Renesmee
♪ Poets of the Fall – „Beautiful ones”
Światło lampy zatańczyło na
srebrzystym nożu od którego nie mogłam oderwać wzroku. Gabriel bawił się
narzędziem z taką wprawą i szybkością, że wkrótce zamieniło się ono w srebrzystą
smugę, wirującą coraz szybciej i szybciej... Zaczynało mi się od tego
kręcić w głowie, chociaż równie dobre mogło być to spowodowane samym
wspomnieniem picia jego krwi.
– P-po co
ci ten nóż? – zapytałam drżącym głosem, zerkając to na ostrze, to na odsłoniętą
szyję ukochanego. – Gabrielu...
– Zaproponowałem,
żebyś się ze mnie napiła – powiedział spokojnie. – Oczywiście, twoi bliscy
przyjęli to w dość... nieprzychylny sposób, ale dobrze wiedzą, że to
pomoże ci bardziej. Może i nie przypominam sarny, ale do człowieka też mi
daleko, więc z moralnego punktu widzenia...
– Och, stul
dziób, braciszku – przerwała mu Isabeau. – Prawda jest taka, że więcej czasu
tracicie na takie brednie, jedynie dlatego, że szanowna rodzinka jest obecna.
Gdybyście wyszli, już dawno by go ukąsiła – stwierdziła, a ja zapragnęłam
cisnąć w nią czymś ciężkim, bo momentalnie poczułam na sobie spojrzenia
Cullenów.
Powoli
odwróciłam się w stronę dziadka, dziękując w duchu za to, że
straciłam zbyt dużo krwi na to, żeby się zarumienić. Chciałam dowiedzieć się,
co on o tym myśli, bo przecież zawsze mogliśmy z Gabrielem wyjść albo
wymyślić coś innego, jeśli mieli z pomysłem mojego ukochanego jakiś
problem.
– Gabriel
uważa, że to ci pomoże – zwrócił się do mnie łagodnie, mówiąc tak, jakbym stała
przed perspektywą czegoś, czego nigdy nie robiłam. A może i tak
myślał? Nagle uświadomiłam sobie, że jego niepokój mógł brać się raczej z tego,
czy nie wystraszę się koniecznością zranienia Gabriela. – Jeśli nie chcesz, nie
musisz...
– Przecież
wiesz, że dla nich i sobie otworzyłabym żył, gdyby tego ode mnie pragnęły –
zapewniłam pośpiesznie. – Ja tylko wciąż nie rozumiem, po co ten nóż. Przecież
mogę cię ukąsić – zwróciłam się do ukochanego i znów poczułam się
niezręcznie, bo mówiłam jak ktoś bardzo obeznany w podobnych ekscesach.
Gabriel
wymienił z Isabeau znaczące spojrzenia; siostra spojrzała na niego ostro,
chyba zabraniając mu się z czegoś wycofać. Czarne tęczówki ponownie
odnalazły moje, a potem Gabriel w końcu zdecydował się mi
odpowiedzieć:
– Bo nie
będziesz piła z szyi – odpowiedział spokojnie, w końcu przerywając
zabawę nożem. Ostrze znieruchomiało, mierząc wprost w jego pierś. – To
druga część pomysłu o której już nie wspomniałem – oznajmił, ku ogólnemu
niezadowoleniu pozostałych, zwłaszcza Edwarda.
Zignorował
ich, a potem bardzo ostrożnie się podniósł, cały czas spoglądając mi prosto
w oczy. Wiedziałam, że ranna ręka coraz bardziej mu przeszkadzała i go
irytowała, powstrzymał jednak wszelakie emocje, skupiając się na tym, co
zamierzał zrobić – na... rozpinaniu guzików białej koszuli, którą miał na
sobie.
Serce
zabiło mi zdecydowanie szybciej i tym razem jakimś cudem jednak się
zarumieniłam. Co on, do cholery, wyprawiał?! Przecież wiedział, jak reaguję na
jego ciało, kiedy jesteśmy sami – efektem tego był chociażby mój zaokrąglony
ciążą brzuch – i naprawdę nie musiał doprowadzać do tego, żeby wszyscy się
o tym przekonali.
– Co ty...?
– zaczęłam, jako pierwsza będąc w stanie wykrztusić z siebie chociaż
słowo, pozostali bowiem zamarli, myśląc prawdopodobnie, że chłopak postradał
zmysły; sama też zaczynałam mieć wątpliwości.
– Wymieniłem
się z tobą krwią i to połączyło nas w sposób, który ciężko
opisać. To silna więź, ale nie tak silna jak ta, którą stworzymy teraz,
jeśli... jeśli mi na to pozwolisz – oznajmił cicho. – Isabeau omal mnie nie
zabiła, kiedy jej oznajmiłem, że nie potrafię cię odnaleźć, bo jeszcze się do
tego nie posunąłem. A więc drugi raz nie zamierzam tego błędu popełnić – oświadczył.
Gapiłam się
na niego okrągłymi ze zdumienia oczami, nic z jego wypowiedzi nie
rozumiejąc. Nie ja jedna zresztą i ta świadomość była w jakimś stopniu
pocieszająca. A jednak i tak czułam się przy Gabrielu głupia i niedoświadczona.
Isabeau
westchnęła.
– Gabriel
nie tylko chce dać ci krew, ale i energię. Robiłaś coś podobnego, kiedy
karmiłaś go w lesie, ale to nie to samo, co to, co zaraz zrobicie – wyjaśniła
i poczułam, że jest bardzo obeznana w tym temacie. Isabeau w tym
momencie brzmiała jak ktoś bardzo doświadczony i ważny, niemal jak jakiś
przywódca albo ktoś w tym rodzaju. – Moc ma swoje główne źródło w najważniejszym
miejscu – koło serca. Nic nie łączy dwóch dusz ze sobą tak mocno, jak picie
właśnie z tego punktu – dodała spokojnie. – To już nawet taki rytuał.
Partner robi niewielkie nacięcie, jakieś pięć centymetrów nad sercem, po czym
karmi swoją partnerkę... – ciągnęła, kreśląc palcem linię na swojej piersi.
Nagle urwała i spojrzała na mnie, lekko przekrzywiając głowę. – Hej,
zawsze byłaś taka blada? – zapytała ze słodkim uśmiechem.
Pokręciłam
głową, czekając aż ktoś wybuchnie śmiechem i powie, że znalazłam się w ukrytej
kamerze czy czymś podobnym. Co oni znów wymyślili?! Gabriel ucierpiał równie
mocno, co ja, jeszcze się nie zregenerował i sam potrzebował krwi oraz
energii, a jednak wyrywał się dzielić się tym ze mną? Przecież nie mogli
być aż do tego stopnia szaleni, prawda?
– Gabrielu,
nie ma mowy! – naskoczyłam na ukochanego, jeszcze zanim jego siostra zdążyła
cokolwiek powiedzieć. – Czyś ty oszalał? To nie ja omal nie umarłam z braku
krwi i wyczerpania zużyciem zbyt wielkiej ilości mocy! Gdyby chodziło o samą
krew, jeszcze bym się zgodziła, ale na trochę, dla dobra dzieci. Ale ja nie
zamierzam być tą, która cię zabije! – ucięłam, starając się uspokoić, żeby nie
denerwować bliźniąt. Carlisle już i tak dla pewności mnie podtrzymywał,
próbując przemówić mi do rozsądku i chyba zaczynając się zastanawiać, czy
nie przerwać tego wszystkiego i nie wygonić mnie do łóżka. – Nie ma mowy –
powtórzyłam wyczerpanym głosem.
Na Gabrielu
mój wybuch nie zrobił żadnego wrażenia. Może trochę zmartwiło go, że znów się
denerwuję, ale poza tym z pewnością nie wziął sobie moich słów do serca.
Nie usiadł nawet, nie zapiął też koszuli, więc chcąc nie chcąc błądziłam
wzrokiem po jego idealnej klatce piersiowej, jak zwykle marząc o tym, żeby
poczuć jego gładką skórę pod palcami.
– Mi
amore, możesz mi wierzyć, że czuję się świetnie. Mam już wprawę w szybkim
dochodzeniu do siebie – zapewnił. Jedynie prychnęłam, dając mu do zrozumienia,
że nie zmieniłam zdania. – Kocham cię. Ranisz mnie, odmawiając przyjęcia
największego daru, jaki mogę ci ofiarować – stwierdził, postanawiając zagrać
nieczysto i doprowadzić, żebym poczuła wyrzuty sumienia.
– Twoja
śmierć ma być największym darem, jaki otrzymam? – zapytałam sceptycznie.
Wzniósł oczy ku niebu. – Dziękuję, chyba obejdę się bez podarków. Dziadku... – zaczęłam,
zamierzając zwrócić się do Carlisle'a i poprosić go o jakiś środek
przeciwbólowy, zanim wróciłabym do łóżka, ale wtedy wszystko potoczyło się
błyskawicznie.
Ostrze
zabłysło; jedno płytkie cięcie wystarczyło, żeby na gładkiej, alabastrowej
skórze Gabriela pojawiła się czerwona kreska. Na linii rozcięcia momentalnie
zebrała się krew, która zaczęła powoli sączyć się z rany.
Edward i Esme
zamarli, i jak na zawołanie rzucili się do wyjścia. Usłyszałam dźwięk
zamykanych frontowych drzwi, ale prawie to do mnie nie docierało.
Ja wpatrywałam
się w krew.
Słodką,
znajomą krew, której zapach momentalnie przyprawił mnie o zawroty głowy. W moim
gardle zapłonął ogień, nogi zaś odmówiły mi posłuszeństwa; zamarłam niczym
sparaliżowana, całkowicie oszołomiona tym, co widziałam.
– Ja... – zaczęłam
słabym głosem. – Ja chcę...
Gabriel
uśmiechnął się zachęcająco.
– Tak, moja
śliczna? – zapytał aksamitnym, hipnotyzującym głosem, który owinął się wokół
mnie, jeszcze bardziej wytrącając z równowagi. – Czego chcesz?
Pamiętałam,
jak pierwszy raz z niego piłam – wtedy czułam się równie zdezorientowana i pragnęłam
uciec, gdzie pieprz rośnie, a jednocześnie byłam ciekawa tego, jak to
będzie. Wpatrywałam się w ranę na jego piersi jak oczarowana, czując, jak
moja zdolność opierania się spada do zera.
Gardło mnie
palił, zaś zapach krwi i głos Gabriela pociągały pod każdym względem,
odbierając wolną wolę i nie pozwalając mi sprzeciwiać się swoim
pragnieniom. Czas na moment stanął, wszystko inne zaś zniknęło – byliśmy
jedynie ja, on i ta niesamowita chwila oczekiwania.
Nie byłam
pewna, w którym momencie wyrwałam się Carlisle'owi, pokonując dzielącą
mnie od Gabriela odległość. Nagle po prostu poczułam pod palcami ciepłe ciało
ukochanego, a chwilę później zmusiłam go do tego, żeby usiadł. Posadził
mnie sobie na kolanach, mocno obejmując ramionami i szeptem jeszcze
zachęcając do tego, żebym zrobiła cokolwiek pragnę.
– Tak,
kochanie, tak... – Jego dłonie miarowo przesuwały się po moich plecach,
głaskały końcówki włosów... Doskonale wiedział, że uwielbiam takie pieszczoty i z premedytacją
to wykorzystywał. – Pozwól mi sobie pomóc. Oddaję się tobie w pełni, mój
ty aniele – wymruczał, muskając ustami płatek mojego ucha.
Dłużej już
nie wytrzymałam i – bardzo ostrożnie, chociaż wszystko we mnie wyrywało
się do tego, by momentalnie dobrać się do jego krwi – przysunęłam usta do rany
na jego piersi. Wciąż lekko oszołomiona i niepewna (nie mogłam zapomnieć o tym,
że Carlisle i Isabeau nie wyszli, niestety), zlizałam spływającą krew.
Moim ciałem wstrząsną dreszcz, kiedy osoka spowodowała istną eksplozję w moich
ustach – coś po stokroć lepszego od tego, co do tej pory piłam. To była jego
krew, ale nie smakowała tak, jak wcześniej, kiedy karmiliśmy siebie nawzajem.
Nagle po
prostu dałam porwać się chwili i zaczęłam pić. W kontakcie z moją
śliną rana zaczęła krwawić jeszcze bardziej obficie, więc nie było to znów
takie trudne. Usłyszałam jęk Gabriela, ale nie było w nim bólu, którym
mogłabym się martwić – jedynie przyjemność; dzika rozkosz dzielenia się z kimś,
kogo się kocha swoim życiem. W każdej kropli tej niezwykłej krwi czułam
moc, która go wypełniała i rozumiałam już, dlaczego tak ciężko było mu się
powstrzymać, kiedy pragnienie spowodowane niedoborem energii zaczynało go
przytłaczać – nie dało się po prostu spokojnie siedzieć, kiedy czyjś silniejszy
umysł znajdował się obok.
Krew i moc
rozchodziły się po moim ciele przyjemnymi falami ciepła, rozgrzewając mnie i dodając
siły. Gabriel mocno przytulał mnie do siebie, głaskając po włosach i szepcąc
coś czułym głosem; wychwalał moją urodę, i zdolności, powtarzał jak bardzo
kocha mnie oraz bliźnięta... Czułam jego radość, która mieszała się z moją
własna. Dzieliliśmy się uczuciami, powoli zatracając się w euforii i zamykając
się w naszej prywatnej bańce szczęścia, której nikt nie mógł zniszczyć ani
sforsować. W tamtym momencie nic złego nie mogło się stać – byłam tego
absolutnie pewna.
Poczułam,
że mam dość, przynajmniej jeśli chodzi o moc. Złocista energia krążyła po
moim ciele, sprawiając, że czułam się wręcz tak, jakbym się przejadła – nadmiary
zdawały się ciążyć, powodując dyskomfort, dlatego postanowiłam przerwać.
Odsunęłam się od rozcięcia nad jego sercem, raz jeszcze przejeżdżając po ranie
językiem. Był to impuls, czułam się bowiem na tyle silna, by wykorzystać
zdolności, żeby zatrzymać krwawienie.
Gabriel
spojrzał na mnie zafascynowany. Byliśmy tak blisko siebie, że nasze aury
przenikały się wzajemnie – moja własna, barwy bursztynu, zdawała się połyskiwać
złotem, zdradzając jak silnie w tym momencie się czułam. Ukochany nie mógł
przywyknąć do tego, że rozwinęłam zdolności, nagle ucząc się kontrolować coś,
co było poza moim zasięgiem przez tak długi okres czasu. Ale teraz już
rozumiałam z czym mam do czynienia i sama dziwiłam się sobie, jak
mogłam nie być w stanie poradzić sobie z tym wcześniej.
Nasze
spojrzenia się spotkały, a ja poczułam, że się rumienię. Wciąż byłam
głodna, ale było to już zwyczajne pragnienie krwi – więcej energii już nie
potrzebowałam. Palenie w gardle zaczynało mnie rozpraszać, co mnie
irytowało, bo nie chciałam myśleć o krwi, skoro w końcu po tylu
dniach byłam tak blisko niego.
Uśmiechnął
się, zdradzając, że przez cały czas siedzi w mojej głowie.
– Ne krępuj
się, aniele – powiedział miękko. – Pij, jeśli tego potrzebujesz.
Większej
zachęty nie potrzebowałam. Wyprężyłam się, prostując w jego ramionach,
żeby dosięgnąć jego szyi. Czule musnęłam wargami cienką skórę jego szyi, po
czym w końcu ugryzłam, dostając się do krwi. Tym razem nie było w niej
nic nadzwyczajnego, ale i tak czułam się fantastycznie, łapczywie spijając
coś, czego potrzebowałam zarówno ja, jak i nasze dzieci.
Nie byłam
już tak bardzo głodna, żeby tracić nad sobą kontrolę, dlatego wychwyciłam
połączenie, które pojawiło się pomiędzy umysłem moim i Gabriela. Czułam
jego obecność, jego emocje i wiedziałam, że gdybym zechciała, mogłabym
dowiedzieć się o czym myśli albo zagłębić w jego pamięć, w jego
duszę, poznając niedostępne mi dotąd wspomnienia. Oczywiście, działało to
również w drugą stronę – i właśnie to zdecydowałam się wykorzystać.
Odsunęłam
się od jego szyi, uprzednio zamykając ranę, po czym usiadłam prosto, żeby
spojrzeć mu w oczy. Obie dłonie położyłam na jego ciepłych policzkach,
uśmiechając się łagodnie; jego emocje się zmieniły – teraz był przede wszystkim
zaintrygowany i ledwo powstrzymywał chęć, żeby wykorzystać moc do
dowiedzenia się, co kombinuję. Na szczęście powstrzymał się, decydując się
pozwolić mi zadecydować, czy chcę zdradzić mu ten sekret.
Gabrielu...,
pomyślałam, zwracając na siebie jego uwagę. Mój mentalny głos był silny i pewny,
co znów wywołało wybuch radości z jego strony, bo miał świadomość, że jego
krew i energia mi pomogły. Kochanie moje, ciągnęłam,
postanawiając nazwać go równie czule, co on zawsze mnie. Chcę
ci coś pokazać, oznajmiłam, a potem już dłużej się nie zastanawiałam.
Zamknęłam
oczy i uwolniłam wspomnienia, pozwalając, żeby wypełniły nas oboje. Kiedy
to ja pierwszy raz pozwoliłam mu karmić się swoją energią, a nasze umysły
się połączyły, przeżyłam coś wspaniałego, mogąc spojrzeć na pewne rzeczy i wydarzenia
jego oczami. Nie pokazał mi tego świadomie – wtedy wciąż bronił się przed
łączącym nas uczuciem – ja jednak zamierzałam otworzyć się przed nim jak
najbardziej świadomie i chętnie.
Gabriel
jęknął, zszokowany.
Uśmiechnęłam
się.
Gabriel
To było... coś, czego z pewnością
się nie spodziewał. Wiele czynników składało się na to, jak niezwykle Gabriel
czuł się w tym momencie. Zaczynając oczywiście od tego, że trzymał w ramionach
swojego anioła – całego i zdrowego – teraz dodatkowo emitującego łagodną
złocistą poświatą. Wyglądała fantastycznie z rozrzuconymi włosami,
opadającymi falami na jej ramiona i plecy, ciepła i miękka, w koszuli
nocnej, która podkreślała każdy atut jej figury – nawet zaokrąglony brzuch
dodawał jej uroku; była po prostu piękna.
Kiedy
posłyszał w głowie jej głos – silny i zaskakujący pewny, co go
zaskoczyło, by zwykle Nessie kojarzyła mu się z kruchą i eteryczną
istotą, którą łatwo skrzywdzić – przeszedł go dreszcz rozkoszy. Ciekawość
zżerała go od środka, ale nie posunął się do tego, żeby poznać jej myśli inne
niż te, którymi chciała się z nim podzielić. Intymność tej chwili wręcz go
porażała i zaczął dziękować w duchu Isabeau, która ulotniła się,
kiedy tylko stało się jasne, że wszystko jest w porządku; w przypadku
Carlisle'a nie było w tym nic dziwnego, ale siostra Gabriela lubiła być
złośliwa, dlatego był jej wdzięczny, że niczego nie utrudniała.
Przestał
się nad tym zastanawiać, kiedy stało się coś, czego zupełnie się nie
spodziewał. W jego głowie pojawiły się obrazy, które dopiero po chwili
zinterpretował – jej wspomnienia.
Zamarł.
Ten
pierwszy moment, w którym go ujrzała. Męczyła się wtedy jednym z tych
koszmarów, które ją dręczyły – szła bez celu bez las, potykając się i nie
wiedząc, gdzie powinna iść. A potem wyszła spomiędzy drzew na polanę,
którą dla niej stworzył – i go zobaczyła, zaledwie przez ułamek sekundy,
ale to wystarczyło, by poczuła coś niezwykłego i niezrozumiałego.
A potem
wpadła na niego w lesie, uciekając przed telepatami. Zobaczył siebie jej
oczami – mroczny anioł, tak zawsze go sobie opisywała. Niebezpieczny, ale ona
nie potrafiła go za to znienawidzić, pociągał ją pod każdym względem i to
wcale nie równało się z tym, że jako w połowie wampir miał w sobie
naturalny wabik na ewentualne ofiary. Ją pociągała jego dusza – to, jaki naprawdę
był.
Scena się
zmieniła. Teraz wspominała ten moment, kiedy uratował ją po ataku telepatycznym
i pierwszy raz skosztowała jego krwi. Czuła się tak bardzo bezpieczna, a potem
ufnie zasypiała, mocno wtulona w jego tors...
Ten moment,
kiedy pierwszy raz ją pocałował. I ten, kiedy wyznał jej miłość – jej
emocje oraz wspomnienia stały dla niego otworem. Nagle zrozumiał, że kochała go
nade wszystko i wręcz warunkowała to, że żyje z jego istnieniem. Był
dla niej właśnie aniołem – upadłym, który jednak ją pokochał i którego
pragnęła zmienić, ucząc go tego, czym jest miłość. Sama uczyła się wraz z nim.
Tak bardzo
niewinna... Czasami wciąż wydawało mu się, że popełnia okropną zbrodnię,
zdradzając jej okrucieństwa tego świata; pozwalając, by poznała czym jest przemoc
i śmierć. Chciał ją przed tym chronić, ale przecież tak się nie dało;
nieświadomość była niczym wyrok.
Ale była na
to wszystko gotowa, widział to z każdym kolejnym wspomnieniem. Skrzywił
się, kiedy wspomniała o tym, jak przebudziła się z temperaturą po tym,
jak uratował ją na Alasce albo niedługo po ataku Jane. Czuła się bezpieczna za
każdym razem, kiedy zastawała go u swojego boku – wtedy po prostu
wiedziała, że nic złego więcej ją nie spotka, wtedy mogła odpoczywać...
Ten moment
na balkonie, kiedy przyrównał ją do brzasku. I ten, kiedy pierwszy raz
zdecydowali się na coś poważniejszego – moment, w którym połączyli się w jeden
organizm, podczas tych wspaniałych, wspólnie spędzonych nocy. Efekt tego czuł
pod palcami zdrowej dłoni, którą trzymał na jej zaokrąglonym brzuchu.
Wiedziała,
że pomyślał o dzieciach – tor jej wspomnień również się zmienił, teraz
skupiając się na czymś zdecydowanie bardziej aktualnym. Wspominała moment,
kiedy zorientowała się, że jest w ciąży. Bała się, że ją odrzuci albo
zażąda, żeby pozbyła się dzieci z obawy przed tym, że historia jego
rodziców powtórzy się. Teraz się tego wstydziła, ale przecież miała prawo
zwątpić, zwłaszcza po tym, jak wiele emocji okazał opowiadając jej historię
swojego życia. Poza tym jej własny ojciec nie zachowywał się wcale wzorowo,
kiedy jeszcze była płodem.
Ale potem
przykląkł przy niej, układając policzek na jej brzuchu. Spodobało jej się to.
Uśmiechnął się jedynie, po czym delikatnie wyswobodził twarz z jej dłoni i ponowił
ten gest – ucałował jej brzuch, a potem przyłożył do niego policzek,
jeszcze wyraźniej słysząc dwa bijące serduszka rozwijających się pod warstwą
skóry istotek.
Teraz już
płakała ze szczęścia, co całkiem go rozczuliło. Wyprostował się, po czym
jeszcze mocniej przyciągnął ją do siebie, nie zwracając uwagi na ból w złamanej
ręce, którą zmusił do wysiłku, byleby tylko mieć Renesmee tak blisko, jak tylko
będzie to możliwe. Dla niej byłby gotów poświęcić wszystko, łącznie z życiem,
więc odrobina bólu nie zaszkodzi.
Wiedział,
że ona czuje jego ból i to ją martwi, ale nie pozwolił jej długo się nad
tym rozwodzić. Tym razem sam ujął jej twarz w dłonie, a potem
sprawił, że zapomniała o wszystkim, składając na jej ustach długi,
namiętny pocałunek, wyrażający całą tęsknotę, którą czuł od momentu, w którym
mu ją odebrano. Tak bardzo cieszył się, że znów ją ma przy sobie i że
dotrzymał obietnicy...
W tym
momencie słowa nie były potrzebne – wystarczyły gesty, uczucia i to, jak
siebie dotykali. Każda pieszczota jednoznacznie wyrażała miłość i wzajemne
pragnienia, żeby ta chwila trwała tak długo, jak to tylko możliwe.
Spojrzał
jej w oczy, niemal błagalnie. Czekoladowe tęczówki popatrzyły na niego w nieco
zdezorientowany sposób. Pokaż mi więcej, poprosił, gotów
niemal błagać, byleby poznać więcej jej myśli.
Ale tym
razem nie musiał błagać – ona po prostu to zrobiła.
Heloł, cześć, czołem. Ja tu jestem, pamiętam, tylko czytałam słodkie rzeczy, więc byłam zajęta:D pięknie no, pięknie, jest więź, jest fajnie. Już będzie dobrze. Uwielbiam Beau za to niewinne wyzywanie Cullenow od bakłażanów xd
OdpowiedzUsuń