30 listopada 2013

Sto dwadzieścia osiem

Layla
Layla powoli wypuściła powietrze z płuc. Czuła się pewnie i tym lepiej, że już było po wszystkim. Nie przyznawała się do tego przed Renesmee, ale nigdy nie lubiła śpiewać dla obcych. Jeśli już, wolała czasami zaszyć się gdzieś i w spokoju nucić sobie, co najwyżej ku uciechy rodzeństwa. Teraz zgodziła się wyłącznie dla Isabeau, chociaż i tak sądziła, że to jej przyrodnia siostra miała najlepszy głos z nich wszystkich. Kiedy to Beau śpiewała, świat zamierał, dlatego Layla nie próbowała nawet wyobrażać sobie, że będzie w stanie dziewczynie dorównać.
Ale kiedy zaczęły z Nessie śpiewać, coś się zmieniło. Doświadczyła tego zaledwie raz, kiedy na prośbę Allegry poprowadziła pokaz, bawiąc się ogniem i sprawiając, że płomienie strzelały w górę, rozświetlając noc i zachwycając wszystkich koło. Wtedy czuła się pewna i silna, jak zawsze wtedy, gdy miała poczucie, że płomienie są przy niej i że są jej posłuszne. Żywioł zawsze dodawał jej pewności siebie, której nie potrafiły dostarczyć jej nawet największe zapewnienia rodzeństwa; dzięki temu czuła, że nikt nie jest w stanie jej skrzywdzić, łącznie z ojcem, gdyby nagle zdecydował stanąć się na jej drodze. Potrzebowała poczucia bezpieczeństwa, które płynęło z tej świadomości, ale to wciąż wydawało się być za mało, bo nie wyobrażała sobie konfrontacji z Marco, nawet jeśli gdzieś w głębi siebie jej pragnęła. W tej kwestii od wieków była rozdarta, ale tej nocy nie zamierzała myśleć o przykrych rzeczach, zwłaszcza związanych z Marco Licavoli albo…
Na jej twarzy pojawiły się niepewny uśmiech, chociaż jednocześnie była za to na siebie zła. Nie powinna myśleć o Rufusie, zwłaszcza, że naprawdę chciała nauczyć się go ignorować. Próbowała uwolnić się od tych uczuć, żeby przestać cierpieć z powodu wampira, który miał przed nią tajemnice, ale to okazało się trudniejsze niż mogła przypuszczać. Mogła udawać i czasami szło jej to tak dobrze, że niemal sobie wierzyła, ale prawda była taka, że gdzieś w głębi wiedziała, że te uczucia do Rufusa wciąż gdzieś tam są – i że będą. Nie potrafiła określić skąd to wie, ale miała pewność, że tak jest i w żaden sposób nie potrafiła się od tej świadomości uwolnić.
Jej wzrok mimowolnie powędrował w stronę zebranych, chociaż już kilkukrotnie sprawdzała i zdawała sobie sprawę z tego, że Rufusa tam nie ma. Nie przyszedł, chociaż musiał wiedzieć ceremonii i że ona tam będzie. Znając jego, pewnie nawet wiedział, jaką rolę miała odegrać w ceremonii, ale nawet to nie przekonało go do tego, żeby się pojawił. Przez myśl przeszło jej nawet, że wampir mógł znowu coś sobie zrobić, eksperymentując – pod tym względem zachowywał się jak dziecko – ale szybko odrzuciła od siebie tę myśl, dochodząc do wniosku, że jest zbyt przerażająca. Podświadomie wiedziała zresztą, że tak naprawdę szuka usprawiedliwienia zarówno dla niego, jak i dla siebie, bo gdzieś w głębi szukała powodu, żeby jednak się pofatygować do jego kryjówki. To był zły pomysł i w końcu musiała to zaakceptować, ale to wcale nie było takie łatwe, bo między tym, co słuszne a lekkomyślne, granica była naprawdę cienka.
Skup się, skarciła się w myślach i dała się ponieść muzyce. Już nie musiały śpiewać, ale w melodii było coś porywającego, przez co nie potrafiła ustać w miejscu. To była radosna muzyka, która porywała ją do tego, żeby zacząć tańczyć, chociaż tego zdecydowanie nie było w planach. Tym bardziej speszyła się, kiedy uświadomiła sobie, że praktycznie bezwiednie zrobiła kilka tanecznych kroków i ciągnąć za sobą Renesmee, zaczęła wirować w oparach stworzonej przez iluzjonistów mgły, szybko jednak przekonała się, że w jej poczynaniach nie ma nic złego.
– Noc radości, noc pojednania. – Głos Allegry rozległ się ze wszystkich stron, zwielokrotniony przez telepatyczne zdolności kobiety. – Najwyższa pora zacząć ceremonię!
Śmiech Allegry przypominał dzwoneczki, szczery i zaraźliwy. Sama kapłanka zachowywała się tak, jakby była kilkuletnią dziewczyną, wręcz emitując entuzjazmem. Layla zaczęła się nawet zastanawiać, czy opary nie były jednak prawdziwe i nie znajdowały się w nich jakieś dziwne substancje, które wpływały na jej świadomość, ale szybko odrzuciła od siebie taką możliwość. Żadne zioła, nawet te niebezpieczne, nie byłyby w stanie wywołać aż tak przyjemnego ciepła; energia przenikała powietrze, wpływając na wszystkich zebranych i to było przyjemne.
Gdzieś we mgle nareszcie pojawiała się jasnowłosa kapłanka. Wyglądała niczym cień, na sobie mając długą do ziemi, czarną suknię, zupełnie różną od skromnego stroju Isabeau. Spokojnym krokiem przeszła po podwyższeniu, po czym zatrzymała się przy samej krawędzi, żeby spojrzeć w tłum. Jasne włosy miała jeszcze bardziej pokręcone niż zwykle, przy każdym zaś kroku podskakiwały, zupełnie jakby smagał je wiatr, którego w rzeczywistości nie było. Allegra wyglądała mistycznie, ale kiedy Layla spojrzała na mieszkańców Miasta Nocy, po ich minach poznała, że podobne wydarzenia są dla nich czymś normalnym. Może i Allegry nie było przez całe wieki, ale Tiah i jej podopieczne musiały utrzymywać równie wysoki poziom ceremonii, kiedy je odprawiały. Layla nie potrafiła sobie tego wyobrazić, ale i tak utrzymywała się w przekonaniu, że Allegra jest do tego stworzona, a i Isabeau potrafi porwać za sobą tłumy, kiedy jest to konieczne.
Jak na zawołanie, drzwi świątyni otworzyły się,  a z cienia i mroku wyłoniła się Isabeau. Poruszając się tak lekko i zwinnie, że równie dobrze mogłaby płynąć w powietrzu, dziewczyna ruszyła w stronę matki. Jej błękitne oczy błyszczały intensywnie, w każdym ruchu zaś widać było pewność siebie i dumę, która była właściwa wyłącznie Isabeau Licavoli. Layla zauważyła, że czający się gdzieś w pierwszym rzędzie Dimitr aż westchnął, na moment tracąc nad sobą kontrolę. Rozbawiony Lucas szturchnął go w ramię, rzucając mu znaczące spojrzenie, król jednak nawet na niego nie popatrzył, skoncentrowany na wybrance swojego serca. Może i Beau nie zgodziła się zostać jego żoną, ale traktował ją w taki sposób, a w jego wzroku było tak wiele miłości, że można było się poczuć niezręcznie.
– Piękna nadchodzi – odezwał się Gabriel, który ostatecznie wywalczył należne sobie miejsce u boku siostry. Jeszcze kiedy mówił, szybkim krokiem podszedł do Allegry, żeby zająć miejsce u jej boku i wraz z nią poczekać na przyrodnią siostrę. – Piękna się zbliża. Piękna, czyś godna? Podejdź bliżej i okaż swoją wartość – nakazał stanowczo, ale Beau jedynie uśmiechnęła się, dobrze znając słowa, które miała wypowiedzieć, kiedy już dołączy do matki.
Allegra już czekała, uważnie wpatrzona w córkę. W dłoniach trzymała kryształowych kielich, do połowy wypełniony winem. Napój w smaku i zapachu trochę przypominał krew, ale nie był tak idealny, jak płynąca w żyłach osoka, która zaspokajała pragnienie nieśmiertelnych. Pół-wampirzyca cofnęła się o krok, żeby zrobić Isabeau miejsce i władczym gestem wyciągnęła rękę w stronę stojącej nieopodal Mayi. Kobieta skłoniła się i bez wahania podeszła bliżej, żeby podać Allegrze ostry, lekko zakrzywiony nóż. W momencie, kiedy kapłanka uniosła go i rozcięła sobie dłoń, Layla w pełni zrozumiała sens licznych kwiatów i słodkich zapachów, które wypełniały świątynie, skutecznie skrywając zapach krwi Allegry i zapewniając jej przynajmniej względne bezpieczeństwo, jeśli chodziło o ewentualne ataki nieśmiertelnych.
Zaraz po tym podała nóż Gabrielowi, który z wprawą powtórzył jej ruchy. Layla dostrzegła w oczach Isabeau wahanie, ale dziewczyna nie zaprotestowała, chociaż bynajmniej nie była zachwycona z tego, że jej brat brał udział w ceremonii. Bała się tego, jak mocne bywały skutki wymiany krwi, zwłaszcza między rodzeństwem. Właśnie dlatego próbowała prosić o pomoc Carlisle’a, który nie byłby w stanie w ten sposób dopełnić uroczystości. Obecność krwi w żyłach Gabriela wszystko komplikowała, ale Beau musiała się z tym pogodzić, bo tylko obserwowała.
Rubinowe krople spłynęły do naczynia, mieszając się z winem i tworząc mieszankę, którą Allegra podała stojącej przed nią Isabeau.
– Krew z krwi, nasze dziedzictwo – odezwała się melodyjnym głosem Allegra. – Czy je przyjmujesz, Isabeau Allegro Licavoli? – zapytała, spoglądając wprost w błękitne niczym zamarzająca woda oczy Beau.
Dziewczyna stanowczo odrzuciła włosy do tyłu, po czym wyciągnęła rękę po nóż.
– Przyjmuję. – Szybkim ruchem przeciągnęła ostrzem po wewnętrznej stronie dłoni. – Poprzez przysięgę krwi.
Kolejne krople, tym razem nienaturalnej krwi Isabeau. W odpowiedzi na mieszankę osoki z żył Beau oraz Allegry, zawartość naczynia dosłownie się zagotowała, dokładnie jak i naczynie z wodą w laboratorium Rufusa. Tym razem w oczach kilku osób, Layla dostrzegła poruszenie, ale nikt nie odważył się przerwać ceremonii albo chociaż słowem skrytykować to, kim od czasu przemiany była Isabeau. Na tę jedną noc wszelakie różnice się zatarły, dokładnie tak, jak dążyli do tego od samego początku; Allegra darzona była wielkim szacunkiem, który automatycznie przeszedł na jej jedyną córkę, nawet jeśli nie wszyscy byli z tego zachwyceni.
Isabeau stanowczym gestem uniosła kielich, po czym zmoczyła w nim usta. Layla wzdrygnęła się, widząc, że płyn zabarwił wargi Beau na wyraźny, mocno kontrastujący z jej bladą skórą kolor świeżej krwi, ale szybko wzięła się w garść. Obserwowała, jak Isabeau oddaje naczynie matce, po czym powoli odwraca się w stronę zebranych wampirów. To Dimitr pierwszy postąpił zgodnie z tradycją i pokłoniwszy się nisko, jeszcze bardziej intensywnie spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę.
– Mamy kapłankę – powiedział cicho. Jego szept był dokładnie słyszalny w panującej, przeszywającej wręcz ciszy.
– Ku chwale bogini – dopowiedział ktoś z tłumu.
Na ustach Isabeau pojawił się cień uśmiechu, kiedy do tych głosów dołączyło kilka następnych.

To Allegra jako pierwsza zasugerowała wyjście na klif. Na dworze wciąż było ciemno, ale widoczny na niebie cienki sierp księżyca, rzucał łagodne światło, pozwalając doskonale widzieć wszystko to, co działo się dookoła. Część nieśmiertelnych – zwłaszcza wilkołaki – natychmiast się oddaliła, nie zamierzając świętować w towarzystwie wampirów i im podobnych. Layla doszła do wniosku, że Yves i jemu podobni zjawili się tylko dlatego, że Dimitr ich do tego zmusił. Nikt z zebranych zresztą specjalnie nie przejął się ich nieobecnością, bo wampiry nie były jakoś specjalnie stęsknione za obecnością swoich naturalnych wrogów.
Prawdziwe święto dopiero się zaczynało, a Layla przekonała się o tym, kiedy Dimitr stanowczo zaprosił wszystkich do Niebiańskiej Rezydencji. Isabeau zaczęła coś mruczeć i złorzeczyć, bo wampir najwyraźniej nie wspomniał jej o planach przygotowania jakiejkolwiek późniejszej uroczystości, ale widać było, że dziewczyna jedynie się z nim drażni. W rzeczywistości nic nie było w stanie popsuć jej humoru, przynajmniej nie tej nocy. Cała wręcz promieniała, śmiała się i przyjmowała gratulacje, nie pesząc się nawet wtedy, kiedy komuś zdarzało się ją przytulić. Layla natychmiast wykorzystała to jakże ludzkie podejście, żeby wpaść siostrze w ramiona i mocno jej uściskać, nie zważając na niezadowolenie Isabeau.
– Nareszcie, siostrzyczko. – Gabriel zmaterializował się przy nich, w towarzystwie Renesmee i dzieci. Cullenowie byli tuż za nimi, ale chłopak nie zamierzał na nich czekać, tylko od razu wyciągnął zza pleców bukiet białych lilii, których nie brakowało po ceremonii, która odbyła się na krótko po walkach z nowonarodzonymi. – Proszę bardzo.
– Dzięki. – Isabeau uniosła brwi, po czym zlustrowała wzrokiem bukiet. – Dwanaście. Nie chcę nic mówić, braciszku, ale…
– Ale kwiaty daje się nieparzyście – poprawił ją, wywracając oczami. – Doskonale o tym wiem – zapewnił i bezceremonialnie wyjął jedną z lilii, żeby bez słowa ostrzeżenia wpiąć ją Layli we włosy. – Nowa kapłanka zasłużyła na więcej, ale o mojej drugiej siostrze też pamiętam. Uwielbiam słuchać, kiedy śpiewasz, Lay.
Layla jedynie się zaśmiała, jednocześnie muskając palcami kwiat. Przez całą drogę do Niebiańskiej Rezydencji, śmiali się i rozbawiali, momentami przerywając, żeby posłuchać przekomarzania między Isabeau i Gabrielem. Od czasu do czasu Edward wtrącił swoje trzy grosze, kiedy dziewczynie zdarzało się go prowokować, ale to również było już czymś na porządku dziennym, więc nawet Esme nie próbowała już interweniować, żeby przywoływać ich do porządku.
Niedaleko Niebiańskiej Rezydencji, pojawiły się Lilianne i Eve, które Isabeau zabiła – i zarazem uratowała od nieuniknionego obłędu. Chwilę później spomiędzy drzew wyszyła pozostała grupa wdzięcznych Isabeau wampirów, zastępując wszystkim drogę. Layla zawahała się, zastanawiając się, czy powinni spodziewać się kłopotów, ale wyraz twarzy stojącej na przedzie Lilly rozwiał wszelakie jej wątpliwości.
– Isabeau – dziewczyna podeszła bliżej, lekko skłaniając się przed zażenowaną Beau – nie wiem, czy po tym wszystkim cię to zadowoli, ale my również uznajemy ciebie jako naszą kapłankę – oznajmiła stanowczo Lilianne.
Ktoś syknął, więc cała grupa cofnęła się o krok. Layla zesztywniała, bo nie miała ochoty na to, żeby teraz nagle doszło do protestów, przeciwko wampirom, które nie powinny istnieć. Nie tylko ludzie bali się zmian, chociaż nieprawdopodobne wydawało się, żeby jacykolwiek nieśmiertelni nie byli w stanie zaakceptować nowego gatunku. A jednak istnieli tacy, którzy obawiali się takich jak Isabeau, koncentrując się przede wszystkim na ich agresywności i nieprzewidywalności, którymi odznaczali się jeszcze podczas przemiany.
Isabeau obejrzała się gniewnie za siebie, skutecznie uciszając wszystkie szmery. Stanowczo podeszła do Lilianne, po czym – nie zważając na to, jak mogłoby zostać to odebrane – przymusiła dziewczynę do tego, żeby ta przestała jej się kłaniać. Chociaż kosztowało ją to trochę samozaparcia, zarzuciła Lilly obie ręce na szyję i musnęła wargami blady policzek dziewczyny.
– Śmierć niczego nie zmienia – szepnęła jej do ucha. – Jestem tego idealnym przykładem, więc i wy przestańcie się kryć.
Lilianne zamrugała pośpiesznie, równie zdezorientowana, co i towarzyszący jej nieśmiertelni. Nie odpowiedziała, nawet wtedy, kiedy Isabeau odsunęła się od niej i jak gdyby nigdy nic, poprowadziła cały pochód dalej przed siebie.
Dopiero w momencie, kiedy kapłanka zaczęła się oddalać, Lilianne zareagowała:
– Poczekaj! – zawołała. Isabeau obejrzała się przez ramię. – Pewien wilkołak prosił, żebym przekazała ci gratulacje – oznajmiła, spoglądając znacząco na Isabeau.
– Ach… – Isabeau uśmiechnęła się pod nosem. – Powiedz Arielowi, że czas wszystko zmienia – odparła tajemniczo, niczego nie zamierzając wyjaśniać.
Lilianne skinęła głową i zaczęła się wycofywać. Isabeau nie zaprosiła ich do Niebiańskiej Rezydencji, a Layla wiedziała, że to dlatego, że żadne z nich nie odważyłoby się przyjść. Nie wszyscy byli tacy pewni jak Kristin, która jak zwykle trzymała się blisko Theo, wszem i wobec udowadniając, że ma opinie na swój temat w głębokim poważaniu. Ta dziewczyna sobie radziła, ale w przypadku Lilianne i jej podobnym to wcale nie było takie łatwe, tym bardziej, że ci nie mieli nikogo, kto by na nich czekał. Isabeau się udało i to ją uratowało, Layla jednak wiedziała, że część dzieciaków, które już przeszły przemianę albo były w jej trakcie, nie miało co liczyć na normalność.
Wraz z Gabrielem i pozostałymi, szybko zrównali się z Isabeau, spoglądając na nią pytająco, ta jednak nie podjęła tematu syna Yves’a. Po prostu szła przed siebie, marszcząc brwi i wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
– Ciekawi mnie… – odezwała się ni stąd, ni z owąd. – Zresztą nieważne. Mogłam wiedzieć, że nie ma co na niego liczyć – westchnęła zrezygnowana.
– Liczyć na kogo? – Laylę momentalnie naszła jednoznaczna myśl, która nie dawała jej spokoju. – Isabeau, czy…?
– Zaprosiłam Rufusa, tak? – Siostra rzuciła jej nieprzeniknione spojrzenie. – Mam tego dość, a liczyłam na to, że może w końcu sobie pogadacie. Miałam nawet nadzieję, że przyjdzie, bo nawet widziałam go, kiedy czekałam przed świątynią, ale później się nie pojawił. Teraz sobie myślę, że może powinnaś o tym wiedzieć.
Layla zacisnęła usta, lekko oszołomiona. Nie potrafiła być zła na Isabeau, chociaż może powinna, skoro siostra za jej plecami próbowała rozwiązywać za nią problemy. Tak czy inaczej, sama myśl o tym, że Rufus jednak przyszedł, a może nawet słyszał jej śpiew, była… Cóż, Layla sama nie potrafiła określić, co w tamtym momencie poczuła, ale to było całkiem przyjemne, takie nowe. Nie miała pojęcia, jak zareagowałaby na widok wampira i czy w ogóle miała ochotę się z nim spotkać, ale teraz tym bardziej nie mogła przestać o tym myśleć. Rufus nie był typem tchórza, a skoro już pojawił się w okolicy świątyni, jakoś niepodobne do niego było to, żeby ostatecznie nie zdecydował się przełamać i wziąć udziału w uroczystości. To, że nie chciała z nim rozmawiać, jakoś do tej pory nie przeszkadzało mu w normalnym funkcjonowaniu, dlatego tym bardziej nie rozumiała, co takiego powinna myśleć o jego nieobecności.
Tym większą zagadką był dla niej dziwny niepokój, który nagle odczuła i który całkiem ją zdekoncentrował. Prawie bezwiednie przeszła kilka kroków i dopiero kiedy Gabriel położył jej dłoń na ramieniu, uświadomiła sobie, że praktycznie bezwiednie oddaliła się od grupy, zmieniając kierunek biegu.
– Dokąd idziesz? – zapytał ją cicho, chociaż odpowiedź wydawała się oczywista. Jej brat wiedział i pojęła to w momencie, kiedy spojrzała w jego zatroskane, czarne oczy.
– Do laboratorium – powiedziała wprost. Dziwne, ale te słowa zabrzmiały jak najbardziej odpowiednio, zupełnie jakby ostatnie ciche dni nie miały miejsca. – Gabrielu, ja…
– Tak, wiem. – Chłopak westchnął i pokręcił głową. – Lay, jesteś pewna? On już zbyt wiele razy cię skrzywdził – przypomniał jej cicho, ale w jego głosie nie było nawet cienia złości. Wyglądało na to, że Gabriel już poddał się, jeśli chodziło o jej relacje z Rufusem.
Layla wzruszyła ramionami, nie mając pojęcia, co powinna mu odpowiedzieć. Nie była pewna niczego, ale miała dość tego, co działo się między nimi w ostatnim czasie. Musiała coś zdecydować, a słowa Isabeau były bodźcem do działania, którego podświadomie wyczekiwała już od kilku ostatnich dni.
Gabriel uważnie zlustrował wzrokiem jej twarz i ponownie westchnął. W jego ciemnych oczach dostrzegła coś, czego nie potrafiła zinterpretować, ale wiedziała, że jej brat właśnie podjął jakąś trudną dla niego decyzje.
– Jak chcesz – zgodził się niechętnie. – Ale idę z tobą – zadeklarował się natychmiast, po czym zostawił ją, żeby pożegnać się z Renesmee. Nie miała nawet okazji na protesty, dlatego nie pozostało jej nic innego, jak się z nim zgodzić.
Droga do laboratorium minęła im w ciszy. Layla koncentrowała się na biegu, w duchu dziękując Gabrielowi za to, że zachowywał się tak, jakby go nie było. Kiedy chciał, potrafił być idealnym towarzyszem podróży, cichym i niewymagającym, dokładnie tak, jak potrzebowała. A co więcej, znał ją lepiej niż ktokolwiek inny, a to pozwalało mu dosłownie „czytać” w jej myślach i to bez wykorzystywania telepatii.
Praktycznie nie zapamiętała tego, jak dostała się do ciemnego zaułka, gdzie mieściło się wejście do laboratorium Rufusa. W duchu układała sobie to, co zamierzała mu powiedzieć, żeby jakoś usprawiedliwić nagłe pojawienie się, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Wiedziała jedynie, że nie może pozwolić sobie na to, żeby jak gdyby nigdy nic wziąć na siebie całą winę. Miała powody, żeby się na niego zdenerwować, a on powinien być wdzięczny, że w ogóle się pojawiła. Co więcej, powinien był może nawet wykorzystać tę szansę, żeby w końcu wszystko między nimi wyjaśnić, ale Layla obawiała się, że w tym momencie liczy na zbyt wiele i kolejny raz boleśnie się rozczaruje.
Wciąż pełna niepokoju i złych przeczuć, zbiegła po schodach, instynktownie przeskakując nad uszkodzonym stopniem. Doskonale wiedziała, gdzie teraz znajduje się włącznik światła, więc wyciągnęła rękę, żeby go poszukać, ale jeszcze w trakcie poszukiwań naszła ją myśl, że to i tak nie ma sensu.
Jeszcze za nim światło rozbłysło, a ona miała okazję, żeby się rozejrzeć, dotarło do niej, że rozczaruje się bardziej niż mogłaby się spodziewać.

1 komentarz:

  1. Czy tylko mi nie pasuje recytujący wiersze Gabriel? XD to zdecydowanie zajęcie dla Lucasa. Ale Gabriel jest uparty i nic tego nie zmieni ;D Trochę biedna Layla, bo tak bardzo liczyła na pojawienie się Rufusa, a tutaj rozczarowanie. Mam nadzieję, że w laboratorium nie znajdzie niczego strasznego. Taki błąd na samym końcu "Dotarło do niej' powinno być niej, a nie mnie =) poza tym rozdział był genialny i czekam na więceju ;D

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa