17 stycznia 2014

Szesnaście

Alessia
– Ali… Alessiu, kochanie, ty wciąż śpisz?
Znajomy głos wkradł się do jej wciąż umęczonego, zaćmionego umysłu. Niespokojnie poruszyła się na łóżku, po czym mocniej wtuliła twarz w poduszkę. Wyrwał jej się cichy jęk protestu, który jasno (miała taką nadzieję) miał dać intruzowi do zrozumienia, żeby ją zostawił. Była zmęczona; poza tym nie miała siły na to, żeby dalej walczyć z poplątanymi wspomnieniami, które dręczyły ją aż do momentu, w którym niepostrzeżenie wróciła do swojego pokoju i bez energii padła na łóżko.
– Alessiu…
Głos nie dawał za wygraną, a jakby tego było mało, chwilę później czyjaś ciepła dłoń przeczesała jej włosy i musnęłam policzek. Dziewczyna zesztywniała, czując się tak, jakby poraził ją prąd. Wspomnienie zamazanych obrazów z lasu – złego dotyku, strachu i pożądania – natychmiast powróciło, w jednej chwili przysłaniając zdrowy rozsądek.
Przypomniała to sobie aż nazbyt dokładnie. Uczucie bezradności, strach i tę świadomość, że ktoś…
Czy to się stało? Ktoś ją…?
Nie potrafiła dokończyć tej myśli.
Strach nagle powrócił, zupełnie jakby czymkolwiek dotyk był zapalnikiem, który odpowiadał za jego pojawienie się. Zesztywniała cała i bez ostrzeżenia poderwała się na łóżku, przy okazji zaplątując się w kołdrę. Usłyszała, że ktoś – ktokolwiek to był, chociaż przecież doskonale znała głos, który wypowiadał jej imię – gwałtownie zaczerpnął powietrza do płuc i dla pewności odsunął się od jej łóżka, ale to nie wystarczyło, żeby ją uspokoić. Częściowo wciąż we śnie, wyprostowała się niczym struna, zawzięcie walcząc z krępującym jej ruchy materiałem i starając się zrobić wszystko, żeby jakoś się oswobodzić.
Wrażenie było takie, jakby ktoś ją trzymał, nie pozwalając na to, żeby ruszyła się chociażby o milimetr. To tym wyraźniej przypomniało jej poczucie bezradności, które towarzyszyło jej w lesie i chociaż wspomnienie przypominało okropny sen, nagle w pełni je zobaczyła. Znów była w lesie, znów nie mogła się ruszyć i…
– Nie! – krzyknęła z mocą, nagle tracąc nad sobą kontrolę. Miotając się, raz jeszcze spróbowała się uspokoić, ale w efekcie jeszcze bardziej zaplątała się w okucie. – Nie, zostaw mnie!
– Ali, cii… – Natychmiast poczuła tuż przy sobie czyjąś obecność, a chwilę później czyjeś dłonie zacisnęły się na jej ramionach. – Kochanie, co się dzieje? Co…?
Raz jeszcze szarpnęła się, tym razem w panicznej próbie oswobodzenia się z uścisku, ale to okazało się dość marnym pomysłem. Z jękiem straciła równowagę i byłaby spadła z łóżka, gdyby ktoś jej nie powstrzymał. Bezradnie oparła się o trzymającą ją osobę, nagle tracąc chęć do dalszej walki, chociaż tego nie chciała. Bierność była okropna, ale co tak naprawdę mogła teraz zrobić?
Dalej słyszała, że ktoś powtarza jej imię, ale teraz wyraźnie słyszała w tym głosie nie tylko strach, ale również czułość. W tych słowach było coś uspokajającego i właśnie to wpłynęło na nią lepiej od jakichkolwiek gwałtownych bodźców. Drżąc, poddała się uczuciu ukojenia oraz pozwoliła na to, żeby czyjeś niepewne dłonie pomogły jej się wyplątać z okrycia.
– Alessiu? Ali, proszę, spójrz na mnie!
Tym razem nie miała już najmniejszego problemu z tym, żeby rozpoznać głos, który słyszała. Zażenowana i wciąż oszołomiona, niemal z niedowierzaniem zrozumiała, że sopran należy do Renesmee. Natychmiast otworzyła oczy, nawet jeśli równało się to nieprzyjemnemu uczuciu, które pojawiło się, kiedy poraziło ją wlewające się do pokoju światło poranka.
Alessia zaczęła pośpiesznie mrugać, starając się skupić na Renesmee. Mama była blada jak papier i wyraźnie zaniepokojona, chociaż chyba ulżyło jej, kiedy zorientowała się, że wszystko powoli wraca do normy. Pośpiesznie usiadła na skraju łóżka, wahając się nad tym, czy czegoś nie powiedzieć, ale Alessia nie dała jej po temu okazji. Nie chciała tego, ale nagle coś w niej pękło i już po prostu nie mogła zapanować nad emocjami, które kumulowały się w niej od momentu, kiedy jeszcze leżała bezradnie w lesie.
– Mamo… – jęknęła. Chociaż wcześniej nieświadomie próbowała z nią walczyć, teraz wpadła wprost w ramiona zaskoczonej Renesmee, wybuchając płaczem. Nie miała już siły, a kiedy myślała o tym, co być może się wydarzyło… – Mamuś – powtórzyła, chociaż sama nie była pewna, co chce w ten sposób osiągnąć. Po prostu potrzebowała poczucia bezpieczeństwa.
– Co się stało? Ali, ty płaczesz? Już wszystko dobrze, ale… Cii… – Renesmee wydawała się zdezorientowana, co w obecnej sytuacji wcale nie było czymś dziwnym. Alessia sama nie była pewna, jak powinna zareagować na własne zachowanie, ale jednocześnie nie potrafiła zrobić niczego, żeby nad sobą zapanować. – Skarbie…
Jedynie pokręciła głową. Nessie zrozumiała i po prostu zastygła w bezruchu, wciąż tuląc ją do siebie i zupełnie machinalnie przeczesując palcami ciemne włosy córki. Była spięta, chociaż nie tak jak Alessia, poza tym na pewno nie czuła się aż tak przerażona. Pozwalała jej płakać, wręcz po cichu ją do tego zachęcając, jakby w jakiś sposób była zdolna do tego, żeby wyczuć, że stało się coś bardzo złego.
Ali westchnęła i spróbowała się rozluźnić. Powoli zaczynało docierać do niej, że jest już bezpieczna, chociaż wciąż miała problemy z oddychaniem i dojściem do siebie. Łzy płynęły, ale już nie przynosiły jej ukojenia, ale wręcz zaczynały jej ciążyć, a to zdecydowanie nie było czymś, czym powinna się cieszyć. Czuła się mała i bezbronna, ale chociaż jeszcze kilka godzin wcześniej, kiedy biegła przez las, żeby dostać się do domu, zrobiłaby wszystko, byleby tylko znaleźć się w ramionach kogoś bliskiego – najlepiej rodziców albo Damiena – teraz poczuła się speszona tym, że ktokolwiek oglądał ją w takim stanie. Nie, nie chodziło o słabość, ale o samą świadomość tego, że zrobiła coś bardzo głupiego, a teraz na dodatek martwiła wszystkich wkoło.
Gdzieś na schodach rozległy się szybkie kroki, a chwilę później do pokoju wszedł wyraźnie poruszony Gabriel. Jak zwykle zapanował nad emocjami, kiedy tylko przekroczył próg jej sypialni i znalazł się w zasięgu czyjegokolwiek wzroku. Licavoli z natury mieli to do siebie, że byli zbyt dumni, żeby okazywać słabości i Ali podejrzewała, że właśnie dlatego czuła się tak marnie; tę cechę odziedziczyła właśnie po ojcu.
Zabawne, ale było w tym coś pocieszającego.
– Co jest? – zapytał natychmiast Gabriel, spoglądając na Renesmee. Chwilę później powędrował w stronę Alessi, kiedy ta odchyliła się lekko w ramionach mamy, próbując normalnie usiąść. – Ali… Ali, co się stało? – dodał, a jego oczy rozszerzyły się lekko, kiedy dostrzegł łzy; zdecydowanie nie lubił, kiedy ktokolwiek z jego rodziny cierpiał, zwłaszcza ona – jego mała księżniczka.
Jedynie potrząsnęła głową, wierzchem dłoni ocierając oczy. Czuła wilgoć, a kolejne łzy wciąż gromadziły się w kącikach jej oczu, gotowe do tego, żeby popłynąć, ale uparcie nie zamierzała im na to pozwolić. Nie chciała płakać, nie chciała się bać, ale…
Dobra bogini, jeśli to wszystko, co pamiętała, w istocie było prawdą…
– Przyszłam ją obudzić, bo zwykle o tej porze z Damienem zbierają się do Akademii, ale chyba mnie nie rozpoznała, a potem… – Mama zawahała się, ale nawet wątpliwości nie powstrzymały jej przed ponownym objęciem Alessi ramionami. Ali poddała się i ukryła twarz w jej miedzianych włosach, dokładnie tak, jak zdarzało jej się robić, kiedy jeszcze była dzieckiem. – Alessiu… Ali! – Dlaczego oni wszyscy mówi do niej tak, jakby nie potrafiła ich zrozumieć? – Czy… Skarbie, czy coś ci się… śniło? Czy…?
Renesmee sama zdawała się mieć wątpliwości; kto jak kto, ale Alessia nigdy nie miewała koszmarów, bo zawsze sama kreowała sobie rzeczywistość w snach. To właśnie było niezwykłe w jej umiejętnościach; umysł był jej królestwem, co zwykle namiętnie wykorzystywała, czerpiąc ze snów niemałą przyjemność.
– Nie, mamo – odezwała się w końcu. Sama zaskoczyła się brzmieniem własnego głosu, bo nie wierzyła, że mógłby brzmieć aż tak spokojnie. Wciąż drżała, a od nadmiaru emocji kręciło jej się w głowie, kiedy zaś usłyszała pytanie o koszmary… Ledwo zdusiła w sobie pragnienie, żeby roześmiać się histerycznie. Och, tak bardzo by chciała, żeby to jednak był sen! – Nic mi się nie śniło. Ja… Och, czy możesz po prostu mnie przytulić?
– Jasne, że mogę – zapewniła w pośpiechu, jeszcze ciaśniej obejmując ją ramionami. Widać było, że sama zaczynała się bać. – Ale Ali…
– Nie chcę mówić – przerwała i przełknęła z trudem. Znów zaczynało robić jej się niedobrze, chociaż już dawno nie miała czym wymiotować. – Ja po prostu… Och, po prostu strasznie źle się czuję – wyszeptała i doszła do wniosku, że w tym momencie trafiła w sedno; psychicznie czuła się fatalnie, a to odbijało się na jej stanie fizycznym bardziej niż mogłaby podejrzewać.
Zadrżała mocniej, ale sama nie była pewna czy to ją przeszedł dreszcz, czy może Renesmee zaczynało udzielać się jej zdenerwowanie.
– Jesteś zmęczona? – zapytała, wciąż dziwnie ostrożna i spięta. To był chyba ten słynny instynkt macierzyński, który sprawiał, że była w stanie wyczuć, że dzieje się coś złego, nawet jeśli tego nie rozumiała.
Alessia znów nie odpowiedziała, ale powoli skinęła głową. Poczuła, że uścisk wokół niej odrobinę się rozluźnia, więc ponownie opadła na łóżko, zwijając się w kłębek. Skuliła się, instynktownie łącząc kolana razem i układając się tak, żeby zasłonić również piersi. Sama nie była pewna, dlaczego właściwie to robi, ale to pragnienie było od niej silniejsze, podobnie jak i wcześniej silniejsze były paraliżujący strach oraz niemoc, które sparaliżowały ją w lesie. Dopiero zaczynało do niej docierać, że pewnie jednak jest w szoku, dla kogoś obserwującego ją zachowując się niemal irracjonalnie, ale nie była w stanie niczego zrobić, żeby jakoś nad tym zapanować. Gdyby miała kontrolę nad czymkolwiek, prawdopodobnie wszystko potoczyłoby się inaczej…
Gdyby była rozsądna, nie poszłaby sama do lasu. A teraz było już za późno.
Mama zaczęła głaskać ją po policzku, bawiąc się włosami i próbując zrobić cokolwiek, żeby jakoś ją uspokoić. Alessia musiała przyznać, że jej dotyk faktycznie przynosił jej ukojenie, ale to wciąż było zbyt mało, poza tym wątpiła, żeby cokolwiek albo ktokolwiek było w stanie jej teraz pomóc. Próbowała jakoś zapanować nad emocjami i sprzecznymi myślami, ale w głowie miała kompletną pustkę i sama już nie wiedziała, co powinna zrobić, żeby poczuć się lepiej.
A w zasadzie wiedziała, chociaż to znajdowało się poza jej zasięgiem. Prawda. Chciała poznać prawdę, nareszcie wszystko zrozumieć, nawet gdyby jednak miało się okazać, że wszystko to, co pamiętała, wydarzyło się naprawdę. Wiedziała również, że prawdopodobnie powinna zacząć mówić, ale nie potrafiła. W końcu było jej tak wstyd, tak bardzo wstyd…
Poczuła na sobie nie tylko spojrzenie czekoladowych oczu Renesmee, ale również przenikliwy wzrok Gabriela. W ciemnych oczach taty – czarnych, dokładnie takich samym, jak jej własne – dostrzegła coś, czego w żaden sposób nie potrafiła zrozumieć, ale co przyprawiało ją o dreszcze. Miała wrażenie, że pół-wampir lekko drży, nie tyle odbierając jej emocje, ale być może coś podejrzewając. Alessi nieprawdopodobne wydawało się to, żeby mógł wiedzieć, ale z drugiej strony… To był Gabriel, na dodatek telepata. Wiedziała przecież, że w ich przypadku więzi są naprawdę silne, czasami wręcz wykraczające poza ludzkie podejście. Co prawda zdawała sobie sprawę z tego, że między rodzicami a dziećmi nie ma tego, co między partnerami albo bliźniętami, ale to i tak niczego nie zmieniało. Skoro mama mogła wyczuć, że stało się coś złego, Gabriel tym bardziej musiał być do tego zdolny, tym bardziej, że już raz musiał spotkać się z kimś, kto przeżył coś podobnego.
Alessia mimowolnie pomyślała o Layli i łzy, które starała się tłumić, ostatecznie znów popłynęły. Dobrze wiedziała, czego takiego w dzieciństwie doświadczyła jej ciotka, a teraz – tak jej się wydawało – sama przechodziła przez to samo. Przerażało ją to, jak łatwo przyszło jej pogodzenie się z myślą, że wszystko było prawdziwe, a ona została… zgwałcona, ale co innego mogła zrobić? Może powinna się cieszyć, że wspomnienia były tak zamazane, a ona niczego nie pamiętała. Powinna się cieszyć, że to tylko wątpliwości, bo gdyby sobie przypomniała, chyba nie byłaby w stanie sobie z tym poradzić. Nie była taka jak Layla, a przynajmniej nie czuła się na tyle silna. Kiedy to do niej dotarło, już nie tylko poczuła względem ciotki współczucie, ale i prawdziwy podziw – bo ona potrafiła walczyć.
– Alessiu, kochanie… – Gabriel jednak zdecydował się zareagować. Zanim się obejrzała, znalazł się tuż przy łóżku i powoli przykucnął, cały czas uważnie lustrując jej twarz wzrokiem. – Czy mogę? – zapytał łagodnie, a Ali natychmiast zrozumiała do czego zmierzał.
Pustym wzrokiem spojrzała wprost w ciemne oczy ojca i zawahała się. Serce natychmiast zabiło jej szybciej, żołądek zaś zaczął jeszcze bardziej się buntować, kiedy dotarło do niej, że Gabriel chce zaoszczędzić jej konieczności mówienia czegokolwiek i po prostu wniknąć w jej myśli, żeby samemu znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania. Jakaś cząstka niej pragnęła na to pozwolić, zgadzając się na wszystko, ale jednocześnie strach ścisnął Alessię za gardło, kiedy pomyślała o tym, że mogliby się dowiedzieć… Albo – co znacznie gorsze – że ona sama miałaby jednak nagle o wszystkim sobie przypomnieć i że te wspomnienia ją zniszczą.
Gabriel wciąż czekał, pozornie spokojny, ale wiedziała, że to jedynie maska. Renesmee – która również w mgnieniu oka pojęła pytanie męża – na moment zamarła z dłonią na policzku Alessi, zanim uświadomiła sobie, co takiego robi i ponownie skoncentrowała się na metodycznym muskaniu jej twarzy albo rysowaniem jakiś wzorków opuszkiem palca.
– Tato, proszę…
Gabriel zmarszczył brwi.
– O co prosisz? – zdziwił się, spoglądając na nią z dezorientacją. Martwił się, a ze swoim dziwnym zachowaniem wcale mu nie pomagała. – Chcę zrozumieć, Ali. Bo coś się stało, prawda? Nie wiem dlaczego nie chcesz nam powiedzieć, ale gdybyś mi pozwoliła… – Urwał, bo jakiekolwiek wyjaśnienia były zbędne.
– Boję się, że będziecie na mnie źli – przyznała z wahaniem i uświadomiła sobie, że to po części prawda. Nie cała, bo najbardziej przerażało ją coś innego, ale to mimo wszystko była na swój sposób prawda.
– Co masz na myśli? – Renesmee zsunęła się z łóżka i przykucnęła tuż obok Gabriela, żeby lepiej widzieć twarz Alessi. – Ali, proszę…
Jęknęła i zacisnęła powieki, po czym ukryła twarz w poduszce. Sama już nie była pewna, czego chciała albo powinna chcieć, nie wspominając już o tym, że nie wiedziała, co takiego było słuszne. Wszystko jej się mieszało, podobnie jak i zamazane wspomnienia z lasu. Ta niewiedza i wątpliwości powoli zaczynały ją wykańczać, chociaż minęło zaledwie kilka godzin od momentu, w którym koszmar się rozpoczął. Zabawne, ale jej wydawało się to wiecznością – poza tym to był pierwszy sen, sen na jawie, którego w żaden sposób nie była w stanie kontrolować.
Tak. Bardzo zabawne.
Poczuła, że czyjaś dłoń znów wylądowała na jej twarzy, a chwilę później przesunęła się wyżej, ostatecznie lądując na czole. Jęknęła raz jeszcze, próbując ją strząsnąć, ale nie udało jej się osiągnąć celu i już wiedziała, że tym razem to Gabriel jej dotknął. Niechętnie uniosła głowę i spojrzała wprost w ciemne oczy ojca, żeby raz jeszcze przekonać się z całą mocą, że pół-wampir za nic w świecie tak po prostu nie odpuści. Coś złego spotkało jego kochaną córeczkę – czegoś takiego po prostu nie mógł zostawić, nawet jeśli próbowała jakoś przekonać go, żeby ją zostawił.
– Proszę… – westchnęła zmęczonym głosem, ale już nie tak pewnie jak na początku. W jej słowach słychać było rezygnację.
Gabriel jedynie uśmiechnął się łagodnie, ale w tym geście było coś wymuszonego. Alessia westchnęła i całkiem się poddała, po prostu układając się na łóżku i opuszczając powieki. Nie zamknęła ich całkowicie, spod rzęs obserwując skupioną twarz swojego ojca, kiedy ten jednak zdecydował się wykorzystać moc. Miał w tym wprawę, poza tym zawsze był delikatny, dlatego nie od razu zorientowała się, kiedy wniknął w jej wspomnienia. Dobrze potrafił kryć swoją obecność, był zresztą tak łagodny, że muśnięcie jego umysłu przypominało ciepły wiatr, który zawsze sprawiał jej przyjemność.
Pod wpływem chwili zacisnęła powieki, starając się zrobić wszystko, byleby nie myśleć o tym, co się działo. Słyszała nieco niespokojny oddech Renesmee, która w milczeniu czekała na rozwój sytuacji. Ali spróbowała skoncentrować się na rytmie jej oddechów i jakoś się uspokoić, ale to wcale nie było takie łatwe, skoro wiedziała, że za moment Gabriel wszystko zrozumie. Sama nie była pewna, jakiej reakcji spodziewała się po nim albo mamie, ale bała się i ten strach ją paraliżował. Za chwilę ich zrani, tego była pewna. A gdyby na domiar złego się od niej odwrócili…
Ta myśl była irracjonalna, ale nie dawała jej spokoju. Nie wyobrażała sobie, żeby rodzina mogła się od niej odwrócić, ale z drugiej strony, teraz wszystko wydawało się prawdopodobne. To była jej wina. Może nie w pełni, ale przecież gdyby wtedy nie poszła do tego lasu, gdyby nie ryzykowała… Gdyby nie szukała tego wampira, nic złego by się nie wydarzyło, podobnie jak i wtedy, gdyby powiedziała bliskim o wszystkim zamiast zgrywać bohaterkę. W przypadku wilkołaków miała dużo szczęścia, ale i to nie mogło trwać wiecznie; prędzej czy później musiało się w końcu skończyć, a ten moment nastąpił właśnie w tamtym lesie, kiedy posunęła się zbyt daleko i straciła kontrolę.
Gdyby tego nie zrobiła, być może…
– Gabriel? Gabrielu!
Wystraszony krzyk Renesmee przywołał Alessię do porządku. Natychmiast otworzyła oczy, żeby przekonać się, co takiego tak bardzo wytrąciło z równowagi jej matkę. Nessie zerwała się na równe nogi, obie dłonie zaciskając na ramieniu ukochanego i próbując zwrócić na siebie jego uwagę, ale jej starania nie przynosiły żadnych efektów. Gabriel wręcz odskoczył od niej, chyba nie do końca zdając sobie sprawy z tego, co działo się wokół niego; Alessia ze strachem zauważyła, że strasznie pobladł i wciąż się w nią wpatrywał, tak przerażony, jakby zobaczył ducha.
Gdzieś na korytarzu usłyszała głos Damiena, a chwilę później zdezorientowany chłopak pojawił się w jej pokoju. Świetnie, jeszcze jego tutaj brakowało…, pomyślała w oszołomieniu, ale nie odezwała się ani słowem, wciąż wpatrzona w zastygłego w bezruchu Gabriela. Chłopak z opóźnieniem zorientował się, co takiego robi i w końcu zamrugał, żeby przenieść wzrok na zdezorientowaną Renesmee, ale w jego oczach wciąż czaiły się szok, strach i coś, czego nie dało się opisać słowami, a co przyprawiało o dreszcze.
– Tato, co się dzieje? – odezwał się Damien, niespokojnie rozglądając się dookoła. Niespokojnie wodził wzrokiem po sypialni siostry, ostatecznie zatrzymując spojrzenie na Alessi. Dopiero zaczynało do niego docierać, że coś zdecydowanie jest na rzeczy.
Gabriel zignorował jego pytanie, w zamian po prostu ruszając się z miejsca. Ali wzdrygnęła się, kiedy dosłownie zmaterializował się u jej boku, błyskawicznie nachylając się do przodu i kładąc obie dłonie na jej policzkach. Czuła, że drży, kiedy zaś spojrzał jej w oczy, omal nie straciła przytomności.
– Och, skarbie… Och, skarbie, tak mi przykro – wyszeptał drżącym od nadmiaru emocji głosem. – Tak mi… – Szybko poderwał głowę, po czym obejrzał się na Damiena i Nessie. – Potrzebuję Layli i Isabeau. Niech tutaj przyjdą – one, Cullenowie… Wszyscy! Za dziesięć minut w salonie i naprawdę nie obchodzi mnie jak to zrobią – powiedział i jasne było, że nie żartuje. – Nie pytajcie mnie o nic. Nie, póki nie będziemy wszyscy i...
Nie był w stanie skończyć, zresztą nie musiał. Mama i Damien natychmiast usłuchali, niemal jednocześnie wypadając z pokoju. Ali nie miała wątpliwości, że wykorzystają moc, żeby szybko skontaktować się z pozostałymi, ale myśl o tym, że wkrótce wszyscy się dowiedzą, przerażała ją bardziej niż sama świadomość tego, co Gabriel musiał zobaczyć w jej myślach.
– Tak bardzo mi przykro… – powtórzył po raz wtóry tata, bezceremonialnie porywając ją na ręce.
Nie rozumiała niczego, ale to już nie miało znaczenia. Nie, skoro czuła się tak okropnie…
Nie, kiedy pragnęła umrzeć.

1 komentarz:

  1. Przez moj późny zaplon nie skomentowalam poprzedniego rozdziału. Przepraszam. O moj Boże. Na wiecej mnie po prostu nie stać. Powiedz mi prosze, ze to nie jest ta osoba o, której myśle. Powiedz, ze ona to sobie wymyśliła i po prostu miała zawidy, prosze powiedz mi to, a bede bardzo szczęśliwa. Biedna Alessia =( tak bardzo biedna. Tak bardzo poszkodowana. Nawet nie wyobrażam sobie tego co musiała czuć w tym momencie. I reakcja Gabriela na to czego sie dowiedział - znowu o moj Boże. Przynajmniej nie zaczął krzyczeć i wyrywac sobie włosów. Zawsze jakiś plus w takiej marzeń sytuacji. Ej, ale to wszyscy sie dowiedzą co sie stało? Jak dla mnie powinny wiedzieć ciotki i rodzice. Poza nimi nikt wiecej, bo przecież to nie jest sprawa, ktora trzeba sie chwalić -,- ale to w końcu rodzina i powinni zrozumieć. Stanowczo jej zabraniem myślenia w ten sposób. Jak to ona chce umrzeć? Nie pozwalam jej na takie myślenie.
    Oba rozdziały były bardzo fajne i wciągająca. Mogłam wcześniej skomentować, ale Dean i Sam wzywali xD

    Gabrysia

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa