Layla
Layla zatrzepotała powiekami.
Nie była pewna, czego się spodziewała, ale na pewno nie tego, że po
przebudzeniu zobaczy znajome wnętrze pokoju Rufusa. Było to trochę podobne do
przebudzenia, którego doświadczyła po tym, jak ze snu wyrwał ją koszmar z dzieciństwa,
ale wtedy czuła się mniej zdezorientowana, bo pamiętała powrót do laboratorium i to,
co robiła wcześniej.
Pamiętała
dobrze czas spędzony na polanie, kiedy wraz z Gabrielem rozmawiali albo po
prostu leżeli obok siebie. To były przyjemne wspomnienia, mimo wszystko;
wiedziała, że to ona zareagowała nie tak jak trzeba, chociaż teraz ciężko było
cokolwiek zmienić. Była wrażliwa, zwłaszcza w tej sytuacji, kiedy
przeszłość wyciągała ręce po nią i po jej rodzeństwo, a żadne z nich
nie było w stanie tego zatrzymać. Musiała zasnąć i chyba powinna się
cieszyć, że tym razem zaoszczędzoną jej koszmarów, chociaż wątpiła, żeby strach
i złe sny odpuściły. To musiała być zasługa Gabriela, podobnie jak i to,
że znalazła się tutaj.
Sam
widzisz, że ufasz mu bardziej niż ci się wydaje, pomyślała mimochodem,
uśmiechając się pod nosem. Było to blady, wymuszony uśmiech i czuła się z nim
dziwnie, ale po chwili zastanowienia musiała uznać, że przynajmniej był
szczery. Na nic więcej w obecnej sytuacji nie było jej stać, dlatego
ostatecznie przybrała neutralny wyraz twarzy i przeciągając się lekko,
zmusiła się do tego, żeby wstać. Zaraz po tym wyślizgnęła się z pokoju na
okrągłą salę, która pełniła coś na kształt przejściowego korytarza o dość
nietypowym kształcie. Kroki natychmiast skierowała w stronę laboratorium,
jednocześnie przeczesując włosy palcami i zastanawiając się, czy Rufus
właściwie zwracał uwagę na to jak wyglądała. Na pewno lubił jej włosy; to czy
były uczesane, czy też nie, wydawało się stanowić sprawę drugorzędną.
Nie musiała
się nawet wysilać, żeby stwierdzić, że Rufus jak zwykle był w laboratorium.
Już stanąwszy w progu, dostrzegła go stojącego po drugiej stronie
pomieszczenia. Nie widział jej, ale bez wątpienia wyczuł, bo drgnął i oderwawszy
wzrok od jakiego punktu w przestrzeni (już zdążyła przyzwyczaić się do
tego, że miewał momenty, kiedy zamyślał się do tego stopnia, że zapominał o wszystkim
innym), natychmiast spojrzał na nią.
– Hej –
powiedziała cicho, zachowując się jak gdyby nigdy nic. Natychmiast ruszyła w jego
stronę, ignorując jego pełne zwątpienia spojrzenie; najwyraźniej nie był
pewien, w jakim nastroju była teraz.
– Mhm… – Nawet
nie drgnął, kiedy stanęła u jego boku, podświadomie licząc na to, że ją
obejmie. Zmierzył ją wzrokiem, ale nie miała pojęcia do jakich doszedł
wniosków. – Dobrze się czujesz? – zaryzykował w końcu.
Layla
uniosła brwi.
– A nie
powinnam? – zdziwiła się, jednocześnie nie mogąc powstrzymać się przed
zirytowaniem go tym, że jak zwykle odpowiadała pytaniem na pytanie. – Wszystko
jest ze mną w najlepszym porządku – powiedziała z naciskiem, kładąc
mu obie dłonie na torsie, żeby dodatkowo podkreślić jego słowa. – Jeśli już, to
chyba z tobą jest coś nie tak, skoro nie chcesz mnie przytulić… – dodała
mimowolnie, nie będąc w stanie zapanować nad nutą goryczy, która wkradła
się do jej głosu.
Rufus
mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak pełne ulgi „Dzięki bogini!”, po czym w końcu
przygarnął ją do siebie. Natychmiast ufnie się w niego wtuliła,
przyciskając policzek do jego torsu i przymykając oczy. Nie była pewna, co
takiego chodziło mu po głowie, ale najwyraźniej bał się o nią albo raczej o to,
jak mógłby wpłynąć na nią powrót ojca. Musiała przyznać, że jej reakcja była
mocno niepokojąca, więc obawy Rufusa teoretycznie nie powinny ją dziwić, ale
jednocześnie chciała jakoś zapewnić go, że wszystko już było dobrze. Przy nim
czuła się bezpieczna, a to teraz było dla niej najważniejsze. Poza tym to
był Rufus; znała go i jakoś nie miała wątpliwości co do tego, czy byłby w stanie
ochronić ją przed Marco.
– Och,
Laylo… – westchnął i krótko ucałował ją we włosy. Natychmiast przeszedł ją
przyjemny dreszcz, a jej ulżyło, że powrót ojca nie spowodował nawrotu
wszystkich lęków, które do tej pory w sobie dusiła. Nie mogła pozwolić
sobie na powrót do okresu, kiedy wzdrygała się za każdym razem, kiedy Rufus jej
dotykał. – Tak z czystej ciekawości… Co powiedziałaś swojemu bratu na mój
temat? – zapytał ni stąd, ni z owąd, odsuwając ją od siebie na tyle, żeby
móc spojrzeć jej w oczy.
– Gabrielowi?
– Zamrugała nieco zdezorientowana. Pamiętała wszystko, co wydawało się przed
zaśnięciem, a przynajmniej tak do tej pory sądziła. – Nic. O co
właściwie mnie pytasz?
– Nie wiem
– przyznał Rufus – ale dość zastanawiające było dla mnie to, że zaraz po tym,
jak cię przyniósł, przycisnął mnie do ściany i warknął coś na temat tego,
że mam zrobić wszystko, co będzie dla ciebie dobre... Już pominę wzmiankę o tym,
że jeśli pozwolę, żeby stała ci się krzywda, twój brat obiecał mi powolną,
bolesną śmierć, bo chyba wtedy nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co
i do kogo mówi – dodał lekceważącym tonem, ale Layla i tak wiedziała,
że słowa Gabriela wywarły na nim wrażenie.
– Naprawdę
ci tak powiedział? No cóż… – Westchnęła zrezygnowana. To był cały Gabriel,
chociaż nie była zachwycona tym, że traktował ją jak dziecko. W końcu to
ona była starsza, nawet jeśli sprowadzało się to do kilku minut albo najwyżej
kwadransa. – Mój braciszek czasami zapomina, że ja już nie potrzebuję opieki.
Jeszcze
kiedy mówiła, lekko uniosła się na palcach, żeby móc dosięgnąć ust Rufusa.
Pomógł jej, więc wkrótce ich wargi złączyły się w pocałunku, ale nie była
to tak namiętna pieszczota, jakiej Layla mogłaby oczekiwać. Ze strony Rufusa
czuła jakiś opór, rezerwę i chociaż nie była to wyraźna granica, czuła ją
bardzo wyraźnie.
On mi
nie ufa, przeszło jej przez myśl i to na moment ją zdezorientowało.
Skrzywiła się, po czym wyswobodziła z objęć wampira, rzucając mu urażone
spojrzenie.
– Rufusie,
ja już przestałam się łudzić – powiedziała cicho, raptownie markotniejąc. –
Jeśli chodzi o to, co wcześniej mówiłam na temat ciąży…
– Co masz
teraz na myśli? – przerwał jej, wyraźnie zaskoczony. – Uważasz, moja droga, że
jesteś w stanie mnie uwieść, jeśli bym tego nie chciał? Możesz mi wierzyć,
Laylo, że nie podejrzewam cię o to, że byłabyś w stanie się do tego
posunąć. Nie chodzi o to, że… – Pokręcił głową, wyraźnie speszony.
Wzdychając, szybko znalazł się przy niej i musnął palcami jej policzek,
zachęcając do tego, żeby spojrzała mu w oczy. – Chciałem powiedzieć, że to
nie jest najlepszy moment. Może już zapomniałaś, ale niedługo pojawi się tutaj
Dimitr i jeszcze kilka osób, więc…
– Och! –
Spojrzała na niego rozszerzonymi oczami. – Skończyłeś! Całkiem zapomniałam, że…
Przepraszam – zreflektowała się z westchnieniem.
Rufus nie
odpowiedział, ale nie oczekiwała, że to zrobi. Wciąż czuła się mocno zażenowana
tym, że postawiła ich oboje w tak niezręcznej sytuacji, dlatego zmusiła
się do tego, żeby koncentrować myśli na czymkolwiek innym. Z braku lepszych
pomysłów zaczęła krążyć po laboratorium, próbując zająć sobie czymś ręce, ale
to był dość trudne. Już dawno postanowiła sobie, że nie będzie laboratorium
sprzątać, bo to i tak nie ma sensu, a pomieszczenie w rekordowym
czasie wracało do wcześniejszego stanu. Wciąż była zadziwiona tym, że Rufus w tak
prosty sposób odnajdował się w panującym dookoła chaosie, ale liczyły się
efekty, a prawda była taka, że wampir miał w zwyczaju czynić wiele
niepojętych dla niej rzeczy, które ostatecznie okazywały się całkiem logicznie.
No i były częścią jego; tą nieprzewidywalną, którą kochała chyba
najbardziej ze wszystkich jego cech, nawet jeśli paradoksalnie tak bardzo ją
tym denerwował.
Słyszała
poirytowane westchnienia Rufusa, kiedy zaczęła nie tyle przeszkadzać, co wręcz
denerwować swoim ciągłym, pozbawionym celu krążeniem. Wywróciła oczami, ale dla
świętego spokoju wślizgnęła się na blat jednego ze stołu, wcześniej odsuwając
kilka bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów. Laboratorium pełne było dziwnym
części i projektów urządzeń, które – zależnie od stopnia skomplikowania i tego,
jak miały działać – działały bądź nie. Już dawno się w tym wszystkim
pogubiła, ale Rufusowi najwyraźniej przyjemność sprawiało wymyślanie i realizowanie
każdego projektu, który tylko przyszedł mu do głowy. Z dwojga złego wolała
i to, jeśli tylko w końcu dał sobie spokój z obsesyjnym
szukaniem rozwiązań związanych Syndromem Agresji. Co prawda wiedziała, że nie
całkiem odstawił je na bok – wciąż dręczył go problem spalania się na słońcu –
ale przynajmniej wydawał się w końcu odnaleźć równowagę, a to było
najważniejsze.
– Layla?
Layla, jesteś tutaj? – Głos Isabeau był tak charakterystyczny, że po prostu nie
dało się go rozpoznać. Wyrwał ją z zamyślenia, jednocześnie przynosząc
swego rodzaju ulgę, bo miała dość przeciągającego się oczekiwania i biernego
obserwowania Rufusa.
– Jesteśmy
na dole! – odkrzyknęła, chociaż to wydawało się zbędne; niby gdzie indziej
mogliby być, jeśli nie w laboratorium?
Rufus
skrzywił się nieznacznie, ale ani słowem nie skomentował przybycia Beau,
najwyraźniej się jej spodziewając. Do przewidzenia było, że dziewczyna jak
zwykle pojawi się u boku Dimitra. Layla wiedziała, że Rufus – chcąc nie
chcąc – zaprosił kilka osób, ale najwyraźniej jego opinia na temat
jakiegokolwiek towarzystwa nie uległa zmianie. Wciąż preferował samotność, poza
tym – jakby nie patrzeć – czyjakolwiek obecność dość mocno naruszała kwestię „tajności”
laboratorium. Zdaniem Layli mógł już dawno darować sobie ten swój upór i przerzucić
się na coś w stylu „prywatne” – to przynajmniej brzmiało sensownie i miało
jakiekolwiek odniesienie w rzeczywistości.
– Mamy się
bać? – zapytał na wstępie Dimitr, lekko marszcząc brwi na widok zwykłego
chaosu, który panował w laboratorium. Chociaż bałagan był dla Rufusa czymś
normalnym, król najwyraźniej miał zbyt wiele przykrych doświadczeń ze
zniszczeniami w laboratorium, żeby być w stanie naukowcowi zaufać. –
Szczerze powiedziawszy, wciąż mam pewne wątpliwości, Rufusie – przyznał,
zatrzymując się u stóp schodów.
Isabeau
wyminęła go chwilę wcześniej i teraz z zaciekawieniem rozglądała się
dookoła, wzrok koncentrując zwłaszcza na okrytym białą płachtą kształcie. Na
jej ustach pojawił się nieco złośliwy uśmieszek, a chwilę później mrugnęła
porozumiewawczo do siostry. „Szalony naukowiec” – wyczytała Layla z ruchu
jej warg i sama również pozwolił sobie na blady uśmiech. Beau uwielbiała
uprzykrzać wampirowi życie.
– Widziałem
to – warknął Rufus, ale w jego głosie pobrzmiewała bardziej irytacja niż
złość. Isabeau wzruszyła ramionami; w końcu na to liczyła. – A jeśli
chodzi o twoje obawy, to chyba powinienem poczuć się urażony, Dimitrze –
dodał, zwracając się do wampira. Plecami oparł się o swój wynalazek, lekko
marszcząc brwi i uważnie lustrując twarze przybyłych nieśmiertelnych. – Jeżeli
próbujesz mnie zapytać o to, czy to zadziała, to z góry mogę ci
odpowiedzieć: tak, jak najbardziej tak, do cholery.
– Przekonuje
mnie zwłaszcza to „do cholery” – żachnął się Dimitr. – No dobra, pokaż co tam
masz, bo aż jestem ciekawy…
– Właśnie
widzę. – To jak nic był sarkazm. – Ale musimy się jeszcze chwilę wstrzymać. W końcu
nie ma tutaj jeszcze baraniego stadka… Oczywiście mam na myśli waszego brata –
zerknął wymownie na Laylę i Isabeau – i jego rodzinę. Aha, Isabeau,
jeśli twoi synowie zamierzają się pojawić, to radzę ci: lepiej trzymaj ich na
dystans, bo nie ręce za siebie.
Isabeau
mruknęła pod nosem coś, co zabrzmiało jak „Nie ty jeden”, ale Layla nie była
pewna. Swoją drogą, taka możliwość była bardziej niż prawdopodobna, tym
bardziej, że aż nazbyt dobrze znała charaktery bliźniaków Beau – zwłaszcza
Aldero. On i Alessia tworzyli naprawdę niebezpieczną parę, a po
głębszym zastanowieniu Layla doszła do wniosku, że to głownie dzieci odnosiło
się określenie „baranie stadko”.
Dimitr nie
wyglądał na zachwyconego, ale przynajmniej nie naciskał. Czekanie nie stanowiło
dla wampira żadnego wyzwania, więc w jego przypadku chodziło raczej o napięcie,
które wyczuwało się od niechętnego jakiemukolwiek towarzystwu Rufusa… Albo o Isabeau,
która raz po raz rzucała kokieteryjne spojrzenia w stronę króla, otwarcie z nim
flirtując. Co prawda Dimitr był zbyt wielkim dżentelmenem, żeby otwarcie i w towarzystwie
pozwolić sobie na zbyt wiele, ale nie trzeba było być geniuszem, żeby domyśleć
się, że w tym momencie znalazłby się ze swoją kapłanką w zupełnie
innym miejscu – chociażby sypialni.
Zanim
pojawili się pozostali minął niecały kwadrans, chociaż Layli zdawało się, że
trwało to zdecydowanie dłużej. Nigdy nie należała do osób cierpliwych, poza tym
nie lubiła tego, co działo się z Rufusem, kiedy był w czyimkolwiek
towarzystwie. Spinał się wtedy i ciężko było jej sprawić, żeby się
rozluźnił. Co prawda objął ją, kiedy stanęła u jego boku, ale nawet kiedy
od niechcenia zaczął bawić się jej włosami, czuła w jego zachowaniu pewną
nerwowość. Rufus najlepiej czuł się w swoim towarzystwie, a tolerował
wyłącznie ją, więc czyjakolwiek obecność była mu bardziej niż nie na rękę.
Layla sama
nie była pewna, czego się spodziewała, ale w jakimś stopniu ulżyło jej,
kiedy wampir trochę ożywił się po pojawieniu reszty. Aldero i Cameron
pojawili się w ostatnim momencie, materializując dosłownie znikąd i omal
nie strącając kilku szklanych probówek, które stały na jednym z laboratoryjnych
stołów. Rufus jedyni westchnął i zerknął wymownie na Isabeau, jakby chcąc
jej przypomnieć wcześniejszą rozmowę. Zaraz po tym – uparcie ignorując
jakiekolwiek uwagi i spojrzenia (jedynie Gabrielowi rzucił krótkie,
nieodgadnione spojrzenie, kiedy tylko on i Renesmee pojawili się na
schodach) – szybko podszedł do tajemniczego kształtu, który już na wstępie
przykuwał uwagę wszystkich obecnych. Nikogo nawet nie zdziwiło to, że bez
żadnych wyjaśnień zamierzał przejść do rzeczy, bo to było bardzo w stylu
Rufusa, który zdecydowanie wolał działać niż tracić czas na jakikolwiek zbędne
tłumaczenia. On widział z czym ma do czynienia; to, czy inni cokolwiek
rozumieli, było dla niego sprawą drugorzędną.
– No dobra
– westchnął i szarpnięciem ściągnął zakrywający urządzenie materiał.
Płachta z szelestem opadła, a w powietrze natychmiast wzbiły się
drobinki kurzu, zmuszając go do tego, żeby cofnął się o krok.
Layla
zamrugała pośpiesznie i sama również odsunęła się do tyłu, żeby lepiej
ogarnąć wzrokiem to, co widzi. Niejednokrotnie miała okazję obserwować Rufusa
przy pracy, ale zwykle kiedy się pojawiała przerywał, najwyraźniej nie będąc w stanie
skoncentrować się, kiedy była w pobliżu. Już wtedy zdążyła się
zorientować, że wynalazek jest dość skomplikowany – przynajmniej z wyglądu
– ale ostateczna wersja była… interesująca.
Urządzeni –
komputer – przypominało dużą, metalową szafę. Sprzęt musiał mieć przynajmniej
dwa metry wysokości oraz połowę z tego szerokości i głębokości, a przynajmniej
tak wydawało się na pierwszy rzut oka. Od konstrukcji odchodziły liczne kable i rurki,
tworzące bliżej nieokreślony wzór, który pozorni wydawał się bez sensu, chociaż
dla Rufusa taki układ musiał wydawać się logiczny. W oczy wrzucały się
liczne diody, które migały łagodnym światłem, zmieniając kolory w jednym i tym
samym rytmie – zielony, czerwony, niebieski, żółty; zielony, czerwony,
niebieski…
No cóż,
przynajmniej widać było, że maszyna działa.
Gdzieś za
jej plecami rozległo się gwizdnięcie, a chwilę później Aldero roześmiał
się nieco nerwowo.
– Ach… To
tak zwana sztuka miejska, co nie wujku? – zagadnął, szczerząc się w uśmiechu;
w takich momentach jeszcze bardziej przypominał Drake’a.
– Mieliście
nie mówić na mnie… Zresztą nieważne – żachnął się Rufus, wywracając oczami.
Założył obie ręce na piersi, najwyraźniej zadowolony z siebie. – Śmiej
się, Aldero, jeśli chcesz. Ale może najpierw zadaj podstawowe pytanie, a mianowicie…
– Co to
jest? – przerwał mu zniecierpliwiony Edward, podchodząc bliżej. Westchnął, jak
zawsze kiedy wiedza nie przychodziła z tego źródła, którego mógłby
oczekiwać. Co prawda myśli Rufusa stały dla niego otworem, ale i tak nie
był w stanie udzielić sobie odpowiedzi, póki wampir nie zaczął się na
danym temacie koncentrować. – Chociaż nie, to już akurat wiem, ale… Ty mówisz
poważnie?
– Jeszcze
nic nie mówię. – Rufus uśmiechnął się nieco gorzko. – Ale tak, jak najbardziej
poważnie. Dimitr oczekiwał ode mnie zwiększenia bezpieczeństwa, a więc to
robię. Co prawda wymagało to trochę czasu i wyciągnięcia kilku informacji,
głownie od Michaela, ale… Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to właśnie
prezentuję wam coś, co jest w stanie utworzyć lokalną sieć komórkową.
Wampiry zawsze były dużo bardziej rozwinięte od ludzi, a odtworzenie
mechanizmu nie było takie trudne, nawet jeśli ciężko wyobrazić sobie cokolwiek
na temat tego, co dopiero za ponad pół wieku będzie na świecie normą. Nie
wspominając już o technologii, ale to już zupełnie inna kwestia –
stwierdził, niedbale wzruszając ramionami. – Doszedłem do wniosku, że tak
będzie dużo łatwiej. Doceniam telepatów i ich zdolności porozumiewania się
na odległość, ale potrzebujemy czegoś dużo bardziej uniwersalnego, żeby
osiągnąć pożądany efekt.
Jeszcze
kiedy mówi, Aldero przestał się uśmiechać, raptownie poważniejszą. Jego oczy
zabłysły; był zaintrygowany, nie jako jedyny zresztą. Damien i Carlisle natychmiast
podeszli bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się urządzeniu. Po chwili wahania
Renesmee również zrobiła kilka kroków do przodu, zatrzymując się u boku
Isabeau. Wieszczka lekko marszczyła brwi, starając się zachować neutralny wyraz
twarzy i uważnie wszystko analizując.
Esme krótko
spojrzała na swojego męża, najwyraźniej chętna ruszyć za nim, ale po chwili
zastanowienia skierowała się w stronę Aldero i Camerona. Alessia
skuliła się gdzieś pod ścianą, opierając się nań plecami i starając się
nie wrzucać w oczy. Layla mimochodem zauważyła, że jej bratanica wciąż
wyglądała trochę blado, wciąż pod wrażeniem wcześniejszych wydarzeń i związanych
z nimi emocjami. Jakby nie patrzeć, przez kilkanaście okropnych godzin
była przekonana, że jej własny dziadek – to nic, że go nie znała – skrzywdził
ją w najgorszy możliwy sposób. Po czymś takim nie dało się ot tak
otrząsnąć, a Layla zdawała sobie z tego sprawę lepiej niż ktokolwiek
inny do tej pory. Pod wpływem impulsu, przestała zwracać uwagę na wynalazek
Rufusa i po prostu ruszyła w stronę Alessi, dochodząc do wniosku, że
dziewczynie przydałoby się wsparcie.
– … to
zadziała, będzie pod wrażeniem – usłyszała wyraźnie pełen uznania głos Dimitra.
– Teraz pozostaje kwestia tego, co posłuży za ewentualne odbiorniki. Poza tym…
Mówiłeś, że to ma jeszcze jakieś zastosowanie? Nie do końca rozumiem, ale…
Jego głos
nagle przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, podobnie jak i Alessia. Layla
nie od razu zrozumiała, co takiego ją rozproszyło, ale nagle zamarła w miejscu,
całkowicie zdezorientowana. Nie potrafiła zinterpretować tego, co nagle
poczuła, nie było zresztą czasu na to, żeby nad czymkolwiek się zastanawiać. To
przypominało gorący podmuch wiatru albo ciepły prąd wodny – nagle po prostu się
pojawiło. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to czysta energia, ale kiedy
to do niej dotarło, było już za późno na jakiekolwiek reakcje albo ostrzeżenia.
Fala mocy
rozeszła się błyskawicznie, niszcząc wszystko, co napotkała na swojej drodze. W pierwszej
chwili rozległ się brzdęk tłuczonego szkła, kiedy rozstawione po całym
laboratorium fiolki i naczynia rozprysły się na kawałeczki. Layla
zachwiała się, mając wrażenie, że moc uderzyła w nią z siłą
szalejącej wichury, ale tak naprawdę jaka część jej świadomości zdawała sobie
sprawę z tego, że oberwała zaledwie ułamkiem energii. Atak nie był
wymierzony w nią ani nikogo innego, kto znajdował się w sali.
Był za to
wymierzony w coś.
Kolejne
wydarzenia pamiętała jak przez mgłę. Wiedziała tylko, że upadła, przy okazji
obcierając sobie dłonie i dość mocno tłukąc kolana. Chyba chciała
krzyknąć, żeby ostrzec pozostałych, ale to już i tak nie miało żadnego
znaczenia.
Już w następnej
sekundzie rozległ się ogłuszający huk, a potem cały świat eksplodował.
Hej!
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam wszystkich za trzydniową przerwę bez ostrzeżenia, ale niestety nic nie mogłam na to poradzić. Ostatnie dni - w zasadzie cały weekend - były dla mnie jednym wielkim chaosem w trakcie którego nie miałam czasu na nic. Jeśli mam być szczera, nie pamiętam niczego od piątkowego popołudnia po dzisiaj (pierwsza w nocy). Nic prócz pakowania, bo przeprowadzam się w tym tygodniu, więc mój czas na przyjemności został drastyczni uszczuplony.
Na całe szczęście dzisiaj już prezentuję wam rozdział; zostawiam go do waszej oceny, ale ja jestem całkiem zadowolona. Bardzo stęskniłam się za wami i za pisaniem, co jedynie potwierdza, że jestem już uzależniona. Na dniach postaram się dodać coś na Cieniach Przeszłości, ale nie jestem pewna jak to będzie. Zakładam, że uda mi się wrócić do wcześniejszego rytmu, chociaż do końca stycznia może być różnie. Obiecuję za to, że już od lutego wszystko wróci do normy, a ja będę w pełni dyspozycyjna =)
Z dedykacją dla tych, którzy czekali.
Pozdrawiam.
Nessa.
Już się zaczynałam martwić, że coś się stało poważnego i dlatego nie piszesz. Ale jak widać pakowanie ważna rzecz (wiem o czym mówisz sama tak miałam przed wyjazdem...). Najważniejsze, że już wróciłaś i że możesz dodawać rozdziały. Znaczy masz więcej czasu...
OdpowiedzUsuńJak ja bardzo chcę, żeby Rufus zgodził się na to dziecko! Znaczy, żeby zgodził się szybciej =) Och, Isabeau jak mi jej brakuje. Zdecydowanie jest jej zbyt mało. Heh, czuję że Aldero i Ja mamy dzisiaj wiele wspólnego ;) sama tłucze dosłownie wszystko. Jak nie rozleję to upadnie, jak upadnie to się rozbije xp cóż takie życie :D
Rozdział podobał mi się jak najbardziej, a ja muszę przeprosić za taki dość... Dziwny komentarz, bo po dzisiejszym dniu odpadam :_: nie mam siły na nic. W skrócie - więcej Ali, więcej Isabeau no i wszystko cacy. Masz z czego być zadowolona, bo rozdział wyszedł ci wręcz genialnie. Taka słodka osłoda na wtorek^^
Pozdrawiam, xoxo
Gabrysia ;*