie.
Co się stało?, zapytała mnie znienacka Isabeau, w końcu decydując się odezwać. Nie byłam pewna, jak wiele była w stanie wyczytać z moich emocji i tego, co była zdolna wydobyć z mojego umysłu, ale najwyraźniej dość, żeby zorientować się, że coś jest na rzeczy. Nie powiem, żebym była zachwycona. Na jakiej podstawie mój kochany braciszek oczekuje, że w środku dnia wyjdę z domu, hm? Lubię słońce i w ogóle, ale jeszcze nie czuję się na tyle zdesperowana, żeby pozwolić się usmażyć żywcem, stwierdziła z typową dla siebie ironią.
Isabeau, po prostu tutaj przyjdźcie, przerwałam jej. Gabriel nie chce mi nic powiedzieć, ale coś się stało. Coś… Wydaje mi się, że chodzi o Alessię. Dzieje się coś niedobrego, a ja już sama nie wiem, co powinnam o tym sądzić. Milczała, najwyraźniej analizując moje słowa, ale w jej podejściu zaszła subtelna zmiana, której nie potrafiłam opisać, ale którą byłam w stanie wyczuć. Isabeau piekliła się właśnie dlatego, że zorientowała się, iż coś jest na rzeczy. On zaczyna mnie przerażać, Beau, przyznałam, chociaż to nie do końca było tak. Nie bałam się Gabriela, ale tego, co aż do tego stopnia go zaniepokoiło.
Okej, okej… Skorzystam z tuneli, westchnęła z irytacją. Żadne z nas nie przepadało za podziemnymi korytarzami, którymi niejednokrotnie poruszał się Rufus, większość z nich zresztą była zamknięta albo z jakichś przyczyn wampir zdecydowanie zabraniał nimi chodzić, ale trasa łącząca dom Allegry i nasz akurat wydawała się względnie bezpieczna, zwłaszcza w ciągu dnia. Mam zabrać mamę? Albo najlepiej od razu jakąś ziołową herbatkę na uspokojenie.
To Gabriel, przypomniałam jej z wahaniem. Raz jeszcze obejrzałam się na męża i coś przewróciło mi się w żołądku z nerwów. Nigdy nie widziałam go… takiego. I coś wydaje mi się, że ziołowa herbatka to zdecydowanie zbyt mało w jego sytuacji, dodałam.
Odpowiedział mi nerwowy śmiech Isabeau, a już chwilę po tym zostałam sama ze swoimi myślami. Westchnęłam cicho i objąwszy się ramionami, powoli podeszłam do kanapy na której leżała Alessia. Już nie płakała, ale zwinęła się na posłaniu w kłębek i utkwiwszy puste spojrzenie w jakimś punkcie przestrzeni, po prostu znieruchomiała. Ten bezruch miał w sobie coś przerażającego, co dodatkowo podsyciło mój niepokój i nieopuszczające mnie wątpliwości. Czułam się beznadziejnie z myślą, że coś złego mogło spotkać moje dziecko, a ja nawet nie miałam pojęcia co takiego, a tym bardziej nie potrafiłam Ali przed tym obronić.
– Isabeau niedługo się pojawi – odezwałam się z wahaniem. Alessia nawet nie drgnęła, a gdyby nie to, że oczy miała otwarte, pomyślałabym, że śpi. Nachyliłam się, żeby delikatnie pogłaskać ją po policzku, zanim zdecydowałam się skoncentrować na moim mężu. – Gabrielu, co…? – zaczęłam i umilkłam, dostrzegając w ciemnych oczach ukochanego coś, co powiedziało mi, że lepiej bym nigdy nie musiała się dowiedzieć.
– Poczekajmy na pozostałych, dobrze? – Głos miał spokojny, jeśli oczywiście o pozbawionym emocji tonie można było powiedzieć coś takiego. – Wolałbym… Och, po prostu chodź do mnie – wyszeptał i już w następnej sekundzie znalazłam się w jego ramionach.
Przerażał mnie ten dziwny, oddalony Gabriel, ale nie zawahałam się nawet na moment, kiedy mocno przygarnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego, pozwalając żeby przeczesywał palcami moje włosy. Jednocześnie próbowałam jakoś zrozumieć to, co się działo i przekonać samą siebie, że wkrótce wszystko się wyjaśni, ale to wcale nie było takie łatwe. Miałam niejasne wrażenie, że wszystko sypie mi się z rąk, a fakt, że w pokoju wciąż panowało milczenie niczego mi nie ułatwiał.
Drgnęłam, kiedy usłyszałam znajome kroki, ale Gabriel nie pozwolił mi się od siebie odsunąć, jakby moja bliskość zapewniła mu poczucie stabilizacji, które z jakiegoś powodu utracił w pokoju Alessi. Tulił mnie do siebie kurczowo, wzrok z kolei raz po raz kierując w stronę Alessi, a teraz również Damiena, który w końcu pojawił się w salonie. Nie mogłam odwrócić się, żeby spojrzeć na syna, ale na swój sposób podejrzewałam, jaki musiał mieć wyraz twarzy.
– Layla powiedziała mi, że i tak zamierzał wieczorem zajrzeć. Nie była zachwycona perspektywą wyjścia w środku dnia, ale też o nic nie pytała… Niedługo będą – odezwał się Damien. Głos miał spokojny, ale wiedziałam, że podobnie jak nas wszystkich, kosztuje go to mnóstwo wysiłku. – Dalej niczego nie rozumiem, tato – dodał.
Gabriel westchnął i w końcu poluzował uścisk na tyle, żebym zdołała się od niego odsunąć. W zamian mocno chwycił mnie za rękę i po prostu tak mnie trzymał, uparcie milcząc. Damien ostatecznie zorientował się, że jakiekolwiek pytania przynajmniej na tę chwilę nie mają żadnego sensu. Wyraźnie poruszony, podszedł do kanapy i osunął się na nią, wbijając wzrok w siostrę. Jego czekoladowe oczy pociemniały z niepokoju, ale nie odezwał się ani słowem, bez trudu wyczuwając, czego mogłaby oczekiwać jego bliźniaczka. Na samą jego obecność Ali drgnęła i rzuciła mu błagalne spojrzenie, którego nie zrozumiałam, a które Damien musiał jakoś zinterpretować i po prostu skinął głową. Dopiero później zorientowałam się, że i on nie miał pojęcia, co powinien zrobić, ale instynkt i więź, która między nimi istniała, kazały mu po prostu zrobić to, co mogłoby Alessię uspokoić.
Chyba nigdy nie czułam się tak okropnie, zmuszona do tego, żeby czekać. Pamiętałam wiele okropnych momentów, kiedy sekundy zamieniały się w godziny, a minuty w wieczność, ale ze względu na atmosferę, tamten kwadrans przebijał je wszystkie. Być może różnica brała się z tego, że zwykle przynajmniej częściowo wiedziałam, co takiego się dzieje i mogłam przewidzieć tego konsekwencje, a tym razem trwałam w całkowitej nieświadomości. Czułam niepokój Gabriela oraz coś jeszcze, o czym wiedziałam, że w nim jest, a czego nie potrafiłam zinterpretować. Czułam to w każdym jego geście, tym jak przytulał mnie i od czasu do czasu muskał dłonią policzek Alessi, a z każdą kolejną sekundą strach i niepokój rosły, stopniowo sięgając zenitu. Miałam wrażenie, że za moment zwariuję albo nie wytrzymam i zacznę krzyczeć, a to raczej mi nie pomagało. Nie rozumiałam, co takiego się dzieje, ale wiedziałam, że to coś bardzo złego, chociaż nie potrafiłam wyobrazić sobie ogromu problemu, który jakimś cudem dostrzegał Gabriel, a którego żadne z nas nie rozumiało. Miałam przez to rozumieć, że wszystko kolejny raz zaczyna się sypać? Nie wyobrażałam sobie tego, ale po wszystkim, czego wszyscy z przeszłości doświadczyliśmy, zaczynałam powoli przywykać do tego, że spokój w naszym przypadku nigdy nie trwa wiecznie. Co prawda sądziłam, że kiedy w końcu ułożyliśmy sobie życie w Mieście Nocy, sielanka potrwa znacznie dłużej, ale zachowanie Gabriela ostatecznie przekreśliło moje nadzieje na to, że tak będzie.
Dlaczego Gabriel nie chciał nam niczego powiedzieć? No dobrze, czekał na pozostałych, więc teoretycznie mogłam to zrozumieć, ale i tak czułam się okropnie. Fakt, że wkrótce wszystko miało stać się jasne, stanowił swego rodzaju pocieszenie, ale dla mnie to wciąż było zbyt mało. Aż drżałam na myśl o poznaniu prawdy i ledwo byłam w stanie powstrzymać się przed tym, żeby potrząsnąć Gabrielem i zażądać od niego natychmiastowych wyjaśnień.
Jakby w odpowiedzi na moje myśli, Gabriel drgnął i ujął moją twarz w dłonie. Spojrzałam mu w oczy, czując się zagubioną i całkowicie zdezorientowaną. Jego dotyk w jakimś stopniu przynosił mi ulgę, ale jednocześnie nie był w stanie doprowadzić do tego, żebym poczuła pełnię ukojenia. Do tego potrzebowałam zdecydowanie więcej i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Spuściłam wzrok. Gabriel westchnął, ale nawet to nie zmusiło go do tego, żeby zmienił plany i cokolwiek nam wyjaśnił. W zamian przeniósł wzrok na Alessię i z troską w głosie zwrócił się do córki, wyraźnie starając się trzymać nerwy na wodzy:
– Dobrze się czujesz, Ali? – upewnił się, uważnie lustrując wzrokiem jej twarz. Również się o nią martwiłam, a po brzmieniu głosu Gabriela poznałam, że nie pyta jej o stan fizyczny, a przynajmniej nie wyłącznie.
– Nie wiem – przyznała Alessia i zadrżała na całym ciele. Chyba wolałabym dowiedzieć się, że po prostu jest chora, ale przecież to nie to musiał dostrzec Gabriel w jej wspomnieniach. W tamtym momencie sama zaczęłam wahać się nad tym, czy nie powinnam pójść w ślady męża i spróbować się czegoś dowiedzieć, ale coś w bladości skóry mojej córki mnie powstrzymało. – Tato, ty chyba nie zamierzasz… Kiedy wszyscy przyjdą, chyba nie zamierzasz… – zaczęła, nagle prostując się niczym struna i spoglądając na swojego ojca okrągłymi ze zdumienia oczami; była przerażona, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego.
– Cii… – Gabriel ułożył obie dłonie na jej ramionach w uspokajającym geście. Popatrzyła mu w oczy, ale przynajmniej poddała się jego dotykowi, wracając do poprzedniej pozycji na kanapie. – Nie masz się już czego bać, Ali. Zrobimy wszystko tak, żeby było dobrze – obiecał jej czule. Poraziła mnie determinacja w jego głosie. – Już nikt więcej cię nie skrzywdzi, obiecuję ci – oznajmił i nie miałam najmniejszych wątpliwości, że była to jedna z tych szczególnych obietnic dla których spełnienia Gabriel gotów byłby skoczyć w ogień.
Coś przewróciło mi się w żołądku w odpowiedzi na tę krótką wymianę zdań, chociaż sama nie byłam pewna, co konkretnie było przyczyną takie stanu. „Nikt cię nie skrzywdzi”. Czy miałam przez to rozumieć, że w grę wchodził ktoś trzeci, kto na dodatek posunął się do tego, żeby w jakikolwiek sposób wyrządzić krzywdę mojej małej Alessi? W jednej chwili aż we mnie zawrzało, chociaż wciąż nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak poważna jest sytuacja. Zanim zdążyłam się zastanowić, pod wpływem impulsu zerwałam się na równe nogi, po czym zastygłam w bezruchu, czując na sobie spojrzenia całej trójki.
Również Damien zareagował na słowa, które wypowiedział Gabriel. Raptownie nabrał powietrza do płuc, jakby coś nagle sobie uświadamiając, po czym okrągłymi ze zdumienia oczami spojrzał na swoją starszą siostrę.
– Alessia, o co tutaj chodzi? To ma związek z tymi wilkołakami czy tym, co zobaczyłaś w lesie? – zapytał, a ja poczułam się jeszcze bardziej zdezorientowana. – Zrobiłem coś nie tak, kiedy przyszłaś i… – zaczął, ale nie dokończył, bo w tym samym momencie do oczu Ali napłynęły świeże łzy, a potem dziewczyna zaczęła szlochać.
– Nie, Damien, to nie ma żadnego związku z tym o co mnie pytasz – zaoponowała natychmiast. Po minie synka poznałam, że zaczynał żałował, że w ogóle zaczął temat, ale Alessia najwyraźniej nie zamierzała pozwolić mu na to, żeby się wycofał. – To ja. Och, to ja… Wiem, że to głupie, ale już dwukrotnie miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jakiś wampir, czaił się w lesie i… Widziałam go wczoraj i dwa dni temu, wystarczył mnie, ale nigdy nie próbował zaatakować. A potem… potem… – Urwała, żeby nabrać powietrza. Krztusiła się łzami i nawet kiedy którekolwiek z nas zaczęło próbować ją pocieszyć albo uspokoić, to niewiele dawało. – Ja poszłam go szukać. Wczoraj w nocy spróbowałam go poszukać, a wtedy… To było głupie! To było tak bardzo głupie...
– Ali! – jęknął Damien. Zrozumiałam, że już wcześniej musiał wiedzieć o czym ona mówiła. Poraziło mnie to, że nie wspomnieli o tym ani słowem, ale nie miałam teraz czasu nad to, żeby jakkolwiek denerwować się na nich za to, że mogli mieć jakąkolwiek tajemnicę. To zresztą na swój sposób była nasza zasługa; jakby nie patrzeć, od zawsze dawaliśmy im swobodę, ucząc ich tego, żeby byli samodzielni. No i byli Licavoli; ja byłam uparta, a co dopiero mówić o Gabrielu i jego rodzinie? – Całkiem ją zwariowałaś? Mogłaś mi przynajmniej powiedzieć albo…
– Nie pozwoliłbyś mi – przerwała mu i na moment zabrzmiała niemal normalnie, jak zawsze, kiedy zdarzały im się drobne sprzeczki. – Gdybym cokolwiek powiedziała, żadne z was by mi nie pozwoliło – dodała, ale już bez energii. Wydawała mi się tak bardzo apatyczna…
Damien nadal wyglądał na poruszonego, ale tym razem nie odezwał się ani słowem, chociaż widać było, że miał na to ochotę. Miałam wrażenie, że drżał, chociaż równie dobrze to ja mogłam się trząść od nadmiaru emocji; nie miałam pewności, to zresztą było w tym momencie najmniej istotne. Wiedziałam jedynie, że to zdecydowanie nie jest pora na zastanawianie się nad tym, co takiego Alessia i Damien zachowali dla siebie albo co do tego wszystkiego mogły mieć wilkołaki. Nie miałam najlepszych wspomnień, jeśli chodziło o dzieci księżyca, ale po słowach Alessi miałam przynajmniej pewność, że tym razem nie chodziło o nie – a przynajmniej tak twierdziła Ali; raczej mało prawdopodobne wydawało się to, żeby w tej sytuacji próbowała nas okłamywać.
Powoli wypuściłam powietrze z płuc, w myślach starając się wszystko jakoś uporządkować. Wciąż nie znałam szczegółów, ale rozumiałam już przynajmniej na czym stoimy. Alessia wyglądała na całą i zdrową, oczywiście pomijając ten wybuch histerii i to, jak bardzo zdawała mi się przerażona. Niemal z ulgą wykluczyłam możliwość tego, że cokolwiek jej dolega, chociaż w pierwszym momencie, kiedy dostrzegłam ją skuloną na łóżku, taka możliwość przebiegła mi przez myśl. Cóż, teraz przynajmniej rozumiałam reakcje moich bliskich, którzy niepokoili się o mnie za każdym razem, kiedy zaczynałam dziwnie się zachowywać. To chyba był właśnie jeden z uroków bycia rodzicem, chociaż wciąż uczyłam się tego, jak być matką. Ali i Damien byli już starsi ode mnie z momentu, kiedy zaciążyłam, a jednak dla mnie wciąż pozostawali dziećmi, które nade wszystko chciałam jakkolwiek ochronić przed każdym możliwym niebezpieczeństwem.
Dobrze, więc problem leżał w wampirze. Obcym wampirze, który z jakiegoś powodu obserwował moją córkę. Nie wnikałam w szczegóły, bo Alessia nie wydawała się zdolna do tego, żeby jakiekolwiek podać, ale już samo to wystarczyło, żeby mocno mnie zaniepokoić. Tym bardziej, że wiedziałam, że w nocy musiało wydarzyć się coś, co ostatecznie doprowadziło Ali do takiego stanu, a to zdecydowanie był powód nie tylko do niepokoju, ale również do strachu.
– Znalazłaś go, prawda? – zapytałam cicho. – Tego wampira… Co się stało, Alessiu?
Nie mogłam powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. Czułam na sobie spojrzenie Gabriel, ale zignorowałam je, w pełni skoncentrowana na córce. Poruszając się tak, jakbym znajdowała się w transie, powoli usiadłam na skraju kanapy, cały czas uważnie lustrując wzrokiem bladą twarz Alessi. Drgnęła w odpowiedzi na moje słowa i spróbowała uciec wzrokiem gdzieś w bok, ale bez zastanowienia ujęłam jej twarz w obie dłonie i zmusiłam do tego, żeby na mnie spojrzała. Czułam jej przerażenie i w jakiś sposób mi się ono udzielało, dodatkowo podsycając moje własne zdenerwowanie, które narastało we mnie od momentu, kiedy Gabriel kazał Damienowi i mnie jakoś skontaktować się z resztą rodziny. Miałam już dość czekania, przynajmniej na otrzymanie odpowiedzi na to jedno pytanie.
Tylko jedno, jedyne pytanie…
– Mamo… – Alessia spojrzała na mnie szklistym wzrokiem. – Mamo, po prostu powiedz mi, że nie jesteś na mnie zła… – wyszeptała, po czym usiadła tak, żeby wpaść mi w ramiona.
Nie zastanawiając się, po prostu przygarnęłam ją do siebie, pozwalając żeby wtuliła się w moją pierś. W głowie mi wirowało i sama już nie byłam pewna, co powinnam myśleć o wszystkim, co działo się wokół mnie. Słowa Alessi były dla mnie niezrozumiałe, poza tym z jakiegoś powodu sprawiały, że włoski na ramionach i karku stawały mi dęba. Czułam się coraz bardziej zdezorientowana i równie przerażona, co moja córeczka, a to zdecydowanie nie było dla mnie łatwe. Na pewno nie pomagało, bo wciąż nie wiedziałam, co się dzieje.
– Ali… – Jej prośba wydawała mi się irracjonalna, ale dobrze wiedziałam, że Alessia mówi poważnie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co mogło doprowadzić ją do aż takiego staniu, ale to już nie miało znaczenia. – Skarbie, za co miałabym być na ciebie zła? – wyszeptałam, wplatając palce w jej długie, czarne włosy.
Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Miałabym denerwować się za to, że poszła szukać tego wampira? No dobrze, może to był jakiś powód, ale teraz bardziej przejmowałam się jej stanem, żeby cokolwiek innego miało dla mnie znaczenie. Powinnam przejmować się tym, że w grę mogły wchodzić również wilkołaki? Być może, ale po zachowaniu córki łatwo zorientowałam się, że musi chodzić o coś zdecydowanie poważniejsze. Ona nie bała się o to, że się zdenerwuje, ale o to… że ją odrzucę? Ja albo ktokolwiek inny?
– Mamo… – wyszeptała raz jeszcze Alessia i tym razem naprawdę sądziłam, że wszystko mi powie, ale nie miała po temu okazji.
Zamknęłam oczy, kiedy w końcu doszły mnie znajome głosy i kroki, które mogły należeć wyłącznie do Isabeau, Allegry i moich bliskich. Kiedy bardziej się skoncentrowałam, wychwyciłam również słabą obecność Layli i chociaż na swój sposób odetchnęłam, jednoczenie nie potrafiłam się uspokoić.
Coś było nie tak. A ja nie byłam pewna, czy chcę poznać prawdę.

2 komentarze:

  1. Tak mi szkoda Alessi. Naprawdę jest mi jej strasznie szkoda. Dalej nie wyobrażam sobie jak chociaż w połowie mogłaś opisać co ona czuje. To jest takie trudne do opisania, albo chociaż powiedzenia. Dalej uparcie twierdze, iż (jezeli to nie było wytworem jej wyobraźni) to jest ta sama osoba, o której myśle xD dobra mówiąc w skrócie w całym opowiadaniu znam tylko jedna osobę, ktora mogłaby zrobić coś takiego. Ojciec roku pan Licavioli -.- prosze powiedz mi, ze to nie jest prawda i po prostu robisz sobie czarny mary, a potem on odejdzie i... I to co sie stało Ali ńie było prawdziwe. Jejku, Layla najlepiej ja zrozumie w tej sytuacji.
    Znalazłam kilka literowek, ale jest późno, a ja nie mam siły, żeby jeszcze ich szukać :_:
    Podobało mi sie i czekam na wiecej. Liczę, ze w następnym rozdziale juz sie dowiedzą o co chodzi...
    Gabrysia =)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie wiem jak ty to robisz. Wchodziłam, rozdział siódmy, wchodzę nagle siedemnasty. Oddałabyś trochę weny, a nie ja ciągle jestem tyle w tyle :P I zawsze sobie pluję w brodę, że nie umiem nadrobić, haha.
    Ej, ale jeszcze tylko 10 rozdziałów, co nie? Zawsze to nie 20 =D
    Nie wiem czy czytasz, ale na:
    http://niewolnicy-wyspy.blogspot.com/ pojawił się NN, a jeśli nie to założyłam z koleżanką bloga dla fanów zmierzchu. http://twilightnators.blogspot.com/

    Kocham,
    ten zacofany Wampirek.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa