Alessia
Alessia otworzyła oczy. Wzdrygnęła
się, nagle uświadamiając sobie, gdzie się znajduje, po czym gwałtownie usiadła,
zrzucając przy tym koc, który zarzucił na nią Damien. Wciąż leżała na łóżku w pokoju
brata, zaspana, ale poza tym w pełni sił. Kto jak kto, ale Damien potrafił
działać cuda i to zdecydowanie szybciej niż wszyscy lekarze razem wzięci.
Westchnęła i usiadła
na łóżku. Położyła obie stopy na podłodze i – przeciągając się przy tym
lekko – stanęła na nogi. Z satysfakcją przekonała się, że po urazie nie
pozostał nawet ślad; kostka błyskawicznie wróciła do właściwego rozmiaru, ledwo
tylko Damien położył na niej dłoń. Teraz, kiedy o tym pomyślała, musiała
przyznać, że czuła się trochę winna, że go wykorzystała, zwłaszcza biorąc pod
uwagę to, że już był wymęczony, ale przecież dobrze wiedziała, że i tak by
jej pomógł, nawet gdyby zaraz po tym miał stracić przytomność. Mimo całego
wewnętrznego spokoju, jej brat bywał równie uparty co i ona, ale ta cecha
była już chyba w tej rodzinie dziedziczna.
Słyszała
szum przelewanej wody, co jasno dało jej do zrozumienia, że Damien wykorzystał
moment, żeby zająć łazienkę. Wywróciła oczami, wyjątkowo nie mając nic
przeciwko temu, żeby zaczekać. Chyba była mu coś winna, nie tylko za to, że się
nią zajął, ale również za milczenie. Nie był zachwycony, kiedy opowiedziała mu o wilkołakach
i tym, co widziała (albo nie widziała) w lesie, ale przynajmniej
obiecał, że o niczym nie wspomni rodzicom albo Cullenom. Sama nie
wiedziała dlaczego, ale wolała pewne sprawy zachować dla siebie, żeby nie siać
niepotrzebnej paniki; gdyby okazało się, że jednak coś źle zinterpretowała,
później byłoby jej wstyd, poza tym od samego początku oboje byli wychowywani w przekonaniu,
że są w stanie poradzić sobie z problemami. A te chciała
rozwiązywać sama, nawet jeśli to było naiwne.
Przeczesując
włosy palcami, podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Na dworze wciąż
było jeszcze ciemno, ale przywykła do zarywania nocy, głównie po to, żeby móc
funkcjonować w towarzystwie Aldero i Camerona. Teraz nie myślała o kuzynach,
wciąż skoncentrowana na wspomnieniu rozmowy z bratem. Chociaż to Damien
był tym zdecydowanie inteligentniejszym i bardziej oczytanym, zawsze
udawało im się znaleźć jakiś błahy temat do rozmowy, nawet jeśli miałoby się to
sprowadzać do przekomarzania się. Tym razem było podobnie, bo kiedy już
przestała mówić o Arielu (wspólny taniec przemilczała, dochodząc do
wniosku, że tego akurat jej brat wcale nie musi wiedzieć), a Damien
skończył już mruczeć coś o tym, jakie to było głupie, zaczęli mówić o wszystkim
i o niczym, po prostu całkowicie odcinając się od problemów.
Potrafili tak rozmawiać bardzo długo, odkąd tylko sięgała pamięcią, nie
pierwszy raz zresztą zasnęła w pokoju Damiena, żeby później obudzić się
wieczorem albo w środku nocy.
Bez
pośpiechu wyszła na korytarz, kierując się do swojego pokoju. Jej sypialnie
znajdowała się praktycznie naprzeciwko tej, którą zajmował Damien i stanowiła
jej całkowite przeciwieństwo. Czysty i miły dla oka pokój jej brata, mocno
kontrastował z jej własnym, gdzie panował – jak lubiła się usprawiedliwiać
– artystyczny nieład. Nie było bałaganu, a przynajmniej nie jakiego
wielkiego. Po prostu mniejszą wagę przykładała do szczegółów, takich jak
chociażby odkładanie wszystkich rzeczy na miejsce. Kilka jej bluzek leżało na
wąskim skórzanym fotelu w kącie pokoju; książka („Dracula”, tak dla
rozrywki) leżała porzucona na stoliki przy łóżku, grzbietem do góry, żeby
łatwiej było znaleźć ostatnią stronę. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to
zostawiła i ta świadomość niosła ze sobą jakieś dziwne ukojenie.
Ali bez
pośpiechu przeszła przez pokój, żeby ostatecznie opaść na fotel, wcześniej
zrzucając położone na nim ubrania. Jej wzrok powędrował w stronę łóżka,
gdzie – między materacem a prześcieradłem, tuż pod poduszką, znajdował się
jej pamiętnik. Prowadziła go odkąd tylko pamiętała, chociaż nigdy nie miała
skłonności do regularnych zapisków. Decydowała się na to raczej okazyjnie,
kiedy czuła taką potrzebę albo z nudów, ale mimo wszystko zapisywania
swoich myśli sprawiało jej przyjemność. Tak łatwiej było wszystko uporządkować i raz
jeszcze przeanalizować, jednak nie sądziła, żeby to jakkolwiek pomogło jej
zrozumieć to, co czuła w związku spalonym pomysłem spotkania z wilkołakami
albo – co ważniejsze – tajemniczym nieznajomym z lasu.
Zwłaszcza
ta druga sprawa nie dawała jej spokoju. Na samą myśl przechodził ją dreszcz,
zwłaszcza kiedy przypominała sobie uczucie bycia obserwowaną albo ten moment,
kiedy uświadomiła sobie, że Tempesta również coś wyczuwa. Nie chodziło nawet o to,
że zachowała się w tak dziwny sposób i przestała jej słuchać, ale o sam
fakt tego, że mężczyzna nie był tylko wytworem jej wyobraźni. Z jakiego
powodu ją obserwował i chociaż jego obecność nie musiała nic znaczyć,
Alessia miała wrażenie, że to bardzo ważne, żeby w końcu wszystko zrozumieć.
Nieświadomie
zacisnęła dłonie w pięści. Być może zwariowała, ale prawda była taka, że
pragnęła go poszukać. Już dwukrotnie ją wystraszył i chociaż pierwszy raz
mogła uznać za przypadek, drugi stanowczo zaprzeczał takiej możliwości. To
musiała być ta sama osoba – i czegoś od niej chciała, a Alessia
zamierzała się dowiedzieć czego. Czekanie nigdy nie było jej mocną stroną,
podobnie zresztą jak i cierpliwość, więc taka decyzja przyszła jej z łatwością
i bez wahania ją podjęła.
Powoli się
podniosła, właściwie nie zastanawiając się nad tym, co robi. To od zawsze była
jedna z jej najcharakterystyczniejszych cech – zarówno zaleta, jak i wada
– o której niejednokrotnie słyszała, że kiedyś ją zgubi. Po prostu
podejmowała decyzje pod wpływem impulsu, dopiero później zaczynają zastanawiać
się nad słusznością swojego pomysłu i tym, czy to ma sens, ale zwykle było
już za późno, żeby cokolwiek zmienić.
Machinalnie
uniosła dłoń do szyi, muskając palcami „Łzę Allegry”, którą na pierwszą swoją
gwiazdkę dostała od matki Isabeau i z którą od tamtego momentu wcale
się nie rozstawała. Pocierając naszyjnik, w charakterystyczny dla siebie
sposób, Alessia powoli podeszła do okna i wbiła wzrok w ciemność. Tym
razem nie działała aż tak impulsywnie, a wątpliwości jasno dawały o sobie
znać, ale i tak ostatecznie zdecydowała się i postawiła stopę na
parapecie. Już w następnej sekundzie otworzyła okno i lekko
wyślizgnęła się na zewnątrz, bez wahania zeskakując z piętra na ziemię.
Tym razem
starannie sprawdziła wszystko, co robiła, zwłaszcza jeśli chodziło o skok.
Starannie przygotowała ciało i w efekcie wylądowała na trawniku za
domem w kucki, tym razem nie robiąc sobie żadnej krzywdy. Natychmiast
wyprostowała się i pobiegła przed siebie, działając szybko, zanim
zdążyłaby się rozmyślać – albo gdyby Damien się zorientował i sam
spróbował ją zatrzymać. Rodzicami się nie martwiła, bo nieświadomości jej
planów, nie mieli powodów, żeby się martwić – w końcu niejednokrotnie
nocami wymykała się do Hayley, Zoe albo do któregokolwiek z bliskich;
zawsze doskonale wiedzieli, ale nie widzieli powodów, żeby jej czegokolwiek
zabraniać.
No ale
Damien mógłby stanowić problem.
Nie miała
większych problemów z tym, żeby znaleźć się w lesie. Otwierając
główną furtkę, zawahała się na moment, ale prawie natychmiast odsunęła od
siebie wszelakie wątpliwości i ruszyła przed siebie, stopniowo zagłębiając
się w gęstwinę. Jej kroki były prawie niesłyszalne, chociaż nie tłumiła
ich świadomie, pod wpływem impulsu decydując się na to, żeby się skradać. To
wydawało się sensowne, tym bardziej, że panująca dookoła ciemność wyjątkowo
napawała ją niepokojem, dokładnie jak za pierwszym razem, kiedy czuła, że ktoś
ją obserwuje. Teraz wiedziała, że jest sama, ale – jak na ironię – próbowała
doprowadzić do tego, żeby stało się inaczej. Tym razem to ona szukała, wręcz
prosząc się o kłopoty, ale starała się o tym nie myśleć, bardziej
skoncentrowana na pytaniach, które miała oraz tym, żeby w końcu znaleźć
odpowiedzi.
No
dobrze, gdybym była wampirem, gdzie bym się schowała?, pomyślała i westchnęła
cicho, świadoma bezsensowności własnego pytania. W ten sposób zdecydowanie
nie miała być w stanie wymyślać czegokolwiek, co dałoby efekty, nie
wspominając o jakichkolwiek postępach. Musiała opracować jakiś konkretny
plan, ale i to wydawało się trudne, bo właściwie sama nie była pewna, jak
powinna się do tego zabrać – nie wspominając o tym, czy oby na pewno
chciała, żeby jej poszukiwania przyniosły efekty.
Westchnęła
cicho. Mimo wszystko… Cóż, chyba mimo wszystko tego chciała. A rozwiązanie
było – jakby nie patrzeć – bardzo proste.
Zatrzymała
się, po czym z wahaniem spojrzała w atramentowe niebo. Gwiazdy z trudem
przeniosły przez baldachim liści, ale jakoś dawały radę się przebić i widziała
je całkiem wyraźnie. Był również księżyc – zaledwie cieniutki zarys, coś na
kształt sierpa albo dużej litery „C”. Satelita dopiero zaczynał się odradzać po
nowiu, powoli szykując się do pełni, a więc i dość niebezpiecznego
dnia, przez wzgląd na liczne przemiany wilkołaków. Wtedy lepiej było siedzieć w domu,
niezależnie od rasy i pozycji, jaką się zajmowało – albo przynajmniej
szybko biegać, jeśli nie chciało się wpaść w poważne kłopoty.
Ali ze
świętem wypuściła powietrze z płuc. Ręce zwiesiła wzdłuż ciała i teraz
koncentrowała się przede wszystkim na tym, żeby nie ulec pokusie i nie
zaciskać ich w pięści. Próbowała się rozluźnić i wyciszyć, bo dzięki
temu miało być jej łatwiej, ale jej ciało i umysł najwyraźniej nie
zamierzały tego tak łatwo zrozumieć. Buntowały się, przysłonięte przez obawy,
które jednak uparcie starała się ignorować, niezależnie od możliwych
konsekwencji.
Musiała
spróbować. Czuła, że musi po prostu spróbować, chociaż tyle, a potem…
A potem się
zobaczy, ale nawet jeśli coś miało nie wyjść, przynajmniej mogła mieć
świadomość, że próbowała. Otrzymanie odpowiedzi było bardzo ważne, a jeśli
musiała odszukać tego wampira, żeby w pełno się uspokoić, to zamierzała
tego dokonać.
Zamknęła
oczy, chociaż czuła wewnętrzny opór przed taką decyzją; zdecydowanie decyzja o dobrowolnym
pozbawieniu się zmysły wzroku, na dodatek w środku lasu i to w Mieście
Nocy, w świetle tego, co planowała zrobić, była co najmniej idiotyczna.
Miała wrażenie, że w ten sposób aż prosi się o kłopot, bezradnie
czekając aż ktoś ją zaatakuje. Nawet gdyby tak się stało, pewnie nawet nie
zdążyłaby sprawdzić, który skręcił jej kark albo…
Potrząsnęła
głową, żeby odrzucić od siebie wszelakie myśli, zwłaszcza te negatywne. Musiała
się skoncentrować, a to nie było takie łatwe, skoro wciąż pozostawała tak
spięta. Przypominając sobie liczne rady Allegry i Isabeau, chociaż i tak
potrzebowała dłuższej chwili, żeby w pełni się na nich skoncentrować.
Spróbowała się poczuć tak jak wtedy, kiedy próbowała wniknąć w świat snów i na
nie wpływać, chociaż tym razem nów chodziło o to, żeby zasnęła. Wręcz
przeciwnie – musiała pozostać przytomna, a tym bardziej musiała pozostać w swoim
ciele i…
Ale czy na
pewno? Zawahała się, nagle zaintrygowana myślą, która pojawiła się samoistnie.
Co by się stało, gdyby – tak jak wtedy, kiedy jeszcze była dzieckiem – po prostu
opuściła ciało i w ten sposób spróbowała się rozejrzeć? Możliwość
była kusząca, nawet mimo świadomości tego, jak niebezpieczne może być to, co
zamierzała zrobić. Lepiej było nie igrać z ogniem, oczywiście, ale czasami
ryzyko było dobre.
Przygryzła
dolną wargę, w nieco nerwowym geście. Czuła się zdezorientowana, poza tym
wciąż towarzyszył jej niepokój i to właśnie on ostatecznie sprawił, że
wróciła na ziemię. Nie, opuszczenie ciała zdecydowanie nie należało do
najlepszych pomysłów. Może gdyby była w domu, nie znalazłaby przyczyn do
zrezygnowania z takiej możliwości, ale w przypadku, kiedy znajdowała
się w środku lasu, to byłoby co najmniej idiotyczne. Więzi łączące duszę i ciało
od zawsze były kruche, a jeśli dodać do tego, że wtedy już całkiem nie
miałaby panowania nad tym, co się z nią dzieje, ostateczny efekt mógł
okazać się naprawdę marny.
Nie to co w przypadku
myśli sondującej.
Kiedy o tym
pomyślała, uśmiechnęła się pod nosem. Wraz z nagłym przypływem pewności
siebie, skoncentrowała się w pełni, przekonana o tym, co zamierzała
zrobić. Miała dość niepewności i strachu, dlatego warto było zdecydować
się na ryzyko, nawet jeśli Damien bez wątpienia stwierdziłby, że to idiotyczny
tok rozumowania. Z tym, że Damiena tutaj nie było, więc nie miał być w stanie
jej powstrzymać, gdyby nawet nasza go na to ochota. W końcu „czego oczy
nie widzą, tego świętemu Damienowi nie żal”, jak to zwykł mawiać Aldero, kiedy
czasami razem się gdzieś wymykali, a kuzyn bez wahania proponował jej
pomysły, które zdecydowanie nie wyglądały na rozsądne – a na które
zgadzała się niemal z radością.
Teraz
zaczęła żałować, że nie ma tutaj Al’a – nie potępiałby jej za decyzję, a wręcz
głupio w nich dopingował, niezależnie od tego, jakie by nie były. Na pewno
poczułaby się przy nim pewniej, tym bardziej, że Aldero miał zdecydowanie
lżejsze podejście do pewnych spraw. On z pewnością rozumiałby, dlaczego
mężczyzna z lasu nie dawał jej spokoju i dlaczego zdecydowała się na
własną rękę czegokolwiek o nim dowiedzieć. Zrozumiałby również to, dlaczego
próbowała być samodzielna – tym bardziej, że mimo wszystko była od Damiena
starsza, nawet jeśli sprowadzało się do kilku zaledwie minut. Mimo wszystko
czuła się przy bracie jak niedoświadczony dzieciak, a to uczucie
zdecydowanie nie bywało przyjemne.
Wszelakie
myśli uleciały z jej głowy, w momencie kiedy uwolniła energię. Moc
rozeszła się na wszystkie strony, początkowo będąc zaledwie lekkim, prawie
niewyczuwalnym muśnięciem jej niezwykłego umysłu. Starannie przeczesywała
okolicę, starając się wyczuć czyjąkolwiek obecność. To Gabriel ją tego nauczył i teraz
z satysfakcją stwierdziła, że była w korzystaniu ze zdolności coraz
lepsza. Zachęcona sukcesem, pozwoliła sobie na więcej i w tamtym
momencie poczuła, że udało jej się lepiej niż mogłaby przypuszczać. Zanim się
obejrzała, już nie miała przed oczami drzew; co prawda nie opuściła ciała, ale
wrażenie było bardzo podobne do tego, czego doświadczała, kiedy jednak się na
to decydowała. Leciała, a drzewa umykały przed nią, rozstępując się albo
po prostu przez nią przenikając. Była zaledwie czymś więcej niż myśl, ale
zdecydowanie mniej niż materialne ciało, chociaż czuła z nim wyraźną więź.
Patrzyła dalej, już nie wykorzystując naturalnych zmysłów, ale coś zdecydowanie
potężniejszego – własny umysł. Zdalne postrzeganie; tak nazywał to ojciec i w takich
momentach miała absolutną pewność tego, że słowa te idealnie określały istotę
rzeczy.
Zdalne
postrzeganie…
Gdzie
jesteś?, pomyślała. Sama nie była pewna do kogo się zwraca i to ma
jakikolwiek sens, ale nie potrafiła powstrzymać się przed zadaniem tego
pytania. Rozeszło się, dokładnie tak jak wcześniej moc, krążąc w powietrzu
i szukając kogoś, kto byłby zdolny do tego, żeby ją odebrać. Tak naprawdę
szukała telepaty, chociaż sama nie wiedziała skąd pomysł, że właśnie na niego
uda jej się trafić. Przecież nie wiedziała kim był tamten mężczyzna, a jednak… Odezwij
się. Przestań się kryć i mi odpowiedz!, dodała, poirytowana brakiem
odpowiedzi.
Tym razem
jej słowa zabrzmiały niczym rozkaz, a Alessia aż zadrżała, pozytywnie
zaskoczona własną reakcją. Rozkaz, a więc i potęga. Czuła się… silna.
To dobrze.
Wciąż
krążyła, rozglądając się dookoła. Ze wszystkich stron dostrzegała mentalną
pustkę, świadczącą o braku jakiejkolwiek istoty różnej od zwykłych leśnych
zwierząt. Raz po raz przeszukiwała las, powtarzając swoje wezwania i nasłuchując,
ale jakaś część niej już zaczynała się buntować, powoli dochodząc do wniosku,
że takie działania nie mają sens. Być może nie miały, ale Alessia za żadne
skarby nie chciała się do tego przyznać, nie wspominając o poddaniu się.
Bez sensu czy nie, chciała przynajmniej spróbować.
Poirytowana,
niechętnie się wycofała. Mogła posunąć się dalej i objąć poszukiwaniami
również miasto, ale to wydawało się bezsensowne. Jeśli szukała kogoś, kto był w mieście,
już mogła uznać swoją porażkę; Miasto Nocy pełne było najróżniejszych istot, a ta,
którą starała się odszukać, była jej zbyt słabo znana, żeby mogła ją rozpoznać.
Co więcej, wtedy istniała duża szansa na to, że jej myśli wychwyci ktoś
niepowołany – może nawet Isabeau albo Layla – a wtedy mogła liczyć się z dość
niewygodnymi pytaniami, których zdecydowanie wolała uniknąć.
Właśnie
wtedy poczuła coś, co na moment ja zdezorientowało. Przypominało to błysk
światła w ciemności; chwilowy blask, który prawie natychmiast znikł, wręcz
nienaturalnie szybko. Zamarła i raz jeszcze wysłała moc, tym razem na
mniejszą skalę, żeby lepiej móc się skoncentrować. Niczego nie wyczuła, ale
wiedziała, że coś jest na rzeczy. Ktoś jednak wyczuł jej starania – i starał
się jakoś przed nimi ustrzec.
Kim
jesteś?, zapytała ponownie. Nie dawała za wygraną, w nadziei na to, że
jeśli da intruzowi jasno do zrozumienia, że zdaje sobie sprawę z jego
obecności, zdoła przekonać go do tego, żeby się ujawnił.
Przez
moment panowała cisza, a potem w końcu coś się wydarzyło.
Nieistotne. Jedno
krótkie zdanie, zaledwie słowo, pozbawione jakiejkolwiek modulacji. W zasadzie
myśl ta nie różniła się od jej własnej albo od wpatrywania się w napisane
słowo. Mogła nie znaczyć niczego, ale Alessia wiedziała, że to jedynie pozory;
kolejna próba zwiedzenia jej i trzymania jak najdalej od obcego umysłu,
który tak bardzo starała się poznać. Odpuść, Alessiu, nakazał jej
głos i tym razem zabrzmiał niemal łagodnie; jej imię wydawało się melodią.
Alessia
zesztywniała, po czym raptownie wróciła do siebie. Zakręciło jej się w głowie,
kiedy ponownie poczuła w pełni swoje ciało, ale wciąż nie przerwała
połączenia, które udało jej się nawiązać. Czuła obecność tego, którego szukała.
To musiał być ten wampir, była tego pewna. Podobnie jak i tego, że
naprawdę był telepatą. Prawdopodobnie powinna być tym odkryciem zdziwiona, a jednak
przyszło jej ono równie naturalnie, co akceptowanie innych faktów.
Trawa jest
zielona, niebo niebieskie, a wampir z lasu posiadał telepatyczne zdolności.
Absolutnie normalna sprawa.
Czekała na
kolejną myśl, ale ta nie nadchodziła. Alessia wiedziała, że prawdopodobnie
powinna usłuchać i odpuścić, dokładnie jak nakazał jej głos, ale nie po to
tak bardzo się wysiliła, żeby teraz nadal się zadręczać. O nie, zaszła
zbyt daleko… Poza tym on znał jej imię. To nie było normalne, poza tym
sprawiało, że tym bardziej czuła się odpowiedzialna za to, żeby wszystko
zrozumieć. Musiała poznać prawdę.
Umysł
próbował się wycofać, ale nie pozwoliła mu na to. Wciąż zaciskając powieki,
skoncentrowała się na słabym połączeniu, próbując je podtrzymać i wzmocnić.
Praktycznie zmuszała mężczyznę, żeby z nią został, chociaż ten wyraźnie
się takiemu rozwiązaniu opierał. Sama była zaskoczona tym, że w ogóle jej
się to udało, ale nie miała siły i czasu zastanawiać się nad tym, skąd
znalazła w sobie aż tyle siły. Po prostu nadal uparcie atakowała,
decydując się posunąć krok dalej i wniknąć w myśli nieznajomego.
Natychmiast poczuła opór, ale to nie zniechęciło ją od ponowienia próby; to
było głupie, ale musiała wiedzieć i…
I właśnie
wtedy znalazła szczelinę. W następnej chwili wampir ustąpił, a Alessia
z zaskoczeniem poczuła, że moc wymyka jej się spod kontroli. Wspomnienia i rzeczywistość
momentalnie zlały się ze sobą, tworząc jedną, spójną całość, której w żaden
sposób nie potrafiła od siebie odróżnić – bo może po prostu żadna różnica nie
istniała.
Kiedy bez
ostrzeżenia tuż przed nią zmaterializował się wampir, wiedziała, że ma kłopoty
– a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie i było już tylko
gorzej…
No, więc nadrobiłam zaległości, za które przepraszam. No, ale jestem w szoku. Pozytywnie, mam na myśli. Podobał mi się ten rozdział z Laylą. Znaczy, mimo, że sen i to wszystko było dla mnie trochę przygnębiające, ale jednak podobała mi się forma i końcówka.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się co przestraszyło konika. Możliwe, że było wyjaśnione chociaż oględnie, ale na moją obronę wezmę fakt, że mój mózg ostatnio strasznie wolno trybi.
Ciekawe, co Damien ukrywa...
No, ale w każdym razie, czekam na dalsze notki. Życzę weny, pozdrawiam i zapraszam na wyjątkowo krótki prolog.
Twoja Aleks.