Layla
Layla powoli wypuściła
powietrze z płuc. Czuła się pewnie i tym lepiej, że już było po
wszystkim. Nie przyznawała się do tego przed Renesmee, ale nigdy nie lubiła
śpiewać dla obcych. Jeśli już, wolała czasami zaszyć się gdzieś
i w spokoju nucić sobie, co najwyżej ku uciechy rodzeństwa. Teraz
zgodziła się wyłącznie dla Isabeau, chociaż i tak sądziła, że to jej
przyrodnia siostra miała najlepszy głos z nich wszystkich. Kiedy to Beau
śpiewała, świat zamierał, dlatego Layla nie próbowała nawet wyobrażać sobie, że
będzie w stanie dziewczynie dorównać.
Ale kiedy
zaczęły z Nessie śpiewać, coś się zmieniło. Doświadczyła tego zaledwie
raz, kiedy na prośbę Allegry poprowadziła pokaz, bawiąc się ogniem
i sprawiając, że płomienie strzelały w górę, rozświetlając noc
i zachwycając wszystkich koło. Wtedy czuła się pewna i silna, jak
zawsze wtedy, gdy miała poczucie, że płomienie są przy niej i że są jej
posłuszne. Żywioł zawsze dodawał jej pewności siebie, której nie potrafiły
dostarczyć jej nawet największe zapewnienia rodzeństwa; dzięki temu czuła, że
nikt nie jest w stanie jej skrzywdzić, łącznie z ojcem, gdyby nagle
zdecydował stanąć się na jej drodze. Potrzebowała poczucia bezpieczeństwa,
które płynęło z tej świadomości, ale to wciąż wydawało się być za mało, bo
nie wyobrażała sobie konfrontacji z Marco, nawet jeśli gdzieś w głębi
siebie jej pragnęła. W tej kwestii od wieków była rozdarta, ale tej nocy nie
zamierzała myśleć o przykrych rzeczach, zwłaszcza związanych z Marco
Licavoli albo…
Na jej
twarzy pojawiły się niepewny uśmiech, chociaż jednocześnie była za to na siebie
zła. Nie powinna myśleć o Rufusie, zwłaszcza, że naprawdę chciała nauczyć
się go ignorować. Próbowała uwolnić się od tych uczuć, żeby przestać cierpieć
z powodu wampira, który miał przed nią tajemnice, ale to okazało się
trudniejsze niż mogła przypuszczać. Mogła udawać i czasami szło jej to tak
dobrze, że niemal sobie wierzyła, ale prawda była taka, że gdzieś w głębi
wiedziała, że te uczucia do Rufusa wciąż gdzieś tam są – i że będą. Nie
potrafiła określić skąd to wie, ale miała pewność, że tak jest
i w żaden sposób nie potrafiła się od tej świadomości uwolnić.
Jej wzrok
mimowolnie powędrował w stronę zebranych, chociaż już kilkukrotnie
sprawdzała i zdawała sobie sprawę z tego, że Rufusa tam nie ma. Nie
przyszedł, chociaż musiał wiedzieć ceremonii i że ona tam będzie. Znając
jego, pewnie nawet wiedział, jaką rolę miała odegrać w ceremonii, ale
nawet to nie przekonało go do tego, żeby się pojawił. Przez myśl przeszło jej
nawet, że wampir mógł znowu coś sobie zrobić, eksperymentując – pod tym
względem zachowywał się jak dziecko – ale szybko odrzuciła od siebie tę myśl,
dochodząc do wniosku, że jest zbyt przerażająca. Podświadomie wiedziała
zresztą, że tak naprawdę szuka usprawiedliwienia zarówno dla niego, jak
i dla siebie, bo gdzieś w głębi szukała powodu, żeby jednak się
pofatygować do jego kryjówki. To był zły pomysł i w końcu musiała to
zaakceptować, ale to wcale nie było takie łatwe, bo między tym, co słuszne
a lekkomyślne, granica była naprawdę cienka.
Skup się,
skarciła się w myślach i dała się ponieść muzyce. Już nie musiały
śpiewać, ale w melodii było coś porywającego, przez co nie potrafiła ustać
w miejscu. To była radosna muzyka, która porywała ją do tego, żeby zacząć
tańczyć, chociaż tego zdecydowanie nie było w planach. Tym bardziej
speszyła się, kiedy uświadomiła sobie, że praktycznie bezwiednie zrobiła kilka
tanecznych kroków i ciągnąć za sobą Renesmee, zaczęła wirować
w oparach stworzonej przez iluzjonistów mgły, szybko jednak przekonała
się, że w jej poczynaniach nie ma nic złego.
– Noc
radości, noc pojednania. – Głos Allegry rozległ się ze wszystkich stron,
zwielokrotniony przez telepatyczne zdolności kobiety. – Najwyższa pora zacząć
ceremonię!
Śmiech
Allegry przypominał dzwoneczki, szczery i zaraźliwy. Sama kapłanka
zachowywała się tak, jakby była kilkuletnią dziewczyną, wręcz emitując
entuzjazmem. Layla zaczęła się nawet zastanawiać, czy opary nie były jednak
prawdziwe i nie znajdowały się w nich jakieś dziwne substancje, które
wpływały na jej świadomość, ale szybko odrzuciła od siebie taką możliwość.
Żadne zioła, nawet te niebezpieczne, nie byłyby w stanie wywołać aż tak
przyjemnego ciepła; energia przenikała powietrze, wpływając na wszystkich
zebranych i to było przyjemne.
Gdzieś we
mgle nareszcie pojawiała się jasnowłosa kapłanka. Wyglądała niczym cień, na
sobie mając długą do ziemi, czarną suknię, zupełnie różną od skromnego stroju
Isabeau. Spokojnym krokiem przeszła po podwyższeniu, po czym zatrzymała się
przy samej krawędzi, żeby spojrzeć w tłum. Jasne włosy miała jeszcze
bardziej pokręcone niż zwykle, przy każdym zaś kroku podskakiwały, zupełnie
jakby smagał je wiatr, którego w rzeczywistości nie było. Allegra
wyglądała mistycznie, ale kiedy Layla spojrzała na mieszkańców Miasta Nocy, po
ich minach poznała, że podobne wydarzenia są dla nich czymś normalnym. Może
i Allegry nie było przez całe wieki, ale Tiah i jej podopieczne
musiały utrzymywać równie wysoki poziom ceremonii, kiedy je odprawiały. Layla
nie potrafiła sobie tego wyobrazić, ale i tak utrzymywała się
w przekonaniu, że Allegra jest do tego stworzona, a i Isabeau
potrafi porwać za sobą tłumy, kiedy jest to konieczne.
Jak na
zawołanie, drzwi świątyni otworzyły się, a z cienia
i mroku wyłoniła się Isabeau. Poruszając się tak lekko i zwinnie, że
równie dobrze mogłaby płynąć w powietrzu, dziewczyna ruszyła w stronę
matki. Jej błękitne oczy błyszczały intensywnie, w każdym ruchu zaś widać
było pewność siebie i dumę, która była właściwa wyłącznie Isabeau
Licavoli. Layla zauważyła, że czający się gdzieś w pierwszym rzędzie
Dimitr aż westchnął, na moment tracąc nad sobą kontrolę. Rozbawiony Lucas
szturchnął go w ramię, rzucając mu znaczące spojrzenie, król jednak nawet
na niego nie popatrzył, skoncentrowany na wybrance swojego serca. Może
i Beau nie zgodziła się zostać jego żoną, ale traktował ją w taki
sposób, a w jego wzroku było tak wiele miłości, że można było się
poczuć niezręcznie.
– Piękna
nadchodzi – odezwał się Gabriel, który ostatecznie wywalczył należne sobie
miejsce u boku siostry. Jeszcze kiedy mówił, szybkim krokiem podszedł do
Allegry, żeby zająć miejsce u jej boku i wraz z nią poczekać na
przyrodnią siostrę. – Piękna się zbliża. Piękna, czyś godna? Podejdź bliżej
i okaż swoją wartość – nakazał stanowczo, ale Beau jedynie uśmiechnęła
się, dobrze znając słowa, które miała wypowiedzieć, kiedy już dołączy do matki.
Allegra już
czekała, uważnie wpatrzona w córkę. W dłoniach trzymała kryształowych
kielich, do połowy wypełniony winem. Napój w smaku i zapachu trochę
przypominał krew, ale nie był tak idealny, jak płynąca w żyłach osoka,
która zaspokajała pragnienie nieśmiertelnych. Pół-wampirzyca cofnęła się
o krok, żeby zrobić Isabeau miejsce i władczym gestem wyciągnęła rękę
w stronę stojącej nieopodal Mayi. Kobieta skłoniła się i bez wahania
podeszła bliżej, żeby podać Allegrze ostry, lekko zakrzywiony nóż.
W momencie, kiedy kapłanka uniosła go i rozcięła sobie dłoń, Layla
w pełni zrozumiała sens licznych kwiatów i słodkich zapachów, które
wypełniały świątynie, skutecznie skrywając zapach krwi Allegry
i zapewniając jej przynajmniej względne bezpieczeństwo, jeśli chodziło
o ewentualne ataki nieśmiertelnych.
Zaraz po
tym podała nóż Gabrielowi, który z wprawą powtórzył jej ruchy. Layla
dostrzegła w oczach Isabeau wahanie, ale dziewczyna nie zaprotestowała,
chociaż bynajmniej nie była zachwycona z tego, że jej brat brał udział
w ceremonii. Bała się tego, jak mocne bywały skutki wymiany krwi, zwłaszcza
między rodzeństwem. Właśnie dlatego próbowała prosić o pomoc Carlisle’a,
który nie byłby w stanie w ten sposób dopełnić uroczystości. Obecność
krwi w żyłach Gabriela wszystko komplikowała, ale Beau musiała się
z tym pogodzić, bo tylko obserwowała.
Rubinowe
krople spłynęły do naczynia, mieszając się z winem i tworząc
mieszankę, którą Allegra podała stojącej przed nią Isabeau.
– Krew
z krwi, nasze dziedzictwo – odezwała się melodyjnym głosem Allegra. – Czy
je przyjmujesz, Isabeau Allegro Licavoli? – zapytała, spoglądając wprost
w błękitne niczym zamarzająca woda oczy Beau.
Dziewczyna
stanowczo odrzuciła włosy do tyłu, po czym wyciągnęła rękę po nóż.
–
Przyjmuję. – Szybkim ruchem przeciągnęła ostrzem po wewnętrznej stronie dłoni.
– Poprzez przysięgę krwi.
Kolejne
krople, tym razem nienaturalnej krwi Isabeau. W odpowiedzi na mieszankę
osoki z żył Beau oraz Allegry, zawartość naczynia dosłownie się
zagotowała, dokładnie jak i naczynie z wodą w laboratorium
Rufusa. Tym razem w oczach kilku osób, Layla dostrzegła poruszenie, ale
nikt nie odważył się przerwać ceremonii albo chociaż słowem skrytykować to, kim
od czasu przemiany była Isabeau. Na tę jedną noc wszelakie różnice się zatarły,
dokładnie tak, jak dążyli do tego od samego początku; Allegra darzona była wielkim
szacunkiem, który automatycznie przeszedł na jej jedyną córkę, nawet jeśli nie
wszyscy byli z tego zachwyceni.
Isabeau
stanowczym gestem uniosła kielich, po czym zmoczyła w nim usta. Layla
wzdrygnęła się, widząc, że płyn zabarwił wargi Beau na wyraźny, mocno
kontrastujący z jej bladą skórą kolor świeżej krwi, ale szybko wzięła się
w garść. Obserwowała, jak Isabeau oddaje naczynie matce, po czym powoli
odwraca się w stronę zebranych wampirów. To Dimitr pierwszy postąpił
zgodnie z tradycją i pokłoniwszy się nisko, jeszcze bardziej
intensywnie spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę.
– Mamy
kapłankę – powiedział cicho. Jego szept był dokładnie słyszalny
w panującej, przeszywającej wręcz ciszy.
– Ku chwale
bogini – dopowiedział ktoś z tłumu.
Na ustach
Isabeau pojawił się cień uśmiechu, kiedy do tych głosów dołączyło kilka
następnych.
To Allegra jako pierwsza
zasugerowała wyjście na klif. Na dworze wciąż było ciemno, ale widoczny na
niebie cienki sierp księżyca, rzucał łagodne światło, pozwalając doskonale
widzieć wszystko to, co działo się dookoła. Część nieśmiertelnych – zwłaszcza
wilkołaki – natychmiast się oddaliła, nie zamierzając świętować
w towarzystwie wampirów i im podobnych. Layla doszła do wniosku, że
Yves i jemu podobni zjawili się tylko dlatego, że Dimitr ich do tego
zmusił. Nikt z zebranych zresztą specjalnie nie przejął się ich
nieobecnością, bo wampiry nie były jakoś specjalnie stęsknione za obecnością
swoich naturalnych wrogów.
Prawdziwe
święto dopiero się zaczynało, a Layla przekonała się o tym, kiedy
Dimitr stanowczo zaprosił wszystkich do Niebiańskiej Rezydencji. Isabeau
zaczęła coś mruczeć i złorzeczyć, bo wampir najwyraźniej nie wspomniał jej
o planach przygotowania jakiejkolwiek późniejszej uroczystości, ale widać
było, że dziewczyna jedynie się z nim drażni. W rzeczywistości nic
nie było w stanie popsuć jej humoru, przynajmniej nie tej nocy. Cała wręcz
promieniała, śmiała się i przyjmowała gratulacje, nie pesząc się nawet
wtedy, kiedy komuś zdarzało się ją przytulić. Layla natychmiast wykorzystała to
jakże ludzkie podejście, żeby wpaść siostrze w ramiona i mocno jej
uściskać, nie zważając na niezadowolenie Isabeau.
–
Nareszcie, siostrzyczko. – Gabriel zmaterializował się przy nich,
w towarzystwie Renesmee i dzieci. Cullenowie byli tuż za nimi, ale
chłopak nie zamierzał na nich czekać, tylko od razu wyciągnął zza pleców bukiet
białych lilii, których nie brakowało po ceremonii, która odbyła się na krótko
po walkach z nowonarodzonymi. – Proszę bardzo.
– Dzięki. –
Isabeau uniosła brwi, po czym zlustrowała wzrokiem bukiet. – Dwanaście. Nie
chcę nic mówić, braciszku, ale…
– Ale
kwiaty daje się nieparzyście – poprawił ją, wywracając oczami. – Doskonale
o tym wiem – zapewnił i bezceremonialnie wyjął jedną z lilii,
żeby bez słowa ostrzeżenia wpiąć ją Layli we włosy. – Nowa kapłanka zasłużyła
na więcej, ale o mojej drugiej siostrze też pamiętam. Uwielbiam słuchać,
kiedy śpiewasz, Lay.
Layla
jedynie się zaśmiała, jednocześnie muskając palcami kwiat. Przez całą drogę do
Niebiańskiej Rezydencji, śmiali się i rozbawiali, momentami przerywając,
żeby posłuchać przekomarzania między Isabeau i Gabrielem. Od czasu do
czasu Edward wtrącił swoje trzy grosze, kiedy dziewczynie zdarzało się go
prowokować, ale to również było już czymś na porządku dziennym, więc nawet Esme
nie próbowała już interweniować, żeby przywoływać ich do porządku.
Niedaleko
Niebiańskiej Rezydencji, pojawiły się Lilianne i Eve, które Isabeau zabiła
– i zarazem uratowała od nieuniknionego obłędu. Chwilę później spomiędzy
drzew wyszyła pozostała grupa wdzięcznych Isabeau wampirów, zastępując
wszystkim drogę. Layla zawahała się, zastanawiając się, czy powinni spodziewać
się kłopotów, ale wyraz twarzy stojącej na przedzie Lilly rozwiał wszelakie jej
wątpliwości.
– Isabeau –
dziewczyna podeszła bliżej, lekko skłaniając się przed zażenowaną Beau – nie
wiem, czy po tym wszystkim cię to zadowoli, ale my również uznajemy ciebie jako
naszą kapłankę – oznajmiła stanowczo Lilianne.
Ktoś
syknął, więc cała grupa cofnęła się o krok. Layla zesztywniała, bo nie
miała ochoty na to, żeby teraz nagle doszło do protestów, przeciwko wampirom,
które nie powinny istnieć. Nie tylko ludzie bali się zmian, chociaż
nieprawdopodobne wydawało się, żeby jacykolwiek nieśmiertelni nie byli
w stanie zaakceptować nowego gatunku. A jednak istnieli tacy, którzy
obawiali się takich jak Isabeau, koncentrując się przede wszystkim na ich
agresywności i nieprzewidywalności, którymi odznaczali się jeszcze podczas
przemiany.
Isabeau
obejrzała się gniewnie za siebie, skutecznie uciszając wszystkie szmery.
Stanowczo podeszła do Lilianne, po czym – nie zważając na to, jak mogłoby
zostać to odebrane – przymusiła dziewczynę do tego, żeby ta przestała jej się
kłaniać. Chociaż kosztowało ją to trochę samozaparcia, zarzuciła Lilly obie
ręce na szyję i musnęła wargami blady policzek dziewczyny.
– Śmierć
niczego nie zmienia – szepnęła jej do ucha. – Jestem tego idealnym przykładem,
więc i wy przestańcie się kryć.
Lilianne
zamrugała pośpiesznie, równie zdezorientowana, co i towarzyszący jej
nieśmiertelni. Nie odpowiedziała, nawet wtedy, kiedy Isabeau odsunęła się od
niej i jak gdyby nigdy nic, poprowadziła cały pochód dalej przed siebie.
Dopiero
w momencie, kiedy kapłanka zaczęła się oddalać, Lilianne zareagowała:
– Poczekaj!
– zawołała. Isabeau obejrzała się przez ramię. – Pewien wilkołak prosił, żebym
przekazała ci gratulacje – oznajmiła, spoglądając znacząco na Isabeau.
– Ach… –
Isabeau uśmiechnęła się pod nosem. – Powiedz Arielowi, że czas wszystko zmienia
– odparła tajemniczo, niczego nie zamierzając wyjaśniać.
Lilianne
skinęła głową i zaczęła się wycofywać. Isabeau nie zaprosiła ich do
Niebiańskiej Rezydencji, a Layla wiedziała, że to dlatego, że żadne
z nich nie odważyłoby się przyjść. Nie wszyscy byli tacy pewni jak
Kristin, która jak zwykle trzymała się blisko Theo, wszem i wobec
udowadniając, że ma opinie na swój temat w głębokim poważaniu. Ta
dziewczyna sobie radziła, ale w przypadku Lilianne i jej podobnym to
wcale nie było takie łatwe, tym bardziej, że ci nie mieli nikogo, kto by na
nich czekał. Isabeau się udało i to ją uratowało, Layla jednak wiedziała,
że część dzieciaków, które już przeszły przemianę albo były w jej trakcie,
nie miało co liczyć na normalność.
Wraz
z Gabrielem i pozostałymi, szybko zrównali się z Isabeau,
spoglądając na nią pytająco, ta jednak nie podjęła tematu syna Yves’a. Po
prostu szła przed siebie, marszcząc brwi i wyraźnie się nad czymś
zastanawiając.
– Ciekawi
mnie… – odezwała się ni stąd, ni z owąd. – Zresztą nieważne. Mogłam
wiedzieć, że nie ma co na niego liczyć – westchnęła zrezygnowana.
– Liczyć na
kogo? – Laylę momentalnie naszła jednoznaczna myśl, która nie dawała jej
spokoju. – Isabeau, czy…?
–
Zaprosiłam Rufusa, tak? – Siostra rzuciła jej nieprzeniknione spojrzenie. – Mam
tego dość, a liczyłam na to, że może w końcu sobie pogadacie. Miałam
nawet nadzieję, że przyjdzie, bo nawet widziałam go, kiedy czekałam przed
świątynią, ale później się nie pojawił. Teraz sobie myślę, że może powinnaś
o tym wiedzieć.
Layla
zacisnęła usta, lekko oszołomiona. Nie potrafiła być zła na Isabeau, chociaż
może powinna, skoro siostra za jej plecami próbowała rozwiązywać za nią
problemy. Tak czy inaczej, sama myśl o tym, że Rufus jednak przyszedł,
a może nawet słyszał jej śpiew, była… Cóż, Layla sama nie potrafiła
określić, co w tamtym momencie poczuła, ale to było całkiem przyjemne,
takie nowe. Nie miała pojęcia, jak zareagowałaby na widok wampira i czy
w ogóle miała ochotę się z nim spotkać, ale teraz tym bardziej nie
mogła przestać o tym myśleć. Rufus nie był typem tchórza, a skoro już
pojawił się w okolicy świątyni, jakoś niepodobne do niego było to, żeby
ostatecznie nie zdecydował się przełamać i wziąć udziału
w uroczystości. To, że nie chciała z nim rozmawiać, jakoś do tej pory
nie przeszkadzało mu w normalnym funkcjonowaniu, dlatego tym bardziej nie
rozumiała, co takiego powinna myśleć o jego nieobecności.
Tym większą
zagadką był dla niej dziwny niepokój, który nagle odczuła i który całkiem
ją zdekoncentrował. Prawie bezwiednie przeszła kilka kroków i dopiero
kiedy Gabriel położył jej dłoń na ramieniu, uświadomiła sobie, że praktycznie
bezwiednie oddaliła się od grupy, zmieniając kierunek biegu.
– Dokąd
idziesz? – zapytał ją cicho, chociaż odpowiedź wydawała się oczywista. Jej brat
wiedział i pojęła to w momencie, kiedy spojrzała w jego
zatroskane, czarne oczy.
– Do
laboratorium – powiedziała wprost. Dziwne, ale te słowa zabrzmiały jak
najbardziej odpowiednio, zupełnie jakby ostatnie ciche dni nie miały miejsca. –
Gabrielu, ja…
– Tak,
wiem. – Chłopak westchnął i pokręcił głową. – Lay, jesteś pewna? On już
zbyt wiele razy cię skrzywdził – przypomniał jej cicho, ale w jego głosie
nie było nawet cienia złości. Wyglądało na to, że Gabriel już poddał się, jeśli
chodziło o jej relacje z Rufusem.
Layla
wzruszyła ramionami, nie mając pojęcia, co powinna mu odpowiedzieć. Nie była
pewna niczego, ale miała dość tego, co działo się między nimi w ostatnim
czasie. Musiała coś zdecydować, a słowa Isabeau były bodźcem do działania,
którego podświadomie wyczekiwała już od kilku ostatnich dni.
Gabriel uważnie
zlustrował wzrokiem jej twarz i ponownie westchnął. W jego ciemnych
oczach dostrzegła coś, czego nie potrafiła zinterpretować, ale wiedziała, że
jej brat właśnie podjął jakąś trudną dla niego decyzje.
– Jak
chcesz – zgodził się niechętnie. – Ale idę z tobą – zadeklarował się
natychmiast, po czym zostawił ją, żeby pożegnać się z Renesmee. Nie miała
nawet okazji na protesty, dlatego nie pozostało jej nic innego, jak się
z nim zgodzić.
Droga do
laboratorium minęła im w ciszy. Layla koncentrowała się na biegu,
w duchu dziękując Gabrielowi za to, że zachowywał się tak, jakby go nie
było. Kiedy chciał, potrafił być idealnym towarzyszem podróży, cichym
i niewymagającym, dokładnie tak, jak potrzebowała. A co więcej, znał
ją lepiej niż ktokolwiek inny, a to pozwalało mu dosłownie „czytać”
w jej myślach i to bez wykorzystywania telepatii.
Praktycznie
nie zapamiętała tego, jak dostała się do ciemnego zaułka, gdzie mieściło się
wejście do laboratorium Rufusa. W duchu układała sobie to, co zamierzała
mu powiedzieć, żeby jakoś usprawiedliwić nagłe pojawienie się, ale nic
sensownego nie przychodziło jej do głowy. Wiedziała jedynie, że nie może
pozwolić sobie na to, żeby jak gdyby nigdy nic wziąć na siebie całą winę. Miała
powody, żeby się na niego zdenerwować, a on powinien być wdzięczny, że
w ogóle się pojawiła. Co więcej, powinien był może nawet wykorzystać tę
szansę, żeby w końcu wszystko między nimi wyjaśnić, ale Layla obawiała
się, że w tym momencie liczy na zbyt wiele i kolejny raz boleśnie się
rozczaruje.
Wciąż pełna
niepokoju i złych przeczuć, zbiegła po schodach, instynktownie
przeskakując nad uszkodzonym stopniem. Doskonale wiedziała, gdzie teraz
znajduje się włącznik światła, więc wyciągnęła rękę, żeby go poszukać, ale
jeszcze w trakcie poszukiwań naszła ją myśl, że to i tak nie ma
sensu.
Jeszcze za
nim światło rozbłysło, a ona miała okazję, żeby się rozejrzeć, dotarło do
niej, że rozczaruje się bardziej niż mogłaby się spodziewać.
Czy tylko mi nie pasuje recytujący wiersze Gabriel? XD to zdecydowanie zajęcie dla Lucasa. Ale Gabriel jest uparty i nic tego nie zmieni ;D Trochę biedna Layla, bo tak bardzo liczyła na pojawienie się Rufusa, a tutaj rozczarowanie. Mam nadzieję, że w laboratorium nie znajdzie niczego strasznego. Taki błąd na samym końcu "Dotarło do niej' powinno być niej, a nie mnie =) poza tym rozdział był genialny i czekam na więceju ;D
OdpowiedzUsuń