3 kwietnia 2022

Sto siedemdziesiąt osiem

Dorian

Wyczuł obecność jeszcze przed pojawieniem się Eleny. Przez chwilę nasłuchiwał, spodziewając się również drugiej aury, jak nic należącej do męża dziewczyny, ale nic podobnego nie miało miejsca. Uniósł brwi, co najmniej zaskoczony, ale nawet po upływie kilku kolejnych sekund, sytuacja nie uległa zmianie. To wystarczyło, żeby utwierdził Doriana w przekonaniu, że Rafael najwyraźniej nie zamierzał ingerować w jego spotkanie ze Światłością.

Uspokojony, w pośpiechu pokonał dzielącą go od dziewczyny odległość. Zmaterializowała się w pobliżu jeziora, ale to nie wydało się aniołowi dziwne. Nawet mimo tego, co wydarzyło się w ostatnim czasie, zbiornik wodny pozostawał jednym z najbardziej wypełnionych energią, charakterystycznych miejsc. Dorian był pewny, że Elena wyczuwała go równie wyraźnie, co i on.

W pierwszym odruchu zapragnął zajść dziewczynę od tyłu i spróbować ją zaskoczyć, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że to marny pomysł na rozpoczęcie rozmowy. W zamian zdecydowanym krokiem wyszedł spomiędzy drzew, nawet nie próbując ukrywać swojej obecności.

– Jednak przyszłaś – rzucił z entuzjazmem. Lekki skinął Elenie głową w ramach powitania. – Cieszy mnie to, chociaż jestem zaskoczony, że nigdzie nie widzę twojego małżonka.

Przez twarz dziewczyny przemknął cień. Wywróciła oczami, wyraźnie poirytowana.

– Powiedzmy, że… ostatecznie ustaliliśmy, że nic się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas pójdę gdzieś sama.

Dorianowi prawie udało się uśmiechnąć. Miał wrażenie, że to oznaczało mniej więcej tyle, że to Elena postawiła na swoje. I chociaż zdecydowanie nie uważał Rafaela za kogoś, kto zwykle ustępuje innym, najwyraźniej w przypadku tej dziewczyny sprawy miały się zupełnie inaczej.

– Jakkolwiek do tego doszło, dobrze cię widzieć – zapewnił, skracając dzielący go od Eleny dystans.

Zauważył, że ukryła skrzydła i po prostu stała przed nim z założonymi rękami. Pomijając charakterystyczną dla nieśmiertelnych urodę, spokojnie mogłaby uchodzić za każdą inną z zamieszkujących między tu a teraz duszę. A jednak wciąż lśniła, choć najpewniej nie zdawała sobie z tego sprawy.

– Zaciekawiłeś mnie. No i tak sobie pomyślałam… – Wzruszyła ramionami. Wzmogła uścisk, po czym nerwowo potarła ramiona. – Nie stało się nic złego, odkąd byliśmy tu ostatni raz, prawda?

– Nie… Oczywiście, że nie – zapewnił pośpiesznie Dorian. Westchnął, aż nazbyt dobrze zdając sobie sprawę z tego, co ją dręczyło. – Cały czas staram się być w pobliżu. Pani również. Nie pozwolimy, żeby kolejny raz zaskoczyło nas coś takiego.

Skinęła głową. Trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślała, ale przynajmniej chociaż raz Dorian nie miał poczucia, że błękitne oczy spoglądają na niego ze strachem i wyrzutem. W ostatnim czasie doświadczał tego zdecydowanie zbyt często. Chyba jedynie Ana wciąż spoglądała na niego z ufnością, której powoli brakowało u jej krewnych. Sęk w tym, że nawet ona się bała, nawet jeśli nigdy nie mówiła tego wprost.

Elena wydawała się przede wszystkim zatroskana, nawet jeśli sprawa nie dotyczyła jej bezpośrednio. Co więcej, choć Dorian nie miał okazji poznać tej dziewczyny jakoś szczególnie dobrze, zdążył zaobserwować, że miała w sobie wyjątkowo dużo pewności siebie. Aż za dobrze pamiętał ich pierwsze spotkanie i sposób, w jaki rozmawiała z Selene. Taki charakterek mógł z równym powodzeniem poprowadzić ją do zguby, jak i okazać się błogosławieństwem. W zasadzie Dorian miał powody sądzić, że to drugie pozostawało całkiem aktualnym stanem rzeczy.

– No dobra… A on?

Anioł nie musiał pytać, żeby zorientować się, kogo miała na myśli Elena.

– Nie pokazywał się, ale pewnie wciąż towarzyszy pani – wyjaśnił lakonicznie. Spróbował wysilić się na neutralne brzmienie głosu, ale czuł, że szło mu to marnie. Skłamałby, gdyby stwierdził, że obecność Ciemności była komukolwiek na rękę. – Twoje krewne też to wiedzą. Cienie znów kryją się w ogrodzie.

– Hmm… – Podejrzliwie zmrużyła oczy, z powątpiewaniem spoglądając na drzewa. – Brzmi jak najlepszy na świecie pomysł – sarknęła.

– Jeśli dzięki temu siedzą bezpiecznie w domu, może i ma to sens.

Tak przynajmniej twierdziła Selene i tylko dlatego podobne słowa przeszły mu przez usta. Dorian naprawdę chciał ufać bogini i podzielać jej pewność co do tego, że zaangażowanie Ciemności w ogóle powinno mieć miejsce, ale coraz częściej ogarniały go wątpliwości. Miał wrażenie, że igrali z ogniem. Problem jednak polegał na tym, że nie miał żadnego innego pomysłu na to, co mogliby zrobić inaczej. Jeśli jedyny sposób na ochronę tych wszystkich kobiet naprawdę sprowadzał się do zaufaniu samemu ojcu demonów…

Potrząsnął głową. Nie chciał myśleć ani o tym, ani narastającym pragnieniu, żeby wprost oznajmić Selene, że powinna się wycofać. Miał wrażenie, że gdyby zaczął ten temat, nie powstrzymałby się od wytknięcia kilku dręczących go kwestii. Perspektywa kłótni z boginią zdecydowanie mu się nie podobała i to zwłaszcza teraz, gdy ta już i tak zbyt mocno się zadręczała.

– Robimy, co możemy. Niczego więcej ci nie obiecam, ale… – zaczął, jednak tym razem dziewczyna zdecydowała się wejść mu w słowo.

– Wierzę ci – zapewniła pośpiesznie. Wysiliła się na uśmiech, na dodatek całkowicie szczerzy. W tamtej chwili wydała mu się jeszcze piękniejsza. – Więc, Dorianie – podjęła, rozkładając ramiona i stając bardziej swobodnie – dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?

– Ach… Lubisz bezpośredniość – zauważył, kolejny raz prowokując Elenę do uśmiechu.

– Wiesz, Rafa zwykle jest ze mną do bólu szczery. Chyba się przyzwyczaiłam – wyjaśniła, wzruszając ramionami. – Poza tym jestem ciekawa. Mam skrzydła, zupełnie inne niż wszyscy wokół. Tak się zastanawiam… Ile jest prawdy w całym tym gadaniu o byciu aniołem?

Rozluźnił się, kiedy zmieniła temat. Przynajmniej tymczasowo wszystko wydawało się lepsze, niż gdyby dalej mieli zadręczać się Ophelią i panującą w świecie bogini atmosferą. Co prawda to wciąż nie rozwiązywało najważniejszego problemu, ale Dorian nie chciał się tym zadręczać. Zwłaszcza w ostatnim czasie brakowało mu kogoś, kto okazałby się choć częściowo pozytywnie nastawiony.

Chyba rozumiał, dlaczego Selene wyróżniła tę dziewczyna. Była szczera, bezpośrednia, zbyt wygadana… Świadomie bądź nie, właśnie podniosła go na duchu.

– Zależy, o co teraz mnie pytasz. Za czasów mojego człowieczeństwa świat wyglądał inaczej. Nie jestem aż tak bardzo zaznajomiony z ludzkimi wierzeniami, choć nie są mi obce – wyjaśnił po chwili zastanowienia.

– Chwila… – Brwi Eleny powędrowały ku górze. – Byłeś człowiekiem.

– Jak i ty. Po części – zauważył przytomnie.

– No tak, ale…

Zawahała się. Ostatecznie potrząsnęła głową i spojrzała na niego wyczekująco, wyraźnie zaintrygowana.

Dorian skinął, próbując zachęcić ją do podjęcia marszu. Ruszyli wzdłuż brzegu jeziora – spokojnym, w pełni ludzkim krokiem. Czuł na sobie przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu Eleny, ale sam skupił się na przejrzystej, odbijającej dwa znajome księżyce tafli. W tamtej chwili czuł przede wszystkim spokój, choć na moment mogąc udawać, że w ostatnim czasie to miejsce wcale nie stanowiło źródła wszystkich problemów.

– Co ty rozumiesz pod pojęciem anioł, Eleno? – zapytał, w końcu przenosząc na nią wzrok.

Zamrugała. Na moment straciła rytm, choć prawie natychmiast zdołała się z nim zrównać.

– Nie jestem pewna. Znaczy… Skrzydła, aureola, te sprawy? – Zaśmiała się nerwowo, raz po raz przeczesując palcami jasne włosy. – Mój tata ma więcej wspólnego z wiarą. Jako syn pastora, chociaż… Cholera, nie wiem, L. daleko do jakiegoś boskiego wybrańca – mruknęła, w pośpiechu wyrzucając kolejne słowa. – Ale anioły kojarzą mi się… z dobrocią. Czymś nadnaturalnym. Czystym. – Kiedy znów na niego spojrzała, w jej oczach nie doszukał się ani rozbawienia, ani wcześniejszej pewności siebie. – Z niczym, co przypisałabym sobie.

– Jak i ja. Właśnie przypomniałaś mi, co zawsze męczyło mnie w wierzeniach, które są właściwe ludziom – przyznał z bladym uśmiechem. – Wierzę, że moją panią też, choć cierpliwie próbuje się dostosować. Wydaje mi się, że wciąż czuje się winna.

Po minie Eleny poznał, że nie musiał rozwijać tej myśli. Sama aż za dobrze wiedziała, co dręczyło Selene jeszcze przed decyzją o powrocie do świata, który tak dawno temu opuściła.

Zawahał się, przez chwilę szukając odpowiednich słów. Panujący przy jeziorze spokój okazał się sprzyjający, tak jak i fakt, że dziewczyna wydawała się wyjątkowo dobrą słuchaczką.

– Selene jest wyjątkowa i bez wątpienia potężna, ale bardzo, bardzo samotna. I uwierz mi, że daleko jej do mistycznej istoty, która wie o wszystkim, jest nieomylna i mogłaby kogokolwiek ukarać za błędy. To ludzie przywykli do otaczania aurą nadnaturalności wszystkiego, czego nie potrafili wyjaśnić słowami. Jako istoty nieśmiertelne w naturalny sposób to przyjęliśmy, ale… to nie tak. Z aniołami tym bardziej – dodał, rozkładając skrzydła. – I tak, byłem kiedyś człowiekiem. Gdyby podobna deklaracja padła z ust wampira, nie byłabyś zaskoczona.

– Fakt. Tylko je widuję trochę częściej – zauważyła, przystając.

Również się zatrzymał, po czym z wolna zwrócił w jej stronę. Czuł, że wodziła wzrokiem po jego białych skrzydeł, choć przecież sama również mogła pochwalić się czymś równie wyjątkowym. Mimo wszystko jej dezorientacja wydała się Dorianowi naturalna.

– Z pewnością. Wspomniałem już, że Selene jest potężna. To, kim jestem, zawdzięczam przede wszystkim jej. Zresztą tak jak i ty – dodał, posyłając dziewczynie blady uśmiech. – Śmiem jednak twierdzić, że nie aż tak bardzo różnisz się od swojego męża. Nas po prostu wyróżnił ktoś zupełnie inny.

– Demony się rodzą – przypomniała, wciąż nieprzekonana. – Wciąż nie jestem pewna, co to oznacza dla mnie. Nie czuję się wyjątkowa.

– Może właśnie to sprawia, że właśnie taka jesteś. Moja pani ma dobrą intuicję – zapewnił, mrugając do niej porozumiewawczo.

Kąciki jej ust drgnęły, chociaż powstrzymała się od uśmiechu. Z wolna zwróciła się ku jezioru, z uwagą przypatrując się swojemu odbiciu. Cokolwiek widziała, ostatecznie sprowokowało ją do tego, żeby przywołała skrzydła. Zalśniły łagodnie w księżycowym blasku, śnieżnobiałe i piękne, jak i o taczająca dziewczynę aura.

Dorian podszedł bliżej, dziwnie zafascynowany tym widokiem. Prawda była taka, że poczuł ulgę, kiedy ujrzał Elenę po raz pierwszy. Jej pojawienie się oznaczało zmiany, zresztą i jego uspokoiło odkrycie, że Selene w końcu zdecydowała się komuś zaufać. Zbyt długo żył ze świadomością, że mógłby istnieć jako jedyny.

– Skoro już rozmawiamy na nasz temat… Nie zaprosiłem cię tylko po to, żebyś prowadzić rozmowy teologiczne – zapewnił, a ona parsknęła. – Ale myślałem o tym już od jakiegoś czasu. Podejrzewałem, że będziesz miała pytania.

– Szkoda, że nie napatoczyłeś się, kiedy pierwszy raz przywołałam Niebiański Ogień. Ciężko słuchać demonów, jeśli ma się pewność, że jednak coś nas od nich różni – mruknęła, wznosząc oczku ku górze.

– Sądząc po tym, czego byłeś świadkiem, Rafael daje radę jako nauczyciel.

Tym razem roześmiała się na głos. Zaskoczyła go, ale powstrzymał się od pytań, zbytnio skupiony na świadomości, że od dawna nie słyszał szczerego śmiechu w tym miejscu. Ostatnie dni były trudne, a po śmierci Gai sprawy miały się już tylko gorzej. W efekcie obserwowanie Eleny okazało się niezwykle miłą odmianą.

– Och, na pewno! – rzuciła, nie kryjąc rozbawienia. Musiała przysłonić dłonią usta, by łatwiej nad sobą zapanować. – Jest aż nadto skuteczny, zwłaszcza ze swoim nadmiernym perfekcjonizmem.

– W odrobinie wymagań nie ma niczego złego.

– Nie wiesz, co to oznacza w jego przypadku – rzuciła w odpowiedzi. Mimo wszystko jej oczy lśniły, kiedy mówiła o mężu. – Ale coś w tym jest, przynajmniej jeśli chodzi o walkę. Gdybyś skoczył na mnie rok temu, nie potrafiłabym się obronić.

– Odniosłem inne wrażenie, kiedy obserwowałem waszą walkę – przypomniał usłużnie.

– Tak. I podobno miałeś coś do dodania?

Skinął głową. Wciąż uważnie obserwując Elenę, wyciągnął przed siebie dłoń, bez najmniejszego wysiłku przywołując do siebie Niebiański Ogień. Miecz zaciążył w jego uścisku – w znajomy, niezwykle przyjemny sposób. Tym razem Dorian zamierzał wykorzystać broń lepiej niż ostatnim razem, kiedy bezmyślnie rzucił się na dwa demony, gotów wyładować na nich gniew.

Dziewczyna nieznacznie pobladła i zrobiła taki ruch, jakby zamierzała się wycofać. Otworzył usta, zamierzając ją uspokoić, ale ostatecznie powstrzymał się od komentarza, widząc jak i w jego dłoniach pojawia się ostrze. Z uznaniem skinął głową.

– Dobrze widzieć, że przychodzi ci to tak naturalnie – ocenił, uważnym spojrzeniem mierząc zarówno jej sylwetkę, jak i sposób w jaki zaciskała palce na rękojeści.

– Nie widziałeś mnie za pierwszym razem. – Uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości sposób. – Wtedy w ogóle nie wiedziałam, co robię. Czasami dalej nie rozumiem.

– I tutaj wchodzę ja. Ale najpierw…

Zaatakował bez ostrzeżenia, choć o wiele wolniej, niż gdyby miał do czynienia z faktycznym przeciwnikiem. Sądził, że ją zaskoczy, ale odpowiedziała niemal błyskawicznie. Dwa ostrza ze zgrzytem zderzyły się ze sobą, kiedy z wprawą zablokowała cięcie.

– Rafa też przestał się zapowiadać – wyjaśniła, podchwyciwszy zaskoczone spojrzenie Doriana.

Uśmiechnął się na te słowa. Och, chyba rozumiał. Sądząc po sposobie, w jaki ostatnim razem zaczęli ze sobą walczyć, to miał bardzo już sensu. Co prawda podejrzewał, że wciąż miał większe szanse wygrać, ale Elena najwyraźniej radziła sobie lepiej, niż początkowo sądził. Może jednak miała w sobie więcej z wyjątkowej, zapowiadanej tak długo Światłości, niż początkowo zakładał.

Zaatakował jeszcze kilka razy, stopniowo przyśpieszając ruchy. Dostosowała się do tego, w skupieniu blokując kolejne ciosy. Był coś ujmującego w malującym się na jej twarzy skupieniu. Błękitne oczy błyszczały, a kiedy przyjrzał się im dokładniej, dostrzegł otaczające źrenice złociste cętki. Sama Elena okazała się zaskakująco zdecydowana i zwinna, w niczym już nie przypominając mu kruchej, nieporadnej dziewczyny, którą dostrzegł w niej za pierwszym razem.

Dorian zaśmiał się w duchu. Oczywiście, powinien był to przewidzieć. Selene wiedziała, co robi, zresztą anioł aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak silne i uparte potrafiły być niektóre kobiety. Urocza aparycja o niczym nie świadczyła, nawet jeśli w naturalny sposób i tak miało się ochotę dziewczynę chronić.

Czasami ta siła to za mało…

Coś ścisnęło go w gardle na tę myśl. O tym, co oznaczało zawieść akurat wtedy, kiedy druga osoba najbardziej tego potrzebowała, również dobrze wiedział.

Niechciane myśli na moment wytrąciły go z równowagi. Skrzywił się i w porę odskoczył, kiedy Elena wyprowadziła kolejny cios. Rozproszył się na tyle, że niewiele brakowało, by jednak nadział się na jej ostrzę. Zauważył panikę w jasnych oczach, zwłaszcza gdy zwrócił się do niej plecami, w pośpiechu osłaniając się skrzydłami.

– Nie…! – wyrwało jej się.

Dorian poczuł impet uderzenia, kiedy ostrze zderzyło się ze stworzoną przez niego barierą. Elena zatoczyła się i upadła na plecy. Niebiański Ogień wyślizgnął się z jej dłoni i zniknął.

– Wybacz – zreflektował się pospiesznie anioł. Złożył skrzydła, po czym spojrzał z góry na wciąż wystraszoną dziewczynę. – Zamyśliłem się. Ja… Czemu patrzysz się na mnie tak dziwnie? – zmartwił się. Z jakiegoś powodu wydała mu się naprawdę poruszona.

– Jeszcze pytasz?! – obruszyła się. Jej głos zabrzmiał dziwnie piskliwie. – Prawie trafiłam. Twoje skrzydła… – zaczęła, ale nie była w stanie dokończyć.

– Osłoniłem się – zapewnił, zachęcająco wyciągając ku niej dłoń. – Eleno… Co się stało?

W odpowiedzi potrząsnęła głową. W ciszy chwyciła go za rękę, pozwalając, by pomógł jej dźwignąć się na nogi. Prawie natychmiast wyślizgnęła się z jego uścisku i zaczęła oglądać go ze wszystkich stron, zupełnie jakby sądziła, że nagle zauważy coś, czego nie powinna. Oczy Eleny wciąż wydawały się nienaturalnie duże i wystraszone, jednak Dorian nie potrafił stwierdzić, co mogło być tego przyczyną.

Miał wrażenie, że minęła całą wieczność, nim dziewczyna w końcu przestała niespokojnie wokół niego krążyć i uspokoiła się na tyle, by móc się odezwać.

– Zwróciłeś się do mnie plecami. Ja naprawdę… Nic ci nie jest? Myślałam…

– Dlaczego miałoby? Nasze skrzydła są trwalsze niż się wydaje – zapewnił, w uspokajającym geście chwytając ją za obie dłonie. – Sama widzisz, że mnie nie zraniłaś… Rafael ci tego nie pokazywał?

Energicznie potrząsnęła głową. Jej oczy błyszczały niespokojnie.

– Rafa pokazał mi coś zupełnie innego – oznajmiła grobowym tonem. Oswobodziła jedną z rąk i energicznym gestem odgarnęła włosy z twarzy. – I jestem pewna, że wcale nie udawał, kiedy wykrwawiał się podczas naszego pierwszego spotkania. Myślałam, że przestrzeń między skrzydłami jest najbardziej wrażliwa.

Dorian otworzył i zaraz zamknął usta. Zrozumienie pojawił się nagle, zwłaszcza że wyraz twarzy dziewczyny jasno dał mu do zrozumienia, że mówiła poważnie. Jej reakcja również mówiła sama za siebie. To, dlaczego w takim pośpiechu zaczęła wokół niego krążyć, nagle wydało się oczywiste.

– Nie miałem pojęcia – zapewnił, siląc się na spokojne brzmienie. – Możliwe, że jednak coś nas różni. Powiedziałbym, że skrzydła to potężna broń.

Wciąż nie wyglądała na przekonaną. Nie próbował naciskać, dając jej chwilę na to, by zdołała się uspokoić i w końcu przyjęła jego słowa. Nie zaprotestował, kiedy znów zaczęła niespokojnie krążyć, a ostatecznie zatrzymała się za nim, niepewnie przesuwając dłonią po skrzydłach. Jej dotyk okazał się przyjemnie ciepły i lekki.

– I nie mówisz tego, żeby mnie uspokoić?

– Sama możesz spróbować, jeśli nadal masz wątpliwości – zaoferował, oglądając się przez ramię.

– Chyba jednak uwierzę na słowo – mruknęła, wyrzucając obie ręce ku górze w poddańczym geście.

Kąciki ust Doriana drgnęły, ale powstrzymał się od uśmiechu. W zamian z wolna zwrócił się do dziewczyny, by móc stanąć z nią twarzą w twarz.

– Nie wiem, jak to jest z demonami, ale w naszym przypadku skrzydła to najwspanialsze, co mamy. Zacznij ich używać, a pewnie nie raz cię zaskoczą.

– Zabrzmiało jak z taniej reklamy – wyrzuciła z siebie na wydechu. W nerwach najwyraźniej miała w zwyczaju paplać trzy po trzy. A może to po prostu była cała Elena. – Ale do mnie przemawia, więc… Rany, ostrzeż mnie następnym razem!

– Postaram się. Rozumiem, że na tę chwilę masz dość?

Spojrzenie, które mu rzuciła, okazało się wystarczająco wymowne. Chcąc nie chcąc zdecydował się jej nie prowokować, więc po prostu złożył skrzydła i wycofał się o kilka kroków. Elena wciąż wyglądała na wzburzoną, ale przynajmniej odzyskała kolory, już nie sprawiając wrażenia bliskiej paniki. Zauważył, że wbiła wzrok w taflę jeziora, uważniej niż wcześniej przypatrując się swoim skrzydłom. Nie próbowała ich ukrywać, przynajmniej na razie. Zdaniem Doriana tak było lepiej, zwłaszcza że przecież pozostawały jej częścią.

– Dobra… Chyba mi lepiej. – W tamtej chwili nie potrafił stwierdzić, czy te słowa były przeznaczone dla niego, czy może właśnie zwracała się do siebie samej. – Chyba.

– To dobrze. Wolałbym drugi raz nie walczyć z Rafaelem.

Rzuciła mu poirytowane spojrzenie, ale nawet jeśli miała jakąś uwagę, zachowała ją dla siebie.

– Mogę o coś zapytać? – rzuciła w zamian.

Tym razem zabrzmiała inaczej, spokojniej i bardziej rzeczowo. Jej oczy lśniły łagodnie, zdradzając przede wszystkim ciekawość.

– Możemy uznać, że jestem ci winny przynajmniej jedną szczerą odpowiedź – zaoferował po chwili zastanowienia. – Zwłaszcza że sam cię zaprosiłem.

– Tylko jedną? – obruszyła się.

Wyraźnie niezadowolona, wydęła usta. Coś w tej reakcji sprawiło, że zapragnął się roześmiać.

– Aż jedną – poprawił. – Nie mam pojęcia, co chodzi ci po głowie. Równie dobrze mogę zacząć żałować, kiedy usłyszę pytanie.

– Nie jest aż takie osobiste – zapewniła pośpiesznie. – W zasadzie… Wspomniałeś, że byłeś człowiekiem.

Dorian spoważniał. Mimowolnie spiął się, nagle zaniepokojony.

– Co w związku z tym?

– Po prostu się zastanawiam. Nie musisz mi wszystkiego mówić, jeśli nie chcesz – zapewniła pospiesznie – ale jestem ciekawa, jak w takim razie poznaliście się z Selene. Chronisz ją, prawda? – dodała i tym razem zabrzmiała o wiele spokojniej.

– Ach…

Mógł się tego spodziewać. Podejrzewał, że w normalnym wypadku ciekawiłaby go dokładnie ta sama kwestia. To, że Elena mogłaby chcieć dowiedzieć się więcej na temat jedynej osoby, która była do niej podobna, wydawało się naturalne i uzasadnione, ale…

Gdyby to było takie proste.

– Odkąd tylko pamiętam – powiedział w końcu. – Od dnia, w którym ocaliła mnie przed śmiercią…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa