16 stycznia 2013

Sto trzydzieści siedem

Renesmee
Gabriel był najbardziej upartą, irytującą istotą, jaką znałam. Wiedziałam, że jest zmęczony, że ledwo panuje nad tym, by nie okazywać przede mną słabości, a jednak uparł się, żeby donieść mnie do samego domu, chociaż równało się to niemal godzinie biegu z obciążeniem i naruszaniem złamanej ręki. Ale przecież co ja tam wiedziałam? Masochista? A skąd, po prostu dżentelmen, jak odpowiadał na moje zaczepne uwagi, kiedy wytracał na prędkości, kiedy opadał z sił. Carlisle już dawno się poddał, jeśli chodziło o proponowanie mu pomocy, a i ja ostatecznie doszłam do wniosku, że bardziej sensowne byłoby rozmawiać z najbliższym drzewem na temat tego, czy mogłoby się przesunąć.
– Och, ty nic nie rozumiesz – westchnął, jakieś pięć kilometrów od domu, rozdrażniony moimi myślami. – Nie wiesz jak się czuję, mogąc cię w końcu dotykać. Mam wrażenie, że rozpłyniesz się, kiedy tylko cię puszczę – wyznał, nie zważając na obecność pozostałych Cullenów.
Na moment zamarłam, zaskoczona, bo Gabriel Licavoli bardzo rzadko przyznawał się do słabości, a tym bardziej do tego, że coś wywołuje u niego lęk. Poczułam się naprawdę rozczulona, kiedy to usłyszałam, bo sama czułam się podobnie i wciąż nie docierało do mnie to, że naprawdę jest już po wszystkim i jestem bezpieczna. Podobnie zresztą jak nie mogłam się na razie zmusić do tego, żeby zmierzyć się z tym, co stało się w banku krwi – z tym, że zabiłam i że ktoś poświęcił za mnie swoje życie.
Sebastien nie żył. Zdradził mnie, ale potem wszystko naprawił, podejmując najbardziej nieoczekiwaną decyzję, którą przypłacił życiem. Nie mogłam mu mieć już nic za złe.
I Alba. Nie było możliwości, żeby przeżyła walkę z Margaret, a potem zawalenie się budynku. To było najdziwniejsze i najsmutniejsze jednocześnie. Od początku nie wiedziałam, skąd kotka się wzięła i dlaczego tak bardzo przywiązała się do mnie; może Gabriel miał rację, może była moją opiekunką – nie wiedziałam, ale miałam pojęcie, że będzie mi jej bardzo brakowało.
Myślenie o przygnębiających sprawach nie było dobrym pomysłem, kiedy bowiem wspomniałam Margaret, momentalnie też pomyślałam o Cain'ie. Zabiłam, uświadomiłam sobie nagle i zanim zdążyłam nad sobą zapanować, po prostu rozszlochałam się, doprowadzając do tego, że zdezorientowany moją reakcją Gabriel omal nie zderzył się z najbliższym drzewem.
Z trudem wyminął i przyśpieszył, w końcu wybiegając na polankę przed domem. Kilka sekund później już kładł mnie na wygodniej leżance w gabinecie Carlisle'a. Mogłam się spodziewać, że nie od razu będę mogła wypocząć w pokoju – Gabriel wyglądał marnie, podejrzewałam więc, że i ja przypominam siódme nieszczęście, poza tym sama chciałam, żeby dziadek sprawdził, czy z bliźniętami wszystko jest w porządku.
– Płaczesz. Dlaczego? – zapytał mnie zatroskany Gabriel, kciukiem ocierając mi łzy z policzków. – Coś cię boli? Zaraz wszystko będzie dobrze – obiecał mi, głaskając mnie po włosach.
– Żartujesz sobie? – zapytałam, kręcąc z niedowierzaniem głowa. – Gabrielu, to ty bardziej potrzebujesz pomocy – ucięłam nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Mnie nic nie jest. Chodzi o to... – jęknęłam, po czym odwróciłam głowę, żeby na niego nie patrzeć. Nie potrafiłam dokończyć tego zdania.
– Kochanie moje, powiedz mi – poprosił niemal rozpaczliwie. – Nie mogę patrzeć, jak cierpisz. A z jakiegoś powodu czujesz się źle – nalegał, wyraźnie nie zamierzając odpuścić.
Jego dłoń przesunęła się po moim policzku. Chciał, żebym na niego spojrzała, ale ja wiedziałam, że kiedy to zrobię – kiedy spojrzę mu w oczy – po prostu przegram. Zagłębiając się w tych ciemnych tęczówkach miałam stać się całkowicie bezbronna; Gabriel jak nic owinąłby mnie sobie wokół palca, będąc wtedy zdolnym skłonić mnie do wszystkiego, czego tylko by zapragnął.
Wciąż się we mnie wpatrywał, chociaż z namysłem starałam się go ignorować. Z jękiem skapitulowałam, po czym odwróciłam się w jego stronę.
– Zabiłam Cain'a, tak? – niemalże załkałam. – Myślałam, że nie żyjesz, że wraz z Taylor zginęliście. Byłam taka zła... A potem on po prostu wyleciał przez ścianę – wyrzuciłam z siebie i jęknęłam, bo uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy sami i moje wyznanie słyszeli wszyscy.
A teraz patrzyli się na mnie, jakby widzieli mnie po raz pierwsi, zupełnie nie wiedząc, jak odnieść się do moich słów. Sfrustrowana rozszlochałam się całkowicie, nie marząc o niczym innym, jak o straceniu przytomności i zapomnieniu o wszystkim chociaż na kilka chwil.
– Chciał zabić ciebie – oznajmił bezbarwnym głosem Gabriel, nieudolnie próbując mnie pocieszyć. – Zaraz, jak to wyleciał przez ścianę? – zapytał nagle, chyba dopiero teraz uświadamiając sobie pełen sens mojej wypowiedzi.
Nie miałam jak na razie siły, żeby opowiadać mu o tym, jak zapanowałam nad mocą, z niejaką ulgą więc przyjęłam to, że na moment się zapomniał i oparł się złamaną ręką o podłogę i zaraz jęknął. Usiadłam z trudem, zanim ktokolwiek zdążył mnie powstrzymać.
– Przestań zgrywać bohatera, masochisto – westchnęłam. – Chciałabym doprowadzić się do porządku – dodałam, zwracając się głownie do Carlisle'a, który zaraz do mnie podszedł. – Jestem tylko wymęczona – powiedziałam cicho, kiedy dziadek z troską musnął palcami ranę na mojej szyi.
– To zależy, czy Gabriel pozwoli mi sobie pomóc – odezwał się w końcu, uspokajająco głaskając mnie po włosach. Wiedziałam, że dla pewności sprawdza moją temperaturę, gorączka jednak go nie zaniepokoiła, bo odkąd zaciążyłam, miałam ją cały czas. – Ale tobie też potrzebna będzie pomoc. Straciłaś dużo krwi, kochanie, poza tym obawiam się, że tutaj bez kilku szwów się nie obejdzie – wyjaśnił mi, oglądając rozcięcie na moim nadgarstku i odrobinę rozluźniając przesiąkniętą krwią opaskę uciskową, którą Edward zrobił z kawałka materiału.
Chyba i tak już byłam blada, więc ta wiadomość nijak wpłynęła na mój kolor skóry. Jasne, ze znieczuleniem nie miałam nic poczuć, ale moje podejście do wszelakiego rodzaju igieł bynajmniej nie uległo zmianie. Chociaż zaniepokojona, skinęłam głową, przystając na wszelakie warunki, łącznie z tym, że Esme zgłosiła się, żeby pójść ze mną.
Gabriel ostatecznie uległ, bo był zbyt słaby, żeby się zregenerować, poza tym nawet on byłby bezsilny, gdyby okazało się, że kość trzeba nastawić. Pośpiesznie wyszłam w towarzystwie babci, mając nadzieję, że jeśli w okolicy nie będzie żadnej kobiety, Gabriel w końcu skończy z udawaniem. Okazywanie słabości przy mnie czy kimkolwiek, kto go znał, było dla niego upokarzające – równie bardzo jak to, że Taylor karmiła się z jego krwią – a ja nie chciałam, żeby z mojego powodu się męczył.
Byłam słaba i przekonałam się o tym, kiedy wstałam. Z pomocą Esme doszłam do łazienki, gdzie zaczęłam przygotowywać wannę z ciepłą wodą (marzyłam o gorącej kąpieli), podczas gdy babcia wyszła do mojego pokoju po jakieś czyste ubrania, żebym mogła się przebrać. Ja miałam jedynie obserwować lejącą się wodę, nie próbując sama do niej wchodzić ani wstawać, żebym nie zasłabła i się nie utopiła. Czułam się dziwnie, korzystając z jej pomocy przy tak prostej czynności, ale musiałam przyznać, że sama nie dałabym sobie rady w takim stanie.
Esme pobladła, nawet jeśli wydawało się to w przypadku niemożliwe, widząc jak wygląda moje ciało, kiedy już pomogła mi się rozebrać. Wiele się denerwowałam, więc dzieci kilka razy dały o sobie znać, przez co na zaokrąglonym brzuchu widoczne były ciemne plammy – siniaki, które dopiero miały dać o sobie znać. Poza tym w wielu miejscach byłam pokaleczona przez okno, które wybił Cain, kiedy mnie złapał. O ranie na szyi i nadgarstku nie warto było nawet wspominać.
Gorąca woda zadziałała na mnie kojąco, chociaż w kontakcie z płynem rany zaczęły piec. Skrzywiłam się, ale jakoś wytrzymałam – Carlisle i tak miał pewnie potem jeszcze raz je odkazić.
Do gabinetu wróciłam, wyglądając zdecydowanie lepiej. Esme przyniosła mi jakieś luźne spodnie, białą bluzkę na ramiączkach i rozpinany sweterek, którego jak na razie nie założyłam, żeby nie naruszać nadgarstka i ranek, zanim dziadek mnie nie opatrzy. Szybko tego pożałowałam, bo kiedy Gabriel zobaczył moje obrażenia, pobladł i przez moment miałam wrażenie, że zaraz wpadnie w jakiś amok.
– Wszystko gra? – zapytałam go pośpiesznie, siadając ponownie na leżance i zakładając ręce na piersi, żeby zasłonić chociaż część zadrapań. – Wybite okno – wyjaśniłam cicho.
– Dojdę do siebie – zapewnił mnie. – Isabeau zeszła na dół po krew, jeśli nie masz nic przeciwko, że skorzystamy z tej zgromadzonej dla ciebie – wyjaśnił, wysilając się na cień łobuzerskiego uśmiechu.
– Nie chcę, żebyś gdziekolwiek szedł – odpowiedziałam jedynie, co wyrażało wszystkie emocje. Polowanie czy nie, chciałam mieć Gabriela przy sobie.
Skinął głową, po czym wbił wzrok w okno, nie mogąc patrzeć na moje pokaleczone ramiona. Dziadek również był zaniepokojony, ale zaraz też odezwał się w nim profesjonalista, bo podszedł do mnie z opatrunkami, środkiem do dezynfekcji oraz zestawem do szycia, którego bynajmniej nie powitałam z entuzjazmem.
– Najlepiej się połóż. Marnie wyglądasz, Nessie – doradził mi czule, a ja wykonałam polecenie, przede wszystkim z obawy, że jednak w którymś momencie zemdleję. Kiedy ostatnio zakładał mi szwy, byłam nieprzytomna, poza tym zdezorientowana tym, co zrobił Michael. – Co z dziećmi? Dobrze się czujesz? – zapytał, żeby odwrócić moją uwagę, kiedy szczypiącym płynem zaczął przemywać ranki na moich ramionach oraz szyi.
– Nic im nie jest, przynajmniej tak myślę. Są spokojne, ale je czuję – zapewniłam, machinalnie kładąc dłoń na brzuchu. – Gabrielowi na pewno nic nie jest? – zapytałam, celowo nieco podnosząc głos, żeby zwrócić ukochanemu uwagę na to, że ze mną nie rozmawia.
Carlisle krótko zerknął na chłopaka, po czym wrócił do opatrywania mnie. Szyja chyba nie wyglądała tak źle, bo w końcu przeszedł do mojego nadgarstka i przez moment skupiał się przede wszystkim na przygotowaniu znieczulenia, zanim w końcu mi odpowiedział:
– Cóż, oboje jesteście wyczerpani, ale to akurat najmniejszy problem – stwierdził spokojnie. – Gabriel stanowczo zaprotestował, kiedy zasugerowałem mu, że powinniśmy wybrać się do szpitala i założyć gips. Stwierdził, że wystarczy rękę tylko usztywnić, a z resztą sam sobie poradzi – wytłumaczył.
Wzniosłam oczy ku górze i wzdrygnęłam się, bo całkowicie nie spodziewałam się momentu, w którym dziadek wkłuł się w moje ramię. Uspokoił mnie szeptem, zapewniając, że nie mam się czego obawiać i przypominając mi, że nie powinnam się teraz ruszać.
Efekt lekarstwa był dziwny, bo praktycznie straciłam czucie w ręce. Chociaż teraz nie miałam już poczuć nic, i tak wyrwał mi się jęk, kiedy Carlisle zaczął przygotowywać wszystko, co potrzebne do tego, żeby opatrzyć mój rozharatany nadgarstek.
Mój niepokój w końcu zwrócił uwagę Gabriela, który ruszył się z miejsca i w ułamku sekundy znalazł przy mnie. Kucnął u mojego boku i zdrową ręką pogłaskał mnie po głowie, spoglądając mi prosto w oczy z taką intensywnością i uczuciem, że na moment zapomniałam jak mam na imię.
– Cii... Będzie dobrze – obiecał, chociaż nie miałam pojęcia, czy ma na myśli jedynie to, że zabieg nie będzie bolesny, czy całą sytuację z telepatami. – Hej, opowiedz mi coś więcej na temat Cain'a – poprosił. – Kochanie moje, czy mam rozumieć, że kiedy pomyślałaś, że umarłem...? – zaczął, po czym urwał, bo domyśliłam się o co chodzi i się skrzywiłam. – Nie myśl o tym. Jedynie powiedz mi, czy zrobiłaś wtedy to, co myślę, że zrobiłaś.
– Ja... Tak, udało mi się zapanować nad mocą – przyznałam i serce aż zabiło mi szybciej, kiedy zobaczyłam, jak jego aura przybiera na sile, a twarz rozjaśnia uśmiech. – Zrobiłam to już wcześnie – dodałam, bo byle tylko był szczęśliwy, mogłabym mówić godzinami. – Och, Gabrielu! Kiedy wróciłam do ciała po naszym drugim spotkaniu, nie mogłam już po prostu znieść tego bezruchu! Chciałam się wydostać, otworzyć drzwi i wtedy znalazłam igłę, bo wcześniej przypadkiem wyrwałam wenflon. Chciałam wykorzystać go do otwarcia drzwi, ale nie potrafiłam... I wtedy się skupiłam, i wysłałam moc do rąk...
Jego oczy były wielkości spodków.
– Przekierowywałaś moc? – zapytał, coraz bardziej dumny. Wyglądał, jakby zaraz miał skakać, niczym radosny psiak. – O bogini, naprawdę? Mówiłem ci, że jestem taka jak my. Mówiłem...
– O, tak. Ale udało mi się raz, a potem nie mogłam już się skupić na tym, żeby ją odnaleźć. Do momentu, w którym Cain... – Urwałam, wciąż mając trudności ze zmierzeniem się z tym wspomnieniem. – Byłam taka zła. Wcześniej jeszcze Sebastien uległ Taylor, która kazała mu... Och, Gabrielu! – jęknęłam.
Spojrzał na mnie czule. Wiedziałam, że to, jak wypowiadam jego imię, starczy mu, mówiąc chyba nawet więcej niż jakiekolwiek skomplikowane wyznania miłosne. Po prostu wiedział, co czułam – to, jak bardzo go kochałam; jak tęskniłam; jak bardzo bałam się go stracić...
– Spróbowałam uciec, ale mnie złapali. Drake był wściekły, ukąsił mnie, żeby się zemścić – ciągnęłam cicho, starając się nie zwracać uwagi na gniew, który pojawił się w ciemnych niczym bezgwiezdne niebo tęczówkach Gabriela. Ścisnęłam delikatnie jego dłoń, żeby nad sobą zapanował. – A potem się ocknęłam w tamtej sali. Drake był zdenerwowany, a Sebastien wcale go nie pocieszał. Powiedział, że potrzebuję krwi, więc Drake kazał mu nakarmić mnie swoją. Z tym, że ja nie chciałam. Nie chciałam pić z nikogo innego, bo należę do ciebie...
– Moja śliczna... – westchnął, mając prawdopodobnie ochotę powiedzieć coś na temat tego, że postąpiłam głupio, ale nie zamierzałam tego słuchać.
– Wtedy przyszła Layla. Martwiła się, przepraszała, bo podobno nie mogła nakarmić mnie swoją krwią. Nie wiem dlaczego, poza tym z niej też bym się za nic nie napiła. – Mówiłam, całkiem zapominając o tym, że nie jesteśmy z Gabrielem sami i że Carlisle też mi się przysłuchuje. Zapomniałam nawet o tym, że jednocześnie zajmuje się raną na moim nadgarstku. – A potem się zdenerwowała i zaatakowała Drake'a. Kazała mu spadać, podobnie jak połowie telepatów, którzy patrzyli się na mnie tak, jakby liczyli, że i im uda się ze mnie zapić. Żebyś tylko widział, jak bardzo był wściekły, kiedy jej posłuchał! – westchnęłam, sama chętnie wspominając tamten moment.
– To Layla powiedziała nam, gdzie jesteś – wtrącił dziadek, odcinając nadmiar nitki, kiedy kończył mnie opatrywać. Nie zamierzałam spoglądać na opatrunek, póki nie zabandażował nadgarstka, żebym nie naruszała szwów. – Isabeau wspominała, że się z nią skontaktowała.
Zamyśliłam się.
– Może dlatego była tak zdenerwowana, kiedy przyszedł Lawrence. Po wyjściu Drake'a wpadł tak wściekły, że zachowywał się jak obłąkany. Kiedy chwycił Bliss, miałam wrażenie, że za chwilę rozerwie jej gardło – stwierdziłam, powoli zaczynając pewne rzeczy rozumieć.
– Martwił się o ciebie? – zapytał mnie Carlisle, prawdopodobnie wciąż mając chociaż cień nadziei na to, że w jego ojcu jest chociaż pierwiastek dobra.
– Raczej o ciążę. Mówiłam, pragnął dzieci, a przecież przez Drake'a mogło coś im się stać – sprostowałam. – Ale potem zobaczył, że jestem cała i stwierdził, że może i nawet lepiej, że Drake mnie ukarał, bo więcej nie spróbuję uciekać. Miał wyjść, ale Bliss powiedziała mu, że chyba ktoś użył mocy, żeby skontaktować się z kimś na zewnątrz i zaczęli przygotowywać się do obrony. Nie martwiłam się, ale Layla tak i teraz wiem dlaczego.
– Co ciekawe, nie widziałem ani jej, ani Drake'a. Lawrence wyszedł z budynku na chwilę przed tym, jak usłyszałem twój krzyk, ale wydawał mi się jakiś dziwny – przypomniał sobie Gabriel w zamyśleniu. – Nie wiem gdzie była Lay, ale to nieistotne. I tak cieszę się, że jest cała – przyznał. – Ale nie sądziłem, że Drake odpuści. Tak po prawdzie to nawet obawiałem się, że mogę nie poradzić sobie i z nim, i z Taylor. Nie sądziłem, że odpuści. – Sądząc po jego minie, w jakimś stopniu żałował, że nie mógł zmierzyć się z tym, który mnie skrzywdził. Wiedziałam, że najchętniej sprawiłby, żeby Drake podzielił los Taylor. – No, ale co było dalej? – zreflektował się, przypominając sobie, że mi przerwał.
– Wszyscy się zeszli, obstawili wejścia. Taylor zaczęła rozwieszać wszędzie druty, żeby... – Nie dokończyłam, ale podejrzewała, że zrozumieli. – A potem kazała Sebastienowi zrobić mi zabieg, a on się zgodził. Zaczęłam się stawiać, Taylor mnie przytrzymała, a ja...
– Zaczęłaś krzyczeć – dopowiedział Gabriel, wstrząśnięty.
Pokiwałam głową.
– A ty mnie usłyszałeś – szepnęłam. Spojrzałam na niego z takim uczuciem, że wcale nie zdziwiłabym się, gdyby się zarumienił. – Bałam się, że nie przyjdziesz – wyznałam.
– Zawsze znajdę do ciebie drogę – obiecał.
Uwierzyłam mu.

Z trudem, ale udało mi się opowiedzieć wszystko do samego końca. Musiałam opowieść powtórzyć w obecności Edwarda, Esme i Isabeau, aż w końcu Carlisle ich wszystkich wyprosił, twierdząc, że powinnam odpocząć. Przed wyjściem jeszcze obejrzał mój brzuch, ale w przypadku dzieci nie stwierdził niczego niepokojącego, więc udało mi się spokojnie zasnąć.
Kiedy się obudziłam, czułam się zdecydowanie lepiej. W pokoju byłam sama, na dworze zaś było ciemno, co chyba znaczyło, że przespałam kilkanaście ładnych godzin. Znieczulenie przestało działać i czułam pieczenie i ciągnięcie szwów, ale dało się wytrzymać; w razie co, zawsze mogłam poprosić dziadka o jakiś łagodny środek, który nie zaszkodzi dzieciom.
Nie chciałam być sama, ostrożnie więc odłączyłam kroplówkę (oczywiście, w moim stanie nie dało się tego uniknąć) i wyszedłszy na korytarz, bez pośpiechu zeszłam na dół. Wciąż byłam zaspana i obolała, przez co ciężej mi było się poruszać, ale zdołałam bezpiecznie zejść ze schodów, przez cały czas mocno przytrzymując się poręczy.
W salonie byli wszyscy. Momentalnie odszukałam Gabriela i ruszyłam w jego stronę, z ulgą zauważając, że wygląda zdecydowanie lepiej. Wróciły mu kolory, poza tym również miał na sobie świeże ubranie i z pewnością się pożywił. Rękę miał na prowizorycznym temblaku z jakiegoś większego bandaża i sądząc po tym, jak trzymał się blisko Isabeau, siostra próbowała go wzmocnić i z pomocą mocy przyśpieszyć gojenie.
Na mój widok, uśmiechnął się promiennie.
Mi amore – wymruczał. – Jak się czujesz? – zapytał, robiąc mi miejsce na kanapie. – Po prawdzie to właśnie o tobie rozmawialiśmy – przyznał, obejmując mnie zdrowym ramieniem.
Wtuliłam się w jego tors, zadowolona z tego, że już nie jest taki słaby i powoli odzyskuje siły. Sama również czułam się lepiej, pomijając oczywiście fakt, że byłam obolała i znów zaczynał mi dokuczać głód.
– Lepiej – zapewniłam. – Nie było cię przy mnie – poskarżyłam mu się, spoglądając na niego z urazą.
– Musiałem się doprowadzić do porządku – usprawiedliwił się. – Wolałem wyjść, kiedy spałaś – dodał, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ograniczył się jedynie do krwi z woreczków.
Poczułam na sobie spojrzenia członków rodziny, dlatego uniosłam głowę i spojrzałam na każdego z nich osobna. Wydawali się spięci i lekko zdenerwowani, co mnie zdezorientowało.
– Czy coś się stało? – zapytałam podenerwowana, czując się nieco niezręcznie pod obstrzałem tych wszystkich spojrzeń. Poczułam niepokój, bo miałam wrażenie, że kiedy spałam, coś się wydarzyło. – Coś nam grozi? – zapytałam, bo do głowy momentalnie przyszły mi najczarniejsze scenariusze.
– Spokojnie, Nessie – upomniała mnie Esme. – Wszystko jest w porządku, tylko... – zaczęła i zawahała się, spoglądając krótko na przybranego syna i doktora, woląc im pozwolić mówić.
– Kiedy spałaś, rozmawialiśmy na temat tego, że powinnaś się posilić – podjął temat Edward. – Carlisle twierdzi, że krew z woreczka może być za słaba. Dużo przeszłaś, jesteś wykończona, a to może być groźne dla dzieci – wyjaśnił mi tata, ostrożnie dobierając słowa.
Poczułam, że robi mi się słabo. Jak miałam rozumieć jego słowa? Zaniepokojona, zaplotłam dłonie na brzuchu i spojrzałam na dziadka, szukając jakichkolwiek wyjaśnień.
– Dziadku – jęknęłam niemal płaczliwie – coś z nimi nie tak? – zapytałam. – Mówiłeś, że wszystko w porządku! – zarzuciłam mu, nie mogąc sobie wyobrazić, że mógłby mnie oszukać, jeśli chodzi o wyniki.
– Badając cię, nie stwierdziłem niczego niepokojącego – uspokoił mnie doktor, pośpiesznie podchodząc i siadając przy mnie. Zacisnął palce na moim zdrowym nadgarstku, żeby zbadać mu puls. – Ale borę pod uwagę różne możliwości. Straciłaś bardzo dużo krwi, co jest niebezpieczne dla ciebie, a więc i dla nich. Poza tym nie zapominaj, że to ciąża podwyższonego ryzyka – przypomniał mi. – Musisz się posilić i odpoczywać – wyjaśnił uspokajającym tonem.
Pokręciłam głową.
– Ale skoro krew z woreczka to za mało, to co...? – zaczęłam i urwałam, nagle uświadamiając sobie, dlaczego wszyscy z taką intensywnością spoglądali na Gabriela i na mnie.
Kiedy spojrzałam na ukochanego, zobaczyłam niewielki nóż, który obracał w palcach. Zrozumiałam i poczułam, jak wzdłuż mojego kręgosłupa przechodzi dreszcz rozkoszy.
Wiedziałam, co powinnam zrobić.
Pragnęłam go.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa