„Namieszałeś w mojej głowie
Jednym gestem, jednym słowem
Nie musisz przynosić mi wianków i bzów
Wystarczy mi, że jesteś tu”
Ewelina Lisowska – „Nieodporny rozum”
Jednym gestem, jednym słowem
Nie musisz przynosić mi wianków i bzów
Wystarczy mi, że jesteś tu”
Ewelina Lisowska – „Nieodporny rozum”
Alessia
Bolało, ale ból był niczym w porównaniu
z paraliżującym strachem. To właśnie przerażenie paraliżowało ją, nie
pozwalając walczyć o ruch; o to, żeby przesunąć się chociażby o milimetr.
Oddychanie przychodziło z trudem, ale chociaż jakaś jej część marzyła o utracie
przytomności, taki komfort również był czymś, co nie miało zostać jej dane.
Wciąż pozostawała przytomna, boleśnie przytomna i to było najgorsze.
Gdzieś na
krawędzi świadomości wciąż kołatały się jej Jego słowa, ten przerażający szept,
który przyprawiał ją o dreszcze. „Kiedy się zmienisz, zabijesz ich
wszystkich – a potem ja zabiję ciebie”. Na samą myśl marzyła o śmierci,
ale ta również nie nadchodziła, podobnie jak i błoga nieświadomość, która
byłaby jej ukojeniem. Czuła się pokonana i zmęczona, jak nigdy dotąd, ale
wciąż próbowała walczyć, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że
przegrała. Pragnęła od życia zbyt wiele, a teraz musiała za to zapłacić, w zamian
za miłość pokutując w najgorszy możliwy sposób, przekraczający jej wyobraźnię.
Czy to było
piekło? Jeśli tak, mogła przyjąć je z radością, jeśli tylko miałaby
pewność, że nikomu więcej nie stanie się krzywda. Gdyby tylko mogła ocalić
swoich bliskich, rodzinę i brata, a – co najważniejsze – tego, który
pokazał jej, czym jest prawdziwa miłość. Nie miała nawet okazji na to, żeby
którekolwiek z nich przeprosić, ale to już nie miało żadnego znaczenia.
Nic nie miało znaczenia względem tego, co nadchodziło, co w niej
narastało…
– Ali!
Alessia!
Ktoś ją
wołał – ktoś, kogo doskonale znała, chociaż jej umęczony cierpieniem i wzrastającą
gorączką umysł nie potrafił sobie przypomnieć.
Tak bardzo
chciała sobie przypomnieć…
– Alessia,
proszę…
Może gdyby
otworzyła oczy, byłoby jej łatwiej, ale…
– Ali…
Szpet
cichł, jakby oddalając się od niej. Nie mogła na to pozwolić, nie mogła go
utracić. Starała się jakoś go uczepić, zrobić wszystko, byleby nie stracić
przytomności, ale to wcale nie było takie łatwe. Jak na ironię miała wrażenie,
że traci siebie i przytomność, i to akurat w momencie kiedy
zapragnęła zachować jasność umysłu. To było trudne, bardzo trudne, ale skoro
już tyle wytrzymała, mogła zawalczyć raz jeszcze.
Alessia
zamrugała, po czym – chociaż z trudem – zdołała unieść głowę. W pierwszym
momencie nie widziała niczego, prócz ciemności, jedynie trochę rozproszonej
srebrzystym blaskiem księżyca – tego samego, który miał być jej zgubą, kiedy
nareszcie ukaże się na niebie w pełnej krasie – zaraz jednak zdołała
przyzwyczaić tęczówki. Otaczające ją kształty i cienie stały się
wyraźniejsze, a ona w końcu zdołała dostrzec pochyloną nad nią smukła
postać.
Znajome,
czekoladowe tęczówki spojrzały wprost w jej ciemne oczy. Dawno nie
widziała w nich tak wielkiego smutku i poczucia winy, jak właśnie w tamtym
momencie. Serce zabiło jej szybciej, początkowo czując ulgę, ta jednak prawie
natychmiast została wyparta przez inne uczucie – narastający niepokój. Raz
jeszcze spróbowała zawalczyć o własne ciało i jakoś się podnieść, ale
powstrzymała ją ciepła, znajoma dłoń, którą mogłaby rozpoznać zawsze i wszędzie.
Poddała się jej, czując jak dotyk łagodzi ból, chociaż nawet pełnia
uzdrawiającej mocy nie mogła jej uratować; nie tym razem.
Damien
jęknął cicho, świadom tego równie mocno, co ona sama. Jego czekoladowe oczy
pociemniały, kiedy zlustrował jej twarz i dostrzegł jej błagalne
spojrzenie. Wraz z kolejnym jękiem odwrócił wzrok, uciekając spojrzeniem
gdzieś w bok, żeby nie mogła zobaczyć odpowiedzi na niezadane przez nią
pytania, które jednak musiał doskonale rozumieć; w końcu byli rodzeństwem
– nie mieli przed sobą tajemnic.
Już nie.
Kolejna
fala bólu, tym razem zupełnie niezwiązana z tym, co się z nią działo.
Alessia poczuła, że się rozpada – coraz bardziej i bardzie, na
mikroskopijne kawałeczki. Jej dusza krwawiła, kiedy w pełni dotarło do
niej to, że sprawdziły się ich najmroczniejsze scenariusze. Nie udało się;
wszystko przepadło.
Nie było
go. Nie wrócił.
Mimo
protestów Damiena, podparła się na rękach i wzniosła głowę ku niebu, bez
wahania spoglądając w górę. Poprzez gęstą zasłonę chmur przebijał się
zarys srebrzystego, coraz wyraźniejszego księżyca. Coś ścisnęło ją w żołądku
i przez moment myślała, że za chwilę zwymiotuje, ale zaraz przypomniała
sobie, że już dawno nie miała czym. Oddychała ciężko, cała zgrzana i obolała,
coraz bardziej świadoma żyjącej w niej istoty, tej drugiej natury, która
już od jakiegoś czasu domagała się tego, żeby dopuścić ją do głosu. Teraz
cieszyła się, rosła w siłę i przygotowywała do tego, żeby nareszcie
się ujawnić, żeby ją zniszczyć. Już nic nie miało sprawić, żeby sprawy potoczyły
się inaczej; a wraz z nadejściem pełni, to miał być koniec.
– Ali…? –
Damien niepewnie dotknął jej ramienia.
Alessia
szarpnęła się, w pierwszym odruchu w popłochu odsuwając się od brata.
Zraniła go, chociaż starał się to ukryć, chyba zapominając o tym, że w ich
przypadku kłamstwo było czymś niemożliwym. Jej twarz natychmiast złagodniała,
zaraz też poddała się emocjom i mocno chwyciła brata za ramiona, lekko nim
potrząsając.
– Damien… –
Mówienie przychodziło jej z trudem, ale była zbyt zdeterminowana, żeby
kolejny raz się poddać. To za chwilę; najpierw musiała zdobyć się na jeszcze
jeden, najmniejszy wysiłek. – Damien, kochasz mnie, prawda? Prawda, braciszku,
że mnie kochasz?
– Tak, Ali…
Tak. – Wydawał się oszołomiony. – Och, kochanie… Będzie dobrze. Zabierzemy cię
do domu i…
Gwałtownie
potrząsnęła głową.
– Nie! –
zawołała nieznoszącym sprzeciwu głosem. Damien wzdrygnął się, zaniepokojony
czymś, co musiał dostrzec w wyrazie jej twarzy albo czarnych oczach. –
Nie… To wy musicie zadbać o siebie. Damien, proszę, musisz kazać im
odejść. Ty też musisz uciekać i…
Jeszcze
kiedy mówiła, zaczął protestować, chociaż nie tak zawzięcie, jak mogłaby się po
nim spodziewać. Uświadomiła sobie, że on również tracił nadzieję, ale tak było
lepiej; im szybciej zrozumie, tym lepiej.
– Damien,
proszę – powiedziała bardziej stanowczo. – Proszę cię, żebyś…
Właśnie
wtedy wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ciemna, na wpół ludzka postać bez
ostrzeżenia skoczyła w ich stronę, wyrywając Damiena z jej ramion.
Alessia odleciała do tyłu, boleśnie lądując na plecach; na moment ją zmroczyło,
ale nie na tyle, żeby nie zdołała na powrót się podnieść i błyskawicznie
rozejrzeć się dookoła.
Na polanie
panowało zamieszanie, ale wszystko działo się jakby poza nią. Widziała szybko
przemieszczające się sylwetki, zarówno te wampirze, jaki zdeformowane, wilcze.
Widziała również Damiena, który błyskawicznie odnalazł się w nowej
sytuacji i teraz walczył zawzięcie, raz po raz uskakując i unikając
ciosów swojego przeciwnika. Jego czekoladowe oczy płonęły, a Alessię
uderzyło to, że jej brat już nie wydawał się tak łagodny i rozsądny jak
Carlisle – teraz aż zanadto przypominał ich ojca.
Alessia
zamknęła oczy. Nigdzie nie widziała rodziców ani pozostałych, ale wiedziała, że
gdzieś tam są. Co prawda tylko Damienowi udało się do niej dotrzeć, ale to i tak
nie miało znaczenia – przecież wszyscy i tak mieli zginąć, skoro nie
zamierzali uciekać.
Raz jeszcze
spojrzała w atramentowe niebo. Chmury powoli się rozpływały, a księżyc
stawał się coraz wyraźniejszy. W tamtym momencie poczuła się tak, jakby
satelita świecił wprost na nią, wręcz paląc jej skórę, tak jak słońce wpływało
na nowe wampiry. Poczuła ból i to jeszcze intensywniejszy niż do tej pory;
ból, który wydawał się tak silny, jakby coś za moment miało rozerwać ją od
środka, sprawiając, że jednak rozpadnie się na kawałeczki.
Chciała
krzyczeć, ale nie mogła. Nie mogła, a przynajmniej starała się zrobić
wszystko, byleby tak było. Dzięki temu byłoby łatwiej, jednak z drugiej
strony…
Dla kogo
miałaby walczyć?
To wszystko
moja wina, pomyślała i w tamtym momencie coś ostatecznie w niej
pękło. Rozpacz narastała, a Alessia poczuła się bezradniejsza niż
kiedykolwiek wcześniej.
Gdzie
jesteś…?
Arielu…,
pomyślała bezradnie; jej myśl pochłonęła ciemność, pochłonęła pustka…
Odpowiedź
nie nadchodziła – i nie miała nadejść.
Kiedy na
niebie pojawił się księżyc w pełni, wiedziała już, że to ostateczny
koniec. Wciąż czuła ból, ale to działo się jakby poza nią, zupełnie z nią
niezwiązane. Zapadła się, powoli znikała, a w zamian pojawiało się
coś innego – istota którą po części była, a którą nie chciała być. Którą
nade wszystko nie chciała…
– Alessia,
nie!
Ten głos…
Ale jej już
nie było.
Hej.
OdpowiedzUsuńNa blogu: http://at-your-command.blogspot.com/
Pojawił się nowy rozdział.
Zapraszam!
PS. Boże, znowu jestem strasznie do tyłu! Dziś nie mam czasu, ale jutro to nadrobię i... Ej, Twoje szablony są genialne. Uch, może założyłabyś zakładkę SPAM, bo głupio mi tak spamować pod notką :c
Kocham <3
Wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńNo i jestem pierwsza, hahaha.
UsuńAle jako że za bardzo nie jestem w stanie tego skomentować, bo po wczorajszym siedzeniu do drugiej, po prostu nie jestem w stanie zebrać myśli, powiem tylko, że mi się bardzo podoba. ^^
Pozdrawiam,
Avi.
Przeczytałam jak tylko wstałam; czyli około 13. Z komentowaniem to inna sprawa, bo mój telefon tak nie działa. Księga zapowiada się ciekawie. Nawet bardzo. Zastanawia mnie o co chodzi z tą 'walka', i że wszyscy i tak zginą skoro nie uciekają. Biedna Alessia =( mogę się tylko zastanawiać co jej się stało. Z drugiej strony Damien wydaje mi się trochę dziwny O_O nie wiem na razie czemu, ale to nie ma znaczenia ;)
OdpowiedzUsuńProlog ciekawy, a ja znowu będę się domyślać o co chodzi ;)
Pozdrawiam i ściskam mocno <3
Gabrysia
PS - wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :* ♥♥♥
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! :*
OdpowiedzUsuńKurcze, spodziewałam się jakiegoś delikatnego wstępu, a ty zaczynasz z grubej rury! haha
Jeśli wszystkie rozdziały będą tak dynamiczne, to czytelnicy mogą się pożegnać ze snem :D
Biedna Alessia, Boże co jej się stało? W co się zamieniła?
To jest powód, który wyjaśnia, czemu nie lubię czytać prologów - zawsze chce wiedzieć o co chodzi! Teraz mam za dużo pytań i nie wiem co myśleć. Zaskoczyłaś mnie i bardzo zaciekawiłaś, więc będę z niecierpliwością czekać na powiadomienie o nowej notce!
Weny na 2014 rok!
I prolog :) Nareszcie do nas wracasz i to z jakim wejściem. Prolog jest świetny i zapowiada niesamowitą opowieść. Gdyby mój brat kochał mnie tak jak Damien Ali... Tylko mogę powiedzieć, że Cię zabiję! W takim momencie kończyć prolog. Ale kolejne rozdziały niosą wiele innych przygód i tego się nie mogę doczekać. Ale że dzisiaj przypadają Twoje dziewiętnaste urodziny, to oszczędzę Ci tego. Wszystkiego najlepszego, dużo zdrówka, spełnienia marzeń i miłości ♥ Żebyś już zawsze pisała tak wspaniałe opowiadania jak teraz. Nie przestawaj, ponieważ jesteś wspaniała w tym, co robisz. Dużo szczęścia w nowym roku. Czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział!
OdpowiedzUsuńJej, prolog świetny:D Nie mogę już doczekać się pierwszego rozdziału. Ariel...czyżby miłość Ali?Ale i tak bardziej mnie zastanawia co się dzieję z Ali w co Ona się przemienia?Ten księżyc to tylko kojarzy mi się z wilkołakami, ale to raczej nie możliwe żeby się w niego zamieniła prawda?
OdpowiedzUsuńNo nic mam wiele pytań, ale wolę poczekać i nie psuć sobie niespodzianki:)
A no i oczywiście WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, spełnienia marzeń, czasu na pisanie, wen na cały Nowy Rok i miłości tak pięknej jaką mają Renesmee i Gabriel:))
Pozdrawiam :)
Renesmee
Świetny prolog! Zastanawia mnie, o co chodzi z tą walką i co się dzieje Ali. Wiem, że to niemożliwe, ale czyżby Alessia była po części wilkołakiem, skoro tak reaguje na księżyc w pełni? Chyba, że ominęłam jakiś ważny wątek, bo mam zaległości od ok. 60 rozdziału poprzedniej księgi :<
OdpowiedzUsuńA teraz... Happy New Year <3 I żebyś dalej pisała tak wspaniałe opowieści :3
Pozdrawiam ;*
Hm, to brzmi tak, jakby Alessia była półwampirem przemienionym w wilkołaka. Czy mój nos rozpoznał niecodziennego pobratymca?
OdpowiedzUsuń