16 stycznia 2013

Sto dwadzieścia

Gabriel
Nessie zasnęła, kiedy byli dosłownie dwa kroki od domu i ani Gabriel, ani Carlisle nie mieli serca jej budzić. Chłopak ostatecznie tak jak wcześniej wziął ukochaną na ręce, a ona nawet przez sen wtuliła się w niego całym ciałem, ufna i piękna jak zawsze.
– Wielkie brawa, braciszku – usłyszał kpiący głos, kiedy tylko wygramolił się z samochodu. Isabeau stała pod najbliższym drzewem z zaplecionymi na piersi rękami i nieco złośliwym uśmieszkiem na ustach. – Będę ciocią. Lepiej późno niż wcale.
– Jakby którekolwiek z nas miało cię dopuścić do dzieci – zachichotał, nie mogąc się powstrzymać. – Jeżeli zepsujesz mi dzieciaki, zaręczam, że osobiście skrócę cię o głowę – zagroził, szczerząc zęby w drapieżnym uśmiechu.
– Jestem szybsza. Poza tym ciężko, bym nie przewidziała własnej śmierci – stwierdziła pozornie spokojnym tonem, ale przez jej twarz przebiegł cień. – Dziadek Edward nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiony. Nie żeby nie uważał mnie za dobrą partnerkę do omawiania sposobów na zabicie cię, ale samo gadanie raczej nie pomogło mu się wyładować – zastrzegła, odrzucając zamaszystym gestem gęste czarne włosy na plecy.
Carlisle spojrzał na Isabeau.
– A gdzie on jest? – zapytał, ignorując wcześniejszą wymianę złośliwości między rodzeństwem.
– Jak go ostatnim razem widziałam, znęcał się nad bardzo urokliwą częścią lasu – odparła, wzruszając ramionami. – Nawet ja wiem, że od wampira w furii lepiej trzymać się z daleka.
Doktor skinął głową, po czym krótko spojrzał na zarumienioną gorączką twarz wnuczki i pogonił wszystkich, by w końcu weszli do środka. Esme czekała na nich w salonie, wyraźnie podenerwowana i wyraźnie jej ulżyło na ich widok; zaraz usunęła się z kanapy, żeby Gabriel mógł na niej ułoży nieprzytomną dziewczynę.
– I co? – zapytała natychmiast, uważnie obserwując wnuczkę; wszystko wskazywało na to, że Isabeau nie uświadomiła jej, że Nessie najprawdopodobniej wyda na świat bliźnięta.
– Jak na razie wszystko jest w porządku – zapewnił ją Carlisle. – Wyniki ma w normie, dzieci też wydają rozwijać się prawidłowo, więc na razie nie mamy się czym martwić – wyjaśnił, choć wyraźnie było w jego głosie słychać troskę, niejako przeczącą wypowiedzianym słowom.
Esme zamrugała pośpiesznie, zaskoczona.
– Dzieci? – powtórzyła niepewnie, jakby oczekując, że coś źle zrozumiała. – Nie rozumiem…
– Niemal na sto procę będziemy mieli bliźnięta – odpowiedział spokojnie Gabriel; prawda wciąż nie do końca do niego docierała. – To geny, w mojej rodzinie od pokoleń na świat przychodzi rodzeństwo – wyjaśnił, nie chcąc dodatkowo obciążać wampirzycy informacjami na temat mocach i naturalnych argumentów potwierdzających, że ciąża mnoga jest lepszym rozwiązaniem zarówno dla matki, jak i dzieci.
– Bliźnięta… – wyszeptała, oszołomiona, zaraz jednak na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Dobry Boże, mam przez to rozumieć, że w wieku dwudziestu kilku lat zostałam prababcią? – zapytała rozbawiona, unikając spoglądania na Carlisle’a, by nie stawiać go w niezręcznej sytuacji.
– Jak najbardziej. Pięćset dwadzieścia jeden lat to chyba też najwyższa pora na bycie ojcem – stwierdził, nie kryjąc entuzjazmu; miał mieć prawdziwą rodzinę…
– Możliwe, ale mała raczej nie jest jeszcze na to gotowa – odezwał się cicho Carlisle, kucając przy wnuczce i odgarniając jej grzywkę ze spoconego czoła; nawet przez sen zadrżała od różnicy temperatur. – Martwi mnie ta gorączka. Poza tym nie mam pewności, jak ona to przejdzie. Na razie jest w porządku, ale dzieci z czasem nabiorą siły, obawiam się, że jej kosztem. Już teraz jest mocno osłabiona, a będzie gorzej – westchnął. – Będzie potrzebowała krwi, prawda? – upewnił się, spoglądając na Gabriela.
Chłopak skinął głową.
– Kobieta w ciąży potrzebuje tego, co najlepsze, więc tym razem chyba nie będziesz miał do mnie pretensji, jeśli zacznę gromadzić ludzką krew w lodówce – mruknął Gabriel.
– Jeśli pozwolisz, sam zajmę się krwią. Włamania do banku krwi będą zbędne – zapewnił. – Postaram się wszystko jak najszybciej zorganizować. Pozostaje jedynie kontrolować stan Nessie i zareagować, gdyby zaczął się pogarszać – dodał w zamyśleniu, badając dziewczynie puls; wydawał się być jeszcze bardziej zmartwiony. – Nie mam takich możliwości, jak wtedy, kiedy zajmowałem się ciążą Belli – zaczął, ostrożnie dobierając słowa, bo ciężko było mu mówić w czasie przeszłym o czymś, czego jeszcze nie doświadczył – dlatego trzeba się nią przez cały czas opiekować. To wciąż ryzyko.
Obserwująca go spot okna Isabeau, wzniosła oczy ku górze, po czym powoli podeszła do doktora. Spojrzał na nią, kiedy stanęła nad kanapą, zakładając ręce na piersi.
– Nic jej nie będzie. To pół-wampirzyca, nie człowiek, a to wbrew wszystkiemu różnica – wyjaśniła. – Gdybym teraz zaciążyła, długo byście nie zauważyli. Nessie przechodzi to ciężej, bo: primo, to jej pierwsza ciąża i secundo, to taki wiek. Ten ostatni rok przed osiągnięciem dojrzałości jest najgorszy, ze względu na hormony; wtedy szaleją, bo zmiany które u nastolatków zachodzą przez lata, w przypadku takich jak my muszą zmieścić się w zaledwie rok. A jak dodać do tego ciążę… – Wzruszyła ramionami, bo po oczach Carlisle’a poznała, że zrozumiał. – Jak stwierdziłeś, po prostu trzeba się nią opiekować.
Gabriel nie był pewny, czy jego siostrze udało się uspokoić doktora, bo ten jak zwykle był spokojny; poza tym niezależnie od powodów stanu Nessie, troszczył się o wnuczkę, więc słowa Isabeau raczej niewiele zmieniały.
– Tak czy inaczej, ona potrzebuje snu, a wy podyskutować możecie sobie gdzieś indziej – upomniał ich, siadając na kanapie i delikatnie biorąc ukochaną w ramiona.
O dziwo poszukali, bo Carlisle faktycznie poprosił Isabeau o krótką rozmowę; udało mu się wychwycić, że interesował go przede wszystkim rozwój kogoś takiego jak Nessie, by móc lepiej zrozumieć, jak powinien się wnuczką zajmować. Isabeau wyjątkowo postanowiła darować sobie złośliwości i spokojnie odpowiadała na jego pytania. Esme również wyszła, przysłuchując się ich rozmowie i od czasu do czasu dorzucając coś od siebie do dyskusji.
Gabriel przestał się nimi interesować, skupiając się na najważniejszej istocie swojego życia. Przez chwilę obserwował piękną twarz ukochanej, po czym przeniósł wzrok na jej brzuch; wcześniej nie zauważył delikatnego zaokrąglenia, rysującego się pod swetrem, teraz jednak był go w pełni świadom. I musiał przyznać, że bynajmniej nie sprawiało to, że Nessie stała się dla niego mniej atrakcyjna.
Już wcześniej wzbudzała w nim instynkty, nakazujące mu ją chronić, teraz zaś pragnienie to było jeszcze silniejsze. Wydawała mu się krucha, delikatna i wymęczona – po prostu słaba i niezdolna do tego, by o siebie należycie w tej sytuacji zadbać. No i nosiła pod sercem jego dzieci, owoc ich wzajemnej miłości, co wiązało się z tym, że był odpowiedzialny nie za jedno, a za trzy istnienia.
Prawie nie zauważył, że ktoś wszedł do salonu i zareagował dopiero wtedy, kiedy Carlisle ujął Nessie za rękę; w dłoni trzymał niewielką igłę, w której Gabriel rozpoznał wenflon.
– Nie będzie zadowolona – westchnął, kiedy doktor zaczął przygotowywać się do tego, by go jej założyć. – Nienawidzi igieł – przypomniał, trochę nawet rozczulony.
– Właśnie dlatego chcę jej to podłączyć, póki śpi – wyjaśnił spokojnie. – Nie chcę jej straszyć, gdyby trzeba było podłączyć kroplówkę albo podać jakieś leki. Poza tym nie mogę przywyknąć do tego, jak bardzo jest teraz… ludzka, tak bardzo krucha… – dodał, ze szwajcarską precyzją wbijając igłę w wierzch dłoni wnuczki; spała dosłownie jak zabita, więc nawet się nie poruszyła. – Śpij, skarbie – szepnął ciepłym głosem doktor, całując dziewczynę w czubek głowy.
Gabriel obserwował go chwilę, dochodząc do wniosku, że to dobrze, że przynajmniej on zaistniały stan rzeczy akceptuje; Renesmee potrzebowała teraz wsparcia, a on dodatkowo mógł jej pomóc, kiedy nadejdzie czas rozwiązania. Mimowolnie pomyślał, że być może gdyby jego matka miała kogoś, kto choć trochę znał się na medycynie, być może wszystko potoczyłoby się inaczej.
Allegra miała znajomości, a ten konkretny naukowiec – tak, naukowiec, bo chwytał się wszystkiego, co tylko go zainteresowało – był gotów poprowadzić ją do czasu rozwiązania. Z tym tylko, że mama się nie zgodziła, przypomniał sobie własne słowa, wypowiedziane podczas wizyty w jego rodzinnym mieście. Teraz, kiedy mógł porównać zachowanie Gabrielli z tym Nessie, zaczynał w końcu rozumieć decyzję matki. Renesmee chciała chronić bliźnięta do tego stopnia, że instynktownie broniła się przed swoim dziadkiem, nie pozwalając mu się zbadać. Jak mogła zareagować Gabriella, której siostra proponowała pomoc zupełnie jej obcego i – z tego co Gabriel wiedział – lekko szalonego faceta?
Powinieneś się cieszyć, że chociaż tobie pozwalała się dotykać, pomyślał i parsknął nieco wymuszonym śmiechem; gdyby jej nie dotykał, podobna sytuacja nie miałaby miejsca, choć konieczność trzymania się od niej z daleka przypłaciłby prawdopodobnie zdrowiem psychicznym.
– Wszystko w porządku, Gabrielu? – zapytał go Carlisle, który czas go obserwował.
Znów jedynie parsknął śmiechem.
– Nie wiem. To zależy jak bardzo ironicznym to, że zupełnie nieświadomie naśladuję własnego ojca – mruknął, a widząc, że doktor nie do końca go rozumie, dodał: – On i moja matka potrzebowali chwili, żeby się w sobie zakochać. Miłość jak nasza, z nieszczęśliwym finałem przy porodzie. Z tym, że oni mieli przynajmniej dla siebie całe dwa lata, zdążyli się pobrać i wspólnie zamieszkać. Jedyną różnicą na naszą korzyść jest to, że Nessie jest pod opieką lekarza.
– Kochasz ją – podsumował spokojnie wampir, jakby to wszystko wyjaśniało; a może i faktycznie wyjaśniało. – Historia ma skłonność do powtarzania, ale sami dopiero co zapewnialiście mnie z Isabeau, że nie ma się o co martwić – przypomniał.
– Bo nie ma. Po prostu to podobieństwo jest momentami przerażające – zapewnił pośpiesznie. – Nie ma możliwości, bym się nie zastanawiał, co by było, gdybym został z nią sam. Gdyby coś jej się w trakcie stało albo gdybym musiał pomóc jej, jak zacznie rodzić. Ona pociąga mnie pod każdym względem – jej krew niestety też, choć idiotycznie przekonuję samego siebie, że jestem doskonale opanowany. A nie potrafię nawet powiedzieć „nie”, kiedy dosłownie się na mnie rzuca, bo chce mi pomóc.
Nie był pewien, dlaczego o tym mówi, ale z kimś po prostu musiał porozmawiać, a Carlisle akurat był pod ręką. Choć w tym momencie nade wszystko brakowało mu Layly; kto miał go lepiej zrozumieć, jeśli nie jego rodzona bliźniaczka? Z Isabeau nie miał aż tak dobrych kontaktów, ta zresztą i tak pocieszyłaby go w dość pokrętny i typowy dla siebie sposób, twierdząc, że użala się nad sobą i niepotrzebnie martwi, bo jak nic przewidziałaby, gdyby Renesmee cokolwiek groziło.
Z tym, że już groziło – widziała to, widziała jej śmierć i kiedy tak nad tym myślał, dochodził do wniosku, że ciąża jak najbardziej pasowała do schematu. Bałaś się. Czułam, że jesteś przerażona, ale nie potrafiłam dokładniej stwierdzić dlaczego. Jedyne, czego byłam pewna to to, że nie obawiałaś się samej śmierci, a raczej drżałaś o życie kogoś innego, przypomniał sobie słowa siostry. Czy to miało znaczy, że dzieci jednak miały ją zabić? Sam już nie był pewien, ale za nic nie chciał popełnić błędu i znienawidzić dzieci, które nosiła pod sercem; nie chciał być taki jak ojciec, który nigdy nie wybaczył jemu i Layli śmierci Gabrielli.
– Zrobię wszystko, żeby przeżyła, ale nie chcę okłamać cię, stwierdzając, że nie zdarzy się sytuacja, kiedy być może będę musiał wybierać między matką a dzieckiem – odezwał się cicho Carlisle. – Obaj dobrze wiemy, że Nessie postawi dzieci ponad siebie i nigdy mi nie wybaczy, jeżeli poświęcę życie chociaż jednego z nich, żeby ratować ją. Jest uparta, już się zdecydowała – westchnął.
– Owszem, a ja jak jakiś idiota ją w tym dopinguje – bo wiem, że nie mam szans na to, żeby uświadomić ją jakie jest ryzyko. Chociaż z drugiej strony, tego jest świadoma. Raczej jak w przypadku niemal każdej matki, nie jest to dla niej dostatecznym argumentem – poprawił się. – Poza tym nie da się ukryć, że jestem szczęśliwy. Chcę założyć z nią rodzinę, kocham dzieci i Nessie, a moje obawy biorą się jedynie z tego, że boję się ją stracić – uciął, próbując samemu uwierzyć we własne słowa. – Będziesz przy porodzie, więc jej nie zabiję. Poza tym… Poza tym zawsze mamy jad – dodał z wahaniem, zupełnie machinalnie przesuwając językiem po zębach; niedobrze mu było na samą myśl, że miałby ją ukąsić nie po to, żeby wymienić się krwią, ale sprawić jej ból.
Poznał po minie doktora, że był równie niechętnie nastawiony do przemiany. Podejrzewał, że obaj pomyśleli o tym samym – o Volterze, Jane i krzykach Renesmee, kiedy Demetri ją ugryzł. Zupełnie machinalnie pogłaskał ukochaną po lokach, starając się wyrzucić z głowy jeden z najgorszych momentów swojego życia; na samo wspomnienie czuł strach i narastający gniew, tym bardziej, że wampirzyca wciąż żyła i mimo najszczerszych chęci, nie zabił jej.
– Mimo wszystko mam nadzieję, że to nie będzie konieczne – przyznał Carlisle, obserwując twarz Gabriela z miną sugerującą, że gotowy jest natychmiast odciągnąć go od wnuczki, gdyby wspomnienie Jane przypadkiem wytrąciło go z równowagi. – Wciąż nie mamy pewności, jak to zadziała w jej przypadku. Wtedy w porę udało się oczyścić jej krew, więc dalej nie możemy określić, czego się spodziewać. Geny ma podobne do zmiennokształtnego, jeśli wierzyć temu, co powiedział mi Jacob, więc jad równie dobrze może ją zabić.
– Ja mam jad, a jakoś jeszcze żyję – zaoponował. – Może i z pół-wampirzycami jest inaczej, bo nie potrafią stworzyć nieśmiertelnego, ale nie możemy różnić się do tego stopnia. Bliżej jej do mnie niż do tego kundla – uciął.
– Już wcześniej mnie to zastanawiało. Potraficie zapanować nad tym, czy jad zostaje wstrzyknięty do krwiobiegu. To ciekawe – przyznał, spoglądając na Gabriela z zainteresowaniem; tematu zmiennokształtnych oczywiście nie podął.
– Fascynujące – mruknął bez entuzjazmu. – Nie wiem skąd to się bierze, po prostu nad tym panujemy. Nigdy nie stworzyłem wampira, bo i to nie było mi potrzebne. – Wzruszył ramionami. – Co nie zmienia faktu, że gdyby było to konieczne, nie będę się wahał – dodał, bo w jakimś stopniu pragnął być tym, którego jad zmieni Nessie, pozwalając jej przeżyć.
Gdyby jednak doktor miał rację i to jednak by ją zabiło… Nigdy by sobie tego nie wybaczył, ale czy mieli większy wybór? Jak na razie liczył na to, że obejdzie się bez komplikacji, a w razie co wystarczy wiedza medyczna Carlisle’a, ale zdążył już zauważyć, że wszystko szło zwykle nie tak, jakby sobie życzył. Musiał brać pod uwagę różne opcje, już na początku – jego ojciec zostawił wszystko losowi i być może właśnie to było jego największym błędem.
– Dobrze wiem, że prędzej samemu zginiesz niż pozwolisz, żeby cokolwiek jej się stał. Możesz być pewien, że w naszym wypadku jest dokładnie tak samo – zapewnił Carlisle, kładąc mu dłoń na ramieniu. Gabriel właściwie nie był pewien, kiedy wampir znalazł się tak blisko. – W jakiś stopniu jestem wami rozczarowany, tym bardziej, że już wcześniej rozmawiałem z Nessie na temat ewentualnych decyzji, jeśli chodzi o wasz związek. A raczej próbowałem, bo niemal natychmiast uciekła. – Uśmiechnął się blado. – Ale teraz to już właściwie bez znaczenia, prawda? Najważniejsze, żeby cała trójka jakoś z tego wyszła. Poza tym podejrzewam, że twoja obecność pomaga jej bardziej niż moja, Esme czy Edwarda. Już i tak chronisz ją lepiej niż którekolwiek z nas, a ja jakoś nie miałem okazji ci za to podziękować.
Gabriel zachichotał, po prostu nie mogąc się powstrzymać. Niezbyt często rozmawiał z kimkolwiek z rodziny Nessie na temat swoich uczuć i związku, nie spodziewał się zresztą, że rozmowa ostatecznie przybierze taki kierunek.
– Przecież to czysto egoistyczne. Podobno tacy jak my nie mają duszy. Jeśli tak, już wiem, gdzie podziała się moja, bo ona mi ją odebrała, więc to chyba oczywiste, że ją chronię – wyjaśnił. – Chroniłbym ją, nawet gdyby kazała mi odejść. Zostałbym, gdyby mnie odesłała. Zabiłbym się, gdyby ona zginęła, bo kiedy się pojawiła, ja przestałem istnieć, stając się jej częścią. Jestem zależny od niej, bo jest moją duszą, a bez duszy żyć nie można…
Tak, dokładnie w taki sposób to wszystko odbierał i nie było w tym żadnej przesady. Pomiędzy bliźniętami była specyficzna więź, którą zerwać mogła jedynie relacja z tą jedyną osobą. Już wcześniej mówił Renesmee, że są niczym dwie połówki jednej duszy, istniejące po to, żeby się odnaleźć i teraz był tego absolutnie pewien. Jego więź z Laylą niemal całkowicie zniknęła – zastąpiło ją uczucie silniejsze, które żywił do tej rudowłosej istoty, która tak ufnie się do niego tuliła.
– Sami widzieliście, że niejednokrotnie po prostu wiedziałem, że Nessie coś zagraża. Czułem to, czułem jej ból i strach, i wiedziałem, że mnie potrzebuje. Więc nie patrz na mnie tak, jakbyś chciał powiedzieć, że przesadzam – poprosił, kiedy Carlisle otworzył usta, chcąc w końcu odnieść się do usłyszanego wyznania.
Doktor jedynie skinął głową, postanawiając nie podejmować tematu. Gabriel był mu za to wdzięczny, bo potrzebował chwili, żeby wszystko dokładnie przemyśleć, szybko jednak okazało się, że w najbliższym czasie nie będzie miał po temu okazji – bynajmniej nie w salonie, u boku pogrążonej we śnie ukochanej.
On i doktor wyczuli Edwarda, zanim jeszcze ten po cichu wsunął się do salonu. Wzrok miał zagubiony; przelotnie omiótł wzrokiem walające się w przedsionku kawałki drewna – pamiątkę niedoszłej walki – których Esme jeszcze nie miała cierpliwości sprzątnąć. Dopiero po chwili spojrzał w końcu na córkę, Gabriela i przybranego ojca.
– Jesteście pewni, że to…? – zaczął cicho; nie był w stanie do końca sformułować myśli.
– Bliźnięta. Tak – potwierdził Gabriel, choć raczej nie był chętny do rozmowy z ojcem swojej wybranki. Nie dało się zapomnieć, że ten próbował go zabić.
Edward na ułamek sekundy stracił nad sobą panowanie i mocno zacisnął dłonie w pięści, zaraz jednak rozluźnił uścisk i powoli skinął głową. Znów zapadło niezręczne milczenie, w trakcie którego jakby walczył z samym sobą, po czym w końcu zdecydował się na jakikolwiek ruch; zrobił niepewny krok w stronę kanapy, ostatecznie ludzkim krokiem pokonując dzielącą go od niej odległość.
Gabriel zupełnie machinalnie drgnął, mocniej przygarniając Nessie do siebie; nawet Carlisle poruszył się niespokojnie, jakby psychicznie szykując na kolejną konfrontację.
Miedzianowłosy westchnął.
– Przecież wszystko słyszałem. Od początku zresztą irytowało mnie, że byłaby kiedyś gotowa ryzykować. Nie sądziłem jedynie, że to się stanie tak szybko – skrzywił się. – Poza tym powinniście wiedzieć, że nigdy bym jej nie skrzywdził – dodał, spoglądając z niejaką urazą na chroniących jego córkę przed nim nieśmiertelnych.
– Jakieś trzy godziny temu wyglądałeś, jakbyś jednak był w stanie – odparował Gabriel, ale ostatecznie nieco się rozluźnił, pewniejszy intencji wampira.
– Bo jestem na was wściekły – odparł tamten szczerze. – I byłbym wdzięczny, gdybyście jednak zostawili mnie z córką – dodał, zakładając ręce na piersi.
Gabriel otwierał już usta, żeby go wyśmiać, kiedy zauważył, że Carlisle po prostu skinął głową i ruszył w stronę wyjścia, rzucając synowi znaczące spojrzenie; choć był ciekaw, nie przechwycił myśli, jaką doktor mu podesłał, a chcąc nie chcąc wyswobodził Nessie ze swojego uścisku i zostawił ją sam na sam z ojcem.
– Dziękuję… – usłyszał za sobą głos Edwarda, choć równie dobrze mógł go sobie jedynie wyobrazić. Niemniej skinął głową, bynajmniej nieprzekonany co do tego, co robił.
Kiedy wychodził w noc, miał tylko nadzieję, że nie będzie swoich decyzji żałował.

1 komentarz:

  1. PolonistkaRoku8 stycznia 2022 14:50

    Takie słowa w ustach czyichkolwiek brzmiałyby patetycznie, ale przy Gabrielu kupuję wszystko. Złoto i tyle. Cóż, ciąża jest, bliźniaki są, zaczynamy zabawę :D pozostaje pytanie, co z wizją Beau, nie? :P

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa