Renesmee
Nie jestem pewna, co tak
naprawdę poczułam, kiedy nareszcie pojawili się pozostali. Na pewno ulgę,
chociaż jednocześnie coś na kształt irytacji, bo prawie dowiedziałam się
wszystkiego, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Być może Alessia
powiedziałaby mi wszystko, gdybym dała jej jeszcze moment, ale teraz jedynie
jęknęła i niespokojnie obejrzała się w stronę przedpokoju, gdzie
znajdowały się drzwi wejściowe. Bała się, co mnie nie dziwiło, chociaż wciąż
nie miałam pojęcia, co takiego właściwie się wydarzyło. Wystarczyło jednak, że
widziałam reakcję mojej córki, żeby poczuć czyste przerażenie... Bo i cóż
musiałoby się stać, żeby Alessia pomyślała, że którekolwiek z nas mogłoby
ją odrzucić.
Mój wzrok
na moment powędrował w stronę Gabriela, ale ten nawet nie ruszył się z miejsca,
nie wspominając o tym, żeby jakkolwiek starał się gości przywitać.
Przypominał mi wykuty w kamieniu posąg, chociaż zwykle używałam tego
porównania w przypadku wampirów, ale Gabrielowi było do w pełni
nieśmiertelnego daleko. Ludzkie cechy były u nas czymś naturalnym, poza
tym doskonale wiedziałam, że skóra mojego ukochanego jest rozkosznie miękka i ciepła,
a jednak w tym momencie miałam wrażenie, że przebywam w jednym
pokoju z woskową figurą. To wcale mi nie pomagało, wręcz sprawiając, że
czułam się coraz bardziej nieswojo – najdelikatniej mówiąc.
To Isabeau
pierwsza zdecydowała się wejść do domu. Nie dbaliśmy o coś takiego jak
zamknięte drzwi – w Mieście Nocy to było zbędne i głupie – więc
siostra Gabriela nie miała najmniejszego problemu z tym, żeby poradzić
sobie z drzwiami wejściowymi. Szybko weszła do środka, poruszając się
szybko i zwinnie, jak zawsze zresztą. Na sobie miała długą pelerynę, która
chroniła ją od szkodliwego działania promieni słonecznych, przy okazji
skrywając długie, ciemne włosy, który sięgały jej poniżej pasa. Natychmiast
zatrzymała się na środku salonu, lekko marszcząc brwi i spoglądając na nas
z niejaką urazą, jakby sama nie rozumiała po co przyszła, skoro żadne z nas
nie okazało zainteresowania naszym pojawieniem się. Jej błękitne oczy
błyszczały intensywnie, zdradzając targające nią emocje lepiej niż twarz; Beau,
podobnie jak i jej rodzeństwo, była idealna w ukrywaniu uczuć, ale
coś w postawie Gabriela musiało wytrącić ją z równowagi, skutecznie
niszcząc maskę, którą starała się przybrać.
– Cześć,
ciociu – mruknął Damien, jako jedyny z nas będąc w stanie się
odezwać. Podniósł się i z dziwnie nerwowym wyrazem twarzy, szybko
dopadł do okna, żeby zaciągnąć zasłony. W pokoju natychmiast zapanował
przyjemny półmrok, który pozwolił Isabeau poczuć się zdecydowanie swobodniej. –
Czy reszta…
– Jesteśmy
tutaj – doszedł nas głos Edwarda, a chwilę później mój ojciec w końcu
pojawił się w zasięgu naszego wzroku. Wydawał się niemożliwie wręcz
spokojny, chociaż po tym, jak lekko marszczył brwi, zorientowałam się, że jak
zwykle irytuje go to, że nie jest w stanie niczego wyczytać z naszych
myśli.
Carlisle i Esme
pojawili się chwilę później, a ja poczułam się odrobinę bezpieczniej, jak
zawsze kiedy miałam przy sobie rodzinę. Zachowanie Gabriela naprawdę mnie
niepokoiło, podobnie jak i przeciągające się milczenie Alessi, dlatego
niemal z ulgą przyjęłam obecność kogoś, kto nie wydawał się aż tak
przerażająco nieruchomy i pozbawiony jakichkolwiek emocji. Spróbowałam
nawet uśmiechnąć się na widok Esme, ale raczej mi to nie wyszło, dlatego
ostatecznie zrezygnowałam z próby sprawiała jakiegokolwiek wrażenia, że
wszystko jest w absolutnym porządku. W zamian popatrzyłam w stronę
Allegry, która pojawiła się jako ostatnia, jak zwykle wręcz emitując swego
rodzaju mistycznością oraz zatrważającą wręcz pewnością siebie. Matka Isabeau
była piękna i mimo upływu kolejnych lat, wciąż miała w sobie coś, co
mnie onieśmielało, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego.
Nie jestem
pewna, jak prezentowałam się ja sama, ale już sam widok Gabriela oraz Alessi
wystarczył, żeby moi bliscy zorientowali się, że cokolwiek jest nie tak.
Atmosfera w pokoju była tak napięta i gęsta, że można było ją kroić
nożem, poza tym z łatwością udzielała się wszystkim. Isabeau i Allegra
wyglądały na względnie spokojne, podobnie zresztą jak i Carlisle, ale w oczach
Esme i Edwarda dostrzegłam niepokój, który spowodował, że coś przewróciło
mi się w porządku.
– Co się
stało, Nessie? – odezwał się dziadek, najwyraźniej uznając, że wyjątkowo to ja
wyglądam na najbardziej zdolną do tego, żeby rozmawiać. Zabawne, ale wcale nie
poczułam się z tego powodu lepiej.
Westchnęłam
i jedynie pokręciłam głową, nie mając pojęcia, co powinnam doktorowi
odpowiedzieć. Widziałam, jak patrzył na mnie, na mojego męża, a ostatecznie
na Alessię. Moja córka wyglądała tak, jakby za moment miała zemdleć – i jakby
wręcz oczekiwała, że to się wydarzy. Wciąż machinalnie obejmowałam ją
ramionami, uspokajająco gładząc jej ciemne włosy, ale wątpiłam, żeby
jakiekolwiek moje zabiegi były w stanie Alessię uspokoić. Z jakiego
powodu była przerażona, a w odpowiedzi na pytanie Carlisle’a jęknęła
cicho, chociaż przecież to do mnie skierowane były jego słowa. Jedynie Damien
zastygł w bezruchu przy oknie, nerwowo zaciskając dłonie na zasłonach.
Głos dziadka na swój sposób go otrzeźwił, ale nawet kiedy powoli wrócił do
kanapy, wydawał mi się dziwnie odległy, jakby próbował zrozumieć coś, co
umknęło jego uwadze, chociaż powinien było to zauważyć.
– Sęk
właśnie w tym, że nie jestem pewna – przyznałam, mocniej przygarniając do
siebie Alessię. Nie miałam pojęcia, co powinnam odpowiedzieć, ale przeciągające
się milczenie powoli doprowadzało mnie do szaleństwa, co wcale nie sprawiało,
że czułam się lepiej. Z dwojga złego wolałam mówić, chociaż to Gabriel
albo Alessia powinni się na to zdobyć. – A w zasadzie to nie mam
pojęcia. Gabriel nic mi nie chce powiedzieć, a Ali… Ali od rana zachowuje
się dziwnie. Zanim przyszliście, właśnie mówiła nam o jakimś obcym
wampirze, który ją obserwował i chyba zaatakował ją w lesie… – Z wahaniem
spojrzałam na córkę, szukając potwierdzenia.
– Ty wciąż
niczego nie rozumiesz, mamo… – wyszeptała drżącym głosem Alessia. Pojęłam, że
jednocześnie czuła ulgę z powodu tego, że tak było, ale równie wolała,
żebym sama się domyśliła, by o nic więcej ją nie pytać. Swoisty paradoks.
– A ja nie chcę już więcej mówić – dodała i w tym samym momencie
jej oczy znów wypełniały się łzami.
– I o niczym
nie musisz mówić, skarbie – zapewnił ją natychmiast Carlisle, ubiegając mnie,
zanim w ogóle zdążyłabym zdecydować, jak na kolejny wybuch płaczu Alessi
zareagować. – Dobrze się czujesz, Ali? – dodał, podchodząc odrobinę bliżej,
żeby lepiej przyjrzeć się prawnuczce.
Alessia
zamrugała pośpiesznie, próbując jakoś zapanować nad łzami. Wydawała się zła na
siebie, chociaż nie rozumiałam dlaczego; jeśli płacz miał przynosić jej ulgę,
powinna była pozwolić łzom płynąć, tym bardziej, że słabość nie była niczym
złym.
– Nie wiem…
To zależy o co mnie pytasz, dziadku – wyszeptała cicho, opierając głowę na
moim ramieniu. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że łzami moczyła mi koszulkę.
Carlisle
nie odpowiedział, po prostu się Alessi przypatrując i próbując
uporządkować wszystko to, co jak na razie byliśmy w stanie mu powiedzieć –
innymi słowy, naprawdę niewiele. Poczułam nagły ruch u swojego boku, a już
w następnej chwili przy Ali pojawiła się również Esme, która bez słowa
pogładziła moją córeczkę po włosach, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.
Bliźnięta były dla mojej babci bardzo ważne, bo w jakiś sposób pomagały
jej zaspokoić instynkt macierzyński. Traktowała je jak własne dzieci, chociaż
jednocześnie nie próbowała zastępować mnie, dzięki czemu relacje całej naszej
rodziny mimo skomplikowania pozostawały w równowadze.
Alessia
drgnął, ale pozwoliła Esme na to, żeby jej dotykała. Ostrożnie wyswobodziłam
Ali ze swoich objęć, pozwalając babci na to, żeby ją przejęła. Wymagało to ode
mnie odrobiny samozaparcia, ale jakoś zmusiłam się do tego, żeby wstać i podejść
do Gabriela. Nie mogłam pozwolić na to, żeby nadal milczał i to już nie
tylko dlatego, że mnie to przerażało; oczywiście, strach również robił swoje,
ale zdecydowanie ważniejsze było dla mnie to, że on wiedział o wszystkim, a przynajmniej
podejrzewał, co się dzieje.
Uniósł
głowę, kiedy wyczuł mnie u swojego boku.
– Gabrielu…
– wyszeptałam, czując narastającą panikę. Spojrzałam mu w oczy, starając
się doszukać w nich czegokolwiek prócz tej pustki, ale nie byłam w stanie.
Jego oczy bardziej niż zwykle przypominały mi dwie, bezkresne czarne dziury,
które na dodatek teraz zdawały się wsysać mnie do środka, sprawiając, że nagle
poczułam się tak, jakbym spadała. To odkrycie mnie zdezorientowało, poza tym
wzmogło strach, który już i tak od dłuższego odczuwałam. – Gabrielu,
proszę. Przerażasz mnie – oznajmiłam i w tym momencie musiałam trafić
w sedno, bo chłopak drgnął i pośpiesznie zamrugał.
– Przepraszam,
mój aniele. Tak bardzo cię przepraszam – zreflektował się, a przynajmniej
tak pomyślałam w pierwszym momencie, dopiero po chwili uświadamiając
sobie, że Gabriel niekoniecznie musiał reagować na moje słowa. – Jest mi tak
bardzo przykro. Ale gdybym wiedział… Och, gdybym wiedział, to wtedy…
– Gdybyś
wiedział o czym? – przerwałam mu natychmiast. Pod wpływem impulsu, coraz
bardziej zdenerwowana, chwyciłam go za ramiona. Pragnęłam nim potrząsnąć, ale
jednocześnie nie byłam do tego zdolna, dziwnie odrętwiała i oszołomiona
tym, co działo się wokół mnie. Miałam wrażenie, że mięśnie za moment odmówią mi
posłuszeństwa, chociaż jednocześnie nie potrafiłam znaleźć sensownego
wyjaśnienia tego, dlaczego czułam się tak wyczerpana. – O czym ty do mnie
mówisz, Gabrielu? – zapytałam, starając się zabrzmieć stanowczo, ale tak
naprawdę byłam przerażona.
Gabriel nie
odpowiedział mi. Kiedy bez ostrzeżenia zerwał się z miejsca. Wzdrygnęłam
się, całkowicie wytrącona z równowagi jego gwałtowną reakcją. Zaraz też
potknęłam się o własne nogi i dosłownie wpadłam w ramiona
ukochanego, kolejny raz wpadając w silny uścisk jego przyjemnie ciepłych,
znajomych ramion. Chłopak kurczowo przyciągnął mnie do siebie, obejmując tak
mocno i niemal z desperacją, jakby spodziewał się, że w jednej
chwili wszystko to, co zbudowaliśmy przez lata rozpryśnie się, a ja
zniknę. Ta myśl mnie niepokoiła, tym bardziej, że nie miałam zielonego pojęcia,
dlaczego w ogóle zaczęłam wyciągać takie wnioski. Sama już nie byłam
pewna, co powinnam o tym wszystkim myśleć, a na otrzymanie
jakichkolwiek odpowiedzi chyba już dawno zaczęłam tracić nadzieję.
Znów
zapanowało milczenie, chociaż czułam rosnące zdenerwowanie nie tylko swoje, ale
również wszystkich obecnych. Niezadane pytania wisiały gdzieś w powietrzu,
tak wyraźne, że niemal byłam w stanie je usłyszeć, chociaż nikt się nie
odezwał. Brak odpowiedzi ciążył, ale jednocześnie nie wyobrażałam sobie tego,
żebym była w stanie tak po prostu się odezwać i o cokolwiek
zapytać, tak po prostu coś powiedzieć. Cisza była niczym męka, ale już wtedy na
swój sposób zdawałam sobie sprawę z tego, że są zdecydowanie gorsze
rzeczy, chociaż w tamtym momencie nie potrafiłam sobie wyobrazić. Kolejne
sekundy mijały, a my po prostu trwaliśmy w tym milczeniu, w tej
udręce, czekając na ukojenie, które nie nadchodziło i raczej nie miało
nadejść. Prawda miała okazać się końcem; nie byłam pewna skąd to wiem, ale
zachowanie Gabriela i Alessi jasno uświadomiło mi, że są rzeczy o których
faktycznie lepiej było nie wiedzieć.
Ale
musiałam. Wbrew wszystkiemu, co mógł sądzić mój ukochany, wszystko było lepsze
od niepewności. Tym bardziej, że działo się coś, co wpływało na niego w tak
przerażający sposób, a ja nie byłam w stanie zrobić nic, żeby
jakkolwiek mu pomóc. Być może nawet wtedy, gdybym się dowiedziała, nic w tej
materii nie uległoby zmianie, ale mogłabym przynajmniej spróbować; on, Alessia i Damien
byli moją rodziną, a ja nie zamierzałam trwać w bezruchu, kiedy
pozwalać, żeby którekolwiek z nich spotkało cokolwiek złego.
Właśnie
kiedy byłam bliska wybuchu, po raz kolejny doszły mnie ciche kroki, a potem
wyczułam charakterystyczny zapach Layli. Pojawienie się dziewczyny podziałało
na nas wszystkich niczym kubeł zimnej wody, chociaż stwierdzenie to musi
brzmieć dziwnie, jeśli wziąć pod uwagę to, jakimi zdolnościami Lay dysponowała.
Poczułam, że Gabriel sztywnieje, zaraz też poderwał głowę, żeby spojrzeć na
bliźniaczkę.
Sama nie
jestem pewna, czego powinnam była się w tamtym momencie spodziewać, ale na
pewno nie tego, co nastąpiło, kiedy puste spojrzenie Gabriela spotkało się z błękitnymi
oczami jego siostry. Layla, która jeszcze chwilę wcześniej wyglądała na gotową,
żeby coś powiedzieć, nagle pobladła i gwałtownie nabrała powietrza do
płuc. Nie mam pojęcia, co takiego wyczytała z oczu bliźniaka, z jego
pustego wyrazu twarzy (czy możliwe było, żeby kiedykolwiek w przeszłości
widziała go takim?), ale to już nie miało żadnego znaczenia.
Bo właśnie
wtedy Layla zaczęła krzyczeć.
W zasadzie
spodziewało się to do krótkiego, zdławionego okrzyku, ale jej reakcja
wystarczyła mi, żeby po plecach przebiegły mi ciarki. Wszystkie spojrzenia
natychmiast powędrowały w stronę dziewczyny, w większości zmartwione
albo równie oszołomiony, co i ja w tym momencie. Layla wydawała się
strasznie blada, bledszo nawet od Gabriela, chociaż nie sądziłam, że przy jej
ciągłej gorączce jest to w ogóle możliwe. Nie sądziłam również, że
cokolwiek jest w stanie aż do tego stopnia wytrącić Licavolich z równowagi,
ale w tamtym momencie przekonałam się, że istnieją rzeczy, które
przerażały nawet tę dwójkę – albo raczej osoba, chociaż to jeszcze do mnie nie
docierało.
Layla
cofnęła się o krok, omal nie wpadając na ścianę. Drżące dłonie przycisnęła
do ust, jakby chciała powstrzymać kolejny okrzyk, ale chyba nie była zdolna do
wydania jakiegokolwiek dźwięku, bo wyrwał jej się jedynie prawie niesłyszalny
jęk. Jak na zawołanie tuż za nią dosłownie zmaterializował się Rufus,
najwyraźniej ściągnięty jej wcześniejszym krzykiem. Mogłam się domyśleć, że
wcześniej wahał się nad tym, czy oby na pewno chce wejść – nie przepadali z Gabrielem
za sobą – ale krzyk Layli najwyraźniej zmienił wszystko, ostatecznie zmuszając
go do podjęcia decyzji.
– Co jest?
– zapytał natychmiast, szybko obrzucając wzrokiem cały pokój. Nie mam pojęcia,
jakie wyciągnął wnioski, ale nawet jeśli wyczuł nasze zdenerwowanie oraz to, że
z Alessią i Gabrielem jest cokolwiek nie tak, żadne z tych
odkryć go nie obchodziło. Nie, kiedy chodziło o Laylę. – Layla? Layla, co
ci jest? – rzucił i chciał do niej podejść, ale odskoczyła od niego jak
oparzona.
Przez twarz
naukowca przemknął cień, ale przynajmniej zatrzymał się w miejscu,
pozwalając Layli zwiększyć odstęp między nimi. Nie miałam pojęcia, czy znów się
pokłócili, wątpiłam zresztą, żeby w obecnej sytuacji jakakolwiek sprzeczka
miała znaczenie. Za Laylą i Rufusem ciężko było nadążyć, mieliśmy zresztą
poważniejsze problemy, żebym teraz wysilała się nad analizowaniem ich obecnego
stanu.
Layla nawet
nie spojrzała na Rufusa, wystraszony wzrok wciąż wbijając w Gabriela. W moim
mężu nareszcie dostrzegłam jakąś zmianę, tym bardziej, że podniósł się i już
tak bezczynnie nie tkwił w miejscu, ale to wciąż nie był ten Gabriel,
którego znałam. Jego spojrzenie złagodniało, kiedy zajrzał w błękitne oczy
siostry, ale Layla i tak musiała dostrzec w nim to, co tak bardzo ją
przeraziło.
– Nie…
Braciszku, proszę, powiedz mi, że się pomyliłam. – Layla zrobiła kilka kroków w stronę
Gabriela; jej głos drżał i brzmiał niemal jak błaganie. Była zdesperowana,
chociaż wciąż nie pojmowałam dlaczego. – Braciszku, proszę…
Braciszku.
To nie było to pogardliwe „braciszku”, które tak często stosowała Isabeau,
kiedy się z Gabrielem przekomarzała. W głosie Layli pobrzmiewała
jakaś specyficzna nuta, która już chyba kiedyś u niej słyszałam, chociaż
nie przypominałam sobie kiedy i w jakich okolicznościach. Równie
dobrze mogłam to sobie wyobrazić, za wszelką cenę starając się znaleźć
jakiekolwiek wyjaśnienie i usprawiedliwienie dla siebie samej; chciałam
przekonać się, że jednak jestem w stanie w pełni zrozumieć to, co się
działo, ale prawda była taka, że moje wysiłki były daremne i doskonale
zdawałam sobie z tego sprawę.
Raz jeszcze
spojrzałam na Gabriela, uświadamiając sobie, że może jednak się pomyliłam i już
raz widziałam go takim. Odpowiednie wspomnienie w końcu się pojawiło, a ja
omal nie jęknęłam, kiedy w końcu przypomniałam sobie, kiedy ostatnim razem
widziałam Gabriela aż do tego stopnia poruszonego. Co prawda nigdy nie osiągnął
aż takiego stanu i tego byłam pewna, ale było jedno miejsce, gdzie mój mąż
gwałtownie zmieniał się, nagle przypominając mi zagubionego i przerażonego
chłopca. Było również jedno miejsce, gdzie przez pewien czas dręczyła go myśl,
że mogłabym go opuścić, póki stanowczo nie ujęłam jego dłoni, tym samym
zapewniając go, że nie ma dla mnie znaczenia to, co się wydarzyło albo może
wydarzyć. Wedy byłam gotowa zrobić wszystko, żeby przekonać go, że nigdy nie
zamierzam go zostawić i chociaż od tamtego dnia minęło ponad siedem lat,
teraz nic się w moim postępowaniu i uczuciach nie zmieniło. No, może z wyjątkiem
tego, że kochałam go jeszcze bardziej, nawet jeśli praktycznie wydawało mi się
to niemożliwe.
To było
podczas tego jednego popołudnia, które spędziliśmy w rodzinnym domu
Gabriela, w Chianni. Wtedy opowiadał mi historię swojej rodziny, mówił o wszystkich
tych złych rzeczach, które uczyniły jego oraz Laylę takimi, jakimi byli teraz.
Opowiadał mi o wszystkim, co spotkało jego i Lay w dzieciństwie,
a także pierwszy raz tak naprawdę przyznał się przede mną do tego, że
czegokolwiek się boi. Do tej pory widziałam błysk niepokoju w jego oczach,
kiedy ktokolwiek zwracał uwagę na jego podobieństwo do ojca; wiedziałam
również, że niczego Gabriel nie bał się bardziej od tego, że kiedyś wydarzy się
coś okropnego, a historia jego rodziców się powtórzy – a on okaże się
równie okrutny co Marco.
To było to
samo spojrzenie, co w tamtym domu, chociaż zdecydowanie intensywniejsze i bardziej
przerażające. Tym razem Gabriel nie wracał pamięcią do piekła, które przeżył
wraz z siostrą w przeszłości, a doszukiwał się go w tym, co
działo się teraz, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Gdzieś na krawędzi
świadomości jakiś cichy głosik próbował przebić się do mojego umysłu,
podszeptując myśl, która mogła okazać się prawdziwa, jakoś wszystko mi
wyjaśnić, ale za wszelką cenę usiłowałam go zdusić, próbując przekonać samą
siebie, że to nie jest możliwe. Musiałam się pomylić, poza tym niemożliwe było,
żebym mogła przewidzieć, co takiego wytrąciło Gabriela z równowagi.
Odpowiedzi mógł mi jedynie udzielić on sam – on albo Alessia, chociaż tej
drugiej nie zamierzałam dręczyć, skoro już i ta była do tego stopnia
przerażona.
Ale to
wciąż nie przynosiło odpowiedzi. A ja chciałam wiedzieć.
Layla i Gabriel
długo patrzyli sobie w oczy, nie odzywając się. Błękitne tęczówki
blondynki zdawały się skrzyć, chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe.
Z kolei spojrzenie mojego męża było łagodne, niemal troskliwe, a przy
tym tak bardzo, bardzo odległe…
– Laylo –
odezwał się miękko Gabriel, w końcu decydując się przerwać panującą ciszę.
– Sis, mi
amore, posłuchaj…
– Tylko nie
próbuj mnie okłamywać, Gabrielu – przerwała mu drżącym głosem Layla. Oddychała
nienaturalnie szybko, poza tym mocno zaciskała dłonie w pięści, zupełnie
nieczuła na to, że w skórę wbija sobie ostre paznokcie. Mimowolnie
spojrzałam na Rufusa, sama nie jestem pewna dlaczego, ale on najwyraźniej był
zbyt zdezorientowany, żeby zwracać uwagę na pojawienie się krwi. – Powiedz mi.
Tak czy nie?
– Lay…
Jej śliczne
rysy wykrzywiły się.
– Tak czy
nie?! – wykrzyknęła nienaturalnie piskliwym głosem; miałam wrażenie, że jest na
granicy wytrzymałości. – Tak czy…? – zaczęła już ciszej i raptownie
urwała, najwyraźniej doskonale znając odpowiedź.
Gabriel
zamknął oczy, jedynie na moment, ale to wystarczyło, żeby podjął decyzję. Kiedy
w końcu się odezwał, zaledwie dwoma słowami zmienił wszystko:
– On
wrócił.
Dwa słowa 'On wrócił' i wiadomo wszystko. Jak mniemam wszyscy już w tej chwili dowiedzieli się o kogo chodzi. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wkurzonej Layli. Ten wrzask musiał być bolesny dla uszu. Nie rozumiem czemu Gabriel nie przekazał Renesmee telepatycznie tego czego dowiedział się od Alessi, ale miał swoje powody. Wielkie zbiorowisko rodzinne nadchodzi :3 Kurde, teraz mi strasznie brakuje Isabeau. Baardzo, ale moje żale to pod innym postem xD Z tą peleryną przypomina pewnie jednego z członków Volturich, ale ona taka nie jest :_; Kurde, nie wiem co jeszcze mam napisać o rozdziale pomijając to jak cholernie mi się podobał. Naprawdę był niezły ^^ Znalazłam jedną literówkę. W pewnym miejscu brakuje i, gdzieś 'a' albo innej literki, ale to nie ważne xp
OdpowiedzUsuńPowinnam zamordować za urwanie w takim momencie, ale mówiąc szczerze takie pisanie o morderstwie nie wyjdzie mi na dobre xp
Tak, więc weny ;**
Gabi^.^