Alessia
Alessia przeczesała włosy
palcami. Uważnie zlustrowała wzrokiem swoje odbicie w lustrze, po czym
lekko zmarszczyła brwi i westchnęła. Nie prezentowała się znowu tak źle,
ale miała wrażenie, że jest bledsza niż zwykle, a to w zestawieniu z jej
ciemnymi włosami, dawało dość wyrazisty kontrast, który niepotrzebnie
podkreślał to, jak bardzo była zmęczona.
Trudno. Co
prawda nocą nie nawiedziły ją już żadne sny, a podczas rozmowy z Damienem
praktycznie zapomniała o wrażeniu obserwowania w lesie i uczuciu,
kiedy ktoś wdarł się do jej umysłu, ale podświadomie i tak pozostawała
czujna. Być może miało to jakiś związek z dziwnymi rzeczami, które
przytrafiały jej się w ostatnim czasie (łącznie z nieprzyjemnym
spotkaniem z wilkołakami oraz groźbami Riddley'a), ale przez większość
nocy regularnie budziła się, będąc w stanie spokojnie zasnąć dopiero przed
świtem. Przez większość czasu resztą i tak na swój sposób czuwała, krążąc w otoczeniu
przypominających gwiazdy aur snu, a w szczególności w pobliżu
tej, która należała do Damiena.
O tak,
blask swojego brata znała doskonale. Było to czyste, lekko zabarwione na
bursztynowo światło, które zdawało się świecić bardziej intensywnie niż w przypadku
innych, co pewnie miało jakiś związek ze zdolnościami Damiena; w końcu jak
uzdrowiciel dysponował większą ilością energii niż ona czy którykolwiek z telepatów.
Alessia równie dobrze pamiętała niezwykły dźwięk, który wydawała aura jej
brata. Bez trudu była w stanie go rozróżnić, ale kiedy próbowała zanucić
melodię po przebudzeniu, nigdy nie była w stanie jej odtworzyć. To był ten
rodzaj muzyki, który wydawał się nie mieć racji bytu w realnym świecie i pewnie
powinna była się cieszyć, że dzięki zdolnościom mogła go usłyszeć.
Nigdy nie
widziała aury swojego snu, bo i jak mogłaby to zrobić? Wiedziała za to, że
na pewno nie jest identyczna jak blask, który rzucała gwiazda Damiena. Tata
tłumaczył jej, że zarówno dźwięki, jak i kolory, miały związek z charakterem.
Były równie indywidualne jak aury (ta, którą była w stanie zobaczyć wokół
Damiena, również była bursztynowa), więc nawet bliźnięta nie wyglądały pod tym
względem tak samo. Owszem, mogli być podobni, ale nigdy nie jednakowi. Idealnym
dowodem był sam Gabriel i jego siostra, bo kiedy Alessi zdarzało się
dostrzegać aury ich snów, była wręcz zaskoczona widokiem chłodnego błękitu ojca
oraz przypominającego płomienie blasku Layli; jeśli chodziło o Isabeau,
jej aura była metaliczno-szara. Poza tym obie przedstawicielki rodzeństwa
Licavoli miały aury poprzecinane ciemnymi pasmami, co chyba miało związek z tym,
że były niezwykłe. Wokół Rufusa również widziała coś podobnego, więc raczej coś
w tym musiało być. Jedyne, czego żałowała, to to, że nie mogła zobaczyć i usłyszeć
własnego blasku, ale ojciec zapewniał ją, że to wyjątkowo przyjazny dla oka
odcień zieleni. Nie do końca mu wierzyła, bo nigdy nie była łagodna ani tym
bardziej nie należała do najbardziej sympatycznych, ale chyba nie miała innego
wyboru, jak się z tym pogodzić.
Bardziej
zmęczona przerywanym snem niż jego brakiem, właściwie tylko czekała aż zrobi
się na tyle jasno, żeby mogła oficjalnie wstać. Wciąż było zdecydowanie zbyt
wcześnie, żeby w ogóle wybierać się do Akademii, ale nie mogła dłużej
znieść ciągnącego się w nieskończoność bezruchu. Potrzebowała zajęcia;
czegokolwiek, czym mogłaby się zająć, a na to raczej nie miała co liczyć,
jeśli nadal leżałaby w łóżku.
Na zewnątrz
dopiero zaczynało świtać, ale chociaż wiedziała, że wschód słońca jest piękny,
nie miała cierpliwości do tego, żeby go obserwować. Po cichu wyszła na
pogrążony w ciemnościach korytarz, po czym bez pośpiechu ruszyła w stronę
schodów. Z sąsiedniego pokoju słyszała miarowy, głęboki oddech Damiena;
chłopak spał jak zabity i Ali zgadywała, że bez pomocy tak szybko się nie
obudzi, ale nie zamierzała mu przeszkadzać – był zmęczony w ten szczególny
sposób, który sama doskonale znała, chociaż w jej przypadki oznaczał on
również potrzebę zaspokojenia telepatycznego głodu. Damien miał ten komfort, że
pewnie jeszcze do południa miał się w pełno zregenerować o odzyskać
moc, którą oddał, kiedy uzdrawiał, ale to pewnie miało potrwać jeszcze kilka
ładnych godzin.
Dochodząc
do schodów, zatrzymała się na moment, żeby popatrzeć na sypialnię rodziców.
Wyraźnie słyszała znacznie lżejszy i bardziej spokojny oddech mamy, poza
tym jednak na piętrze panowała cisza. To dawało jej do zrozumienia, że tata
musiał się wymknąć z domu albo siedział gdzieś na dole – z naciskiem
na to drugie, ale o tym przekonała się dopiero po zejściu na dół, kiedy
zajrzała do salonu. Gabriel siedział na kanapie, strojąc gitarę, a przynajmniej
próbując się na tym skoncentrować, bo jego wzrok raz po raz uciekał w stronę
okna i wschodzącego słońca. No tak, brzask; miał słabość do tej pory dnia,
więc nawet nie była zdziwiona.
Nie
spojrzał na nią, kiedy weszła, ale nie miała wątpliwości, że ją wyczuł i doskonale
zdawał sobie sprawę z jej obecności. Szybko podeszła bliżej, po czym
zajęła miejsce obok taty, pozwalając żeby otoczył ją ramieniem i ucałował w czoło.
– Cóż jest
piękniejsze – wschód czy zachód słońca? – wymruczał jej do ucha, uśmiechając
się delikatnie.
Wiedziała,
że to słowa ballady, którą ułożył dla Renesmee, ale i tak zdecydowała się
odpowiedzieć:
– Wschód
jest początkiem, a początki są dobre – zauważyła przytomnie.
Gabriel
zaśmiał się cicho.
– O tak.
Ale bez końca nie byłoby początku. – Zupełnie machinalnie przeczesał jej ciemne
włosy palcami. – Nie śpisz już, księżniczko? – zapytał czule.
Potrząsnęła
głową, po czym wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że nie ma ochoty
na jakiekolwiek wyjaśnienia. Gabriel zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem
(czasami miała wrażenie, że on i mama wiedzą zdecydowanie zbyt dużo) i nie
odezwał się. Cały czas obejmował ją, dłonią lekko pocierając jej ramię.
Uświadomiła sobie, że dostała gęsiej skórki, jak zwykle przed wschodem czując
ten nienaturalny chłód, którego nigdy nie potrafiła wytłumaczyć.
– Jakoś nie
mogę spać… No i Damien… – Wzruszyła ramionami. – Opowiadał ci?
– Nie. Ale
informacje rozchodzą się tutaj szybko, zwłaszcza w kawiarni. – Gabriel
uśmiechnął się blado. – Niech sobie śpi. Pewnie nie będzie zachwycony, ale
chyba jeden dzień przeżyje, jeśli nie pojawi się w Akademii – stwierdził z nieco
rozbawionym uśmiechem.
Alessia
zaśmiała się nieco nerwowo; powinien wyjaśnić to River Song. No i najwyraźniej
znów nie będzie miała partnera do ćwiczeń, ale zmęczony Damien również nie miał
jej się przydać.
– No tak…
Pośpiewasz mi? – zapytała cicho, układając głowę na ramieniu ojca i lekko
przymykając oczy; czuła się dokładnie jak wtedy, kiedy była mała, a Gabriel
sadzał ją sobie na kolanach i próbował uczuć gry na gitarze albo po prostu
nucił.
– Z przyjemnością.
Ukojenie
przyszło łatwo, chociaż nie sądziła, że tak mało potrzeba, żeby osiągnąć ten
stan. Przymknęła oczy i rozluźniła się, czując, jak melodyjne słowa, które
cicho wypowiadał Gabriel, dosłownie owijają się wokół niej. Z zaciekawieniem
otworzyła jedno oko, nieco zaskoczona obcą melodią, ale ojciec jedynie się
uśmiechnął i mrugnął do niej porozumiewawczo. A więc miał aż nadto
dobry humor, skoro nabrał ochoty na to, żeby skomponować coś nowego.
Westchnęła w duchu
i znowu zamknęła oczy. Zastanawiała się nad tym, czy nie powinna
powiedzieć Gabrielowi nie tylko o małej wpadce w Akademii Nocy, jak i tym
dziwnym wrażeniu z lasu, a później ze snu, ale zrezygnowała. Nie
chciała psuć mu nastroju, poza tym chciała wierzyć w to, że jest
przewrażliwiona. A jeśli faktycznie istniał jakiś problem, przecież już by
wiedział; on również sprawnie kontrolował sny. Co do lasu, gdyby miała zliczyć
ile raz się wystraszyła, kiedy przez niego przychodziła albo ile razy minęła
kogoś, kto ewentualnie mógłby ją zabić, gdyby tego zapragnął, pewnie nie
wyrobiłaby się z rachunkami do wieczora.
Nie była
pewna, czy zasnęła, czy może po prostu zanadto pogrążyła się w swoje
myśli. Ocknęła się ze dwie godziny później i to jedynie dlatego, że w pokoju
pojawiła się mama. Gabriel wciąż nucił coś cicho, w zamyśleniu głaskając
ciemne włosy córki, ale na widok ukochanej, w końcu podniósł wzrok.
Ali
przeciągnęła się leniwie, po czym zmusiła się do tego, żeby się podnieść.
Potrzebowała chwili, żeby otrząsnąć się z resztek letargu i zareagować
na pytanie Gabriela, który zasugerował śniadanie. Mimowolnie skrzywiła się i pokręciła
głową, kątem oka zauważając, że na dworze jest dostatecznie jasno, żeby mogła
bez przeszkód wyjść na zewnątrz. Musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie przed
pójściem do Akademii, ale to raczej nie było takie łatwe.
– Nie
jestem jakoś specjalnie głodna – przyznała, wzruszając ramionami. – Chyba, że
przejdę się zapolować. Nie żebym miała ochotę na zwierzęcą krew, ale…
– Lodówka –
podpowiedziała jej cicho Renesmee. – To tak jakby co – dodała, ale naciskała,
prawdopodobnie podejrzewając, że tutaj nie chodzi o polowanie, ale o samą
możliwość spaceru.
– Będę
pamiętać – obiecała, w duchu czując ulgę, że obyło się bez jakichkolwiek
szczegółowych pytań. Nie miała niczego do ukrycia, ale sama już nie była pewna,
czy wspominanie o wilkołakach jest dobrym pomysłem. Cały czas myślała o nocnym
wypadzie, decydując się wyrzucić wspomnienie bycia obserwowaną z głowy; to
było głupie, a ona niepotrzebnie się wystraszyła. – Aha, mamuś, poproś
tatę, żeby co coś zagrał. A konkretnie coś
nowego –
dodała i wyszczerzyła się, widząc nieco skonsternowaną minę Gabriela.
– Jak
sądzę, pojęcie „niespodzianka” nie istnieje w twoim słowniku, prawda Ali? –
Próbował udawać rozeźlonego, ale dobrze wiedziała, że nie był na nią zły.
– Tato,
przecież oboje wiemy, że mama nie znosi niespodzianek – przypomniała, próbując
powstrzymać uśmiech. – Poza tym… Wydawało mi się, że kłamstwa źle wpływają na
związek, zwłaszcza na…
– Przysięgam,
że jeśli zaczniesz analizować to, co zdarza nam się robić w sypialni… – W tamtym
momencie po prostu nie wytrzymała i zaczęła niekontrolowanie chichotać.
Gabriel spojrzał krótko na Renesmee, po czym wywrócił oczami. – Zawsze
wiedziałem, że za dużo czasu spędzasz z Isabeau – mruknął chmurnie.
Przekomarzali
się jeszcze przez moment, póki Gabriel nie doszedł do wniosku, że jeśli w pełni
nie skoncentruje się na przygotowywaniu śniadania, w kuchni może dojść do
małej tragedii. Alessia wciąż nie była głodna, ale i tak usiadła przy
kuchennym stole, z entuzjazmem przyjmując fakt, że Renesmee wciągnęła ją w rozmowę
na temat zakończenia szkoły oraz ceremonii. To było aż niemożliwie normalne, że
jak gdyby nigdy nic siedziała z mamą i rozmawiała na względnie
normalne tematy. Intrygujące było zwłaszcza to, że Nessie niby to przypadkowo
poruszyła temat świata na zewnątrz – tego poza Miastem Nocy, w którym
wszyscy kiedyś żyli, chociaż Ali pamiętała pobyt w Forks jak przez mgłę.
Teraz nie chodziło o deszczowy stan Waszyngton, ale o Włochy, skąd – jak
wiedziała – pochodzili Licavoli.
Czy to
znaczyło, że planowali ich stąd zabrać, przynajmniej na trochę? Coś jak wspólne
wakacje, których nigdy nie mieli? Renesmee nie chciała powiedzieć, ale w odpowiedzi
na jakiekolwiek pytania jedynie uśmiechała się tajemniczo, wyraźnie z siebie
zadowolona. Ali doszła do wniosku, że to trochę niesprawiedliwe – w końcu
odziedziczyła po mamie niechęć do niespodziane, więc Nessie tym bardziej
powinna była rozumieć jej niecierpliwość – ale ostatecznie odpuściła, wiedząc,
że w tym momencie i tak niczego nie zdziała. Być może Damienowi miało
pójść lepiej, ale najpierw musiał się obudzić, a na to raczej w najbliższym
czasie się nie zapowiadało.
Jednak nie
powstrzymała się przed śniadaniem – w końcu naleśniki były jednym z popisowych
dań Gabriela – chociaż jadła raczej z przyzwyczajenia, myślami wciąż będąc
gdzieś daleko. Czasami marzyła o tym, żeby wyrwać się z Miasta Nocy
do świata, który istniał poza granicami tego miejsca. Niezwykłość była dobra, a miasto
stało się ich domem i nie chciała go opuszczać, ale to nie znaczyło, że
nigdy nie marzyła o tym, żeby wyjechać. Obserwując sny i wspomnienia
zwykłych ludzi, czasami widywała fantastyczne miejsca i aż rwało ją do
tego, żeby móc zobaczyć je w rzeczywistości. Może nie wszystkie byłyby tak
piękne, jakimi czyniła je ludzka wyobraźnia, ale i tak perspektywa odmiany
wydawała się czymś nader kuszącym.
Kiedy w końcu
wyszła na zewnątrz, wszelaki entuzjazm z niej uleciał, chociaż sama nie
była pewna dlaczego. Idąc leśną ścieżką, mimowolnie zdwoiła czujność i uważnie
rozglądała się dookoła, chociaż tym razem nie czuła, żeby ktokolwiek znajdował
się w pobliżu i ją obserwował. Jakoś nie miała wątpliwości co do
tego, że jest sama, poza tym blask przedzierającego się przez baldachim z liści
słońca dodawał jej pewności siebie. Skoro nie było ciemności, nie było
możliwości, żeby się schować. Miał to swoje wady i zalety, ale jak na
razie zamierzała się koncentrować wyłącznie na tym, że nie jest bardziej
zagrożona niż zwykle.
Westchnęła
cicho. Sama nie była pewna, gdzie i dlaczego chciała się teraz znaleźć.
Teoretycznie mogła pójść do miasta i pokręcić się jeszcze z godzinę,
zanim będzie mogła pójść do Akademii Nocy, chociaż pewnie i wtedy szkoła
jeszcze miała być opustoszała. Z drugiej strony, lepiej było nie kusić
losu i nie pojawiać się zbyt wcześnie, tak na wszelki wypadek, gdyby
jednak się okazało, że wilkołaki jeszcze przesiadywały na skwerze. Było to mało
prawdopodobne, ale równie nierealne wydawało się istnienie istot takich jak ona
– a jednak była jak najbardziej rzeczywista, co zmuszało do zastanowienia
się nad tym, czy cokolwiek jest w takim wypadku niemożliwe.
Mogła
również sprawdzić, co z Hayley i Quinnem, ale niespecjalnie miała
ochotę na ich towarzystwo. Nie chciała rozmawiać o nocnych problemach, a nawet
gdyby przez cały czas unikali tematu, ten w jakimś stopniu wisiałby nad
nimi, wciąż obecny. Nie, to zdecydowanie nie był dobry pomysł. Podobnie jak i spotkanie
z Zoe, bo ta tym bardziej zaczęłaby się ją wypytywać o szczegóły,
skoro sama nie miała okazji dowiedzieć się zbyt wiele na temat prośby River
Song – w końcu uciekła, zanim Alessia miała okazję z nią porozmawiać.
To nie było tak, że Ali miała jakiekolwiek wątpliwości względem Zoe; wręcz
przeciwnie – bardzo ją lubiła. Po prostu dziewczyna miała skłonności do paniki i bywała
strasznie gadatliwa, a i to w tym momencie nie było Alessi
potrzebne do szczęścia. Chciała spokoju – albo okazji do tego, żeby skoncentrować
się na czymkolwiek, co nie miało związku z dziećmi księżyca, oczami w mroku
i dziwnymi snami…
Zatrzymała
się, właściwie bezwiednie kopiąc niewielki kamyczek, który zalegał na ścieżce.
Beznamiętnie obserwowała, jak grudka toczy się po ziemi, jednocześnie martwiąc
brwi.
No cóż,
było jedno miejsce do którego mogła się udać.
Rufus był bardzo
niezadowolony. W zasadzie „niezadowolony” było w tym przypadku raczej
dość naciąganym eufemizmem, bo wystarczył jeden rzut oka na wyraz twarzy
wampira, żeby zorientować się, że w tym momencie wolał zostać sam. Co
prawda doskonale ukrywał emocje i był w tym świetny, ale błyszczące
intensywnie czekoladowe tęczówki oraz zaciśnięte usta mówiły same za siebie.
No dobrze,
może faktycznie niepotrzebnie wpadła do laboratorium, ale przecież znał ją i wiedział,
że bywa roztrzepana. Co prawda zawsze trochę go irytowała, ale nigdy do tego
stopnia, dlatego Alessia zakładała, że wpadła nie w porę – a jeśli
dodać do tego brak obecności cioci Layli, rozwiązanie było proste, chociaż
wolała o to nie pytać, zwłaszcza, że pomyślała o Rufusie właśnie
dlatego, że z nim nie trzeba było rozmawiać. Potrzebowała chwili spokoju, a jednocześnie
czegoś, co ją rozproszy, a laboratorium i panujący w nim spokój
zdawały się idealnie do tego nadawać.
Najzabawniejsze
i jednocześnie dziwne było to, że chyba przypadkiem Rufusa wystraszyła – a przynajmniej
zaskoczyła, chociaż oba brzmiały dziwnie, bo wampir zwykle zdawał się wiedzieć
zdecydowanie zbyt dużo. A jednak nie wyczuł jej, kiedy bez pośpiechu przemierzyła
laboratorium, zatrzymując się wokół dużego, dziwnego kształtu, którym aktualnie
się zajmował, a który zawsze był przykryty białym materiałem. Pamiętała,
że kiedyś bardzo się naukowca bała, głównie przez jego aurę i poczucie
zagrożenia, którym wręcz emanował, ale z czasem zdążyła się przyzwyczaić i chyba
nawet go polubiła, chociaż ciężko jej było stwierdzić, czy można mówić o jakiejkolwiek
wzajemności. Rufus na pewno kochał Laylę; no i lubił Renesmee – jeśli
chodziło o nią, Damiena albo kogokolwiek innego, to pewnie też darzył ich
jakimś konkretnym uczuciem, chociaż uparcie nie zamierzał się do tego przyznać.
Chyba, że
chodziło o gniew. A zdecydowanie zdenerwował się na nią, kiedy nagle
zauważył ją tuż za sobą i omal nie uderzył głową o własny wynalazek.
Nie żeby cokolwiek mógł sobie w ten sposób zrobić, ale ból pozostawał
bólem, a zważywszy na siłę nieśmiertelnych, również sprzęt mógł z tego
powodu ucierpieć.
– Możesz
mi, na litość bogini, powiedzieć – zaczął, siląc się na cierpliwość – czego ty tutaj
właściwie szukasz, dziecinko? – zapytał, chociaż dla niej było to raczej coś na
pograniczu warknięciu.
Rufus nie
miał humoru. Oj, zdecydowanie powinna się martwi.
– Niczego… A może
po prostu spokoju. – Zmarszczyła brwi, po czym spojrzała na to nad czym przez
cały czas pracował. Nic nie chciał nikomu powiedzieć, a i Layla
milczała, prawdopodobnie na jego prośbę. – Co to? Nie żebym była ciekawa, ale
Carlisle prosił mnie…
– Próbujesz
okłamać niewłaściwą osobę, Alessiu Solange Licavoli – przerwał jej z nikłym
uśmiechem, chociaż było w tym coś wymuszonego. Kiedy ktokolwiek używał jej
pełnych imion i nazwiska, zwykle oznaczało to, że ma kłopoty, ale Rufus
robił tak cały czas. – Po pierwsze, oboje wiemy, że Carlisle woli nie wiedzieć,
co ja tutaj robię. Nie zgadzamy się w wielu spawach, więc jeśli nie wie,
nie musi tracić czasu na umoralnianie mnie – przypomniał, opierając się o przykryty
kształt. – A po drugie, wszyscy dowiecie się w swoim czasie. O ile
się nie mylę, wkrótce skończę. I wtedy zaproszę was do laboratorium, które
z założenia jest tajne albo przynajmniej prywatne. A to mniej więcej
znaczy, że wolałbym nie mieć tutaj nieproszonych gości – westchnął; od dawna
walczył o to, żeby nikt tutaj nie schodził, ale szło mu to dość marnie,
zwłaszcza kiedy w grę wchodziły czasami lekkomyślne pomysły Alessi albo
Aldero.
– Okej,
zrozumiałam – żachnęła się, unosząc obie dłonie w poddańczym geście. – A tak
swoja drogą, jesteś niemiły, wujku – zarzuciła mu takim tonem, że aż uniósł
brwi z niedowierzania. – Pokłóciłeś się z ciocią Laylą czy jak?
Musiała
trafić w jakiś czuły punkt, bo przez twarz Rufusa przemknął cień. Wampir
zacisnął usta, po czym spojrzał na nią tak, że aż się wzdrygnęła.
– Nie
wujkuj mi tutaj! Ile razy wam już mówiłem, że ja… Och, litości. Nie brałem z Laylą
ślubu, więc jeszcze nie jesteśmy rodziną. Co więcej, jakoś nie mam tego w planach.
Ani tego, ani dzieci – mruknął gniewnie. Alessia pomyślała, że plecie trzy po
trzy, co w przypadku Rufusa nie było znów takie dziwne. No i, do diabła,
co do tego wszystkiego miały jakieś dzieci? – A tak w ogóle, to co ty
tutaj jeszcze robisz? Nie masz lepszych zajęć, chociażby nauki? Mógłbym
przysiąc, że dałem wam temat, kiedy ostatni raz prowadziłem zajęcia w Akademii.
Ja nie mam czasu na niańczenie dzieci, więc jeśli łaska…
O tak,
Rufus zdecydowanie nie miał nastroju.
Alessia
postanowiła zignorować jego słowa, a tym bardziej nie czekać aż skończy na
nią narzekać. Powstrzymując się przed dziecinnym odruchem, nakazującym jej
zirytować Rufusa i pokazać mu język, szybko odwróciła się na pięcie, po
czym ruszyła w stronę schodów.
No cóż,
zawsze po szkole mogła porozmawiać z ciocią Laylą – oczywiście pod
warunkiem, że przynajmniej ona okaże się mniej sarkastyczna.
Haha, dosc zabawny rozdział. Co mnie bardzo cieszy. Jak dobrze, że Ali dochodzi juz do siebie. Po tylu dniach czekania nareszcie pojawił sie Gabriel *______* lubię go jako ojca. Można bliźniakom wręcz zazdrościć takich rodziców. Hm, Nessie jako matka dwóch nastolatków wydaje sie byc odrobine sztywna, albo to po prostu pierwsze wrazenie, bo dawno jej nie było. Ojej, Gabriel gra i śpiewa ^___^ tez chce tam byc. Cóż nie mam tego szczęścia. O, czyżby szykowala sie jakaś wycieczka poza Miasto Nocy? :D jestem jak najbardziej na tak <3
OdpowiedzUsuńRufus jak zwykle nie jest zadowolony z żadnych odwiedzin. A chyba szczególnie z odwiedzin ciekawskiej nastolatki xD 'wujku' xD to określenie w żaden sposób do Rufusa nie pasuje, więc zgadzam sie z nim 'nie wujkuj mi tu'. Ech, oj Rufus, Rufus. Dzieci nie chce, ślubu nie chce, i weź tu z takim żyj xD ciekawe co powie na towarzystwo Ali Layla, ktora tez chyba jest lekko zdenerwowana. Lekko to mało powiedziane. A wszystko jutro... <3 rozdział jak najbardziej mi sie podobał i czekam na następny, równie pozwalający jak ten.
Dobranoc, Gabrysia xoxo