7 grudnia 2013

Sto trzydzieści pięć

Layla
Śmiechy Aldero i Camerona były dla Layli czymś cudownym. Zachichotała i skoncentrowała się na płomieniach, które wcześniej wznieciła w kominku. Siedziała na dywanie, tuż przed paleniskiem, a jej siostrzeńcy dosłownie wisieli na niej, patrząc, jak zmuszała płomienie do szalonego tańca i tego, żeby według uznania zmieniały kształty na takie, które jej odpowiadały. Chłopcy zachwycali się tym, jak zwykle zresztą, pozwalając się jej rozluźnić i napawać radością płynącą z tego, że jest komukolwiek do czegoś potrzebna.
Alessia i Damien w końcu poddali się jakieś pół godziny wcześniej i teraz oboje spali zwinięci na kanapie. Nikt nie miał serca ich ruszać, dlatego ostatecznie pozwolono im zostać w salonie, tym bardziej, że było względnie cicho. Isabeau wciąż siedziała nad listami, chociaż raz po raz zerkała w stronę swoich synów. Layla doszła do wniosku, że w tym momencie cokolwiek wydawało się Beau bardziej atrakcyjne od wypisywania kopert, ale nawet nie chciała słyszeć o pomocy, dlatego ostatecznie nikt już jej nie proponował.
W którymś momencie Edward przysiadł do pianina, a Gabriel zasugerował polowanie, więc on, Renesmee i Esme wyszli razem do lasu. Nie trzeba było nawet być telepatą, żeby wiedzieć, że chłopak niekoniecznie jest zachwycony kolejną perspektywą polowania na zwierzęta i że robi to przede wszystkim przez wzgląd na Nessie, która nie zamierzała całkiem przestawić się na ludzką krew. Co więcej, kiedy Layla uważniej przyjrzała się bratu, zauważyła, że znów musi dręczyć go ten charakterystyczny rodzaj pragnienia, który dręczył go odkąd tylko pamiętała. Spojrzała na niego troskliwie, kiedy wychodziło, ale nie skomentowała ani słowem tego, że znów musiał szukać sobie jakiejś bezbronnej ofiary, którą omami, ale której nie zabije. Renesmee też musiała zauważyć jego głód, bo spojrzała na męża znacząco, ale ten jedynie pokręcił głową, jasno dając jej do zrozumienia, że tym razem nie zamierza jej wykorzystać, tym bardziej w sytuacji, kiedy sama dochodziła do siebie po spotkaniu ze szklaną gablotką.
Reszta nocy zapowiadała się spokojnie, co nawet Layli odpowiadało, zwłaszcza po wszystkim, co wydarzyło się dobę wcześniej. Ledwo zmusiła się do opowiedzenia o wszystkim, chociaż w ostateczności i tak prawie całą odpowiedzialność zrzuciła na Rufusa. Wampir niechętnie uzupełnił opowieść, bo nie miał w zwyczaju przyznawać się do słabości. Kiedy w końcu zamilkli, zapadła dość krępująca cisza, przerywana jej urywanym szlochem. Nikt nawet słowem nie skomentował zachowania Dylana i tego, co spotkało ich, i chociaż Layla była wdzięczna za to milczenie, jednocześnie pragnęła, żeby ktokolwiek przerwał panującą ciszę i przestał ją dręczyć. Ostatecznie to Gabriel się na to zdecydował, pozornie luźnym tonem stwierdzając, że już jest po wszystkim. Przyjęła to z ulgą, wdzięczna za reakcję, a przynajmniej do momentu, w którym jej brat wprost nie zwrócił się do Rufusa, twierdząc, że nie ma nic przeciwko temu, żeby byli ze sobą (jakby potrzebowała czyjegokolwiek przyzwolenia i to na dodatek w sytuacji, kiedy sama nie była pewna, czy są wampirem parą!), ale jeśli naukowiec spróbuje skrzywdzić jego siostrę, wtedy będzie mógł przygotowywać się na to, że wkrótce zostanie przebity kołkiem.
Kiedy teraz o tym myślała, musiała przyznać, że to było całkiem urocze ze strony Gabriela, że tak bardzo się o nią troszczył. Chyba sama zachowałaby się tak samo, gdyby trafił na kogokolwiek innego niż Renesmee. Nie wyobrażała sobie tego – jakby nie patrzeć, jej brat radził sobie najlepiej z całego rodzeństwa – ale życie bywało przewrotne. Dobrym przykładem był związek ich rodziców, kiedy to rodzinne szczęście zostało zakłócone i to pod wpływem jednej chwili, dlatego faktycznie lepiej było przygotować się na różne możliwości. Przez lata nauczyli troszczyć się o siebie i chociaż wiele zmieniło się od czasu, kiedy rodzeństwo było dla niej wszystkim, teraz wciąż była gotowa oddać życie, byleby tylko zapewnić bratu i siostrze spokój.
– Znajomości Dimitra są doprawdy intrygujące – usłyszała głos Carlisle’a. Machinalnie obejrzała się, lekko nieprzytomna, bo myślami wciąż  była w innym świecie. Doktor nachylał się nad Isabeau, przypatrując się długiej liście, która zostawił dziewczynie król i która była już tak zmaltretowana i pokreślona, że chyba jedynie cudem trzymała się w całości. – Większości tych nazwisk nie znam, ale jest kilka, które już gdzieś słyszałem. O ile dobrze się orientuję, mówi się o nich z szacunkiem.
– Mówiłam, że byliśmy potęgą – żachnęła się Isabeau. Skrzywiła się i odrzuciła od siebie czarne pióro, bez większego problemu trafiając do staromodnego kałamarza z atramentem. – Jeszcze jeden skrawek i przysięgam, że kogoś zamorduję w afekcie – westchnęła rozdrażniona, wyłamując sobie palce.
Layla uśmiechnęła się pod nosem.
– Siostro kochana, a może jednak ci pomóc?
Gdyby wzrok zabijał, Isabeau miałaby już na kącie całkiem sporo istnień.
– Powiedziałam, że sobie poradzę. Poza tym już prawie skończyłam – dodała obojętnym tonem, ignorując rozbawione spojrzenie Layli.
– Oczywiście musisz skończyć to przed świtem? – zapytała retorycznie, podnosząc się z dywanu, ku niezadowoleniu Aldero i Cammy’ego.
– Nie lubię mieć zaległości – stwierdziła z wyższością Isabeau. – Jestem dowódczynią straży Dimitra i najwyższą kapłanką. Dimitr uważa, że to zostanie całkiem dobrze przyjęte, jeśli to ja zajmę się tymi wiadomościami. A – o czym przekonałam się już niejednokrotnie – jeśli coś ma zostać zrobione dobrze, najlepiej jest robić to samemu.
Layla wywróciła oczami, ale nie skomentowała słów siostry w żaden sposób. Dobrze znała nadmierne ambicje Isabeau; najwyraźniej ceremonia sprawiła, że jej ego jeszcze bardziej wzrosło, chociaż równie dobrze mogło mieć to związek z zadowoleniem Dimitra. Beau w życiu by się do tego nie przyznała, ale Layla i tak wiedziała, że musiało chodzić o faceta, nawet jeśli dziewczyna udawała, że to tylko obowiązkowość.
– Być może. Ale nie zawsze warto jest się zamykać na innych, mi bella. – Allegra podniosła się z gracją z zajmowanego dotychczas miejsca. Wydawała się senna, a gra siedzącego przy pianinie Edwarda wpływała na nią jeszcze bardziej kojąco. – Dimitr jest z ciebie bardzo zadowolony, podobnie zresztą jak i ja.
– Poradzę sobie – powtórzyła dziewczyna, niemal zgrzytając zębami. – Dziękuję ci bardzo za troskę, mamuś – dodała, wysilając się na najpiękniejszy ze swoich uśmiechów.
– Nie mam pojęcia po kim jesteś taka uparta – stwierdziła z rozbawieniem; jej oczy zabłysły, kiedy ruszyła w stronę schodów – ale jak sobie chcesz. Jakby co, jestem na górze – dodała, mrugając do córki porozumiewawczo.
Isabeau jedynie mruknęła coś w odpowiedzi, po czym demonstracyjnie uderzyła głową w stół.
Layla zachichotała. Już w następnej sekundzie musiała uskoczyć, kiedy Isabeau rzuciła w nią kałamarzem, w efekcie omal nie trafiając w Rufusa, który nie wiadomo kiedy zmaterializował się tuż obok Layli. Wampir westchnął i chwycił pojemnik z atramentem, zanim ten zdążyłby rozbić się na jego głowie.
– Mogę wiedzieć, co takiego ja ci zrobiłem? – zapytał rozdrażniony, obracając w palcach niedoszły pocisk.
– Jeszcze nic – Isabeau uśmiechnęła się blado – ale prędzej czy później kogoś zdenerwujesz, więc uznaj to za zapobiegawczość.
– Wystarczyłoby po prostu „przepraszam”, ale to słowo nigdy nie istniało w twoim słowniku, kapłanko – stwierdził, starannie akcentując ostatnie słowo. Rzuciła mu spojrzenie z repertuaru „I kto to mówi?”, ale ją zignorował. – No dobrze, wszystko pięknie, ale ja już chyba pójdę. Isabeau zaczyna być coraz bardziej rozdrażniona – dodał i uśmiechnął się w nieco wymuszony sposób, ale oczywiste było, że to tylko wymówka.
– Już? – Layla zamrugała nieco zaskoczona i spojrzała na zegarek wiszący na ścianie. Uniosła brwi, zaskoczona tym, jak wiele godzin upłynęło od momentu, kiedy wyszli z laboratorium. – Och, faktycznie… Ale przecież możemy jeszcze zostać. Do świtu daleko, więc na pewno zdążymy zanim zrobi się jasno, a nawet jeśli nie… – Urwała, żeby móc złapać oddech, odrobinę jedynie zażenowana swoim zachowaniem.
– Laylo… – Kolejny niepewny uśmiech. – Powiedziałem, że to ja idę. Nie musisz iść ze mną – przypomniał jej przytomnie.
Zamrugała zaskoczona, tym bardziej, że odniosła wrażenie, że wampir nie chce, żeby mu towarzyszyła. Całkowicie ją tym oszołomił, tym bardziej, że taka możliwość stanowczo przeczyła temu, co kilka godzin wcześniej zaszło między nimi. Nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby trochę czasu w otoczeniu jej bliskich cokolwiek zmieniało, ale z drugiej strony…
Rufus westchnął, zupełnie jakby potrafił wniknąć w jej myśli i wiedział do jakich doszła wniosków. Znacząco skinął głową w stronę przedpokoju i nie czekając na to, aż zdecyduje się do niego dołączyć, szybko opuścił salon. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby ruszyć za nim, a i tak zdążył już wyjść na zewnątrz. Przyśpieszyła i jednym susem pokonawszy schody werandy, dogoniła go; jej palce stanowczo zacisnęły się na jego ramieniu, zmuszając nieśmiertelnego do tego, żeby nareszcie się zatrzymał.
– Co się dzieje? – zapytała natychmiast, spoglądając mu w oczy. – Zrobiłam coś nie tak? Wydawało mi się, że było całkiem miło… No dobrze, może komentarze Gabriela nie zawsze były wyszukane, ale o tak nie sądzę…
– Uważasz, że ktokolwiek jest w stanie mnie urazić? – zapytał z niedowierzaniem. Parsknął śmiechem, stanowczo kręcąc głową. – Wyjaśnij mi, proszę, dlaczego za każdym razem szukasz problemu w sobie? To nie ma żadnego związku z tobą albo twoimi bliskimi, tylko… – Zawahał się, szukając odpowiednich słów. – Nie jestem w nastroju na jakiekolwiek towarzystwo. Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, nigdy nie byłem zbyt rodzinny. Czekałem tylko, żeby się rozeszli, żeby móc w końcu stamtąd wyjść, tak? Nie przepadam wychodzić z laboratorium, a jedyną osobą, której towarzystwo sprawia mi przyjemność, jesteś ty.
– Ach… – Spojrzała na niego jeszcze bardziej zdezorientowana. Wciąż nie mogła przywyknąć do metamorfoz, które zachodziły w nim, kiedy tylko znajdowali się sami. Dopiero przy niej się rozluźniał, co uświadomiło jej, że jego słowa są najzupełniej szczere. – Więc to nie…?
Wampir nie odpowiedział, tylko delikatnie wziął ją w ramiona. Instynktownie wtuliła się w niego, pozwalając żeby wodził palcem wzdłuż jej kręgosłupa. Pieszczota była niepewna i ostrożna, jak zawsze, kiedy pozwalał sobie na odrzucenie rozsądku i zbliżenie się do niej. Miała wrażenie, że w tej kwestii oboje zachowują się jak dzieci, niepewni tego, jak powinni reagować na emocje, które do tej pory były dla nich czymś obcym.
– No dobrze… – Layla odsunęła się nieznacznie. – Ale idę z tobą. Jeszcze tylko pożegnam się z Isabeau. Daj mi chwilę, dobrze?
– Laylo, powiedziałem ci już, że nie musisz. Widzę, że chcesz zostać, poza tym… Poza tym chyba wolał bym kilka godzin pobyć samemu – przyznał, a wtedy po raz kolejny poczuła niepokój. – Tylko chociaż raz nie zrozum mnie źle, dobrze?
Euforia, która pojawiła się wraz z jego dotykiem, przypominając jej o wcześniejszych uniesieniach, momentalnie zniknęła, kiedy usłyszała jego słowa. Chociaż próbował jej wyjaśniać swoją decyzję i teoretycznie ją rozumiała, jednocześnie jakaś jej cząstka próbowała się buntować. Nie zapanowała nad poczuciem odrzucenia, które nie powinno mieć miejsca, a jednak z jakiegoś powodu uparcie nie dawało jej spokoju. Czuła cierpienie, chociaż próbowała jakoś nad nim zapanować, raz po raz powtarzając sobie, że jest tak, jak powiedział Rufus i tuta wcale nie chodzi o nią. Po prostu… miał powody i nie mógł się zmienić ot tak, nawet dla niej, ale mimo wszystko…
Cofnęła się o krok, zaplatając obie ręce na piersi. W czekoladowych oczach Rufusa dostrzegła coś, co przypominało gniew na samego siebie, ale uczucie to prawie natychmiast zniknęło, kiedy zapanował nad emocjami. Czując znajomy, przejmujący chłód, instynktownie zapragnęła odwrócić wzrok i odejść, ale powstrzymała się, wiedząc, że w ten sposób jedynie wszystko popsuje i niepotrzebnie go zrani. Przecież wiedziała, że ich związek wcale nie będzie taki prosty, jak mogłaby tego oczekiwać. Powinna być mu wdzięczna za to, że przynajmniej się starał i że było z nią szczery, przynajmniej w miarę możliwości, ale coś w jego słowach i tak nie dawało jej spokoju.
Zapanowała chwila milczenia, podczas której czuła na sobie jego spojrzenie, podczas gdy sama wbijała wzrok w ziemię. Chciała coś powiedzieć, zrobić cokolwiek, ale nie potrafiła się ruszyć ani chociażby odezwać. Była za to na siebie zła, ale niczego nie była w stanie poradzić na rozczarowanie, które pojawiło się, kiedy usłyszała, że teraz chciał pobyć bez niej. Nie rozumiała tego i nie zamierzała udawać, że jest inaczej.
– Laylo, proszę cię… – Uniosła głowę, słysząc jego głos. Cóż, przynajmniej nauczył się używać słowa „proszę”, chociaż to wciąż nie stanowiło wystarczającego pocieszenia w tym momencie. – Nie złość się na mnie. Ja… Po prostu nie czuję się najlepiej, tak? Nie chcę, żebyś się tym przejmowała, zwłaszcza po tym wszystkim. Pobądź trochę z rodziną, bo to dobrze ci robi. Zobaczymy się wieczorem.
Dopiero po jego słowach uprzytomniła sobie to, co umykało jej do tego czasu. Przyjrzała mu się dokładniej, a jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy dostrzegła niepokojącą bladość jego skóry. Wampiry, nawet takie jak Rufus, zwykle były blade, ale tym razem było to czymś więcej, co już wcześniej powinno ją zaniepokoić. Jego oczy błyszczały w intensywny sposób, kiedy zaś przypomniała sobie dotyk jego dłoni na skórze, uprzytomniła sobie, że biło od nich ciepło większe niż do tej pory. Nie zorientowała się, przyzwyczajona do ciągłej gorączki, ale teraz wydało jej się to oczywiste i aż syknęła z niedowierzania i własnej głupoty.
Niewiele myśląc podeszła bliżej i ująwszy twarz Rufusa w obie dłonie, nakłoniła go do tego, żeby spojrzał jej w oczy. Poczuła, że zesztywniał, poza tym raptownie wstrzymał oddech, zupełnie jakby jej obecność i zapach nagle zaczęły sprawiać mu katusze.
– Dobra bogini, to przez ten nóż, prawda? – zapytała zaniepokojona. Czuła, że serce bije jej coraz szybciej, kiedy panika chwyciła ją za gardło. Jak mogła pozwolić, żeby z taką łatwością ja uspokoił, zwłaszcza po tym, jak miała okazję po temu, żeby obejrzeć cięcie. – Co masz na myśli mówiąc, że nie czujesz się najlepiej? W ogóle nie rozumiem, dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że coś jest nie tak! Nie namawiałabym cię na żadne wyjścia, poza tym… Sama nie wiem, ale coś bym wymyśliła. Aż sama nie wierzę, tym bardziej, że tyle razy mi powtarzałeś, że skończyłeś medycynę i że…
– I właśnie dlatego ci nie powiedziałem – przerwał jej z westchnieniem. W pośpiechu odsunął ją od siebie, po czym odskoczył, zupełnie jakby bał się, że zaraz przestanie nad sobą panować i spróbuje skręcić jej kark. – Poradzę sobie. Potrzebuję kilku godzin, żeby doprowadzić się do porządku i byłbym wdzięczny, gdybyś mi je dała. Co więcej, muszę jeszcze zajrzeć do centrum, żeby wziąć trochę krwi, a do tego tym bardziej nie potrzebuję asysty. Naprawdę lepiej będzie, jeśli zobaczymy się później, więc przynajmniej raz nie próbuj się ze mną o to kłócić.
– Ale…
Nie pozwolił jej do dokończyć, co nawet jakoś specjalnie jej nie zdziwiło – a przynajmniej nie tak, jak sposób, w jaki zdecydował się ją uciszyć. Jego wargi bez ostrzeżenia znalazły się na jej ustach, kiedy bez ostrzeżenia zmaterializował się tuż przed nią. Jej serce zabiło szybciej, ale tym razem z zupełnie innego powodu. Ogień zapłonął, zaraz też zarzuciła mu obie ręce na szyję, instynktownie odwzajemniając pocałunek i to z pełną pasją. Jak zawsze oddała się pieszczocie w pełni, wkładając w nią całą namiętność i uczucie, którym darzyła niekonwencjonalnego wampira, który już od pierwszego spotkania skutecznie namieszał jej w głowie.
Rufus odsunął ją od siebie zdecydowanie zbyt szybko, po czym – nie dodając ani słowa – odwrócił się i pędem ruszył przed siebie. Layla zamrugała nieprzytomnie, po czym spojrzała za nim, ale nie próbowała go gonić. Wciąż oszołomiona, zastygła w miejscu w którym stała, tępo patrząc w przestrzeń. Dyszała ciężko, a w głowie jej wirowało; wciąż czuła niepokój, który towarzyszył jej od momentu, w którym wyszli z Rufusem przed dom, uczucie to zaś nasilało się z każdą kolejną sekundą, kiedy myślała o zmianie w zachowaniu Rufusa. Nie miała pojęcia, co powinna o tym myśleć, ale jednego była pewna: z nieśmiertelnym zdecydowanie było coś nie tak. Nie wolno jej było tego ignorować, a tym bardziej kolejny raz pozwolić mu działać na własną rękę.
Potrzebowała zaledwie kilku sekund, żeby podjąć decyzję i ruszyć za nią. Jeszcze zanim pchnęła zardzewiałą furtkę i opuściła teren ogrodu przed domem Beau i Allegry, poczuła w głowie obecność zaniepokojonej siostry.
Co jest?, zapytała Isabeau, ściągnięta wzburzeniem Layli. Chyba nie powiesz mi, że coś znowu jest między wami nie tak, prawda?
Nie. Layla wcale nie była taka pewna. A przynajmniej nie z nami, ale z Rufusem. Muszę coś sprawdzić i… Zobaczymy się później, dobrze? Przepraszam, że tak wyszło.
Isabeau zawahała się.
Nie pozwól mu działać na własną rękę, odezwała się w końcu. Laylę uderzyło to, jak bardzo rada ta była podobna do tej, którą dziewczynie wcześniej udzieliła Allegra. Rufus jest najbardziej irytującą osobą, jaką znam, ale ty masz na niego dobry wpływ. Wiem, że cię nie skrzywdzi, ale i tak bądź ostrożna.
Layla chciała odpowiedzieć, ale nie miała okazji, bo Isabeau wycofała się równie nagle, co się pojawiła. Zdezorientowana słowami siostry, instynktownie przyśpieszyła, coraz bardziej zaniepokojona. Nie miała pojęcia, jak powinna rozumieć ostrzeżenia Isabeau, ale to nie miało znaczenia, skoro i tak martwiła się o Rufusa.
Odnalezienie tropu wampira było trudne, tym bardziej, że nieśmiertelny chciał, żeby nikt go nie znalazł. Być może gdyby chodziło o kogoś innego, sztuczka by się udała, ale Layla zbyt dobrze znała jego zapach, żeby dać się z wieść. Potrzebowała chwili, żeby zorientować się, że Rufus może i skierował się w stronę Miasta Nocy, ale zmierzał prosto do laboratorium, a nie – tak jak wspominał – do Centrum Krwiodawstwa. To odkrycie jeszcze bardziej ją zaniepokoiło i skłoniło do tego, żeby przyśpieszyła. Dotarcie do zaułku, gdzie znajdowało się laboratorium, było już tylko kwestia kilku minut, ale czas i tak dłużył jej się w nieskończoność, dlatego niemal z ulgą weszła na znajomą klatkę schodową.
W laboratorium było ciemno, ale to jej nie przeszkadzało, bo przywykła już do tego, że Rufus zwykle unikał światła. Zbiegła z ostatnich stopni, instynktownie pokonując ten, którego nie było, po czym zatrzymała się u stóp schodów. Jej dłoń zacisnęła się na poręczy, kiedy nieco niespokojnie rozejrzała się dookoła, czekając aż jej wzrok przywyknie do mroku na tyle dobrze, by mogła rozróżnić poszczególne kształty.
– Rufus? – zapytała cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę wampira. Wiedziała, że będzie na nią zły, ale nie dbała o to. – Rufus, jesteś tutaj? Musiałam przyjść. Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki uparty, skoro ja po prostu się martwię…
Usłyszała jęk, a potem ciche przekleństwo. Jej wzrok natychmiast powędrował w odpowiednim kierunku, gdzieś w głąb laboratorium. Wykręciła rękę do tyłu, palcami szukając włącznika światła, ale wciąż uparcie wpatrywała się w miejsce, gdzie słyszała Rufusa.
– Co ty tutaj robisz? – usłyszała jego głos. Brzmiał dziwnie, zupełnie jakby walczył z czymś, co sprawiało mu mnóstwo wysiłku. Skądś znała ten ton, bo słyszała go wielokrotnie wcześniej, kiedy zdarzało mu się toczyć wewnętrzną walkę o zachowanie kontroli. – Laylo, przecież tak cię prosiłem… – Chciał dodać coś jeszcze, ale nie był w stanie.
Coś poruszyło się w ciemności, zmuszając Laylę do tego, żeby w popłochu cofnęła się o krok. Dziewczyna wpadła na ścianę, plecami potrącając włącznik światła. Jasny blask ją oślepił, ale nie na tyle, żeby nie zauważyła wymęczonego Rufusa, który obiema dłońmi opierał się o blat najbliższego stołu. Dyszał ciężko, a na jego twarzy mieszały się ze sobą przerażenie i narastający gniew.
Zanim zdążyła się obejrzeć, coś w wyrazie twarzy wampira się zmieniło. Wraz z kolejnym jękiem, Rufus stracił kontrolę i bez zastanowienia skoczył w jej stronę.
W jego oczach pojawił się znajomy, czerwony błysk.

1 komentarz:

  1. Kurde, myślałam, że te ataki Rufusa już przeszły. Chyba, że srebro działa na nie tak, że znowu je... Odczuwają? Coś w ten sposób. Ale, kurde =/ tak nie może być. Może podczas tego co się dzieje powie mu wreszcie kim była Rosa. - tak, to irytuje ;-; też chcę zobaczyć płomienie Layli jak sobie tańczą. Tańczą, tańczą, tańczą... płomienie tańczą XD Rozdział był cudowny i jestem z niego zadowolona, jak z każdego :*
    Pozdrawiam, i kolorowych snów na później ;*
    Gabrysia ;**

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa