16 stycznia 2014

Piętnaście

Alessia
Przerażenie pojawiło się nagle, całkowicie ją paraliżując. Nigdy wcześniej nie poczuła czegoś podobnego, do mieszanki emocji, która uderzyła w nią w tamtym momencie. Przypominało to uderzenie mocy – falę energii, którą również i ona potrafiła wytworzyć, gdyby przyszła potrzeba, żeby się bronić – ale zarazem nią nie było.
Był za to gniew, tak porażający, ogromny gniew, jakiego w życiu nie doświadczyła. Uczucie to narastało, przekraczając wszelakie granice i rosnąc wciąż nawet wtedy, gdy wydawało się, że to już nie powinno być możliwe. To uczucie, ten gniew…
Panika chwyciła ją za gardło, ale nie rzuciła się do ucieczki. Alessia czuła ten gniew – jego gniew – tak intensywnie, jakby był jej własnym. Z wrażenia aż zacisnęła dłonie w pięści i to tak mocno, że aż wbiła sobie paznokcie w skórę. Ból na moment przywołał ją do porządku, ale w obliczu tego gniewu był niczym i właściwie nie stanowił dla niej żadnej przeszkody albo czegoś, co mogłoby jej pomóc wyrwać się z dziwnego odrętwienia, w które nagle wpadła.
Gniew należał do tego wampira i nie miała najmniejszych wątpliwości, że tak jest. Nie wyobrażała sobie gorszego uczucia, czego tak niszczycielskiego, co można byłoby wręcz określić mianem nienawiści. Ali nigdy nie spotkała kogoś albo czegoś, co wywołałoby w niej podobne odczucia i w tamtym momencie miała wrażenie, że uczucie to za chwilę rozerwie ją od środka, że jakoś ją zdominuje… A co w tym wszystkim było najbardziej ironiczne, na swój sposób wiedziała, że to zaledwie echo dawnego gniewu, dziwnie przytłumione i niepełne. Co więcej, nie skierowane w nią, ale tego, który już niejednokrotnie ją obserwował, chociaż nie wyobrażała sobie, że w ogóle możliwa jest tak silna nienawiść do samego siebie. Już samo obcowanie z tym gniewem było przerażające, więc co dopiero stałoby się, gdyby wszystkie te uczucia skierowano przeciwko niej. Jak wtedy by się czuła?
Niczym w transie zmusiła swoje odrętwiałe ciało do współpracy i w naturalnym obronnym odruchu zrobiła chwiejny krok w tył. Cała drżała, a w jej ruchach nie było już niczego, co można byłoby określić mianem gracji. W pierwszej chwili potknęła się o własne nogi i poleciała do tyłu, niemal w ostatniej chwili będąc w stanie na powrót uchwycić równowagę. Machając rękami, nachyliła się do przodu i na moment zamarła w bezruchu, nie będąc w stanie ruszyć się chociaż o milimetr. Do niczego nie była już zdolna.
Potknięcie pozwoliło jej się otrząsnąć wystarczająco, żeby wyrwała się z otępienia. Starając się odciąć od wszechogarniającego gniewu, który wciąż odbierała, chciała rzucić się do ucieczki, ale okazało się, że nie jest do tego zdolna. Pod wpływem impulsu poderwała głowę i spojrzała przed siebie, z niedowierzaniem spoglądając wprost w krwiste tęczówki, które tak dobrze znała. Nie zorientowała się, kiedy wampir w ogóle się pojawił, ale to już nie miało znaczenia, skoro stał tak blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Podobnie jak i za tym pierwszym razem widziała zaledwie kontur postaci, dziwnie niewyraźny i zamazany, zupełnie jakby obserwowała go poprzez zamgloną szybę. Wrażenie miało w sobie coś nienaturalnego; postać nie pasowała do otaczającego ją świata, jakby wyrwana z innej rzeczywistości. Alessia nie potrafiła tego opisać, nie obchodziło ją zresztą to, co się działo. Wystarczyło, że popatrzyła w te lśniące, rubinowe oczy – niczego więcej nie potrzebowała, żeby nade wszystko pragnąć już tylko tego, żeby jak najszybciej uciec.
Z tym, że nie była w stanie. Wciąż czuła ten gniew, teraz przyprawiony goryczą i żalem, których nie potrafiła zrozumieć. Uczucia te mieszały się z jej własnymi, głównie strachem i wkrótce sama już nie była pewna, które emocje tak naprawdę należą do niej. To ją przytłaczało, sprawiając, że nagle naszło ją oszałamiająca pragnienie, żeby paść na kolana, chwycić się za głowę i zacząć krzyczeć.
Właśnie wtedy do obezwładniającej, skrajnej mieszanki uczuć, wkradło się coś jeszcze. Alessia nigdy nie doświadczyła podobnego uczucia, ale jakiś cichu głosił w jej głowie podpowiedział jej z czym tak naprawdę ma do czynienia. Nie wiedziała skąd płynie ta świadomość, ale… wiedziała.
To było pożądanie.
Dzikie, nieokiełzane pożądanie. Uczucie, które przysłaniało wszystko inne albo raczej było przez inne emocje napędzane. Nienawiść do samego siebie, żal i gorycz, nawet jej strach…
Wszystko to sprowadzało się do tego jednego.
Do pożądania.
Sama nie była pewna, kiedy wszystko ostatecznie straciło sens, tak po prostu przeistaczając się w koszmar. Czuła się trochę tak, jakby była pijana, chociaż stanu upojenia alkoholem doznała zaledwie raz i później nigdy więcej tego nie powtórzyła. Teraz kręciło jej się w głowie, a kolejne bodźce dochodziły do niej jakby z opóźnieniem, dziwnie metodyczne, ale również przy tym przerażająco wyraziste. Nie rozumiała, jakim cudem taka zależność jest w ogóle możliwa, ale to nie było istotne. Liczyło się jedynie to, że była równie bezbronna, co małe dziecko, a przy tym tak bardzo zdezorientowana…
Kolejne doznania uderzyły w nią lawinowo, oszałamiając równie mocno, co wcześniej emocje. Już niczego nie była pewna; kolejne obrazy zmieniały się i miała wrażenie, że raz po raz traci i odzyskuje przytomność. Wciąż czuła obecność wampira, ale nie zawsze go widziała, a już na pewno nie była zdolna do tego, żeby dostrzec jego twarz. Regularnie widziała wyłącznie oczy – te rubinowe, przyprawiające o dreszcze oczy, które wypełniało coś, co z czystym sumieniem mogła określić mianem szaleństwa. Dziwnie zamglone oczy, wyrażające wszystko to, co teraz odczuwała – od pożądania po gniew.
Jednak nie to było najgorsze. Traciła i odzyskiwałaś przytomność, ale w jakiś sposób była świadoma wszystkiego, co się działo. Wydawało jej się, że krzyknęła, kiedy postać znalazła się zbyt blisko, nagle zdolna jej dotknąć, ale nawet tego nie była w pełni pewna. Czuła dotyk chłodnych dłoni na swoim ciele; marmurowa, lodowata skóra przy jej kruchym, rozpalonym ciele. Dłonie dotykały jej, błądziły i nie zważały na to, że próbowała protestować i się wyrywać. Ten dotyk, jej strach oraz siła z jaką ręce próbowały powstrzymać ją od ucieczki… Wszystko to było aż nadto prawdziwe, a jednak Alessia miała wrażenie, że to wszystko dzieje się poza nią. Zupełnie jak we śnie, chociaż przecież działo się naprawdę. Musiało dziać się naprawdę, ale…
Tak, ale już niczego była pewna. Nie wiedziała już nawet tego, czy i ona jest prawdziwa, nie wspominając o tej jednej, przerażającej chwili.
Kolejne przebudzenie – i kolejne spotkanie z krwistymi tęczówkami, zaledwie centymetry od jej własnej. Jęknęła i obróciła głowę, uciekając wzrokiem gdzieś na bok, ale nawet kiedy spróbowała zamknąć oczu, pod powiekami wciąż widziała to niepokojące spojrzenie. Przyprawiało ją o mdłości, ale gardło miała tak bardzo ściśnięte, że nawet do tego nie była zdolna.
Znów ten dotyk. Dłonie zsunęły się wzdłuż jej bioder, a potem nagle wróciły i wślizgnęły się pod jej koszulkę. Jęknęła, kiedy nagle poczuła chłodne palce na swoim brzuchu. Zrozumienie przyszło samo, a łzy napłynęły jej do oczu, chociaż coś sprawiało, że była gotowa zrobić wszystko, byleby je powstrzymać. Krzyk cisnął jej się na usta, ale i na to się nie zdobyła, oszołomiona myślą, która przyszła do niej samoistnie.
Po co mam krzyczeć, skoro tutaj i tak nikt mnie nie usłyszy? Nigdy nikt nie słyszy…
Nigdy? Jak miała to rozumieć i dlaczego w ogóle pomyślała w ten sposób? Nie miała pojęcia, ale… Ale jakie to miało znaczenie? Jakie?
– Proszę, nie… – wyszeptała gorączkowo, a przynajmniej taki miała zamiar, bo w zamian z ust wyrwał jej się cichu jęk. Zadrżała, coraz bardziej przerażona, kiedy zaczęło docierać do niej to, co już wcześniej wiedziała, chociaż uparcie nie chciała dopuścić tego do świadomości. Wiedziała, ale… – Nie…
Jednak dłonie się nie zatrzymały. Krzyknęła, kiedy nagle jedna z nich wylądowała na jej piersi, a przynajmniej próbowała, chociaż i tego nie mogła być tak naprawdę pewna. Niczego nie mogła być pewna…
Nagle wszystko znów się urwało, chociaż nie przypominała sobie, żeby straciła przytomność. Wrażenie było takie, jakby coś – ciemność, ta wszechogarniające pusta – krążyło nad nią, gotowe w każdej chwili pociągnąć ją za sobą w nicość. Nie przypominała sobie, że stało się cokolwiek, co doprowadziłoby ją do utraty przytomności, a jednak to musiało mieć miejsce. Nie przypominała sobie uderzenia, niczego gwałtownego albo równie wpływowego, ale również nie przypominała sobie, żeby upadała, a jednak czuła, że leży, a to musiało o czymś świadczyć. Głowa dosłownie jej pękała, czaszka pulsowała bólem i już nic nie było tak naprawdę pewne. Alessia potrzebowała dłuższej chwili, żeby dojść do siebie, ale i tak oszołomiły ją wciąż obecne emocje – gniew, pożądanie i gorycz – które wciąż wydawały się nabierać na sile, nawet jeśli sądziła, że już dawno osiągnęły swoje apogeum. Wciąż wzrastały, wciąż były obecne – i nic nie dało się zrobić, żeby nad nimi zapanować.
Alessia jęknęła i spróbowała się poruszyć, ale z niedowierzaniem odkryła, że to nie jest możliwe. Kiedy w odrętwieniu uniosła głowę, znów napotkała spojrzenie krwistych tęczówek i gwałtownie nabrała powietrza do płuc – tylko po to, żeby przekona się, że nie jest w stanie swobodnie oddychać. Wcześniej nie była tego świadoma, ale teraz dotarło do niej, że coś zalega na jej piersi, mocno przyciskając ją do ziemi i utrudniając złapanie tchu. Zrozumienie przyszło samo, ale kiedy w pełno pojęła, było już zdecydowanie zbyt późno, żeby była w stanie cokolwiek zmienić. Nic niż nie dało się zrobić.
I wtedy po raz kolejny wszystko jeszcze bardziej wykonało się spod kontroli. Krwiste tęczówki zabłysły, pożądanie wzrosło, a przyciskająca ją postać – ten krwistooki mężczyzna – odważył posunąć się dalej. Zanim się obejrzała, już nie tylko musiał ciało pod jej ubraniem, ale wręcz walczył o to, żeby ściągnąć je z niej. W tamten chwili panika sięgnęła zenitu, a Alessia – wraz z nagłym przypływem determinacji – zaczęła walczyć i się szarpać, ale równie dobrze mogłaby siłować się z kawałkiem marmuru albo granitu. Wampir był zdecydowanie silniejszy i nawet jeśli istniały jakiekolwiek szanse na to, żeby go zwyciężyła, ona nie potrafiła ich dostrzec.
Nie przypominała sobie bólu, ale musiał ją uderzyć, bo nagle znów wszystko stało się niespójne i pozbawione sensu. Kiedy na powrót odzyskała świadomość, wszystko było jeszcze bardziej nie tak. Czuła się… Sama nie była pewna jak. Inaczej, chociaż nie potrafiła opisać, co takiego się wydarzyło, co nadal się działo. Miała wrażenie, że jej ciało nie należy do niej, nawet jeśli to wydawało się pozbawione sensu. I czuła, że dzieje się coś bardzo złego – że ten mężczyzna robi jej coś złego – ale jednocześnie to było jakby poza nią. Wciąż czuła jego emocje, ale teraz przysłaniało je jej własne, a jednak przy tym wciąż obce.
Przerażenie. Ten strach był jej, ale czy na pewno? Jedyne o czym była przekonana, to towarzyszące jej obawy oraz narastająca dezorientacja. Taki stan miał w sobie coś przerażającego, a Alessia już sama nie potrafiła stwierdzić gdzie jest, co się dzieje i dlaczego nie ma żadnej kontroli nad wszystkim, co się działo. I dlaczego czuła się taka upokorzona, tak bardzo…
Gdzieś majaczyło wspomnienie dziwnego bólu, nie należącego do niej, a jednak będącego na swój sposób z nią związanego. Całe ciało miała odrętwiałe, w głowie jej wirowało, a z każdą kolejną sekundą znoszenie tego wszystkiego przychodziło jej z coraz większym trudem. Nic już nie rozumiała, podobnie jak i nie potrafiła zapanować nad tym, co się działo.
Raz była, a raz nie. Raz leżała na ziemi, skulona na leśnej ściółce, a raz miała niejasne wrażenie, że pod plecami ma miękki materac, przesiąknięty słodyczą nieśmiertelnego, również jej własną… Ale też niekoniecznie. Jednak niezależnie od tego, czego aktualnie doświadczała, zawsze widziała te oczy – i sylwetkę krępującego ją wampira.
W momencie, w której poczuła marmurowe dłonie na biodrach, wszystko stało się jasne. Nie pamiętała kiedy w ogóle uszkodził jej bluzkę, a jednak kiedy na nią spojrzała, miała wrażenie, że materiał został rozerwany jednym, gniewnym ruchem. Lodowate dłonie błądziły po całym jej ciele, powoli zmierzając niżej i ostatecznie zatrzymując się właśnie tam – na biodrach.
Właśnie wtedy pojawiło się pełne zrozumienie, które dosłownie ją oszołomiło. Emocje mężczyzny stały się jasne, podobnie jak i wszystko, czego doświadczała.
Jej strach, jego pożądanie u gniew… Przecież wszystko ostatecznie sprowadzało się tylko do jednego – do gwałtu.
Chciał ją zgwałcić. A może już to zrobił? Ta myśl sprawiła, że Alessia poczuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją w głowę czymś ciężkim. Rozpacz narastała, a w głowie miała już tylko jedną myśl.
Proszę, niech to nie będzie prawda. Niech…
Ale to się działo, a ona nie miała już najmniejszej kontroli nad własnym ciałem i poczynaniami mężczyzny. Raz jeszcze zawalczyła, nagle odzyskując głos i zaczynając krzyczeć – rozdzierająco, panicznie krzyczeć – jednak coś podpowiadało jej, że to za mało.
Dużo za mało…
Już było za późno.
– Dość! – usłyszała jakby z oddali, ale głos i tak był niczym smagnięcie biczem. Pierwszy raz słyszała głos wampira, już nie telepatyczna, bezosobowa myśl za którą próbował się ukryć. Tym razem głos był prawdziwy, a na dodatek okazał się pięknym barytonem – z tą tylko różnicą, że chyba nigdy nie słyszała tak zachrypniętego od nadmiaru skrajnych emocji tonu; a na dodatek tak pełnego obrzydzenia do… – W tej chwili przestań!
Przestać? Mówił do niej? Jak mogła przestać, skoro to jej działa się krzywda i na dodatek on był tego powodem? On ją krzywdził, cały czas ją krzywdził…
Alessia czuła, że opada, powoli pogrążając się w ciemnościach. Nie potrafiła odpowiedzieć, nie potrafiła zrozumieć ani tym bardziej bronić się przed wszystkim, co się działo. Wciąż miała w pamięci słowa wampira, jego okrzyk – tak dziwnie realny i materialny w porównaniu z tym wszystkim, czego doświadczała – i po prostu wiedziała, że coś jest nie tak.
Coś…
Raz jeszcze zawirowało jej w głowie. Już w następnej sekundzie jej umęczony nadmiarem emocji, świadomością tego, co się dzieje i bólem umysł ostatecznie się poddał.
Raz jeszcze spojrzała w te krwiste tęczówki i na moment coś jakby się zmieniło, a ona zobaczyła twarz swojego napastnika. Z wrażenia aż nabrała powietrza do płuc, chociaż nie miała pewności czy to dlatego, że była taka piękna, czy może miało to związek z odkryciem, że jest w tej twarzy coś znajomego. Coś, co…
Właśnie wtedy wszystko zniknęło, a Alessia po raz kolejny straciła przytomność.

Świadomość wracała powoli i tak ostrożnie, jakby bała się, że za moment wszystko zacznie się od początku. Potrzebowała chwili, żeby wyrwać umysł z otępienia i spróbować jakkolwiek uporządkować mieszaninę bezsensownych obrazów, myśli i dźwięków, które natychmiast zaatakowały jej umysł. A nawet kiedy już w pełni zrozumiała, ostatecznie doszła do wniosku, że chyba lepiej byłoby sobie nie przypominać.
Bez zastanowienia poderwała się i otworzyła oczy. Drżała na całym ciele, nagle ponownie bliska paniki, dlatego nie od razu zdołała sobie uświadomić to, co było najistotniejsze. Jej dłonie natychmiast powędrowały do piersi, lądując gdzieś w okolicach serca.
O bogini, on to zrobił. On jej zrobił…
Ale pod palcami nie wyczuła nienaruszony materiał bluzki, którą od samego początku miała na sobie. To odkrycie ją zdezorientowało, ale i przyniosło ze sobą swego rodzaju ulgę, chociaż to wciąż było zbyt mało, żeby poczuła się jeden. Czując się tak, jakby każdy ruch wiązał się ze sporym cierpieniem i ciągłą walką, przeciągnęła się lekko i zaczęła oglądać swoje ciało, szukając czegokolwiek, co wskazywałoby, że ten mężczyzna… Że on…
Nie potrafiła dokończyć tej myśli, ale sama świadomość tego, co się wydarzyło – albo mogło wydarzyć, bo wciąż nie potrafiła odróżnić jawy od snu – przyprawiała ją o mdłości. Miała nieprzyjemny posmak w ustach, a żołądek powoli zaczynał się buntować, ale jakimś cudem była w sanie zapanować nad mdłościami, przynajmniej tymczasowo. Wciąż rozdygotana, niemal z niedowierzaniem obserwowała swoje całe ubranie, nie mogąc pojąc, co powinna myśleć o tym, czego doświadczyła.
Zagubienie. Nic już nie rozumiała, nic nie miało dla niej sensu. Walcząc ze wspomnieniami, sama już nie potrafiła stwierdzić, co takiego się wydarzyło, a co było po prostu snem; jakimś przerażającym koszmarem, który przyszedł do niej znikąd. W pamięci wciąż miała wspomnienie tego paraliżującego gniewu, przeplatanego strachem oraz dotyk lodowatych dłoni, które błądziły po jej odsłoniętym ciele. Resztki otępienia wciąż krępowały jej ruchy, chociaż poza tym nie było niczego ani nikogo, kto byłby w stanie zmusić ją do pozostania w miejscu. Mięśnie ją bolały, ale nie było w tym niczego związanego z jakimkolwiek fizycznym atakiem; po prostu poobijała się, kiedy upadła, poza tym była tak bardzo spięta, że wydawało się to wręcz niemożliwe.
Łzy same z siebie napłynęły jej do oczu. Nawet nie próbowała ich powstrzymać, wciąż czując się równie oderwana od rzeczywistości, co do tej pory. Połączenie z tamtym mężczyzną zniknęło, podobnie jak i on sam, ale to nie pozwoliło jej pozbyć się świadomości i pamięci o tym, co być może się wydarzyło. Wciąż drżała, a wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby zerwała się na równe nogi i uciekła, niezależnie od tego, czy było to rozsądne. Chciała wrócić do domu, nawet jeśli bała się tego, co wydarzy się, jeśli ktoś jednak zauważył jej nieobecność i spróbuje zadawać jakiekolwiek pytania. Co miała wtedy powiedzieć, skoro w głowie miała kompletną pustkę?
Mamo, tato… Zachowałam się jak kompletna idiotka. Nie mam pojęcia, co się stało, ale mogłabym przysiąc, że właśnie zostałam zgwałcona…
Zadrżała w odpowiedzi na tę myśl, po czym zerwała się na równie nogi. Szybko doskoczyła do najbliższego drzewa i oparłszy się o nie, zwymiotowała, nie mogąc dłużej zapanować nad torsjami. Natychmiast odsunęła się ze wstrętem, ocierając usta i jednocześnie muskając wierzchem dłoni policzki oraz oczy, żeby pozbyć się wciąż płynących łez. Chciała doprowadzić się do porządku i jakoś nad sobą zapanować, ale to okazało się zbyt trudne.
Szok… Chyba była w szoku, a przynajmniej tak jej się wydawało. Niektóre fakty dopiero zaczynały do niej docierać, a ich wydźwięk sprawiał, że ledwo trzymała się na nogach. Chyba jedynie cudem była w stanie wciąż utrzymać się w pozycji pionowej, pozwalając żeby jej umęczony umysł bronił się przed prawdą, której nie chciała przyjąć…
I o której wciąż nie miała pewności, czy jest prawdą. Wszystko wciąż jej się mieszało, a próba uporządkowania faktów i zapanowania nad chaosem, który miała w głowie, była z góry skazana na niepowodzenie. Jedyne, czego była pewna, to to, że coś się wydarzyło. Coś na co nie miała wpływu, co mogło być okrutne, ale…
Ale jednocześnie wydawało się snem. Czy nawet gdyby to się stało, gdyby… została zgwałcona, czułaby się w taki sposób? Czy naprawdę miałaby wątpliwości co do tego, czy to naprawdę się wydarzyło? Nawet jeśli, jak mogła mimo wszystko zachowywać się tak spokojnie, tak… bezbarwnie?
Dlaczego nic nie miało sensu?
– Chcę do domu… – wyszeptała cicho, zmuszając się do ruchu; potrzebowała dłuższej chwili, żeby obrać kierunek, ale to i tak było lepsze od trwania w tym miejscu, w tym lesie…
Nikt nie odpowiedział na jej słowa; była sama.
A jej głos chłonęła wyłącznie ciemność.

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział <3

    Z niecierpliwością czekan na następny : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Z góry przepraszam, że dawno nie komentowałam, ale mój komputer mówiąc krótko padł.Co nie znaczy, że nie czytałam bo codziennie wiernie czytałam każdy rozdział, ale z telefonu z którego niestety nie da się komentować.
    Co do rozdziału to mnie zaskoczył oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.Na początku myślałam, że to Lawrence sobie znowu przypomniał o rodzinie, ale on by przecież tego nie zrobił prawda?
    Niee, może jest zły, ale przecież nie posunąłby się do gwałtu na wnuczkę.Mam nadzieje, że Ali wróci bezpiecznie do domu i wszystko się wyjaśni.
    No cóż pozostaje mi tylko gdybanie i czekanie na następny rozdział.:)
    Pozdrawiam
    Renesmee:3

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa