Alessia
– River Song, cokolwiek planujesz,
ja naprawdę…
Ariel
mówił, ale równie dobrze mógł milczeć, bo wampirzyca i tak nie zamierzała
go słuchać. Wyraźnie zniecierpliwiona, kiwnęła głową na zesztywniałą Alessię,
decydując się przemówić dopiero wtedy, kiedy ta zmaterializowała się u jej
boku.
– Tak, to
jest zdecydowanie dobry pomysł – stwierdziła, kiwając w zamyśleniu głową.
– Alessiu, miałam właśnie poprosić Ariela o to, żeby chwilę z nami
został. Oczywiście wierzę w to, że Damien wkrótce przypomni sobie o tym,
że zakończenie jest coraz bliżej, ale skoro na razie jest nie osiągalny… Cóż,
brakuje nam tutaj chłopców, Arielu – wyjaśniła, zwracając się do wilkołaka. –
Alessię już znasz. Gdybyś zechciał mi pomóc i posłużyć za partnera jej
albo którejkolwiek z dziewcząt, może Zoe…
– Tańczyć?
Mielibyśmy tańczyć? – Wilkołak spojrzał na nią tak, jakby sądził, że postradała
zmysły. – To zdecydowanie nie jest dobry pomysł. Przyszedłem tylko na chwilę,
nie sądzę zresztą, żebym był tutaj mile widziany. Widziałaś, jaka była reakcja,
kiedy wszedłem, poza tym jestem pewien… – Potrząsnął głową, w ostatniej
chwili rezygnując z wypowiedzenia jakiejś myśli. Jego ciemne, smutne oczy
uważnie wodziły dookoła, szukając możliwej drogi ucieczki. – Nie sądzę, żeby
którakolwiek chciała tańczyć akurat ze mną – wyjaśnił bezbarwnym tonem, który w aż
nazbyt jasny sposób wyrażał wszystkie jego wątpliwości.
Alessia
zacisnęła usta, całkowicie oszołomiona. Starała się skoncentrować wzrok głownie
na zamyślonej River Song, ale kątem oka raz po raz spoglądała w stronę
Ariela. Doskonale rozumiała, dlaczego był taki spięty – w końcu
kilkanaście godzin wcześniej sama czuła się podobnie, otoczona dziećmi
księżyca, która bynajmniej nie były pozytywnie nastawione do niej, Hayley i Quinna.
Na samo wspomnienie wciąż przechodziły ją dreszcze, chociaż starała się nie
okazywać żadnych emocji, nie chcąc pozwolić sobie na słabość. Musiało wyjść jej
to dość marnie, bo przez twarz wilkołaka przemknął ledwo zauważalny cień;
rzucił jej ponure spojrzenie, jednocześnie uświadamiając, że mógł błędnie zinterpretować
jej reakcję.
Najdziwniejsze
było właśnie to, że chociaż instynkt podpowiadał jej, że przed sobą ma
naturalnego wroga wampirów, nie potrafiła czuć się przy nim zagrożona. Przy
kimś innym mogłaby. Przy Yves’ie, którego widywała czasami, głownie podczas
pobytu w Niebiańskiej Rezydencji. A tym bardziej przy Riddley’u,
który samym spojrzeniem i jednym krótkim parsknięciem potrafił sprawić,
żeby dreszcze przebiegały jej po plecach. Wilkołaki po prostu miały w sobie
coś, co naturalnie odrzucało wampiry i ich potomków – no i odwrotnie,
bo prawdopodobnie dzieci księżyca dokładnie tak samo reagowały na wampiry oraz
pobratymców Alessi. Tak już po prostu było; wzajemne uprzedzenia, które jedynie
podsycały nieformalny konflikt, który od wieków dzielił miasto. Co prawda nic
nie wskazywało na to, żeby walki sprzed siedmiu lat miały się powtórzyć, ale
nie dało się ukryć, że od momentu ataku Drake’a na Miasto Nocy, dzieci księżyca
darzono tym mniejszym zaufaniem, a pokój wydawał się niepokojąco kruchy.
Z tym, że
Ariel był inny.
Ta myśl
wydawała się dziwna, wręcz głupia, ale tak właśnie było. Ariel nie wywoływał w niej
żadnych negatywnych uczuć, wręcz sprawiając, że czuła się przy nim absolutnie
bezpieczna. Wiedziała, że to może mieć związek z tym, że pomógł jej,
Hayley i Quinnowi dzień wcześniej, ale to i tak nie zmieniało faktu,
że… No cóż, po prostu był inny. Gdyby było inaczej, raczej nie miałby obiekcji
przed tym, co planował zrobić Riddley, a przynajmniej w to starała
się uwierzyć.
Poza tym
jej sen. To był tylko sen, ale jednak widziała w nim Ariela i również
czuła się przy nim bezpieczna. Co więcej, była świadoma jeszcze jednego
uczucia, którego nie potrafiła nazwać, a które wydawało jej się… po prostu
dziwne. Był to rodzaj jakiejś mrocznej fascynacji; czystego zaciekawienia i świadomości
zagrożenia, któremu mogło równać się zadawanie z kimś takim, jak Ariel. W końcu
– chociaż uparcie odrzucała od siebie tę myśl – chłopak mimo wszystko był
wilkołakiem, a to, że zachowywał się łagodniej, wcale nie musiało niczego
znaczyć.
No i tego
jego wzrok, kiedy z wahaniem na niego spojrzała…
– Alessiu?
– wtrąciła River Song, wyraźnie zniecierpliwiona. Ali spojrzała na nią mało
przytomnie, odrobinę poirytowana tym, że wampirzyca tak bezceremonialnie
wytrąciła ją z letargu. – Więc?
Jakie „więc”?,
pomyślała i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że kobieta pyta ją o zdanie.
Milczenie można było zinterpretować w dwojaki sposób, poza tym
przeciągająca się cisza niepotrzebnie wszystko komplikowała i wpływała
niezbyt kojąco na Ariela. Co prawda chłopak silił się na obojętność, ale po
jego napiętych mięśniach oraz tym, jak niecierpliwie kiwał się na piętach,
łatwo było stwierdzić, że jest coraz bliższy tego, żeby jednak się ewakuować.
– Och… – Tak,
Ali. To było bardzo inteligentne, skarciła się w myślach. Zaczynała
się cieszyć, że Aldero i Cameron jedna pokusili się o ucieczkę z zajęć.
– Przecież ja nie mam niczego przeciwko, żebyśmy tańczyli razem – zapewniła z przekonaniem.
Ariel
uniósł brwi i rzucił jej sceptyczne spojrzenie.
– Hm,
doprawdy? – Nie wydawał się przekonany. A może po prostu był na nią zły za
to, że swoimi słowami postawiła go w kłopotliwej sytuacji, bo teraz tym
mniej miał powodów, żeby odmówić River Song. – Nie sądzisz, że to może być
dość…
– Nie.
Wszystko gra – wypaliła, przerywając mu wpół słowa. Chociaż pełna wątpliwości,
odważyła się spojrzeć w jego ciemne tęczówki. Miał czarne oczy, zarazem
bezbarwne, jak i pełne stłumionych emocji, które za wszelką cenę starał
się ukryć. Od nadmiaru doznań wręcz zakręciło jej w głowie, ale zdołała
zmusić się do tego, żeby nie odwrócić wzroku; to Ariel musiał zrobić to
pierwszy. – Chyba, że to ty masz jakiś powód, żeby ze mną nie zatańczyć –
dodała i w tamtym momencie trafiła w sedno, bo nawet jeśli w istocie
istniała jakakolwiek przyczyna, Ariel postanowił zostawić ją dla siebie.
Patrzył na
nią jeszcze przez moment, po czym w końcu odwrócił głowę, przenosząc
spojrzenie na River Song. Nie odezwał się, to zresztą było zbędne, bo
jasnowłosa wampirzyca już wcześniej uznała, że wszystko jest już odmówione i po
prostu się oddaliła, wracając do Zoe i obserwowania tańczących. Dopiero w momencie,
kiedy w ogóle się poruszyła, Alessia przypomniała sobie o innych
obecnych i wyczuła zmianę w atmosferze; nie zdawała sobie sprawy, że
wszyscy – podobnie jak i wcześniej ona – uważnie przysłuchują się
wszystkiemu, co działo się na sali, czekając na dalszy rozwód wypadków. Co
więcej, miała wrażenie, że sprawy poszły zdecydowanie nie tak, jak większość
mogłaby oczekiwać.
Ariel wciąż
stał w tym samym miejscu, najwyraźniej czekając na jakikolwiek ruch z jej
strony, dlatego zmusiła się do tego, żeby ruszyć się jako pierwsza. Czuła się
dziwnie, mając go za plecami, ale mimo wszystko odwróciła się i podeszła
do sceny, żeby z powrotem wrócić na parkiet. Ariel bez ostrzeżenia
wyprzedził ją i pierwszy wślizgnął się na wzniesienie, wzdychając przy tym
cicho. Zanim się obejrzała, wyciągnął rękę w jej stronę, niecierpliwie
spoglądając w jej stronę.
– Poradzę
sobie sama – mruknęła pod nosem, ale i tak ujęła jego dłoń, pozwalając na
to, żeby jej pomógł. – Zabawne. Teraz za każdym razem będziesz mnie podnosił? –
dodała zaczepnym tonem, ale na Arielu najwyraźniej jej słowa nie zrobiły
najmniejszego znaczenia.
– Wydawało
mi się, że tak wypada. Ale jeśli uważasz, że zrobiłem coś nie tak, mogę
przeprosić – powiedział albo raczej wyszeptał, bo nawet z wampirzymi
zdolnościami, musiała się mocno wysilić, żeby zrozumieć kolejne słowa.
Zamrugała
pośpiesznie, speszona. Instynktownie mocniej ścisnęła jego dłoń, jakoś nie
mogąc zmusić się do tego, żeby go puścić.
– Nie to
miałam na myśli. I nie, nie zrobiłeś niczego nie tak. Po prostu…. – Po
prostu jestem idiotką, dopełniła w myślach, ale chyba nie najlepszym
pomysłem było mu podsuwać opinię na własny temat, nawet jeśli teraz w istocie
tak się czuła. – Zresztą zapomnij. Jestem trochę spięta z powodu moich
kuzynów, to wszystko – wyjaśniła, w zasadzie nie kłamiąc; tyle razy już
zrzucała winę na Aldero, że niemal sama uwierzyła, że wszystko, co złe, jest w istocie
jego winą.
Ariel skinął
głową, ale nie odpowiedział. Nie był zbyt rozmowny, a przynajmniej takie
sprawiał wrażenie. Nie musiała się zastanawiać, żeby zorientować się, że
należał do samotników. Co więcej, kiedy patrzyła na jego ciemne włosy oraz
luźny, zdecydowanie nieodpowiedni na lato strój, nie mogła pozbyć się wrażenia,
że miał w sobie coś gotyckiego. Nigdy nie spotkała kogoś takiego, na
dodatek wilkołaka, poza tym zawsze sądziła, że – o ironio! – dzieci
księżyca, podobnie jak i zmiennokształtni oraz faktyczne watahy wilków, mają
skłonność do trwania w stadach. Przebywali ze sobą i najlepiej czuli
się we własnym towarzystwie, w naturalny sposób będąc w stanie
określić, jaka rola w grupie im przypada.
A jednak
Ariel nie pasował jej do grupy okrutnych, umięśnionych istot, które widziała.
Trzymał się na uboczu, poza tym był cichszy i bardziej skryty od
jakiejkolwiek istoty, którą spotkała wcześniej. No i ten smutek… Smutek w jego
oczach sprawiał, że nade wszystko pragnęła znaleźć sposób na to, żeby jakoś
przedrzeć się przez bariery, którymi wydawał odgradzać się od świata. Pragnęła
wniknąć do jego umysłu – i to bynajmniej nie z pomocą telepatii – i po
prostu go zrozumieć.
To właśnie
stąd brało się uczucie fascynacji – z tego, że wyczuwała w nim
istnienie czegoś, czego nie zamierzał nikomu okazać. Jakaś ukryta natura; to,
że nie pasował do swoich pobratymców, jakkolwiek się od nich wyróżniał…
Był inny.
A ona
chciała go poznać.
Wciąż
ściskała dłoń Ariela, właściwie nie będąc świadomą tego, co robiła. Dopiero po
kilku sekundach (minutach, godzinach, dniach…?) uświadomiła sobie, że to co
najmniej niezręczne i że kolejny raz zbyt intensywnie się w niego
wpatruje, ale w twarzy chłopaka nie doszukała się niczego, co świadczyłoby
o tym, że poczuł się jakkolwiek źle z jej powodu. Miała wrażenie, że i on
uważnie analizuje każdy jej gest, próbując doszukać się w niej fałszu albo
jakiejkolwiek niechęci, była jednak pewna, że niczego takiego nie znajdzie. Nie
czuła do niego wstrętu, nie czuła się uprzedzona – być może było to dla niego
czymś nowym, ale to akurat nie była jej wina. Musiał jej zaufać, chociaż
wątpiła, żeby to było w ogóle możliwe – z racji rasy i tego, jak
po prostu powinny wyglądać
ich relacje.
Mrowienie
na karku sprawiło, że w pośpiechu spróbowała nad sobą zapanować, nawet
jeśli było to trudne. Ariel wzdrygnął się, kiedy bezceremonialnie wyrwała dłoń z jego
uścisku, ale w żaden sposób nie okazał tego, że sprawiła mu przykrość. Zła
na siebie, szybko rozejrzała się dookoła, bez trudu rozpoznając w dziwnym
uczuciu znajome wrażenie, związane z tym, że ktokolwiek ją obserwował. Co
więcej, kiedy się obejrzała, dostrzegła wpatrzoną w nią Grace, która lekko
marszczyła brwi i patrzyła na nią…
No cóż,
takiego wzroku po prostu nie dało się opisać słowami. W zasadzie była to
mieszanka najróżniejszych skrajnych emocji, być może swego rodzaju oszołomienia
i… współczucia? Grace jej współczuła? Ale czego? To nie miało dla niej sensu,
podobnie jak i bezsensowne wydawało się to, do wyrażała jej idealna twarz.
„Wilkołak? Całkiem już zwariowałaś!” – zdawała się pytać, a przynajmniej
tak się Alessi wydawało; mogła to sprawdzić, ale niespecjalnie kwapiła się do
wnikania w myśli kogoś takiego jak Grace, poza tym opinia dziewczyny była
dla niej najmniej ważna.
Ale
pozostałych, zwłaszcza Zoe, Hayley i Quinna już tak.
Ali nie
widziała Zoe, ale doskonale słyszała jej lekko przyśpieszony oddech, mieszający
się z kolejnymi nutami, które wydobywały się spod jej zwinnych palców,
kiedy z wprawą przeciągała smyczkiem po strunach skrzypiec. Doskonale za
to widziała Hayley i Quinna, tańczących razem; co prawda kołysali się
lekko w rytm muzyki, ale chyba nawet nie zdawali sobie z tego sprawy,
wpatrzeni w Alessię z równie wielką uwagą, co Grace. Ali
podejrzewała, że tak samo muszą patrzeć teraz na nich pozostali uczniowie, ale
nie odważyła się rozejrzeć. Już i tak wystarczająco trudne było patrzenie w rozszerzone
oczy Hayley albo na zaciśnięte usta Quinna.
Być może
jakaś część niej spodziewała się, że taka właśnie będzie reakcja na obecność
jakiegokolwiek z dzieci księżyca. Pewnie sama zareagowałaby podobnie,
zwłaszcza po ostatniej nocy – a przynajmniej zrobiłaby to, gdyby na
miejscu Ariela znalazł się ktokolwiek inny. Teraz była na siebie za tę
świadomość zła, bo to jedynie dowodziło tego, że była równie uprzedzona, co
wszyscy w koło, ale jakoś zdusiła w sobie to uczucie. Nie potrafiła
za to powstrzymać irytacji, która wypełniła ją całą i zdawała się z każdą
kolejną sekundą wzrastać, jakby ze spoczywających na niej i Arielu
spojrzeń emitowała jakaś dziwna siła, której nie potrafiła nazwać, ale którą
doskonale czuła.
W jednej
chwili podjęła decyzję. Całkowicie zapominając o Seanie, który stał gdzieś
na uboczu, porzucony i nie mający pojęcia, co ze sobą zrobić, raz jeszcze
ujęła dłoń Ariela, po czym bezceremonialne położyła ją na swoim biodrze. Wzdłuż
jej kręgosłupa przeszedł gorący dreszcz, przypominający wstrząs elektryczny,
ale po chwili głębszego zastanowienia doszła do wniosku, że to całkiem ciekawe i przyjemne
doświadczenie. Wraz z przypływem odwagi, zarzuciła Arielowi obie ręce na
szyję i stanowczo przyciągnęła go bliżej, tak, że doskonale czuła
emitujące od jego ciała ciepło.
– Tańczyłeś
kiedyś walca, prawda? – zapytała dla pewność, samą siebie zaskakując stanowczym
brzmieniem własnego głosu.
– Tak,
kiedyś tak. – Ariel wziął się w garść, pobudzony jej pewnością siebie.
Zanim się obejrzała, wyprostował się i ujął ją we właściwy sposób, którego
za żadne skarby nie potrafiła wymóc na Seanie, kiedy jeszcze zmuszona była do
męczenia się z jego gapowatością. – Dawno, ale może coś tam jeszcze
pamiętam. Zresztą sprawdźmy…
A więc
sprawdzili – i okazało się, że pamiętał aż nazbyt dobrze.
W jednej
chwili Alessia spoczywała pewnie na ziemi, a już w następnej poczuła
się tak, jakby płynęła w powietrzu. Ariel pociągnął ją za sobą, bez trudu
wpasowując się w rytm melodii, którą grała Zoe. Przyzwyczajona do
bezradnego kołysania się i uważania na każdy kolejny krok, Ali
potrzebowała chwili, żeby oswoić się z myślą, że przy Arielu nie musi się
niczego obawiać. Wiedziała to już wcześniej, ale teraz miała materialny dowód
na to, że jej przypuszczenia były słuszne. Nie bała się, że wilkołak na nią
wpadnie, upuści ją albo na nią nadepnie; nie musiała nawet pilnować kroków, bo w jednej
chwili już po prostu wiedziała, jak powinna się poruszać, żeby było dobrze.
Dopasowała się do Ariela, nagle mając wrażenie, że przez całe życie nie robiła
niczego innego, a po prostu unosiła się w powietrzu, idealnie
współgrając z żywiołem oraz chłopakiem, którzy trzymał ją w swoich
ramionach. Walc miał w sobie coś intymnego, więc bliskość nie była w tym
tańcu niczym dziwnym, ale kiedy czuła dotyk ciepłej skóry Ariela…
Również w nim
dostrzegła… Nie potrafiła tego opisać, ale wiedziała, że było niezwykłe. Coś
jak rodzaj jakiejś dziwnej przemiany, nie mającej zupełnie związku z pełnią,
wilkołactwem czy czymkolwiek, co wiązało się z nadnaturalną istotą, którą
przecież był. To zaczynało się w jego oczach – tych smutnych oczach do
których nagle wkradło się życie. Ciemne tęczówki zabłysły, a Alessia
pierwszy raz dostrzegła w nich coś, co można byłoby określić mianem
lekkości albo wręcz satysfakcji. Blada twarz i wyraziste rysy nareszcie
nabrały życia; mięśnie rozluźniły się, a chłopak przestał sprawiać
wrażenie kogoś, kto najchętniej zapadłby się pod ziemię albo odkrył w sobie
zdolności Camerona i po prostu zniknął – najlepiej na dobre. To były
czysta radość i przyjemność, które w pierwszym momencie ją
oszołomiły, a już w następnej napełniły satysfakcją; nie miała
pojęcia jak wiele było w tym jej udziału, ale mimo wszystko jakoś
przyczyniła się do tego, co się działo.
Ariel
pociągnął ją za rękę. Nie miała pojęcia, co zamierzał zrobić, ale jej ciało
wiedziało; niczym w transie, wiedziona wyłącznie instynktem i muzyką,
wykonała wdzięczny piruet. Cały świat zawirował wkoło; twarz Ariela przez
ułamek sekundy mignęła jej przed oczami i – mogłaby przysiąc – dostrzegła
na niej cień uśmiechu.
Miał bardzo
ładny uśmiech.
Lekko
oszołomiona, obróciła się jeszcze raz, chociaż zaraz tego pożałowała, bo
zakręciło jej się w głowie. Chwiejąc się na nogach, zatoczyła się i wpadła
chłopakowi w ramiona, przypadkiem muskając policzkiem jego tors. Ariel
zesztywniał, ale nie odsunął się, tylko chwycił ją za ramiona i dopiero
kiedy uchwyciła równowagę, stanowczo zwiększył dystans pomiędzy nimi. Ali
wyprostowała się, mając nadzieję, że nie dostrzegł rumieńców na jej policzkach,
po czym zaplotła ręce na piersi; czuła, że serce wali jej jak szalone, poza tym
ledwo łapała oddech.
– Tak!
Właśnie tak! – Głos River Song ją zaskoczył i zarazem przywołał do porządku,
przypominając o tym, że przecież nie są sami. To wydawało się
nieprawdopodobne, ale naprawdę nie byli sami… – Przecież o coś takiego od
samego początku mi chodziło – przyznała z uznaniem wampirzyca, łącząc ze
sobą opuszki palców i podchodząc bliżej.
Zoe
przestała grać, muzyka zniknęła, a świat na powrót wrócił na właściwy tor.
Alessia zamrugała, żeby z rozczarowaniem zorientować się, że wszystko
wróciło do normy – już nie czuła, że lata, a twarz Ariela na powrót
przybrała wcześniejszy wyraz. Znów był gdzieś tam, speszony i oddalony,
jak na samym początku. Uważnie lustrował ją wzrokiem, a jego spojrzenie
pozostawało nieodgadnione, co zaczynało doprowadzać ją do szału; ręce wsunął w kieszenie,
żeby nie mogła ich zobaczyć, ale miała wrażenie, że znów zaciskał je w pięści.
Nie rozumiała dlaczego, poza tym wciąż czuła na skórze mrowienie w miejscach,
gdzie jeszcze chwilę wcześniej jej dotykał.
Niedorzeczne.
I bardzo, bardzo dziwne.
– Dobrze,
jak na razie wystarczy. Bardzo dziękuję, Arielu – powiedziała River Song. Chyba
jedynie ona była z siebie zadowolona. – Och, Alessiu, jeśli powtórzycie mi
to z Damienem, może jeszcze uwierzę, że są jakiekolwiek szanse, żebyśmy
przygotowali coś sensownego przed zakończeniem.
Mówiła coś
jeszcze, ale Alessia prawie jej nie słyszała, zbyt oszołomiona, żeby zwracać na
cokolwiek uwagę. Cały czas wpatrywała się w Ariela, który – zachowując się
tak, jakby nagle uświadomił sobie, że zrobił coś bardzo, bardzo złego – nagle
cały zesztywniał i mrucząc coś pod nosem o tym, że musi już iść,
szybko zeskoczył z podwyższenia i ruszył w stronę wyjścia. River
Song nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi, ale Ali szybko zrobiła kilka
kroków w ślad za nim, właściwie nie będąc tego świadomą. Zatrzymała się
dopiero tuż przy krawędzi podwyższenia, w ostatniej chwili powstrzymując
się przed skokiem i idiotycznym pragnieniem, żeby za Arielem pobiec,
chociaż chłopak wyraźnie nie był chętny, żeby dalej trwać w towarzystwie
pół-wampirów i wampirów.
Wciąż czuła
na sobie palące spojrzenia przyjaciół, ale nie odważyła się na nich spojrzeć.
Puls powoli zaczął jej zwalniać, ale i to nie było w stanie sprawić,
żeby jakkolwiek nad sobą zapanowała albo poczuła się normalnie. To, że mogła
się tak jeszcze poczuć, w tamtej chwili wydawało jej się wręcz nierealne.
Przepraszam, że tak późno komentuję, ale trochę się zapomniałam^^ Liczę na więcej momentów Ali i Ariel razem. Podoba mi się ta para i już nie mogę się doczekać momentu, aż w końcu będą razem. River chyba zrobiła to specjalnie: w końcu nie każdego dnia tańczy się z wilkołakiem, który okazuje się być całkiem dobrym partnerem do walca. Ariel to zdecydowanie mroczny typ chłopaka; kojarzy mi się tutaj z Gabrielem z Brzasku, kiedy też był taki niedostępny^_^ podoba mi się. Szczególnie to jedno podobieństwo. Grace jest najzwyczajniej w świecie zazdrosna! Mimo, że wygląda to na współczucie czy coś na rodzaj żalu ta dziewczyna zazdrości Alessi :D chociaż skoro ma tego swojego Ethana czy jak mu tam to jakoś specjalnie powodu nie widzę, ale taka 'sława' chce mieć przecież każdego ;)
OdpowiedzUsuńAch, wątpię aby Ali i Damien to powtórzyli, bo taki taniec można odtworzyć tylko z Arielem. Albo przynajmniej takie odnoszę wrażenie^^
Gabrysia