15 stycznia 2014

Czternaście

Alessia
Alessia otworzyła oczy. Wzdrygnęła się, nagle uświadamiając sobie, gdzie się znajduje, po czym gwałtownie usiadła, zrzucając przy tym koc, który zarzucił na nią Damien. Wciąż leżała na łóżku w pokoju brata, zaspana, ale poza tym w pełni sił. Kto jak kto, ale Damien potrafił działać cuda i to zdecydowanie szybciej niż wszyscy lekarze razem wzięci.
Westchnęła i usiadła na łóżku. Położyła obie stopy na podłodze i – przeciągając się przy tym lekko – stanęła na nogi. Z satysfakcją przekonała się, że po urazie nie pozostał nawet ślad; kostka błyskawicznie wróciła do właściwego rozmiaru, ledwo tylko Damien położył na niej dłoń. Teraz, kiedy o tym pomyślała, musiała przyznać, że czuła się trochę winna, że go wykorzystała, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że już był wymęczony, ale przecież dobrze wiedziała, że i tak by jej pomógł, nawet gdyby zaraz po tym miał stracić przytomność. Mimo całego wewnętrznego spokoju, jej brat bywał równie uparty co i ona, ale ta cecha była już chyba w tej rodzinie dziedziczna.
Słyszała szum przelewanej wody, co jasno dało jej do zrozumienia, że Damien wykorzystał moment, żeby zająć łazienkę. Wywróciła oczami, wyjątkowo nie mając nic przeciwko temu, żeby zaczekać. Chyba była mu coś winna, nie tylko za to, że się nią zajął, ale również za milczenie. Nie był zachwycony, kiedy opowiedziała mu o wilkołakach i tym, co widziała (albo nie widziała) w lesie, ale przynajmniej obiecał, że o niczym nie wspomni rodzicom albo Cullenom. Sama nie wiedziała dlaczego, ale wolała pewne sprawy zachować dla siebie, żeby nie siać niepotrzebnej paniki; gdyby okazało się, że jednak coś źle zinterpretowała, później byłoby jej wstyd, poza tym od samego początku oboje byli wychowywani w przekonaniu, że są w stanie poradzić sobie z problemami. A te chciała rozwiązywać sama, nawet jeśli to było naiwne.
Przeczesując włosy palcami, podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Na dworze wciąż było jeszcze ciemno, ale przywykła do zarywania nocy, głównie po to, żeby móc funkcjonować w towarzystwie Aldero i Camerona. Teraz nie myślała o kuzynach, wciąż skoncentrowana na wspomnieniu rozmowy z bratem. Chociaż to Damien był tym zdecydowanie inteligentniejszym i bardziej oczytanym, zawsze udawało im się znaleźć jakiś błahy temat do rozmowy, nawet jeśli miałoby się to sprowadzać do przekomarzania się. Tym razem było podobnie, bo kiedy już przestała mówić o Arielu (wspólny taniec przemilczała, dochodząc do wniosku, że tego akurat jej brat wcale nie musi wiedzieć), a Damien skończył już mruczeć coś o tym, jakie to było głupie, zaczęli mówić o wszystkim i o niczym, po prostu całkowicie odcinając się od problemów. Potrafili tak rozmawiać bardzo długo, odkąd tylko sięgała pamięcią, nie pierwszy raz zresztą zasnęła w pokoju Damiena, żeby później obudzić się wieczorem albo w środku nocy.
Bez pośpiechu wyszła na korytarz, kierując się do swojego pokoju. Jej sypialnie znajdowała się praktycznie naprzeciwko tej, którą zajmował Damien i stanowiła jej całkowite przeciwieństwo. Czysty i miły dla oka pokój jej brata, mocno kontrastował z jej własnym, gdzie panował – jak lubiła się usprawiedliwiać – artystyczny nieład. Nie było bałaganu, a przynajmniej nie jakiego wielkiego. Po prostu mniejszą wagę przykładała do szczegółów, takich jak chociażby odkładanie wszystkich rzeczy na miejsce. Kilka jej bluzek leżało na wąskim skórzanym fotelu w kącie pokoju; książka („Dracula”, tak dla rozrywki) leżała porzucona na stoliki przy łóżku, grzbietem do góry, żeby łatwiej było znaleźć ostatnią stronę. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to zostawiła i ta świadomość niosła ze sobą jakieś dziwne ukojenie.
Ali bez pośpiechu przeszła przez pokój, żeby ostatecznie opaść na fotel, wcześniej zrzucając położone na nim ubrania. Jej wzrok powędrował w stronę łóżka, gdzie – między materacem a prześcieradłem, tuż pod poduszką, znajdował się jej pamiętnik. Prowadziła go odkąd tylko pamiętała, chociaż nigdy nie miała skłonności do regularnych zapisków. Decydowała się na to raczej okazyjnie, kiedy czuła taką potrzebę albo z nudów, ale mimo wszystko zapisywania swoich myśli sprawiało jej przyjemność. Tak łatwiej było wszystko uporządkować i raz jeszcze przeanalizować, jednak nie sądziła, żeby to jakkolwiek pomogło jej zrozumieć to, co czuła w związku spalonym pomysłem spotkania z wilkołakami albo – co ważniejsze – tajemniczym nieznajomym z lasu.
Zwłaszcza ta druga sprawa nie dawała jej spokoju. Na samą myśl przechodził ją dreszcz, zwłaszcza kiedy przypominała sobie uczucie bycia obserwowaną albo ten moment, kiedy uświadomiła sobie, że Tempesta również coś wyczuwa. Nie chodziło nawet o to, że zachowała się w tak dziwny sposób i przestała jej słuchać, ale o sam fakt tego, że mężczyzna nie był tylko wytworem jej wyobraźni. Z jakiego powodu ją obserwował i chociaż jego obecność nie musiała nic znaczyć, Alessia miała wrażenie, że to bardzo ważne, żeby w końcu wszystko zrozumieć.
Nieświadomie zacisnęła dłonie w pięści. Być może zwariowała, ale prawda była taka, że pragnęła go poszukać. Już dwukrotnie ją wystraszył i chociaż pierwszy raz mogła uznać za przypadek, drugi stanowczo zaprzeczał takiej możliwości. To musiała być ta sama osoba – i czegoś od niej chciała, a Alessia zamierzała się dowiedzieć czego. Czekanie nigdy nie było jej mocną stroną, podobnie zresztą jak i cierpliwość, więc taka decyzja przyszła jej z łatwością i bez wahania ją podjęła.
Powoli się podniosła, właściwie nie zastanawiając się nad tym, co robi. To od zawsze była jedna z jej najcharakterystyczniejszych cech – zarówno zaleta, jak i wada – o której niejednokrotnie słyszała, że kiedyś ją zgubi. Po prostu podejmowała decyzje pod wpływem impulsu, dopiero później zaczynają zastanawiać się nad słusznością swojego pomysłu i tym, czy to ma sens, ale zwykle było już za późno, żeby cokolwiek zmienić.
Machinalnie uniosła dłoń do szyi, muskając palcami „Łzę Allegry”, którą na pierwszą swoją gwiazdkę dostała od matki Isabeau i z którą od tamtego momentu wcale się nie rozstawała. Pocierając naszyjnik, w charakterystyczny dla siebie sposób, Alessia powoli podeszła do okna i wbiła wzrok w ciemność. Tym razem nie działała aż tak impulsywnie, a wątpliwości jasno dawały o sobie znać, ale i tak ostatecznie zdecydowała się i postawiła stopę na parapecie. Już w następnej sekundzie otworzyła okno i lekko wyślizgnęła się na zewnątrz, bez wahania zeskakując z piętra na ziemię.
Tym razem starannie sprawdziła wszystko, co robiła, zwłaszcza jeśli chodziło o skok. Starannie przygotowała ciało i w efekcie wylądowała na trawniku za domem w kucki, tym razem nie robiąc sobie żadnej krzywdy. Natychmiast wyprostowała się i pobiegła przed siebie, działając szybko, zanim zdążyłaby się rozmyślać – albo gdyby Damien się zorientował i sam spróbował ją zatrzymać. Rodzicami się nie martwiła, bo nieświadomości jej planów, nie mieli powodów, żeby się martwić – w końcu niejednokrotnie nocami wymykała się do Hayley, Zoe albo do któregokolwiek z bliskich; zawsze doskonale wiedzieli, ale nie widzieli powodów, żeby jej czegokolwiek zabraniać.
No ale Damien mógłby stanowić problem.
Nie miała większych problemów z tym, żeby znaleźć się w lesie. Otwierając główną furtkę, zawahała się na moment, ale prawie natychmiast odsunęła od siebie wszelakie wątpliwości i ruszyła przed siebie, stopniowo zagłębiając się w gęstwinę. Jej kroki były prawie niesłyszalne, chociaż nie tłumiła ich świadomie, pod wpływem impulsu decydując się na to, żeby się skradać. To wydawało się sensowne, tym bardziej, że panująca dookoła ciemność wyjątkowo napawała ją niepokojem, dokładnie jak za pierwszym razem, kiedy czuła, że ktoś ją obserwuje. Teraz wiedziała, że jest sama, ale – jak na ironię – próbowała doprowadzić do tego, żeby stało się inaczej. Tym razem to ona szukała, wręcz prosząc się o kłopoty, ale starała się o tym nie myśleć, bardziej skoncentrowana na pytaniach, które miała oraz tym, żeby w końcu znaleźć odpowiedzi.
No dobrze, gdybym była wampirem, gdzie bym się schowała?, pomyślała i westchnęła cicho, świadoma bezsensowności własnego pytania. W ten sposób zdecydowanie nie miała być w stanie wymyślać czegokolwiek, co dałoby efekty, nie wspominając o jakichkolwiek postępach. Musiała opracować jakiś konkretny plan, ale i to wydawało się trudne, bo właściwie sama nie była pewna, jak powinna się do tego zabrać – nie wspominając o tym, czy oby na pewno chciała, żeby jej poszukiwania przyniosły efekty.
Westchnęła cicho. Mimo wszystko… Cóż, chyba mimo wszystko tego chciała. A rozwiązanie było – jakby nie patrzeć – bardzo proste.
Zatrzymała się, po czym z wahaniem spojrzała w atramentowe niebo. Gwiazdy z trudem przeniosły przez baldachim liści, ale jakoś dawały radę się przebić i widziała je całkiem wyraźnie. Był również księżyc – zaledwie cieniutki zarys, coś na kształt sierpa albo dużej litery „C”. Satelita dopiero zaczynał się odradzać po nowiu, powoli szykując się do pełni, a więc i dość niebezpiecznego dnia, przez wzgląd na liczne przemiany wilkołaków. Wtedy lepiej było siedzieć w domu, niezależnie od rasy i pozycji, jaką się zajmowało – albo przynajmniej szybko biegać, jeśli nie chciało się wpaść w poważne kłopoty.
Ali ze świętem wypuściła powietrze z płuc. Ręce zwiesiła wzdłuż ciała i teraz koncentrowała się przede wszystkim na tym, żeby nie ulec pokusie i nie zaciskać ich w pięści. Próbowała się rozluźnić i wyciszyć, bo dzięki temu miało być jej łatwiej, ale jej ciało i umysł najwyraźniej nie zamierzały tego tak łatwo zrozumieć. Buntowały się, przysłonięte przez obawy, które jednak uparcie starała się ignorować, niezależnie od możliwych konsekwencji.
Musiała spróbować. Czuła, że musi po prostu spróbować, chociaż tyle, a potem…
A potem się zobaczy, ale nawet jeśli coś miało nie wyjść, przynajmniej mogła mieć świadomość, że próbowała. Otrzymanie odpowiedzi było bardzo ważne, a jeśli musiała odszukać tego wampira, żeby w pełno się uspokoić, to zamierzała tego dokonać.
Zamknęła oczy, chociaż czuła wewnętrzny opór przed taką decyzją; zdecydowanie decyzja o dobrowolnym pozbawieniu się zmysły wzroku, na dodatek w środku lasu i to w Mieście Nocy, w świetle tego, co planowała zrobić, była co najmniej idiotyczna. Miała wrażenie, że w ten sposób aż prosi się o kłopot, bezradnie czekając aż ktoś ją zaatakuje. Nawet gdyby tak się stało, pewnie nawet nie zdążyłaby sprawdzić, który skręcił jej kark albo…
Potrząsnęła głową, żeby odrzucić od siebie wszelakie myśli, zwłaszcza te negatywne. Musiała się skoncentrować, a to nie było takie łatwe, skoro wciąż pozostawała tak spięta. Przypominając sobie liczne rady Allegry i Isabeau, chociaż i tak potrzebowała dłuższej chwili, żeby w pełni się na nich skoncentrować. Spróbowała się poczuć tak jak wtedy, kiedy próbowała wniknąć w świat snów i na nie wpływać, chociaż tym razem nów chodziło o to, żeby zasnęła. Wręcz przeciwnie – musiała pozostać przytomna, a tym bardziej musiała pozostać w swoim ciele i…
Ale czy na pewno? Zawahała się, nagle zaintrygowana myślą, która pojawiła się samoistnie. Co by się stało, gdyby – tak jak wtedy, kiedy jeszcze była dzieckiem – po prostu opuściła ciało i w ten sposób spróbowała się rozejrzeć? Możliwość była kusząca, nawet mimo świadomości tego, jak niebezpieczne może być to, co zamierzała zrobić. Lepiej było nie igrać z ogniem, oczywiście, ale czasami ryzyko było dobre.
Przygryzła dolną wargę, w nieco nerwowym geście. Czuła się zdezorientowana, poza tym wciąż towarzyszył jej niepokój i to właśnie on ostatecznie sprawił, że wróciła na ziemię. Nie, opuszczenie ciała zdecydowanie nie należało do najlepszych pomysłów. Może gdyby była w domu, nie znalazłaby przyczyn do zrezygnowania z takiej możliwości, ale w przypadku, kiedy znajdowała się w środku lasu, to byłoby co najmniej idiotyczne. Więzi łączące duszę i ciało od zawsze były kruche, a jeśli dodać do tego, że wtedy już całkiem nie miałaby panowania nad tym, co się z nią dzieje, ostateczny efekt mógł okazać się naprawdę marny.
Nie to co w przypadku myśli sondującej.
Kiedy o tym pomyślała, uśmiechnęła się pod nosem. Wraz z nagłym przypływem pewności siebie, skoncentrowała się w pełni, przekonana o tym, co zamierzała zrobić. Miała dość niepewności i strachu, dlatego warto było zdecydować się na ryzyko, nawet jeśli Damien bez wątpienia stwierdziłby, że to idiotyczny tok rozumowania. Z tym, że Damiena tutaj nie było, więc nie miał być w stanie jej powstrzymać, gdyby nawet nasza go na to ochota. W końcu „czego oczy nie widzą, tego świętemu Damienowi nie żal”, jak to zwykł mawiać Aldero, kiedy czasami razem się gdzieś wymykali, a kuzyn bez wahania proponował jej pomysły, które zdecydowanie nie wyglądały na rozsądne – a na które zgadzała się niemal z radością.
Teraz zaczęła żałować, że nie ma tutaj Al’a – nie potępiałby jej za decyzję, a wręcz głupio w nich dopingował, niezależnie od tego, jakie by nie były. Na pewno poczułaby się przy nim pewniej, tym bardziej, że Aldero miał zdecydowanie lżejsze podejście do pewnych spraw. On z pewnością rozumiałby, dlaczego mężczyzna z lasu nie dawał jej spokoju i dlaczego zdecydowała się na własną rękę czegokolwiek o nim dowiedzieć. Zrozumiałby również to, dlaczego próbowała być samodzielna – tym bardziej, że mimo wszystko była od Damiena starsza, nawet jeśli sprowadzało się do kilku zaledwie minut. Mimo wszystko czuła się przy bracie jak niedoświadczony dzieciak, a to uczucie zdecydowanie nie bywało przyjemne.
Wszelakie myśli uleciały z jej głowy, w momencie kiedy uwolniła energię. Moc rozeszła się na wszystkie strony, początkowo będąc zaledwie lekkim, prawie niewyczuwalnym muśnięciem jej niezwykłego umysłu. Starannie przeczesywała okolicę, starając się wyczuć czyjąkolwiek obecność. To Gabriel ją tego nauczył i teraz z satysfakcją stwierdziła, że była w korzystaniu ze zdolności coraz lepsza. Zachęcona sukcesem, pozwoliła sobie na więcej i w tamtym momencie poczuła, że udało jej się lepiej niż mogłaby przypuszczać. Zanim się obejrzała, już nie miała przed oczami drzew; co prawda nie opuściła ciała, ale wrażenie było bardzo podobne do tego, czego doświadczała, kiedy jednak się na to decydowała. Leciała, a drzewa umykały przed nią, rozstępując się albo po prostu przez nią przenikając. Była zaledwie czymś więcej niż myśl, ale zdecydowanie mniej niż materialne ciało, chociaż czuła z nim wyraźną więź. Patrzyła dalej, już nie wykorzystując naturalnych zmysłów, ale coś zdecydowanie potężniejszego – własny umysł. Zdalne postrzeganie; tak nazywał to ojciec i w takich momentach miała absolutną pewność tego, że słowa te idealnie określały istotę rzeczy.
Zdalne postrzeganie…
Gdzie jesteś?, pomyślała. Sama nie była pewna do kogo się zwraca i to ma jakikolwiek sens, ale nie potrafiła powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. Rozeszło się, dokładnie tak jak wcześniej moc, krążąc w powietrzu i szukając kogoś, kto byłby zdolny do tego, żeby ją odebrać. Tak naprawdę szukała telepaty, chociaż sama nie wiedziała skąd pomysł, że właśnie na niego uda jej się trafić. Przecież nie wiedziała kim był tamten mężczyzna, a jednak… Odezwij się. Przestań się kryć i mi odpowiedz!, dodała, poirytowana brakiem odpowiedzi.
Tym razem jej słowa zabrzmiały niczym rozkaz, a Alessia aż zadrżała, pozytywnie zaskoczona własną reakcją. Rozkaz, a więc i potęga. Czuła się… silna.
To dobrze.
Wciąż krążyła, rozglądając się dookoła. Ze wszystkich stron dostrzegała mentalną pustkę, świadczącą o braku jakiejkolwiek istoty różnej od zwykłych leśnych zwierząt. Raz po raz przeszukiwała las, powtarzając swoje wezwania i nasłuchując, ale jakaś część niej już zaczynała się buntować, powoli dochodząc do wniosku, że takie działania nie mają sens. Być może nie miały, ale Alessia za żadne skarby nie chciała się do tego przyznać, nie wspominając o poddaniu się. Bez sensu czy nie, chciała przynajmniej spróbować.
Poirytowana, niechętnie się wycofała. Mogła posunąć się dalej i objąć poszukiwaniami również miasto, ale to wydawało się bezsensowne. Jeśli szukała kogoś, kto był w mieście, już mogła uznać swoją porażkę; Miasto Nocy pełne było najróżniejszych istot, a ta, którą starała się odszukać, była jej zbyt słabo znana, żeby mogła ją rozpoznać. Co więcej, wtedy istniała duża szansa na to, że jej myśli wychwyci ktoś niepowołany – może nawet Isabeau albo Layla – a wtedy mogła liczyć się z dość niewygodnymi pytaniami, których zdecydowanie wolała uniknąć.
Właśnie wtedy poczuła coś, co na moment ja zdezorientowało. Przypominało to błysk światła w ciemności; chwilowy blask, który prawie natychmiast znikł, wręcz nienaturalnie szybko. Zamarła i raz jeszcze wysłała moc, tym razem na mniejszą skalę, żeby lepiej móc się skoncentrować. Niczego nie wyczuła, ale wiedziała, że coś jest na rzeczy. Ktoś jednak wyczuł jej starania – i starał się jakoś przed nimi ustrzec.
Kim jesteś?, zapytała ponownie. Nie dawała za wygraną, w nadziei na to, że jeśli da intruzowi jasno do zrozumienia, że zdaje sobie sprawę z jego obecności, zdoła przekonać go do tego, żeby się ujawnił.
Przez moment panowała cisza, a potem w końcu coś się wydarzyło.
Nieistotne. Jedno krótkie zdanie, zaledwie słowo, pozbawione jakiejkolwiek modulacji. W zasadzie myśl ta nie różniła się od jej własnej albo od wpatrywania się w napisane słowo. Mogła nie znaczyć niczego, ale Alessia wiedziała, że to jedynie pozory; kolejna próba zwiedzenia jej i trzymania jak najdalej od obcego umysłu, który tak bardzo starała się poznać. Odpuść, Alessiu, nakazał jej głos i tym razem zabrzmiał niemal łagodnie; jej imię wydawało się melodią.
Alessia zesztywniała, po czym raptownie wróciła do siebie. Zakręciło jej się w głowie, kiedy ponownie poczuła w pełni swoje ciało, ale wciąż nie przerwała połączenia, które udało jej się nawiązać. Czuła obecność tego, którego szukała. To musiał być ten wampir, była tego pewna. Podobnie jak i tego, że naprawdę był telepatą. Prawdopodobnie powinna być tym odkryciem zdziwiona, a jednak przyszło jej ono równie naturalnie, co akceptowanie innych faktów.
Trawa jest zielona, niebo niebieskie, a wampir z lasu posiadał telepatyczne zdolności. Absolutnie normalna sprawa.
Czekała na kolejną myśl, ale ta nie nadchodziła. Alessia wiedziała, że prawdopodobnie powinna usłuchać i odpuścić, dokładnie jak nakazał jej głos, ale nie po to tak bardzo się wysiliła, żeby teraz nadal się zadręczać. O nie, zaszła zbyt daleko… Poza tym on znał jej imię. To nie było normalne, poza tym sprawiało, że tym bardziej czuła się odpowiedzialna za to, żeby wszystko zrozumieć. Musiała poznać prawdę.
Umysł próbował się wycofać, ale nie pozwoliła mu na to. Wciąż zaciskając powieki, skoncentrowała się na słabym połączeniu, próbując je podtrzymać i wzmocnić. Praktycznie zmuszała mężczyznę, żeby z nią został, chociaż ten wyraźnie się takiemu rozwiązaniu opierał. Sama była zaskoczona tym, że w ogóle jej się to udało, ale nie miała siły i czasu zastanawiać się nad tym, skąd znalazła w sobie aż tyle siły. Po prostu nadal uparcie atakowała, decydując się posunąć krok dalej i wniknąć w myśli nieznajomego. Natychmiast poczuła opór, ale to nie zniechęciło ją od ponowienia próby; to było głupie, ale musiała wiedzieć i…
I właśnie wtedy znalazła szczelinę. W następnej chwili wampir ustąpił, a Alessia z zaskoczeniem poczuła, że moc wymyka jej się spod kontroli. Wspomnienia i rzeczywistość momentalnie zlały się ze sobą, tworząc jedną, spójną całość, której w żaden sposób nie potrafiła od siebie odróżnić – bo może po prostu żadna różnica nie istniała.
Kiedy bez ostrzeżenia tuż przed nią zmaterializował się wampir, wiedziała, że ma kłopoty – a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie i było już tylko gorzej…

1 komentarz:

  1. No, więc nadrobiłam zaległości, za które przepraszam. No, ale jestem w szoku. Pozytywnie, mam na myśli. Podobał mi się ten rozdział z Laylą. Znaczy, mimo, że sen i to wszystko było dla mnie trochę przygnębiające, ale jednak podobała mi się forma i końcówka.
    Zastanawiałam się co przestraszyło konika. Możliwe, że było wyjaśnione chociaż oględnie, ale na moją obronę wezmę fakt, że mój mózg ostatnio strasznie wolno trybi.
    Ciekawe, co Damien ukrywa...
    No, ale w każdym razie, czekam na dalsze notki. Życzę weny, pozdrawiam i zapraszam na wyjątkowo krótki prolog.

    Twoja Aleks.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa