Alessia
– Ali… Alessiu, kochanie, ty
wciąż śpisz?
Znajomy
głos wkradł się do jej wciąż umęczonego, zaćmionego umysłu. Niespokojnie
poruszyła się na łóżku, po czym mocniej wtuliła twarz w poduszkę. Wyrwał
jej się cichy jęk protestu, który jasno (miała taką nadzieję) miał dać
intruzowi do zrozumienia, żeby ją zostawił. Była zmęczona; poza tym nie miała
siły na to, żeby dalej walczyć z poplątanymi wspomnieniami, które dręczyły
ją aż do momentu, w którym niepostrzeżenie wróciła do swojego pokoju i bez
energii padła na łóżko.
– Alessiu…
Głos nie
dawał za wygraną, a jakby tego było mało, chwilę później czyjaś ciepła
dłoń przeczesała jej włosy i musnęłam policzek. Dziewczyna zesztywniała,
czując się tak, jakby poraził ją prąd. Wspomnienie zamazanych obrazów z lasu
– złego dotyku, strachu i pożądania – natychmiast powróciło, w jednej
chwili przysłaniając zdrowy rozsądek.
Przypomniała
to sobie aż nazbyt dokładnie. Uczucie bezradności, strach i tę świadomość,
że ktoś…
Czy to się
stało? Ktoś ją…?
Nie
potrafiła dokończyć tej myśli.
Strach
nagle powrócił, zupełnie jakby czymkolwiek dotyk był zapalnikiem, który
odpowiadał za jego pojawienie się. Zesztywniała cała i bez ostrzeżenia
poderwała się na łóżku, przy okazji zaplątując się w kołdrę. Usłyszała, że
ktoś – ktokolwiek to był, chociaż przecież doskonale znała głos, który
wypowiadał jej imię – gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc i dla
pewności odsunął się od jej łóżka, ale to nie wystarczyło, żeby ją uspokoić.
Częściowo wciąż we śnie, wyprostowała się niczym struna, zawzięcie walcząc z krępującym
jej ruchy materiałem i starając się zrobić wszystko, żeby jakoś się
oswobodzić.
Wrażenie
było takie, jakby ktoś ją trzymał, nie pozwalając na to, żeby ruszyła się
chociażby o milimetr. To tym wyraźniej przypomniało jej poczucie
bezradności, które towarzyszyło jej w lesie i chociaż wspomnienie
przypominało okropny sen, nagle w pełni je zobaczyła. Znów była w lesie,
znów nie mogła się ruszyć i…
– Nie! – krzyknęła
z mocą, nagle tracąc nad sobą kontrolę. Miotając się, raz jeszcze
spróbowała się uspokoić, ale w efekcie jeszcze bardziej zaplątała się w okucie.
– Nie, zostaw mnie!
– Ali, cii…
– Natychmiast poczuła tuż przy sobie czyjąś obecność, a chwilę później
czyjeś dłonie zacisnęły się na jej ramionach. – Kochanie, co się dzieje? Co…?
Raz jeszcze
szarpnęła się, tym razem w panicznej próbie oswobodzenia się z uścisku,
ale to okazało się dość marnym pomysłem. Z jękiem straciła równowagę i byłaby
spadła z łóżka, gdyby ktoś jej nie powstrzymał. Bezradnie oparła się o trzymającą
ją osobę, nagle tracąc chęć do dalszej walki, chociaż tego nie chciała.
Bierność była okropna, ale co tak naprawdę mogła teraz zrobić?
Dalej
słyszała, że ktoś powtarza jej imię, ale teraz wyraźnie słyszała w tym
głosie nie tylko strach, ale również czułość. W tych słowach było coś
uspokajającego i właśnie to wpłynęło na nią lepiej od jakichkolwiek
gwałtownych bodźców. Drżąc, poddała się uczuciu ukojenia oraz pozwoliła na to,
żeby czyjeś niepewne dłonie pomogły jej się wyplątać z okrycia.
– Alessiu?
Ali, proszę, spójrz na mnie!
Tym razem
nie miała już najmniejszego problemu z tym, żeby rozpoznać głos, który
słyszała. Zażenowana i wciąż oszołomiona, niemal z niedowierzaniem
zrozumiała, że sopran należy do Renesmee. Natychmiast otworzyła oczy, nawet
jeśli równało się to nieprzyjemnemu uczuciu, które pojawiło się, kiedy poraziło
ją wlewające się do pokoju światło poranka.
Alessia
zaczęła pośpiesznie mrugać, starając się skupić na Renesmee. Mama była blada
jak papier i wyraźnie zaniepokojona, chociaż chyba ulżyło jej, kiedy
zorientowała się, że wszystko powoli wraca do normy. Pośpiesznie usiadła na
skraju łóżka, wahając się nad tym, czy czegoś nie powiedzieć, ale Alessia nie
dała jej po temu okazji. Nie chciała tego, ale nagle coś w niej pękło i już
po prostu nie mogła zapanować nad emocjami, które kumulowały się w niej od
momentu, kiedy jeszcze leżała bezradnie w lesie.
– Mamo… – jęknęła.
Chociaż wcześniej nieświadomie próbowała z nią walczyć, teraz wpadła
wprost w ramiona zaskoczonej Renesmee, wybuchając płaczem. Nie miała już
siły, a kiedy myślała o tym, co być może się wydarzyło… – Mamuś – powtórzyła,
chociaż sama nie była pewna, co chce w ten sposób osiągnąć. Po prostu
potrzebowała poczucia bezpieczeństwa.
– Co się
stało? Ali, ty płaczesz? Już wszystko dobrze, ale… Cii… – Renesmee wydawała się
zdezorientowana, co w obecnej sytuacji wcale nie było czymś dziwnym.
Alessia sama nie była pewna, jak powinna zareagować na własne zachowanie, ale
jednocześnie nie potrafiła zrobić niczego, żeby nad sobą zapanować. – Skarbie…
Jedynie
pokręciła głową. Nessie zrozumiała i po prostu zastygła w bezruchu,
wciąż tuląc ją do siebie i zupełnie machinalnie przeczesując palcami
ciemne włosy córki. Była spięta, chociaż nie tak jak Alessia, poza tym na pewno
nie czuła się aż tak przerażona. Pozwalała jej płakać, wręcz po cichu ją do
tego zachęcając, jakby w jakiś sposób była zdolna do tego, żeby wyczuć, że
stało się coś bardzo złego.
Ali
westchnęła i spróbowała się rozluźnić. Powoli zaczynało docierać do niej,
że jest już bezpieczna, chociaż wciąż miała problemy z oddychaniem i dojściem
do siebie. Łzy płynęły, ale już nie przynosiły jej ukojenia, ale wręcz
zaczynały jej ciążyć, a to zdecydowanie nie było czymś, czym powinna się
cieszyć. Czuła się mała i bezbronna, ale chociaż jeszcze kilka godzin
wcześniej, kiedy biegła przez las, żeby dostać się do domu, zrobiłaby wszystko,
byleby tylko znaleźć się w ramionach kogoś bliskiego – najlepiej rodziców
albo Damiena – teraz poczuła się speszona tym, że ktokolwiek oglądał ją w takim
stanie. Nie, nie chodziło o słabość, ale o samą świadomość tego, że
zrobiła coś bardzo głupiego, a teraz na dodatek martwiła wszystkich wkoło.
Gdzieś na
schodach rozległy się szybkie kroki, a chwilę później do pokoju wszedł
wyraźnie poruszony Gabriel. Jak zwykle zapanował nad emocjami, kiedy tylko
przekroczył próg jej sypialni i znalazł się w zasięgu czyjegokolwiek
wzroku. Licavoli z natury mieli to do siebie, że byli zbyt dumni, żeby
okazywać słabości i Ali podejrzewała, że właśnie dlatego czuła się tak
marnie; tę cechę odziedziczyła właśnie po ojcu.
Zabawne,
ale było w tym coś pocieszającego.
– Co jest?
– zapytał natychmiast Gabriel, spoglądając na Renesmee. Chwilę później
powędrował w stronę Alessi, kiedy ta odchyliła się lekko w ramionach
mamy, próbując normalnie usiąść. – Ali… Ali, co się stało? – dodał, a jego
oczy rozszerzyły się lekko, kiedy dostrzegł łzy; zdecydowanie nie lubił, kiedy
ktokolwiek z jego rodziny cierpiał, zwłaszcza ona – jego mała księżniczka.
Jedynie
potrząsnęła głową, wierzchem dłoni ocierając oczy. Czuła wilgoć, a kolejne
łzy wciąż gromadziły się w kącikach jej oczu, gotowe do tego, żeby
popłynąć, ale uparcie nie zamierzała im na to pozwolić. Nie chciała płakać, nie
chciała się bać, ale…
Dobra
bogini, jeśli to wszystko, co pamiętała, w istocie było prawdą…
– Przyszłam
ją obudzić, bo zwykle o tej porze z Damienem zbierają się do
Akademii, ale chyba mnie nie rozpoznała, a potem… – Mama zawahała się, ale
nawet wątpliwości nie powstrzymały jej przed ponownym objęciem Alessi
ramionami. Ali poddała się i ukryła twarz w jej miedzianych włosach,
dokładnie tak, jak zdarzało jej się robić, kiedy jeszcze była dzieckiem. –
Alessiu… Ali! – Dlaczego oni wszyscy mówi do niej tak, jakby nie potrafiła ich
zrozumieć? – Czy… Skarbie, czy coś ci się… śniło? Czy…?
Renesmee
sama zdawała się mieć wątpliwości; kto jak kto, ale Alessia nigdy nie miewała
koszmarów, bo zawsze sama kreowała sobie rzeczywistość w snach. To właśnie
było niezwykłe w jej umiejętnościach; umysł był jej królestwem, co zwykle
namiętnie wykorzystywała, czerpiąc ze snów niemałą przyjemność.
– Nie, mamo
– odezwała się w końcu. Sama zaskoczyła się brzmieniem własnego głosu, bo
nie wierzyła, że mógłby brzmieć aż tak spokojnie. Wciąż drżała, a od
nadmiaru emocji kręciło jej się w głowie, kiedy zaś usłyszała pytanie o koszmary…
Ledwo zdusiła w sobie pragnienie, żeby roześmiać się histerycznie. Och,
tak bardzo by chciała, żeby to jednak był sen! – Nic mi się nie śniło. Ja… Och,
czy możesz po prostu mnie przytulić?
– Jasne, że
mogę – zapewniła w pośpiechu, jeszcze ciaśniej obejmując ją ramionami.
Widać było, że sama zaczynała się bać. – Ale Ali…
– Nie chcę
mówić – przerwała i przełknęła z trudem. Znów zaczynało robić jej się
niedobrze, chociaż już dawno nie miała czym wymiotować. – Ja po prostu… Och, po
prostu strasznie źle się czuję – wyszeptała i doszła do wniosku, że w tym
momencie trafiła w sedno; psychicznie czuła się fatalnie, a to
odbijało się na jej stanie fizycznym bardziej niż mogłaby podejrzewać.
Zadrżała
mocniej, ale sama nie była pewna czy to ją przeszedł dreszcz, czy może Renesmee
zaczynało udzielać się jej zdenerwowanie.
– Jesteś
zmęczona? – zapytała, wciąż dziwnie ostrożna i spięta. To był chyba ten
słynny instynkt macierzyński, który sprawiał, że była w stanie wyczuć, że
dzieje się coś złego, nawet jeśli tego nie rozumiała.
Alessia
znów nie odpowiedziała, ale powoli skinęła głową. Poczuła, że uścisk wokół niej
odrobinę się rozluźnia, więc ponownie opadła na łóżko, zwijając się w kłębek.
Skuliła się, instynktownie łącząc kolana razem i układając się tak, żeby
zasłonić również piersi. Sama nie była pewna, dlaczego właściwie to robi, ale
to pragnienie było od niej silniejsze, podobnie jak i wcześniej silniejsze
były paraliżujący strach oraz niemoc, które sparaliżowały ją w lesie.
Dopiero zaczynało do niej docierać, że pewnie jednak jest w szoku, dla
kogoś obserwującego ją zachowując się niemal irracjonalnie, ale nie była w stanie
niczego zrobić, żeby jakoś nad tym zapanować. Gdyby miała kontrolę nad
czymkolwiek, prawdopodobnie wszystko potoczyłoby się inaczej…
Gdyby była
rozsądna, nie poszłaby sama do lasu. A teraz było już za późno.
Mama
zaczęła głaskać ją po policzku, bawiąc się włosami i próbując zrobić
cokolwiek, żeby jakoś ją uspokoić. Alessia musiała przyznać, że jej dotyk
faktycznie przynosił jej ukojenie, ale to wciąż było zbyt mało, poza tym
wątpiła, żeby cokolwiek albo ktokolwiek było w stanie jej teraz pomóc.
Próbowała jakoś zapanować nad emocjami i sprzecznymi myślami, ale w głowie
miała kompletną pustkę i sama już nie wiedziała, co powinna zrobić, żeby
poczuć się lepiej.
A w zasadzie
wiedziała, chociaż to znajdowało się poza jej zasięgiem. Prawda. Chciała poznać
prawdę, nareszcie wszystko zrozumieć, nawet gdyby jednak miało się okazać, że
wszystko to, co pamiętała, wydarzyło się naprawdę. Wiedziała również, że
prawdopodobnie powinna zacząć mówić, ale nie potrafiła. W końcu było jej
tak wstyd, tak bardzo wstyd…
Poczuła na
sobie nie tylko spojrzenie czekoladowych oczu Renesmee, ale również przenikliwy
wzrok Gabriela. W ciemnych oczach taty – czarnych, dokładnie takich samym,
jak jej własne – dostrzegła coś, czego w żaden sposób nie potrafiła
zrozumieć, ale co przyprawiało ją o dreszcze. Miała wrażenie, że
pół-wampir lekko drży, nie tyle odbierając jej emocje, ale być może coś
podejrzewając. Alessi nieprawdopodobne wydawało się to, żeby mógł wiedzieć, ale
z drugiej strony… To był Gabriel, na dodatek telepata. Wiedziała przecież,
że w ich przypadku więzi są naprawdę silne, czasami wręcz wykraczające
poza ludzkie podejście. Co prawda zdawała sobie sprawę z tego, że między
rodzicami a dziećmi nie ma tego, co między partnerami albo bliźniętami,
ale to i tak niczego nie zmieniało. Skoro mama mogła wyczuć, że stało się
coś złego, Gabriel tym bardziej musiał być do tego zdolny, tym bardziej, że już
raz musiał spotkać się z kimś, kto przeżył coś podobnego.
Alessia
mimowolnie pomyślała o Layli i łzy, które starała się tłumić,
ostatecznie znów popłynęły. Dobrze wiedziała, czego takiego w dzieciństwie
doświadczyła jej ciotka, a teraz – tak jej się wydawało – sama
przechodziła przez to samo. Przerażało ją to, jak łatwo przyszło jej pogodzenie
się z myślą, że wszystko było prawdziwe, a ona została… zgwałcona,
ale co innego mogła zrobić? Może powinna się cieszyć, że wspomnienia były tak
zamazane, a ona niczego nie pamiętała. Powinna się cieszyć, że to tylko
wątpliwości, bo gdyby sobie przypomniała, chyba nie byłaby w stanie sobie z tym
poradzić. Nie była taka jak Layla, a przynajmniej nie czuła się na tyle
silna. Kiedy to do niej dotarło, już nie tylko poczuła względem ciotki
współczucie, ale i prawdziwy podziw – bo ona potrafiła walczyć.
– Alessiu,
kochanie… – Gabriel jednak zdecydował się zareagować. Zanim się obejrzała,
znalazł się tuż przy łóżku i powoli przykucnął, cały czas uważnie
lustrując jej twarz wzrokiem. – Czy mogę? – zapytał łagodnie, a Ali
natychmiast zrozumiała do czego zmierzał.
Pustym
wzrokiem spojrzała wprost w ciemne oczy ojca i zawahała się. Serce
natychmiast zabiło jej szybciej, żołądek zaś zaczął jeszcze bardziej się
buntować, kiedy dotarło do niej, że Gabriel chce zaoszczędzić jej konieczności
mówienia czegokolwiek i po prostu wniknąć w jej myśli, żeby samemu
znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania. Jakaś cząstka niej pragnęła na to
pozwolić, zgadzając się na wszystko, ale jednocześnie strach ścisnął Alessię za
gardło, kiedy pomyślała o tym, że mogliby się dowiedzieć… Albo – co
znacznie gorsze – że ona sama miałaby jednak nagle o wszystkim sobie
przypomnieć i że te wspomnienia ją zniszczą.
Gabriel
wciąż czekał, pozornie spokojny, ale wiedziała, że to jedynie maska. Renesmee –
która również w mgnieniu oka pojęła pytanie męża – na moment zamarła z dłonią
na policzku Alessi, zanim uświadomiła sobie, co takiego robi i ponownie
skoncentrowała się na metodycznym muskaniu jej twarzy albo rysowaniem jakiś
wzorków opuszkiem palca.
– Tato,
proszę…
Gabriel
zmarszczył brwi.
– O co
prosisz? – zdziwił się, spoglądając na nią z dezorientacją. Martwił się, a ze
swoim dziwnym zachowaniem wcale mu nie pomagała. – Chcę zrozumieć, Ali. Bo coś
się stało, prawda? Nie wiem dlaczego nie chcesz nam powiedzieć, ale gdybyś mi
pozwoliła… – Urwał, bo jakiekolwiek wyjaśnienia były zbędne.
– Boję się,
że będziecie na mnie źli – przyznała z wahaniem i uświadomiła sobie,
że to po części prawda. Nie cała, bo najbardziej przerażało ją coś innego, ale
to mimo wszystko była na swój sposób prawda.
– Co masz
na myśli? – Renesmee zsunęła się z łóżka i przykucnęła tuż obok
Gabriela, żeby lepiej widzieć twarz Alessi. – Ali, proszę…
Jęknęła i zacisnęła
powieki, po czym ukryła twarz w poduszce. Sama już nie była pewna, czego
chciała albo powinna chcieć, nie wspominając już o tym, że nie wiedziała,
co takiego było słuszne. Wszystko jej się mieszało, podobnie jak i zamazane
wspomnienia z lasu. Ta niewiedza i wątpliwości powoli zaczynały ją
wykańczać, chociaż minęło zaledwie kilka godzin od momentu, w którym
koszmar się rozpoczął. Zabawne, ale jej wydawało się to wiecznością – poza tym
to był pierwszy sen, sen na jawie, którego w żaden sposób nie była w stanie
kontrolować.
Tak. Bardzo
zabawne.
Poczuła, że
czyjaś dłoń znów wylądowała na jej twarzy, a chwilę później przesunęła się
wyżej, ostatecznie lądując na czole. Jęknęła raz jeszcze, próbując ją
strząsnąć, ale nie udało jej się osiągnąć celu i już wiedziała, że tym
razem to Gabriel jej dotknął. Niechętnie uniosła głowę i spojrzała wprost w ciemne
oczy ojca, żeby raz jeszcze przekonać się z całą mocą, że pół-wampir za
nic w świecie tak po prostu nie odpuści. Coś złego spotkało jego kochaną
córeczkę – czegoś takiego po prostu nie mógł zostawić, nawet jeśli próbowała
jakoś przekonać go, żeby ją zostawił.
– Proszę… –
westchnęła zmęczonym głosem, ale już nie tak pewnie jak na początku. W jej
słowach słychać było rezygnację.
Gabriel
jedynie uśmiechnął się łagodnie, ale w tym geście było coś wymuszonego.
Alessia westchnęła i całkiem się poddała, po prostu układając się na łóżku
i opuszczając powieki. Nie zamknęła ich całkowicie, spod rzęs obserwując
skupioną twarz swojego ojca, kiedy ten jednak zdecydował się wykorzystać moc.
Miał w tym wprawę, poza tym zawsze był delikatny, dlatego nie od razu
zorientowała się, kiedy wniknął w jej wspomnienia. Dobrze potrafił kryć
swoją obecność, był zresztą tak łagodny, że muśnięcie jego umysłu przypominało
ciepły wiatr, który zawsze sprawiał jej przyjemność.
Pod wpływem
chwili zacisnęła powieki, starając się zrobić wszystko, byleby nie myśleć o tym,
co się działo. Słyszała nieco niespokojny oddech Renesmee, która w milczeniu
czekała na rozwój sytuacji. Ali spróbowała skoncentrować się na rytmie jej
oddechów i jakoś się uspokoić, ale to wcale nie było takie łatwe, skoro
wiedziała, że za moment Gabriel wszystko zrozumie. Sama nie była pewna, jakiej
reakcji spodziewała się po nim albo mamie, ale bała się i ten strach ją
paraliżował. Za chwilę ich zrani, tego była pewna. A gdyby na domiar złego
się od niej odwrócili…
Ta myśl
była irracjonalna, ale nie dawała jej spokoju. Nie wyobrażała sobie, żeby
rodzina mogła się od niej odwrócić, ale z drugiej strony, teraz wszystko
wydawało się prawdopodobne. To była jej wina. Może nie w pełni, ale
przecież gdyby wtedy nie poszła do tego lasu, gdyby nie ryzykowała… Gdyby nie
szukała tego wampira, nic złego by się nie wydarzyło, podobnie jak i wtedy,
gdyby powiedziała bliskim o wszystkim zamiast zgrywać bohaterkę. W przypadku
wilkołaków miała dużo szczęścia, ale i to nie mogło trwać wiecznie;
prędzej czy później musiało się w końcu skończyć, a ten moment
nastąpił właśnie w tamtym lesie, kiedy posunęła się zbyt daleko i straciła
kontrolę.
Gdyby tego
nie zrobiła, być może…
– Gabriel?
Gabrielu!
Wystraszony
krzyk Renesmee przywołał Alessię do porządku. Natychmiast otworzyła oczy, żeby
przekonać się, co takiego tak bardzo wytrąciło z równowagi jej matkę.
Nessie zerwała się na równe nogi, obie dłonie zaciskając na ramieniu ukochanego
i próbując zwrócić na siebie jego uwagę, ale jej starania nie przynosiły
żadnych efektów. Gabriel wręcz odskoczył od niej, chyba nie do końca zdając
sobie sprawy z tego, co działo się wokół niego; Alessia ze strachem
zauważyła, że strasznie pobladł i wciąż się w nią wpatrywał, tak
przerażony, jakby zobaczył ducha.
Gdzieś na
korytarzu usłyszała głos Damiena, a chwilę później zdezorientowany chłopak
pojawił się w jej pokoju. Świetnie, jeszcze jego tutaj
brakowało…, pomyślała w oszołomieniu, ale nie odezwała się ani słowem,
wciąż wpatrzona w zastygłego w bezruchu Gabriela. Chłopak z opóźnieniem
zorientował się, co takiego robi i w końcu zamrugał, żeby przenieść
wzrok na zdezorientowaną Renesmee, ale w jego oczach wciąż czaiły się
szok, strach i coś, czego nie dało się opisać słowami, a co
przyprawiało o dreszcze.
– Tato, co
się dzieje? – odezwał się Damien, niespokojnie rozglądając się dookoła.
Niespokojnie wodził wzrokiem po sypialni siostry, ostatecznie zatrzymując
spojrzenie na Alessi. Dopiero zaczynało do niego docierać, że coś zdecydowanie
jest na rzeczy.
Gabriel
zignorował jego pytanie, w zamian po prostu ruszając się z miejsca.
Ali wzdrygnęła się, kiedy dosłownie zmaterializował się u jej boku, błyskawicznie
nachylając się do przodu i kładąc obie dłonie na jej policzkach. Czuła, że
drży, kiedy zaś spojrzał jej w oczy, omal nie straciła przytomności.
– Och,
skarbie… Och, skarbie, tak mi przykro – wyszeptał drżącym od nadmiaru emocji
głosem. – Tak mi… – Szybko poderwał głowę, po czym obejrzał się na Damiena i Nessie.
– Potrzebuję Layli i Isabeau. Niech tutaj przyjdą – one, Cullenowie…
Wszyscy! Za dziesięć minut w salonie i naprawdę nie obchodzi mnie jak
to zrobią – powiedział i jasne było, że nie żartuje. – Nie pytajcie mnie o nic.
Nie, póki nie będziemy wszyscy i...
Nie był w stanie
skończyć, zresztą nie musiał. Mama i Damien natychmiast usłuchali, niemal
jednocześnie wypadając z pokoju. Ali nie miała wątpliwości, że
wykorzystają moc, żeby szybko skontaktować się z pozostałymi, ale myśl o tym,
że wkrótce wszyscy się dowiedzą, przerażała ją bardziej niż sama świadomość
tego, co Gabriel musiał zobaczyć w jej myślach.
– Tak
bardzo mi przykro… – powtórzył po raz wtóry tata, bezceremonialnie porywając ją
na ręce.
Nie
rozumiała niczego, ale to już nie miało znaczenia. Nie, skoro czuła się tak
okropnie…
Nie, kiedy
pragnęła umrzeć.
Przez moj późny zaplon nie skomentowalam poprzedniego rozdziału. Przepraszam. O moj Boże. Na wiecej mnie po prostu nie stać. Powiedz mi prosze, ze to nie jest ta osoba o, której myśle. Powiedz, ze ona to sobie wymyśliła i po prostu miała zawidy, prosze powiedz mi to, a bede bardzo szczęśliwa. Biedna Alessia =( tak bardzo biedna. Tak bardzo poszkodowana. Nawet nie wyobrażam sobie tego co musiała czuć w tym momencie. I reakcja Gabriela na to czego sie dowiedział - znowu o moj Boże. Przynajmniej nie zaczął krzyczeć i wyrywac sobie włosów. Zawsze jakiś plus w takiej marzeń sytuacji. Ej, ale to wszyscy sie dowiedzą co sie stało? Jak dla mnie powinny wiedzieć ciotki i rodzice. Poza nimi nikt wiecej, bo przecież to nie jest sprawa, ktora trzeba sie chwalić -,- ale to w końcu rodzina i powinni zrozumieć. Stanowczo jej zabraniem myślenia w ten sposób. Jak to ona chce umrzeć? Nie pozwalam jej na takie myślenie.
OdpowiedzUsuńOba rozdziały były bardzo fajne i wciągająca. Mogłam wcześniej skomentować, ale Dean i Sam wzywali xD
Gabrysia