Renesmee
♪ Within Tempation – „Never Ending Story”
Renesmee
Od wizji Isabeau minęły cztery
dni. Nie udało nam się wyciągnąć tego, co dziewczyna musiała zobaczyć, ale
i tak wciąż miałam przed oczami bladą jak papier twarz dziewczyny oraz jej
upiorne, niemal całkowicie białe oczy. Co prawda Beau wróciła do siebie już po
jakiejś godzinie i to przede wszystkim dzięki opiece Allegry, ale ta
dziwna, zapomniana wizja i tak nie dawała nam wszystkim spokoju. Isabeau
jedynie to irytowało, dlatego ostatecznie Allegra zagoniła nas wszystkich do
pomocy przy przygotowywaniu ceremonii, podczas której miała przekazać córce
funkcję kapłanki. To okazało się całkiem dobrym rozwiązaniem, bo
w nadmiarze zajęć nie myśleliśmy o tym, co się wydarzyło i chyba
właśnie taki był cel kapłanki.
Esme bez
trudu odnalazła się w bardziej kreatywnej części, która polegała przede
wszystkim na przygotowywaniu świątyni. Widać było, że zachwyca ją możliwość
komponowania kwiatowych motywów i podejmowania pozornie błahych decyzji,
którymi była chociażby odpowiednia kolorystyka. Allegra słuchała jej pomysłów
z uwagą, od czasu do czasu wtrącając swoje trzy grosze albo objaśniając
wampirzycy niektóre tradycje, żeby ją zainspirować. Obserwując je, trochę
żałowałam, że nie ma z nami Alice, bo z taką pomocą, moja przybrana
ciotka stworzyłaby prawdziwe cuda.
Najbardziej
zdziwiłam się, kiedy Isabeau wprost powiedziała mi, że ma dla mnie propozycję
nie do odrzucenia. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało jej się mnie przekonać,
ale ostatecznie i tak jej uległam, zgadzając się… śpiewać. Ja i Layla
miałyśmy urozmaicić ceremonię śpiewem, przy akompaniamencie Edwarda. Może
mojemu ojcu to nie przeszkadzało, bo gra na pianinie była czymś od czego ciężko
było go oderwać, ale pieśni, które podsunęła nam Beau były trudne, chociaż
niezwykle piękne. Nie wyobrażałam sobie, jak miałabym wyciągnąć cześć
z wysokich dźwięków, ale Isabeau jedynie wywracała oczami, kiedy słyszała
moje narzekania.
– Nessie,
kogo ty próbujesz oszukać? – zapytała za którymś razem, rzucając mi rozbawiona
spojrzenie. – Malujesz, a Gabriel mówi, że dobrze śpiewasz
i tańczysz. Co prawda nie rozumiem, dlaczego zwykle wtedy, kiedy nikt nie
patrzy, ale tu już jest najmniej istotne.
Cała
spąsowiałam w odpowiedzi na te słowa, bo nie miałam pojęcia, że Gabrielowi
zdarzało się widzieć mnie w ukrytym pokoju na poddaszu. Jasne, uwielbiałam
tańczyć, śpiewać – a już nade wszystko uwielbiałam malować – ale
niekoniecznie przepadałam, kiedy ktoś mnie wtedy obserwował. Gabriel na pewno
nie miał tego zrozumieć, ale prawda była taka, że sama siebie nie zawsze
rozumiałam, niezależnie jednak od przyczyny, perspektywa publicznego występu
jakoś niespecjalnie mi się uśmiechała.
W dniu
ceremonii, na jakaś godzinę przed wyjściem, byłam w miarę spokojna, ale
i tak nie czułam się jakoś specjalnie pewnie. Rady Allegry faktycznie
pomogły i ręka już tak bardzo mnie nie bolała – Carlisle zapewniał mnie,
że rana ładnie się goi – ale i tak zmuszona byłam jeszcze nosić opatrunek,
dlatego Allegra znalazła dla mnie ładną, długą suknię z rękawami, które
kończyły się trochę powyżej łokcie. Ciemna zieleń idealnie komponowała się z moimi
włosami, w gorszym oświetleniu przechodząc w głęboką czerń, co dawało
całkiem ciekawy efekt, tym bardziej, że Pavarotti jak zwykle mieli manipulować
otoczeniem, żeby ceremonia wydała się bardziej mistyczna. Cieszyłam się
z tego, że na dworze było ciemno, bo dzięki temu – chociaż wiedziałam, że
nieśmiertelnym brak światła nie przeszkadzał, wręcz wyostrzając ich zmysły –
miało być mi łatwiej wyobrazić sobie, że jestem sama. Przynajmniej miałam
nadzieję, że nie zrobię z siebie idiotki.
