19 stycznia 2014

Osiemnaście

Renesmee
Nie jestem pewna, co tak naprawdę poczułam, kiedy nareszcie pojawili się pozostali. Na pewno ulgę, chociaż jednocześnie coś na kształt irytacji, bo prawie dowiedziałam się wszystkiego, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Być może Alessia powiedziałaby mi wszystko, gdybym dała jej jeszcze moment, ale teraz jedynie jęknęła i niespokojnie obejrzała się w stronę przedpokoju, gdzie znajdowały się drzwi wejściowe. Bała się, co mnie nie dziwiło, chociaż wciąż nie miałam pojęcia, co takiego właściwie się wydarzyło. Wystarczyło jednak, że widziałam reakcję mojej córki, żeby poczuć czyste przerażenie... Bo i cóż musiałoby się stać, żeby Alessia pomyślała, że którekolwiek z nas mogłoby ją odrzucić.
Mój wzrok na moment powędrował w stronę Gabriela, ale ten nawet nie ruszył się z miejsca, nie wspominając o tym, żeby jakkolwiek starał się gości przywitać. Przypominał mi wykuty w kamieniu posąg, chociaż zwykle używałam tego porównania w przypadku wampirów, ale Gabrielowi było do w pełni nieśmiertelnego daleko. Ludzkie cechy były u nas czymś naturalnym, poza tym doskonale wiedziałam, że skóra mojego ukochanego jest rozkosznie miękka i ciepła, a jednak w tym momencie miałam wrażenie, że przebywam w jednym pokoju z woskową figurą. To wcale mi nie pomagało, wręcz sprawiając, że czułam się coraz bardziej nieswojo – najdelikatniej mówiąc.
To Isabeau pierwsza zdecydowała się wejść do domu. Nie dbaliśmy o coś takiego jak zamknięte drzwi – w Mieście Nocy to było zbędne i głupie – więc siostra Gabriela nie miała najmniejszego problemu z tym, żeby poradzić sobie z drzwiami wejściowymi. Szybko weszła do środka, poruszając się szybko i zwinnie, jak zawsze zresztą. Na sobie miała długą pelerynę, która chroniła ją od szkodliwego działania promieni słonecznych, przy okazji skrywając długie, ciemne włosy, który sięgały jej poniżej pasa. Natychmiast zatrzymała się na środku salonu, lekko marszcząc brwi i spoglądając na nas z niejaką urazą, jakby sama nie rozumiała po co przyszła, skoro żadne z nas nie okazało zainteresowania naszym pojawieniem się. Jej błękitne oczy błyszczały intensywnie, zdradzając targające nią emocje lepiej niż twarz; Beau, podobnie jak i jej rodzeństwo, była idealna w ukrywaniu uczuć, ale coś w postawie Gabriela musiało wytrącić ją z równowagi, skutecznie niszcząc maskę, którą starała się przybrać.
– Cześć, ciociu – mruknął Damien, jako jedyny z nas będąc w stanie się odezwać. Podniósł się i z dziwnie nerwowym wyrazem twarzy, szybko dopadł do okna, żeby zaciągnąć zasłony. W pokoju natychmiast zapanował przyjemny półmrok, który pozwolił Isabeau poczuć się zdecydowanie swobodniej. – Czy reszta…
– Jesteśmy tutaj – doszedł nas głos Edwarda, a chwilę później mój ojciec w końcu pojawił się w zasięgu naszego wzroku. Wydawał się niemożliwie wręcz spokojny, chociaż po tym, jak lekko marszczył brwi, zorientowałam się, że jak zwykle irytuje go to, że nie jest w stanie niczego wyczytać z naszych myśli.
Carlisle i Esme pojawili się chwilę później, a ja poczułam się odrobinę bezpieczniej, jak zawsze kiedy miałam przy sobie rodzinę. Zachowanie Gabriela naprawdę mnie niepokoiło, podobnie jak i przeciągające się milczenie Alessi, dlatego niemal z ulgą przyjęłam obecność kogoś, kto nie wydawał się aż tak przerażająco nieruchomy i pozbawiony jakichkolwiek emocji. Spróbowałam nawet uśmiechnąć się na widok Esme, ale raczej mi to nie wyszło, dlatego ostatecznie zrezygnowałam z próby sprawiała jakiegokolwiek wrażenia, że wszystko jest w absolutnym porządku. W zamian popatrzyłam w stronę Allegry, która pojawiła się jako ostatnia, jak zwykle wręcz emitując swego rodzaju mistycznością oraz zatrważającą wręcz pewnością siebie. Matka Isabeau była piękna i mimo upływu kolejnych lat, wciąż miała w sobie coś, co mnie onieśmielało, chociaż sama nie byłam pewna dlaczego.
