Alessia
Przerażenie pojawiło się
nagle, całkowicie ją paraliżując. Nigdy wcześniej nie poczuła czegoś podobnego,
do mieszanki emocji, która uderzyła w nią w tamtym momencie.
Przypominało to uderzenie mocy – falę energii, którą również i ona
potrafiła wytworzyć, gdyby przyszła potrzeba, żeby się bronić – ale zarazem nią
nie było.
Był za to
gniew, tak porażający, ogromny gniew, jakiego w życiu nie doświadczyła.
Uczucie to narastało, przekraczając wszelakie granice i rosnąc wciąż nawet
wtedy, gdy wydawało się, że to już nie powinno być możliwe. To uczucie, ten
gniew…
Panika
chwyciła ją za gardło, ale nie rzuciła się do ucieczki. Alessia czuła ten gniew
– jego gniew – tak intensywnie, jakby był jej własnym. Z wrażenia aż
zacisnęła dłonie w pięści i to tak mocno, że aż wbiła sobie paznokcie
w skórę. Ból na moment przywołał ją do porządku, ale w obliczu tego
gniewu był niczym i właściwie nie stanowił dla niej żadnej przeszkody albo
czegoś, co mogłoby jej pomóc wyrwać się z dziwnego odrętwienia, w które
nagle wpadła.
Gniew
należał do tego wampira i nie miała najmniejszych wątpliwości, że tak
jest. Nie wyobrażała sobie gorszego uczucia, czego tak niszczycielskiego, co
można byłoby wręcz określić mianem nienawiści. Ali nigdy nie spotkała kogoś albo
czegoś, co wywołałoby w niej podobne odczucia i w tamtym
momencie miała wrażenie, że uczucie to za chwilę rozerwie ją od środka, że
jakoś ją zdominuje… A co w tym wszystkim było najbardziej ironiczne,
na swój sposób wiedziała, że to zaledwie echo dawnego gniewu, dziwnie
przytłumione i niepełne. Co więcej, nie skierowane w nią, ale tego,
który już niejednokrotnie ją obserwował, chociaż nie wyobrażała sobie, że w ogóle
możliwa jest tak silna nienawiść do samego siebie. Już samo obcowanie z tym
gniewem było przerażające, więc co dopiero stałoby się, gdyby wszystkie te
uczucia skierowano przeciwko niej. Jak wtedy by się czuła?
Niczym w transie
zmusiła swoje odrętwiałe ciało do współpracy i w naturalnym obronnym
odruchu zrobiła chwiejny krok w tył. Cała drżała, a w jej
ruchach nie było już niczego, co można byłoby określić mianem gracji. W pierwszej
chwili potknęła się o własne nogi i poleciała do tyłu, niemal w ostatniej
chwili będąc w stanie na powrót uchwycić równowagę. Machając rękami,
nachyliła się do przodu i na moment zamarła w bezruchu, nie będąc w stanie
ruszyć się chociaż o milimetr. Do niczego nie była już zdolna.
Potknięcie
pozwoliło jej się otrząsnąć wystarczająco, żeby wyrwała się z otępienia.
Starając się odciąć od wszechogarniającego gniewu, który wciąż odbierała,
chciała rzucić się do ucieczki, ale okazało się, że nie jest do tego zdolna.
Pod wpływem impulsu poderwała głowę i spojrzała przed siebie, z niedowierzaniem
spoglądając wprost w krwiste tęczówki, które tak dobrze znała. Nie
zorientowała się, kiedy wampir w ogóle się pojawił, ale to już nie miało
znaczenia, skoro stał tak blisko, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Podobnie jak i za
tym pierwszym razem widziała zaledwie kontur postaci, dziwnie niewyraźny i zamazany,
zupełnie jakby obserwowała go poprzez zamgloną szybę. Wrażenie miało w sobie
coś nienaturalnego; postać nie pasowała do otaczającego ją świata, jakby
wyrwana z innej rzeczywistości. Alessia nie potrafiła tego opisać, nie
obchodziło ją zresztą to, co się działo. Wystarczyło, że popatrzyła w te
lśniące, rubinowe oczy – niczego więcej nie potrzebowała, żeby nade wszystko
pragnąć już tylko tego, żeby jak najszybciej uciec.
Z tym, że
nie była w stanie. Wciąż czuła ten gniew, teraz przyprawiony goryczą i żalem,
których nie potrafiła zrozumieć. Uczucia te mieszały się z jej własnymi,
głównie strachem i wkrótce sama już nie była pewna, które emocje tak
naprawdę należą do niej. To ją przytłaczało, sprawiając, że nagle naszło ją
oszałamiająca pragnienie, żeby paść na kolana, chwycić się za głowę i zacząć
krzyczeć.
Właśnie
wtedy do obezwładniającej, skrajnej mieszanki uczuć, wkradło się coś jeszcze.
Alessia nigdy nie doświadczyła podobnego uczucia, ale jakiś cichu głosił w jej
głowie podpowiedział jej z czym tak naprawdę ma do czynienia. Nie wiedziała
skąd płynie ta świadomość, ale… wiedziała.
To było
pożądanie.
Dzikie,
nieokiełzane pożądanie. Uczucie, które przysłaniało wszystko inne albo raczej
było przez inne emocje napędzane. Nienawiść do samego siebie, żal i gorycz,
nawet jej strach…
Wszystko to
sprowadzało się do tego jednego.
Do
pożądania.
Sama nie
była pewna, kiedy wszystko ostatecznie straciło sens, tak po prostu
przeistaczając się w koszmar. Czuła się trochę tak, jakby była pijana,
chociaż stanu upojenia alkoholem doznała zaledwie raz i później nigdy
więcej tego nie powtórzyła. Teraz kręciło jej się w głowie, a kolejne
bodźce dochodziły do niej jakby z opóźnieniem, dziwnie metodyczne, ale
również przy tym przerażająco wyraziste. Nie rozumiała, jakim cudem taka
zależność jest w ogóle możliwa, ale to nie było istotne. Liczyło się
jedynie to, że była równie bezbronna, co małe dziecko, a przy tym tak
bardzo zdezorientowana…
Kolejne
doznania uderzyły w nią lawinowo, oszałamiając równie mocno, co wcześniej
emocje. Już niczego nie była pewna; kolejne obrazy zmieniały się i miała
wrażenie, że raz po raz traci i odzyskuje przytomność. Wciąż czuła
obecność wampira, ale nie zawsze go widziała, a już na pewno nie była
zdolna do tego, żeby dostrzec jego twarz. Regularnie widziała wyłącznie oczy – te
rubinowe, przyprawiające o dreszcze oczy, które wypełniało coś, co z czystym
sumieniem mogła określić mianem szaleństwa. Dziwnie zamglone oczy, wyrażające
wszystko to, co teraz odczuwała – od pożądania po gniew.
Jednak nie
to było najgorsze. Traciła i odzyskiwałaś przytomność, ale w jakiś
sposób była świadoma wszystkiego, co się działo. Wydawało jej się, że
krzyknęła, kiedy postać znalazła się zbyt blisko, nagle zdolna jej dotknąć, ale
nawet tego nie była w pełni pewna. Czuła dotyk chłodnych dłoni na swoim ciele;
marmurowa, lodowata skóra przy jej kruchym, rozpalonym ciele. Dłonie dotykały
jej, błądziły i nie zważały na to, że próbowała protestować i się
wyrywać. Ten dotyk, jej strach oraz siła z jaką ręce próbowały powstrzymać
ją od ucieczki… Wszystko to było aż nadto prawdziwe, a jednak Alessia
miała wrażenie, że to wszystko dzieje się poza nią. Zupełnie jak we śnie,
chociaż przecież działo się naprawdę. Musiało dziać się naprawdę, ale…
Tak, ale
już niczego była pewna. Nie wiedziała już nawet tego, czy i ona jest
prawdziwa, nie wspominając o tej jednej, przerażającej chwili.
Kolejne
przebudzenie – i kolejne spotkanie z krwistymi tęczówkami, zaledwie
centymetry od jej własnej. Jęknęła i obróciła głowę, uciekając wzrokiem
gdzieś na bok, ale nawet kiedy spróbowała zamknąć oczu, pod powiekami wciąż
widziała to niepokojące spojrzenie. Przyprawiało ją o mdłości, ale gardło
miała tak bardzo ściśnięte, że nawet do tego nie była zdolna.
Znów ten
dotyk. Dłonie zsunęły się wzdłuż jej bioder, a potem nagle wróciły i wślizgnęły
się pod jej koszulkę. Jęknęła, kiedy nagle poczuła chłodne palce na swoim
brzuchu. Zrozumienie przyszło samo, a łzy napłynęły jej do oczu, chociaż
coś sprawiało, że była gotowa zrobić wszystko, byleby je powstrzymać. Krzyk
cisnął jej się na usta, ale i na to się nie zdobyła, oszołomiona myślą,
która przyszła do niej samoistnie.
Po co mam
krzyczeć, skoro tutaj i tak nikt mnie nie usłyszy? Nigdy nikt nie słyszy…
Nigdy? Jak
miała to rozumieć i dlaczego w ogóle pomyślała w ten sposób? Nie
miała pojęcia, ale… Ale jakie to miało znaczenie? Jakie?
– Proszę,
nie… – wyszeptała gorączkowo, a przynajmniej taki miała zamiar, bo w zamian
z ust wyrwał jej się cichu jęk. Zadrżała, coraz bardziej przerażona, kiedy
zaczęło docierać do niej to, co już wcześniej wiedziała, chociaż uparcie nie
chciała dopuścić tego do świadomości. Wiedziała, ale… – Nie…
Jednak
dłonie się nie zatrzymały. Krzyknęła, kiedy nagle jedna z nich wylądowała
na jej piersi, a przynajmniej próbowała, chociaż i tego nie mogła być
tak naprawdę pewna. Niczego nie mogła być pewna…
Nagle
wszystko znów się urwało, chociaż nie przypominała sobie, żeby straciła
przytomność. Wrażenie było takie, jakby coś – ciemność, ta wszechogarniające
pusta – krążyło nad nią, gotowe w każdej chwili pociągnąć ją za sobą w nicość.
Nie przypominała sobie, że stało się cokolwiek, co doprowadziłoby ją do utraty
przytomności, a jednak to musiało mieć miejsce. Nie przypominała sobie
uderzenia, niczego gwałtownego albo równie wpływowego, ale również nie
przypominała sobie, żeby upadała, a jednak czuła, że leży, a to
musiało o czymś świadczyć. Głowa dosłownie jej pękała, czaszka pulsowała
bólem i już nic nie było tak naprawdę pewne. Alessia potrzebowała dłuższej
chwili, żeby dojść do siebie, ale i tak oszołomiły ją wciąż obecne emocje –
gniew, pożądanie i gorycz – które wciąż wydawały się nabierać na sile,
nawet jeśli sądziła, że już dawno osiągnęły swoje apogeum. Wciąż wzrastały,
wciąż były obecne – i nic nie dało się zrobić, żeby nad nimi zapanować.
Alessia
jęknęła i spróbowała się poruszyć, ale z niedowierzaniem odkryła, że
to nie jest możliwe. Kiedy w odrętwieniu uniosła głowę, znów napotkała
spojrzenie krwistych tęczówek i gwałtownie nabrała powietrza do płuc – tylko
po to, żeby przekona się, że nie jest w stanie swobodnie oddychać.
Wcześniej nie była tego świadoma, ale teraz dotarło do niej, że coś zalega na
jej piersi, mocno przyciskając ją do ziemi i utrudniając złapanie tchu.
Zrozumienie przyszło samo, ale kiedy w pełno pojęła, było już zdecydowanie
zbyt późno, żeby była w stanie cokolwiek zmienić. Nic niż nie dało się
zrobić.
I wtedy po
raz kolejny wszystko jeszcze bardziej wykonało się spod kontroli. Krwiste
tęczówki zabłysły, pożądanie wzrosło, a przyciskająca ją postać – ten
krwistooki mężczyzna – odważył posunąć się dalej. Zanim się obejrzała, już nie
tylko musiał ciało pod jej ubraniem, ale wręcz walczył o to, żeby ściągnąć
je z niej. W tamten chwili panika sięgnęła zenitu, a Alessia – wraz
z nagłym przypływem determinacji – zaczęła walczyć i się szarpać, ale
równie dobrze mogłaby siłować się z kawałkiem marmuru albo granitu. Wampir
był zdecydowanie silniejszy i nawet jeśli istniały jakiekolwiek szanse na
to, żeby go zwyciężyła, ona nie potrafiła ich dostrzec.
Nie
przypominała sobie bólu, ale musiał ją uderzyć, bo nagle znów wszystko stało
się niespójne i pozbawione sensu. Kiedy na powrót odzyskała świadomość,
wszystko było jeszcze bardziej nie tak. Czuła się… Sama nie była pewna jak.
Inaczej, chociaż nie potrafiła opisać, co takiego się wydarzyło, co nadal się
działo. Miała wrażenie, że jej ciało nie należy do niej, nawet jeśli to
wydawało się pozbawione sensu. I czuła, że dzieje się coś bardzo złego – że
ten mężczyzna robi jej coś złego – ale jednocześnie to było jakby poza nią.
Wciąż czuła jego emocje, ale teraz przysłaniało je jej własne, a jednak
przy tym wciąż obce.
Przerażenie.
Ten strach był jej, ale czy na pewno? Jedyne o czym była przekonana, to
towarzyszące jej obawy oraz narastająca dezorientacja. Taki stan miał w sobie
coś przerażającego, a Alessia już sama nie potrafiła stwierdzić gdzie
jest, co się dzieje i dlaczego nie ma żadnej kontroli nad wszystkim, co
się działo. I dlaczego czuła się taka upokorzona, tak bardzo…
Gdzieś
majaczyło wspomnienie dziwnego bólu, nie należącego do niej, a jednak
będącego na swój sposób z nią związanego. Całe ciało miała odrętwiałe, w głowie
jej wirowało, a z każdą kolejną sekundą znoszenie tego wszystkiego
przychodziło jej z coraz większym trudem. Nic już nie rozumiała, podobnie
jak i nie potrafiła zapanować nad tym, co się działo.
Raz była, a raz
nie. Raz leżała na ziemi, skulona na leśnej ściółce, a raz miała niejasne
wrażenie, że pod plecami ma miękki materac, przesiąknięty słodyczą
nieśmiertelnego, również jej własną… Ale też niekoniecznie. Jednak niezależnie
od tego, czego aktualnie doświadczała, zawsze widziała te oczy – i sylwetkę
krępującego ją wampira.
W momencie,
w której poczuła marmurowe dłonie na biodrach, wszystko stało się jasne.
Nie pamiętała kiedy w ogóle uszkodził jej bluzkę, a jednak kiedy na
nią spojrzała, miała wrażenie, że materiał został rozerwany jednym, gniewnym
ruchem. Lodowate dłonie błądziły po całym jej ciele, powoli zmierzając niżej i ostatecznie
zatrzymując się właśnie tam – na biodrach.
Właśnie
wtedy pojawiło się pełne zrozumienie, które dosłownie ją oszołomiło. Emocje
mężczyzny stały się jasne, podobnie jak i wszystko, czego doświadczała.
Jej strach,
jego pożądanie u gniew… Przecież wszystko ostatecznie sprowadzało się
tylko do jednego – do gwałtu.
Chciał ją
zgwałcić. A może już to zrobił? Ta myśl sprawiła, że Alessia poczuła się
tak, jakby ktoś zdzielił ją w głowę czymś ciężkim. Rozpacz narastała, a w głowie
miała już tylko jedną myśl.
Proszę,
niech to nie będzie prawda. Niech…
Ale to się
działo, a ona nie miała już najmniejszej kontroli nad własnym ciałem i poczynaniami
mężczyzny. Raz jeszcze zawalczyła, nagle odzyskując głos i zaczynając
krzyczeć – rozdzierająco, panicznie krzyczeć – jednak coś podpowiadało jej, że
to za mało.
Dużo za
mało…
Już było za
późno.
– Dość! – usłyszała
jakby z oddali, ale głos i tak był niczym smagnięcie biczem. Pierwszy
raz słyszała głos wampira, już nie telepatyczna, bezosobowa myśl za którą
próbował się ukryć. Tym razem głos był prawdziwy, a na dodatek okazał się
pięknym barytonem – z tą tylko różnicą, że chyba nigdy nie słyszała tak
zachrypniętego od nadmiaru skrajnych emocji tonu; a na dodatek tak pełnego
obrzydzenia do… – W tej chwili przestań!
Przestać?
Mówił do niej? Jak mogła przestać, skoro to jej działa się krzywda i na
dodatek on był tego powodem? On ją krzywdził, cały czas ją krzywdził…
Alessia
czuła, że opada, powoli pogrążając się w ciemnościach. Nie potrafiła
odpowiedzieć, nie potrafiła zrozumieć ani tym bardziej bronić się przed
wszystkim, co się działo. Wciąż miała w pamięci słowa wampira, jego okrzyk
– tak dziwnie realny i materialny w porównaniu z tym wszystkim,
czego doświadczała – i po prostu wiedziała, że coś jest nie tak.
Coś…
Raz jeszcze
zawirowało jej w głowie. Już w następnej sekundzie jej umęczony
nadmiarem emocji, świadomością tego, co się dzieje i bólem umysł
ostatecznie się poddał.
Raz jeszcze
spojrzała w te krwiste tęczówki i na moment coś jakby się zmieniło, a ona
zobaczyła twarz swojego napastnika. Z wrażenia aż nabrała powietrza do
płuc, chociaż nie miała pewności czy to dlatego, że była taka piękna, czy może
miało to związek z odkryciem, że jest w tej twarzy coś znajomego.
Coś, co…
Właśnie
wtedy wszystko zniknęło, a Alessia po raz kolejny straciła przytomność.
Świadomość wracała powoli i tak
ostrożnie, jakby bała się, że za moment wszystko zacznie się od początku.
Potrzebowała chwili, żeby wyrwać umysł z otępienia i spróbować
jakkolwiek uporządkować mieszaninę bezsensownych obrazów, myśli i dźwięków,
które natychmiast zaatakowały jej umysł. A nawet kiedy już w pełni
zrozumiała, ostatecznie doszła do wniosku, że chyba lepiej byłoby sobie nie
przypominać.
Bez
zastanowienia poderwała się i otworzyła oczy. Drżała na całym ciele, nagle
ponownie bliska paniki, dlatego nie od razu zdołała sobie uświadomić to, co
było najistotniejsze. Jej dłonie natychmiast powędrowały do piersi, lądując
gdzieś w okolicach serca.
O bogini,
on to zrobił. On jej zrobił…
Ale pod
palcami nie wyczuła nienaruszony materiał bluzki, którą od samego początku
miała na sobie. To odkrycie ją zdezorientowało, ale i przyniosło ze sobą
swego rodzaju ulgę, chociaż to wciąż było zbyt mało, żeby poczuła się jeden.
Czując się tak, jakby każdy ruch wiązał się ze sporym cierpieniem i ciągłą
walką, przeciągnęła się lekko i zaczęła oglądać swoje ciało, szukając
czegokolwiek, co wskazywałoby, że ten mężczyzna… Że on…
Nie
potrafiła dokończyć tej myśli, ale sama świadomość tego, co się wydarzyło –
albo mogło wydarzyć, bo wciąż nie potrafiła odróżnić jawy od snu – przyprawiała
ją o mdłości. Miała nieprzyjemny posmak w ustach, a żołądek
powoli zaczynał się buntować, ale jakimś cudem była w sanie zapanować nad
mdłościami, przynajmniej tymczasowo. Wciąż rozdygotana, niemal z niedowierzaniem
obserwowała swoje całe ubranie, nie mogąc pojąc, co powinna myśleć o tym,
czego doświadczyła.
Zagubienie.
Nic już nie rozumiała, nic nie miało dla niej sensu. Walcząc ze wspomnieniami,
sama już nie potrafiła stwierdzić, co takiego się wydarzyło, a co było po
prostu snem; jakimś przerażającym koszmarem, który przyszedł do niej znikąd. W pamięci
wciąż miała wspomnienie tego paraliżującego gniewu, przeplatanego strachem oraz
dotyk lodowatych dłoni, które błądziły po jej odsłoniętym ciele. Resztki
otępienia wciąż krępowały jej ruchy, chociaż poza tym nie było niczego ani
nikogo, kto byłby w stanie zmusić ją do pozostania w miejscu. Mięśnie
ją bolały, ale nie było w tym niczego związanego z jakimkolwiek
fizycznym atakiem; po prostu poobijała się, kiedy upadła, poza tym była tak
bardzo spięta, że wydawało się to wręcz niemożliwe.
Łzy same z siebie
napłynęły jej do oczu. Nawet nie próbowała ich powstrzymać, wciąż czując się
równie oderwana od rzeczywistości, co do tej pory. Połączenie z tamtym
mężczyzną zniknęło, podobnie jak i on sam, ale to nie pozwoliło jej pozbyć
się świadomości i pamięci o tym, co być może się wydarzyło. Wciąż drżała,
a wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby zerwała się na równe
nogi i uciekła, niezależnie od tego, czy było to rozsądne. Chciała wrócić
do domu, nawet jeśli bała się tego, co wydarzy się, jeśli ktoś jednak zauważył
jej nieobecność i spróbuje zadawać jakiekolwiek pytania. Co miała wtedy
powiedzieć, skoro w głowie miała kompletną pustkę?
Mamo,
tato… Zachowałam się jak kompletna idiotka. Nie mam pojęcia, co się stało, ale
mogłabym przysiąc, że właśnie zostałam zgwałcona…
Zadrżała w odpowiedzi
na tę myśl, po czym zerwała się na równie nogi. Szybko doskoczyła do
najbliższego drzewa i oparłszy się o nie, zwymiotowała, nie mogąc
dłużej zapanować nad torsjami. Natychmiast odsunęła się ze wstrętem, ocierając
usta i jednocześnie muskając wierzchem dłoni policzki oraz oczy, żeby
pozbyć się wciąż płynących łez. Chciała doprowadzić się do porządku i jakoś
nad sobą zapanować, ale to okazało się zbyt trudne.
Szok… Chyba
była w szoku, a przynajmniej tak jej się wydawało. Niektóre fakty
dopiero zaczynały do niej docierać, a ich wydźwięk sprawiał, że ledwo
trzymała się na nogach. Chyba jedynie cudem była w stanie wciąż utrzymać
się w pozycji pionowej, pozwalając żeby jej umęczony umysł bronił się
przed prawdą, której nie chciała przyjąć…
I o której
wciąż nie miała pewności, czy jest prawdą. Wszystko wciąż jej się mieszało, a próba
uporządkowania faktów i zapanowania nad chaosem, który miała w głowie,
była z góry skazana na niepowodzenie. Jedyne, czego była pewna, to to, że
coś się wydarzyło. Coś na co nie miała wpływu, co mogło być okrutne, ale…
Ale
jednocześnie wydawało się snem. Czy nawet gdyby to się stało, gdyby… została
zgwałcona, czułaby się w taki sposób? Czy naprawdę miałaby wątpliwości co
do tego, czy to naprawdę się wydarzyło? Nawet jeśli, jak mogła mimo wszystko
zachowywać się tak spokojnie, tak… bezbarwnie?
Dlaczego
nic nie miało sensu?
– Chcę do
domu… – wyszeptała cicho, zmuszając się do ruchu; potrzebowała dłuższej chwili,
żeby obrać kierunek, ale to i tak było lepsze od trwania w tym
miejscu, w tym lesie…
Nikt nie
odpowiedział na jej słowa; była sama.
A jej głos
chłonęła wyłącznie ciemność.
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekan na następny : )
Z góry przepraszam, że dawno nie komentowałam, ale mój komputer mówiąc krótko padł.Co nie znaczy, że nie czytałam bo codziennie wiernie czytałam każdy rozdział, ale z telefonu z którego niestety nie da się komentować.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to mnie zaskoczył oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.Na początku myślałam, że to Lawrence sobie znowu przypomniał o rodzinie, ale on by przecież tego nie zrobił prawda?
Niee, może jest zły, ale przecież nie posunąłby się do gwałtu na wnuczkę.Mam nadzieje, że Ali wróci bezpiecznie do domu i wszystko się wyjaśni.
No cóż pozostaje mi tylko gdybanie i czekanie na następny rozdział.:)
Pozdrawiam
Renesmee:3