Była
jeszcze Layla, której zupełnie już nie rozumiałam. Od dnia, w którym
pokłóciła się z Rufusem, ani razu nie była w laboratorium
i w ogóle z nami na temat naukowca nie rozmawiała. Unikali się,
bo i sam Rufus nie pojawił się więcej po wizycie w domu Isabeau. Beau
nie była jakoś specjalnie poruszona tym, że wpuściłam wampira do domu
(stwierdziła, że Allegra i tak prędzej czy później by to zrobiła), ale
Gabriel nie wydawał się zachwycony, chociaż ani słowem swojej niechęci nie
skomentował – jakby nie patrzeć, nasz dom wciąż był dla Rufusa niedostępny.
W pamięci zakodowałam sobie, że muszę na to uważać, bo w niektórych
przypadkach powstrzymanie się od wypowiedzenia słowa „Wejdź”, mogło okazać się
wybawieniem.
Do
uroczystości przygotowywaliśmy się w domu Isabeau i Allegry, żeby na
klif pójść razem. Panowało ogóle zamieszanie, zwłaszcza, że synowie Beau byli
w pełni rozbudzeni, przede wszystkim przez porę dnia. Alessia
i Damien naturalnie próbowali dotrzymać kuzynom kroku, przez co wszędzie
było ich pełno, a przejście przez przedsionek wydawało się karnym torem
przeszkód. Nie przeszkadzało mi to, bo przyjemnie było czuć, że dom tętni
życiem, a ci, których kochałam, przez cały czas byli przy mnie.
Kiedy
weszłam do salonu, w oczy natychmiast rzuciła mi się Isabeau. Stała na
środku pokoju, a Allegra starannie przeczesywała długie, lśniące włosy
dziewczyny. Beau przymknęła oczy, rozluźniona, ale i tak uśmiechnęła się,
podświadomie wyczuwając, że weszłam.
– Jednak
nie stchórzyłaś – stwierdziła pogodnie i odchyliła lekko głowę, żeby
Allegra miała większe pole manewru.
– Jeszcze –
odparłam zaczepnie, ale dziewczyna nawet nie zareagowała, dobrze wiedząc, że
nie będę w stanie popsuć jej tego dnia.
Isabeau
wyglądała olśniewająco, chociaż miała na sobie naprawdę niewiele. Byłam bardzo
zaskoczona, kiedy okazało się, że w przeciwieństwie do gości, przyszła
kapłanów miała prezentować się naprawdę skromnie. Dziewczyna miała na sobie
jedynie białą, prostą sukienkę bez ramiączek, która trzymała się na niej
jedynie dzięki gumce, która utrzymywała materiał niewiele powyżej krągłych
piersi. Kiedy Allegra odgarnęła córce włosy, żeby lepiej je rozczesać,
zauważyłam, że kreacja nie ma pleców, dzięki czemu doskonale widać było
przecinające się blizny, których pochodzenia chyba nigdy już nie miałam poznać.
Sukienka kończyła się przed kolanami i idealnie opinała smukłą sylwetkę
Isabeau, podkreślając każdy najdrobniejszy detal jej idealnego ciała. Nie każda
dziewczyna mogłaby pokazać się w taki sposób, ale Isabeau Licavoli jak
najbardziej mogła sobie na to pozwolić.
– Biel
symbolizuje czystość, ale i dobro – odezwała się Allegra, zauważywszy moje
spojrzenie. Uśmiechnęła się, kiedy zamrugałam zaskoczona. – Przepraszam. Ale
nie tak łatwo mi zapanować nad telepatią, kiedy jestem podekscytowana – wyznała
mi z tak rozbrajającym uśmiechem, że nawet gdybym chciała, nie
potrafiłabym się na nią gniewać.
– Nie ty
jedna, mamo – przypomniała jej Isabeau, robiąc krok do przodu i okręcając
się wokół własnej osi. Jej ciemne włosy kaskadami opadły jej na plecy,
połyskując w świetle lamp. – Chyba niedługo powinniśmy wychodzić, ale
najpierw… O, właśnie! – ucieszyła się, bo w tym samym momencie
w pokoju w końcu pojawili się pozostali.
Nie
musiałam się odwracać, żeby wyczuć, kiedy Gabriel do mnie podszedł. Jego
ramiona natychmiast otoczyły mnie w talii, a chwilę później ukochany
musnął wargami mój policzek, po czym oparł brodę na moim ramieniu.
Z zaciekawieniem spojrzał na swoją przyrodnią siostrę, nie kryjąc
entuzjazmu; może i się kłócili, ale był z niej dumny.
Isabeau
mrugnęła do niego porozumiewawczo, ale nie przypatrywała nam się długo. Jej
spojrzenie ostatecznie powędrowało w stronę moich bliskich, żeby
ostatecznie zatrzymać się na Carlisle’u. Beau szybko do niego podeszła, po czym
ze świstem wypuściła powietrze i zapytała:
– Mogę mieć
do ciebie jedną ważną prośbę?
Nie wiem
dlaczego, ale poczułam, że Gabriel drgnął i wyprostował się. Nie widziałam
jego twarzy, ale znałam go na tyle dobrze, że łatwo było mi sobie wyobrazić,
jaki miała wyraz.
–
Oczywiście. – Carlisle spojrzał na nią z zaciekawieniem. – O co
chodzi, Isabeau? – zachęcił, bo siostra mojego męża wyraźnie się zmieszała.
Kątem oka
zauważyłam, że do pokoju weszła Layla. Podobnie jak i ja, miała na sobie
okazałą suknię w podobnym stylu do tej, którą nosiłam ja, jednak materiał
jej kreacji wpadał w ciemny niebieski albo wręcz granat. Jasne włosy
upięła w luźnego koka, a kilka luźnych kosmyków opadało jej na twarz.
Wyglądała olśniewająco, ale podobnie jak Gabriel z jakiegoś powodu była
zmartwiona.
Isabeau
westchnęła, ale nawet nie spojrzała na rodzeństwo. Przez cały czas wpatrywała
się w mojego dziadka, najwyraźniej szykując się do podjęcia jakiejś
decyzji.
– No cóż,
w zwyczaju jest, żeby podczas ceremonii, towarzyszył mi ktoś, kto będzie
dla mnie czytał. Zwykle prosiłam Lucasa, ale tym razem to nie może być osoba,
która jest mi obojętna. Ja… To krótki tekst, więc pomyślałam sobie, że może
jako syn pastora albo…
– Isabeau,
przestań. – Gabriel odezwał się, nie dając siostrze skończyć,
a Carlisle’owi w ogóle nie pozwalając się zastanowić. Puścił mnie, po
czym szybko podszedł do siostry, dosłownie materializując się przed nią, aż ta
w popłochu cofnęła się o krok. – Już raz odmówiłaś zarówno mnie jak
i Layli pojednania się z nami, ale tym razem nie pozwolę ci przed tym
uciekać. Jako najstarszy męski potomek linii naszej rodziny i twój brat,
oddaje się tobie. Przez więzy krwi śmiem prosić, żebyś pozwoliła mi otoczyć się
opieką i w końcu uznała to, kim dla ciebie jestem. Znam dość nasze
zwyczaje, żeby wiedzieć, że każda kapłanka ma prawo do kogoś, kto będzie ją
chronił i wspierał podczas ceremonii, dlatego śmiem twierdził, że tym
razem to będę ja.
Oczy
Isabeau rozszerzyły się, kiedy spojrzała na Gabriela z niedowierzaniem.
Cofnęła się jeszcze o krok, ale trzęsła się przy tym do tego stopnia, że
omal nie potknęła się o własne nogi. Ledwo łapiąc równowagi, stanęła
wyprostowana niczym struna, spoglądając na Gabriela z mieszaniną gniewu
i czystej paniki. Wyglądała tak, jak wtedy, kiedy Dimitr zdecydował się
jej oświadczyć, chociaż tym razem przynajmniej nie uciekła.
– Gabrielu…
Gabrielu, nie… – powiedziała albo raczej wyszeptała, bo głos drżał jej do tego
stopnia, że ledwo mówiła. Pokręciła głową, ale to nie zrobiło żadnego wrażenia
na moim mężu, który w odpowiedzi zrobił jeszcze bardziej stanowczy krok
w jej stronę, wyciągając obie dłonie w stronę siostry. – Nie mogę.
Tłumaczyłam już to tobie i Layli, kiedy chcieliście, żebym uczyniła was
równie bliskimi sobie, co kiedyś Aldero. Z tym, że wtedy tym bardziej będę
się bała, że spotka was coś złego. Nie przeżyję drugi raz takiego bólu, jak po
śmierci Al’a, jak więc mogę związać się z tobą, braciszu?
– Isabeau,
kochana, nie możesz mu odmówić – wtrąciła się Allegra, obserwując swojego
siostrzeńca i córkę. – Tradycja mówi…
– Niech
diabli wezmą tradycję! – wydarła się dziewczyna i to tak głośno, że do tej
pory biegające po całym domu dzieci, zatrzymały się gwałtownie
i z niepokojem zaczęły zaglądać do salonu, żeby upewnić się, co się
dzieje.
–
W takim razie porzuć ją, jeśli naprawdę tak uważasz – powiedziała stanowczo
Allegra.
Isabeau
zastygła w bezruchu, po czym popatrzyła na matkę tak, jakby widziała ją po
raz pierwszy. Chociaż wydawało się to niemożliwe, Beau jakimś cudem pobladła
jeszcze bardziej, tak, że jej alabastrowa skóra wydawała się niemal całkowicie
przeźroczysta. Przypominała mi trochę Gabriela albo Alessię, w sytuacji,
kiedy targał nimi głód telepatyczny, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego,
że w przypadku Beau to niemożliwe.
Dziewczyna
zamrugała pośpiesznie, a potem z jękiem wpadła Gabrielowi
w ramiona. Przygarnął ją do siebie, wplatając palce w jej ciemne
włosy i przeczesując je lekko.
–
W cholerę z tobą i tym twoim uporem – westchnęła; najwyraźniej
na inną formę odpowiedzi nie było jej stać.
– Miałem
bardzo dobrą nauczycielkę – stwierdził cicho.
Oboje się
zaśmiali.
Tym razem uroczystość odbyła
się w świątyni. Do tej pory nie zdawałam sobie z przestronności tego
miejsca i dopiero po tym, jak w jednym miejscu zgromadziła się
znamienita większość nieśmiertelnych, w pełni uświadomiłam sobie rozmiary
budynku. Poczułam się dziwnie, jak zawsze kiedy taczały mnie wilkołaki,
zmiennokształtni a przede wszystkim wampiry o krwistych tęczówkach,
zdradzające zamiłowanie do ludzkiej krwi. Wszyscy zebrani wyglądali tym
bardziej mistycznie, że ubrani byli na czarno, kolor ten zaś mocno kontrastował
z ich bladą, marmurową skórą.
W świątyni
nie paliło się światło, a jedynie kilka świec, których nie potrafiłam
dostrzec, bo (pewnie za sprawą Pavarottich) tuż nad podłogą unosiła się ciężka,
gęsta mgła. Dzięki temu czułam się tak, jakbym płynęła, kiedy podążyłam za
Allegrą i Laylą, żeby zająć odpowiednie miejsca. Siostra Gabriela
poruszała się wyjątkowo pewnie i tak też wyglądała, chociaż zauważyłam, że
raz za razem ogląda się na zebranych, wodząc wzrokiem po wszystkich mniej lub
bardziej znajomych twarzach. Nie mogłam mieć pewności, a Lay na pewno by
się do tego nie przyznała, ale coś podpowiadało mi, że instynktownie szukała
Rufusa – z tym, że tego nigdzie nie było.
Allegra
zostawiła nas na niewielkim podwyższeniu, gdzie zawsze znajdował się niewielki
ołtarz i mnóstwo kwiatów, które wierni zostawiali ku czci Selene. Teraz
stół przeniesiono w kąt pomieszczenia, żeby zrobić miejsce na odprawienie
ceremonii. Czułam się mocno podekscytowana i już coraz mniej przerażała
mnie perspektywa tego, że wkrótce miałam zacząć śpiewać. Gdyby nie to, że taka
możliwość nie istniała, pomyślałabym nawet, że to sprawa Jaspera.
Layla
rzuciła mi krótkie spojrzenie i uśmiechnęła się pocieszająco.
Odwzajemniłam uśmiech, po czy m podeszłam bliżej; siostra Gabriela chwyciła
mnie za rękę, przyciągając bliżej. Traktowała mnie jak przyjaciółkę albo wręcz
siostrę, co cieszyło mnie tym bardziej, że w ostatnim czasie wydawała się
nieubłaganie od nas osuwać. Teraz już nie potrafiłam stwierdzić, czy jest
z jakiegokolwiek powodu przygnębiona. Uśmiechała się jak zwykle, podobnie
jak pozostali Licavoli doskonale ukrywając emocje. Nie potrafiłam jej pomóc,
dlatego pozostawało mi mieć nadzieję na to, że między nią a Rufusem
jeszcze jakoś się ułoży.
Allegra
krążyła po świątyni, dopracowując kolejne szczegóły. Coś w atmosferze się
zmieniło i chociaż nie miałam pojęcia, czego powinnam się spodziewać,
instynktownie wiedziałam już, że uroczystość wkrótce się zacznie. Nigdzie nie
widziałam Isabeau, ale dzieci, Gabriel, Carlisle i Esme ustawali się
z przodu, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Gabriel mrugnął do mnie,
a ja posłałam mu całusa, nie zastanawiając się nad tym, czy ktokolwiek nas
obserwuje. Już dawno przestałam czuć się jakoś specjalnie źle, kiedy w grę
wchodziło publiczne okazywanie uczuć, bo zwłaszcza w sytuacji, kiedy
byliśmy po ślubie, nie mieliśmy powodów do tego, żeby czegokolwiek się
wstydzić. Jasne, wciąż nie przekroczyłabym pewnych granic, ale całus albo
muśnięcie dłoni, to już było zupełnie coś innego, co byłam w stanie
zaakceptować.
Zamknęłam
oczy, jak najlepiej zamierzając wykorzystać ostatnie minuty, żeby się
skoncentrować. W myślach raz za razem powtarzałam słowa pieśni, którą wraz
z Laylą miałyśmy wkrótce zacząć śpiewać. To była piękna, ale trudna
melodia, której słów nie rozumiałam (nieśmiertelni chyba faktycznie lubili
łacinę), ale jeśli wierzyć Allegrze, było tam coś o wieczności, księżycu
oraz walce światła z ciemnością. Teraz pozostawało mi się już modlić
jedynie o to, żeby przypadkiem się nie pomylić, a tym bardziej nie
zaciąć, bo tego bym sobie nie wybaczyła. Teoretycznie jako pół-wampirzyca
dysponowałam doskonałą pamięcią, ale czym innym było przechowywanie istotnych
wspomnień, a czym innym przypomnienie sobie łacińskich słów, które trzeba
było właściwie wyśpiewać, żeby wszystko poszło tak, jak powinno.
Wciąż
słyszałam ciche szmery, ale te powoli cichły. Nastrój oczekiwania był coraz
wyraźniejszy i powoli zaczynał mi ciążyć, chociaż usiłowałam ignorować
wnikliwe spojrzenia. Zabawne, bo to Isabeau powinna się stresować. Pewnie też
miała z tym problem, chociaż ja nie potrafiłam sobie tego wyobrazić; sama
byłam kłębkiem, więc co dopiero musiało dziać się z Isabeau, której to
wszystko dotyczyło? Mimo wszystko nie chciałam znaleźć się na miejscu
dziewczyny, ale pewnie inaczej patrzyłam na jej sytuację, skoro sama nigdy nie
czułam pociągu do tego, żeby zostać kapłanką. Dla Beau było to marzenie, które
snuła już od dziecka i którym najwyraźniej zaraziła Alessię,
a przynajmniej tak czułam, kiedy widziałam z jakim podziwem moja
córeczka patrzyła na swoją ciotkę. Nie miałam pojęcia, co przyniesie
przyszłość, ale gdzieś w głębi miałam nadzieję, że któregoś dnia ponownie
znajdę się w tej świątyni – a wtedy na miejscu Beau będzie właśnie
Alessia.
Dziwnie
pocieszona taką perspektywą, uniosłam powieki i pewniej spojrzałam przed
siebie. Czułam, że bardziej gotowa nie będę, a i Layla wydawała się
pewna tego, co obie miałyśmy zrobić.
Edward
musiał wyczuć, że już najwyższa pora, bo już w następnej sekundzie
powietrze zawirowało od łagodnych dźwięków pianina.
Ceremonia
rozpoczęła się.
Rufus
Rufus zawahał się.
W oddali doskonale widział świątynię, a dzięki wyostrzonym zmysłom
czuł zgromadzonych w niej nieśmiertelnych, również Laylę. Nie miał
najmniejszych wątpliwości, że dziewczyna tam była i właśnie ta wiedza
sprawiała, że dosłownie sparaliżowało go, kiedy miał już wychodzić z lasu.
Chciał przyjść na uroczystość i czuł, że powinien – i to nie tylko
z sympatii czy szacunku do Allegry i jej córki, ale przede wszystkim
dla Lay – obawiał się jednak, że nie wszyscy będą jego obecnością zachwyceni.
Westchnął
i skrzywił się. Powinien być wdzięczny Isabeau, że w ogóle
zaryzykowała i przyszła do niego, żeby mu powiedzieć o roli, jaką jej
siostra miała odegrać dzisiejszej nocy. Kiedy usłyszał pierwsze dźwięki muzyki,
tym bardziej zapragnął ruszyć się z miejsca, żeby zobaczyć dziewczynę,
kiedy zacznie śpiewać. Już sam głos miała jak anioł i prawie nie zdawał
sobie sprawy z tego, że raz po raz słowa Layli przeplatają się z dźwięcznym
sopranem Renesmee. Obie brzmiały fantastycznie, ale to dla Layli tak naprawdę
tutaj był i tego za wszelką cenę zamierzał się trzymać.
A jeśli
chodziło o Nessie… No cóż, zdecydowanie łatwiej było mu ją ignorować,
kiedy jej nie widział i nie myślał o Rosie. Nie dostrzegając
uderzającego podobieństwa, mógł skoncentrować się wyłącznie na jasnowłosej
dziewczynie, która całkiem wywróciła jego życie do góry nogami,
w momencie, w którym przekroczyła próg jego laboratorium. To
teoretycznie przemawiało za tym, żeby w końcu ruszył się z miejsca,
ale jednocześnie było rozwiązaniem, które można było określić mianem
tchórzostwa, a to zdecydowanie mu nie odpowiadało. Co więcej, Isabeau
jasno dała mu do zrozumienia, że nie przyszła do niego jedynie po to, żeby
dalej krzywdził jej siostrę. Naciskała na niego, raz po raz powtarzając, że
powinien wyznać Layli prawdę. Ha! Jakby to było takie proste. Sama wiedziała,
że to nim wstrząsnęło, ale wydawała się o to nie dbać, przynajmniej do
momentu, kiedy nie wytknął jej zachowania po śmierci brata. Może i był
okrutny, ale za to skutecznie zamknął dziewczynie usta, sprawiając, że odeszła,
urażona.
A teraz był
tutaj i wciąż nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Layla nie chciała go
widzieć, a i on nie wyobrażał sobie, że po raz kolejny jak gdyby
nigdy nic przyjdzie i namiesza jej w głowie. Jednocześnie pragnął,
żeby dziewczynie przynajmniej zdawała sobie sprawę z tego, że przyszedł –
i że widział ją, kiedy śpiewała i tańczyła. To wydawało mu się ważne,
ale mimo wszystko…
Zesztywniał,
chociaż sam nie był pewien, co takiego tak nagle go zaniepokoiło. Dopiero po
chwili doszedł go cichy szelest, gdzieś w głębi lasu, tuż za jego plecami.
Już nauczył się ufać instynktowi, dlatego błyskawicznie obejrzał się za siebie
– z tym, że nie zobaczył niczego.
Uspokojony,
spróbował się rozluźnić, ale wtedy coś znowu się poruszyło, a potem tuż
przed nim zmaterializowała się ciemna postać. Nie zdążył nawet zareagować,
kiedy pojawił się ból, a potem wszystko zniknęło.
Zanim
ostatecznie stracił przytomność i pochłonęła go ciemność, zdołał jeszcze
zobaczyć parę intensywnie zielonych oczu.
Najmocniej przepraszam, że dopiero komentuję. Postaram się następnym razem ocenić jak najszybciej. Najbardziej z całego rozdziału podobała mi się perspektywa Rufusa, kiedy obserwował Lay. Szkoda, że nadal są pokłóceni, ale myślę, że to długa nie potrwa, i cała historia zakończy się happy endem. - mam nadzieję, że wiesz o jaki happy end mi chodzi XD ... nie, nie o TEN :D
OdpowiedzUsuńJejku, moja biedna Beau, i te jej paczadła. Ciekawe dlaczego nic nie pamięta ze swojej wizji, i czy to tylko przez Elenę? Kurde, albo to chodzi o powrót Isobel. Coś z tego, chyba że wymyśliłaś coś jeszcze :D i mogę się tylko domyślać co. Rozdział - zresztą jak każdy - zaliczam do udanych.
Pozdrawiam, ciepło
Twoja Gabi ♥