22 stycznia 2013

Epilog

Renesmee
To było jedno z najdziwniejszych przebudzeń, jakiego doświadczyłam. Było mi dobrze – spałam w końcu na tym ogromnym łóżku, w objęciach Gabriela – kody nagle usłyszałam hałas od strony okna.
Skrzywiłam się i momentalnie poderwałam do pozycji siedzącej. Gabriel spał jak zabity i nawet się nie poruszył, postanowiła go więc bez potrzeby nie budzić, przekonana, że mogłam się przesłyszeć, wtedy jednak znów usłyszałam ten dźwięk – głucha uderzenie, jakby coś właśnie stuknęło w szybę.
Pośpiesznie wyślizgnęłam się z łóżka i uchyliwszy okno, wyjrzałam na zewnątrz, gotowa podnieść alarm, gdyby coś nam groziło, gdy nagle… omal nie oberwałam kamieniem w głowę. Pocisk śmignął dosłownie centymetr nade mną i wpadł do pokoju, z hukiem lądując na podłodze.
– Jake! – zawołałam zaskoczona; spiorunowałam go wzrokiem, po czym szybko obejrzałam się za siebie, gdzie w dwóch jednakowych łóżeczkach spali Alessia i Damien. Ponownie zwróciłam twarz w stronę Jacoba, jeszcze bardziej podirytowana. – Co ty wyrabiasz? Jeśli obudzisz mi dzieci… – Urwałam, pozwalając mu samodzielnie dokończyć sobie w myślach tę groźbę. – Co tutaj robisz? – zapytałam wciąż nieco gniewnie; mówiłam szeptem, ale słyszał mnie doskonale, nawet oddalony od domu kilka ładnych metrów i skryty pomiędzy drzewami.
Zamiast cokolwiek mi wyjaśnić, jedynie machnął ręką, wyraźnie podekscytowany i… szczęśliwy? Jego emocje nieco mnie rozproszyły i po prostu nie byłam dłużej w stanie się na niego złościć.
– Chodź szybko! – ponaglił mnie, ledwo panując nad tonem głosu. – Muszę ci szybko coś pokazać – oznajmił, znów machając na mnie ręką.
Pali się, czy co?, pomyślałam, ale po jego zachowaniu poznałam, że chodzi o coś ważnego. Denerwowało mnie, że nic mi nie wyjaśnił, ale postanowiłam zejść na dół i dowiedzieć się o co chodzi.
– Daj mi chwilę, tylko się ubiorę – poprosiłam i zatrzasnęłam okno, zanim zdążyłby powiedzieć, co o tym sądzi.
Kiedy się odwróciłam, zauważyłam, że przypatruje mi się zaspany Gabriel. Uśmiechnęłam się do niego i wzruszyłam ramionami, dając mu do zrozumienia, że ma mnie o nic nie pytać, bo sama nie wiem, co się dzieje.
Bez pośpiechu podeszłam do szafy, żeby znaleźć jakieś ciepłe ubrania, ale i tak zajęło mi to więcej czasu niż przewidywałam. Obiecane Jacobowi „zaraz” przemieniło się niemal w godzinę, bo między czasie obudziły się bliźnięta i po nakarmieniu ich, Gabriel zadecydował, że wyjdziemy przed dom razem.
Jacob zdążył już przenieść się pod drzwi frontowe; stał kilka metrów od nich i wpatrywał się w nie tak intensywnie, jakby miał zamiar wyważyć je siłą swojego umysłu. Kiedy tylko mnie zobaczył, samym spojrzeniem wyraźnie dał mi do zrozumienia, co sądzi o moim „zaraz”.
– Nareszcie – sapnął. – Myślałem, że korzenie tutaj zapuszczę – poskarżył się, spoglądając na nas z wyrzutem.
– W zamarzniętej ziemi? Wątpię – zbył go Gabriel, obejmując mnie w pasie. Wtuliłam się w niego zupełnie machinalnie. – Co się stało? – zapytał, dosłownie wyjmując mi to pytanie z ust.
– Och, zaraz sami się przekonacie – zapewnił, obracając się w stronę lasu. – No, chodź. Powiesz im to, co mi – zawołał do kogoś.
Dopiero wtedy zauważyłam, że nie był sam. Obecność Shelby mnie nie zdziwiła, ale Isabeau już tak. Najbardziej jednak zdezorientowała mnie ostatnia osoba, która spokojnym, niemal majestatycznym krokiem, pokonała dzielącą ją od ganku odległość.
– Witajcie – rzucił spokojnie Michael. Chociaż widziałam go już kilka razy po tym, jak mnie przeniósł, jego widok za każdym razem wprowadzał mnie w konsternację.
Wymieniłam z Gabrielem krótkie spojrzenia, po czym oboje spojrzeliśmy na Isabeau. Udała, że tego nie widzi, dlatego nasze spojrzenia przeniosły się na Jacoba, a ostatecznie znów na Michaela.
– No, powiedz jej – ponaglił go mój przyjaciel, spoglądając nań wyczekująco.
Michael się skrzywił.
– Doprawdy, pośpiech nie popłaca. Słyszałeś to może? – skarcił go nieco rozdrażniony. – Mogłabyś lepiej dobierać sobie znajomych, dziecko – stwierdził, zwracając się do mnie.
– Ja się do niego nie przyznaję – zapewniłam go, co wywołało ogólną wesołość i urażone spojrzenie Jacoba pod moim adresem. – Poza tym mógłbyś zacząć do mnie po imieniu – obruszyłam się, bo miałam dość, że non stop podkreślał to, że byłam tak bardzo niedoświadczona.
Mruknął coś w odpowiedzi, ale prawie tego nie usłyszałam, bo poczułam małą rączkę na swoim biodrze i wzięłam Alessię na ręce. Wpatrywała się z zainteresowaniem w przybyłego wampira, ale zdecydowała się o nic nie pytać.
– Hm, decyzja będzie trudniejsza niż przewidywałam – mruknął Michael do siebie. Byłam coraz bardziej zdezorientowana.
– Mówiłam – rzuciła wyraźnie zadowolona z siebie Isabeau. – Dziwi cię to?
Puścił jej pytanie mimo uszu, ja zaś zaczęłam się irytować.
– Powiecie mi w końcu, co się dzieje? – zapytałam; Michael wzniósł oczy mu niebu, jakby chcąc zapytać „I ty, Brutusie?”. Co mogłam poradzić na to, że w tej sytuacji nie dało się zachować cierpliwości? – Wybacz, ale mam dość tajemnic – usprawiedliwiłam się. – Poza tym świat się nie skończy, jeśli chociaż raz wszystko mi wyjaśnisz.
– Dobrze, już dobrze – dał za wygraną i dla pewności rzucił Jacobowi ostrzegawcze spojrzenie, gdyby ten znów spróbował go popędzić. – Zastanów się dobrze, zanim mi odpowiesz – zastrzegł; jego słowa mnie zaniepokoiły. – Sęk w tym, że skoro grupa Lawrence'a się rozpadła, już nic nie stoi na przeszkodzie przed tym, żebyś wróciła do domu.
Słowo „dom” odbiło się echem w moim umyśle, ale i tak dopiero po chwili byłam w stanie w pełni zrozumieć sens jego słów. Zamarłam w miejscu, mając wrażenie, że mam przywidzenia; ręce mi się zatrzęsły i prawie się nie zdziwiłam, kiedy nagle ktoś wyjął Alessię z moich objęć. Kątem oka rozpoznałam, że to Edward, chociaż nie byłam kiedy on i pozostali dołączyli do nas przed domem.
Całkowicie oszołomiona spojrzałam na Michaela, zanim jednak chociaż zdążyłam otworzyć usta, znalazłam się w objęciach Jacoba, który porwał mnie do jakiegoś dzikiego tańca.
– Słyszałaś? – zapytał uradowany. – Teraz wszystko wróci do normy. Już nie będziesz musiała się bać, nikt cię nie skrzywdzi… – trajkotał, ale na prawie nie słyszałam jego głosu.
– Ale ja… ale… – Jedynie na tyle było mnie stać. Czułam, że kręci mi się w głowie i miałam wrażenie, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię, stracę przytomność. – Jake, puść mnie… – jęknęłam.
Słabość w moim głosie podziałała lepiej niż gdybym zaczęła krzyczeć. Zatrzymał się zaskoczony i podtrzymawszy mnie, spojrzał mi w oczy; pomiędzy jego brwiami pojawiła się pionowa kreska.
– Coś nie tak? – zapytał mnie zdziwiony.
Jedynie pokręciłam głową i wyplątałam się z jego objęć, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jeszcze cztery miesiące temu byłabym zachwycona taką wiadomością, ale teraz? Wiele się zmieniło i już nic nie było takie samo. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, po prostu nie mogło być.
Dlaczego Jacob tego nie dostrzegał?
Słyszałam, że ktoś powtarza moje imię – więcej niż jedna osoba – ale nie rozpoznawałam głosów. Przynajmniej do momentu, w którym nie usłyszałam wystraszonego głosu Damiena, który jakimś cudem zdołał skojarzyć wszystkie fakty.
– Mamo, zostawiasz nas? – zapytał; to pytanie wstrząsnęło mną do głębi.
Następstwa były niemal natychmiastowe. Chociaż nic nie powiedziałam (po prostu nie zdążyłam), Alessia momentalnie wybuchła płaczem i jakoś wyrwała się Edwardowi. Zaskakująco pewnym krokiem podbiegła do mnie i rzuciła mi się w ramiona; objęłam ją zupełnie machinalnie.
– Nie, ja nie chcę… – jęknęła, zaciskając paluszki na materiale mojej kurtki tak kurczowo, jakby od tego zależało jej życie. – Mamusiu… – załkała, a ja poczułam się jeszcze bardziej oszołomiona słysząc to słowo w jej ustach.
Przytuliłam ją mocniej i ucałowałam jej hebanowe włosy, czując, jak narasta we mnie złość. Jak oni mogli nawet pomyśleć, że odejdę? Wystarczyła entuzjastyczna reakcja Jacoba, żeby wszyscy wyciągnęli pochopne wnioski, chociaż na nic nie powiedziałam. Nie dało się ukryć, że teraz byłam na Jake'a wściekła, nawet jeśli w gruncie rzeczy nic nie zrobił.
– Cii… – szepnęłam czule do Alessi. – Przecież ja nigdzie nie idę – zapewniłam ją, ocierając jej łzy z policzków; nieco się uspokoiła, chociaż dalej trzymała się mnie mocno.
Jacob za to w końcu przestał się uśmiechać.
– Jak to? – zapytał, obserwując mnie z niedowierzaniem, kiedy z córeczką na rękach podeszłam do Gabriela i Damiena. – Ness, co ty mówisz?
– Jake, ciebie to dziwi? – zapytałam cicho. – Ja już ułożyłam sobie życie tutaj. Nie mogę wrócić – wyjaśniłam. – I nie chcę – uświadomiłam sobie nagle.
Gapił się na mnie w taki sposób, jakby widział mnie po raz pierwszy. Wytrzymałam jego spojrzenie, sama oszołomiona własnym wyznaniem. Aż tak wiele zmieniło się przez tych kilka miesięcy…
Głos Michaela wyrwał mnie z zamyślenia.
– To twoja ostateczna decyzja? – zapytał. – Wiesz, że pojawiam się bardzo sporadycznie i nie mogę stwierdzić ile będziesz musiała czekać, jeśli zmienisz zdanie – zastrzegł poważnym tonem. – Poza tym nie da się ukryć, że zmiany w czasie...
– Już i tak wszystko się zmieniło – zauważyła przytomnie Esme. Słysząc jej ton, odniosłam wrażenie, że jedynie ona nie zwątpiła w to, że Michaelowi odmówię.
– Nie da się ukryć – zgodził się trochę niechętnie. – Isabeau twierdziła, że nie powinienem był wcale pytać i miała rację, ale musiałem się upewnić. Mogłabyś mieć do mnie pretensje, gdybym przeniósł jedynie twoje przyjaciela – usprawiedliwił się, chociaż przecież nie miałam do niego żadnych pretensji; wręcz przeciwnie, bo za sprawą tego pytania w końcu zrozumiałam, że wszystko się zmieniło.
Skinęłam jedynie głową. Michael wzruszył ramionami, po czym odwrócił się i bez pośpiechu ruszyło w stronę lasu, wcześniej rzucając Jacobowi spojrzenie, które chyba miało znaczyć, że jeśli nie zmienił zdania, powinien się pośpieszyć. Ironiczne, patrząc na to jak sam denerwował się, kiedy próbowaliśmy go ponaglić, ale kto właściwie był w stanie zrozumieć tego wampira?
Jacob stał, wpatrując się we mnie i chyba wciąż nie do końca dochodziło do niego to, co powiedziałam. Postanowiłam pierwsza przerwać milczenie i podawczy Alessię zaskoczonemu Gabrielowi (wcześniej musiałam gorąco zapewnić małą, że za chwilkę wrócę), podbiegłam do Jake'a i mocno się do niego przytuliłam.
– Szansa ci zaraz ucieknie – powiedziałam cicho, kiedy mnie objął. – Ty nie chciałeś i nie miałeś się tutaj znaleźć. Wiem, że chcesz wrócić – zapewniłam spokojnie.
– Po prostu nie rozumiem, jak mogłaś... Chociaż nie, to akurat wiem. Tylko wciąż do mnie nie dociera, że tak to wszystko się potoczyło – zreflektował się z westchnieniem. – Nie wyobrażam sobie, że mam wrócić i żyć jakby nigdy nic, skoro tutaj zostajesz – skrzywił się, a ja zorientowałam się, że łączące nas uczucie nie wygasło, nawet jeśli sprowadzało się do siostrzano-braterskiej więzi.
Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy, chociaż kiedy uświadomiłam sobie, że to pożegnanie, zebrało mi się na płacz. Zamrugałam pośpiesznie, ale czułam, że kilka łez i tak wymknęło się spod moich powiek i teraz spływało mi po policzkach.
– Jake, jeśli się nie mylę, jesteś w zdecydowanie lepszej sytuacji ode mnie – oznajmiłam, czym całkiem go zdezorientowałam. – Serio. Będę musiała czekać, żeby się z tobą spotkać, niemal wiek. I wtedy będę na dodatek od ciebie starsza, co jest zabawne – ciągnęłam. – A ty zobaczysz mnie może jeszcze dzisiaj. Przecież wszystko się zmieniło, więc prawdopodobnie ja, Gabriel i dzieciaki pojawiliśmy się w Forks, w momencie, kiedy zniknęłam.
Zamrugał zaskoczony, bo prawdopodobnie nie brał tej opcji pod uwagę. Ale ja byłam niemal pewna, że tak właśnie było – w końcu każda moja decyzja kształtowała to, co będzie, mógł więc uznać moje słowa za wiążącą obietnicę.
– I mam uwierzyć, że przez te wszystkie lata nie zapomnisz albo nie wyrobisz w sobie niechęci do zmiennokształtnych? – zapytał zaczepnym tonem, chociaż wychwyciłam w nim nutkę obawy. – W końcu dopiero co stwierdziłaś, że się do mnie nie przyznajesz – zauważył.
Roześmiałam się przez łzy i trzepnęłam go w ramię, po czym z piskiem odskoczyłam, by spróbował zacząć mnie łaskotać. Przez moment było jak dawniej – ja i on – szybko jednak dosięgnęła nas rzeczywistość, a raczej znaczące chrząknięcie zniecierpliwionego Michaela. Sama nie wiedziałam, jak ktoś, kto kontrolował czas, mógł się niecierpliwić, ale postanowiłam nie wnikać.
Stanęłam na palca, po czym ucałowałam Jacoba w policzek.
– Do zobaczenia – powiedziałam jedynie; pożegnania nie były moją mocną stroną – miałam to po mamie i dziadku Charliem – poza tym wydawało mi się, że to najlepsze, co mogłam powiedzieć. Bo nie żegnaliśmy się na zawsze.
– Tak... Cześć, mała – rzucił, bo wiedział, że mnie tym zdenerwuje. Posławszy mi uśmiech oddalił się pośpieszni. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że próbuje zapanować nad łzami. Ale nie, przecież Jacob Black nigdy nie płakał. – Dobrze, możemy się zbierać – zwrócił się do Michaela, z lekkim oporem przybliżając się do wampira.
– Nareszcie – westchnął tamten i miał chyba coś dodać, kiedy niespodziewanie podbiegła Shelby i stanęła pomiędzy nim, a Jacobem. – Co znowu?! – niemalże warknął, spoglądając na zmiennokształtną nieufnie; miała w sobie coś, co mogło zaniepokoić wampira.
Ale tym razem nie zamierzała na nikogo naskakiwać ani się rzucać. Spojrzenie jej oczu było niemal błagalne, kiedy spojrzała Michaelowi wprost w jego krwiste tęczówki.
– Pozwól mi iść z nim – poprosiła, czym wszystkich zszokowała. – Skoro ona zostaje, pozwól mi. Ja po prostu... – Zerknęła na Jacoba. – Ja po prostu muszę się stąd wyrwać – wyjaśniła lakonicznie; gdyby nie śniady odcień jej skóry, pewnie by się zarumieniła.
Michael marszczył brwi i chyba miał zamiar odmówić, a przynajmniej tak pomyślałam w pierwszym momencie. Ostatecznie ze świstem wypuści z płuc neutralne dla wampira powietrze, po czym zapytał spokojnie:
– Zdajesz sobie sprawę o co mnie prosisz? Pomijając to, że to kolejne załamanie w czasie przestrzeni, chociaż na to mógłbym przymknąć oko, bo i tak wszystko się już posypało, rozumiesz, że w przeciwieństwie do niej nie będziesz miała powrotu? – Chciała coś powiedzieć, ale uciszył ją spojrzeniem. – Ja nie jestem niańką, dziewczyno. Nie zamierzam co chwilę sprawdzać, czy czasem ci się nie odwidziało. Jakoś nieśpieszno mi na ziemię zmiennokształtnych – zastrzegł.
To bynajmniej nie zmieniło błysku determinacji w jej oczach.
– Nie pasuję tutaj – powiedziała jedynie, spoglądając na niego pewnie i niemal wyzywająco, biorąc pod uwagę to, jak w wojowniczy sposób wysunęła podbródek. – Nie potrzebuję niańki – dodała, co Michaela rozbawiło.
– A niech cię, dziewczyno – roześmiał się. – A zresztą, rób co chcesz. Tylko szybko, zanim ustawi się tutaj kolejka chętnych – skrzywił się, po czym wyciągnął rękę; Shelby ujęła ją bez wahania, a po chwili zastanowienia dołączył do nich Jacob.
Zdążyłam jeszcze ostatni raz spojrzeć przyjacielowi w oczy, zanim zniknął wraz z pozostałą dwójką. Jeszcze długą chwilę wpatrywałam się w miejsce, w którym dopiero co stali, kiedy nagle ciepłe dłonie na mojej talii wyrwały mnie z zamyślenia.
Odwróciłam się, żeby spojrzeć wprost w ciemne oczy Gabriela. Uśmiechnął się niepewnie, po czym kciukiem otarł mi policzki, tym samym uświadamiając mi, że rozpłakałam się na całego. Otarłam oczy rękawem, próbując doprowadzić się do porządku.
– Był taki moment... – wyznał mi cicho, wyraźnie speszony i zawstydzony tym, co przyszło mu do głowy. – Taki moment, kiedy myślałem, że...
– Cii... – szepnęłam, nie zamierzając z nim o tym rozmawiać. – Wiem. Wszystko wiem – zapewniłam szeptem. – Ale nie mogłabym. Za to tutaj jestem i cię kocham, Gabrielu – przypomniałam, czując jak kolana miękną mi pod jego spojrzeniem.
– Ale mogłaś wrócić do domu – zaoponował, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Nie powiesz mi, że o tym nie marzyłaś? – Mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie. – Myślałem...
– Jestem w domu – ucięłam.
To mu wystarczyło. Spojrzał na mnie czule, a potem nachylił się i złożył na moich wargach jeden z najsłodszych pocałunków, jakich kiedykolwiek doświadczyłam, i nie miałam już wątpliwości co do tego, gdzie naprawdę przynależę.

3 komentarze:

  1. Szkoda że to już epilog bo to było naprawdę piękne opowiadanie.Liczę że nie przestaniesz pisać bo masz ogromny talent.Ten koniec jak i początek jest równie wspaniały.Życzę dużo weny i pozdrawiam.
    Ola (oldud)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak po 5 dniach w dzień i w nocy czytania twojego blogu dotarłam do końca, może nie tak do końca bo czeka mnie jeszcze część druga z czego bardzo się cieszę, ale dziewczyno masz wielki talent i nie wolno ci go zmarnować, dużo osób ci piszę, że powinnaś napisać książkę, a w końcu to jakby książka masz swoich fanów do których z pewnością należę, ja piszę bo bardzo lubię zmierzch po prostu dla przyjemności i satysfakcji, że mogę nową historię Renesmee po swojemu, ale tobie z pewnością wychodzi o wiele lepiej, powiem ci, że piszesz lepiej niż autorka Pamiętników Wampirów jeżeli czytałaś choć biorąc pod uwagę Gabriela to na pewno oglądałaś.
    Podsumowując napisałaś wspaniałą historie Renesmee , przy której często byłam bliska płaczu, śmiałam się sama do siebie(mój brat stwierdził chyba, że zwariowałam)i wściekałam np kiedy porwali Nessi w ciąży debile, ale była z pewnością bardzo romantyczna,pełna uczuć, akcji, czasem przeobrażała się w dramat historia, której nie wyobrażam sobie innej bo właśnie tak powinien wyglądać ciąg dalszy Zmierzchu.(Chyba uzależniłam się od twojego blogu)

    Pozdrawiam i wracam do czytania "Północy"
    Zmierzch-Renesmee :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i co ja mogę powiedzieć? Moje słodzenie o tym, że piszesz obłędnie, arcyciekawie i wyjątkowo znasz już chyba na pamięć :) Z początku myślałam, że przeczytanie tej części zajmie mi mniej czasu, sama przecież wiesz, jak popędziłam z całymi Cieniami, no ale nic. Grunt, że tutaj dotarłam! Czytając tę księgę, miałam jakieś dziwne uczucie, że obejmuje ona... kilka ksiąg? Inaczej chyba nie potrafię tego określić. Po prostu cała zawarta w niej akcja, wszystkie wątki i zdarzenia są tak obszerne, że aż trudno mi uwierzyć, że zmieściłaś się z nimi w stu pięćdziesięciu rozdziałach, niczego nie prowadząc zbyt szybko. Dopiero teraz całkowicie wierzę ci w te wspominki, że to najobszerniejsza z twoich powieści... Przyznam, że trochę szkoda mi tego, że Shelby postanowiła przenieść się do przyszłości - miałam delikatną nadzieję, że pojawi się więcej rozdziałów z jej perspektywy - ale wygląda na to, że jeśli tak chcę swoją wilczycę, muszę poczekać na Leę. Chociaż nie wiem, czy jeszcze w tym roku do niej dotrę xD Cóż, standardowo życzę weny, choć tego akurat nigdy ci nie brakuje :)

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa