Wyczuł obecność jeszcze przed
pojawieniem się Eleny. Przez chwilę nasłuchiwał, spodziewając się również
drugiej aury, jak nic należącej do męża dziewczyny, ale nic podobnego
nie miało miejsca. Uniósł brwi, co najmniej zaskoczony, ale nawet po upływie
kilku kolejnych sekund, sytuacja nie uległa zmianie. To wystarczyło,
żeby utwierdził Doriana w przekonaniu, że Rafael najwyraźniej nie zamierzał
ingerować w jego spotkanie ze Światłością.
Uspokojony,
w pośpiechu pokonał dzielącą go od dziewczyny odległość.
Zmaterializowała się w pobliżu jeziora, ale to nie wydało się
aniołowi dziwne. Nawet mimo tego, co wydarzyło się w ostatnim czasie,
zbiornik wodny pozostawał jednym z najbardziej wypełnionych energią,
charakterystycznych miejsc. Dorian był pewny, że Elena wyczuwała go równie
wyraźnie, co i on.
W pierwszym
odruchu zapragnął zajść dziewczynę od tyłu i spróbować ją zaskoczyć,
ale ostatecznie doszedł do wniosku, że to marny pomysł na rozpoczęcie
rozmowy. W zamian zdecydowanym krokiem wyszedł spomiędzy drzew, nawet nie próbując
ukrywać swojej obecności.
– Jednak
przyszłaś – rzucił z entuzjazmem. Lekki skinął Elenie głową w ramach
powitania. – Cieszy mnie to, chociaż jestem zaskoczony, że nigdzie nie widzę
twojego małżonka.
Przez twarz
dziewczyny przemknął cień. Wywróciła oczami, wyraźnie poirytowana.
–
Powiedzmy, że… ostatecznie ustaliliśmy, że nic się nie stanie, jeśli
raz na jakiś czas pójdę gdzieś sama.
Dorianowi
prawie udało się uśmiechnąć. Miał wrażenie, że to oznaczało mniej
więcej tyle, że to Elena postawiła na swoje. I chociaż
zdecydowanie nie uważał Rafaela za kogoś, kto zwykle ustępuje innym,
najwyraźniej w przypadku tej dziewczyny sprawy miały się zupełnie
inaczej.
– Jakkolwiek
do tego doszło, dobrze cię widzieć – zapewnił, skracając dzielący go od Eleny
dystans.
Zauważył,
że ukryła skrzydła i po prostu stała przed nim z założonymi
rękami. Pomijając charakterystyczną dla nieśmiertelnych urodę, spokojnie
mogłaby uchodzić za każdą inną z zamieszkujących między tu a teraz
duszę. A jednak wciąż lśniła, choć najpewniej nie zdawała sobie z tego
sprawy.
– Zaciekawiłeś
mnie. No i tak sobie pomyślałam… – Wzruszyła ramionami. Wzmogła uścisk, po czym
nerwowo potarła ramiona. – Nie stało się nic złego, odkąd byliśmy tu ostatni
raz, prawda?
– Nie…
Oczywiście, że nie – zapewnił pośpiesznie Dorian. Westchnął, aż nazbyt
dobrze zdając sobie sprawę z tego, co ją dręczyło. – Cały czas staram się
być w pobliżu. Pani również. Nie pozwolimy, żeby kolejny raz
zaskoczyło nas coś takiego.
Skinęła
głową. Trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślała, ale przynajmniej
chociaż raz Dorian nie miał poczucia, że błękitne oczy spoglądają na niego
ze strachem i wyrzutem. W ostatnim czasie doświadczał tego
zdecydowanie zbyt często. Chyba jedynie Ana wciąż spoglądała na niego z ufnością,
której powoli brakowało u jej krewnych. Sęk w tym, że nawet ona się
bała, nawet jeśli nigdy nie mówiła tego wprost.
Elena wydawała się
przede wszystkim zatroskana, nawet jeśli sprawa nie dotyczyła jej bezpośrednio.
Co więcej, choć Dorian nie miał okazji poznać tej dziewczyny jakoś
szczególnie dobrze, zdążył zaobserwować, że miała w sobie wyjątkowo dużo
pewności siebie. Aż za dobrze pamiętał ich pierwsze spotkanie i sposób,
w jaki rozmawiała z Selene. Taki charakterek mógł z równym
powodzeniem poprowadzić ją do zguby, jak i okazać się błogosławieństwem.
W zasadzie Dorian miał powody sądzić, że to drugie pozostawało
całkiem aktualnym stanem rzeczy.
– No dobra…
A on?
Anioł nie musiał
pytać, żeby zorientować się, kogo miała na myśli Elena.
– Nie pokazywał
się, ale pewnie wciąż towarzyszy pani – wyjaśnił lakonicznie. Spróbował wysilić się
na neutralne brzmienie głosu, ale czuł, że szło mu to marnie.
Skłamałby, gdyby stwierdził, że obecność Ciemności była komukolwiek na rękę.
– Twoje krewne też to wiedzą. Cienie znów kryją się w ogrodzie.
– Hmm… –
Podejrzliwie zmrużyła oczy, z powątpiewaniem spoglądając na drzewa. –
Brzmi jak najlepszy na świecie pomysł – sarknęła.
– Jeśli dzięki
temu siedzą bezpiecznie w domu, może i ma to sens.
Tak
przynajmniej twierdziła Selene i tylko dlatego podobne słowa przeszły mu
przez usta. Dorian naprawdę chciał ufać bogini i podzielać jej pewność
co do tego, że zaangażowanie Ciemności w ogóle powinno mieć miejsce,
ale coraz częściej ogarniały go wątpliwości. Miał wrażenie, że igrali z ogniem.
Problem jednak polegał na tym, że nie miał żadnego innego pomysłu na to,
co mogliby zrobić inaczej. Jeśli jedyny sposób na ochronę tych wszystkich
kobiet naprawdę sprowadzał się do zaufaniu samemu ojcu demonów…
Potrząsnął
głową. Nie chciał myśleć ani o tym, ani narastającym
pragnieniu, żeby wprost oznajmić Selene, że powinna się wycofać. Miał
wrażenie, że gdyby zaczął ten temat, nie powstrzymałby się od wytknięcia
kilku dręczących go kwestii. Perspektywa kłótni z boginią zdecydowanie mu się
nie podobała i to zwłaszcza teraz, gdy ta już i tak zbyt
mocno się zadręczała.
– Robimy,
co możemy. Niczego więcej ci nie obiecam, ale… – zaczął, jednak tym razem
dziewczyna zdecydowała się wejść mu w słowo.
– Wierzę ci –
zapewniła pośpiesznie. Wysiliła się na uśmiech, na dodatek
całkowicie szczerzy. W tamtej chwili wydała mu się jeszcze piękniejsza.
– Więc, Dorianie – podjęła, rozkładając ramiona i stając bardziej
swobodnie – dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
– Ach…
Lubisz bezpośredniość – zauważył, kolejny raz prowokując Elenę do uśmiechu.
– Wiesz,
Rafa zwykle jest ze mną do bólu szczery. Chyba się przyzwyczaiłam –
wyjaśniła, wzruszając ramionami. – Poza tym jestem ciekawa. Mam skrzydła,
zupełnie inne niż wszyscy wokół. Tak się zastanawiam… Ile jest prawdy w całym
tym gadaniu o byciu aniołem?
Rozluźnił
się, kiedy zmieniła temat. Przynajmniej tymczasowo wszystko wydawało się lepsze,
niż gdyby dalej mieli zadręczać się Ophelią i panującą w świecie
bogini atmosferą. Co prawda to wciąż nie rozwiązywało najważniejszego
problemu, ale Dorian nie chciał się tym zadręczać. Zwłaszcza w ostatnim
czasie brakowało mu kogoś, kto okazałby się choć częściowo pozytywnie
nastawiony.
Chyba
rozumiał, dlaczego Selene wyróżniła tę dziewczyna. Była szczera, bezpośrednia,
zbyt wygadana… Świadomie bądź nie, właśnie podniosła go na duchu.
– Zależy, o co
teraz mnie pytasz. Za czasów mojego człowieczeństwa świat wyglądał
inaczej. Nie jestem aż tak bardzo zaznajomiony z ludzkimi
wierzeniami, choć nie są mi obce – wyjaśnił po chwili zastanowienia.
– Chwila… –
Brwi Eleny powędrowały ku górze. – Byłeś człowiekiem.
– Jak i ty.
Po części – zauważył przytomnie.
– No tak,
ale…
Zawahała
się. Ostatecznie potrząsnęła głową i spojrzała na niego wyczekująco,
wyraźnie zaintrygowana.
Dorian
skinął, próbując zachęcić ją do podjęcia marszu. Ruszyli wzdłuż brzegu
jeziora – spokojnym, w pełni ludzkim krokiem. Czuł na sobie
przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu Eleny, ale sam skupił się na przejrzystej,
odbijającej dwa znajome księżyce tafli. W tamtej chwili czuł przede
wszystkim spokój, choć na moment mogąc udawać, że w ostatnim czasie
to miejsce wcale nie stanowiło źródła wszystkich problemów.
– Co ty rozumiesz
pod pojęciem anioł, Eleno? – zapytał, w końcu przenosząc na nią
wzrok.
Zamrugała.
Na moment straciła rytm, choć prawie natychmiast zdołała się z nim
zrównać.
– Nie jestem
pewna. Znaczy… Skrzydła, aureola, te sprawy? – Zaśmiała się nerwowo, raz
po raz przeczesując palcami jasne włosy. – Mój tata ma więcej
wspólnego z wiarą. Jako syn pastora, chociaż… Cholera, nie wiem, L.
daleko do jakiegoś boskiego wybrańca – mruknęła, w pośpiechu
wyrzucając kolejne słowa. – Ale anioły kojarzą mi się… z dobrocią.
Czymś nadnaturalnym. Czystym. – Kiedy znów na niego spojrzała, w jej oczach
nie doszukał się ani rozbawienia, ani wcześniejszej pewności
siebie. – Z niczym, co przypisałabym sobie.
– Jak i ja.
Właśnie przypomniałaś mi, co zawsze męczyło mnie w wierzeniach, które są
właściwe ludziom – przyznał z bladym uśmiechem. – Wierzę, że moją panią
też, choć cierpliwie próbuje się dostosować. Wydaje mi się, że wciąż czuje się
winna.
Po minie
Eleny poznał, że nie musiał rozwijać tej myśli. Sama aż za dobrze
wiedziała, co dręczyło Selene jeszcze przed decyzją o powrocie do świata,
który tak dawno temu opuściła.
Zawahał
się, przez chwilę szukając odpowiednich słów. Panujący przy jeziorze spokój
okazał się sprzyjający, tak jak i fakt, że dziewczyna wydawała się
wyjątkowo dobrą słuchaczką.
– Selene
jest wyjątkowa i bez wątpienia potężna, ale bardzo, bardzo
samotna. I uwierz mi, że daleko jej do mistycznej istoty, która
wie o wszystkim, jest nieomylna i mogłaby kogokolwiek ukarać za błędy.
To ludzie przywykli do otaczania aurą nadnaturalności wszystkiego, czego
nie potrafili wyjaśnić słowami. Jako istoty nieśmiertelne w naturalny
sposób to przyjęliśmy, ale… to nie tak. Z aniołami tym bardziej –
dodał, rozkładając skrzydła. – I tak, byłem kiedyś człowiekiem. Gdyby
podobna deklaracja padła z ust wampira, nie byłabyś zaskoczona.
– Fakt.
Tylko je widuję trochę częściej – zauważyła, przystając.
Również się
zatrzymał, po czym z wolna zwrócił w jej stronę. Czuł, że
wodziła wzrokiem po jego białych skrzydeł, choć przecież sama również
mogła pochwalić się czymś równie wyjątkowym. Mimo wszystko jej dezorientacja
wydała się Dorianowi naturalna.
– Z pewnością.
Wspomniałem już, że Selene jest potężna. To, kim jestem, zawdzięczam przede
wszystkim jej. Zresztą tak jak i ty – dodał, posyłając dziewczynie
blady uśmiech. – Śmiem jednak twierdzić, że nie aż tak bardzo różnisz się
od swojego męża. Nas po prostu wyróżnił ktoś zupełnie inny.
– Demony się
rodzą – przypomniała, wciąż nieprzekonana. – Wciąż nie jestem pewna, co to oznacza
dla mnie. Nie czuję się wyjątkowa.
– Może
właśnie to sprawia, że właśnie taka jesteś. Moja pani ma dobrą intuicję –
zapewnił, mrugając do niej porozumiewawczo.
Kąciki jej ust
drgnęły, chociaż powstrzymała się od uśmiechu. Z wolna zwróciła się
ku jezioru, z uwagą przypatrując się swojemu odbiciu. Cokolwiek
widziała, ostatecznie sprowokowało ją do tego, żeby przywołała skrzydła.
Zalśniły łagodnie w księżycowym blasku, śnieżnobiałe i piękne, jak i o taczająca
dziewczynę aura.
Dorian
podszedł bliżej, dziwnie zafascynowany tym widokiem. Prawda była taka, że
poczuł ulgę, kiedy ujrzał Elenę po raz pierwszy. Jej pojawienie się
oznaczało zmiany, zresztą i jego uspokoiło odkrycie, że Selene w końcu
zdecydowała się komuś zaufać. Zbyt długo żył ze świadomością, że mógłby
istnieć jako jedyny.
– Skoro już
rozmawiamy na nasz temat… Nie zaprosiłem cię tylko po to,
żebyś prowadzić rozmowy teologiczne – zapewnił, a ona parsknęła. – Ale myślałem
o tym już od jakiegoś czasu. Podejrzewałem, że będziesz miała
pytania.
– Szkoda, że
nie napatoczyłeś się, kiedy pierwszy raz przywołałam Niebiański Ogień.
Ciężko słuchać demonów, jeśli ma się pewność, że jednak coś nas od nich
różni – mruknęła, wznosząc oczku ku górze.
– Sądząc po tym,
czego byłeś świadkiem, Rafael daje radę jako nauczyciel.
Tym razem roześmiała się
na głos. Zaskoczyła go, ale powstrzymał się od pytań,
zbytnio skupiony na świadomości, że od dawna nie słyszał
szczerego śmiechu w tym miejscu. Ostatnie dni były trudne, a po śmierci
Gai sprawy miały się już tylko gorzej. W efekcie obserwowanie
Eleny okazało się niezwykle miłą odmianą.
– Och, na pewno!
– rzuciła, nie kryjąc rozbawienia. Musiała przysłonić dłonią usta, by łatwiej
nad sobą zapanować. – Jest aż nadto skuteczny, zwłaszcza ze swoim nadmiernym
perfekcjonizmem.
– W odrobinie
wymagań nie ma niczego złego.
– Nie wiesz,
co to oznacza w jego przypadku – rzuciła w odpowiedzi. Mimo
wszystko jej oczy lśniły, kiedy mówiła o mężu. – Ale coś w tym
jest, przynajmniej jeśli chodzi o walkę. Gdybyś skoczył na mnie rok temu,
nie potrafiłabym się obronić.
– Odniosłem
inne wrażenie, kiedy obserwowałem waszą walkę – przypomniał usłużnie.
– Tak. I podobno
miałeś coś do dodania?
Skinął głową.
Wciąż uważnie obserwując Elenę, wyciągnął przed siebie dłoń, bez najmniejszego
wysiłku przywołując do siebie Niebiański Ogień. Miecz zaciążył w jego uścisku
– w znajomy, niezwykle przyjemny sposób. Tym razem Dorian zamierzał
wykorzystać broń lepiej niż ostatnim razem, kiedy bezmyślnie rzucił się na dwa
demony, gotów wyładować na nich gniew.
Dziewczyna
nieznacznie pobladła i zrobiła taki ruch, jakby zamierzała się wycofać.
Otworzył usta, zamierzając ją uspokoić, ale ostatecznie powstrzymał się
od komentarza, widząc jak i w jego dłoniach pojawia się ostrze.
Z uznaniem skinął głową.
– Dobrze
widzieć, że przychodzi ci to tak naturalnie – ocenił, uważnym spojrzeniem
mierząc zarówno jej sylwetkę, jak i sposób w jaki zaciskała
palce na rękojeści.
– Nie widziałeś
mnie za pierwszym razem. – Uśmiechnęła się w pozbawiony
wesołości sposób. – Wtedy w ogóle nie wiedziałam, co robię. Czasami
dalej nie rozumiem.
– I tutaj
wchodzę ja. Ale najpierw…
Zaatakował
bez ostrzeżenia, choć o wiele wolniej, niż gdyby miał do czynienia
z faktycznym przeciwnikiem. Sądził, że ją zaskoczy, ale odpowiedziała
niemal błyskawicznie. Dwa ostrza ze zgrzytem zderzyły się ze sobą, kiedy z wprawą
zablokowała cięcie.
– Rafa też
przestał się zapowiadać – wyjaśniła, podchwyciwszy zaskoczone spojrzenie
Doriana.
Uśmiechnął się
na te słowa. Och, chyba rozumiał. Sądząc po sposobie, w jaki
ostatnim razem zaczęli ze sobą walczyć, to miał bardzo już sensu. Co
prawda podejrzewał, że wciąż miał większe szanse wygrać, ale Elena
najwyraźniej radziła sobie lepiej, niż początkowo sądził. Może jednak miała w sobie
więcej z wyjątkowej, zapowiadanej tak długo Światłości, niż początkowo
zakładał.
Zaatakował
jeszcze kilka razy, stopniowo przyśpieszając ruchy. Dostosowała się do tego,
w skupieniu blokując kolejne ciosy. Był coś ujmującego w malującym się
na jej twarzy skupieniu. Błękitne oczy błyszczały, a kiedy przyjrzał się
im dokładniej, dostrzegł otaczające źrenice złociste cętki. Sama Elena okazała się
zaskakująco zdecydowana i zwinna, w niczym już nie przypominając
mu kruchej, nieporadnej dziewczyny, którą dostrzegł w niej za pierwszym
razem.
Dorian
zaśmiał się w duchu. Oczywiście, powinien był to przewidzieć. Selene
wiedziała, co robi, zresztą anioł aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego,
jak silne i uparte potrafiły być niektóre kobiety. Urocza aparycja o niczym
nie świadczyła, nawet jeśli w naturalny sposób i tak miało się
ochotę dziewczynę chronić.
Czasami
ta siła to za mało…
Coś
ścisnęło go w gardle na tę myśl. O tym, co oznaczało zawieść
akurat wtedy, kiedy druga osoba najbardziej tego potrzebowała, również dobrze
wiedział.
Niechciane
myśli na moment wytrąciły go z równowagi. Skrzywił się i w porę
odskoczył, kiedy Elena wyprowadziła kolejny cios. Rozproszył się na tyle,
że niewiele brakowało, by jednak nadział się na jej ostrzę.
Zauważył panikę w jasnych oczach, zwłaszcza gdy zwrócił się do niej
plecami, w pośpiechu osłaniając się skrzydłami.
– Nie…! – wyrwało
jej się.
Dorian
poczuł impet uderzenia, kiedy ostrze zderzyło się ze stworzoną przez niego
barierą. Elena zatoczyła się i upadła na plecy. Niebiański Ogień
wyślizgnął się z jej dłoni i zniknął.
– Wybacz –
zreflektował się pospiesznie anioł. Złożył skrzydła, po czym spojrzał
z góry na wciąż wystraszoną dziewczynę. – Zamyśliłem się. Ja… Czemu
patrzysz się na mnie tak dziwnie? – zmartwił się. Z jakiegoś
powodu wydała mu się naprawdę poruszona.
– Jeszcze
pytasz?! – obruszyła się. Jej głos zabrzmiał dziwnie piskliwie. – Prawie
trafiłam. Twoje skrzydła… – zaczęła, ale nie była w stanie dokończyć.
– Osłoniłem się
– zapewnił, zachęcająco wyciągając ku niej dłoń. – Eleno… Co się stało?
W odpowiedzi
potrząsnęła głową. W ciszy chwyciła go za rękę, pozwalając, by pomógł
jej dźwignąć się na nogi. Prawie natychmiast wyślizgnęła się
z jego uścisku i zaczęła oglądać go ze wszystkich stron, zupełnie
jakby sądziła, że nagle zauważy coś, czego nie powinna. Oczy Eleny wciąż
wydawały się nienaturalnie duże i wystraszone, jednak Dorian nie potrafił
stwierdzić, co mogło być tego przyczyną.
Miał
wrażenie, że minęła całą wieczność, nim dziewczyna w końcu przestała
niespokojnie wokół niego krążyć i uspokoiła się na tyle, by móc się
odezwać.
– Zwróciłeś się
do mnie plecami. Ja naprawdę… Nic ci nie jest? Myślałam…
– Dlaczego
miałoby? Nasze skrzydła są trwalsze niż się wydaje – zapewnił, w uspokajającym
geście chwytając ją za obie dłonie. – Sama widzisz, że mnie nie zraniłaś…
Rafael ci tego nie pokazywał?
Energicznie
potrząsnęła głową. Jej oczy błyszczały niespokojnie.
– Rafa
pokazał mi coś zupełnie innego – oznajmiła grobowym tonem. Oswobodziła jedną z rąk
i energicznym gestem odgarnęła włosy z twarzy. – I jestem pewna,
że wcale nie udawał, kiedy wykrwawiał się podczas naszego pierwszego
spotkania. Myślałam, że przestrzeń między skrzydłami jest najbardziej wrażliwa.
Dorian
otworzył i zaraz zamknął usta. Zrozumienie pojawił się nagle,
zwłaszcza że wyraz twarzy dziewczyny jasno dał mu do zrozumienia, że
mówiła poważnie. Jej reakcja również mówiła sama za siebie. To,
dlaczego w takim pośpiechu zaczęła wokół niego krążyć, nagle wydało się
oczywiste.
– Nie miałem
pojęcia – zapewnił, siląc się na spokojne brzmienie. – Możliwe, że
jednak coś nas różni. Powiedziałbym, że skrzydła to potężna broń.
Wciąż nie wyglądała
na przekonaną. Nie próbował naciskać, dając jej chwilę na to,
by zdołała się uspokoić i w końcu przyjęła jego słowa.
Nie zaprotestował, kiedy znów zaczęła niespokojnie krążyć, a ostatecznie
zatrzymała się za nim, niepewnie przesuwając dłonią po skrzydłach.
Jej dotyk okazał się przyjemnie ciepły i lekki.
– I nie mówisz
tego, żeby mnie uspokoić?
– Sama
możesz spróbować, jeśli nadal masz wątpliwości – zaoferował, oglądając się
przez ramię.
– Chyba
jednak uwierzę na słowo – mruknęła, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym
geście.
Kąciki ust
Doriana drgnęły, ale powstrzymał się od uśmiechu. W zamian
z wolna zwrócił się do dziewczyny, by móc stanąć z nią
twarzą w twarz.
– Nie wiem,
jak to jest z demonami, ale w naszym przypadku skrzydła to najwspanialsze,
co mamy. Zacznij ich używać, a pewnie nie raz cię zaskoczą.
–
Zabrzmiało jak z taniej reklamy – wyrzuciła z siebie na wydechu.
W nerwach najwyraźniej miała w zwyczaju paplać trzy po trzy. A może
to po prostu była cała Elena. – Ale do mnie przemawia,
więc… Rany, ostrzeż mnie następnym razem!
– Postaram się.
Rozumiem, że na tę chwilę masz dość?
Spojrzenie,
które mu rzuciła, okazało się wystarczająco wymowne. Chcąc nie chcąc
zdecydował się jej nie prowokować, więc po prostu złożył
skrzydła i wycofał się o kilka kroków. Elena wciąż wyglądała na wzburzoną,
ale przynajmniej odzyskała kolory, już nie sprawiając wrażenia
bliskiej paniki. Zauważył, że wbiła wzrok w taflę jeziora, uważniej niż
wcześniej przypatrując się swoim skrzydłom. Nie próbowała ich ukrywać,
przynajmniej na razie. Zdaniem Doriana tak było lepiej, zwłaszcza że
przecież pozostawały jej częścią.
– Dobra…
Chyba mi lepiej. – W tamtej chwili nie potrafił stwierdzić, czy te
słowa były przeznaczone dla niego, czy może właśnie zwracała się do siebie
samej. – Chyba.
– To dobrze.
Wolałbym drugi raz nie walczyć z Rafaelem.
Rzuciła mu
poirytowane spojrzenie, ale nawet jeśli miała jakąś uwagę, zachowała ją dla
siebie.
– Mogę o coś
zapytać? – rzuciła w zamian.
Tym razem
zabrzmiała inaczej, spokojniej i bardziej rzeczowo. Jej oczy lśniły
łagodnie, zdradzając przede wszystkim ciekawość.
– Możemy
uznać, że jestem ci winny przynajmniej jedną szczerą odpowiedź – zaoferował
po chwili zastanowienia. – Zwłaszcza że sam cię zaprosiłem.
– Tylko jedną?
– obruszyła się.
Wyraźnie
niezadowolona, wydęła usta. Coś w tej reakcji sprawiło, że zapragnął się
roześmiać.
– Aż jedną –
poprawił. – Nie mam pojęcia, co chodzi ci po głowie. Równie
dobrze mogę zacząć żałować, kiedy usłyszę pytanie.
– Nie jest
aż takie osobiste – zapewniła pośpiesznie. – W zasadzie… Wspomniałeś, że
byłeś człowiekiem.
Dorian
spoważniał. Mimowolnie spiął się, nagle zaniepokojony.
– Co w związku
z tym?
– Po prostu się
zastanawiam. Nie musisz mi wszystkiego mówić, jeśli nie chcesz – zapewniła
pospiesznie – ale jestem ciekawa, jak w takim razie poznaliście się
z Selene. Chronisz ją, prawda? – dodała i tym razem zabrzmiała o wiele
spokojniej.
– Ach…
Mógł się
tego spodziewać. Podejrzewał, że w normalnym wypadku ciekawiłaby go
dokładnie ta sama kwestia. To, że Elena mogłaby chcieć dowiedzieć się
więcej na temat jedynej osoby, która była do niej podobna, wydawało się
naturalne i uzasadnione, ale…
Gdyby to było
takie proste.
– Odkąd tylko pamiętam – powiedział w końcu. – Od dnia, w którym ocaliła mnie przed śmiercią…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz