Renesmee
Gabriel był najbardziej
upartą, irytującą istotą, jaką znałam. Wiedziałam, że jest zmęczony, że ledwo
panuje nad tym, by nie okazywać przede mną słabości, a jednak uparł się,
żeby donieść mnie do samego domu, chociaż równało się to niemal godzinie biegu z obciążeniem
i naruszaniem złamanej ręki. Ale przecież co ja tam wiedziałam?
Masochista? A skąd, po prostu dżentelmen, jak odpowiadał na moje zaczepne
uwagi, kiedy wytracał na prędkości, kiedy opadał z sił. Carlisle już dawno
się poddał, jeśli chodziło o proponowanie mu pomocy, a i ja
ostatecznie doszłam do wniosku, że bardziej sensowne byłoby rozmawiać z najbliższym
drzewem na temat tego, czy mogłoby się przesunąć.
– Och, ty
nic nie rozumiesz – westchnął, jakieś pięć kilometrów od domu, rozdrażniony
moimi myślami. – Nie wiesz jak się czuję, mogąc cię w końcu dotykać. Mam
wrażenie, że rozpłyniesz się, kiedy tylko cię puszczę – wyznał, nie zważając na
obecność pozostałych Cullenów.
Na moment
zamarłam, zaskoczona, bo Gabriel Licavoli bardzo rzadko przyznawał się do
słabości, a tym bardziej do tego, że coś wywołuje u niego lęk.
Poczułam się naprawdę rozczulona, kiedy to usłyszałam, bo sama czułam się
podobnie i wciąż nie docierało do mnie to, że naprawdę jest już po
wszystkim i jestem bezpieczna. Podobnie zresztą jak nie mogłam się na
razie zmusić do tego, żeby zmierzyć się z tym, co stało się w banku
krwi – z tym, że zabiłam i że ktoś poświęcił za mnie swoje życie.
Sebastien
nie żył. Zdradził mnie, ale potem wszystko naprawił, podejmując najbardziej
nieoczekiwaną decyzję, którą przypłacił życiem. Nie mogłam mu mieć już nic za
złe.
I Alba. Nie
było możliwości, żeby przeżyła walkę z Margaret, a potem zawalenie
się budynku. To było najdziwniejsze i najsmutniejsze jednocześnie. Od
początku nie wiedziałam, skąd kotka się wzięła i dlaczego tak bardzo
przywiązała się do mnie; może Gabriel miał rację, może była moją opiekunką – nie
wiedziałam, ale miałam pojęcie, że będzie mi jej bardzo brakowało.
Myślenie o przygnębiających
sprawach nie było dobrym pomysłem, kiedy bowiem wspomniałam Margaret,
momentalnie też pomyślałam o Cain'ie. Zabiłam, uświadomiłam sobie
nagle i zanim zdążyłam nad sobą zapanować, po prostu rozszlochałam się,
doprowadzając do tego, że zdezorientowany moją reakcją Gabriel omal nie zderzył
się z najbliższym drzewem.
Z trudem wyminął
i przyśpieszył, w końcu wybiegając na polankę przed domem. Kilka
sekund później już kładł mnie na wygodniej leżance w gabinecie Carlisle'a.
Mogłam się spodziewać, że nie od razu będę mogła wypocząć w pokoju – Gabriel
wyglądał marnie, podejrzewałam więc, że i ja przypominam siódme
nieszczęście, poza tym sama chciałam, żeby dziadek sprawdził, czy z bliźniętami
wszystko jest w porządku.
– Płaczesz.
Dlaczego? – zapytał mnie zatroskany Gabriel, kciukiem ocierając mi łzy z policzków.
– Coś cię boli? Zaraz wszystko będzie dobrze – obiecał mi, głaskając mnie po
włosach.
– Żartujesz
sobie? – zapytałam, kręcąc z niedowierzaniem głowa. – Gabrielu, to ty
bardziej potrzebujesz pomocy – ucięłam nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Mnie nic
nie jest. Chodzi o to... – jęknęłam, po czym odwróciłam głowę, żeby na
niego nie patrzeć. Nie potrafiłam dokończyć tego zdania.
– Kochanie
moje, powiedz mi – poprosił niemal rozpaczliwie. – Nie mogę patrzeć, jak
cierpisz. A z jakiegoś powodu czujesz się źle – nalegał, wyraźnie nie
zamierzając odpuścić.
Jego dłoń
przesunęła się po moim policzku. Chciał, żebym na niego spojrzała, ale ja
wiedziałam, że kiedy to zrobię – kiedy spojrzę mu w oczy – po prostu
przegram. Zagłębiając się w tych ciemnych tęczówkach miałam stać się
całkowicie bezbronna; Gabriel jak nic owinąłby mnie sobie wokół palca, będąc
wtedy zdolnym skłonić mnie do wszystkiego, czego tylko by zapragnął.
Wciąż się
we mnie wpatrywał, chociaż z namysłem starałam się go ignorować. Z jękiem
skapitulowałam, po czym odwróciłam się w jego stronę.
– Zabiłam
Cain'a, tak? – niemalże załkałam. – Myślałam, że nie żyjesz, że wraz z Taylor
zginęliście. Byłam taka zła... A potem on po prostu wyleciał przez ścianę –
wyrzuciłam z siebie i jęknęłam, bo uświadomiłam sobie, że nie
jesteśmy sami i moje wyznanie słyszeli wszyscy.
A teraz
patrzyli się na mnie, jakby widzieli mnie po raz pierwsi, zupełnie nie wiedząc,
jak odnieść się do moich słów. Sfrustrowana rozszlochałam się całkowicie, nie
marząc o niczym innym, jak o straceniu przytomności i zapomnieniu
o wszystkim chociaż na kilka chwil.
– Chciał
zabić ciebie – oznajmił bezbarwnym głosem Gabriel, nieudolnie próbując mnie
pocieszyć. – Zaraz, jak to wyleciał przez ścianę? – zapytał nagle, chyba
dopiero teraz uświadamiając sobie pełen sens mojej wypowiedzi.
Nie miałam
jak na razie siły, żeby opowiadać mu o tym, jak zapanowałam nad mocą, z niejaką
ulgą więc przyjęłam to, że na moment się zapomniał i oparł się złamaną
ręką o podłogę i zaraz jęknął. Usiadłam z trudem, zanim
ktokolwiek zdążył mnie powstrzymać.
– Przestań
zgrywać bohatera, masochisto – westchnęłam. – Chciałabym doprowadzić się do
porządku – dodałam, zwracając się głownie do Carlisle'a, który zaraz do mnie
podszedł. – Jestem tylko wymęczona – powiedziałam cicho, kiedy dziadek z troską
musnął palcami ranę na mojej szyi.
– To
zależy, czy Gabriel pozwoli mi sobie pomóc – odezwał się w końcu,
uspokajająco głaskając mnie po włosach. Wiedziałam, że dla pewności sprawdza
moją temperaturę, gorączka jednak go nie zaniepokoiła, bo odkąd zaciążyłam, miałam
ją cały czas. – Ale tobie też potrzebna będzie pomoc. Straciłaś dużo krwi,
kochanie, poza tym obawiam się, że tutaj bez kilku szwów się nie obejdzie – wyjaśnił
mi, oglądając rozcięcie na moim nadgarstku i odrobinę rozluźniając
przesiąkniętą krwią opaskę uciskową, którą Edward zrobił z kawałka
materiału.
Chyba i tak
już byłam blada, więc ta wiadomość nijak wpłynęła na mój kolor skóry. Jasne, ze
znieczuleniem nie miałam nic poczuć, ale moje podejście do wszelakiego rodzaju
igieł bynajmniej nie uległo zmianie. Chociaż zaniepokojona, skinęłam głową,
przystając na wszelakie warunki, łącznie z tym, że Esme zgłosiła się, żeby
pójść ze mną.
Gabriel
ostatecznie uległ, bo był zbyt słaby, żeby się zregenerować, poza tym nawet on
byłby bezsilny, gdyby okazało się, że kość trzeba nastawić. Pośpiesznie wyszłam
w towarzystwie babci, mając nadzieję, że jeśli w okolicy nie będzie
żadnej kobiety, Gabriel w końcu skończy z udawaniem. Okazywanie
słabości przy mnie czy kimkolwiek, kto go znał, było dla niego upokarzające – równie
bardzo jak to, że Taylor karmiła się z jego krwią – a ja nie
chciałam, żeby z mojego powodu się męczył.
Byłam słaba
i przekonałam się o tym, kiedy wstałam. Z pomocą Esme doszłam do
łazienki, gdzie zaczęłam przygotowywać wannę z ciepłą wodą (marzyłam o gorącej
kąpieli), podczas gdy babcia wyszła do mojego pokoju po jakieś czyste ubrania,
żebym mogła się przebrać. Ja miałam jedynie obserwować lejącą się wodę, nie
próbując sama do niej wchodzić ani wstawać, żebym nie zasłabła i się nie
utopiła. Czułam się dziwnie, korzystając z jej pomocy przy tak prostej
czynności, ale musiałam przyznać, że sama nie dałabym sobie rady w takim
stanie.
Esme
pobladła, nawet jeśli wydawało się to w przypadku niemożliwe, widząc jak
wygląda moje ciało, kiedy już pomogła mi się rozebrać. Wiele się denerwowałam,
więc dzieci kilka razy dały o sobie znać, przez co na zaokrąglonym brzuchu
widoczne były ciemne plammy – siniaki, które dopiero miały dać o sobie
znać. Poza tym w wielu miejscach byłam pokaleczona przez okno, które wybił
Cain, kiedy mnie złapał. O ranie na szyi i nadgarstku nie warto było
nawet wspominać.
Gorąca woda
zadziałała na mnie kojąco, chociaż w kontakcie z płynem rany zaczęły
piec. Skrzywiłam się, ale jakoś wytrzymałam – Carlisle i tak miał pewnie
potem jeszcze raz je odkazić.
Do gabinetu
wróciłam, wyglądając zdecydowanie lepiej. Esme przyniosła mi jakieś luźne
spodnie, białą bluzkę na ramiączkach i rozpinany sweterek, którego jak na
razie nie założyłam, żeby nie naruszać nadgarstka i ranek, zanim dziadek
mnie nie opatrzy. Szybko tego pożałowałam, bo kiedy Gabriel zobaczył moje
obrażenia, pobladł i przez moment miałam wrażenie, że zaraz wpadnie w jakiś
amok.
– Wszystko
gra? – zapytałam go pośpiesznie, siadając ponownie na leżance i zakładając
ręce na piersi, żeby zasłonić chociaż część zadrapań. – Wybite okno – wyjaśniłam
cicho.
– Dojdę do
siebie – zapewnił mnie. – Isabeau zeszła na dół po krew, jeśli nie masz nic
przeciwko, że skorzystamy z tej zgromadzonej dla ciebie – wyjaśnił,
wysilając się na cień łobuzerskiego uśmiechu.
– Nie chcę,
żebyś gdziekolwiek szedł – odpowiedziałam jedynie, co wyrażało wszystkie
emocje. Polowanie czy nie, chciałam mieć Gabriela przy sobie.
Skinął
głową, po czym wbił wzrok w okno, nie mogąc patrzeć na moje pokaleczone
ramiona. Dziadek również był zaniepokojony, ale zaraz też odezwał się w nim
profesjonalista, bo podszedł do mnie z opatrunkami, środkiem do
dezynfekcji oraz zestawem do szycia, którego bynajmniej nie powitałam z entuzjazmem.
– Najlepiej
się połóż. Marnie wyglądasz, Nessie – doradził mi czule, a ja wykonałam
polecenie, przede wszystkim z obawy, że jednak w którymś momencie
zemdleję. Kiedy ostatnio zakładał mi szwy, byłam nieprzytomna, poza tym
zdezorientowana tym, co zrobił Michael. – Co z dziećmi? Dobrze się
czujesz? – zapytał, żeby odwrócić moją uwagę, kiedy szczypiącym płynem zaczął
przemywać ranki na moich ramionach oraz szyi.
– Nic im
nie jest, przynajmniej tak myślę. Są spokojne, ale je czuję – zapewniłam,
machinalnie kładąc dłoń na brzuchu. – Gabrielowi na pewno nic nie jest? – zapytałam,
celowo nieco podnosząc głos, żeby zwrócić ukochanemu uwagę na to, że ze mną nie
rozmawia.
Carlisle
krótko zerknął na chłopaka, po czym wrócił do opatrywania mnie. Szyja chyba nie
wyglądała tak źle, bo w końcu przeszedł do mojego nadgarstka i przez
moment skupiał się przede wszystkim na przygotowaniu znieczulenia, zanim w końcu
mi odpowiedział:
– Cóż,
oboje jesteście wyczerpani, ale to akurat najmniejszy problem – stwierdził
spokojnie. – Gabriel stanowczo zaprotestował, kiedy zasugerowałem mu, że
powinniśmy wybrać się do szpitala i założyć gips. Stwierdził, że wystarczy
rękę tylko usztywnić, a z resztą sam sobie poradzi – wytłumaczył.
Wzniosłam
oczy ku górze i wzdrygnęłam się, bo całkowicie nie spodziewałam się
momentu, w którym dziadek wkłuł się w moje ramię. Uspokoił mnie
szeptem, zapewniając, że nie mam się czego obawiać i przypominając mi, że
nie powinnam się teraz ruszać.
Efekt
lekarstwa był dziwny, bo praktycznie straciłam czucie w ręce. Chociaż
teraz nie miałam już poczuć nic, i tak wyrwał mi się jęk, kiedy Carlisle
zaczął przygotowywać wszystko, co potrzebne do tego, żeby opatrzyć mój
rozharatany nadgarstek.
Mój
niepokój w końcu zwrócił uwagę Gabriela, który ruszył się z miejsca i w ułamku
sekundy znalazł przy mnie. Kucnął u mojego boku i zdrową ręką
pogłaskał mnie po głowie, spoglądając mi prosto w oczy z taką
intensywnością i uczuciem, że na moment zapomniałam jak mam na imię.
– Cii...
Będzie dobrze – obiecał, chociaż nie miałam pojęcia, czy ma na myśli jedynie
to, że zabieg nie będzie bolesny, czy całą sytuację z telepatami. – Hej,
opowiedz mi coś więcej na temat Cain'a – poprosił. – Kochanie moje, czy mam
rozumieć, że kiedy pomyślałaś, że umarłem...? – zaczął, po czym urwał, bo
domyśliłam się o co chodzi i się skrzywiłam. – Nie myśl o tym.
Jedynie powiedz mi, czy zrobiłaś wtedy to, co myślę, że zrobiłaś.
– Ja...
Tak, udało mi się zapanować nad mocą – przyznałam i serce aż zabiło mi
szybciej, kiedy zobaczyłam, jak jego aura przybiera na sile, a twarz
rozjaśnia uśmiech. – Zrobiłam to już wcześnie – dodałam, bo byle tylko był
szczęśliwy, mogłabym mówić godzinami. – Och, Gabrielu! Kiedy wróciłam do ciała
po naszym drugim spotkaniu, nie mogłam już po prostu znieść tego bezruchu!
Chciałam się wydostać, otworzyć drzwi i wtedy znalazłam igłę, bo wcześniej
przypadkiem wyrwałam wenflon. Chciałam wykorzystać go do otwarcia drzwi, ale
nie potrafiłam... I wtedy się skupiłam, i wysłałam moc do rąk...
Jego oczy
były wielkości spodków.
– Przekierowywałaś
moc? – zapytał, coraz bardziej dumny. Wyglądał, jakby zaraz miał skakać, niczym
radosny psiak. – O bogini, naprawdę? Mówiłem ci, że jestem taka jak my.
Mówiłem...
– O, tak.
Ale udało mi się raz, a potem nie mogłam już się skupić na tym, żeby ją
odnaleźć. Do momentu, w którym Cain... – Urwałam, wciąż mając trudności ze
zmierzeniem się z tym wspomnieniem. – Byłam taka zła. Wcześniej jeszcze
Sebastien uległ Taylor, która kazała mu... Och, Gabrielu! – jęknęłam.
Spojrzał na
mnie czule. Wiedziałam, że to, jak wypowiadam jego imię, starczy mu, mówiąc
chyba nawet więcej niż jakiekolwiek skomplikowane wyznania miłosne. Po prostu
wiedział, co czułam – to, jak bardzo go kochałam; jak tęskniłam; jak bardzo
bałam się go stracić...
– Spróbowałam
uciec, ale mnie złapali. Drake był wściekły, ukąsił mnie, żeby się zemścić – ciągnęłam
cicho, starając się nie zwracać uwagi na gniew, który pojawił się w ciemnych
niczym bezgwiezdne niebo tęczówkach Gabriela. Ścisnęłam delikatnie jego dłoń,
żeby nad sobą zapanował. – A potem się ocknęłam w tamtej sali. Drake
był zdenerwowany, a Sebastien wcale go nie pocieszał. Powiedział, że
potrzebuję krwi, więc Drake kazał mu nakarmić mnie swoją. Z tym, że ja nie
chciałam. Nie chciałam pić z nikogo innego, bo należę do ciebie...
– Moja
śliczna... – westchnął, mając prawdopodobnie ochotę powiedzieć coś na temat
tego, że postąpiłam głupio, ale nie zamierzałam tego słuchać.
– Wtedy
przyszła Layla. Martwiła się, przepraszała, bo podobno nie mogła nakarmić mnie
swoją krwią. Nie wiem dlaczego, poza tym z niej też bym się za nic nie
napiła. – Mówiłam, całkiem zapominając o tym, że nie jesteśmy z Gabrielem
sami i że Carlisle też mi się przysłuchuje. Zapomniałam nawet o tym,
że jednocześnie zajmuje się raną na moim nadgarstku. – A potem się
zdenerwowała i zaatakowała Drake'a. Kazała mu spadać, podobnie jak połowie
telepatów, którzy patrzyli się na mnie tak, jakby liczyli, że i im uda się
ze mnie zapić. Żebyś tylko widział, jak bardzo był wściekły, kiedy jej
posłuchał! – westchnęłam, sama chętnie wspominając tamten moment.
– To Layla
powiedziała nam, gdzie jesteś – wtrącił dziadek, odcinając nadmiar nitki, kiedy
kończył mnie opatrywać. Nie zamierzałam spoglądać na opatrunek, póki nie
zabandażował nadgarstka, żebym nie naruszała szwów. – Isabeau wspominała, że
się z nią skontaktowała.
Zamyśliłam
się.
– Może dlatego
była tak zdenerwowana, kiedy przyszedł Lawrence. Po wyjściu Drake'a wpadł tak
wściekły, że zachowywał się jak obłąkany. Kiedy chwycił Bliss, miałam wrażenie,
że za chwilę rozerwie jej gardło – stwierdziłam, powoli zaczynając pewne rzeczy
rozumieć.
– Martwił
się o ciebie? – zapytał mnie Carlisle, prawdopodobnie wciąż mając chociaż
cień nadziei na to, że w jego ojcu jest chociaż pierwiastek dobra.
– Raczej o ciążę.
Mówiłam, pragnął dzieci, a przecież przez Drake'a mogło coś im się stać – sprostowałam.
– Ale potem zobaczył, że jestem cała i stwierdził, że może i nawet
lepiej, że Drake mnie ukarał, bo więcej nie spróbuję uciekać. Miał wyjść, ale
Bliss powiedziała mu, że chyba ktoś użył mocy, żeby skontaktować się z kimś
na zewnątrz i zaczęli przygotowywać się do obrony. Nie martwiłam się, ale
Layla tak i teraz wiem dlaczego.
– Co
ciekawe, nie widziałem ani jej, ani Drake'a. Lawrence wyszedł z budynku na
chwilę przed tym, jak usłyszałem twój krzyk, ale wydawał mi się jakiś dziwny – przypomniał
sobie Gabriel w zamyśleniu. – Nie wiem gdzie była Lay, ale to nieistotne. I tak
cieszę się, że jest cała – przyznał. – Ale nie sądziłem, że Drake odpuści. Tak
po prawdzie to nawet obawiałem się, że mogę nie poradzić sobie i z nim,
i z Taylor. Nie sądziłem, że odpuści. – Sądząc po jego minie, w jakimś
stopniu żałował, że nie mógł zmierzyć się z tym, który mnie skrzywdził.
Wiedziałam, że najchętniej sprawiłby, żeby Drake podzielił los Taylor. – No,
ale co było dalej? – zreflektował się, przypominając sobie, że mi przerwał.
– Wszyscy
się zeszli, obstawili wejścia. Taylor zaczęła rozwieszać wszędzie druty,
żeby... – Nie dokończyłam, ale podejrzewała, że zrozumieli. – A potem
kazała Sebastienowi zrobić mi zabieg, a on się zgodził. Zaczęłam się
stawiać, Taylor mnie przytrzymała, a ja...
– Zaczęłaś
krzyczeć – dopowiedział Gabriel, wstrząśnięty.
Pokiwałam
głową.
– A ty
mnie usłyszałeś – szepnęłam. Spojrzałam na niego z takim uczuciem, że
wcale nie zdziwiłabym się, gdyby się zarumienił. – Bałam się, że nie
przyjdziesz – wyznałam.
– Zawsze
znajdę do ciebie drogę – obiecał.
Uwierzyłam
mu.
Z trudem, ale udało mi się
opowiedzieć wszystko do samego końca. Musiałam opowieść powtórzyć w obecności
Edwarda, Esme i Isabeau, aż w końcu Carlisle ich wszystkich wyprosił,
twierdząc, że powinnam odpocząć. Przed wyjściem jeszcze obejrzał mój brzuch,
ale w przypadku dzieci nie stwierdził niczego niepokojącego, więc udało mi
się spokojnie zasnąć.
Kiedy się
obudziłam, czułam się zdecydowanie lepiej. W pokoju byłam sama, na dworze
zaś było ciemno, co chyba znaczyło, że przespałam kilkanaście ładnych godzin.
Znieczulenie przestało działać i czułam pieczenie i ciągnięcie szwów,
ale dało się wytrzymać; w razie co, zawsze mogłam poprosić dziadka o jakiś
łagodny środek, który nie zaszkodzi dzieciom.
Nie chciałam
być sama, ostrożnie więc odłączyłam kroplówkę (oczywiście, w moim stanie
nie dało się tego uniknąć) i wyszedłszy na korytarz, bez pośpiechu zeszłam
na dół. Wciąż byłam zaspana i obolała, przez co ciężej mi było się
poruszać, ale zdołałam bezpiecznie zejść ze schodów, przez cały czas mocno
przytrzymując się poręczy.
W salonie
byli wszyscy. Momentalnie odszukałam Gabriela i ruszyłam w jego
stronę, z ulgą zauważając, że wygląda zdecydowanie lepiej. Wróciły mu
kolory, poza tym również miał na sobie świeże ubranie i z pewnością
się pożywił. Rękę miał na prowizorycznym temblaku z jakiegoś większego
bandaża i sądząc po tym, jak trzymał się blisko Isabeau, siostra próbowała
go wzmocnić i z pomocą mocy przyśpieszyć gojenie.
Na mój
widok, uśmiechnął się promiennie.
– Mi
amore –
wymruczał. – Jak się czujesz? – zapytał, robiąc mi miejsce na kanapie. – Po
prawdzie to właśnie o tobie rozmawialiśmy – przyznał, obejmując mnie
zdrowym ramieniem.
Wtuliłam
się w jego tors, zadowolona z tego, że już nie jest taki słaby i powoli
odzyskuje siły. Sama również czułam się lepiej, pomijając oczywiście fakt, że
byłam obolała i znów zaczynał mi dokuczać głód.
– Lepiej – zapewniłam.
– Nie było cię przy mnie – poskarżyłam mu się, spoglądając na niego z urazą.
– Musiałem
się doprowadzić do porządku – usprawiedliwił się. – Wolałem wyjść, kiedy spałaś
– dodał, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ograniczył się jedynie
do krwi z woreczków.
Poczułam na
sobie spojrzenia członków rodziny, dlatego uniosłam głowę i spojrzałam na
każdego z nich osobna. Wydawali się spięci i lekko zdenerwowani, co
mnie zdezorientowało.
– Czy coś
się stało? – zapytałam podenerwowana, czując się nieco niezręcznie pod
obstrzałem tych wszystkich spojrzeń. Poczułam niepokój, bo miałam wrażenie, że
kiedy spałam, coś się wydarzyło. – Coś nam grozi? – zapytałam, bo do głowy
momentalnie przyszły mi najczarniejsze scenariusze.
– Spokojnie,
Nessie – upomniała mnie Esme. – Wszystko jest w porządku, tylko... – zaczęła
i zawahała się, spoglądając krótko na przybranego syna i doktora,
woląc im pozwolić mówić.
– Kiedy
spałaś, rozmawialiśmy na temat tego, że powinnaś się posilić – podjął temat
Edward. – Carlisle twierdzi, że krew z woreczka może być za słaba. Dużo
przeszłaś, jesteś wykończona, a to może być groźne dla dzieci – wyjaśnił
mi tata, ostrożnie dobierając słowa.
Poczułam,
że robi mi się słabo. Jak miałam rozumieć jego słowa? Zaniepokojona, zaplotłam
dłonie na brzuchu i spojrzałam na dziadka, szukając jakichkolwiek
wyjaśnień.
– Dziadku – jęknęłam
niemal płaczliwie – coś z nimi nie tak? – zapytałam. – Mówiłeś, że
wszystko w porządku! – zarzuciłam mu, nie mogąc sobie wyobrazić, że mógłby
mnie oszukać, jeśli chodzi o wyniki.
– Badając
cię, nie stwierdziłem niczego niepokojącego – uspokoił mnie doktor, pośpiesznie
podchodząc i siadając przy mnie. Zacisnął palce na moim zdrowym
nadgarstku, żeby zbadać mu puls. – Ale borę pod uwagę różne możliwości.
Straciłaś bardzo dużo krwi, co jest niebezpieczne dla ciebie, a więc i dla
nich. Poza tym nie zapominaj, że to ciąża podwyższonego ryzyka – przypomniał
mi. – Musisz się posilić i odpoczywać – wyjaśnił uspokajającym tonem.
Pokręciłam
głową.
– Ale skoro
krew z woreczka to za mało, to co...? – zaczęłam i urwałam, nagle
uświadamiając sobie, dlaczego wszyscy z taką intensywnością spoglądali na
Gabriela i na mnie.
Kiedy
spojrzałam na ukochanego, zobaczyłam niewielki nóż, który obracał w palcach.
Zrozumiałam i poczułam, jak wzdłuż mojego kręgosłupa przechodzi dreszcz
rozkoszy.
Wiedziałam,
co powinnam zrobić.
Pragnęłam
go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz