Renesmee
Skontaktowanie się z Isabeau
okazało się trudniejsze niż mogłabym przypuszczać. Umysł siostry Gabriela jak
zwykle otoczony był szczelnym, wysokim murem, który wznosiła wokół siebie, żeby
ochronić się przed telepatycznymi zdolnościami rodzeństwa i obcych. Beau
od zawsze ceniła sobie prywatność i teoretycznie rozumiałam ją – w końcu
wychowałam się przy Edwardzie i wiedziałam, jak bardzo dar mojego ojca
potrafi być uciążliwy – ale tym razem wyjątkowo nie miałam cierpliwości, żeby
czekać. Gabriel jasno dało mi do zrozumienia, że dzieje się coś niedobrego, a jego
zdenerwowanie zaczynało mi się udzielać, przez co byłam dosłownie na krawędzi
psychicznej wytrzymałości.
Miałam
wrażenie, że odbiłam się od solidnego muru, kiedy po raz pierwszy zaczęłam
atakować mentalność Beau telepatycznymi nawoływaniami. Z równie wielkim
powodzeniem mogłabym zacząć rzucać grochem o ścianę, ale uparcie
ignorowałam to, wciąż skoncentrowana na próbach skontaktowania się z dziewczyną.
Byłam uparta, ale przynajmniej dzięki temu ostatecznie zwróciłam na siebie jej
uwagę, a przecież właśnie o to mi chodziło.
Czego? Myśli
Isabeau wręcz porażały narastającą irytacją. Dla niej musiałam być niczym
uciążliwy owad, który nie potrafił pojąć tego, że jakkolwiek zawadza. Na
litość bogini, Gabrielu, jeśli to ty…
To nie
Gabriel, przerwałam jej pośpiesznie. Chyba nie chciałam wiedzieć, co
takiego musiała robić, skoro nie sprawiła nawet kto próbuje wniknąć w jej
umysł. Wciąż czułam bariery, którymi Isabeau się otaczała, ale przynajmniej
teraz miałam z nią jakikolwiek kontakt. Ale chodzi o niego. Isabeau, to
bardzo ważne. Musisz zebrać resztę i natychmiast do nas przyjść, oznajmiłam,
nerwowo oglądając się za siebie.
Usłyszałam
ciche kroki, a chwilę później na schodach dostrzegłam Gabriela z Alessia
na rękach. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale nie mogłam też
powiedzieć, że była bezbarwna. Gdyby chodziło tylko o beznamiętną maskę,
przyjęłabym to z wdzięcznością, ale tym razem w grę wchodziło coś
innego. To był wyraz twarzy, jakiego nigdy dotąd nie widziałam u mojego
męża i to mnie przerażało. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, co takiego
musiało się stać, żeby doprowadzić Gabriela do takiego stanu, a jak na
razie nie miałam co liczyć na jakiekolwiek odpowiedzi, dlatego pozostało mi
jedynie zamartwianie się, nic więcej.
Gabriel
spojrzał w moją stronę i nasze oczy na moment się spotkały. Rysy
twarzy chłopaka na moment złagodniały, ale to wciąż nie było spojrzenie, które
byłabym w stanie spokojnie znieść. Gabriel zresztą prawie natychmiast
odwrócił głowę, bardziej koncentrując się na tym, żeby delikatnie ułożyć Alessię
na kanapie.
Co się
stało?, zapytała mnie znienacka Isabeau, w końcu decydując się
odezwać. Nie byłam pewna, jak wiele była w stanie wyczytać z moich
emocji i tego, co była zdolna wydobyć z mojego umysłu, ale
najwyraźniej dość, żeby zorientować się, że coś jest na rzeczy. Nie
powiem, żebym była zachwycona. Na jakiej podstawie mój kochany braciszek
oczekuje, że w środku dnia wyjdę z domu, hm? Lubię słońce i w ogóle,
ale jeszcze nie czuję się na tyle zdesperowana, żeby pozwolić się usmażyć
żywcem, stwierdziła z typową dla siebie ironią.
Isabeau,
po prostu tutaj przyjdźcie, przerwałam jej. Gabriel
nie chce mi nic powiedzieć, ale coś się stało. Coś… Wydaje mi się, że chodzi o Alessię.
Dzieje się coś niedobrego, a ja już sama nie wiem, co powinnam o tym
sądzić. Milczała, najwyraźniej analizując moje słowa, ale w jej podejściu
zaszła subtelna zmiana, której nie potrafiłam opisać, ale którą byłam w stanie
wyczuć. Isabeau piekliła się właśnie dlatego, że zorientowała się, iż coś jest
na rzeczy. On
zaczyna mnie przerażać, Beau, przyznałam, chociaż to nie do końca było tak.
Nie bałam się Gabriela, ale tego, co aż do tego stopnia go zaniepokoiło.
Okej,
okej… Skorzystam z tuneli, westchnęła z irytacją. Żadne z nas
nie przepadało za podziemnymi korytarzami, którymi niejednokrotnie poruszał się
Rufus, większość z nich zresztą była zamknięta albo z jakichś
przyczyn wampir zdecydowanie zabraniał nimi chodzić, ale trasa łącząca dom
Allegry i nasz akurat wydawała się względnie bezpieczna, zwłaszcza w ciągu
dnia. Mam
zabrać mamę? Albo najlepiej od razu jakąś ziołową herbatkę na uspokojenie.
To
Gabriel, przypomniałam jej z wahaniem. Raz jeszcze obejrzałam się na
męża i coś przewróciło mi się w żołądku z nerwów. Nigdy
nie widziałam go… takiego. I coś wydaje mi się, że ziołowa herbatka to
zdecydowanie zbyt mało w jego sytuacji, dodałam.
Odpowiedział
mi nerwowy śmiech Isabeau, a już chwilę po tym zostałam sama ze swoimi
myślami. Westchnęłam cicho i objąwszy się ramionami, powoli podeszłam do
kanapy na której leżała Alessia. Już nie płakała, ale zwinęła się na posłaniu w kłębek
i utkwiwszy puste spojrzenie w jakimś punkcie przestrzeni, po prostu
znieruchomiała. Ten bezruch miał w sobie coś przerażającego, co dodatkowo
podsyciło mój niepokój i nieopuszczające mnie wątpliwości. Czułam się
beznadziejnie z myślą, że coś złego mogło spotkać moje dziecko, a ja
nawet nie miałam pojęcia co takiego, a tym bardziej nie potrafiłam Ali
przed tym obronić.
– Isabeau
niedługo się pojawi – odezwałam się z wahaniem. Alessia nawet nie drgnęła,
a gdyby nie to, że oczy miała otwarte, pomyślałabym, że śpi. Nachyliłam
się, żeby delikatnie pogłaskać ją po policzku, zanim zdecydowałam się
skoncentrować na moim mężu. – Gabrielu, co…? – zaczęłam i umilkłam,
dostrzegając w ciemnych oczach ukochanego coś, co powiedziało mi, że
lepiej bym nigdy nie musiała się dowiedzieć.
– Poczekajmy
na pozostałych, dobrze? – Głos miał spokojny, jeśli oczywiście o pozbawionym
emocji tonie można było powiedzieć coś takiego. – Wolałbym… Och, po prostu
chodź do mnie – wyszeptał i już w następnej sekundzie znalazłam się w jego
ramionach.
Przerażał
mnie ten dziwny, oddalony Gabriel, ale nie zawahałam się nawet na moment, kiedy
mocno przygarnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego, pozwalając żeby
przeczesywał palcami moje włosy. Jednocześnie próbowałam jakoś zrozumieć to, co
się działo i przekonać samą siebie, że wkrótce wszystko się wyjaśni, ale
to wcale nie było takie łatwe. Miałam niejasne wrażenie, że wszystko sypie mi
się z rąk, a fakt, że w pokoju wciąż panowało milczenie niczego
mi nie ułatwiał.
Drgnęłam,
kiedy usłyszałam znajome kroki, ale Gabriel nie pozwolił mi się od siebie
odsunąć, jakby moja bliskość zapewniła mu poczucie stabilizacji, które z jakiegoś
powodu utracił w pokoju Alessi. Tulił mnie do siebie kurczowo, wzrok z kolei
raz po raz kierując w stronę Alessi, a teraz również Damiena, który w końcu
pojawił się w salonie. Nie mogłam odwrócić się, żeby spojrzeć na syna, ale
na swój sposób podejrzewałam, jaki musiał mieć wyraz twarzy.
– Layla
powiedziała mi, że i tak zamierzał wieczorem zajrzeć. Nie była zachwycona
perspektywą wyjścia w środku dnia, ale też o nic nie pytała… Niedługo
będą – odezwał się Damien. Głos miał spokojny, ale wiedziałam, że podobnie jak
nas wszystkich, kosztuje go to mnóstwo wysiłku. – Dalej niczego nie rozumiem,
tato – dodał.
Gabriel
westchnął i w końcu poluzował uścisk na tyle, żebym zdołała się od
niego odsunąć. W zamian mocno chwycił mnie za rękę i po prostu tak
mnie trzymał, uparcie milcząc. Damien ostatecznie zorientował się, że
jakiekolwiek pytania przynajmniej na tę chwilę nie mają żadnego sensu. Wyraźnie
poruszony, podszedł do kanapy i osunął się na nią, wbijając wzrok w siostrę.
Jego czekoladowe oczy pociemniały z niepokoju, ale nie odezwał się ani
słowem, bez trudu wyczuwając, czego mogłaby oczekiwać jego bliźniaczka. Na samą
jego obecność Ali drgnęła i rzuciła mu błagalne spojrzenie, którego nie
zrozumiałam, a które Damien musiał jakoś zinterpretować i po prostu
skinął głową. Dopiero później zorientowałam się, że i on nie miał pojęcia,
co powinien zrobić, ale instynkt i więź, która między nimi istniała, kazały
mu po prostu zrobić to, co mogłoby Alessię uspokoić.
Chyba nigdy
nie czułam się tak okropnie, zmuszona do tego, żeby czekać. Pamiętałam wiele
okropnych momentów, kiedy sekundy zamieniały się w godziny, a minuty w wieczność,
ale ze względu na atmosferę, tamten kwadrans przebijał je wszystkie. Być może
różnica brała się z tego, że zwykle przynajmniej częściowo wiedziałam, co
takiego się dzieje i mogłam przewidzieć tego konsekwencje, a tym
razem trwałam w całkowitej nieświadomości. Czułam niepokój Gabriela oraz
coś jeszcze, o czym wiedziałam, że w nim jest, a czego nie
potrafiłam zinterpretować. Czułam to w każdym jego geście, tym jak
przytulał mnie i od czasu do czasu muskał dłonią policzek Alessi, a z każdą
kolejną sekundą strach i niepokój rosły, stopniowo sięgając zenitu. Miałam
wrażenie, że za moment zwariuję albo nie wytrzymam i zacznę krzyczeć, a to
raczej mi nie pomagało. Nie rozumiałam, co takiego się dzieje, ale wiedziałam,
że to coś bardzo złego, chociaż nie potrafiłam wyobrazić sobie ogromu problemu,
który jakimś cudem dostrzegał Gabriel, a którego żadne z nas nie
rozumiało. Miałam przez to rozumieć, że wszystko kolejny raz zaczyna się sypać?
Nie wyobrażałam sobie tego, ale po wszystkim, czego wszyscy z przeszłości
doświadczyliśmy, zaczynałam powoli przywykać do tego, że spokój w naszym
przypadku nigdy nie trwa wiecznie. Co prawda sądziłam, że kiedy w końcu
ułożyliśmy sobie życie w Mieście Nocy, sielanka potrwa znacznie dłużej,
ale zachowanie Gabriela ostatecznie przekreśliło moje nadzieje na to, że tak
będzie.
Dlaczego
Gabriel nie chciał nam niczego powiedzieć? No dobrze, czekał na pozostałych,
więc teoretycznie mogłam to zrozumieć, ale i tak czułam się okropnie.
Fakt, że wkrótce wszystko miało stać się jasne, stanowił swego rodzaju
pocieszenie, ale dla mnie to wciąż było zbyt mało. Aż drżałam na myśl o poznaniu
prawdy i ledwo byłam w stanie powstrzymać się przed tym, żeby
potrząsnąć Gabrielem i zażądać od niego natychmiastowych wyjaśnień.
Jakby w odpowiedzi
na moje myśli, Gabriel drgnął i ujął moją twarz w dłonie. Spojrzałam
mu w oczy, czując się zagubioną i całkowicie zdezorientowaną. Jego
dotyk w jakimś stopniu przynosił mi ulgę, ale jednocześnie nie był w stanie
doprowadzić do tego, żebym poczuła pełnię ukojenia. Do tego potrzebowałam
zdecydowanie więcej i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Spuściłam
wzrok. Gabriel westchnął, ale nawet to nie zmusiło go do tego, żeby zmienił
plany i cokolwiek nam wyjaśnił. W zamian przeniósł wzrok na Alessię i z troską
w głosie zwrócił się do córki, wyraźnie starając się trzymać nerwy na
wodzy:
– Dobrze
się czujesz, Ali? – upewnił się, uważnie lustrując wzrokiem jej twarz. Również
się o nią martwiłam, a po brzmieniu głosu Gabriela poznałam, że nie
pyta jej o stan fizyczny, a przynajmniej nie wyłącznie.
– Nie wiem
– przyznała Alessia i zadrżała na całym ciele. Chyba wolałabym dowiedzieć
się, że po prostu jest chora, ale przecież to nie to musiał dostrzec Gabriel w jej
wspomnieniach. W tamtym momencie sama zaczęłam wahać się nad tym, czy nie
powinnam pójść w ślady męża i spróbować się czegoś dowiedzieć, ale
coś w bladości skóry mojej córki mnie powstrzymało. – Tato, ty chyba nie
zamierzasz… Kiedy wszyscy przyjdą, chyba nie zamierzasz… – zaczęła, nagle
prostując się niczym struna i spoglądając na swojego ojca okrągłymi ze
zdumienia oczami; była przerażona, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego.
– Cii… – Gabriel
ułożył obie dłonie na jej ramionach w uspokajającym geście. Popatrzyła mu w oczy,
ale przynajmniej poddała się jego dotykowi, wracając do poprzedniej pozycji na
kanapie. – Nie masz się już czego bać, Ali. Zrobimy wszystko tak, żeby było
dobrze – obiecał jej czule. Poraziła mnie determinacja w jego głosie. –
Już nikt więcej cię nie skrzywdzi, obiecuję ci – oznajmił i nie miałam
najmniejszych wątpliwości, że była to jedna z tych szczególnych obietnic
dla których spełnienia Gabriel gotów byłby skoczyć w ogień.
Coś
przewróciło mi się w żołądku w odpowiedzi na tę krótką wymianę zdań,
chociaż sama nie byłam pewna, co konkretnie było przyczyną takie stanu. „Nikt
cię nie skrzywdzi”. Czy miałam przez to rozumieć, że w grę wchodził ktoś
trzeci, kto na dodatek posunął się do tego, żeby w jakikolwiek sposób
wyrządzić krzywdę mojej małej Alessi? W jednej chwili aż we mnie zawrzało,
chociaż wciąż nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak poważna jest sytuacja.
Zanim zdążyłam się zastanowić, pod wpływem impulsu zerwałam się na równe nogi,
po czym zastygłam w bezruchu, czując na sobie spojrzenia całej trójki.
Również
Damien zareagował na słowa, które wypowiedział Gabriel. Raptownie nabrał
powietrza do płuc, jakby coś nagle sobie uświadamiając, po czym okrągłymi ze
zdumienia oczami spojrzał na swoją starszą siostrę.
– Alessia, o co
tutaj chodzi? To ma związek z tymi wilkołakami czy tym, co zobaczyłaś w lesie?
– zapytał, a ja poczułam się jeszcze bardziej zdezorientowana. – Zrobiłem
coś nie tak, kiedy przyszłaś i… – zaczął, ale nie dokończył, bo w tym
samym momencie do oczu Ali napłynęły świeże łzy, a potem dziewczyna
zaczęła szlochać.
– Nie,
Damien, to nie ma żadnego związku z tym o co mnie pytasz –
zaoponowała natychmiast. Po minie synka poznałam, że zaczynał żałował, że w ogóle
zaczął temat, ale Alessia najwyraźniej nie zamierzała pozwolić mu na to, żeby
się wycofał. – To ja. Och, to ja… Wiem, że to głupie, ale już dwukrotnie miałam
wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jakiś wampir, czaił się w lesie i…
Widziałam go wczoraj i dwa dni temu, wystarczył mnie, ale nigdy nie
próbował zaatakować. A potem… potem… – Urwała, żeby nabrać powietrza.
Krztusiła się łzami i nawet kiedy którekolwiek z nas zaczęło próbować
ją pocieszyć albo uspokoić, to niewiele dawało. – Ja poszłam go szukać. Wczoraj
w nocy spróbowałam go poszukać, a wtedy… To było głupie! To było tak
bardzo głupie...
– Ali! –
jęknął Damien. Zrozumiałam, że już wcześniej musiał wiedzieć o czym ona
mówiła. Poraziło mnie to, że nie wspomnieli o tym ani słowem, ale nie
miałam teraz czasu nad to, żeby jakkolwiek denerwować się na nich za to, że
mogli mieć jakąkolwiek tajemnicę. To zresztą na swój sposób była nasza zasługa;
jakby nie patrzeć, od zawsze dawaliśmy im swobodę, ucząc ich tego, żeby byli
samodzielni. No i byli Licavoli; ja byłam uparta, a co dopiero mówić o Gabrielu
i jego rodzinie? – Całkiem ją zwariowałaś? Mogłaś mi przynajmniej
powiedzieć albo…
– Nie
pozwoliłbyś mi – przerwała mu i na moment zabrzmiała niemal normalnie, jak
zawsze, kiedy zdarzały im się drobne sprzeczki. – Gdybym cokolwiek powiedziała,
żadne z was by mi nie pozwoliło – dodała, ale już bez energii. Wydawała mi
się tak bardzo apatyczna…
Damien
nadal wyglądał na poruszonego, ale tym razem nie odezwał się ani słowem,
chociaż widać było, że miał na to ochotę. Miałam wrażenie, że drżał, chociaż
równie dobrze to ja mogłam się trząść od nadmiaru emocji; nie miałam pewności,
to zresztą było w tym momencie najmniej istotne. Wiedziałam jedynie, że to
zdecydowanie nie jest pora na zastanawianie się nad tym, co takiego Alessia i Damien
zachowali dla siebie albo co do tego wszystkiego mogły mieć wilkołaki. Nie
miałam najlepszych wspomnień, jeśli chodziło o dzieci księżyca, ale po
słowach Alessi miałam przynajmniej pewność, że tym razem nie chodziło o nie
– a przynajmniej tak twierdziła Ali; raczej mało prawdopodobne wydawało
się to, żeby w tej sytuacji próbowała nas okłamywać.
Powoli
wypuściłam powietrze z płuc, w myślach starając się wszystko jakoś
uporządkować. Wciąż nie znałam szczegółów, ale rozumiałam już przynajmniej na
czym stoimy. Alessia wyglądała na całą i zdrową, oczywiście pomijając ten
wybuch histerii i to, jak bardzo zdawała mi się przerażona. Niemal z ulgą
wykluczyłam możliwość tego, że cokolwiek jej dolega, chociaż w pierwszym
momencie, kiedy dostrzegłam ją skuloną na łóżku, taka możliwość przebiegła mi
przez myśl. Cóż, teraz przynajmniej rozumiałam reakcje moich bliskich, którzy
niepokoili się o mnie za każdym razem, kiedy zaczynałam dziwnie się
zachowywać. To chyba był właśnie jeden z uroków bycia rodzicem, chociaż
wciąż uczyłam się tego, jak być matką. Ali i Damien byli już starsi ode
mnie z momentu, kiedy zaciążyłam, a jednak dla mnie wciąż pozostawali
dziećmi, które nade wszystko chciałam jakkolwiek ochronić przed każdym możliwym
niebezpieczeństwem.
Dobrze,
więc problem leżał w wampirze. Obcym wampirze, który z jakiegoś
powodu obserwował moją córkę. Nie wnikałam w szczegóły, bo Alessia nie
wydawała się zdolna do tego, żeby jakiekolwiek podać, ale już samo to
wystarczyło, żeby mocno mnie zaniepokoić. Tym bardziej, że wiedziałam, że w nocy
musiało wydarzyć się coś, co ostatecznie doprowadziło Ali do takiego stanu, a to
zdecydowanie był powód nie tylko do niepokoju, ale również do strachu.
– Znalazłaś
go, prawda? – zapytałam cicho. – Tego wampira… Co się stało, Alessiu?
Nie mogłam
powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. Czułam na sobie spojrzenie
Gabriel, ale zignorowałam je, w pełni skoncentrowana na córce. Poruszając
się tak, jakbym znajdowała się w transie, powoli usiadłam na skraju
kanapy, cały czas uważnie lustrując wzrokiem bladą twarz Alessi. Drgnęła w odpowiedzi
na moje słowa i spróbowała uciec wzrokiem gdzieś w bok, ale bez
zastanowienia ujęłam jej twarz w obie dłonie i zmusiłam do tego, żeby
na mnie spojrzała. Czułam jej przerażenie i w jakiś sposób mi się ono
udzielało, dodatkowo podsycając moje własne zdenerwowanie, które narastało we
mnie od momentu, kiedy Gabriel kazał Damienowi i mnie jakoś skontaktować
się z resztą rodziny. Miałam już dość czekania, przynajmniej na otrzymanie
odpowiedzi na to jedno pytanie.
Tylko
jedno, jedyne pytanie…
– Mamo… – Alessia
spojrzała na mnie szklistym wzrokiem. – Mamo, po prostu powiedz mi, że nie
jesteś na mnie zła… – wyszeptała, po czym usiadła tak, żeby wpaść mi w ramiona.
Nie
zastanawiając się, po prostu przygarnęłam ją do siebie, pozwalając żeby wtuliła
się w moją pierś. W głowie mi wirowało i sama już nie byłam
pewna, co powinnam myśleć o wszystkim, co działo się wokół mnie. Słowa
Alessi były dla mnie niezrozumiałe, poza tym z jakiegoś powodu sprawiały,
że włoski na ramionach i karku stawały mi dęba. Czułam się coraz bardziej
zdezorientowana i równie przerażona, co moja córeczka, a to
zdecydowanie nie było dla mnie łatwe. Na pewno nie pomagało, bo wciąż nie
wiedziałam, co się dzieje.
– Ali… – Jej
prośba wydawała mi się irracjonalna, ale dobrze wiedziałam, że Alessia mówi
poważnie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co mogło doprowadzić ją do aż takiego
staniu, ale to już nie miało znaczenia. – Skarbie, za co miałabym być na ciebie
zła? – wyszeptałam, wplatając palce w jej długie, czarne włosy.
Nie
potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Miałabym denerwować się za to, że
poszła szukać tego wampira? No dobrze, może to był jakiś powód, ale teraz
bardziej przejmowałam się jej stanem, żeby cokolwiek innego miało dla mnie
znaczenie. Powinnam przejmować się tym, że w grę mogły wchodzić również
wilkołaki? Być może, ale po zachowaniu córki łatwo zorientowałam się, że musi
chodzić o coś zdecydowanie poważniejsze. Ona nie bała się o to, że
się zdenerwuje, ale o to… że ją odrzucę? Ja albo ktokolwiek inny?
– Mamo… – wyszeptała
raz jeszcze Alessia i tym razem naprawdę sądziłam, że wszystko mi powie,
ale nie miała po temu okazji.
Zamknęłam
oczy, kiedy w końcu doszły mnie znajome głosy i kroki, które mogły
należeć wyłącznie do Isabeau, Allegry i moich bliskich. Kiedy bardziej się
skoncentrowałam, wychwyciłam również słabą obecność Layli i chociaż na
swój sposób odetchnęłam, jednoczenie nie potrafiłam się uspokoić.
Coś było
nie tak. A ja nie byłam pewna, czy chcę poznać prawdę.
Tak mi szkoda Alessi. Naprawdę jest mi jej strasznie szkoda. Dalej nie wyobrażam sobie jak chociaż w połowie mogłaś opisać co ona czuje. To jest takie trudne do opisania, albo chociaż powiedzenia. Dalej uparcie twierdze, iż (jezeli to nie było wytworem jej wyobraźni) to jest ta sama osoba, o której myśle xD dobra mówiąc w skrócie w całym opowiadaniu znam tylko jedna osobę, ktora mogłaby zrobić coś takiego. Ojciec roku pan Licavioli -.- prosze powiedz mi, ze to nie jest prawda i po prostu robisz sobie czarny mary, a potem on odejdzie i... I to co sie stało Ali ńie było prawdziwe. Jejku, Layla najlepiej ja zrozumie w tej sytuacji.
OdpowiedzUsuńZnalazłam kilka literowek, ale jest późno, a ja nie mam siły, żeby jeszcze ich szukać :_:
Podobało mi sie i czekam na wiecej. Liczę, ze w następnym rozdziale juz sie dowiedzą o co chodzi...
Gabrysia =)
Ja nie wiem jak ty to robisz. Wchodziłam, rozdział siódmy, wchodzę nagle siedemnasty. Oddałabyś trochę weny, a nie ja ciągle jestem tyle w tyle :P I zawsze sobie pluję w brodę, że nie umiem nadrobić, haha.
OdpowiedzUsuńEj, ale jeszcze tylko 10 rozdziałów, co nie? Zawsze to nie 20 =D
Nie wiem czy czytasz, ale na:
http://niewolnicy-wyspy.blogspot.com/ pojawił się NN, a jeśli nie to założyłam z koleżanką bloga dla fanów zmierzchu. http://twilightnators.blogspot.com/
Kocham,
ten zacofany Wampirek.