Nie jestem pewna, jak prezentowałam się ja sama, ale już sam widok Gabriela oraz Alessi wystarczył, żeby moi bliscy zorientowali się, że cokolwiek jest nie tak. Atmosfera w pokoju była tak napięta i gęsta, że można było ją kroić nożem, poza tym z łatwością udzielała się wszystkim. Isabeau i Allegra wyglądały na względnie spokojne, podobnie zresztą jak i Carlisle, ale w oczach Esme i Edwarda dostrzegłam niepokój, który spowodował, że coś przewróciło mi się w porządku.
– Co się stało, Nessie? – odezwał się dziadek, najwyraźniej uznając, że wyjątkowo to ja wyglądam na najbardziej zdolną do tego, żeby rozmawiać. Zabawne, ale wcale nie poczułam się z tego powodu lepiej.
Westchnęłam i jedynie pokręciłam głową, nie mając pojęcia, co powinnam doktorowi odpowiedzieć. Widziałam, jak patrzył na mnie, na mojego męża, a ostatecznie na Alessię. Moja córka wyglądała tak, jakby za moment miała zemdleć – i jakby wręcz oczekiwała, że to się wydarzy. Wciąż machinalnie obejmowałam ją ramionami, uspokajająco gładząc jej ciemne włosy, ale wątpiłam, żeby jakiekolwiek moje zabiegi były w stanie Alessię uspokoić. Z jakiego powodu była przerażona, a w odpowiedzi na pytanie Carlisle’a jęknęła cicho, chociaż przecież to do mnie skierowane były jego słowa. Jedynie Damien zastygł w bezruchu przy oknie, nerwowo zaciskając dłonie na zasłonach. Głos dziadka na swój sposób go otrzeźwił, ale nawet kiedy powoli wrócił do kanapy, wydawał mi się dziwnie odległy, jakby próbował zrozumieć coś, co umknęło jego uwadze, chociaż powinien było to zauważyć.
– Sęk właśnie w tym, że nie jestem pewna – przyznałam, mocniej przygarniając do siebie Alessię. Nie miałam pojęcia, co powinnam odpowiedzieć, ale przeciągające się milczenie powoli doprowadzało mnie do szaleństwa, co wcale nie sprawiało, że czułam się lepiej. Z dwojga złego wolałam mówić, chociaż to Gabriel albo Alessia powinni się na to zdobyć. – A w zasadzie to nie mam pojęcia. Gabriel nic mi nie chce powiedzieć, a Ali… Ali od rana zachowuje się dziwnie. Zanim przyszliście, właśnie mówiła nam o jakimś obcym wampirze, który ją obserwował i chyba zaatakował ją w lesie… – Z wahaniem spojrzałam na córkę, szukając potwierdzenia.
– Ty wciąż niczego nie rozumiesz, mamo… – wyszeptała drżącym głosem Alessia. Pojęłam, że jednocześnie czuła ulgę z powodu tego, że tak było, ale równie wolała, żebym sama się domyśliła, by o nic więcej ją nie pytać. Swoisty paradoks. – A ja nie chcę już więcej mówić – dodała i w tym samym momencie jej oczy znów wypełniały się łzami.
– I o niczym nie musisz mówić, skarbie – zapewnił ją natychmiast Carlisle, ubiegając mnie, zanim w ogóle zdążyłabym zdecydować, jak na kolejny wybuch płaczu Alessi zareagować. – Dobrze się czujesz, Ali? – dodał, podchodząc odrobinę bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się prawnuczce.
Alessia zamrugała pośpiesznie, próbując jakoś zapanować nad łzami. Wydawała się zła na siebie, chociaż nie rozumiałam dlaczego; jeśli płacz miał przynosić jej ulgę, powinna była pozwolić łzom płynąć, tym bardziej, że słabość nie była niczym złym.
– Nie wiem… To zależy o co mnie pytasz, dziadku – wyszeptała cicho, opierając głowę na moim ramieniu. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że łzami moczyła mi koszulkę.
Carlisle nie odpowiedział, po prostu się Alessi przypatrując i próbując uporządkować wszystko to, co jak na razie byliśmy w stanie mu powiedzieć – innymi słowy, naprawdę niewiele. Poczułam nagły ruch u swojego boku, a już w następnej chwili przy Ali pojawiła się również Esme, która bez słowa pogładziła moją córeczkę po włosach, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać. Bliźnięta były dla mojej babci bardzo ważne, bo w jakiś sposób pomagały jej zaspokoić instynkt macierzyński. Traktowała je jak własne dzieci, chociaż jednocześnie nie próbowała zastępować mnie, dzięki czemu relacje całej naszej rodziny mimo skomplikowania pozostawały w równowadze.
Alessia drgnął, ale pozwoliła Esme na to, żeby jej dotykała. Ostrożnie wyswobodziłam Ali ze swoich objęć, pozwalając babci na to, żeby ją przejęła. Wymagało to ode mnie odrobiny samozaparcia, ale jakoś zmusiłam się do tego, żeby wstać i podejść do Gabriela. Nie mogłam pozwolić na to, żeby nadal milczał i to już nie tylko dlatego, że mnie to przerażało; oczywiście, strach również robił swoje, ale zdecydowanie ważniejsze było dla mnie to, że on wiedział o wszystkim, a przynajmniej podejrzewał, co się dzieje.
Uniósł głowę, kiedy wyczuł mnie u swojego boku.
– Gabrielu… – wyszeptałam, czując narastającą panikę. Spojrzałam mu w oczy, starając się doszukać w nich czegokolwiek prócz tej pustki, ale nie byłam w stanie. Jego oczy bardziej niż zwykle przypominały mi dwie, bezkresne czarne dziury, które na dodatek teraz zdawały się wsysać mnie do środka, sprawiając, że nagle poczułam się tak, jakbym spadała. To odkrycie mnie zdezorientowało, poza tym wzmogło strach, który już i tak od dłuższego odczuwałam. – Gabrielu, proszę. Przerażasz mnie – oznajmiłam i w tym momencie musiałam trafić w sedno, bo chłopak drgnął i pośpiesznie zamrugał.
– Przepraszam, mój aniele. Tak bardzo cię przepraszam – zreflektował się, a przynajmniej tak pomyślałam w pierwszym momencie, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że Gabriel niekoniecznie musiał reagować na moje słowa. – Jest mi tak bardzo przykro. Ale gdybym wiedział… Och, gdybym wiedział, to wtedy…
– Gdybyś wiedział o czym? – przerwałam mu natychmiast. Pod wpływem impulsu, coraz bardziej zdenerwowana, chwyciłam go za ramiona. Pragnęłam nim potrząsnąć, ale jednocześnie nie byłam do tego zdolna, dziwnie odrętwiała i oszołomiona tym, co działo się wokół mnie. Miałam wrażenie, że mięśnie za moment odmówią mi posłuszeństwa, chociaż jednocześnie nie potrafiłam znaleźć sensownego wyjaśnienia tego, dlaczego czułam się tak wyczerpana. – O czym ty do mnie mówisz, Gabrielu? – zapytałam, starając się zabrzmieć stanowczo, ale tak naprawdę byłam przerażona.
Gabriel nie odpowiedział mi. Kiedy bez ostrzeżenia zerwał się z miejsca. Wzdrygnęłam się, całkowicie wytrącona z równowagi jego gwałtowną reakcją. Zaraz też potknęłam się o własne nogi i dosłownie wpadłam w ramiona ukochanego, kolejny raz wpadając w silny uścisk jego przyjemnie ciepłych, znajomych ramion. Chłopak kurczowo przyciągnął mnie do siebie, obejmując tak mocno i niemal z desperacją, jakby spodziewał się, że w jednej chwili wszystko to, co zbudowaliśmy przez lata rozpryśnie się, a ja zniknę. Ta myśl mnie niepokoiła, tym bardziej, że nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego w ogóle zaczęłam wyciągać takie wnioski. Sama już nie byłam pewna, co powinnam o tym wszystkim myśleć, a na otrzymanie jakichkolwiek odpowiedzi chyba już dawno zaczęłam tracić nadzieję.
Znów zapanowało milczenie, chociaż czułam rosnące zdenerwowanie nie tylko swoje, ale również wszystkich obecnych. Niezadane pytania wisiały gdzieś w powietrzu, tak wyraźne, że niemal byłam w stanie je usłyszeć, chociaż nikt się nie odezwał. Brak odpowiedzi ciążył, ale jednocześnie nie wyobrażałam sobie tego, żebym była w stanie tak po prostu się odezwać i o cokolwiek zapytać, tak po prostu coś powiedzieć. Cisza była niczym męka, ale już wtedy na swój sposób zdawałam sobie sprawę z tego, że są zdecydowanie gorsze rzeczy, chociaż w tamtym momencie nie potrafiłam sobie wyobrazić. Kolejne sekundy mijały, a my po prostu trwaliśmy w tym milczeniu, w tej udręce, czekając na ukojenie, które nie nadchodziło i raczej nie miało nadejść. Prawda miała okazać się końcem; nie byłam pewna skąd to wiem, ale zachowanie Gabriela i Alessi jasno uświadomiło mi, że są rzeczy o których faktycznie lepiej było nie wiedzieć.
Ale musiałam. Wbrew wszystkiemu, co mógł sądzić mój ukochany, wszystko było lepsze od niepewności. Tym bardziej, że działo się coś, co wpływało na niego w tak przerażający sposób, a ja nie byłam w stanie zrobić nic, żeby jakkolwiek mu pomóc. Być może nawet wtedy, gdybym się dowiedziała, nic w tej materii nie uległoby zmianie, ale mogłabym przynajmniej spróbować; on, Alessia i Damien byli moją rodziną, a ja nie zamierzałam trwać w bezruchu, kiedy pozwalać, żeby którekolwiek z nich spotkało cokolwiek złego.
Właśnie kiedy byłam bliska wybuchu, po raz kolejny doszły mnie ciche kroki, a potem wyczułam charakterystyczny zapach Layli. Pojawienie się dziewczyny podziałało na nas wszystkich niczym kubeł zimnej wody, chociaż stwierdzenie to musi brzmieć dziwnie, jeśli wziąć pod uwagę to, jakimi zdolnościami Lay dysponowała. Poczułam, że Gabriel sztywnieje, zaraz też poderwał głowę, żeby spojrzeć na bliźniaczkę.
Sama nie jestem pewna, czego powinnam była się w tamtym momencie spodziewać, ale na pewno nie tego, co nastąpiło, kiedy puste spojrzenie Gabriela spotkało się z błękitnymi oczami jego siostry. Layla, która jeszcze chwilę wcześniej wyglądała na gotową, żeby coś powiedzieć, nagle pobladła i gwałtownie nabrała powietrza do płuc. Nie mam pojęcia, co takiego wyczytała z oczu bliźniaka, z jego pustego wyrazu twarzy (czy możliwe było, żeby kiedykolwiek w przeszłości widziała go takim?), ale to już nie miało żadnego znaczenia.
Bo właśnie wtedy Layla zaczęła krzyczeć.
W zasadzie spodziewało się to do krótkiego, zdławionego okrzyku, ale jej reakcja wystarczyła mi, żeby po plecach przebiegły mi ciarki. Wszystkie spojrzenia natychmiast powędrowały w stronę dziewczyny, w większości zmartwione albo równie oszołomiony, co i ja w tym momencie. Layla wydawała się strasznie blada, bledszo nawet od Gabriela, chociaż nie sądziłam, że przy jej ciągłej gorączce jest to w ogóle możliwe. Nie sądziłam również, że cokolwiek jest w stanie aż do tego stopnia wytrącić Licavolich z równowagi, ale w tamtym momencie przekonałam się, że istnieją rzeczy, które przerażały nawet tę dwójkę – albo raczej osoba, chociaż to jeszcze do mnie nie docierało.
Layla cofnęła się o krok, omal nie wpadając na ścianę. Drżące dłonie przycisnęła do ust, jakby chciała powstrzymać kolejny okrzyk, ale chyba nie była zdolna do wydania jakiegokolwiek dźwięku, bo wyrwał jej się jedynie prawie niesłyszalny jęk. Jak na zawołanie tuż za nią dosłownie zmaterializował się Rufus, najwyraźniej ściągnięty jej wcześniejszym krzykiem. Mogłam się domyśleć, że wcześniej wahał się nad tym, czy oby na pewno chce wejść – nie przepadali z Gabrielem za sobą – ale krzyk Layli najwyraźniej zmienił wszystko, ostatecznie zmuszając go do podjęcia decyzji.
– Co jest? – zapytał natychmiast, szybko obrzucając wzrokiem cały pokój. Nie mam pojęcia, jakie wyciągnął wnioski, ale nawet jeśli wyczuł nasze zdenerwowanie oraz to, że z Alessią i Gabrielem jest cokolwiek nie tak, żadne z tych odkryć go nie obchodziło. Nie, kiedy chodziło o Laylę. – Layla? Layla, co ci jest? – rzucił i chciał do niej podejść, ale odskoczyła od niego jak oparzona.
Przez twarz naukowca przemknął cień, ale przynajmniej zatrzymał się w miejscu, pozwalając Layli zwiększyć odstęp między nimi. Nie miałam pojęcia, czy znów się pokłócili, wątpiłam zresztą, żeby w obecnej sytuacji jakakolwiek sprzeczka miała znaczenie. Za Laylą i Rufusem ciężko było nadążyć, mieliśmy zresztą poważniejsze problemy, żebym teraz wysilała się nad analizowaniem ich obecnego stanu.
Layla nawet nie spojrzała na Rufusa, wystraszony wzrok wciąż wbijając w Gabriela. W moim mężu nareszcie dostrzegłam jakąś zmianę, tym bardziej, że podniósł się i już tak bezczynnie nie tkwił w miejscu, ale to wciąż nie był ten Gabriel, którego znałam. Jego spojrzenie złagodniało, kiedy zajrzał w błękitne oczy siostry, ale Layla i tak musiała dostrzec w nim to, co tak bardzo ją przeraziło.
– Nie… Braciszku, proszę, powiedz mi, że się pomyliłam. – Layla zrobiła kilka kroków w stronę Gabriela; jej głos drżał i brzmiał niemal jak błaganie. Była zdesperowana, chociaż wciąż nie pojmowałam dlaczego. – Braciszku, proszę…
Braciszku. To nie było to pogardliwe „braciszku”, które tak często stosowała Isabeau, kiedy się z Gabrielem przekomarzała. W głosie Layli pobrzmiewała jakaś specyficzna nuta, która już chyba kiedyś u niej słyszałam, chociaż nie przypominałam sobie kiedy i w jakich okolicznościach. Równie dobrze mogłam to sobie wyobrazić, za wszelką cenę starając się znaleźć jakiekolwiek wyjaśnienie i usprawiedliwienie dla siebie samej; chciałam przekonać się, że jednak jestem w stanie w pełni zrozumieć to, co się działo, ale prawda była taka, że moje wysiłki były daremne i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
Raz jeszcze spojrzałam na Gabriela, uświadamiając sobie, że może jednak się pomyliłam i już raz widziałam go takim. Odpowiednie wspomnienie w końcu się pojawiło, a ja omal nie jęknęłam, kiedy w końcu przypomniałam sobie, kiedy ostatnim razem widziałam Gabriela aż do tego stopnia poruszonego. Co prawda nigdy nie osiągnął aż takiego stanu i tego byłam pewna, ale było jedno miejsce, gdzie mój mąż gwałtownie zmieniał się, nagle przypominając mi zagubionego i przerażonego chłopca. Było również jedno miejsce, gdzie przez pewien czas dręczyła go myśl, że mogłabym go opuścić, póki stanowczo nie ujęłam jego dłoni, tym samym zapewniając go, że nie ma dla mnie znaczenia to, co się wydarzyło albo może wydarzyć. Wedy byłam gotowa zrobić wszystko, żeby przekonać go, że nigdy nie zamierzam go zostawić i chociaż od tamtego dnia minęło ponad siedem lat, teraz nic się w moim postępowaniu i uczuciach nie zmieniło. No, może z wyjątkiem tego, że kochałam go jeszcze bardziej, nawet jeśli praktycznie wydawało mi się to niemożliwe.
To było podczas tego jednego popołudnia, które spędziliśmy w rodzinnym domu Gabriela, w Chianni. Wtedy opowiadał mi historię swojej rodziny, mówił o wszystkich tych złych rzeczach, które uczyniły jego oraz Laylę takimi, jakimi byli teraz. Opowiadał mi o wszystkim, co spotkało jego i Lay w dzieciństwie, a także pierwszy raz tak naprawdę przyznał się przede mną do tego, że czegokolwiek się boi. Do tej pory widziałam błysk niepokoju w jego oczach, kiedy ktokolwiek zwracał uwagę na jego podobieństwo do ojca; wiedziałam również, że niczego Gabriel nie bał się bardziej od tego, że kiedyś wydarzy się coś okropnego, a historia jego rodziców się powtórzy – a on okaże się równie okrutny co Marco.
To było to samo spojrzenie, co w tamtym domu, chociaż zdecydowanie intensywniejsze i bardziej przerażające. Tym razem Gabriel nie wracał pamięcią do piekła, które przeżył wraz z siostrą w przeszłości, a doszukiwał się go w tym, co działo się teraz, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Gdzieś na krawędzi świadomości jakiś cichy głosik próbował przebić się do mojego umysłu, podszeptując myśl, która mogła okazać się prawdziwa, jakoś wszystko mi wyjaśnić, ale za wszelką cenę usiłowałam go zdusić, próbując przekonać samą siebie, że to nie jest możliwe. Musiałam się pomylić, poza tym niemożliwe było, żebym mogła przewidzieć, co takiego wytrąciło Gabriela z równowagi. Odpowiedzi mógł mi jedynie udzielić on sam – on albo Alessia, chociaż tej drugiej nie zamierzałam dręczyć, skoro już i ta była do tego stopnia przerażona.
Ale to wciąż nie przynosiło odpowiedzi. A ja chciałam wiedzieć.
Layla i Gabriel długo patrzyli sobie w oczy, nie odzywając się. Błękitne tęczówki blondynki zdawały się skrzyć, chociaż nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Z kolei spojrzenie mojego męża było łagodne, niemal troskliwe, a przy tym tak bardzo, bardzo odległe…
– Laylo – odezwał się miękko Gabriel, w końcu decydując się przerwać panującą ciszę. – Sis, mi amore, posłuchaj…
– Tylko nie próbuj mnie okłamywać, Gabrielu – przerwała mu drżącym głosem Layla. Oddychała nienaturalnie szybko, poza tym mocno zaciskała dłonie w pięści, zupełnie nieczuła na to, że w skórę wbija sobie ostre paznokcie. Mimowolnie spojrzałam na Rufusa, sama nie jestem pewna dlaczego, ale on najwyraźniej był zbyt zdezorientowany, żeby zwracać uwagę na pojawienie się krwi. – Powiedz mi. Tak czy nie?
– Lay…
Jej śliczne rysy wykrzywiły się.
– Tak czy nie?! – wykrzyknęła nienaturalnie piskliwym głosem; miałam wrażenie, że jest na granicy wytrzymałości. – Tak czy…? – zaczęła już ciszej i raptownie urwała, najwyraźniej doskonale znając odpowiedź.
Gabriel zamknął oczy, jedynie na moment, ale to wystarczyło, żeby podjął decyzję. Kiedy w końcu się odezwał, zaledwie dwoma słowami zmienił wszystko:
– On wrócił.

1 komentarz:

  1. Dwa słowa 'On wrócił' i wiadomo wszystko. Jak mniemam wszyscy już w tej chwili dowiedzieli się o kogo chodzi. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wkurzonej Layli. Ten wrzask musiał być bolesny dla uszu. Nie rozumiem czemu Gabriel nie przekazał Renesmee telepatycznie tego czego dowiedział się od Alessi, ale miał swoje powody. Wielkie zbiorowisko rodzinne nadchodzi :3 Kurde, teraz mi strasznie brakuje Isabeau. Baardzo, ale moje żale to pod innym postem xD Z tą peleryną przypomina pewnie jednego z członków Volturich, ale ona taka nie jest :_; Kurde, nie wiem co jeszcze mam napisać o rozdziale pomijając to jak cholernie mi się podobał. Naprawdę był niezły ^^ Znalazłam jedną literówkę. W pewnym miejscu brakuje i, gdzieś 'a' albo innej literki, ale to nie ważne xp
    Powinnam zamordować za urwanie w takim momencie, ale mówiąc szczerze takie pisanie o morderstwie nie wyjdzie mi na dobre xp
    Tak, więc weny ;**
    Gabi^.^

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa