Renesmee
Pocałunek był coraz bardziej
namiętny i z wrażenia całkowicie zapomniałam o oddychaniu. Nie
miało to dla mnie najmniejszego znaczenia, najważniejsze bowiem było, że
Gabriel był przy mnie i całym sobą wspierał mnie w tym, co się
działo. Więcej – cieszył się i równie mocno jak ja pragnął dziecka, które
nosiłam pod sercem, a to było dla mnie najważniejsze; w tym momencie
nie cierpiałam znów tak bardzo z powodu reakcji taty, mając poczucie, że w tym
momencie mam naprawdę wszystko, czego mogłabym potrzebować do szczęścia.
Wszystko,
co mnie otaczało nagle całkiem przestało dla mnie istnieć, dlatego nie od razu
dotarło do mnie znaczące chrząknięcie. To Gabriel musiał odsunąć mnie od
siebie, bym w końcu zdołała nad sobą zapanować i przypomniała sobie o obecności
Carlisle’a i Esme; to właśnie doktor nam przerwał, a ja spąsowiałam
cała, kiedy zorientowałam się, że przygląda nam się z rozczuleniem, ale
przede wszystkim troską. Fakt, że prawdopodobnie z powodu gorączki
właściwie nie widać moich rumieńców, skutecznie przypomniał mi, że dziadek jak
najbardziej ma powody, żeby się o mnie martwić.
– Nie chcę
wam przeszkadzać i bardzo chętnie zostawiłbym was samych – zapewnił
pośpiesznie – ale teraz najważniejsi są Nessie i dziecko. Muszę zrobić
jeszcze kilka badań, żeby ustalić czy wszystko w porządku i czego
możemy się spodziewać – wyjaśnił.
Gabriel
skinął głową.
– Jasne –
zreflektował się, ale w przeciwieństwie do mnie nie był speszony tym
nagłym wybuchem czułości. – Co teraz? – zapytał, nie puszczając mojej ręki i raz
po raz spoglądając mi z uczuciem w oczy.
– Jedziemy
do szpitala – wyjaśnił po prostu, a ja cała zesztywniałam, bo to było
ostatnie miejsce, w którym chciałam się znaleźć.
– Chyba
żartujesz – skrzywił się Gabriel, lekko ściskając moją dłoń, żeby mnie
uspokoić. – Mamy ją ciągać po mrozie, o tej porze na dodatek? – zapytał z niedowierzaniem.
– Poza tym, o ile mnie pamięć nie myli, wziąłeś wolne, żeby mieć Nessie na
oku – zauważył; zerknęłam to na jednego, to na drugiego, bo najwyraźniej
całkiem sporo mnie ominęło, kiedy przez większość czasu właściwie spałam.
– Wiem, że
Nessie jest zmęczona i też wolałbym, żeby się położyła, ale muszę zrobić
podstawowe badania – wyjaśnił łagodnym tonem, mającym na celu uspokojenie
przede wszystkim mnie. – Pojedziemy samochodem, a jak dobrze pójdzie, nie
zostaniemy tam więcej niż dwie godziny. To chyba nic złego, że zabieram
przybraną córkę na prywatną wizytę – zauważył, jednocześnie wyjaśniając nam, co
zamierza powiedzieć swoim współpracownikom.
Na słowo
„córka” momentalnie przypomniałam sobie o Edwardzie i o tym, jak
zareagował na wieść o tym, że jestem w ciąży. Łzy momentalnie
napłynęły mi do oczu, wróciły bowiem wspomnienia tych tygodni, kiedy ukrywałam
przed bliskimi prawdę; a potem jak ją wyznałam i tata odwrócił się
ode mnie, tak jak dzisiaj. Porażające podobieństwo tych dwóch okropnych dni
oraz fakt, że za wszystko omal nie odpowiedział Gabriel, były naprawdę
dobijające; dla mojej psychiki zaczynało to być zdecydowanie zbyt wiele.
– Kochanie
moje, to nie potrwa długo. – Gabriel źle zinterpretował moją reakcję. –
Przecież nie masz się czego obawiać, nie przy mnie – zapewnił, poprawiając się
przy końcu, nie chcąc mówi za pozostałych.
– Nie o to
chodzi – westchnęłam, ocierając oczy wierzchem dłoni. – Gdzie jest tata? –
zapytałam, co było lepsze od jakichkolwiek nieskładnych wyjaśnień na jakie
byłoby mnie w tym momencie stać.
W oczach
ukochanego pojawiło się zrozumienie.
– Och… – zreflektował
się. – Tak po prawdzie, to jak już zostaliśmy wywa… wyproszeni z domu –
poprawił się, zerkając przelotnie na Carlisle’a – to nie walczyliśmy, więc
nikomu nic się nie stało. Edward uciekł, ale posłałem za nim Isabeau. Jak dla
mnie zetknięcie z jej upierdliwością, będzie lepsze niż kubeł zimnej wody
– stwierdził.
Pokiwałam
głową, choć bynajmniej nie sprawiało to, że czułam się choć w najmniejszym
stopniu lepiej. Wciąż mnie to dręczyło, jakoś jednak zmusiłam się, by o tym
nie myśleć, tym bardziej, że najważniejsze teraz było to, że byłam w ciąży.
Dziadek
poszedł przyszykować samochód, Esme zaś wyszła po jakieś cieplejsze ubrania dla
mnie. Gabriel nie pozwalał mi ruszyć się z miejsca, wciąż klęcząc u mojego
boku i albo muskał wargami moje czoło, albo raz po raz głaskał mój wzdęty
ciążą brzuch. Przymknęłam oczy, zaskoczona tym, jak bardzo przyjemny był dotyk
jego palców; w przeciwieństwie do napięcia, które czułam podczas badania,
dotyk ukochanego działał na mnie kojąco i pozwalał mi się rozluźnić.
– Już
jestem – oznajmiła Esme, wchodząc do gabinetu; przez ramię przerzucony miała
jeden z moich grubszych swetrów i kurtkę.
Gabriel
podtrzymał mnie, kiedy się ubierałam, po czym – nie zwracając na moje protesty
– wziął mnie na ręce; najpierw zniósł mnie z podniszczonych schodów, po
czym wyniósł w mroźną noc. Carlisle faktycznie czekał na nas przed domem, w samochodzie
Edwarda i ruszył natychmiast, gdy Gabriel i ja bezpiecznie znaleźliśmy
się na tylnim siedzeniu. Chłopak trzymał moją głowę na swoich kolanach, czule
głaskając mnie po czole, zarzucił również na mnie koc, który został jeszcze po
tym, jak ja i Cullenowie jechaliśmy w odwiedziny do sióstr Denali.
Byłam
zmęczona, uczucie to zaś wzięło górę, kiedy samochód zaczął się miarowo
kołysać. Czując się absolutnie bezpiecznie przy Gabrielu i ukołysana
pomrukiem silnika, ostatecznie w którymś momencie zasnęłam; obudził mnie
dopiero Gabriel, szepcąc cicho, że już jesteśmy na miejscu i muszę chwilę
wytrzyma nim będę mogła ponownie zasnąć.
– Zaraz
zrobi się cieplej – obiecał mi, kiedy zadrżałam, bo wyciągnął mnie z auta
na mórz. – I pamiętaj, przy mnie i Carlisle’u nic ci tam nie grozi –
przypomniał, pośpiesznym, ale ludzkim tempem podążając za moim dziadkiem w stronę
głównych drzwi szpitala.
Dopiero w środku
zaczęłam powoli się rozbudzać; zrobiło się cieplej, poza tym rozpraszała mnie
nagła zmiana oświetlenia. W aucie było przyjemnie ciemno, w korytarze
szpitala jednak były jasne i dobrze oświetlone, co początkowo mnie
drażniło. Wtuliłam się w tors Gabriela, nie chcąc myśleć o tym, że na
izbie jak zwykle panował ruch i kręciło się wystarczająco dużo osób
mogących mi zaszkodzić, bym zaczęła się obawiać.
Carlisle
poprowadził nas korytarzem, właściwie nie zwracając uwagi na kogokolwiek; jak
na ironię, my byliśmy aż nadto charakterystyczni – pomijając porażającą dla
śmiertelników urodę doktora i Gabriela, ukochany na dodatek trzymał mnie
na rękach, co raczej zwracało uwagę.
Tym
bardziej nie zdziwiło mnie, kiedy nagle podbiegła do nas drobniutka blondynka –
sądząc po stroju, pielęgniarka. Była niska – miała niewiele ponad półtora metra
wzrostu – i nawet burza kręconych loków nie dodawała jej wzrostu.
Spoglądała na całą naszą trójkę wielkimi, błękitnymi oczami, choć nie mogłam
nie zauważyć, że to nie ja ją interesowałam; zdecydowanie bardziej ciekawa była
płci przeciwnej.
– Dobry
wieczór, doktorze Cullen – zagruchała dźwięcznym głosem; na miejscu Esme, chyba
w tym momencie poczułabym się naprawdę niezręcznie. – Panie Gabrielu –
dodała, po czym skinęła mojemu ukochanemu głową, dzięki czemu skutecznie
przestałam zwraca uwagę na to, że może i nawet podrywała mojego dziadka.
Bo Gabriela
dosłownie rozbierała wzrokiem.
Panie
Gabrielu?!, pomyślałam, całkowicie wytrącona z równowagi, nieświadomie
tracąc panowanie nad darem, o czym przekonałam się, bo Gabriel zaczął
chichotać; spróbował zamaskować to wybuchem kaszlu, co bynajmniej nie
zaoszczędziło nam dziwnych spojrzeń.
– Mogę w czymś
pomóc? – zapytała dziewczyna, kiedy mój ukochany się uspokoił. Powstrzymałam
cisnący mi się na usta komentarz o tym, że nie powinno się uszczęśliwiać
ludzi na siłę… A tym bardziej zajętych nieśmiertelnych. – Wydawało mi się,
że wziął pan urlop – zwróciła się na powrót do Carlisle’a, choć wzrok raz po
raz uciekał jej w stronę Gabriela. – A pana dawno u nas nie było
– dodała mimochodem, uśmiechając się promiennie do… ojca mojego dziecka.
– Byłem zajęty –
mruknął z naciskiem na ostatnie słowo Gabriel; patrzył przy tym na mnie i to
z taką intensywnością, że pomimo złości się zaczerwieniłam. Blondynka z kolei
zerknęła krótko na mnie z mieszaniną rozczarowania i szoku, zupełnie
jakby dostrzegła mnie po raz pierwszy. Wcale nie zdziwiłabym się, jakbym
doszukała się w jej oczach zawiści. – Kate, tak? – upewnił się nieco
roztargnionym tonem.
– Melanie –
poprawiła, tym bardziej dotknięta, że nie był nawet bliski. Choć rozczarowana,
spróbowała szybko się pocieszyć, bo przeniosła wzrok na doktora. – Więc przydam
się? – ponowiła pytanie; być może zaczynałam być przewrażliwiona, ale miałam
wrażenie, że bardzo chętnie by się mną „zajęła”, gdyby Carlisle sobie tego
zażyczył.
– Poradzimy
sobie – zapewnił nieco zdezorientowany dziadek, chyba nawet nieświadomy
intencji dziewczyny. – To moja córka – dodał, spoglądając w moją stronę. –
Jesteśmy tutaj dosłownie na chwilę i trochę się śpieszymy – dodał,
pośpiesznie kończąc rozmowę i prowadząc nas dalej w głąb korytarza.
Kiedy
Gabriel mijał Melanie i zobaczyłam spojrzenie, jakim go odprowadzała,
wyrwało mi się ciche warknięcie, które co prawda nie doszło do pielęgniarki,
ale nie uszło uwadze mojego ukochanego.
Tym razem
otwarcie się roześmiał, rozbawiony.
– No co? –
zapytał mnie uprzejmie, kiedy urażona odwróciłam wzrok; niestety, wyswobodzenie
się z jego objęć nie wchodziło w grę.
– Nic –
warknęłam. A potem nie wytrzymałam: – Żadnych seksownych pielęgniarek?
Żadnych seksownych pielęgniarek?!
– jęknęłam, nawiązując do jednej z naszych rozmów, kiedy jeszcze
praktykował pod okiem Carlisle’a. – Wyglądała, jakby była chętna oddać ci się
na miejscu – bąknęłam, choć może byłam nieobiektywna, bo do doktora również
próbowała się zalecać.
– Nie ona
pierwsza, nie ostatnia – stwierdził, co całkiem wytrąciło mnie
z równowagi. – Oj, daj spokój, kotku. Co nie zmienia faktu, że lubię,
kiedy jesteś o mnie zazdrosna – stwierdził spokojnie, nie powstrzymują
pełnego arogancji uśmieszku.
– Nie
jestem zazdrosna – zaprotestowałam, co było jednym z najbardziej żałosnych
kłamstw, jakie kiedykolwiek wypowiedziałam. – Po prostu nie podobało mi się,
jak na was patrzyła – ucięłam, w ostatniej chwili powstrzymując się od
powiedzenia jedynie o nim.
Gabriel
mruknął coś, czego nie zrozumiałam; wiedziałam, że wciąż się ze mnie naśmiewa,
chociaż bardzo się powstrzymywał. Uparcie milczałam, chcąc okazać to, że jestem
zła – ignorowałam go do momentu, w którym wzniósł mnie do jednego z pokoi,
którego drzwi otworzył przed nami Carlisle. Cała zesztywniałam, bo oczekiwałam
równie przytulnego pokoju, gdzie mieścił się jego gabinet w szpitalu w Columbus,
czekało mnie jednak rozczarowanie – to była jak najbardziej prawdziwa sala
zabiegowa z rozkładanym fotelem, sprzętem pod ścianami i typowym dla
tego typu miejsc zapachem środków do dezynfekcji.
Zadrżałam
mimo woli.
– Tylko bez
paniki, kochanie – zwrócił się do łagodnym głosem dziadek; przechodząc obok
Gabriela nachylił się, żeby ucałować mnie w czoło. – Połóż ją tutaj –
dodał, tym razem do mojego partnera.
Gabriel
spełnił polecenie i delikatnie ułożył mnie na fotelu; wczepiłam palce w jego
koszulę, nie chcąc żeby się ode mnie osunął chociażby na metr, co ponownie
wywołało na jego twarzy uśmiech.
– Więc jak
to jest z tą zazdrością? – szepnął mi do ucha. Droczył się ze mną, chcąc
żebym zapomniała gdzie jestem.
– Dobra,
jestem zazdrosna – dałam za wygraną. – Co w tym dziwnego? Nie chcę, żebyś
mnie zostawił – szepnęłam zdławionym głosem.
Jego wzrok
momentalnie złagodniał. Dobrze wiedział, że jestem przerażona, a przez
hormony ciężko panować mi nad nastrojami. No i nie powinnam się
denerwować.
Ujął moją
twarz w dłonie.
– Hej,
spójrz tutaj na mnie – powiedział stanowczo. – Ty jesteś moja, tylko moja, a ja
należę do ciebie – oznajmił. – Nigdy nie zostawię ani ciebie, ani naszych
dzieci. Nawet ciężko mi cokolwiek powiedzieć o tej blondynce, bo nie
odwracałem wzroku od twojej ślicznej twarzy, jasne?
Uspokojona,
potulnie pokiwałam głową. Dopiero teraz uświadomiłam też sobie, że przecież w Volterze
byłam już zazdrosna o Annę, co bynajmniej dobrze się dla niej nie
skończyło. Musiałam nad sobą zapanować, bo przecież Melanie nie była nic winna
temu, że zauroczyła ją niezwykła uroda nieśmiertelnych. Wiedziałam jedno –
musiałam zaufać Gabrielowi i przestać się złościć, kiedy jakakolwiek inna
dziewczyna zwracała na niego uwagę; przecież wiedziałam, że mnie kocha.
Carlisle
podszedł do nas z niewielką tacą, na której dostrzegłam buteleczkę
jakiegoś płynu, ucisk, gaziki i… zapakowaną strzykawkę. Serce momentalnie mi
przyśpieszyło, ale dziadek chyba właściwie tego nie zauważył, zaaferowany czymś
innym.
– Powiedziałeś:
dzieci? – upewnił się. – To pewnie jedynie moje wrażenie, Gabrielu, ale
wydawało mi się, że zaakcentowałeś to w dość specyficzny sposób –
przyznał.
Jego słowa
sprawiły, że i ja się nad tym zastanowiła. W głowie znów usłyszałam
słowa ze swojego snu, jedno jedyne zdanie…
Uważaj
na nie…
– Na nie… –
wyszeptałam nieświadomie na głos. – Uważaj na nie… – powtórzyłam.
Doktor
spojrzał na mnie i dla pewności przyłożył dłoń do mojego czoła, żeby
upewnić się, czy temperatura jeszcze bardziej mi nie skoczyła. Sama nie byłam
już pewna, czy dręczące mnie myśli nie były faktycznie wywołane gorączką.
– Nie
przywidziało ci się – zapewnił Carlisle’a Gabriel, jak gdyby nigdy nic
głaskając mnie po włosach. – Mówiłem o dzieciach – potwierdził spokojnie,
wzruszając ramionami.
Oboje na
niego spojrzeliśmy.
– Co masz
na myśli?
Dziadek
dosłownie wyjął mi to pytanie z ust.
– Mówię po
prostu o tym, że to niemal na sto procę bliźnięta – oznajmił, a ja
cała zesztywniałam. Jeszcze zanim pełen sens słów ukochanego dotarł do mojej
świadomości, chłopak ciągnął dalej: – Myślałem, że zorientowaliście się, że w rodzinach
telepatów prawie zawsze pojawiają się bliźniaki. Ja i Layla, Drake i Bliss…
Nawet Alec i Jane, bo to, co robią, wcale tak bardzo nie różni się od
tego, co potrafią telepaci – wyjaśnił. – To normalne. Telepatyczne zdolnością
są dziedziczne, jedna istota nie poradziłaby sobie, obciążona genami obojga
rodziców. Bardzo rzadko trafiają się takie przypadki, ale zwykle równoznaczne
jest to z posiadaniem ogromnej mocy, która pojedynczą istotę może doprowadzić
do szaleństwa – przyznał. – Ja i Nessie mamy niezwykłe zdolności, poza tym
w mojej rodzinie od pokoleń rodzą się bliźnięta, dlatego zakładam, że i tym
razem tak będzie – stwierdził, uśmiechając się niepewnie.
Wszystkie
elementy układanki nagle wskoczyły na swoje miejsca, nabierając sensu. Uważaj
na nie… Od
samego początku wiedziałam, że nie chodzi o jedno dziecko, choć jeszcze
nie byłam tego świadoma. Carlisle nie mógł zrobić mi USG, bo w tych
czasach ultrasonografy nie były stosowane, ale po prostu wierzyłam Gabrielowi,
kiedy oznajmił, że będziemy mieli dzieci.
To, co
nagle poczułam, było mieszaniną niedowierzania, euforii oraz strachu; to wciąż
było dla mnie trudne do zrozumienia, poza tym nagle dotarło do mnie, że
przecież ja sama jestem jeszcze dzieckiem i zupełnie nie jestem gotowa na
macierzyństwo. Było już za późno, by się tym przejmować, a ja miałam
zrobić wszystko, byleby moje dzieci były bezpieczne i szczęśliwe, ale nie
zmieniało to faktu, że naprawdę się bałam i nade wszystko potrzebowałam wsparcia
bliskich.
Gabriel
musiał to wiedzieć, bo mocno mnie przytulił i krótko ucałował w usta.
Carlisle przez chwilę nam się przyglądał, równie oszołomiony jak ja, szybko
jednak wziął się w garść i przeszedł do rzeczy:
– Nessie,
to w pewnym sensie wszystko komplikuje. Mnogie ciąże zwykle niosą ze sobą
podwyższone ryzyko. W twoim wypadku tym większe, bo wszystko przebiega
szybciej niż u człowieka, a na dodatek dzieci są silniejsze
i mogą być dla ciebie zagrożeniem – wytłumaczył. – Wiem, że chcesz
urodzić, ale musisz być świadoma zagrożenia, skarbie – podkreślił, bo drgnęłam,
zaniepokojona, że jednak zmienił zdanie i zacznie nakłaniać mnie do
zabiegu. – Musimy zrobić podstawowe badania. Wezmę próbkę krwi, a potem
sprawdzimy coś jeszcze i wrócimy do domu – obiecał, uśmiechając się do
mnie uspokajająco. – Odwróć głowę, kochanie, dobrze? – doradził mi, bo wbiłam
spanikowane spojrzenie w przygotowany zestaw do pobierania krwi.
Posłusznie
wykonałam polecenie, przenosząc wzrok na twarz Gabriela i szukając w jego
oczach wsparcia. Uścisnął moją dłoń, ale i tak byłam świadoma, że dziadek
bada wnętrze moich łokci, szukając żyły; ostatecznie założył mi ucisk na prawej
ręce i zajął się przygotowywaniem środka dezynfekującego oraz strzykawki.
Gabriel
ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi w oczy z taką
intensywnością, że dosłownie zatonęłam w jego czarnych tęczówkach. Na
moment straciłam kontakt z rzeczywistością i dopiero po chwili
zorientowałam się, że chłopak wykorzystuje moc, żeby odwrócić moją uwagę od
zabiegu i mnie znieczulić.
– I po
krzyku. – Dziadek uśmiechnął się do mnie czule, mocno przyciskając kawałek gazy
do ranki po igle. – Zegnij tak rękę, słońce – dodał, po czym wyszedł na chwilę,
żeby jak najszybciej zanieść próbkę mojej krwi do laboratorium.
W czasie
jego nieobecności Gabriel zachęcił mnie, żebym jeszcze spróbowała się przespać.
Siedział przy mnie, przytulał mnie i delikatnie kołysał, co działało nader
kojąco; chciałam z nim o tym wszystkim porozmawiać, ale okazałam się
zbyt zmęczona, żeby się spierać, ostatecznie więc udało mi się zasnąć.
Dziadek
wrócił z wynikami mniej więcej po godzinie i zabrał mnie na dodatkowe
badania, tym razem bez udziału igieł, co pozwoliło mi je spokojnie znieść,
byłam zresztą tak zaspana i oszołomiona, że właściwie nie zapamiętałam, co
mi robił. Wiedziałam jedynie, że czuję się przy nim bezpieczna i mogę mu
zaufać, raz po raz też powtarzałam sobie, że to wszystko jest dla dobra mojego i dzieci.
Nie
zmieniało to jednak faktu, że zdecydowanie ulżyło mi, kiedy w końcu mogłam
wróci do domu. Tym razem udało mi się nie zasnąć podczas podróży; po prostu
siedziałam w objęciach Gabriela, przypatrując mu się uważnie i nie
mogąc uwierzy, jak bardzo pomaga mi jego wsparcie. Już wcześniej łączyło nas
niezwykłe uczucie, wykraczające poza wszystkie inne, jakich kiedykolwiek
doznałam, ciąża zaś wydawała się zbliżyć nas do siebie jeszcze bardziej.
Być może
spowodował to fakt, że byliśmy w samochodzie, ale przypomniała mi o podróży
na Alaskę, do sióstr Denali, kiedy to podczas rozmowy z dziadkiem na temat
bolesnego okresu, zaczęłam się obawiać, czy witaminy, które chciał zacząć mi
podawać, nie odbiorą mi możliwości zajścia w ciążę. Wiedziałam, że zarówno
on, jak i tata mieli mnóstwo wątpliwości co do tego, czy kiedykolwiek
powinnam tak bardzo ryzykować, ale już wtedy nie myślałam o konsekwencjach,
wiedząc, że kiedyś to zrobię.
Wtedy,
zupełnie nieświadomie, zaczęłam wyobrażać sobie, jak mogłoby wyglądać moje
dziecko – i zasypiając uświadomiłam sobie, że przypomina nie tylko mnie,
ale i Gabriela. Cudowna istota o jego oczach i moich rysach
twarzy, cząsteczka mnie i jego.
Już wtedy
wiedziałam, że to Gabriel jest mi przeznaczony, choć jeszcze nie chciałam tego
przed samą sobą przyznać, przekonana, że w którymś momencie stanie się
coś, co spowoduje, że mój ukochany będzie musiał odejść.
Ale teraz
już wiedziałam, że mnie kocha i nigdy więcej nie miałam w niego
zwątpić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz