23 stycznia 2014

Dwadzieścia dwa

Layla
– Mam wrażenie, że ciąży nad nami jakaś klątwa… Jak sądzisz, Gabrielu? Jest w tym jakiś sens?
Layla machinalnie zwolniła i zatrzymała się, czując narastającą niechęć. Słońce już dawno zaszło, a las spowił mrok, ale ciemność nie stanowiła dla jej zmysłów przeszkody, zwłaszcza od momentu, kiedy zaczęła się zmieniać. A może zwłaszcza od tej chwili, bo jako dziecko się jej bała.
– Wiesz, co ja sądzę? – Gabriel zatrzymał się kilka kroków od niej. W ciemnościach, stojąc bokiem, sprawiał wrażenie mrocznego i bardzo niebezpiecznego. – Że zdecydowanie zbyt mocno się zamartwiasz.
– Może, ale zastanów się przez chwilę. To po nas wraca, po tylu latach…
– „To” czyli on, czy masz na myśli coś innego? – zapytał z powątpiewaniem. Głos miał zdecydowanie łagodniejszy niż w domu, kiedy wpadł w szał, ale Layla i tak wiedziała, że jest zagniewany.
– Przeszłość – odpadła cicho i zamyśliła się. – Mam na myśli przeszłość, a jego przy okazji. To może i okrutne, ale tak właśnie myślę.
Gabriel rzucił jej nieodgadnione spojrzenie, ale nic nie powiedział. W zamian spokojnym krokiem ruszył przed siebie, chyba już tylko z przyzwyczajenia rozglądając się dookoła. Już po kwadransie biegu, oboje zorientowali się, że ich starania są bezsensowne, bo raczej mało prawdopodobne było, żeby Marco tak po prostu stanął im na drodze, pomachał i poczekał aż się na niego rzucą. To byłoby zbyt proste, bezsensowne, zresztą tak naprawdę żadne z nich tak naprawdę nie chciało go znaleźć.
Layla w przeszłości wielokrotnie wyobrażała sobie, że ojciec nagle znów pojawia się w jej życiu, ale nigdy nie potrafiła stwierdzić jak powinna się zachować, gdyby którykolwiek z tych scenariuszy znalazł odzwierciedlenie w rzeczywistości. Teraz też sytuacja ją przerastała, ciągnąc w dół i sprawiając, że nie marzyła o niczym innym prócz zapomnienia. Po cichu wciąż miała nadzieję, że wraz z Gabrielem się pomylili albo że Marco zniknął; gdyby nagle go zobaczyli, to byłoby niczym ostateczne potwierdzenie ich najgorszych podejrzeń, a tego za żadne skarby żadne z nich nie potrafiło zaakceptować.
– Gabrielu… – westchnęła i przyśpieszyła, żeby w krótkim czasie się z nim zrównać. – Dokąd idziemy?
– Przejść się – odparł takim tonem, jakby to było oczywiste. – Chodź. Chyba, że wolisz wracać do miasta?
Nie chciała. W milczeniu kiwając głową, ruszyła za nim, decydując się zrezygnować z jakichkolwiek pytań. Co prawda miała ich mnóstwo, ale ostatecznie doszła do wniosku, że Gabriel i tak nie będzie w stanie odpowiedzieć na większość z nich – i to nie tylko dlatego, że mogłyby go irytować. Najważniejsze z nich sprowadzało się oczywiście do jednego słowa – „dlaczego” – ale zdawała sobie sprawę z tego, że jedynie ojciec był w stanie jej to powiedzieć. W tej sytuacji wolała pozostać w błogiej niewiedzy, byleby tylko nie mieć sposobności do tego, żeby zadać mu jakiekolwiek pytanie.
Gabriel poprowadził ją bez las, nie śpiesząc się i nawet nie rozglądając się dookoła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wciąż zachowywał czujność i prawdopodobnie przeczesywał las telepatycznie, ale nie dawał po sobie poznać, że cokolwiek zaprząta jego myśli. Layla zazdrościła mu tego, że zdołał aż do tego stopnia się opanować, chociaż jednocześnie wiedziała, że to wyłącznie gra pozorów. Sama również była dobrą aktorką – musiała być, skoro istniała w świecie, gdzie jedynie kłamstwa i przystosowanie się do otoczenia ludzi zapewniały spokojną egzystencję – ale to była jedna z tych okropnych sytuacji, kiedy wszelakie umiejętności zawodziły, a jej własne ciało i umysł okazywały się największymi przeszkodami, których w żaden sposób nie potrafiła pokonać.
Mimo spokoju, las tętnił życiem. Doskonale słyszała ciche skrobanie ukrytych w trawie chrząszczy, szum poruszanych wiatrem liści oraz bicie serc zwierząt, które od biedy mogłyby posłużyć jej za posiłek, gdyby była naprawdę zdesperowana. Gdzieś w oddali usłyszała przejmujące pohukiwanie sowy i trzepotało skrzydeł, kiedy nocny łowca wzbił się w powietrze, być może po to, żeby poszukać sobie ofiary. Śmierć nie była tematem, który jej jako pół-wampirzycy byłby obcy, ale i tak zadrżała, wciąż pod wpływem silnych emocji, zwłaszcza strachu.
Musiała jęknąć albo w jakikolwiek inny sposób okazać niepokój, bo Gabriel nagle się z nią zrównał i wziął ją za rękę. Mocno ścisnęła jego dłoń, pozwalając żeby ją trzymał. Nie spojrzała mu w oczy, ale za to uśmiechnęła się niepewnie i lekko zakołysała ich splecionymi dłońmi.
– Zabawne. Zagubione rodzeństwo i las… Przypomina ci to coś? – zagaiła, w końcu unosząc głowę, żeby spojrzeć mu w twarz.
– Wtedy też trzymałem cię za rękę – zgodził się. Uśmiechnął się, ale było w tym coś wymuszonego. – Sam nie jestem pewien kto kogo wtedy ciągnął. Oboje nie mieliśmy siły, a jednak biegliśmy prawie całą noc, żeby być jak najdalej od Chianni… – Zawahał się na moment. – A pamiętasz, co zrobiliśmy potem?
– Zemdleliśmy? – zażartowała, szczerząc się w uśmiechu. Zignorowała to, że Gabriel wywrócił oczami.
– To też, ale mam na myśli to, co było wcześniej.
Skinęła głową, starając się skoncentrować na tym, co w tamtych wspomnieniach było dobre. Byli może w wieku Renesmee z momentu, kiedy Gabriel ją poznał. Dwójka dzieciaków, nastolatków, która nareszcie mogła poczuć ulgę. Uciekli. Już nie było z nimi potwora, który mógłby którekolwiek z nich zranić. Mimo paraliżującego strachu i zmęczenia – zwłaszcza z Gabrielem było źle, bo dopiero miał się przekonać, że do normalnego funkcjonowania potrzebuje czegoś więcej niż krwi – czuli nieopisaną ulgę, a przecież to było najważniejsze.
Przeszli jeszcze kilkanaście dobrych metrów, milcząc i nawet na siebie nie spoglądając. Layla zauważyła, że drzewa zaczynają rzednąć i lekko zmarszczyła brwi, ale nie zapytała o nic, nawet kiedy już wyszli na niewielką polanę o nieregularnych kształtach. Trawa sięgała jej niemal do kolan; kwiaty w pełni rozkwitu łagodnie zakołysały się, kiedy machinalnie ruszyła przed siebie, wcześniej puszczając i wycinając Gabriela. Natychmiast otoczył ją słodki zapach, w połączeniu ze świeżością lasu o wonią ich krwi, tworząc oszałamiającą mieszankę, która natychmiast przypadła jej do gustu. Tuż nad sobą cieniutki sierp księżyca (w końcu dopiero co był nów) rzucał łagodne srebrzyste światło, pozwalając jej zobaczyć niewyraźne kontury roślin i rosnących w pobliżu drzew.
– Nessie woli, kiedy o tym miejscu śnię… Oczywiście razem z nią – odezwał się cicho Gabriel. Wzdrygnęła się, uświadamiając sobie, że chłopak stoi tuż za nią; nie zorientowała się kiedy podszedł. – Zresztą nieważne… Potem – podjął ich wcześniejszą rozmowę, zupełnie jakby wcale jej nie przerywały – po prostu opuściły nas siły, pamiętasz? Wtedy też znaleźliśmy w lesie trochę miejsca, gdzie mogliśmy się położyć i…
– I przeczekaliśmy tak do świtu, gapiąc się w gwiazdy. Dopiero światło… Brzask. – Spojrzała na niego znacząco. – Dopiero brzask pozwolił nam zasnąć.
– Cóż jest piękniejsze… – zanucił i powoli osunął się na ziemię, kładąc się w trawie. – Zorientowałaś się?
– Jestem twoją siostrą. Zresztą nie tak trudno cię przejrzeć, kiedy jesteś taki sentymentalny.
– Ach… Sentymentalny? – Gabriel uśmiechnął się pod nosem. – No to chodź tutaj! – zachęcił, wymownie patrząc na miejsce u swojego boku.
Layla zachichotała i położyła się tuż obok niego. Gęsta trawa przyjemnie łaskotała ją po twarzy, w jakiś dziwny sposób niosą ze sobą przyjemne uczucie ukojenia. Czuła ciepło ciała Gabriela, a bicie jego serca i spokojny oddech sprawiły, że i jej udało się rozluźnić. Wzrok utkwiła w szybko ciemniejącym niebie, obserwując gwiazdy i odradzający się księżyc.
Ten spokój wydawał się… nienaturalny. Leżąc i próbując się rozluźnić, nie mogła uwierzyć, że jeszcze kilka godzin wcześniej balansowała na krawędzi załamania, bliska histerii. Nie sądziła, że ojciec będzie w stanie w tak prosty sposób wytrącić ją z równowagi, ale teraz starała się o tym nie myśleć. Ona była tutaj, bezpieczna i wolna, a nawet jeśli Marco gdzieś tam był…
Cóż, nawet jeśli był, to sobie z nim poradzi.
Na samą myśl o tym, jak silna teraz była, przez całe jej ciało przeszła przyjemna fala gorąca. Gdyby przywołała ogień i pozwoliła mu żyć własnym życiem, wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby przybrał postać łaszącego się do niej kota. Obecność żywiołu zmieniała wszystko, przypominając jej o tym, co powiedział Gabriel – pięć wieków to dużo, a oni nie byli już tacy sami. Jej również to dotyczyło, nawet jeśli wciąż czuła się niczym mała dziewczynka, którą w każdej chwili może spotkać coś złego. Nie była już dzieckiem i musiała o tym pamiętać, zwłaszcza teraz, kiedy tak niebezpieczną perspektywą wydawało się to, że mogłaby poddać się przeszłości – a w momencie, w którym wspomnienia przejęłyby nad nią kontrolę, byłaby zgubiona.
– Co się martwi, sis? – zapytał łagodnie Gabriel, wyrywając ją z zamyślenia. Uświadomiła sobie, że leży bokiem, wspierając głowę na dłoni, żeby lepiej ją widzieć. Jego ciemne oczy uważnie lustrowały jej twarz, wyciągając wnioski. – Laylo?
– Ja… – Westchnęła i uciekła wzrokiem gdzieś w bok, znów koncentrują się na obserwowaniu gwiazd. Czuła, że Gabriel wciąż ją obserwuje. – Czy ja wiem? Chyba wszystko.
– Wszystko związane z nim, czy masz na myśli coś jeszcze innego? – drążył, najwyraźniej nie zamierzając zadowolić się zdawkowymi odpowiedziami.
Layla westchnęła i przetoczywszy się, położyła się na brzuchu. Wspierając się na łokciach, spojrzała na Gabriela, lekko przechylając przy tym głowę, zupełnie jakby chciała obejrzeć go pod innym kątem. Oczy jej lśniły, a ciepły wietrzyk raz po raz musiał jej twarz albo burzył jasne włosy.
– Czy naprawdę aż tak po mnie widać, że coś może być nie tak? – zapytała wymijająco, starając się nie dać po sobie poznać, że słowa brata zrobiły na niej jakiekolwiek wrażenie.
– To zależy? – Gabriel lekko uniósł brwi ku górze. – A co powinni być widać?
Bardzo wiele, przeszło jej przez myśl, ale nie powiedziała tego na głos. Co powinna myśleć o tym, że Gabriel nagle wziął ją na spytki? Oczywiście mógł po prostu się martwić i w ten sposób chciał jej pomóc, ale z drugiej strony… Czy chodziło mu tylko o to, jak zareagowała na wieść o powrocie ojca? A może wiedział o czymś jeszcze czymś zupełnie niezwiązanym z sytuacją, na przykład…
Jęknęła cicho.
– Rozmawiałeś z Rufusem – zarzuciła mu. Dopiero po tym, jak wypowiedziała oskarżenie na głos, dotarło do nie, że to więcej niż mało prawdopodobne, ale nie zamierzała się wycofać.
– Nie. – Gabriel rzucił jej zaciekawione spojrzenie. – Wiesz dobrze, co ja myślę o Rufusie. Musiałbym być bardzo zdesperowany, żeby z nim rozmawiać… Pod warunkiem, że potrafimy rozmawiać – poprawił się po chwili zastanowienia. Miała ochotę na niego warknąć, ale powstrzymała się, dochodząc do wniosku, że to nienajlepszy moment na kolejną kłótnie o to, jak traktował jej partnera. Kiedy w końcu musieli zacząć się tolerować – przynajmniej tyle – ale najwyraźniej nie zanosiło się na to w najbliższym czasie. – A co? Mam przez to rozumieć, że znowu się pokłóciliście?
– Znowu? – Wydęła usta. Miała świadomość, że zareagowała nieco zbyt szybko, bo Gabriel spojrzał na nią z zaciekawieniem, ale zdecydowała się to zignorować. – Co to niby miało znaczyć?
– Nic – zapewnił ja pośpiesznie. – Ale nie da się ukryć, że bardzo często zdarza wam się sprzeczać. Nie żebym był złośliwy, ale…
– Właśnie, że jesteś złośliwy – zarzuciła mu, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Usłyszała ciche westchnienie brata, ale zmusiła się do tego, żeby go ignorować. Znów opadła na plecy, wbijając spojrzenie w przestrzeń. Widziała gwiazdy i zarys księżyca, ale z czasem obraz zaczął rozmazywać jej się przed oczami, tak, że ostatecznie niebo zamieniło się w ciemną plamę z odcinającymi się, srebrzystymi błyskami. Zamrugała pośpiesznie, żeby dojść do siebie; nie czuła, żeby zbierało jej się na łzy, ale nie mogła również powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Lekkość i spokój, które czuła chwilę wcześniej, zniknęły równie nagle, co się pojawiły, a Layla nie była w stanie zrobić niczego, żeby jakoś temu zaradzić.
Właściwie wyczuła niż zobaczyła, że Gabriel się poruszył. Trawa zaszeleściła cicho, kiedy podniósł się z ziemi. Layla wciąż beznamiętnie wpatrywała się w niebo, nawet wtedy, gdy padł na nią cień. Chwilę później twarz Gabriela znalazła się zaledwie pół metra od jej własnej, kiedy chłopak nachylił się, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.
– Co? – warknęła, nie mogąc się powstrzymać. Natychmiast pożałowała swojej reakcji, ale nie zamierzała przepraszać.
– Laylo – odezwał się miękko Gabriel, spoglądając na nią troskliwie. – Przepraszam, jeśli powiedziałem coś nie tak… Ale bardziej zakładam, że źle mnie zrozumiałaś. Nie miałem na myśli tego, że Rufus jakkolwiek cię skrzywdził, a przynajmniej nie świadomie… Zresztą sama zasugerowałaś mi, że mógłbym do niego dowiedzieć się, co cię trapi, więc chyba nie powinnaś być zdziwiona, że zapytałem – dodał z przekonaniem.
Patrzyła na niego kilka sekund, starając się wyglądać beztrosko, ale nie była pewna, czy jest do tego zdolna. Zdawała sobie sprawę z tego, że komu jak komu, ale Gabrielowi mogła zaufać, z drugiej jednak strony nie potrafiła wyobrazić, że tak po prostu powie mu o wszystkim, co ją dręczyło. Nie dlatego, że mógłby nie zrozumieć, ale…
Pokręciła głową, właściwie dla samej siebie niż z myślą o Gabrielu. Sama nie była pewna, dlaczego ta rozmowa nagle wydała jej się taka trudna. Już nawet nie chodziło o Marco, ale o coś innego – coś o czym sądziła, że jakoś sobie poradzi, ale teraz wróciło do niej niczym bumerang. Myśl ta pojawiała się w momencie, kiedy Gabriel zasugerował, że niekoniecznie mogło chodzić o powrót ojca, a ona uświadomiła sobie, że tak jest w istocie.
Nie, nie chodziło o Marco. Przez cały czas dręczyło ją coś innego.
– Och, Gabrielu, dlaczego musisz mi to robić? – westchnęła, rzucając mu udręczone spojrzenie. Gdyby nie pytał, może znów zdołałaby zapomnieć.
– Robić co? Martwić się o ciebie? – Jego dłoń momentalnie znalazła się na jej policzku. – Laylo, co się dzieje? Po prostu mi powiedz.
Po prostu.
Ha! Jakby to było takie łatwe! Najwyraźniej dla Gabriela było, a przynajmniej on tak sądził, chociaż to właściwie nie miało znaczenia. Wiedziała jedynie, że chłopak tak łatwo nie odpuści, ale sama nie była pewna czy to dobrze, czy źle. Czuła się zmęczona i pokonana, chociaż musiało mieć to raczej związek z jej stanem psychicznym – w końcu nocą zawsze czuła się bardziej pobudzona, więc takie zmęczenie nie miało sensu.
Raz jeszcze spojrzała w oczy brata – te dwie, bezkresne czarne dziury – po czym z jękiem przewróciła się na bok. Skuliła się w trawie, zupełnie jakby ktoś próbował ją uderzyć. Gabriel drgnął, wyraźnie zaskoczony i zaalarmowany, ale przynajmniej nie próbował jej dalej dręczyć, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że powinien dać jej czas.
Tak. Jakby to wszystko sprowadzało się do czasu.
Jakby czas miał sprawić, że to, czego tak bardzo pragnęła, mogłoby się ziścić…
Gabriel
Zasnęła.
Gabriel w milczeniu obserwował Laylę, czując się trochę tak jak wtedy, kiedy jeszcze byli dziećmi. Nie raz czuwał przez całą noc, pilnując żeby nic ani nikt nie zakłóciło snu jego siostry. Co prawda czasy te minęły bezpowrotnie, a oni mieli dom do którego mogli wrócić, jakoś nie potrafił zmusić się do tego, żeby ruszyć się z miejsca. Wiedział, że swoją nieobecnością zmartwi Renesmee, ale wierzył w to, że jego żona okaże się dość wyrozumiała, żeby zrozumieć, iż oboje potrzebują trochę czasu, żeby wszystko zrozumieć i jakoś uporządkować.
Zapomnienie przyszło zaskakująco łatwo, bo nawet nie zorientował się, kiedy zaczęło świtać. Zesztywniał, kiedy słoneczna łuna rozjaśniła wszystko wkoło, uprzytomniając mu jak wiele godzin już tutaj siedzieli. Layla spała jak zabita, ze złotymi włosami rozrzuconymi wokół głowy. Dopiero we śnie wydała mu się naprawdę rozluźniona i niewinna, chociaż kiedy przyjrzał jej się uważniej, dostrzegł, że jej mięśnie są lekko napięte, jakby nawet przez sen oczekiwała nagłego ataku – być może ze strony ojca, ale o tym starał się nie myśleć. Zmartwiło go to, podobnie jak i pewien szczegół, który mimochodem zauważył, a który z jakiegoś powodu przykuł jego uwagę.
Dziewczyna leżała w czymś na kształt pozycji embrionalnej, lekko podkulając nogi i mocno oplatając się ramionami. W którymś momencie jęknęła cicho, a jej dłoń powędrowała na płaski brzuch, lądując na nim praktycznie nieświadomie.
– Dlaczego? – szepnęła, ale nieco niewyraźny głos dał Gabrielowi do zrozumienia, że jego siostra wciąż śpi. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek mówiła przez sen, więc machinalnie przysunął się bliżej, nachylając się nad nią, żeby lepiej widzieć jej twarz. – Rufus, kochany, po prostu mi to wytłumacz… – jęknęła i to było ostatnim, co powiedziała; prawie natychmiast przeszedł ją dreszcz, a potem spod zamkniętych powiek wymknęły się samotne łzy, które spłynęły po jej policzkach.
Gabriel zacisnął usta, zdezorientowany. Nie miał pojęcia, co o tym sądzić, ale to już nie miało znaczenia, przynajmniej w tym momencie. Layla nie chciała rozmawiać i wątpił, żeby Rufus okazał się jakkolwiek pomocny w tej kwestii; pozostawało mu zgadywać albo czekać, chociaż żadna z tych perspektyw nie wydawała się zbyt atrakcyjna w obecnej sytuacji. Teraz mógł co najwyżej spróbować Layli pomóc tak, jak potrafił, ale i tak zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie zrobić zbyt wiele.
Och, Laylo…, przeszło mu przez myśl. Wciąż zmartwiony, położył dłoń na ciepłym czole siostry i zamknął oczy, żeby lepiej móc się skoncentrować. To Alessia była prawdziwą panią snów, ale jego zdolności wcale nie było gorsze, zresztą przez lata nabrał dość doświadczenia, żeby wprawnie ich używać. Nie potrzebował wiele, żeby wpłynąć na sny swojej siostry i sprawić, żeby Layla rozluźniła się, znów zasypiając, tym razem jeszcze głębiej niż wcześniej. Troska zniknęła z jej twarzy, podobnie jak i wcześniejsza udręka; obie zostały wyparte przez ulgę, która jednak w żaden sposób nie była w stanie udzielić się Gabrielowi.
Wzdychając cicho, Gabriel uniósł głowę i spojrzał na stopniowo jaśniejące niebo. Wschód słońca, brzask… Wszystko to sprawiło, że momentalnie zatęsknił za Renesmee i tym, jak zwykle budził się u jej boku, a potem trzymał ją w ramionach, czekając aż pierwsze promienie słońca rozjaśnią mrok ich sypialni. Tęsknił za jej spokojnym oddechem, za słodkim zapachem i tym, jak dziewczyna tuliła się do niego, często nieświadoma tego, że nawet we śnie szuka jego ramion i obecności. Te wspomnienia były najcenniejsze, może nawet bardziej niż te wszystkie wspólne noce, kiedy kochali się i łączyli w jedność, chociaż i wtedy czuł się tak, jakby odnalazł niebo.
No tak, tyle że mnie niebo jest nie po drodze…
Odrobinę rozbawiony tą myślą, Gabriel uśmiechnął się pod nosem. Jeszcze przez kilka sekund obserwował wschód słońca, jednocześnie zastanawiając się nad tym, jak po zarwanej nocy mógł czuć się tak dobrze, szybko jednak odrzucił od siebie te rozważania, koncentrując się na czymś zgoła innym.
– Czas wracać do domu – powiedział cicho, chociaż wiedział, że Layla go nie usłyszy.
Nie musiała zresztą. Niewiele myśląc, ostrożnie wsunął obie dłonie pod plecy siostry, po czym lekko porwał ją na ręce. Nie był zachwycony, ale najpierw zamierzał odstawić ją do laboratorium (cóż, już w gestii Rufusa leżało to, żeby zaopiekował się Lay należycie). Dopiero potem mógł wrócić do domu.
Do swojego brzasku.

3 komentarze:

  1. Trochę późno, ale już jestem =) po pierwsze przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale po prostu nie wyrabiałam z czasem.
    Zdziwiło mnie to, że Michael pojawił się własnie teraz. Cóż nie mam zamiaru go przez to osądzać, ale czy tylko mi się wydaje to trochę podejrzane? Cieszę się, że Ali jest już lepiej^^ najważniejsze, że pozbierała się choć trochę.
    Gabriel i Layla - chyba moje ulubione rodzeństwo w opowiadaniu^^ Bardzo podoba mi się jak okazują sobie tą rodzinna miłość. Aż trudno uwierzyć, że musieli przejść przez to wszystko. Jak miło czytać, że potrafią wracac do wspomnień i nie od razu się krzywić. Heh, zemdleli xD tego się nie spodziewałam^^ Gabriel zachowuje się jak na dobrego brata przystało i zanosi Laylę do Rufusa^^
    Weny, kochana <3
    Gabrysia

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Layla nie dość, że w dzieciństwie tyle przeszła to jeszcze teraz wszystko wróciło:( Dobrze, że ma brata, który ją wspiera. Popieram Gabriela, Marco trzeba zabić, zwłaszcza po tym co próbował zrobić Ali i jak traktował swoje dzieci.Mam nadzieje, że niedługo go znajdą i pozbędą się go raz na zawszę.Oby między Rufusem i Lay wszystko wróciło do normy, chociaż i tak nie podoba mi się, że ją okłamuję w sprawie Dylana jakoś nie mogę o tym zapomnieć.
    No cóż jest jak jest trzeba czekać na nowy rozdział, który będzie dzisiaj(przynajmniej mam taką nadzieje)*.*
    Pozdrawiam Renesmee :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja, nie wiem czy powinnam się wypowiadać. Twój styl pisania, jak zwykle jest cudowny.
    Jestem przerażona. Nie miałam zaległości, ale dopiero teraz zebrałam się na odwagę, żeby skomentować. Mimo to, nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Sama wiesz dlaczego. Boję się. Na serio. Mam wielkie opory przed patrzeniem w okno. Tym bardziej przed bieganiem wieczorami, jak to zwykle robię. Tamten rozdział... otworzył coś, co chciałam, żeby było zamknięte. Przez kilka nocy pod rząd budziłam się z krzykiem spocona. A to, świadczy o twoim stylu. To wszystko jest zbyt realne. Przynajmniej dla mnie. Muszę ci pogratulować, bo jesteś niesamowitą pisarką. Czekam z niecierpliwością na twoje książki.
    A teraz, życzę ci mnóstwa weny. Pozdrawiam i zapraszam na pierwszy rozdział drugiej księgi.
    Twoja Aleks.

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa